Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 9 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9

Go down

Pisanie 24.08.17 12:11  •  Ulica - Page 9 Empty Re: Ulica
- Złoto, nie obchodzi mnie co ma Lokstar do zaoferowania, tylko co Ty masz. Nie możemy Ci ufać, kiedy Twoja jedyna deska ratunku właśnie spłonęła. Płacisz z góry za wszystko albo do widzenia - rzucił dość stanowczo, oschle wręcz. Nie wyobrażał sobie czegoś podobnego. Powinna liczyć się z tym, że będą chcieli zapłatę z góry, kiedy plotka o zrujnowanym kasynie rozchodzi się szybciej niż maślane bułeczki.
Nie odchodził jeszcze, póki nie dostanie od niej konkretnej odpowiedzi na temat zapłaty. Zamiast tego, z jej ust wydobyło się kolejna propozycja zlecenia, gdzie tym razem Astorius nie powstrzymał się od żałosnego śmiechu. Mary dziewczyny nie zrobiły na nim zbyt dużego wrażenia, bo sam osobiście wiedział jak jest żyć z czymś takim. Z taką mocą. Ciągle słyszał głosy swoich Zmor, które szeptały mu o niedorzecznościach dziewczyny.
- Jeśli do swoich usług wliczasz jeszcze cudowne uzdrowienie, to musisz liczyć się z tym, ze zapłata będzie dużo większa, dodatkowo nic nie zrobimy, jeśli nie zapłacisz nam z góry - odparł, spoglądając na nią ostro. Charakterystyczny dziki błysk pojawił się w jego oczach, co tylko sugerowało, że postawa kobiety coraz bardziej przyprawiała go o irytację. Jednak Shane miał rację. Nie potrafił sam brać udziału w takich zleceniach - Jesteś naiwna, wiesz? Jeśli nie chcesz umierać, to trzeba było nie myśleć tak lekkomyślnie i się bronić - i kto to mówi - Więc jak będzie? I lepiej dumę schowaj do kieszeni, bo przy obecnym stanie niewiele sama zrobisz - mówiąc to, spojrzał na jej mary, które wytrwale jej pomagały.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.08.17 20:30  •  Ulica - Page 9 Empty Re: Ulica
Zmrużyła oczy. W głowie mary krzyczały coraz głośniej. Ich jazgot w pewnym momencie zagłuszył każdy inny dźwięk. Jebał Cię pies, sukinsynu, pomyślała z drwiącym uśmiechem, patrząc w oczy Asteriona.
Odwróciła się powoli, przymykając na chwilę powieki. Ból w udzie w końcu minął. Wiedziała jednak, że nie jest w stanie tak długo wytrzymać i jest to zapewne ostatni taki przypływ zwodniczej energii. Jednym ruchem wklepała sobie w ramię maść, którą przygotowała trzy dni wcześniej, w swoim gabinecie. Mary rozpłynęły się, ona sama w końcu stała prosto. -  Zdaję sobie sprawę, że natura nie wszystkich obdarzyła urokiem osobistym... Ale następnym razem przyślijcie kogoś, z kim będę mogła porozmawiać na poziomie, gadzie. - parsknęła, odwracając się. Całym swoim ciałem zwróciła się ku mężczyźnie, który najwidoczniej był pewny, że robi na niej wrażenie. Aż  uśmiechnęła się nieładnie, zamiatając ogonem ziemię. Po chwili poczuła na karku zimny oddech. Czyj? Nie miała pojęcia. I mało ją to obchodziło. - Daję Ci namiary na kolejnego klienta, a ty tak niegrzecznie obrzucasz mnie gównem - splunęła w bok, łypiąc na Asteriona tajemniczo i nieskrywanie wrogo. W te klocki był słaby, bardzo słaby. Shane, na sprawy wielkiej wagi powinieneś wysyłać ludzi trochę bardziej ogarniętych, pomyślała, nie spuszczając z najemnika chłodnego spojrzenia. Teraz, gdy ból zmalał na tyle wystarczająco, by nie kuleć, włożyła ręce do kieszeni i wyciągnęła z nich dość spory woreczek wypełniony pieniędzmi. A przynajmniej znających podstawowe zasady obchodzenia się z klienterią. Sięgnęła do drugiej kieszeni, wyciągając drugi, trochę mniejszy, lecz nadal przyjemnie brzęczący. Gdyby nie sytuacja, w której się znajduję, leżałbyś tu martwy, gnido. Rzuciła woreczkami bez słowa w stronę mężczyzny. Było jej szkoda tej, nie ukrywając, dość sporej gotówki, jej brak zaś z pewnością uderzy wymordowaną prosto w bolący już policzek; niestety, była coś winna Lokstarowi. - Naiwność? To chyba Twoje drugię imię, Asterion. - powiedziała lodowato, jak zwykle nie unosząc się emocjami. Była niczym chłodny, stonowany głaz. Szczególnie w takich sytuacjach, okraszanych nutką ironicznych uwag i niepoliczalnej tu złośliwości. Wiedziała doskonale, że w handlu trzeba zachować zimną krew i powagę, by nie dać się wyrżnąć z gry z pieczątką "FRAJER" na czole, z obowiązkową, ozdobną kokardką nad "F". Asterion zirytował ją tak bardzo, że nawet nie próbowała wczytywać się w jego wspomnienia, myśli, lęki. Wystarczyło jego imię. Nie chcąc ciągnąć tej beztematycznej, bezsensownej rozmówki z typem, który wykorzystywał fakt jej chwilowego osłabienia wgryzła się w jego ewentualną ripostę i, nie zmieniając silnego tonu głosu, uniosła lewą dłoń i dodała ostro - Za tydzień pojawię się w umówione miejsce po listę lekarstw.
Nie robiła sobie z tego typka nic - wiedziała, kto jest prawdziwym przywódcą smoków i do kogo ewentualnie winna była okazać jakikolwiek szacunek. Zrobiła parę kroków do przodu, szykując się do opuszczenia tego miejsca. - W tych woreczkach jest sporo gotówki. - pomijając fakt, że była to niemal cały majątek dysponowany w tamtym momencie przez dziewczynę... syknęła w myślach, klnąc na rękę Lokstara, która teraz leżała gdzieś w gruzach spalonej sali głównej - Obsłużcie mojego przyjaciela, Lokstara, godnie. W razie potrzeby dopłaci Wam tyle, ile będzie trzeba. Pojawi się u Was niedługo.
Była świadoma, że nie wszystkich natura obdarzyła darem, dlatego nie zaprzątała sobie najemnikiem dłużej myśli. Miała teraz ważniejsze rzeczy do roboty - musiała odnaleźć słynnego uzdrowiciela z Nowego Kościoła. Rozpłynęła się po chwili w ciemności, w znaczeniu i w sensie dosłownym, wpadając w przytulne szpony mroku.

Jeżeli wszystko uzgodnione, a Asterion nie miał w planach zatrzymywać Marceliny - z/t

Spoiler:
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.10.17 18:33  •  Ulica - Page 9 Empty Re: Ulica
Słowa Marceliny nie robiły wrażenia na Asterionie, bowiem on nie potrzebował marnej próby wywyższenia się. Wiedział swoje i to stanowczo mu wystarczyło. Dlatego słowa Wymordowanej bardziej rozbawiły Opętanego, niżeli rozgniewały. Szeroki uśmiech był widoczny, co tylko sugerowało, że był póki co w dobrym nastroju.
- Nie wiem, czy jestem wart tych komplementów z Twoich ust, Złotko, ale nie mogę obiecać, że znajdzie się ktoś, kto będzie zniżał się do Twojego poziomu intelektualnego - skomentował spokojnie, odwracając jej słowa przeciwko niej, intensywnie patrząc się prosto w oczy kobiety. Nie bał się z nią utrzymywać kontaktu wzrokowego, nie miał potrzeby, aby się bać. W zasadzie nie wiedział, co to był ten cały strach. Chciałby kiedyś poczuć z tego uczucia wypływającą adrenalinę - Nie moja wina, że nie rozumiesz prostych słów - zapłata z góry. Nie wiem, w którym momencie odrzuciłem ofertę Twojego przyjaciela. Jest równie akceptowalna, co Twoja. Tylko tak samo jak Ty, będzie musiał zapłacić z góry za zrobienie mu czegoś takiego. To trochę może kosztować, a nie wiem, czy obecnie stać Cię na zapłatę za te dwa zlecenia w tym samym czasie, więc nie gorączkuj się tak. Złość piękności szkodzi - przy ostatnich słowach, uśmiechnął się do niej paskudnie, grając w nią nieczystą grę. Nikt nie gwarantował tego, że będzie łatwo. Nie bez powodu Asterion nie bierze negocjacji w swoje ręce, bo prędzej straci jakiegoś klienta niżeli go zyska. Nie potrafi komuś ubliżać, tylko dlatego, bo mu płaci.
Ale zbyt długo nie musiał się z nią uroczo kłócić, kiedy zobaczył brzęczący woreczek, a zaraz po nim kolejny. Uśmiechnął się lekko na ten widok, nie musząc nic więcej mówić w tej sprawie. Widać miała jakieś tam resztki po utracie swojego największego dobytku. Asterion wziął woreczki pieniędzy, chowając je do kieszeni bluzy.
- Ależ skąd znowu. Szkoda byłoby brudzić tak dobre imię moją osobą - oznajmił, pokazując, że jej słowa czy ton nie robiły większego wrażenia na mężczyźnie. Wstał, spoglądając na dziewczynę z góry - Tobie bardziej pasuje - dodał jeszcze, znowu paskudnie się uśmiechając. Nigdy nie znał granic - W każdym razie zapłata jest przyjęta. Ta Twoja i tego Twojego Lokstara - oznajmił, nie będąc pewien, czy dobrze zapamiętał imię znajomego kobiety.
Przy kolejnych słowa, Canes już tylko skinął w geście porozumiewawczym. Nie było potrzeby tego komentować.  Ani wywyższać się w żaden sposób. Nie uważał siebie za mniejszość społeczność, niegdyś był nawet legendą na tych terenach, na terenach Desperacji. Ale dziewczyna nie musiała tego wiedzieć, a jeśli potrzebowała poczuć się dużo lepsza od wymordowanego - proszę bardzo. Miała idealną okazję do tego, aby się wykazać w chorobie. I nie myślał nawet o tym, że mógłby z nią kiedykolwiek w czymkolwiek przegrać. Znał swoją siłę i wiedział, że był silny. Może nie najsilniejszy, ale walczyć potrafił. W końcu niegdyś zajmował elitarną pozycję w szeregach Drug - on. I tyle mu wystarczyło. Na to wspomnienie, uśmiechnął się lekko do siebie, patrząc na odchodząc Wymrodowaną, po czym sam odwrócił się i udał się w swoją stronę, będąc w połowie zadowolony, że udało mu się wypełnić prawie dobrze to zadanie.
Ale to był pierwszy i ostatni raz.  

z/t
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Ulica - Page 9 Empty Re: Ulica
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 9 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach