Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 5 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Go down

Pisanie 21.05.15 14:13  •  Boczne uliczki - Page 5 Empty Re: Boczne uliczki
Wydawało mu się, że zachował się wystarczająco ostrożnie. Wojskowi byli daleko, nie patrzyli też w jego kierunku więc był pewien, że udało mu się umknąć nie będąc dostrzeżonym. Taką miał nadzieję. Fakt, że nie mógł swobodnie przychodzić do miasta był niezwykle uciążliwy. Zwłaszcza, że nie chciał nikomu zrobić krzywdy i sam dbał o to, by nie wnieść w mury M-3 wirusa. Był medykiem, więc ostatnim czego chciał było zarażenie kogokolwiek. A chciał tylko zdobyć leki, nic więcej. Fakt, że za każdym razem musiał dbać o to, by nie natrafić na żołnierzy był dość męczący. I stresujący. Każda taka wyprawa była sporym ryzykiem. Gdyby bowiem go złapali, najprędzej skończyłby w jakimś lochu, bądź laboratorium. Nie bardzo podobała mu się perspektywa bycia pociętym lub stania się obiektem doświadczalnym. Był aniołem, ale także on mógł umrzeć i także on, oczywiście, odczuwał ból. A bólu nie lubił. Nie był masochistą.
Schował się za skrzynkami. To był idealny plan, bowiem nawet jeżeli żołnierze przechodziliby obok uliczki i spojrzeli na nią - nie dostrzegliby w niej nikogo. Nie spodziewał się więc, że ktoś się zainteresuje i postanowi zajść do tej bocznej uliczki. Myślał bowiem, że nie został dostrzeżony przez nikogo a fakt, że ktoś mógł kierować się czystym przeczuciem i impulsem był zbyt mało prawdopodobny, by przyszedł mu do głowy. A jednak. Okazało się, że to właśnie to, co wydawało się być tak głupie, że aż niemożliwe, było prawdą. Isao usłyszał kroki i poczuł jak jego serce przyspiesza. Zaklął w myślach, szybko obmyślając plan działania. Nawet jeżeli żołnierze mieli go ganiać, w jego naturze nie było krzywdzenie kogokolwiek. Tak więc nie zamierzał rzucać się na wojskowych z bronią, bądź zamrażać ich. Słyszał, że w jego kierunku idzie tylko jedna osoba i ciągle miał cichą nadzieję, że nie będzie to wojskowy. Lub, że ten ktoś zatrzyma się przed skrzynkami i nie odkryje jego obecności. Szybko przekonał się, że los nie zamierzał być tak łaskawy. Słysząc słowa, Isao podniósł się z miejsca jeszcze zanim zobaczył postać przed sobą. Albo raczej zanim zdążył się jej przyjrzeć.
- Ja... - zdążył wykrztusić z siebie, kiedy już stanął na prostych nogach i zrozumiał, że ton wojskowego nie zdradza jego złych zamiarów. Jednak nie dokończył, bowiem jego oczom ukazała się twarz tego, który przed nim stał. Zamurowało go. Wpierw jego umysł nie bardzo potrafił pojąć, co się dzieje. ,,Dlaczego stoję tam, skoro jestem tu?" - przemknęło mu przez myśl, kiedy patrzył na twarz identyczną jak ta, którą on posiadał. Jednak wkrótce w jego głowie zaczęło się rozjaśniać na tyle, że zrozumiał, że osoba przed nim jest kimś innym i nie widzi on siebie. Niemniej jednak był w szoku, co wyraźnie było widoczne po jego minie, po szeroko otwartych oczach i po tym, że nie był w stanie wykrztusić z siebie ani słowa.
- Ja... jak to... Co się? Kto... Kim jesteś? - wydukał. Język mu się plątał, był wyraźnie zszokowany i zdezorientowany. Nie miał pojęcia co się dzieje. Sobowtór? Ale żeby AŻ tak podobny do niego?! Miał wrażenie, że śni, ale jakiś tam głosik rozsądku podpowiadał mu, że to rzeczywistość.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.05.15 21:48  •  Boczne uliczki - Page 5 Empty Re: Boczne uliczki
Szkolenie w wojsku nauczyło chłopaka, że musi być czujny. Nawet zwykły patrol może ostatecznie zakończyć się choćby pościgiem. No i nie bez przyczyny w ogóle patrolowano miasto. Nigdy nie było wiadomo, jakich sztuczek użyją wrogowie, aby zburzyć ustanowiony porządek. I przede wszystkim - trzeba było mieć baczenie, by nie wdarł się nikt, kto był zarażony...ostatnią rzeczą, jaką ktokolwiek by chciał - to kolejna epidemia. Aż się wzdrygnął.
Pomysł więc, żeby iść za dziwnym i chyba nie do końca wytłumaczalnym impulsem, potraktował jako pewien rodzaj czujności. Mógł nawet się zgodzić, że było to działanie intuicyjne, ale w życiu nie podejrzewał, że ostatecznie zobaczy...ducha.
Kiedy jasnowłosy osobnik wychylił się zza skrzynek, potem wyprostował na całą wysokość, światło słonecznie przestało razić. Za to poraził go widok, jaki przedstawiał sobą mężczyzna, a właściwym jest powiedzieć, KOGO przedstawiał. Całe jego opanowanie rozpłynęło się, albo może sparaliżowało go? Nie był pewien. Jasne włosy. Szare oczy. Delikatne rysy twarzy. Cholera, jakby patrzył w lustro, ale nie potrafił zrozumieć co się dzieje. Czemu WIDZIAŁ, całego i zdrowego, w pełnej okazałości...swego brata?! Czy jego mózg już miał halucynacje? Czy nawiedzał go duch? Czy ktoś robił sobie z niego okrutny żart?!
Zacisnął dłonie w pięści, próbując by ból zaciskanych maksymalnie rąk otrzeźwił jego umysł.
- Is...- zdołał właściwie tylko szepnąć, bo gardło zacisnęło mu się niemiłosiernie mocno. Mogło to brzmieć też jak zduszony jęk, ale dziwienie malujące się na twarzy...'ducha' sugerowało, przynajmniej taki sam poziom zaskoczenia, jak u niego.
- Identyfikacja...obywatelu - głos wracał do normalnego działania, przynajmniej na tyle, by mógł mówić - przedstaw się - dodał, ale głos wciąż mu lekko drżał. W jego głowie huczało. W tej jednej chwili, całość przeżytej tragedii niczym wyryty obraz - świdrował myśli. Plątał słowa, paraliżował ruchy. Widział tę samą twarz, która umierała, pamiętał gasnącą szarość źrenic, pamiętał krew. A teraz...teraz nie potrafił za cholerę wytłumaczyć co się działo.
Miał ochotę usiąść, złapać się za głowę i ewentualnie czekać na cios od 'przybysza' - jeśli był to jakich chory pomysł. A może śnił? Może zaraz się obudzi zlany potem na swoim łóżku?
Rzeczywistość jednak nie wskazywała na to. jakkolwiek by się wypierał, przed nim stał Isao - jego zmarły 5 lat temu brat bliźniak. Dlaczego więc teraz stoi przed nim? Dlaczego do jasnego gwintu zachowywał się, jakby go nie rozpoznawał? Czy ktoś potrafił mu to wytłumaczyć? Czy może spokojnie zwariować?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.05.15 1:29  •  Boczne uliczki - Page 5 Empty Re: Boczne uliczki
On także nie potrafił wyjaśnić tego, co się działo w tejże chwili. Przyszedł sobie do miasta, w zupełnie pokojowych zamiarach. Zmierzał zdobyć leki - coś, co było mu niezbędne jako medykowi. Nie ważne jednak było jak wiele razy by śnił, w życiu nie wpadłby na to, że podczas takowej wyprawy może wpaść na kogoś, kto będzie wyglądał identycznie jak on sam. Nie pamiętał swej przeszłości. Nie wiedział, że był niegdyś człowiekiem i zmarł. Nie miał pojęcia o tym, że posiadał brata i to w dodatku brata bliźniaka. Ktoś tam na górze dobrze to sobie zaplanował jednak nie przewidział, że bracia tak szybko się spotkają. To wywołało falę. Falę nieporozumienia, dezorientacji i ogólnego zagubienia. Tak się czuł Isao w pierwszych chwilach. Wstał, spojrzał na strażnika i nie wiedział co ma powiedzieć, co ma zrobić. Przed nim stał ktoś, kto wyglądał identycznie jak on sam. I z początku nie wiedział jak to wyjaśnić.
Pomysł przyszedł nagle. Sam się tego nie spodziewał, jednak pojawił się on całkiem szybko. Patrzył na swe odbicie lustrzane, nie bardzo wiedząc co się dzieje. Aż nagle go trafiło, olśniło. Popatrzył na Iseia i w pewnym momencie zrozumiał, o co chodzi. A przynajmniej tak mu się wydawało. Z cudem powstrzymał śmiech. Choć musiał przyznać, że zawahał się chwilowo. Zwłaszcza w momencie, gdy chłopak nazwał go ,,Is". To było bowiem cholernie dziwne, że ktoś, kogo on nie znał, nazywał go PRAWIE po imieniu. A przynajmniej po skróceniu jego imienia.
- Isao Ikeda, sir. - odpowiedział bez zbędnych oporów, gdy poproszono go o wylegitymowanie się. Nawet jeżeli nazywałby się kowalski, nie było sensu w unikaniu odpowiedzi w tym momencie.
- Wiem! - wykrzyknął nagle. Zaraz nachylił się lekko w stronę jasnowłosego. Popatrzył na niego i uśmiechnął się lekko. Tak jak zwykle. Isao bowiem nie zmienił się prawie w ogole od swojej śmierci. Czy to z zachowania, czy to z wyglądu. - Wybacz, stary, że Ci to mówie, ale musisz się kiedyś dowiedzieć.. - zaczął, patrząc na swoje odbicie z powagą. Był pewien, że jego słowa są zgodne z prawdą, w stu procentach prawdziwe. A jednak wcale tak nie było. On jednak lubił sobie czasem ubzdurać pewne rzeczy. - Jesteś sklonowany... To jest jesteś moją kopią. - powiedział wreszcie, ze śmiertelną powagą. Taka prawda. Głupkowaty umysł blondyna ułożył sobie pewna historyjkę. A brzmiała ona mniej więcej tak: Isao był w mieście, Isao był ścigany przez wojsko, Isao został postrzelony, pobrali DNA Isao, sklonowali Isao. Wniosek był jeden - Ci na górze będą źli.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.05.15 10:27  •  Boczne uliczki - Page 5 Empty Re: Boczne uliczki
Isei wciąż stał w tym samym miejscu, wciąż niemal się nie poruszając, wciąż mając w głowie większy burdel..niż niejedna speluna w Desperacji. Próbował sobie wszystko jakoś logicznie wytłumaczyć, ale żadne racjonalne wytłumaczenie nie przychodziło mu do głowy. jedna wielka czarna dziura - jeśli chodzi o to. Jedyne co w głowie widział, to sceny z pożaru i twarz umierającego brata. Nijak nie potrafił poskładać wszystkiego do kupy. Nie wiedział, jak ma się osoba stojąca przed nim, do całej jego przeszłości. Jego twarz prawdopodobnie wróciła do spokojnego wyrazu, jaki całemu światu serwował od kilku lat. Maska, którą włożył, a która przyległą do niego jak prawdziwa skóra. Jeśli jednak jego rozmówca był spostrzegawczy, jeśli rzeczywiście był JEGO bratem, to musiał widzieć ból w szarych oczach. Musiał dostrzec, że na pozór niespokojność twarzy burzy się, ilekroć mrugnie. Serce wciąż mu tłukło się, jak po szaleńczym biegu. Brat. Isao. Tutaj.
W swojej szaleńczej plątaninie myśli trwał by do tej pory. Niepewność i niezrozumienie, cały czas atakowałoby umysł. Kiedy jednak dostrzegł zmianę w mimice twarzy, kiedy mężczyzna w końcu się przedstawił. Świat całkiem obalił mu się na głowę. "Isao Ikeda" - tłukło mu się, jak bicie dzwonu. Jego brat. Tylko skąd ta pogoda na twarzy? Skąd u niego ta nagła zmiana? jakby ...wszystko było już jasne. A przecież nie było. O co tym razem chodziło?
Nie zdążył nawet odpowiedzieć, kiedy ów się przedstawił. Z iście radosnym "wiem" nachylił się si Iseia i uśmiechnął. Nie cofnął się o krok. Nadal stał wryty niemal w ziemię, z opuszczonymi po bokach dłońmi i zaciśniętymi pięściami.
Potok słów, który zaserwował mu BRAT...i to z taką powagą...klon? Czy on z niego kpił?
Isao miał tendencję do głupich pomysłów, ale..żeby w takiej chwili? Mimo wszystko, absurdalność jego słów wywoływał dziwne rozbawienie. Tak, tak zachowywał się jego bliźniak. kwintesencja nierozgarnięcia. Choć przecież i on sam potrafił taki być. Wszystko to w większości jednak zakopał w przeszłości. Musiał się nauczyć...żyć sam. A teraz? teraz rzeczywiście ktoś z niego zakpił. Z nich zakpił? Isao wyglądał, jakby wierzył w to co mówi. I przez małą, krótką chwilę Isei też chciał w to uwierzyć. Przynajmniej łatwiej byłoby uwierzyć w to niż...
- Nie - słowa padły mimowolnie. Wiedział jaka jest prawda, bolesna, ale jednak prawda. I nie mógł pozwolić sobie wmówić coś innego.
Przejechał dłonią po twarzy i usiadł na jednej ze skrzyń, a Isao złapał za ramię, by usiadł obok niego. Miał nadzieję, że gdy zobaczy jego samego siedzącego - ten bez sprzeciwu klapnie obok.
- Klon...- pokręcił głową, a na jego usta wypełzł smutny uśmiech - zawsze się zastanawiałem, skąd u Ciebie smykałka do wymyślania takich historii - przerwał na chwilę, bo zdał sobie sprawę, że mówił do niego zupełnie jak kiedyś, zapominając o wojskowym formalizmie. Może był to błąd - jasne, mógł być to równie dobrze jakiś chory atak, ale...wpatrywał się w swoje dłonie, jakby dostrzegł tam coś znacznie interesującego - jeśli już chcesz uważać nas za klony, to...chyba Ty jesteś moim, bo byłem pierwszy o całe 5 minut - odwrócił głowę w stronę brata, choć nie mógł być pewien reakcji. Potrafił być uparty - zresztą jak on sam. Wszystko brzmiało jak jedna, wielka kpina. Żart, wymyślony przez okrutnego kawalarza. Wojskowy próbował jednak być sobą - nazywam się Ikeda. Isei Ikeda - słowa kierował wprost do chłopaka obok. Jeśli rzeczywiście był to jakiś dziwny atak - mieli szansę go teraz zabić. Dłonie miał przed sobą, skupiony był na bracie, któremu patrzył w oczy - tym bardziej dając znak, że nie kłamie. Nie miał w końcu po co. I jedyne co mu pozostało, to prawda. Jasne, w zaistniałej sytuacji równie prawdopodobna, co pomysł Isao...jednak jego życie nie było kłamstwem. Jego wspomnienia, jego praca, matka...wszystko to nie mogło być kłamstwem, bo wszystko to przeżył, a Isao z jakiegoś niezrozumiałego błędu - nic nie pamiętał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.05.15 13:43  •  Boczne uliczki - Page 5 Empty Re: Boczne uliczki
Isao często bywał mało rozgarnięty. Lubił zachowywać się jak przysłowiowa blondynka, choć nie robił tego specjalnie. Były to jednak (całe szczęście) zazwyczaj nieszkodliwe sytuacje, w których jego nierozgarnięcie nie robiło nikomu krzywdy. Jednak kiedy było trzeba, ten roześmiany, nieporadny lekkoduch, potrafił wykazać się profesjonalizmem (zwłaszcza jako medyk), powagą, ale także bystrością. To było oczywiste, że mimo nałożonej przez Iseia maski, dostrzegał luki między nią, a prawdziwą twarzą chłopaka. Może dlatego, że była to twarz identyczna jak ta, którą on posiadał? Widział wyraźnie, że osoba przed nim usilnie próbuje zakryć emocje, które nią targają. Emocje, których on sam nie rozumiał. Był tam smutek, ból? Dobrze widział? Nie rozumiał sytuacji, a więc tłumaczył to wszystko faktem, że obydwoje byli zszokowani tym jakże dziwnym spotkaniem. Wiele rzeczy mu się nie zgadzało, ale tak to właśnie rozumiał.
Ten pierdołowaty i głupkowaty blondyn nijak się nie zmienił od chwili swojej śmierci. Dalej był pogodnym, zabawnym chłopakiem, który na świat patrzył z własnej perspektywy. Dalej miewał szalone, irracjonalne pomysły. Właśnie jak ten pomysł z klonowaniem. A najzabawniejsze w tym wszystkim było to, że był on święcie przekonany o tym, że jego pomysł jest zgodny z prawdą. Przedstawił się więc, nie spodziewając się tego, że jego słowa wywołają taką burzę w sercu Iseia. Wszak on nie miał o niczym pojęcia, prawda? Tak więc tkwił sobie w swej błogiej nieświadomości i wyglądało na to, że bawił się całkiem nieźle. Zwłaszcza, gdy miał taki zadowolony z siebie wyraz twarzy, jednocześnie mówiąc o tym, że Isei jest jego klonem. Wszystko pasowało! Tylko nie bardzo podobała mu się perspektywa momentu, kiedy ktoś tam na górze dowiedziałby się o tym i gniew boży spadłby na jego ramiona. Póki co jednak na jego ramieniu spoczęła dłoń mężczyzny, który przycupnął na stojącej nieopodal skrzyni. Nieco wyrwany ze swojego świata Isao popatrzył na niego z lekką dezorientacją. Facet wyglądał... źle. Stwarzał wrażenie cholernie smutnego, przygnębionego. Aż tak przytłoczyła go wiadomość o tym, że został sztucznie "wyhodowany"? Aż ciężko było uwierzyć, że ten blondas potrafił być tak głuptaśny.
Poczuł wyrzuty sumienia. Zrobiło mu się przykro i smutno, kiedy tak patrzył na tego przygnębionego człowieka. I nie chodziło tu nawet o to, że wyglądał on jak jego odbicie lustrzane. Isao zawsze był bardzo empatycznym facetem. I teraz czuł, że musi jakoś pocieszyć tego biednego człowieka. Przycupnął więc obok i patrzył na niego, widząc, że chce on coś powiedzieć. Jego słowa nieco go zdziwiły. ,,Zawsze się zastanawiałem...". To brzmiało tak, jakby się znali. I burzyło to Iskową teorię, którą przyjął już jako słuszną. Teraz chłopak miał mętlik. To był zresztą już drugi raz kiedy spotykał kogoś, kto zdawał się go znać, a kogo on nie poznawał. I właśnie kiedy zdał sobie z tego sprawę, jakaś zębatka w jego umyśle poruszyła się, przeskoczyła dosłownie o jedno pole. Powoli coś zaczynało mu świtać, coś zaczynało mu podpowiadać, że może mieć to związek z przeszłością, której on nie pamięta. Ale nie chciał o tym myśleć... Zwłaszcza, że osoba przed nim wyglądała identycznie jak on. Odrzucał ten scenariusz od razu, gdy myśl o tym próbowała dojść do głosu w jego głowie.
Nie odezwał się, a patrzył na Iseia z nieco zagubionym, zmartwionym wyrazem twarzy. Teraz również i on czuł napięcie, które targało nim od środka. Serce biło szybciej niż zwykle, oddech nieco przyspieszył. A w głowie panował totalny chaos, którego nie potrafił opanować.
- O czym Ty mówisz? - spytał tonem nieco różniącym się od tego, który towarzyszył mu przedtem. Było czuć, że jest już nieco zdenerwowany i zdezorientowany. Otworzył szerzej oczy, kiedy usłyszał imię i nazwisko osoby, która siedziała obok. Co? Jak to? Co się działo? Nic nie rozumiał, nie potrafił sobie jakoś tego wszystkiego ułożyć w głowie. Nie był nawet świadom faktu, że zaczął lekko drżeć, co było widoczne głównie po spojrzeniu na jego trzęsące się dłonie, które spoczywały sobie teraz na jego kolanach.
- Co to ma wszystko znaczyć? Nic z tego nie rozumiem. - wyrwał się nagle, podrywając się do pozycji stojącej. Stanął przed Iseiem i patrzył na niego z góry. Był zdenerwowany i coraz bardziej roztrzęsiony.
- Wyjaśnisz mi o co tu chodzi? A może to jakiś numer, jakiś eksperyment albo nie wiem... próba złapania mnie? Aż tak wojsko jest wkurzone faktem, że ostatnim razem wam uciekłem? Postanowiliście użyć jakichś podstępów, by tym razem mnie złapać? Jeśli tak to proszę, skuj mnie, bo mam dość. - Dodał ostro, wysuwając w stronę Iseia wychudzone, trzęsące się ręce. Głuptaśny Isao... Wolał wymyślać tysiąc innych, bardziej skomplikowanych scenariuszy, niż przyjąć ten prawdziwy. A najgorsze było w tym to, że w międzyczasie zębatka poruszyła się znów, a w jego umyśle coś się rozjaśniło. Zaczęło majaczyć jakieś wspomnienie, które nie miało żadnego sensu, żadnej "fabuły". Widział w nim "swoją" twarz i słyszał swój głos, krzyczący wesoło jedno słowo ,,Isei!". I to właśnie ono było głównym powodem jego roztrzęsienia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.05.15 18:36  •  Boczne uliczki - Page 5 Empty Re: Boczne uliczki
Isei przez te kilka lat nauczył się bardzo wielu rzeczy. Największą i najbardziej używaną przez chłopaka, było...opanowanie. Duży wpływ oczywiście miała na to decyzja o wstąpieniu w szeregi SPEC-ów - w końcu podstawa jest tam zachowanie spokoju, szczególnie jak się wykonywało niebezpieczne misje. Wyczerpujące treningi i typowo wojskowa musztra wyrabiała u każdego odpowiednio pożądane cechy. Ikeda należał do takich. Był posłuszny racjom, jakie wyznawało wojsko, był posłuszny rozkazom. Jednak nie było to ślepe oddanie. Podchodził to tego praktycznie - widział, że chodzi o bezpieczeństwo ludzi, którzy często nie zdawali sobie sprawy z niebezpieczeństwa, jakie nad nimi wisiało. Miasto chroniło społeczność,a wojsko było narzędziem wykonawczym tej ochrony. Wierzył w to co robił, dlatego przykładał się do swoich obowiązków. Miał jednak baczenie na swoje uczynki. Często analizował słuszność podejmowanych decyzji i nie bał się zgłaszać swoich uwag. Nie było tu jednak mowy o niesubordynacji. Miał pewien kodeks,  którym się kierował, więc zdarzyło mu się przymknąć oko na drobne  "kłopoty" niektórych mieszkańców. Mimo wszystko - miał dobre serce, a funkcja jaką pełnił, odzwierciedlała idee i wartości, w które wierzył.
Żaden ze scenariuszy nie przewidywał jednak wydarzeń, jakie miały miejsce teraz. Wszelkie analizy, przemyślenia i teorie na temat swojego życia - musiał teraz zawiesić. To co się działo, nie kwalifikowało się w ramy jego logiki.
Oczywiście wiedział o aniołach. Wiedział o tym co się działo w Desperacji, wiedziało Edenie...ale nigdy nie pomyślał, by połączyć te fakty z jego bratem. Niby czemu miał to zrobić? nawet teraz jego myśli nie natrafiły na ten tok myślenia. Był rozdarty. Zupełnie jakby siedziały w nim dwie osoby. Ten "stary" Isei, pogodny i często nierozgarnięty, z bratem bliźniakiem, za którym skoczyłby w przepaść. I ten dzisiejszy, bardzie poważny, ułożony..i szalenie samotny.
Siedział na skrzynie, to spoglądając na woje dłonie, to obracając w stronę brata. Bo BYŁ to jego brat. Słowa, jakie wypowiedział zburzyły wesołość oblicza anioła. W oczach dostrzegł ten sam co u niego strach, może niezrozumienie? Widział jednak jeszcze coś - znajomy błysk, wyraz, który sugerował, że coś w jego myśleniu się zmieniało.
- Mówię o prawdzie - choć zabrzmiało to nad wyraz wyniośle, Isei wydusił tylko kotłujące się w głowie myśli. Nie miał powodu kłamać. Nie miał najmniejszego nawet zamiaru. Powoli, zaczął 'wyłamywać' sobie palce, które co chwilę 'strzelały' w charakterystycznym dźwięku. Pozwalało mu się to skupić i nawet zapomniał, że kiedyś irytowało to nawet Isao.
- Sam chciałbym wiedzieć, wierz mi - słowa wypowiadał przymykając oczy. Nie potrafił przecież ogarnąć sytuacji - choć bardzo chciał. Rozpaczliwie doszukiwał się odpowiedzi, która nie nadchodziła.
Kiedy chłopak się podniósł z wyraźnym wzburzeniem na twarzy, Isei uniósł tylko głowę. Mógł przecież zakładać, że anioł mu nie uwierzy w cokolwiek powie. Nie licząc nawet tego, że wyglądali jak dwie krople wody - nadal miał na sobie wojskową kurtkę. ostatecznie, brat - jeśli rzeczywiście nic nie pamiętał - mógł uznać wszystko za jakiś podstęp. Wprawdzie nie wiedział o czym mówił, o jakiej ucieczce, czy chwytaniu, ale jeśli nie był mieszkańcem m-3, to miał prawo się obawiać. On sam się czasem obawiał.
Dopiero po chwili podniósł się i złapał za wyciągnięte dłonie, by je powoli opuścić.
- Przestań proszę - szepnął cicho. Bolały go słowa anioła. Nie mógł go winić za reakcje, ale jednak bolało go. Czemu niczego nie pamiętał? Czy był aż tak mu odległy, że...z jakiegokolwiek względu będąc znowu TUTAJ, nie miał żadnych o nim wspomnień?
Stali teraz twarzą w twarz. I gdyby ktoś postronny mógł na nich teraz spojrzeć - musiałby rzeczywiście przetrzeć oczy - widząc niemal dwie identyczne postacie, stojące w niemal tych samych pozycjach i z podobnymi minami.
- Z...moich informacji wynika...- przerwał na chwilę, przymykając oczy i zaciskając nieco usta, tworzące cienką, czerwoną linię, nawyki z pracy nawet w tej chwili do niego wracały - 5 lat temu, w wieku 21 lat zginął w pożarze Isao Ikeda. Tak się składa..., że byłem przy nim kiedy umierał - przez chwilę znowu mówił o bracie, jak o kimś, kogo nie ma i opowiada tylko obcemu kilka faktów z tamtej tragedii. Oprzytomniał jednak, kiedy ból wyrysował się na jego twarzy, na kolejną fale wspomnień - patrzyłem jak umierasz Isao. Widziałem to wszystko...byłem na pogrzebie...- opuścił głowę niżej. Chciał chwycić brata za ramiona, ale znowu zacisnął tylko pięści - Jesteśmy braćmi. Bliźniakami - zakończył. Nie miał siły mówić więcej. Wielka gula bólu wcisnęła mu się w gardło i nie mógł jej zatrzymać. Patrzył więc tępo w przestrzeń jaka ich dzieliła. Choć stali blisko, wciąż zdawało mu się, że dzieli ich...te 5 lat.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.05.15 19:44  •  Boczne uliczki - Page 5 Empty Re: Boczne uliczki
Tak... Wieść o istnieniu takich istota jak wymordowani i anioły rozniosła się po mieście już jakiś czas temu. Ci, których choć odrobinę interesowała rzeczywistość za murami miasta M-3, rzeczywiście mieli świadomość tego, że ludzie nie byli jedynymi stworzeniami, które chodziły po tym, co zostało z niegdysiejszego świata. Jednak nikt nie powinien winić Iseia o to, że nie pomyślał, iż jego brat może "żyć" nawet jeśli umarł. Po pierwsze - było to cholernie dziwne i nielogiczne nawet w teorii. Po drugie - widział jego śmierć i widział też jak martwe ciało Isao było wkładane do trumny i wsadzane do dziury w ziemi. Po trzecie - wiedza o istnieniu aniołów to jedno, a wiedza o tym, że dobrzy ludzie po śmierci mogli się takowymi stać to drugie.
- O jakiej prawdzie? Co ty pieprzysz? - uniósł się. Nie miał zwyczaju podnosić głosu, czy nadawać mu tego typu ostrości, jaka była słyszalna teraz. Ale targały nim emocje, był zdezorientowany, zdenerwowany i zagubiony. Nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć, jak to sobie poukładać w głowie. Trudno było go zdenerwować, wyprowadzić z równowagi, ale Iseiowi się to udało. Choć nie zrobił tego specjalnie. Widocznie tak miało być. Może był to jeden ze schodków, które musieli pokonać, by jakoś dotrzeć na szczyt, gdzie mieli już wszystko zrozumieć, uspokoić się... Blondas był zdenerwowany. Czuł jak jego serce bije w przyspieszonym tempie, a dłonie drżą. Nie potrafił opanować emocji, które w nim teraz szalały i to tylko bardziej go złościło.
Isao był niesamowicie głupiutkim chłopakiem. Jego umysł zawsze działał w inny, nie zrozumiały dla innych sposób. Stąd też zawsze brały się te jego szalone pomysły. Dlatego też patrzył na świat na swój oryginalny sposób. Ale bywało to również cholernie uciążliwe. Bo zamiast połączyć fakty i dojść do oczywistego rozwiązania problemu, on tylko robił ich więcej. Przecież to było logiczne... Nie pamiętał nic sprzed pięciu lat, spotkał Fiammettę, która mówiła, że znali się w przeszłości, potem spotkał kogoś, kto wyglądał tak jak on... Wnioski nasuwały się same. Ale nie! Ten uparty osioł wolał wierzyć w to, że cała ta sytuacja jest albo snem, albo czyimś cholernie dobrym zagraniem. Wolał wierzyć w to, że to wszystko było pułapką SPECU. Biedny, głupi blondas. Właściwie to oboje byli w tym momencie biedni...
Uciszył się, po usłyszeniu cichego ,,przestań proszę". Coś wtedy w nim pękło i zamilkł. Nie należał do osób, które świadomie i z premedytacją raniły innych. A ranił go swoimi słowami, widział to. Postanowił więc nie mówić nic więcej. Jego umysł pracował w przyspieszonych obrotach, ale panował w nim dalej jedynie chaos. Potrzebował wyjaśnień. Potrzebował tego, by ktoś wyjaśnił mu wszystko, wykładając czarne na białe. Co tu się do cholery działo?!
Stali teraz twarzą w twarz. Isao patrzył prosto w oczy Iseia, chcąc wyczytać z nich wszystko, co się dało: jego emocje, jego prawdomówność bądź kłamstwo... Mógł się wszystkiego domyślać, ale to, co usłyszał mimo wszystko sprawiło, że był w szoku. Słuchał tego wyraźnie zszokowany, nie mówiąc kompletnie nic. Czuł jak jego serce bije w wariackim tempie. Aż pobladł na twarzy. Nie ruszył się ani odrobinę, a czekał aż Isei skończy mówić. No tak... To wszystko było logiczne. Dopiero teraz zębatka w głowie Isao zaczęła działać tak, jak powinna. Jego amnezja, jego bycie aniołem... Zawsze sądził, że był aniołem zawsze. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że mógł być wcześniej człowiekiem. Zębatka poruszyła jakieś ukryte miejsca w jego umyśle. Zaczepiła o jakąś cienką płachtę, która zakrywała zakurzone wspomnienia. Przez jedną chwilę szarooki nie widział swojego brata, który stał przed nim. Widział strzępki obrazów, zamazanych, często urywanych po ułamkach sekund. Widział palący się dom, słyszał kobiecy krzyk koło siebie, czuł dym i widział brata, który razem z nim wybiegał z budynku. A potem... Potem była ciemność. Po ciemności światło, twarz Iseia, który stał przy nim i powtarzał jak mantrę ,,Isao, trzymaj się. Wszystko będzie dobrze". Biedak pobladł jeszcze bardziej. Nieco bardziej trzeźwym wzrokiem spojrzał na brata i zobaczył, że jego twarz wiruje. Zachwiał się, zrobiło mu się gorąco i musiał przysiąść, by nie odlecieć.
- No tak... Pamiętam... Pamiętam gruzy, masę kurzu i Ciebie siedzącego obok. - powiedział w końcu, czując irytującą suchość w gardle. Musiał odchrząknąć, by móc mówić normalnie. Potrzebował chwili, by złapać oddech i poczuć jak jego krew zaczyna krążyć w miarę normalnie. I gdy poczuł się już lepiej wstał i popatrzył na brata. Ścisnął usta w prostą linię. Widać było, że chciał coś zrobić lub powiedzieć, ale wahał się. Ostatecznie jednak zbliżył się, zagarnął swoje lustrzane odbicie ramieniem i... przytulił go. Co z tego, że byli facetami. W takich momentach to nie miało znaczenia.
- Wybacz... Wybacz, że musiałeś to wszystko oglądać i przeżywać. - odezwał się przyciszonym głosem. Drżał, dalej był roztrzęsiony. Ale było potrzeba dużo, dużo czasu, by to wszystko przetrawił. Puścił Iseia, cofnął się o krok. I w końcu zmierzwił swoje jasne włosy z tyłu głowy, co było jego nawykiem. - Wiesz ja... ja kompletnie nic nie pamiętam.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.05.15 22:14  •  Boczne uliczki - Page 5 Empty Re: Boczne uliczki
Wiecie, Isei miewał już sny, w których spotykał swojego brata. Wielokrotnie budził się wtedy zlany potem, bo nigdy nie było dobrego zakończenia. Koniec końców - coś się psuło, coś ciemniało i kolejny raz musiał patrzyć na śmierć brata. Jego umysł działał jak samonapędzająca się machina, która wałkowała wciąż ten sam temat, niczym pokręcona mantra. Tyko, że Isei nie znał celu całego tego mechanizmu. Próbował się zbierać z tego wielokrotnie, ale wicie...był mężczyzną i mimo wszystko musiał być silny. Cokolwiek działo się z nim w środku nie mógł pokazywać całego bólu otoczeniu. Szczególnie, że matka radziła sobie dużo gorzej. lepiej byłoby nawet stwierdzić, że nie radziła sobie wcale. Isei próbował być jej siłą, ale widać niewystarczająco, a może po prostu nie był w stanie jej pomóc. Koniec końców - został ze wszystkim sam. Możliwe, że była to jakaś lekcja dla jasnowłosego chłopaka. W końcu na prawdę wiele się nauczył. Wciąż jednak nie wyrzucił z serca bólu, który przez te lata kumulował się, wciąż przyprawiając o poczucie winy - że mógł coś zrobić, gdyby to...gdyby tamto... Kolejne scenariusze wymyślane przez zbolały umysł, tylko pogłębiały jego frustrację. Może z tej racji był tak oddany swej pracy. Może dlatego, stał się taki...nijaki? Tak, coś z nim się stało, zupełnie jakby kolory jego charakteru wyblakły, pozostawiając jakąś
Jego ucieczką i odskocznią - było wstąpienie w szeregi SPECów, co do tej pory uznaje za słuszny wybór. Jego myśli miały szansę skupienia na czymś innym, a wyczerpujące treningi, wystarczająco skutecznie wypompowywały z niego siły, by po powrocie paść na twarz i zasnąć. Fakt, nie zawsze sen przynosił ulgę, nieraz ze zdwojoną siłą atakując wspomnieniowymi koszmarami. Jednak nie zmieniało to faktu, że w ciągu dnia - zatracał się w wykonywanych zadaniach i działaniach.
Dzisiejszy dzień nie należał do innych. Grafik zawsze miał pełen zajęć, choć akurat patrole należały do najbardziej różnorodnych. Kiedy szło się na akcję - trzeba było się spodziewać zawsze kłopotów. Praca papierkowa (a i taka się zdarzała), raczej nie przynosiła większych rewelacji. Patrole zaś były niewiadomą. Trzeba było być nastawionym na nieoczekiwane. Mógł być spokój - jasne, ale mogły zdarzać się sytuacje, które wymagały solidnego wsparcia.
Dzień dzisiejszy zdecydowanie należał do nieoczekiwanych, choć absolutnie innego kalibru, niż można byłoby się spodziewać. Iseiowi nie przyszłoby do głowy w żadnych podejrzeniach - że...spotka swojego brata, którego już dano uznawał za martwego. W końcu - miał na to niezbite dowody!
Jego słowa były więc potwierdzeniem wszystkiego co przeżył. Nie wiedział, jak to możliwe, ale próbował wytłumaczyć Isao...co się stało. Zupełnie, jakby tłumaczył duchowi, że przecież...nie żyje. A jednak było inaczej. Jego brat żył. Mimo widocznego zaniedbania i prawdopodobnie niedożywienia - miał się nieźle. Stał przed nim z szeroko rozwartymi oczyma, w których rosła panika, zagubienie, ból...i zrozumienie. Dostrzegł rosnącą bladość policzków, a spojrzenie stawało się bardziej mgliste, jednak wciąż bał się dotknąć braterskiego ramienia. Może to jego własna panika, a może jakiś cichy głosik, który mu szeptał, że postać bliźniaka zniknie - jeśli w ogóle spróbuje go złapać - zupełnie jak w jego snach.
Odsunął się o krok pozwalając jasnowłosemu sobowtórowi przysiąść, by złapał oddech.
Ciężko mu było jednak odpowiedzieć, kiedy Isao w końcu się odezwał. Wpatrywał się w brata niczym odnaleziony święty artefakt. Nie poruszył się też, gdy w końcu anioł wstał. Nie drgnął, gdy w końcu jego brat spojrzał na niego, a jego twarz wyrażała...coś, czego nie potrafił określić. Było mu jednak to znane. Dopiero kiedy Isao wyciągnął rękę, kiedy ramieniem zagarnął jego postać, cały się spiął. Nie było w tym nic dziwnego, bo nadal nie wiedział czego się ma spodziewać. Jednak chwila wystarczyła, by i on wyciągnął ramiona, by przytulić brata. I mimo przewidywań - jego postać nie rozpłynęła się, nie zniknęła. Jego głos drżał, ale nie było w nim krzty kłamstwa. To był jego brat i teraz nie miał już żadnych wątpliwości.
- Przestań...Ty nie miałeś na to żadnego wpływy - odpowiedział dopiero, gdy znowu stanęli naprzeciw siebie. Jego głos zdradzał prawdopodobnie te same emocje, które targały aniołem. Jednak w całej plątaninie uczuć pojawiła się zupełnie nowa nić - nadzieja?. Coś, czego nie spodziewał się czuć inie pomyślał, że jeszcze będzie mu dane...spotkać cząstkę jego samego, która umarła razem z Isao 5 lat temu. I choć jeszcze nie wszystko pojmował - rosła w nim nieprawdopodobna radość. W końcu, kto nie byłby szczęśliwy, gdyby spotkał ukochaną rodzinę, którą przez tyle czasu uznawano za zmarłą?
- To nie Twoja wina...to ja przepraszam, przepraszam, że nie byłem w stanie Ci pomóc, że gdyby... - tak, w końcu mógł się skonfrontować ze swoim poczuciem winy. Miał wrażenie, jakby tylko jego brat mógł mu wybaczyć, że...może wtedy, będzie potrafił wybaczyć sobie samemu. Nie dokończył jednak zdania, bo nie potrafił wymyślić dalszej treści. Tak, kochał brata. Odkąd pamiętał, był nieodłączna cząstką jego życia, a teraz kiedy jego świat wywrócił się do góry nogami i odzyskał brata...nie wiedział, jak wyrazić to wszystko co odczuwał. Powtórzył mimowolnie gest, jaki zaserwował anioł, próbując potargać swoje włosy na karku.
- Wiesz...tutaj w centrum jest mieszkanie, które wynajmuję. Nie wiem...co dokładnie chciałeś tu robić, ale może chciałbyś na spokojnie...pogadać? odpocząć? - możliwe, że było głupim co mówił, ale miał wciąż mętlik w głowie. Nie licząc jednak zagubienia - dodajmy, że ich obojga - ale nie uznawał, żeby było to odpowiednie miejsce do dalszej rozmowy - jeśli oczywiście, chciał rozmawiać. Na jego twarzy pojawił się słaby uśmiech.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.05.15 0:38  •  Boczne uliczki - Page 5 Empty Re: Boczne uliczki
Isei chyba pod wieloma względami miał w życiu gorzej od Isao. Kiedy jeszcze młodszy żył, starszy musiał go niejednokrotnie uspokajać, studzić jego ognisty zapał. Zawsze był spokojniejszy i bardziej odpowiedzialny. Miał także nieco więcej na głowie. A potem? Potem to on był w budynku w momencie, kiedy zaczął się pożar. Każdy mógł powiedzieć, że początkowo to on miał zginąć. Ale nie, Isao wpadł do mieszkania, wyciągnął brata z opresji, po czym sam zginął. Cierpiał, to oczywiste. Jego śmierć nie należała do tych krótkich, trwających chwilę. On cierpiał, męczył się mocno nim umarł. Jednak to Isei pozostał z wyrzutami sumienia i matką, której zdrowie ciągle się pogarszało. To właśnie starszy z braci znosił to wszystko przez wiele lat, myśląc, że jego bliźniak już nigdy nie stanie przed nim. A Isao? Isao pozostawał w błogiej nieświadomości. To było mocno nie fair.
Mieli jednak zgodność w jednej sprawie - oboje kompletnie nie spodziewali się tego, co ich spotkało tego dnia. Isao z racji tego, że nie pamiętał, zaś Isei dlatego, że owe spotkanie było tak cholernie nieprawdopodobne, że nawet nie szło tego jakkolwiek wytłumaczyć i ogarnąć. Nic więc dziwnego, że oboje byli tak mocno zszokowani. Jednak tym razem to Isei miał rację. On chociaż mniej więcej ogarniał sytuację, wiedział co się działo. Młodszy natomiast był kompletnie zdezorientowany i nie miał o niczym pojęcia. Przecież cała jego przeszłość (ludzka przeszłość) była zamazana.
Tak, Isao przez chwilę się czuł właśnie jak ten duch. Pomijając fakt, że początkowo nie chciał w ogóle uwierzyć w słowa Iseia, ciężko było mu to wszytko przełknąć. Jednak wiedział, że były na świecie anioły, które były kiedyś ludźmi. A więc wszystko układało się w logiczną całość. Jego amnezja, spotkanie Fiammety, potem Iseia. Tylko czemu nic nie pamiętał? Alicja wiedziała, że była niegdyś człowiekiem. Inne anioły, które kiedyś były ludźmi także miały tego świadomość. A więc czemu? No cóż... Sam nie umiał odpowiedziec na to pytanie. Ale to nie była odpowiednia chwila na poszukiwanie odpowiedzi. Teraz ważniejszych było sporo innych spraw. Był pewien tego, że jego lustrzane odbicie mówi prawdę. Dlaczego miałby kłamać? W dodatku wróciły do niego urywki niektórych wspomnień. Było ich niewiele, były często bezsensowne i dotyczyły głównie jego ostatniego dnia życia. Ale jednocześnie były cholernie dobrym dowodem na to, że Isao przed byciem aniołem, był człowiekiem.
Od tego wszystkiego aż zakręciło mu się w głowie. Nie oczekiwał wsparcia brata. Isei nadal był dla niego niemalże jak obcy człowiek. Dobrze więc, że nie dotykał go, nie próbował jakoś ratować. Zwłaszcza, że Isek potrzebował jedynie usiąść i złapać kilka głębszych wdechów. Szybko też doszedł do siebie i stwierdził, że to starszy bardziej potrzebuje jego wsparcia. Nadal czuł się obco i niepewnie, jednak zmusił się do przytulenia go. W końcu byli braćmi, prawda? Cholernie bolało go serce na samą myśl o tym, ile zaserwował mu przykrości.
- Przestań gadać głupoty... Nie pamiętam co się dokładnie stało, ale to na pewno nie Twoja wina. Ja jestem zdania, że nic nie dzieje się bez przyczyny. - wyjaśnił. Posłał mu w dodatku blady uśmiech. Na nic więcej nie było go stać. Cieszył się, że znalazł brata i wyjaśnił częściowo tajemnice przeszłości, której nie pamiętał. Ale nadal był mocno zakręcony tym wszystkim i wstrząśnięty.
- Chciałem głównie zdobyć leki. - odparł natychmiast po pytaniu Iseia. Szybko jednak zrozumiał, że jego słowa mogły zmartwić brata. Postanowił więc wyjaśnić o co chodzi - Nie wiem czym zajmowałem się w przeszłości, ale teraz jestem medykiem. Potrzebuję wszelkich, nawet najprostszych, leków, bandaży, wszelkich medykamentów. Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale życie za murami jest cholernie trudne i wielu nie daje rady, albo radzą sobie ledwo. - wyjaśnił, patrząc na brata z powagą. Zawsze uważał, że pomoc innym jest celem jego życia. I nadal w to nie wątpił. W momentach, kiedy o tym mówił, pewna iskierka pojawiała się w jego oczach.
- Ja wiem, że jesteś ze Specu... Ale ja nie wiem czy chcę wychodzić w M-3. Poprzednim razem, gdy odkryto, że nie mam przepustki goniono mnie przez pół miasta i postrzelono mnie, oraz moją towarzyszkę. Na pewno będzie w porządku, jeśli stąd wyjdę? - spytał, patrząc z wahaniem na brata. Bał się... M-3 kojarzyło mu się z polem minowym, bądź z pułapką. To czy uda Ci się wyjść cało zależało od szczęścia. Oczywiście też uważał, że trzeba stąd wyjść i porozmawiać w innym miejscu, jednak dalej miał opory.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.05.15 21:26  •  Boczne uliczki - Page 5 Empty Re: Boczne uliczki
Isei nie mógł się nad sobą użalać. Oczywiście - miał powody do smutku, do poczucia winy, do ciągłych koszmarów, ale próbował to wszystko zepchnąć na dalszy plan. Miał też kilkoro znajomych, sensowną  pracę, w której się odnajdywał. Całość aktualnego życia nie uprzykrzała się. Czasem zdarzały się niebezpieczne akcje, ale w pewien nieokreślony dla siebie sposób - potrzebował tego.
teraz, kiedy w nieoczekiwany i absolutnie nieprzewidywalny sposób - odzyskał brata, czuł że pewien ważny fragment jego duszy znalazł właściwe miejsce.
Isei mógłby przysiąc, że zanim spotkał Isao - coś z jego życiem zaczynało być nie tak. Nie chodzi o jakieś wazne wydarzenia - wręcz odwrotnie. Większość spraw stała się niezwykle przewidywalna, opieszała i monotonna. Nawet przyzwyczajała się. Do codziennej pracy, do nieumiejętności gotowania i kolejnym próbom przypalania garnków, czy nawet koszmarów.
Dużo role odgrywały też wspomnienia, które ograniczały starszego Ikedę. Niejako wciąż żył przeszłością, a to co wykonywał w teraźniejszości, częstokroć podporządkowywał swoim przyszłościowym nawykom. Zupełnie tak, jakby szedł z zamkniętymi oczami...albo tyłem - wciąż patrząc za siebie. Tylko, że teraz przeszłość, za która tak się oglądał - wyprzedziła go, po drodze znokautowała i zostawiła go zdezorientowanego.
Ktoś chyba jednak dużo bardziej garnięty...zdecydował, że Isei musi dostać potężnego kopa...żeby mógł ruszyć do przodu. Tego kopa zaserwowało mu spotkanie z bratem...(żeby nie mówić, że to Isao go kopnął, bo w konsekwencji, trzeba byłoby mu oddać - logiczne, prawda?).
Aktualnie jedno było pewne - każdy z braci czuł się zdezorientowany i zbolały..choć powody były nieco odmiennej natury i tematyki. tak przynajmniej mu się wydawało, a że miał skłonności do zbyt wielu analiz i przemyśleń - jego głowa zaczynała pulsować bólem od natłoku produkowanych scenariuszy.
- Chyba..obaj powinniśmy przestać się nawzajem przepraszać - odetchnął głośno i posłał mu słaby uśmiech. Zdecydowanie obaj muszą porozmawiać na spokojnie, bo na stan aktualny - wszystko wywracało się do góry nogami. Chwilami nawet miał wrażenie, że próbuje wywalić jakieś niekontrolowane salto - przynajmniej patrząc na zmieniające się kolory twarzy brata. Prawdopodobnie - on sam też ciekawie wyglądał.
- Mógłbym Ci z tym pomóc..jeśli chcesz - zaczął ostrożnie, a w jego szarych oczach pojawił się znajomy błysk, sugerujący intensywne myślenie - a kiedyś, w większości pomagaliśmy matce...- urwał, gdy zorientował się, że niepotrzebnie wspomniał o rodzicielce, wiązał się z tym kolejny smutek, którego nie chciał teraz poruszać, szybko więc kontynuował, z nadzieją, że brat w całym zamieszaniu, nie zwróci uwagi na ten drobny wątek - zawsze interesowałeś się biologią, ale nigdy nie zajmowałeś się na poważniej leczeniem. Chyba powinienem być pod wrażeniem - dla podkreślenia swoich słów, wygiął usta i zmrużył nieco oczy - ale nie wiem, czy uwierzysz starszemu bratu - ty razem uśmiechnął się na poważnie. Tym gestem chciał przegonić smutek skumulowany w jego wcześniejszych słowach.
- Zdaj się na mnie...znam miasto prawie na pamięć, więc wiem, gdzie przejść, by ominąć większość 'nieodpowiednich' dla Ciebie miejsc - zerknął na brata, przechylając głowę na bok. Złapał swoje dłonie, by znowu skupić się na ich 'wyłamywaniu' - teraz... zwracasz na siebie uwagę, więc najlepiej by było dotrzeć najpierw do mnie. Mieszkam całkiem niedaleko, tutaj w centrum - słowa wypowiadał powoli, wciąż obserwując brata. Teraz, kiedy...kiedy w końcu się spotkali, Isei stanie na ogłowie, by mu pomóc. Najpierw jednak, przydałoby mu się porządne mycie...i świeższe ubrania.
- Chodź, idziemy - zakończył i pociągnął brata za rękaw, jakby nie uznając żadnego ewentualnego sprzeciwu - cieszę się, że Jesteś Isao...- ostatnie słowa powiedział ciszej, nawet się nie odwracając w marszu. Wiedział jednak, że jego głos był wystarczająco słyszalny, by anioł za nim mógł zrozumieć ich sens.

zt ---> dalej mieszkanie Iseia
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.05.15 22:28  •  Boczne uliczki - Page 5 Empty Re: Boczne uliczki
Ciemno już, zgasły wszystkie światła i tylko blada, żółtawa aura przebijająca spomiędzy pozasuwanych w oknach żaluzji, zasłon i rolet roztaczała się w tej wąskiej uliczce, zbędnej w planie miasta, zapewne powstałej w wyniku błędu planisty.
Nawet za dnia mało kto się tu zapuszczał, głównie mieszkańcy wyrzucający śmieci do pordzewiałych i zawsze pełnych kontenerów, albo chcące dać w żyłę młokosy, chowające się przed szkołą i wścibskimi rodzicami.
Teraz, grubo po drugiej w nocy tą cuchnącą alejką rządziły utuczone do niewyobrażalnych rozmiarów szczury, pasące się na resztkach pełnego sztucznych hormonów ludzkiego jedzenia.
Były szczury i był też Liebgott.
Niewielką latarką oświetlał pomiętą kartkę, próbując rozczytać chińskie ślaczki przerysowane ze słownika, na kontenerze po jego prawej stała puszka różowej farby, a mur zdobiło już kila znaków układających się w słowa:
Każdy spec to ś

Zdanie nie było jeszcze skończone, szuja miał problem z rozszyfrowaniem własnego pisma.
Ech kurwa, a czytać po mongolsku to nas już kurwa nie nauczyli. Burkął pod nosem.
Jego kapcie trochę zawilgotniały od stania w kałuży, a żółta piżama w króliczki słabo chroniła przed chłodem nocy, gdyby nie czarny zimowy płaszcz już dygotałby z zimna, a czekała go jeszcze kupa roboty, nim nad miastem wstanie sztuczne słońce.

Od śmierci Tatary minęły już prawie dwa tygodnie, kontrolowane przez władzę media zdążyły już zbombardować telewizory mieszkańców propagandą o tajemniczym zamachowcy, który do tej pory pozostaje na wolności, to co robił było wyjątkowe głupie, a pistolet skryty w kieszeni dawał tylko złudne poczucie bezpieczeństwa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 5 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach