Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 11 z 12 Previous  1, 2, 3 ... , 10, 11, 12  Next

Go down

Pisanie 31.03.17 1:58  •  Ruiny - Page 11 Empty Re: Ruiny
Wydał z siebie niekontrolowany syk, kiedy mrożący krew w żyłach gardłowy wrzask zabrzęczał mu w uszach, ogłuszając go na ułamek sekundy. Pazury w geście obronnym głębiej wyrżnęły się w ludzką skórę, zostawiając szramę ciągnącą się od łuki brwiowego aż po samą górną wargę, serwując mężczyźnie jeszcze większą dawkę wręcz nieznośnego na samym początku bólu. Pięść przecięła powietrze, ostatecznie wymijając grzbiet zwierzęcia o milimetr. Zmierzwiła mu sierść karku, kiedy w ostatniej chwili udało mu się odskoczyć i wylądować miękko na ramieniu przedstawiciela skrzydlatej rasy, które nadal stał jak kołek, choć miał idealną, stworzoną przez czworonoga okazję, by uciec, używając do tego chociażby skrzydeł…
Może sparaliżował go strach? Ruairi przeciągnął chropowatą powierzchnią języka najpierw po swoim pyszczku, potem po szyi tymczasowego właściciela, a następnie szturchał go w tamto miejsce łapką, tym razem nie uzbrojoną w pazury, by zwrócić na siebie jego uwagę, ale on wykazał się całkowitą obojętnością na ten gest. Całkowicie skupił się na mężczyznach. Kot zastrzygł uszami i zrobił to samo, słysząc groźbę pod swoim adresem. Wbił swoje niewielkie ślepa w ofiarę swoich pazurów. Przez parę chwil obserwował swoje dzieło w postaci krwawiących płytki i głębszych zadrapań. Nie czuł z tego powodu satysfakcji, a jedynie coś w rodzaju zmęczenia. Czy naprawdę musiało go to spotkać? Czy nie mógł popić mleka z półmiska, a potem pójść spać, zmieniając od czasu do czasu pozycję na miękkim materacu? Życie naprawdę musiało go nienawidzić…
Czarna sierść ponownie się zjeżyła, a on syknął ostrzegawczo, demonstrując swoje uzębienie w pełnej okazałości, które bez problemu przecięłoby ludzką skórę. Kły miał ostre, twarde i zadbane. Idealne do wyrwania kawałka mięsa z policzka jednego z napastników, ale o dziwo nie atakował. Nasłuchiwał, przyglądając się ich ruchom, zachowaniom. Czuwał, analizując sytuacje. Pozwolił Laviahowi działać, ale wątpił w jego asertywność i to, że uda mu się udobruchać mężczyzn, którzy notabene nie wyglądali na takich, co łatwo odpuszczali, albo w ogóle to robili… Oddanie im swojego ekwipunku nie było dobrym posunięciem. Tacy jak oni pozbyli się ludzkich odruchów, oddając się całkowicie ich  zwierzęcym, brutalniejszym odpowiednikom. Zawsze, chcąc palec, brali całą rękę, bez wyjątku. To tylko kwestia czasu, kiedy znów sięgnął po kota, albo położą swoje brudne łapska na aniele.
Ruairi mógł wczuć się w ich sytuacje, odczytać ich intencje, a może nawet przewidzieć ich kolejne ruchy, bo podczas swojej wieloletniej tułaczki się po pustynni, która odbierała nie tylko chęci do życia, ale sukcesywnie eksponowała w człowieku to, co najgorsze, utożsamiał się z nimi pod każdym kątem, dopóki nie dosięgła go kara w postaci klątwy. Paradoksalnie to ona sprawiła, że przestał zataczać błędne koło i z roli zwyrodnialca przemianował się na pasożyta, żyjąc na rachunek Antaresa, wykorzystując do cna jego gościnności, dobre serce i naiwność. Ci mężczyźnie w tym momencie robili dokładnie to samo…
Kiedy byli zajęci pałaszowaniem jabłek, Rory dostrzegł kątem oka gest Lava. Westchnął bezgłośnie, pociągając nosem. Towarzyszyło mu złe przeczucie, ale instynkt podpowiadał mu, aby zaufać aniołowi i dostosować się do jego prośby. Zatem, jak przestało na istotę w pełni rozumną, w ramach niewerbalnej komunikacji kiwnął głową w porozumiewawczym geście i zeskoczył z jego ramienia na piaszczyste podłoże, zachowując tym samym bezpieczną odległość od Desperatów.
Chciał do domu, do Antaresa, który pewnie tej chwili odchodził od zmysłów, szukając swojego kota po całej rozciągłości Edenu...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.08.17 10:21  •  Ruiny - Page 11 Empty Re: Ruiny
To nie są źli ludzie – zapewniał samego siebie, powtarzając te słowa w głowie niczym mantrę. Oddalając się od nich, przymknął oczy i odetchnął głębiej przez nos, by uspokoić zdenerwowanie, które brało nad nim górę. Nie mógł sobie na nie pozwolić i nie chciał, by za sprawą jednego zdarzenia – które z pewnością miało jakieś logiczne wytłumaczenie – cała jego dotychczasowa wiara dorobiła się poważnej blizny.
Uchyliwszy powieki, zerknął na biegnącego obok wymordowanego. Naraził nie tylko siebie, ale i jego. Wszystko dlatego, że został tu dłużej niż powinien. Zignorowanie prośby o powrót do Edenu okazało się nierozsądnym posunięciem. Teraz białowłosy stracił wszystko, co miało posłużyć mu jako znak pokoju dla większej ilości mieszkańców Desperacji. Za plecami usłyszał krzyki – wiedział, że nie było to podziękowanie. Zdawało się, że nowo poznani mężczyźni chcieli dostać jeszcze więcej.
Jeszcze z tobą nie skończyłem!
WŁAŚNIE. Pokaż, gdzie masz tego więcej!
Było tego więcej, jednak z wysiłku krew zaczęła dudnić mu w uszach i miał wrażenie, że reszta docierała do niego tak niewyraźnie, jakby właśnie zanurzył się w wodzie i powoli szedł na dno. Starał się jednak uparcie trzymać świadomości. Inna opcja nie wchodziła w grę, a byłoby zupełnie inaczej, gdyby był zdany tylko na siebie.
Przepraszam ― wykrztusił z siebie prawie bezgłośnie. ― Zabieram cię stąd. Już cię stąd zabieram ― powtórzył dwukrotnie, jakby przy okazji próbował zapewnić też samego siebie. Jakby to miało wynagrodzić Levowi krew na jego łapach i piasek Desperacji, który zapewne właśnie je oblepiał. ― Wrócę tu sam. Nie zasypiaj już w torbach i przeproś ode mnie Antaresa.
O tym pewnie już nawet nie śmiałby pomyśleć.
Palce jasnowłosego miękko wślizgnęły się w kocią sierść, choć złapanie zwierzęcia w ruchu nie było łatwym zadaniem. Nic dziwnego, że szybko musiał złapać równowagę, gdy niemalże potknął się o własne nogi. Poderwał go jednak do góry, przyciągając bliżej swojej klatki piersiowej, nawet jeśli to miało skończyć się bolesnymi zadrapaniami. Tu jednak kot był znacznie bezpieczniejszy, gdy śnieżnobiałe skrzydła zmaterializowały się na anielskich plecach i gdy gwałtownie wzbił się w powietrze, zostawiając Desperatów za sobą.

___z/t [+ Ruairi].
No ja już nawet się nie oszukuję – zjebałem strasznie z przeciąganiem tego odpisu, dlatego uznałem, że nie będę cię już trzymał. Tym bardziej, że też mam te wakacje takie, jakbym ich nie miał i sklejam posty tylko w miarę możliwości, głównie skupiając się na tych z terminami. Przepraszam, że musiałeś tyle czekać. Zapobiegawczo dałem podwójne z/t i możesz uznać, że Lev wrócił do Edenu zaraz po tym, a jak nie odpowiada ci taka wersja wydarzeń, to po prostu napiszesz posta pode mną jeszcze w tym temacie.
                                         
Laviah
Archanioł
Laviah
Archanioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Laviah. Po prostu.


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.08.17 19:33  •  Ruiny - Page 11 Empty Re: Ruiny
Jakiś czas po tym, jak Kai - srebrnooka, bezskrzydła Anielica - zostawiła Lunę - Panią Android, która przegrała z nią w testowym, mającym na celu sprawdzić jej umiejętności pojedynku - na stacji benzynowej, brązowowłosa, lekko uśmiechnięta niewiasta pojawiła się w tychże szanownych, nacechowanych niebezpieczeństwem oraz naszpikowanych wieloma groźnymi Wymordowanymi stronach. Budynki tu występujące były prawdziwymi, smętnymi ruderami, jakich doprawdy mnóstwo jest na Desperacji - nietrudno jest stwierdzić i ustalić, iż składa się ona głównie właśnie z takich zdewastowanych, zawalonych bądź uszkodzonych budowli, które nijak nie nadawały się do mieszkania w nich czy chociażby spędzenia w nich jednej, przejezdnej nocy. Istnieją, naturalnie, wyjątki od tej reguły - parę osób przygarnęło pod swe skrzydła jakieś przybytki i domeczki, czyniąc z nich w miarę dobrze wyposażone, zdatne do funkcjonowania miejsca, do których zjeżdżają się grupki łaknących odrobiny zabawy wędrowców lub szukających momentu ukojenia podróżników. Ten zakątek, jak wspomniane było już wcześniej, do takich się nie zalicza - wręcz przeciwnie, jest to jeden z najgorszych możliwych punktów Desperacji, gdzie nie tylko znaleźć można niemalże same smutne, przygnębiające ruiny, ale i na każdym kroku oraz za każdym rogiem czai się lepka, słodka Śmierć.

Ona niezbyt się tym jakoś przejmowała, krocząc pewnie przed siebie i ze swoim cudownym Paryzolem zawieszonym na plecach. Na bladej twarzy Anielicy czaił się ten jej delikatny, lekki uśmiech, który ledwo był widoczny ze względu na założony na głowie kaptur jej czerwonej, długiej i zwiewnej peleryny. Miał on za zadanie nie tyle ukrywać jej tożsamość - nie wstydziła się w końcu tego, kim jest i mało kiedy tak naprawdę ucieka się do kamuflowania swej obecności na niebezpiecznych terenach bądź pośród desperackich, niestabilnych tłumów - co chronić ją przed promieniami ześlizgującymi się na ziemię z szafirowego, pozbawionego jakichkolwiek chmur nieba. Jako persona preferująca nocną porę i przeważnie podczas niej egzystująca oraz działająca, Kaijin niezbyt lubiła wystawiać się na gorące, rażące i irytujące jej śliczne ślepka słoneczko. Kroczyła toteż tak zakapturzona przez to zrujnowane 'miasteczko', nie mając jak na razie żadnego celu wędrówki - szukała, jak na razie, czegoś ciekawego; czegoś, co przykułoby skutecznie jej uwagę i pochłonęłoby całą jej koncentrację. A nuż coś takiego występowało właśnie tutaj, w tym groźnym i wypełnionym bestiami punkcie calutkiej Desperacji - jeśli nie, to po prostu przejdzie dalej, do następnego obszaru, który mógł zawierać w sobie coś dla niej interesującego.

Przeszła, jednakże, przez obszar ten bez najmniejszych problemów i kłopotów, nie dostrzegłszy niczego przykuwającego jej srebrzystego spojrzenia ani też jej skupionej, stalowej uwagi. Przebrnęła, toteż, przez okolicę tę niespiesznym, acz pewnym i niezmąconym marszem, niedługo później opuszczając ją - na tę chwilę - na dobre.

z.t.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.10.17 16:10  •  Ruiny - Page 11 Empty Re: Ruiny
Szedł przez pustynie, który to już dzień? Dzień, czym jest dzień? Pusta sylwetka humanoidalnej istoty chwiejnym krokiem przemierzała ruiny, ciągnąc za sobą po ziemi wielką kosę. Gdzie on był? Co to za miejsce? Pusty wzrok anioła zaglądał w ciemne alejki ruin, niczym śmierć szukająca swojej ostatniej ofiary.
Chłodny jesienny wiatr zawył pomiędzy szczelinami pozostałości po dawnej cywilizacji, a w tym samym momencie Asmodeus stracił wizję. Chłody i pusty mrok przeszywał umysł anioła paraliżując jego realną postać.

Ciemny dym otaczał Anioła, przybierał ludzkie sylwetki, a także te mniej ludzkie. W tym czasie bezruchu w głowie anioła tworzyły się wizje tak niemoralne i chore, że sam Lucyfer mógłby się ich powstydzić. Stosy ciał, a także ich ciepło i uczucie stąpania po nich były dla Anioła bardziej realne, niż ten świat, w którym sam Asmodeus się znajdował. Rozszarpywał i ciął swoją kosą wszystko - ludzi, wymordowanych, anioły. Obłęd w którym tkwił powoli przesiąkał to prawdziwego świata...

Anioł, ni stąd ni zowąd, zamachnął się kosą i posłał jeden z ładunków w kierunku, losowej, zrujnowanej budowli. Huk uderzenia i rozsypywania się smętnych pozostałości po ludziach poniósł się po całych ruinach. Asmodeus wykrzywił swoje usta w o uśmiech - całkowicie zepsuty i odrażający, jak napalony fetyszysta.
Zaczął niszczyć losowe przedmioty, resztki budowli i dawać znać o swojej obecności poprzez zachrypnięty i nieprzyjemny rechot.
Pusty wzrok i jeszcze bardziej pusta skorupa w obdartych łachmanach szalała i chwilowo nikt nie chciał jej zatrzymać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.11.17 23:27  •  Ruiny - Page 11 Empty Re: Ruiny
Spało sobie. Od czasu do czasu lubiło pospać i zregenerować utracone z powodu długiej wędrówki siły. Nessi uwielbiało ciepły, rozgrzany piasek. Nic sobie z tego nie robiło, że mogło się poparzyć. Nie było przyjemniejszego uczucia, niż ciepłe drobinki piasku na policzku i na każdym odkrytym skrawku ciała. Nie trzeba było długo czekać, by Nessi zatopiło się całe w piasku, tak że wystawały temu tylko włosy, twarz i troszkę materiału sukienki, która była odzieniem od jakiegoś czasu. Zwędziło bowiem pierwszą lepszą szmatkę, gdy uznało, że poprzednia stała się stara i zbyt zniszczona.

Spało wśród ruin, zakopane w piasku, więc nawet nie zauważyło, że ktoś miał czelność wbić w tę miejscówkę. Błogość i spokój jaki temu towarzyszyły sprawił, że czuło jedynie obojętność. Z resztą nic nie słyszało, nic nie widziało, więc zapewne coś co tam wlazło nie widziało też śpiącego aniołeczka, którego już zdążył zakryć cień jednej ze ścian ruin. Przez chwilkę było bezpieczne. Do czasu, aż nie usłyszało głośnego huku, który sprawił, że zerwało się na równe nogi i czmychnęło w jeden z kątów. Od kamienia biło zimno, niemniej jednak Nessi nie poruszyło się, a jedynie bacznie obserwowało, co się dzieje dookoła.

Ścisnęło swoją wstążeczkę, która zawsze ratowała Nessi skórę. Wzięło kilka głębokich wdechów i ruszyło przed siebie w poszukiwaniu delikwenta, który odważył się psocić. Wyłoniło się z jednego z korytarzy. Pozostało jednak skryte w cieniu i schowało w momencie, w którym zobaczyło istotę machającą kosą we wszystkie strony. Zamachnęło się, posyłając w stronę białowłosego nieznajomego kilka różnej wielkości kamyków. Niektóre z nich trafiły postać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.11.17 19:30  •  Ruiny - Page 11 Empty Re: Ruiny
Ciężko dyszał, wręcz sapał, niczym pedofil widzący wieczorem małą dziewczynkę... oh wait, no tak, małe coś tu było, ale Asmodeus o tym nie wiedział. Puste spojrzenie przyglądało się otoczeniu, które wyjawiało się zza opadającego kurzu i piachu. Tylko czy aby na pewno anioł widział ten realny świat? Raczej nie, wciąż był duchem w innym świecie.

Wiatr uderzył w chodzące truchło, a wraz z nim gromada kamieni ciśnięta w niego z cienia. Pojedyncze kamyki przeleciały przez smugi dymu, a te przeniosły je do wyimaginowanej rzeczywistości Asmodeusa w postaci części ciał takich jak - dłonie czy stopy.
Głowa Deusa wykręciła się nienaturalnie w stronę, z której nadleciały kamyki. Pusty wzrok i krzywy uśmiech obłędu wbił się w ciemną alejkę, a zaraz za głową w jej kierunku obróciła się reszta ciała. Stopa anioła wbiła się w piaszczysty grunt, by po chwili cała sylwetka anioła nie zniknęła z miejsca, w którym stał. Przecinająca powietrze ze świstem kosa sunęła na oślep prosto w Nessi... by zatrzymać się na czymś w rodzaju bariery. Kosa odbiła się w przeciwną stronę, ciągnąc za sobą anioła, a wszystko zostało doprawione nagłym błyskiem i odepchnięciem Asmo.

Sylwetka anioła brutalnie odleciała do tyłu zaliczając kilka soczystych pierdolnięć o ziemie, a kończąc na wjebaniu się w resztki ściany jakiegoś budynku, która oczywiście się rozpadła i spadła na tego zdegradowanego Trona.
Wraz z tym wspaniałym pokazem akrobacji, anioł powrócił do rzeczywistego świata... w połowie.
Z czoła leciała mu krew na skutek roscięcia sobie głowy, która spływała na niezmywalny z jego twarzy uśmiech, barwiąc mu kły na bordowy kolor.
Pokracznie zaczął zrzucać z siebie resztki budowli i chwiejnie unosić się do pionu.
- Zajebie... rozerwę na kawałki!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.11.17 0:03  •  Ruiny - Page 11 Empty Re: Ruiny
Nie było pewne, co się działo. Stwierdziło jedynie, że ktoś był w kryjówce i nie była ona już bezpieczna. Nessi siedziało skulone pod jedną z kamiennych ścian, mając nadzieję, że to brzydkie coś, co zaatakowało to znienacka, weźmie sobie to po co przyszło i pójdzie, zostawiając Nessi samo. Samotność była bowiem zbawienna, chociaż czasem stawała się dokuczliwa, zwłaszcza gdy nie można się było pochwalić znalezionym skarbem albo nową stertą kamieni.
Słyszało, jak wielkie coś obija się o ziemię, a na ustach pojawił się temu niewielki uśmiech. Nie było bowiem przyjemniejszego dźwięku, jak odgłos wyrządzanej krzywdy komuś, kto chciał krzywdę wyrządzić Nessi. Uśmiech jednak szybko odszedł, gdy okazało się, że intruz nie zginął, a zaczął krzyczeć.
Nessi pisnęło, naciągając materiał sukienki na kolanka, jakby miało to stanowić wystarczającą ochronę przed całym złem tego świata. Starało się siedzieć cicho, kołysząc się jednak lekko, by nieco uspokoić swoje nerwy. Nie wiedziało z kim może mieć do czynienia, ciekawość jednak zwyciężyła nad zdrowym rozsądkiem i Nessi powoli i bardzo blisko ziemi, wysunęło swój łebek zza kamiennej ściany, by przyjrzeć się temu, co napędziło stracha.
Idź stąd – mruknęło, przyglądając się białowłosemu mężczyźnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.12.17 23:25  •  Ruiny - Page 11 Empty Re: Ruiny
Chwiejnym krokiem kierował się w kierunku, z którego w finezyjny sposób poleciał na ruiny. Kosę trzymał w bardziej sprawnej ręce, bo mimo problemów z odczuwaniem bólu w wyniku zabaw Jekylla, to mógł stwierdzić, że jego lewy nadgarstek raczej ma problemy.
Skorupa żywej osoby z obrzydliwie zakrwawionym uśmiechem kierowała się w stronę Nessi, jednak Asmodeus zatrzymał się w momencie gdy usłyszał słowa tego, co właśnie zaatakował.
Wbił ametystowe ślepia w wystającą zza ściany głowę, a spojrzenie anioła spotkało się z tym czegoś.
Stojąc tak na środku ruin spoglądał na wystającą głowę, a następnie obejrzał się dookoła jakby szukał osoby, do której te słowa zostały rzucone, ale nikogo po za nim oczywiście tu nie było.
- Ale nie mogę... muszę Cię zabić.
Mówiąc to zamachnął się kosą i posłał w kierunku Nessi pocisk z kosy, a zaraz po tym wszedł do wymiaru pustki.
Bardziej szary, niż Desperacja, świat zastąpił ten dotychczasowy, a Asmodeus zaciągnął się smrodem ciał, jakże mu znanym, wręcz niczym zapach własnego domu.
Oczywiście nie mógł się zachwycać tym światem w nieskończoność, w końcu jego głód zabijania mu na to nie pozwalał, więc zaczął kierować się w stronę słupa światła, którym był anioł, o którym Asmo nie specjalnie wiedział, że nim jest.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.12.17 15:27  •  Ruiny - Page 11 Empty Re: Ruiny
Przyglądało mu się bardzo uważnie. Chciało ocenić czy ma jakieś szanse w walce, ale niestety nie było nic, co mogłoby uratować to przed nieprzyjemnościami. Nie było za dobrze. Nessi wstało, otrzepało się i oparło o zimną, kamienną ścianę ruin. Miało nadzieję, że gdy się schowa, to straszydło, które to napadło, sobie pójdzie. W końcu co to za przyjemność atakować coś, czego się nie widzi? Myliło się.
W pewnej chwili poczuło silne uderzenie w ścianę, które spowodowało, że ta skruszyła się i kilka odłamków spadło prosto na Nessi. Zostało przygniecione i uwięzione w potrzasku. Nie czekało długo, na wymyślenie odpowiedniego planu. Szybko wlazło do swojego wymiaru, pełnego piękna i uroczych rzeczy. Ponury dotychczas krajobraz Desperacji od razu nabrał pięknych i kolorowych barw. Tego było Nessi potrzeba. Wygramoliło się spod ciężkiej warstwy kamyków. Wszystkie one błyszczały i połyskiwały, co skutecznie odciągnęło uwagę Nessi od tego po co tu wlazło. Wiedziało jednak, że nie może siedzieć tu zbyt długo, ale była to skuteczna ochrona przed niebezpieczeństwem. Niestety w pewnej chwili otoczenie nieco się zmieniło i przybrało bardziej ponure barwy. Oczywiście nadal było tam sporo kolorków, jednakże wydawały się one zbyt przygaszone.
Nessi rozejrzało się dookoła w poszukiwaniu źródła tych zakłóceń. Oczywiście nie miało jeszcze pojęcia, że wymiary zarówno Nessi jak i Asmodeusza oddziałują na siebie wzajemnie.
Bardzo mi się to nie podoba – mruknęło, kucając za stertą połyskujących już słabszym światłem kamyków.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.02.18 1:10  •  Ruiny - Page 11 Empty Re: Ruiny
Postawił jeden krok w kierunku słupa światła, a ten w tym samym momencie zniknął. Rozpłynął się jakby życie umarło w tej istocie.
Anioł stanął po środku pustkowia zdezorientowany całą sytuacją jaka się tu wydarzyła, nie spotkał jeszcze żadnej istoty, która w jakikolwiek sposób mogła zablokować wykrywanie jakie dawała ta umiejętność.
W tym samym momencie uderzył go powiew dosyć ciepłego powietrza i może byłoby to w jakimś stopniu logiczne gdyby nie zapach niesiony wraz z tym wiatrem. Słodki, kwiatowy, zapach wdarł się do nozdrzy anioła, a chwilę po tym kraina zaczęła nabierać kolorów.
Poczuł pod swoimi stopami jak z ziemi zaczyna wyrastać roślinność, a przez wiecznie zasłonięte chmurami niebo zaczęło przedzierać się światło prosto na samego anioła.
Dokoła anioła powstała niewielka polana, usłana kwiatami, trawą, a drzewa które zostały nią objęte odzyskały liście oraz jakby nabrały wody.
Co dziwniejsze niedaleko niego zauważył postać. Niewielka postura, która aż biła odrażającym blaskiem.
Przyjrzał się bliżej owej istocie, by następnie iść w jej kierunku.
Niósł za sobą mrok własnego wymiaru, natomiast samemu zbliżając się do Nessi widział jak ten cukierkowy krajobraz rozlewa się po sam horyzont. Oby dwa wymiary podzieliły się na pół - za Asmodeusem śmierdzący, szary i martwy świat, natomiast za Nessi - cukierkowa i baśniowa kraina.
Będąc już kilka kroków od jasnowłosej kreatury poruszył swoimi lekko zaschniętymi wargami.
- Czym ty jesteś...?
Asmodeus jakby otrzeźwiał, cała wrogość i absurd jaki mieszał mu w głowie, gdzieś zniknął i odszedł w zapomnienie - natomiast teraz czuł pewnego rodzaju zmieszanie czy lęk przed nieznaną mu mocą, która jest w stanie wkroczyć w jego wymiar.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.06.18 17:38  •  Ruiny - Page 11 Empty Re: Ruiny
Meforael lubił to miejsce. Wiedział, że było tutaj niebezpiecznie, ale z jakiegoś względu inni nie wchodzili mu tutaj w drogę. Ruiny wioski, która, w mniemaniu anioła, jeszcze  niedawno tętniła życiem, zamieniła się w ten raj dla wszystkich niegodziwców, dla wszystkich "tych złych".
Dla czarnych charakterów.
Byli tutaj przedstawiciele wszystkich ras. Mniej lub bardziej zdeprawowani. Byli i ludzie, i wymordowani, a nawet ze dwóch aniołów dało się tutaj spotkać. Tych, którzy upadli, tych którzy zostali wygnani, tych, o których zapomniano. Meforael dobrze się tutaj czuł, gdyż to miejsce było idealnym przykładem na zdeprawowanie ludzkości. Idealnym przykładem, który wciąż podsycał nienawiść Meforaela do ludzi i Wymordowanych.
Reset.
Tak, należało go dokonać, ale nie mogło to być łatwe zadanie. Za samo myślenie o tym został wyrzucony z Edenu na zbity pysk. Za to, że chciał przywrócić planetę aniołom. Za to, że chciał, by ta odżyła. A ziemia nie będzie w stanie się odrodzić, dopóki ta plaga, ta zgnilizna, kala ją swoją obecnością.
Ludzie.
Gatunek teoretycznie inteligentny. Ale który inteligentny gatunek sra do swojego legowiska zanieczyszczając je odpadami, śmieciami i gównem? Który inteligentny gatunek dążył do samozagłady w tak zastraszającym tempie? Który inteligentny gatunek doprowadził do tego, że nawet jego Stwórca się odwrócił? Że odszedł?
Żaden.
Zwierzęta pchane instynktem zabijały, by przetrwać. Ludzie byli wyjątkiem. Oni zabijali dla zabawy.
Patrząc na ten syf, który wokół Meforaela się roztaczał, można było dojść do wniosku, że miejsce to powinno być wymarłe. Nie tylko ta wioska, ale i cała planeta. A  jednak nie była. Była zbiorem dla niegodziwców, matką dla tych szumowin.
Anioł splunął.
Nienawiść tak mocno go zatruwała, że ten przestał dostrzegać zalety ludzi. Ich skłonność do miłości, do współczucia, do desperackiej walki o przetrwanie. Nie zważał na to. On widział w nich jedynie pasożyty, których trzeba się  jak najszybciej pozbyć, by nie sprowadziły zagłady i na nich.
Ale Eden tego nie rozumiał. Eden pomagał, Eden opiekował  się, Eden chronił.
Jak, kurwa, można było chronić ten przeklęty gatunek i ten nienaturalny twór, który z nich wyewoluował?
Bo tym byli dla Meforaela Wymordowani. Abominacją, przekleństwem  i szkaradztwem. Czymś, co nie powinno mieć racji bytu. A jednak istniało. I tym bardziej wkurwiało Obserwatora.
Mężczyzna przechadzał się pomiędzy tłumem przemytników, handlarzy i alfonsów, którzy proponowali mu swoje towary. Aż rzygać się chciało czując woń potu, zgnilizny i zła.
"Wszyscy zdechniecie! Wszyscy! Bez wyjątku, wy ścierwa...", powtarzał sobie w myślach, chociaż na jego ustach tkwił wciąż ten sam, niezmienny, lekko drwiący uśmiech. Całą niechęć mężczyzna skrywał głęboko w sobie, nie pozwalając sobie na jakiekolwiek uzewnętrznienie się. Co było ciekawą umiejętnością, patrząc na te niepanujące nad sobą zwierzęta, z których można było czytać jak z otwartej księgi. Tutaj pożądanie, tam chęć zysku, jeszcze gdzie indzie chciwość i pycha.  Jak Bóg mógł stworzyć coś tak chorego, coś tak słabego i coś tak...obrzydliwego?
Anioł wydostał się z tłumu ludzi w miejsce, gdzie było nieco luźniej, gdzie nawet można było znaleźć jakąś ławkę i spocząć na niej. Nie ze względu na zmęczenie, a po to, by upajać się własną nienawiścią i chęcią zemsty za zniszczenie jego ukochanej planety.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Ruiny - Page 11 Empty Re: Ruiny
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 11 z 12 Previous  1, 2, 3 ... , 10, 11, 12  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach