Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 4 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Go down

Pisanie 01.06.15 0:10  •  Ulica - Page 4 Empty Re: Ulica
Dziewczyna wyłoniła się z zaułka, podążając za swoim psem. Niespecjalnie wiedziała gdzie idzie, ale też jakoś zbytnio się na tym nie skupiała. Szła w milczeniu ulicami zwinnie przesuwając się między innymi.
Do momentu gdy przechodzący chłopciec, nie uderzył w nią bokiem i - ku swojemu zaskoczeniu - odbił się od niej przewracając na ziemię. Wytrzeszczył oczy z wyraźnym zdumieniem, otrzymując w zamian pełne poirytowania spojrzenie.
- Uważaj jak chodzisz, młody. - ach, nie powinna raczej z góry oceniać jego wieku. W końcu zdążyła już zauważyć po swoim bracie, jak dziwnie działał na niego czas, który zdawał się dosłownie stanąć w miejscu. Niemniej postawa chłopaka i przestrach w jego oczach, sprawiały że z automatu podpisała go pod dziecko.
Wyciągnęła do niego mechaniczną rękę, obserwując jak z początku obrzuca ją niepewnym spojrzeniem, by zaraz przyjąć zaoferowaną pomoc i podnieść się z ziemi ze skinięciem głowy.
- D-dziękuję. - zająknął się bawiąc palcami wyraźnie zestresowany. Przyglądała mu się przez krótką chwilę, zaraz wyciągając rękę, by poklepać go po głowie.
- Patrz przed siebie, nie w ziemię. - poradziła mu spokojnie i odwróciła się ruszając z powrotem w swoją stronę. Usłyszała cichy szelest, kiedy się jednak odwróciła, chłopaka już nie było.
Wzruszyła ramionami i ziewnęła krótko, przymykając przy tym oczy. Do tego stopnia, że prawie wpadła na Rileya, który zatrzymał się nagle w miejscu z postawionymi na sztorc uszami. W ostatniej chwili przeskoczyła z nogi na nogę, wymijając go i stając po jego prawej.
- Rany psie, nie strasz ludzi. - a dopiero co udzieliła reprymenty jakiemuś dzieciakowi. Dobrze, że zdążyli wejść w jakąś uliczkę i nikt tego nie widział.
Podniosła głowę do góry, patrząc co go jak znowu zainteresowało i dostrzegła stojącego na rogu chłopaka. Stał z rękami w kieszeniach, rozglądając się na boki, zupełnie jakby spodziewał się czyjegoś przybycia. A może wręcz przeciwnie?
Podrapała się po karku i zerknęła w tył. Nie będzie zmieniać trasy przez jakiegoś przypadkowego Desperata.
Gwizdnęła na Rileya, a ten ruszył spokojnie w przód, węsząc raz po raz w powietrzu. Gdy był już w miarę blisko rogu budynku, zatrzymał się po raz drugi i burknął cicho, uderzając ogonem o łapy. Tym razem nie był to jednak jakoś specjalnie radosny gest.
- Polujesz na kogoś? Jeśli tak to wybrałeś sobie raczej kiepskie miejsce. - odezwała się, unosząc brew z niejakim zdumieniem, choć ruch ten mógł umknąć jego uwadze ze względu na przykrywające jej oczy gogle.
Maska przysłaniająca jej pół twarzy i narzucony na głowę kaptur dodatkowo ją maskujący, z pewnością dodawały jej wiarygodności, jak i roztaczały wokół poczucie bezpieczeństwa.
Jak cholera.
Nie zapominajmy o cały czas stojącym u jej boku psisku-ognisku, które szarpnęło nagle pyskiem do góry, stawiając uszy na sztorc i podeszło do niego miękkim krokiem, zatrzymując się w odległości metra. Obwąchało dokładnie jego nogawkę i... kichnęło z dźwiękiem do złudzenia przypominającym coś na wzór "bleh". Rozbawiło ją to do tego stopnia, że nie mogąc się powstrzymać, zaczęła się śmiać.
- Mój pies chce ci poradzić zakup nowego płaszcza. - poinformowała go stopniowo się uspokajając i pokręciła głową.
Niestety nie przewidziała tego co stało się chwilę później. Pies nabrał gwałtownie powietrza, zaciągając się nim trzy razy i... kichnął po raz drugi, rzygając przy tym niewielkim płomieniem na materiał.
- O cholera! - momentalnie dobry humor jej zniknął. Podbiegła do chłopaka, chcąc mu pomóc w ugaszeniu materiału. Riley tymczasem odsunął się od nich na dwa metry i zamachał ogonem, wyraźnie zadowolony z siebie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.06.15 20:57  •  Ulica - Page 4 Empty Re: Ulica
Spokojnie. Bez nerwów. Wszystko gra. Wszystko jest w porządku. Wcale nie jestem paranoikiem. To po prostu ten koleś zgubił pościg. Albo on był taki kiepski albo ja taki dobry. Ale on tam był. Na pewno. Na pewno?
Tego rodzaju myśli obecnie zajmowały głowię Kossa. Dlatego też miał wzrok wbity w niezidentyfikowany punkt i nie zwracał uwagi na to, co się wokół niego dzieje. Dosyć zabawne, biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze przed chwilą obawiał się, iż jest śledzony, a teraz daje się podejść jak małe dziecko.
Za dużo przebywam poza miastem.
Z tą pokrzepiającą myślą rozejrzał się wokół siebie z zamiarem ruszenia w dalszą wędrówkę. Poczuł jednak, że coś go dotyka w nogę. Gdy spojrzał w dół, ujrzał tam niewielkiego psa, takiego... hm, powiedzmy, że interesującego. Jednak niekoniecznie miał teraz ochotę na interakcję ze zwierzętami. Już miał zamiar odkopnąć psiaka od siebie z jakimś niewybrednym komentarzem, kiedy usłyszał głos. I to kobiecy w dodatku.
Podniósł więc spojrzenie do góry i ocenił stojącą przed nim osobę. Odchrząknął, spoglądając na maskę oraz gogle, starając się dostrzec oczy kryjące się za nimi. Niestety odbijające się od nich światło mu to uniemożliwiało.
Jebany cyborg.
Koss raczej nie krył się z awersją to istot zmechanizowanych. Jakoś tak... no nie, to po prostu nie działało. Ale ona miała rude włosy. Kurde, lubił takie. I tak oto w jego duszy nastał konflikt, który nie pozwolił mu się ustosunkować pozytywnie lub negatywnie do napotkanej osoby. Cholerne fetysze.
- Uważaj, bo zaraz zasugeruję ci znalezienie nowego psa - odburknął i zerknął znów na zwierzę. Będzie na niego kichał. - Sio. - Machnął ręką ponaglająco.
Nagle zaś wyszczerzył zęby i zawarczał. Cóż, nie było to zbyt groźne. Zapewne większy sukces odniósłby w swojej drugiej formie. Nim jednak zdążył zrobić cokolwiek więcej, psisko-ognisko podjarało mu nogawkę.
- Kurwa! - Krzyknął i zaczął podskakiwać na jednej nodze, starając się ugasić płomień. Było to okrutnie niekontrolowane, a zrobiło się jeszcze gorzej, kiedy czerwonowłose dziewczę postanowiło mu pomóc.
Wynikło z tego niezłe zamieszanie. W efekcie, tak podskakując, wygrzmocił dziewczynie kolanem w podbródek, a potem zaplątał nogę między jej kończyny i tak oto w widowiskowy sposób runęli na ziemię. Było to o tyle bolesne dla niego, że nie posiadał mechanicznych części i mocno odczuł, kiedy te uderzyły w jego ciało, a także kiedy po prostu uderzył o podłoże.
Jęknął z bólu, a potem nagle sapnął, zdając sobie sprawę, że znaleźli się w dosyć... niezwykłym zbliżeniu. Jego twarz leżała oparta o chodnik, mając tuż przed sobą gogle oraz maskę gazową. Teraz mógł dostrzec dwa koloru oczu u nieznajomej.
Jebany cyborg.
- Szlag by to... - Sapnął i podjął próbę wydostania się z tej niezręcznej sytuacji.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.06.15 13:50  •  Ulica - Page 4 Empty Re: Ulica
Nie był pierwszą i na pewno nie ostatnią osobą, którą sam widok zmechanizowanej ręki odrzucał na kilometr. Zwłaszcza w Desperacji. Niemniej dziewczynie właśnie o to chodziło, w końcu właśnie dzięki temu zastanawiali się pięć razy przez wyskoczeniem z jakimś wyjątkowo idiotycznym pomysłem jak choćby okradnięcie jej, nie?
"Uważaj, bo zaraz zasugeruję ci znalezienie nowego psa."
- Ja szukam nowego psa, ty miejsca na pochówek. - rzuciła beznamiętnie na jego burknięcie. Takie były zasady. Pies był zbyt wysoko w jej hierarchii, by mogła podobne groźby puścić płazem. Wolała jasno i stanowczo zaznaczyć swój punkt, przed potencjalnym problemem.
Chociaż całe to podpalenie jego ubrań, raczej niezbyt pomagało. Kto by się jednak spodziewał, że wyrżną na ziemię? Fakt faktem, mężczyzna był całkiem wysoki, ale i sama dziewczyna swoje ważyła. Dlatego gdy upadli przede wszystkim w jej oczach dało się zobaczyć wyraźne zaskoczenie. Niespecjalnie poczuła jakikolwiek ból, poza faktem, że z pewnością na prawym ramieniu zarobiła kolejne otarcie. Jedynie maska zsunęła jej się z twarzy wraz z kapturem, a dziewczyna leżała z poczatku niezdolna do poruszenia się z nieznajomym w odległości zdecydowanie zbyt małej, jak na pierwsze spotkanie.
Gdy próbowal się podnieść, westchnęła krótko i spojrzała gdzieś w górę z wyraźną irytacją.
- Mógłbyś zabrać rękę z moich cycków? - zapytała niezwykle uprzejmym tonem i zepchnęła go z siebie niespecjalnie siląc się na delikatność, wstając do pozycji siedzącej. Otrzepała dłonie, zerkając na płaszcz, który całe szczęście został ugaszony. Cóż, był nieco nadpalony, ale w sumie i tak raczej gorzej już wyglądać nie mógł.
- Nie jest tak źle, wygląda całkiem stylowo. - rzuciła przekonującym tonem, unosząc jedną brew i pokiwała głową na potwierdzenie swoich słów. Riley cały czas stał z boku, pocierając łbem o swój bark, raz po raz pociągając nosem.
Widocznie zbyt mocno wciągnął powietrze i kurz, który się do niego dostał, cały czas upierdliwie go drapał, bo psisko po raz kolejny kichnęło i rzygnęło kolejnym strumieniem ognia, który tym razem rozbił się o podłoże.
- Co się stało, psiaku? Chodź tutaj. - wyciągnęła do niego ręce, pstrykając palcami, by wskazać mu dokładny kierunek, a gdy ten posłusznie znalazł się obok niej, przetarła mu pysk rękawem i podrapała za uchem.
- Paskudne powietrze, co? Zdecydowanie lepiej nam się chodzi po obrzeżach. - Riley zamachał ogonem w odpowiedzi i zwrócił łeb w stronę Kossa, błyskając kłami w ostrzegawczym geście. Na wypadek, gdyby wpadło mu do głowy zaatakowanie dziewczyny, gdy ta była zajęta poświęcaniem mu uwagi. W końcu ruda wstała na równe nogi i wyprostowała się, ruszając parę razy lewym ramieniem, by sprawdzić czy aby na pewno wszystko ma na swoim miejscu.
- Dzisiaj mam jakiś dobry dzień. - rzuciła sarkastycznie do samej siebie, zwracając się w stronę brązowowłosego, by ocenić go spojrzeniem. Żył? Żył. Coś mu było? Nie była pewna. Dobrze, że w Desperacji nie było prawników i w najgorszym wypadku mogło się to skończyć bójką.
Zaraz.
Najgorszym?
Miała na myśli najlepszym.
Ostatnio brakowało jej jakiegoś porządnego mordobicia. Choć w sumie szkoda byłoby wplątać się w jakąś szarpaninę. Jak teraz mu się dokładniej przyjrzała, był całkiem przystojny. No, ale siniak pod okiem jeszcze nikomu nie zaszkodził. A blizny są domeną każdego prawdziwego mężczyzny, właśnie tak.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.06.15 23:23  •  Ulica - Page 4 Empty Re: Ulica
Śmierdzi...
Przejechał wierzchem dłoni w okolicy nosa i zaciągnął się bez opamiętania, aż na chwilę poczuł raptowne kłucie w płucach. Wypuścił powietrze z nozdrzy bez większego wzruszenia spoglądając przed siebie.
Tym razem, to nie ja.
Luksusy, możliwość oczyszczenia swojego ciała z zapachu desperacji, mało kogo było na to stać. Z czasem niekoniecznie przyjemny zapach zamieniał się w naturalną nutę każdego mieszkańca tego odwrotnego raju na ziemi, więc wszystko co posiadało inną woń... śmierdziało. Lecz w tym przypadku mogło chodzić o coś więcej niż tylko brak higieny osobistej wymordowanego. Atmosfera była niecodzienna, prawie jakby ktoś niepożądany postanowił hasać sobie po okolicy z przekonaniem, że czujne zmysły mieszkańców go nie wychwycą. Eh, ale to oznaczało, że teraz musi zareagować. Bynajmniej nie chodziło o to, by w końcu pójść i wskoczyć do jakiejś rzeki, ale by ruszyć swoje cztery litery i poudawać przejętego całą sytuacją, nawarczeć na kogoś, pogrozić i mieć nadzieję, że pójdzie po dobroci.
Oczywiście, że nie miał zamiaru być dla nikogo miłym, tyle że lenistwo brało czasem górę. Niektórzy mogli by po prostu wiać na jego widok, w praktyce wyglądało to tak, że nie pchał się nigdzie do ludzi, jeżeli nie było przymusu.
Przechylił głowę na bok chcąc oprzeć ją o wysunięte do góry ramię i jeszcze chwilę móc zamknąć oczy. Nie było mowy o śnie, ale chociaż te kilka minut na odzyskanie trzeźwego umysłu. Schował ręce do kieszeni spodni i zrobił pierwszy krok. Coś tu nie pasowało.
- Długo masz zamiar tam siedzieć? - Nie odwrócił się, ale nie było mowy, by kierował swoje słowa do kogoś innego poza drugim dobermanem. Ciekawe ile tu już siedział i czego chciał? Pewnie sam dopiero co wyczuł nieprzyjemny swąd i z tą samą ideą wygrzebał się z jakiejś dziury w desperacji. Kirin przynajmniej miał ta satysfakcję, że 'zauważył' go pierwszy, ale zmuszenie się do wypowiedzenia tych kilku słów odbiło się na całej jego energii do działania.
Miał ochotę cofnąć się do murku pod którym leżał i znowu paść twarzą do ziemi by bez żadnej satysfakcji trwać w swojej egzystencji patrząc się na bok, bez celu. Skoro jednak już wstał...
Kiwnął głową na mężczyznę i bez słowa skierował się tam, gdzie prowadził go nos i intuicja. Szybko jednak doszły do tego inne zmysły. Rozmowę było słychać z daleka. A zapach... pachniało miastem.
Zachowywał się z całkowitą ignorancją. Ręce nadal znajdowały się w kieszeniach kiedy pojawił się na horyzoncie, bez specjalnego ukrywania swojej obecności przed osobami, które stały mu na drodze. Maszerował spokojnie patrząc na nich bez wzruszenia, wbijając swoje złote ślepia w ich oczy, jeżeli tylko zechcieli by na niego spojrzeć. Bez słowa, bez strachu, bez emocji, pozostawiając kwestię wypowiadania się komuś innemu.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.06.15 23:51  •  Ulica - Page 4 Empty Re: Ulica
Dopiero teraz mnie zobaczył? Jeez, koleś jest powolny.
Poprawił zawiązany kok i rozsiadł się jeszcze bardziej, specjalnie odłożył fajkę na bok żeby spróbować zlokalizować cel, który spodobał się Kirinowi.
Długo to nie zajęło, już po chwili wiedział na kogo spadł ten przykry los skopania przez dwóch ofensywnych psiaków z dużymi kłami. Ale twarz dziewczyny napawała go nostalgią nostalgią.
Zaraz, nostalgią.. skądś kojarzył te rysy twarzy, ale z daleka ciężko było mu ocenić.
Jego wzrok skupił się tylko na tej jednej osobie, wszystko inne zeszło na drugi plan.
Kurwa, ten rudy za bardzo mu świtał w głowie, czuł coraz bardziej tą nadchodzącą eurekę i zaczynał się jej bać.
Bać? Co ty pierdolisz do samego siebie, to nie był strach tylko ekscytacja. Ekscytacja bo ponownie spotkał ją.
Wtedy wyrwał się z zamyślenia, zobaczył jak Kirin zaczął zmierzać w jej kierunku więc podniósł się mozolnie i po chwili go dogonił.
- Za dużo palisz, jeszcze znowu ci się zdechnie i co wtedy? - Powiedział zaciągając się swoim petem. On jeszcze ani razu nie zdechł więc mógł palić do woli.
Kiedy powolnym krokiem skracali sobie odległość do Rhy, zauważył jak jakiś typ ją zmacał. Co to kurwa ma znaczyć. No ale na jej reakcję długo nie musiał czekać, teraz był pewien, że to ona, charakter też jej się nie zmienił.
- Teraz będzie jeszcze lepszy, uwierz mi - Powiedział po usłyszeniu jej sarkazmu.
Ciekawe czy go pozna, mimo wszystko minęło tyle lat, że sam potrzebował dobrej chwili żeby ją rozpoznać.
- Trafiłaś dziś na strasznie chujowy duet, muszę ci powiedzieć. Jeżeli uda ci się wydostać to mam dla ciebie małą radę, nie pakuj się w świat dorosłych.
Mimo wszystko uśmiechnął się do niej, w końcu rzadko miał okazję spotkać starego druha, a raczej jego córkę. Gorzej tylko z tym, że w jej oczach właśnie zmartwychwstał, a czy to dobra wiadomość też jest dobrym pytaniem.
- Obu nam się dzisiaj za dużo nie chce, a ja nie chciałbym na start skopać ci dupę, Ruda - Powiedział lekko drwiącym tonem. Chociaż z drugiej strony to wszcząłby jakąś burdę, niekoniecznie z nią.
Ehhhh.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.06.15 1:03  •  Ulica - Page 4 Empty Re: Ulica
Cholerne dziewczę. Nie dość że cyborg, to jeszcze mu grozić będzie. Zupełnie nie robił sobie nic z jej pogróżek. Ale z drugiej strony nie chciał też testować jej umiejętności bojowych. Z tymi mechanicznymi cudami to nigdy nie wiadomo. Jeszcze by mu wypaliła jakimś miotaczem ognia z dupy i dopiero byłby cyrk. Pewnie musiały się zastanowić, czy się tarzać ze śmiechu, czy z powodu płonącej skóry.
Kiedy dziewczyna zwróciła uwagę na fakt, że jego dłoń powędrowała w nieodpowiednie rejony, Koss spojrzał w tamtą stronę.
- Oh. - Odparł tylko i szybko cofnął rękę. Bynajmniej jednak nie zaczerwienił się, ani nie próbował tłumaczyć. Przyczyna była prosta - nie zrobił tego w żadnym wypadku celowo. Właściwie to wszystko wynikło z jej powodu, a właściwie to z powodu jej psa. Więc nie do niego powinna mieć pretensje. Chyba, że to było zaplanowane od początku. Z kobietami nigdy nic nie wiadomo.
Zresztą tam, jak trochę pomaca, to też się nic złego nie stanie.
Również zebrał się do pozycji siedzącej, a potem wstał i otrzepał ubrania. Był to zabieg raczej zbędny, bowiem i tak wyglądał jakby wyciągnął je wprost ze śmietnika, ale no, zachowujmy chociaż jakieś pozory.
- Ta. - Odparł sceptycznie, spoglądając na przypalony fragment. Najgorsze, że spodnie również zostały naruszone, a za nimi już przepadał. Związane było z nimi wiele ciekawych historii. Cóż, wszystko wskazywało na to, że oto rodziła się następna. - W zasadzie i tak go nie lubiłem - dodał, mając oczywiście na myśli płaszcz. Trudno stwierdzić, czy pocieszał dziewczynę, czy bardziej samego siebie. Chociaż naprawdę go nie lubił.
Spojrzał w stronę psa i uniósł wyżej rękę. Ten cholerny kundel za chwilę znów coś podpali i znając życie, tym czymś będzie Kossjen. A jemu obecnie brakowało ubrań na wymianę, więc im więcej ich straci, tym bardziej roznegliżowany będzie chodził. Nie zapowiadało się na znaczącą poprawę jego sytuacji materialnej, dlatego też wolał uniknąć kolejnych szkód. Niechże ona zrobi coś z tym zwierzakiem. Da mu krople do nosa albo zaklei pysk. Zaraz ktoś zginie z tego powodu.
Kolejny raz spojrzał na psa wrogo i kolejny raz zawarczał w jego stronę. A potem zerknął na czerwonowłosą.
- Może gdybyś... - Nie zdążył dokończyć. Oto nadchodziła kolejna porcja kłopotów.
Oto dwóch jegomości nadeszło, aby siać zniszczenie. Na początku Koss obawiał się, że to któryś z nich go śledził. Potem jednak okazało się, że chodziło im tylko i wyłącznie o dziewczynę. Jakiś problem z nią mieli, albo coś. Na dodatek ten drugi gadał dosyć dziwne rzeczy.
Typ naćpany, czy ki chuj.
Właściwie, to chłopak miał ochotę w tym momencie się odwrócić i ulotnić. Nie jego cyrk, nie jego małpy. Ale dwa czynniki nie dawały mu spokoju. Pierwszym była naturalnie ciekawość, która zawsze prowadzi do kłopotów. Chciał po prostu dowiedzieć się, jak ta kabała się zakończy. I może sprawdzić, na co stać tę rudowłosą pannę.
Druga sprawa była o wiele bardziej skomplikowana. Problem tkwił bowiem w tym, że Koss sam do końca nie wiedział o co chodzi. Po prostu coś w tej kobiecie zwracało jego uwagę. I nie chodziło o fakt, że była jakaś niesamowicie wręcz piękna, czy coś w tym stylu. A jednak nie mógł od niej oderwać wzroku. Wzbudzała w nim jakieś mgliste skojarzenia. Najbardziej irytujące było to, że nie potrafił jednoznacznie określić, co stanowiło element zaczepienia. O co chodziło. Co w niej było takiego? Czuł się, jakby zapomniał jakiegoś słowa i za cholerę nie mógł go sobie teraz przypomnieć.
Może to te rude włosy?
Koss wykonał taktyczny krok w tył. Ręce trzymał luźno wzdłuż ciała, na wszelki wypadek, gdyby jednak znalazł się w strefie zagrożenia. I po prostu obserwował.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.06.15 15:22  •  Ulica - Page 4 Empty Re: Ulica
Otrzepała rękaw bluzy, zerkając na jego spalony płaszcz. Podniosła rękę, mierzwiąc włosy w tyłu głowy z niejakim zakłopotaniem.
- I tak przepraszam. Kupię ci nowy. - zaoferowała się, zaraz drapiąc się po nosie. Tyle nerwowych tików, musiała być naprawdę zmęczona ostatnimi wydarzeniami, skoro na nowo się w niej odzywały.
Wyprostowała się wyraźnie zaalarmowana, gdy uniósł rękę, patrząc na Rileya. Ten pies był jedną z najważniejszych postaci w jej życiu, jeśli więc pojawiał się choćby cień szansy, że chłopak zechce zareagować agresją w jego stronę, będzie musiała zainterweniować.
Nieznajomy ograniczył się jednak do warczenia. Riley odpowiedział na zaczepkę, przekrzywiając łeb w bok i pociągnął nosem parę razy, zaraz ziewając szeroko. Nagle zerwał się na równe łapy i błyskawicznie znalazł się przy nodze Rudej, wskazując pyskiem miejsce, z którego chwilę później wyłoniły się obie postacie.
- Spokój, Riley. - rzuciła powoli, mierząc wzrokiem zarówno jednego i drugiego. Pierwszy nie przykuł jakoś specjalnie jej uwagi. Wyglądał jak typowy dres spod latarni, szukający kogoś, komu mógłby wpierdolić czy zajebać telefon. Nie zdziwiłaby się, gdyby zaraz wyciągnął zza pleców baseballa czy innego fascynującego narzędzia, którym uderzałby sobie o nogę z miną 'jestem badassem mała, nie masz szans, a moja honda jest szybsza niż wygląda'. Dobra, tak tylko gadała, że nie przykuł jej uwagi. Pewnie gdyby nie był potencjalnym zagrożeniem, chętnie by go postalkowała i zobaczyła ile mord obija w ciągu dnia.
Drugi natomiast był dziwnie znajomy. Nie, nie dziwnie. Cholernie znajomy. Przyglądała się z uwagą jego twarzy, gdy nagle się do niej zwrócił. Ten głos.
Zachwiała się nieznacznie, nie wierząc w to co widzi i zrobiła krok w jego stronę.
- Wujek... Fenrir? - poruszyła jeszcze parę razy ustami, wypowiadając bezgłośnie jakieś słowa, aż nagle jej twarz rozjaśnił uśmiech. W kilka sekund dopadła mężczyznę i skoczyła na niego wieszając mu się na szyi. Całe szczęście, że i on był biomechem, inaczej mogłoby się nie skończyć to zbyt dobrze.
Pamiętała jednak doskonale jego wizyty u rodziców.
- To naprawdę ty! Powiedzieli mi, że nie żyjesz. - wyrzucała z siebie jedno słowo za drugim, wciskając się twarzą w jego ramię jak podniecony Simba, który odnalazł swojego Mufasę. Żywego, żeby nie było. Chociaż zaraz... może i nie? Riley trwał z tyłu w bezruchu, nie reagując w żaden sposób na scenę powitania.
Dziewczyna odsunęła się w końcu nieznacznie, choć cały czas przejeżdżała rękami po ramionach Fenrira, jakby nie mogła uwierzyć, że faktycznie przed nią stał.
- W sumie pewnie nie żyjesz. To dlatego zniknąłeś? A ja... - machnęła do góry metalową ręką uśmiechając się krzywo.
- Teraz jestem bardziej podobna do ciebie. Co tu robisz? Swoją drogą przydałaby ci się kąpiel. - rzuciła unosząc kącik ust w złośliwym uśmiechu i poklepała go po klatce piersiowej z wyraźnym zamyśleniem.
- Gdybym mogła wybrać, nie pakowałabym się. Problem w tym, że nie jestem już mile widziana w mieście. Pamiętasz mojego brata, Suzuyę? Zawsze pałętał mi się między nogami. Więc tak jakby przez naszą espadę poza mury, nie żyje. I wyrosły mu odnóża. Bum. Dlatego teraz jestem tutaj i robię za posłańca. Jakbyś potrzebował przekazać komuś jakąś paczkę to daj mi znać. Dziwne, że nie spotkałam cię wcześniej. - wzruszyła ramionami, wpatrując się w niego roziskrzonym wzrokiem. Cholernie gadatliwe to rude, jak już spotka kogoś kogo zna.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.06.15 20:57  •  Ulica - Page 4 Empty Re: Ulica
Wujek Fenrir? Że ja? Wujkiem? Co do chuja.
No, może trochę, ale bez przesady.
No dobra, tylko wobec niej, jeez.
Ale powieszenie na nim mogła sobie darować. Tak, stanowczo.
Mimo to ją przytulił do siebie i zaczął szczerzyć jak debil chociaż sama Rhy tego nie widziała.
Kiedy w końcu się od niej uwolnił, od razu został zasypany pytaniami.
Słysząc to wszystko po prostu podrapał się po głowie i dostał w twarz tekstem o kąpieli, świetnie, ktoś tu najwyraźniej nie wie jak ciężko tutaj o wodę, która nie przypomina kolorem zmielonego psa a zapachem radioaktywnego kompostu, chłop starał się jak mógł.
- Tsa, wujek Fenrir we własnej osobie. - Powiedział śmiejąc się do samego siebie, nie zdarzyło mu się usłyszeć czegoś równie dziwnego od lat, ostatnia osoba, która go tak nazwała była.. nią, tylko że z dziesięć lat młodszą.
- Tego się trzymajmy, wolę pozostać martwy w oczach S.SPEC, dezercja nigdy nie była zbytnio miło nagradzana.
Cholera, od razu się wygadał, i to jeszcze przy Kirinie.
- Jeśli masz na myśli Wymordowanego to nie, nie jestem nim, twoi rodzice i reszta odwalili kawał dobrej roboty i ta maszyneria trzyma mnie w zajebistym stanie, jeżeli ich widujesz czasem to pozdrów ich na boku ode mnie, jeżeli jednak mnie sprzedasz to wiesz już zapewne jak działają zasady na Desperacji dotyczące donoszenia na kogoś do niebieskich, prawda? - Powiedział poważnym tonem i przez chwilę patrzył na nią wilkiem. Długo jednak nie potrafił utrzymać tej miny, w końcu jest dobrym..wujkiem.
- Bardziej podobna do mnie? - Parsknął śmiechem ponownie - Nie wiesz co mówisz, moja droga. A co do kąpieli to nie mam tu już takich luksusów jak u niebieskich, ale nie narzekam.
Jej złośliwy uśmiech stanowczo za bardzo przypominał jego, kurwa, może rzeczywiście się do niego trochę upodobniła.
No cóż, gorzej dla niej.
Suzuya? Aaa, ten jeszcze mniejszy knyp, który nieraz nadział się na jego kolano twarzą bo go nie zauważył. Cholera, jak to dawno temu było. A teraz smark był martwy. Ba, nawet nie porządnie martwy tylko zamienił się w jebanego pajęczaka, co to się z tym światem dzieje. Teraz nie wiedział czy ma mu być przykro czy zazdrościć "ulepszenia".
W głowie jednak dalej siedziało mu to w czym ten mały rudzielec może przypominać właśnie go.
I wtedy w ogóle zwrócił uwagę na jej wygląd poza twarzą.
Kurwa, jestem ślepy.
A ktoś jebanym sadystą, że zrobił to dziecku.
A ona.. ona po prostu miała pecha.
Wrócił myślami do rozmowy.
Posłaniec? Na Desperacji? W tym wieku? Cholera, miał zły wpływ na tą dziecinę, dobrze, że kontakt im się urwał.
Chociaż teraz mimo wszystko czuł potrzebę odnowienia go, chyba się starzeje.
Albo po prostu stwierdził, że ta znajomość będzie przydatna, w końcu dobrzy kurierzy w Desperacji to rzadkość.
Wyciągnął różowe cudeńko oblepione brokatowymi czaszkami w przeróżnych kolorach i wręczył je Rhyleih
- Chętnie skorzystam, wpisz się. - Rzucił krótko, po czym spojrzał na Kirina, zapomniał że w ogóle tutaj jest.
- Jej nie bijemy, ale tego obok można. - Powiedział to przeciągając wzrok ze swojego kompana na Kossa, o którym również dopiero teraz sobie przypomniał.
- Jak chcesz powód to wepchniemy ci go do gardła - Powiedział śmiejąc się i wyprowadził szybki cios prosto w twarz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.06.15 20:38  •  Ulica - Page 4 Empty Re: Ulica
Obserwował całe to rodzinne spotkanie i robiło mu się niedobrze od nadmiaru cukru i ciepełka. Każdy kto zrobił kiedyś taki błąd wie, żeby nigdy nie jeść świeżo zrobionego karmelu w trzydziestostopniowym upale, a on właśnie tak się czuł. Nie miał nic do Fenrira, ale jeszcze chwile temu uważał go za gościa, którego nic nie obchodzi, a teraz? Miał przed oczami scenkę zjednania rodziny i jedyne co czuł, to obrzydzenie. Do tego jeszcze była z niebieskich? Bleh, jeszcze niech zaczną się przy nim lizać, to naprawdę śniadanie wydostanie się z niego drogą, którą w niego weszło.
Nawet nie miał ochoty słuchać o czym gadają, ale robili to tak głośno, że informacje wlewały się w niego mimowolnie. Równie dobrze mogli by gadać o sposobie zaparzania czerwonej herbaty na południu Indii czy obsłudze pralki Ani, wymordowany miał już dość, choć oczywiście nie miał zamiaru wyrywać i się i przywalić rudej z pięści w połowie rozmowy. Po prostu odechciało mu się tu przebywać, cały ten wypad stracił sens, ale skoro Fenrir chciał sobie porozmawiać, to droga wolna. Kirin nie będzie mu w tym przeszkadzał.
Dopiero gdy mężczyzna wyprowadził zgrabny cios w twarz stojącego obok chłoptasia postanowił ponownie włączyć się myślami do całego wydarzenia. Ale skoro był tylko jeden przeciwnik nie miał nic do roboty. Dwóch na jednego to banda łysego.
Prychnął poirytowany i włożył ręce do kieszeni. Pozostało mu jedynie stać z boku i obserwować, chociaż i to miało swoje plusy. Niech biomech się babra w tej piaskownicy, on sobie popatrzy, postoi... chwila rozluźnienia każdemu dobrze robi.
„Jej nie bijemy”.
Znowu się skrzywił. Nie dość, że sam rzucił się do bitki, jemu zabronił atakować jakiejś dziewczyny od niebieskich. Poza tym nie mylił się, dalej pachniała mu miastem. Tego zapachu nie jest tak łatwo się pozbyć, przesiąka się nim do końca, jak już raz przeskoczy się mury władzy. Ten smród pozostaje na zawsze. Wymordowany wbił w nią spojrzenie, które mówiło, że nawet pomimo słów drugiego dobermana, Kirin nie powstrzyma się, jeżeli ta się czymś narazi.
Po prostu nerwy by mu nie wytrzymały. A szczególnie, że nie lubił na siłę się powstrzymywać.
- Nie pierdol, daj znać, jak skończysz. - Mruknął pod nosem od niechcenia i odwrócił się na pięcie, by odejść kilka metrów i przycupnąć na pozostałościach po jakimś murze idącym wzdłuż ulicy.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.08.15 18:53  •  Ulica - Page 4 Empty Re: Ulica
MG:

Zanim jednak na dobrą sprawę doszło do bijatyki, do uszu zebranej czwórki dotarło złowrogie odległe szumienie. Dźwięk przypominał odgłos nadlatującego helikoptera, tyle że gdzie okiem sięgnąć, było tylko puste, ohydnie puste niebo. Kiedy jednak zorientowali się, co wydaje takie niepokojące buczenie, mieli już mało czasu na reakcję. Dwa dobermany wycofały się jak najszybciej w kierunku, z którego przybyli, a rozdzielająca ich od pozostałych chmura dymu i kurzu wywołana przez nagłe zerwanie się wiatru uniemożliwiła im ich dostrzeżenie. By uniknąć uszkodzenia oczu, musieli uciekać niemal na oślep, zdając się tylko na swoje inne zmysły. Nagła chmura nie wywołała większych szkód u żadnej ze stron, jednak jedna drugich nie miała już w zasięgu wzroku.

z/t Fenrir i Kirin.

// Wyjście z tematu na prośbę.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.09.15 19:22  •  Ulica - Page 4 Empty Re: Ulica
Błędne koło drastycznego chudnięcia i szybkiego przybierania na wadze trwało w najlepsze. Jeszcze niedawno tarzał się po krzakach żując sosnowe igły, a teraz mógł z dziwną satysfakcją włożyć rękę pod koszulkę i pomasować zimną dłonią po wybrzuszeniu w miejscu żołądka. Dla dobra otoczenia pozbył się wszelkich dowodów mogących świadczyć o tym, że pożarł niedawno ludzkie palce i trochę innych wnętrzności. Postarał się nawet, by spłukać krew ze swojej bluzy. Kiedyś szara, teraz ohydnie brązowa i śmierdząca nadal pozostała tą ulubioną, którą mógł nosić zawsze i wszędzie.
Poruszał się ciągnąc nogami po ulicy. Wsunął ręce do kieszeni pozwalając im rozgrzać się odrobinę. Nie wiedział po co, ani dokąd idzie. Kiedyś już tu był i chyba właśnie dlatego coś kazało mu wrócić.
Nic się nie działo. Było tak cicho, że zaryzykował i zaczął nucić pod nosem. Nie miał szczególnie pięknego głosu, ale w jakiś sposób ten chrypliwy, przywodzący na myśl melodyjnie wypowiadane słowa pasowały do całej jego osoby. Nie był to żaden konkretny tekst, nie wiedział nawet, czy słowa, które zachował w głowie są w ogóle zgodne z oryginałem, zasłyszał gdzieś parę wersów i te utkwiły w jego umyśle.
Usiadł na krawężniku i oparł się plecami o pozostałości po ścianie jakiegoś budynku. Miał humor na narzekanie i nie robienie nic, by cokolwiek zmienić, więc jego pierwszą ofiarą padły krzaki na drugiej stronie ulicy.
Wstał. Pokusił się nawet o kilka szybkich kroków i stanął naprzeciw obiektu swojej złości lustrując gęste zarośla. Odchylił nogę do tyłu i miał z całej siły zmusić gałęzie do tego, by wycofały się za umowny teren ulicy. Czubek jego buta pędził już ze świstem, lecz w ostatniej chwili zamarł.
W gąszczu, głęboko wśród liści schowane było małe ptasie gniazdko, a w jego środku kilka nakrapianych, miniaturowych jajeczek.
Coś dziwnego działo się z jego twarzą. Nie było to ani współczucie, ani rozczulenie. Dla kogoś patrzącego z boku był niemal dwumetrowym facetem wlepiającym wzrok w krzak niczym roślinożerne zwierzę. Żyrafie instynkty schował głęboko do kieszeni, jednak jego dłoń powędrowała ostrożnie w głąb rośliny pomimo gwałtownych protestów ptasich rodziców, którzy pojawili się nagle i rzucili na pomoc swoim potomkom.
Świergot, pisk i gwałtowne trzepotanie skrzydełkami.
Jakikolwiek gatunek ptaka to był, bez problemu zmieściłby się w zaciśniętej dłoni Vincenta. Nie zważając na atakującą parę, wyjął z gniazda ptasie jaja i podłożył je sobie przed oczy.
- Kolacja. - Mruknął cicho sam do siebie.
Surowe jaja nie były najwspanialsze, ale może uda mu się znaleźć jakieś dogorywające ruiny i na żarze nieco je ugotować.
Zacisnął zęby i rozejrzał się dookoła. W ogóle nie odczuwał teraz ochoty dzielenie się z kimkolwiek, dlatego powoli wycofał się gdzieś na bok, poza umowne granice ulicy, z dala od oczu przypadkowych przechodniów.
Syknął sam na siebie.
Co do cholery skłoniło mnie, żeby tu przyleźć?
Nie lubił ludzi, nie lubił towarzystwa, nawet małe oznaki o byteczności jakiegoś dwunoga go irytowały. Rozejrzał się szybko i wychwycił jakieś zacienione miejsce. Wepchnął się tam w całości czując się trochę jak bezdomny pies. Brakował mu tylko pudełka. Spojrzał jeszcze raz na nakrapiane jajka i stracił ochotę do ich przyrządzania. W sumie i tak nie był głodny.
Odłożył zdobycze przed swoim nogami i oparł się o ściankę za sobą zakładając ręce za głowę. Złote ślepia powędrowały w stronę nieba, a myśli gdzieś bardzo daleko. Odczuł przypływ senności, ale gdy tylko niemal stracił kontakt z otoczeniem, otrząsnął się raptownie. To nie było miejsce i czas na odpoczynek. Nawet krótka drzemka w takim miejscu byłaby ryzykowna. Podniósł głowę i jeszcze raz starałam się spojrzeć na sunące po niebie ciemne chmury. Nie poruszał się, niemal zastygł w takiej pozycji. Nabierał energii poprzez zwykłe nicnierobienie. I tak było mu najlepiej.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Ulica - Page 4 Empty Re: Ulica
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach