Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Pisanie 28.09.14 12:51  •  Gabinet na dziesiątym piętrze. - Page 4 Empty Re: Gabinet na dziesiątym piętrze.
Co czuje psychopata, kiedy od ofiary dzielą go zaledwie centymetry grubych pnączy? Podniecenie. To przejmujące uczucie, wzmagające się z każdą odrzuconą łodygą, które opanowywało jego ciało i powodowało lekkie drżenie rąk. W końcu był już tak blisko… Niemalże na wyciągnięcie ręki. A jednak wciąż mu się wymykała. Lecz wkrótce wszystko się zmieni, bo utraciła niematerialną barierę, która ją chroniła, a o której wiedziała praktycznie od samego początku. Była nią potencjalna użyteczność Evendell, do wykorzystania jej w ramach zakładnika. Joachim wiedział o tym, że w tym momencie wartość życia dziewczyny spadła praktycznie do zera, kiedy Psy rozbiegły się po całej północnej stronie miasta i stwierdziły, że właściwie nie spodziewały się jej żywej. Po słowach wymordowanego zza drzwi nie pozostały żadne wątpliwości co do tego, jaki stosunek ma do jej śmierci. Skoro więc mu to nie przeszkadza, to dlaczego Dedal miałby nie puścić wodzy fantazji i nie zakatować kolejnej niewinnej osoby. Jeśli już ma krew na rękach, to kolejny jej litr nic nie zmieni. Nie nastąpi interwencja niebios, ziemia się nie rozstąpi, ani ognie piekielne go nie pochłoną. Był więc bezpieczny. Przynajmniej w tek kwestii.
Usłyszał za drzwiami krzyki mordowanych Speców i ryk wściekłej bestii. Nie był pewny, czy te dwie rzeczy się ze sobą wiązały bezpośrednio, ale wyrwały go z zamyślenia i monotonii pracy. Jakieś przekleństwa, tupot buciorów. Prawdopodobnie posiłki. Nie zwróciłby na nich wielkiej uwagi, gdyby nie okropny zgrzyt, powodujący dreszcze na plecach i ból zębów. To drzwi, będące jego przedostatnią linią obrony ugięły się przed łapą potwora niczym mokra kartka papieru. Natychmiast oderwał się od swojego dotychczasowego zajęcia. Przez utworzoną szparę dostrzegł szarookiego wymordowanego, którego twarz nie wyglądała zbyt przyjaźnie. Decyzja była więc prosta. Dedal wycelował w niego i strzelił. Traf chciał, że jego przeciwnik wpadł na ten sam pomysł. Joachim rzucił się w bok, próbując uniknąć śmiercionośnych kawałków ołowiu. Przez to jednak nie widział, czy w ogóle trafił Psa.
Macki, które wylęgły się spod biurka, były chyba spragnione kontaktu z jakimkolwiek człowiekiem, dlatego przytuliły się do niego z całych sił. Skrzydlaty warknął i spróbował się wyrwać. Nie mógł przecież pozwolić wejść tutaj temu śmieciowi, a nagła interwencja czarnych pnączy zdecydowanie ułatwiała sprawę szarookiemu. Nie pozwoli się pokonać. Szarpał się i wyrywał, dopóki macki nie puściły. Spróbował uniknąć kolejnych kul, które poleciały w jego stronę, aczkolwiek podejrzewał, że mu się to nie uda. Przynajmniej nie do końca.
- Kogo nazywasz psem, kundlu? Wasza rasa niewarta jest splunięcia, a mimo to musimy się z wami użerać. Zdechnijcie wreszcie albo zarżnijcie się sami i oszczędźcie nam fatygi.
Wzrok pełen nienawiści wwiercał się w niewzruszone oblicze Psa. Joachim wiedział, że gdyby tylko dostał szarookiego w swoje ręce, tamten pożałowałby dnia, w którym zmartwychwstał jako wybryk natury. Spaliłby go żywcem i wsłuchiwałby się w jego krzyki. Ale w tym momencie nie mógł tego uczynić. Jeszcze.
Wycelował w niego po raz kolejny i nacisnął spust.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.09.14 23:17  •  Gabinet na dziesiątym piętrze. - Page 4 Empty Re: Gabinet na dziesiątym piętrze.
Jedyne co go w tym momencie interesowało, to fakt, żeby ochronić Ryana. To było dla niego priorytetem, dlatego też z nieukrywaną ulgą zobaczył, jak wystrzelone parę chwil wcześniej kule odbiły się od bariery, którą otoczył swojego podopiecznego. Na pewną chwile to powinno wystarczyć. Oby Ryan w przeciągu tego czasu skoczył to, po co tutaj właściwie przyszedł. Co prawda Nathair nie znał jego motywów, ale to nie było ważne. Przydał mu się na coś, co wypełniło go dziwnym poczuciem pełnym satysfakcji i radości. Nawet ból w nodze po postrzale mu nie przeszkadzał. Jasne, był upierdliwy i przeszkadzał mu w poruszaniu się, ale skutecznie obwiązał ranę arafatką, która wcześniej swobodnie zwisała z jego paska spodni i na jakiś czas powinno wystarczyć.
A przecież nie zamierzał też biegać i skakać. Obecny stan skutecznie mu w tym przeszkadzał. I o ile mocy teraz nie mógł używać, a jedynie posługiwać się barierą do ochrony dupska Grimshawa, tak Nathair miał przy sobie jeszcze jedną zabawkę. A mianowicie swój miecz. Odwrócił go w dłoniach tak, by ciąć jedynie tępą końcówką, aby nikogo nie zabić. Co jak co, ale Nathair wciąż był aniołem i wciąż nie zamierzał nikogo zabijać z premedytacją. Ale ogłuszyć jak najbardziej.
Oparł się o chłodną ścianę i nabrał więcej powietrza w płuca, czując, jak go od środka pali. Wiedział, że długo tak nie pociągnie. Musiał trochę odpocząć, ale wrogów z każdą kolejną chwilą zbiegało się coraz więcej. Zerknął na swojego nowego pomocnika i skinął głową, dając mu znak, że sam jest gotowy. Właściwie to mieli teraz na karku dziesięciu… nie, dwunastu wojskowych. Niezbyt korzystnie to wszystko się przedstawiało. Ponadto znajdowali się właściwie w wąskiej pułapce, gdzie wszelakie manewry obronne były ograniczone. No i nie było gdzie się ukryć, by móc zaatakować z zaskoczenia.
Chłopak przygryzł lekko wargę, nie mając pojęcia co zrobić. Ale dobra, skoro biegać nie może, to jeszcze sobie polata, póki ma siły.
Z jego pleców wyrwała się para skrzydeł. Zatrzepotał nimi wdzięcznie, rozsyłając dookoła biedne, randomowe pióra, które postanowiły opuścić w tej chwili grozy swojego właściciela. Odciążył dzięki temu swoją nogę. Co prawda nie ważył zbyt wiele, ale w tym momencie każdy ciężar był uciążliwy. No dobra. Za ojczyznę i takie tam, prawie jak Braveheart czy jak mu tam było. Brakowało umazanej na niebiesko twarzy i rozwianych włosów. Doskoczył do najbliższego mężczyzny kierując odwróconym ostrzem w jego bok, by ten zgiął się w pół a potem sprzedał solidnego kopniaka kolanem, rzecz jasna zdrowym, wprost w piękną facjatę mężczyzny. Jeśli było trzeba to i skrzydłem przywalił. Właściwie wszystkim, co miał pod ręką. Mógłby nawet Gavranem przywalić, jeśli trzeba, cały czas kątem oka obserwując poczynania swojego podopiecznego. Starał się wszystko co napotka na swojej drodze atakować w bok, mając nadzieję, że to przeciwników na chwilę otumani. I oby jego nowy towarzysz broni okazał się przydatny. Życie na krawędzi, Hue.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.09.14 23:17  •  Gabinet na dziesiątym piętrze. - Page 4 Empty Re: Gabinet na dziesiątym piętrze.
Zacisnął zęby i mimowolnie złapał się za ranę postrzałową. Cholerni spece, strzał w nogę utrudni mu ucieczkę. Ale nic to, przynajmniej żyje. Ból był mocny, ale jakoś trzeba wytrzymać. No, ale za to pewnym jest, że bieganie będzie niemożliwe, a z chodzeniem też będą problemy.
Gav zerknął na Nowaka-kun, który postanowił poczęstować Nathaira kulką. Ale, ale! Gavu na to nie pozwoli, Gavu uratuje! Wyciągnął rękę ze scyzorykiem i dźgnął Nowaka-kun w pierś. I jeszcze raz! I jeszcze! No, dalej! Dźgaj go, dźgaj!
"Zaraz będę"
... NABRODĘMERLINAKTOTOJEST.
CO TO ZA SZATANY MNIE ATAKUJO.
CZŁOWIEKI POMOCY. KTO TO TAKIE SZATAŃSKIE PRAKTYKI UŻYWA.
W każdym razie Gav zmarszczył brwi i rozejrzał się ze zdziwieniem. Przez chwilę sądził, że to Nathair, ale... ale jednak nie.
Zagryzł wargi, obserwując jak Ryan zmaga się z drzwiami i innymi wojskowymi. Miał nadzieję, że to przeżyją. Jakoś przeżyją. Cudem. Być może.
... no.
"Jestem"
... O NIE TO ZNÓW TE GŁOSY. O NIE.
ONE CHCĄ NAS ZABIĆ.
POMOCY CZŁOWIEKI.
Nie, Gav! To nie duchy! To ten chłopak przy ścianie! Kruk za nic go nie kojarzył. Pierwszy raz go widział. Ale skoro pomaga, to jest chyba dobry, co nie?
Kundel zasyczał głośno, bo rana znów dała o sobie znać. Nie miał czym obwiązać sobie nogi, więc musiał jeszcze trochę wytrzymać.

// Uwaga. Nie mam pojęcia co tu jest napisane, bo śpię. Wybaczcie za to.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.09.14 12:13  •  Gabinet na dziesiątym piętrze. - Page 4 Empty Re: Gabinet na dziesiątym piętrze.
Było jej coraz gorzej. Czuła, jak z każdą kolejną chwilą odpływa a złowrogie dłonie jeszcze głębiej po nią sięgają. Miała ochotę już się poddać i pozwolić, żeby Dedal pochwycił ją w swoje szpony i zrobił co chciał. Nie miała siły na walkę, jakkolwiek żałośnie to nie brzmiało. Aczkolwiek dwa głosy, które przedarły się przez zgiełk walki skutecznie poruszyły jej sercem. Przylgnęła bardziej do ściany, jakby chciała stać się z nią jednością, czując jak pod powiekami gromadzą się łzy szczęścia. Nie, z pewnością się nie przesłyszała. Byli tutaj. Po nią.
Wisienką na torcie było wreszcie sforsowanie metalowych drzwi i poniekąd przedarcie się do środka. Ostatkami sił poruszyła pnączami na tyle, by odsunąć biurko od ściany, a raczej robiąc małą szczelinę, przez którą mogła przecisnąć swoje ciało. Niczym pustynny robak zaczęła wręcz pełznąć w stronę Ryana, nie mogąc opisać swojej radości bo Ev kocha wszystkich w DOGS, bez wyjątku.  Jasne, Dedal wciąż pozostawał zagrożeniem, aczkolwiek widząc Wymordowanego tak cieplej i bezpieczniej zrobiło się na jej serduchu. Podświadomie czuła, że nic już jej nie grozi. Mięśnie rozluźniły się a ona sama odetchnęła, zapominając zupełnie o obecności Dedala. A potem jej się zemdlało. Smutek.


// I w sumie nie mam więcej co nią napisać to już niech mdleje, bo skoro ma zemdleć... No. He. Post do dupy. Ale jest. Taka duma ze mnie.
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.09.14 17:20  •  Gabinet na dziesiątym piętrze. - Page 4 Empty Re: Gabinet na dziesiątym piętrze.
Infinity mógłby przysiąc, że słyszy gdzieś nad swoim uchem tupanie kapcia woźnej Mieci, która z nieskrywaną odrazą, żalem i niechęcią przygląda się temu, co jej zostawił w prezencie na podłodze. To samo tupanie towarzyszyło również następnej czynności, w której króliczek eksperymentalny wsuwał pazury w rany, by wysunąć tkwiący w ciele pociski. Jedna z kul przeleciała na wylot, z dwoma kolejnymi białowłosy musiał się uporać.

Najwidoczniej, aby moc Share'a działała, musiał skupiać się na wybranym przedmiocie. Nic więc dziwnego, że trudno mu było odpierać atak i jednocześnie zajmować się neutralizacją wysyłanych przez obroże impulsów. Na szczęście biegnący ku niemu żołnierze nie dotarli do upragnionego celu. Share był już gotów odsunąć się, by uniknąć pierwszych ciosów, ale w ostatnim momencie się zawahał. Ponownie podniósł dłoń, którą zdążył odrobinę opuścić i przyglądał się, jak wściekły Infinity wskakuje między mężczyzn i za pomocą lisich ogonów wytrąca broń z rąk. Któryś z wojskowych przeklął soczyście.

W tym samym czasie populacja pędraków pospolitych wzrosła o 20%... Gavran w bohaterskim odruchu naparł na Nowaka-kun, który w zasadzie nacisnął już na spust, ale przez scyzoryk, który niespodziewanie wbił się w jego pierś, poderwał rękę i strzelił na oślep. Gdyby Nathair nie ruszył się o krok, to można by zmierzyć linijką, jak niewiele brakowało, by nabój trafił prosto w jego głowę. To były śmieszne centymetry. Ba! Milimetry nawet! Ale czegokolwiek Nowak-kun by nie zrobił, nie trafił ani w anioła, ani w żaden inny cel, który zrekompensowałby ten niefart. Z całą swoją dostępną mocą łupnął Gavrana w szczękę ręką uzbrojoną w pistolet. Członek gangu poczuł okropny ból, wręcz wymuszający łzy, gdy jego prywatne, osobiste zęby przegryzły język, a głowa została odrzucona do tyłu. Wesołe słonie w strojach baletnicy tańcowały chwilę dookoła jego głowy, ale gdy tylko przyszło mu na powrót ogarnąć sytuację, mógł dostrzec, między innymi, że Nowak-kun, z wściekłym wyrazem twarzy osunął się na ziemię. Cały czas trzymał się za ugodzone miejsce, jakby dzięki temu mógł cudem uniknąć śmierci.
Ale nie mógł.
Choć Gavran był niedoświadczony i strzelał nawet w swoich, to tym razem wycelował niemalże idealnie. Za trzecim dźgnięciem było pewne, że serce zostało uszkodzone na tyle, by siadło w przeciągu... ilu? 10 sekund? Nowak-kun nagle pochylił się do przodu, wyrzygując krew i inne ustroje i runął na ziemię, malując podłogę czerwienią.

Nathair zaś nie tracił cennych sekund. Wykorzystał to, że Gavran zajął się Nowakiem i naparł na pierwszego z wojskowych. BACH! Pierwszy cios w brzuch. Mężczyzna wydawał się wręcz zdziwiony takim obrotem spraw. Choć nie chciał, to ciało posłusznie zgięło się w pół, a potem padło na podłogę, jak na ćwiczeniach wojskowych. "Na ziemię, na ziemię! GLEBA! Atakują! Strzelają!" Anioł nie musiał używać Gavrana. Cios skrzydłem załatwił sprawę. Mężczyzna chciał się jeszcze podnieść, ale gdy to łupnęło go prosto w czerep, ponownie przytulił podłogę i - z tego co było widać - nie marzył o tym, aby zbyt prędko skończyć ten romans.

- Wy kurwy! - Takim sympatycznym akcentem wyróżnił się nagle Hinako. Razem z Infinity'm runął na ziemię. Długo się szamotał pod bestią. Wyciągnął prawe ramię przed siebie, upuszczając pilot, który ślizgiem trafił pod ciężkie buty wojskowych, oblegających Gavrana i Nathaira. Słychać było jeszcze trzask pękającego urządzenia. Hinako warknął, próbując wyswobodzić się spod stworzenia (nie traktował Infinity'ego jak kogoś twojej rasy, bardziej jak psa czy po prostu potwora). Udało mu się uchronić szyję, ale jego ramię zostało zakleszczone w mocnych szczękach białowłosego. Nic dziwnego, że Hinako wkrótce zawył jak zraniony waleń. Nie mógł wytrzymać już bólu, jaki promieniował przez całe ramię. Krzyczał, że go zabije. Że na kolejnych eksperymentach będzie prosił... nie... będzie ŁKAŁ i BŁAGAŁ go o wybaczenie.
Wtem rozległ się nieprzyjemny dla ucha trzask i mokry odgłos, łudząco przypominający uderzenie o coś nawodnionym ręcznikiem. Powieki Hinako drgnęły, a oczy otworzyły się tak szeroko, że omal co ich nie pogubił. Przez chwilę wpatrywał się tylko w swoją rękę, która nagle wydawała mu się obca i niechciana. Po prostu nienależąca do niego. Jak coś, co zostało siłą mu odebrane.
W zasadzie tak też było. Infinity wykorzystał dostępną siłę i zagryzając się mocno na przedramieniu mężczyzny, a także dzięki szamotaninom Hinako, udało mu się dosłownie oderwać kończynę. Krew chlusnęła, Hinako zaczął wrzeszczeć.
Na pomoc ruszyło mu trzech... oh, już dwóch wojskowych. Jeden z nich chciał się rzucić na Infinity'ego, ale został potrącony przez... Share'a, który w chwili rozwalenia pilota, mógł przestać zajmować się "wyłączaniem" elektryczności, mającej być brutalnym sposobem na karanie nieposłuszeństwa. Gdy Panda zajął się jednym, dwóch następnych odepchnęło wściekłego Infinity'ego. Udało im się odciągnąć go od Hinako, który przewrócił się na brzuch i ze łzami w oczach zaczął czołgać pod ścianę. Tamci zaś, pozbawieni broni, zaczęli tłuc pięściami ramiona, tors i twarz Wymordowanego, najwidoczniej nie przejmując się tym, że i ich ręce mogą wkrótce skończyć jak ręka Hinako. Czyli marnie.

BACH COMBO.
Drugi wojskowy zgiął się w pół, chwilę po tym, jak przeciął skórę na torsie Nathaira. Głęboka, podłużna rana wyrysowała się na jego klatce piersiowej, rozrywając przy okazji ubranie. Miecz jednak upadł, gdy ręka przypadkiem wypuściła rękojeść. Mężczyzna chciał rzucić się ku niej, w czasie, gdy jego kolega podbiegł z wyciągniętą przed siebie dłonią, uzbrojoną w gaz pieprzowy. Psiknął mu prosto w oczy.

Odgłos spreju rozległ się akurat wtedy, gdy na Gavrana napadł Kowalski-san. Rzucił się na niego tak mocno, że obaj spadli na ziemię. Nieuzbrojony wojak chwycił Kruka za gardło i ścisnął potężnie tocząc pianę z pyska.

GABINET DEDALA.
Nie będę się rozpisywać. Post wyszedł i tak zbyt długi. Dedal odskoczył, dzięki czemu nie trafiono go w głowę. Niestety. Następne ruchy nie będą już tak skoczne, gdyż czarne macki oplotły się silnie wokół ciała Skrzydlatego, skutecznie go unieruchamiając. Najgorsze, że wszystkie jego próby zranienia Ryana okazywały się nieskuteczne - bariera chroniła Wymordowanego.
Za to trzy pociski od Grimshawa przedziurawiły tors Dedala z równie dziecięcą łatwością, co kij dziurawi piaskowy zamek na plaży.

---
OBRAŻENIA DOGS:
Ryan: ostre porażenie prądem, które jednak ze względu na masę ciała bestii nie wyrządziło żadnych trwałych efektów.
Gavran: rozcięta skóra na prawym ramieniu. Szczypie. Rana postrzałowa w prawym udzie.
Evendell: ... szkoda gadać. Parę nowych niegroźnych ran; dwie rany postrzałowe: jeden nabój przebił dłoń, drugi utknął w prawym udzie. Kolejny strzał tuż pod kolanem. POSTAĆ ZEMDLAŁA.
Share (moc: komunikacja poprzez wysyłanie myśli/telepatia; możliwość manipulacji elektrycznością): -

OBRAŻENIA S.SPEC:
Dedal: SPLĄTANY. Trzy rany postrzałowe na torsie.
Infinity: trzy rany postrzałowe w bokach; wysokie zmęczenie, ciężki oddech.
Kowalski-san: -
Nowak-kun: MARTWY.
NPC (wojskowi #3): PADŁ.
NPC (wojskowy #4): zaatakowany przez Inf'a; rana na szyi po pazurach.
NPC (wojskowy #5): -
NPC (wojskowy #6): -
NPC (wojskowy #7): -
NPC (wojskowy #8): zaatakowany przez Share'a.
Hinako: oderwana prawa ręka; ledwo dycha; spanikowany.

OBRAŻENIA RODZYNKA:
Nathair: wysokie zmęczenie; strzał prosto w rzepkę (rana prowizorycznie opatrzona); rana cięta na torsie; potraktowany gazem pieprzowym.

Data odpisu: do 1 października.


Spoiler:
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.09.14 9:21  •  Gabinet na dziesiątym piętrze. - Page 4 Empty Re: Gabinet na dziesiątym piętrze.
Uchylenie się przed nadlatującymi nabojami było odruchem bezwarunkowym. Przypuszczał, że skoro udało mu się raz, drugi raz taka sytuacja już się nie powtórzy. A tu niespodzianka – wystrzelone pociski wciąż się go nie imały. Nie wiedział, jak długo Anioł Stróż będzie nad nim czuwał, dlatego wyprostowawszy się, od razu skierował lufę na rękę mężczyzny, w której ten trzymał swoje narzędzie zbrodni. Cień jak na polecenie, które nigdy nie padło, zacisnął się mocniej, chcąc całkowicie unieruchomić kończynę białowłosego. Kolejny nabój miał zmusić wojskowego do upuszczenia pistoletu.
Za dużo gadał.
Grimshaw przez chwilę wydawał się kompletnie go nie słuchać. Opuścił wzrok, dostrzegając jakiś drobny ruch na podłodze i ściągnął brwi, gdy w polu jego widzenia znalazło się zmasakrowane ciało Evendell. Gdyby do gabinetu dostał się inny członek DOGS, zapewne priorytetem okazałoby się podniesienie anielicy z podłogi, tymczasem Ryan nawet nie drgnął, a ten tragiczny obraz nie przyprawił go o rozżalenie czy gorycz wobec jej oprawcy. Jakiś krótki, zduszony odgłos wydarł się z jego gardła, a pierwszym, co nasuwało się po jego usłyszeniu, było nieodparte wrażenie, że ciemnowłosy zaraz się roześmieje. Nic takiego się nie stało. Rozbawienie nawet na moment nie mignęło na jego twarzy.
Zadziwiające, że poświęciłeś tyle czasu komuś, kto „nie jest warty splunięcia” ― podsumował, unosząc wzrok z powrotem na albinosa. Podeszwa buta stuknęła o podłogę, gdy ruszył się z miejsca. Potem znowu i jeszcze. Bez wahania zbliżał się do żołnierza, omijając nieprzytomną dziewczynę (a może już była martwa?). W ciągu tej niecałej minuty zdecydował się na nowy plan działania, a nieznajomy tylko upewnił go w przekonaniu, że to rozwiązanie będzie o wiele słuszniejsze. Gdy otworzy oczy, będzie już za późno na odwrót. W głowie rodziły się coraz to nowsze pomysły na uprzykrzenie mu życia, wliczając w to niektóre atrakcje, które zapewnił jasnowłosej. ― Nie zabiję cię. W końcu sam poprosisz, żebym to zrobił.
Korzystając z okazji, że mężczyzna wciąż był skrępowany, uniósł rękę z zamiarem złapania go za włosy, na tyle mocno, by się nie wyrwał i – co ważniejsze – by zabolało. Jeśli wojskowemu nie udałoby się wyswobodzić, szarpnąłby mocniej, w końcowym efekcie bliżej zapoznając jego twarz z blatem biurka, jakby siłą uderzenia zamierzał zmiażdżyć mu nos. Potem powtarzałby tę czynność tak długo, aż twarz mężczyzny w dużej mierze przestałaby przypominać twarz. Gdyby żołnierz się zapierał, złapałby broń w zęby i drugą ręką ścisnąłby jego szyję, odcinając dopływ powietrza do czasu, w którym zdążyłby stracić przytomność. Gdyby żaden z tych sposobów nie wypalił, spróbowałby przestrzelić mężczyźnie oba kolana. Bądź co bądź, mrowiące uczucie pod prawą łopatką powoli zaczynało dawać mu się we znaki.

Tak, trochę z dupy ten post, ale nie wiem jak to inaczej opisać, żeby nie było, że już wszystko jest pewnikiem, wiadomo.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.09.14 15:29  •  Gabinet na dziesiątym piętrze. - Page 4 Empty Re: Gabinet na dziesiątym piętrze.
Nie było teraz siły, która mogłaby opanować rozszalały umysł Infinity'ego. Ileż to minęło czasu, od ostatniego momentu, kiedy białowłosy pozwolił swojej zwierzęcej naturze przejąć kontrolę nad sobą? Zdecydowanie zbyt długo. Efektem tego była teraz zguba s.specowców. Cała wściekłość, zarówno należąca do zwierzęcej jak i ludzkiej strony Infa, zlała się w jedno.
Nie próbował się więc nawet powstrzymywać. Groźby Hinako oczywiście nie zrobiły na nim żadnego wrażenia. Kiedy tylko wbił zęby w jego ramię i znowu poczuł krew na języku, odczuł jak ogarnia go euforia. Poziom adrenaliny jeszcze wzrósł, o ile to było możliwe. Gdyby kto teraz spojrzał mu w oczy, lepiej wiać. Nie istniało tam nic, poza czystą żądzą zabijania. Po tym jak dorwał tę rudowłosą gnidę, nie interesowało go, kto może się jeszcze nawinąć pod jego szpony. Bardzo możliwe, że w tym momencie Infinity rzuciłby się również na jakiegoś swojego sojusznika, dlatego też lepiej trzymać się z daleka.  Liczyło się tylko to by rozszarpać mu tchawicę.
Mocne szarpnięcie głową i fontanna krwi. Inf zmrużył ślepia, kiedy posoka trysnęła na ścianę z dziury jaka została po wyrwanym ramieniu s.specowca. Czerwień zabarwiła również jego białe włosy i spłynęła małym strumieniem po jego ubraniu. Teraz to dopiero Miecia będzie miała sprzątania. Ale bez obaw, obiekt testowy 7533 miał zamiar zrobić tu jeszcze większy burdel. Wydał z siebie niski warkot, zarzucił głową i odrzucił ramię Hinako w bok. Wyglądał upiornie, z całą pewnością jego opisem niejedna matka mogłaby straszyć dziecko, które nie chce iść spać. Cały uwalony krwią, z wyszczerzonymi kłami, oczami ziejącymi chęcią mordu, poparzoną skórą na szyi, porwanym ubraniem, długimi szponami orającymi ciało jego ofiary oraz czterema długimi, lisimi kitami smagającymi powietrze. No potwór jak się patrzy. Hinako miał rację, traktując go właśnie w ten sposób. Ale cóż, życie. Bestia wyrwała się na wolność i dobrała się do dupy swoim oprawcom.
Infinity już miał się pochylić, żeby wyrwać Hinako tchawicę swoimi kłami, kiedy nagle odczuł uderzenie w bok. Rzucony na ścianę, przywalił w nią barkiem i ryknął wściekły. Chwilę potem spadły na niego pierwsze ciosy. Przez chwilę Infinity’emu przemknęło przez myśl, co za ludzie są na tyle tępi, by rzucać się z gołymi dłońmi na niego. Szczególnie, gdy przed chwilą widzieli jak ich człowiek stracił całe ramię. Ale cóż, śmierć była im pisana tak czy siak. Weszli między drapieżnika oraz jego ofiarę, a to nigdy się dobrze nie kończyło. Priorytetem Infa było pozbawienie Hinako życia. Jeśli ta dwójka stała mu na drodze, ich koniec był bliski.
Z jego gardła ponownie wyrwał się złowieszczy warkot. Kiedy żołnierz #1 podniósł rękę do kolejnego ciosu, Inf odsunął się do uniku po czym wbił swoje kły w jego przedramię. Przed pięściami drugiego zasłonił się ogonami. Wykorzystał puchatą sierść, która je pokrywała, by zasłonić obu mężczyznom pole widzenia. Nie miał czasu bawić się w kolejne wyrywanie ramienia. Odepchnął  żołnierza #2 i wyciągnął kły z ciała pierwszego. Chociaż nogi powoli odmawiały mu posłuszeństwa ze zmęczenia, wyskoczył w górę, chcąc powalić s.specowca #1. Tym razem wykorzystał swoje pazury. Wbił je kilkakrotnie w szyję mężczyzny, chcąc uszkodzić tchawicę lub jakąś ważną arterię. Nawet jeśli nie udałoby mu się zabić w ten sposób wojaka a jedynie poważnie ranić, Inf zaraz zeskoczyłby z niego i zajął się drugim. Podciąłby mu nogi ogonami i postąpił tak samo jak z pierwszym. Nawet jeśli mężczyzna nie upadłby na ziemie, jak Inf planował, po prostu rzuciłby mu się do gardła.  A kiedy już nikt nie stał mu na drodze, Infinity powolnym krokiem ruszył w strone jęczącego, próbującego odpełznać niczym parszywy robak, słabnącego przez upływ krwi Hinako. Włosie ogonów białowłosego już tak nasiąknęło posoką, że gdy wymordowany szedł za swoją ofiarą, dysząc ciężko, zostawiał za sobą ślady jakby ktoś przejechał po podłodze pędzlem. A kiedy tylko dopadł rudowłosego skurwiela, miał zamiar najpierw użyć szponów i wyrwać mu jaja, a następnie najzwyczajniej w świecie przegryźć gardło.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.09.14 15:36  •  Gabinet na dziesiątym piętrze. - Page 4 Empty Re: Gabinet na dziesiątym piętrze.
W całym swoim anielskim życiu nie nawalczył się tyle, co teraz. Jak widać przy Ryanie tracił swoje dziewictwo nie tylko na polu łóżkowym, ale też i w innych aspektach. I pomyśleć, że przez ponad sześćset lat wiódł spokojne życie. Tyle go ominęło zabawy i rozrywki! No, ale teraz mógł to nadrobić. Co prawda wciąż unikał zadawania śmiertelnych ran, bo co jak co, ale jako anioł miał obowiązek szanować każde życie, nawet te najbardziej splugawione. Swoją drogą zadziwiające jak bardzo użyteczne są skrzydła podczas walki. I to nie tylko przy lataniu. Nie ma co ukrywać, Nathairowi udzieliła się adrenalina i dał ponieść się wirowi walki. Zapomniał jednak o jednym bardzo małym, ale za to jak bardzo ważnym mankamencie. Nie był niezniszczalny. Taki tam mały psikus i przeoczenie.
Syknął przeciągle czując, jak ostrze przesuwa się po jego klatce piersiowej rozcinając delikatną skórę. Musiał odskoczyć, przyciskając się plecami do ściany, by nie pożegnać się przypadkiem z jakimś swoim wewnętrznym organem. Byłoby smutno, gdyby z jego brzucha wypłynęło jakieś jelito czy tam trzustka.
Ale w sumie przecięcie nie było najgorsze, choć wciąż bolesne. Dostanie z gazu pieprzowego było okropne. Nathair momentalnie poczuł przeszywające pieczenie i łzawienie oczu, tracąc na jakiś czas zmysł wzroku. Wydał z siebie przeciągły jęk bólu i dezorientacji, osuwając się przy ścianie i kucając na zdrowej nodze. Gwałtownie zaczął pocierać oczy, co niestety jedynie jeszcze bardziej je podrażniało. Całe szczęście, że gaz nie dostał się do nosa, bo oprócz kompletnego zdezorientowania zacząłby się dodatkowo dusić. Aczkolwiek i tak w tym momencie jego sytuacja nie przedstawiała się zbyt ciekawie. Zdezorientowany, cierpiący i pozbawiony wzroku szamotał się na prawo i lewo, nie wiedząc co się dzieje. W sumie proszę państwa Nathair w tym momencie wykonywał słynny taniec węgorza.
Nie wiedział kogo atakuje i czy w ogóle atakuje. Rzucał się jak opętany, miotało nim na każdą możliwą stronę, na moment zapominając o wszystkim. No cóż, jak widać spryskanie go tym dziadostwem było naprawdę dobrym posunięciem, bo chłopaczyna nie wiedział co teraz. Walczyłby chętnie dalej… i nawet w pewnym momencie zaczął macać za mieczem, a jak go pochwycił to też nim machał tak, jakby właśnie bawił się w piniatę. Biedny, smutny Nathair. Jego chwilę chwały na polu walki właśnie się skończyły. Sniff.


-----

Na skróty to co Nathair robi w poście.

KLIK -> KLIK2 -> KLIK3


Ostatnio zmieniony przez Nathair dnia 03.10.14 1:56, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.10.14 22:58  •  Gabinet na dziesiątym piętrze. - Page 4 Empty Re: Gabinet na dziesiątym piętrze.
Coś poszło nie tak, jak powinno. I to poważnie zaniepokoiło Skrzydlatego. Skoro kule się go nie imają, to jak on ma go do cholery zabić? Nie zdążył się jednak nad tym zbyt poważnie zastanowić, kiedy poczuł nagłą utratę tchu. W parze do niej przyszedł ból. Raz, dwa, trzy. Trzy dziury pojawiły się na jego klatce piersiowej. Kaszlnął i splunął krwią na podłogę. Uśmiechnął się lekko. Chyba teraz już się nie wywinie śmierci. Słowa szarookiego tylko go utwierdziły w tym przekonaniu. Nie odpowiedział jednak. Bo i po co? Nie mógł poprosić go o swoją śmierć. S.SPEC wytresowało go na swojego wiernego pieska gotowego na każde zawołanie, a pragnienie końca swojego żywota byłoby sprzeczne z planami Władzy. Ot i cała filozofia. W jego głowie po prostu nie mogła pojawić się idea zdrady. Musiałoby się stać coś, co kompletnie zmieniłoby mu psychikę, ale to nie byłby wtedy ten sam Dedal.
Kiedy wymordowany chwycił go za włosy, Joachim spróbował się wyrwać i kopnąć go w kolano. Najlepiej tak, żeby przemieścić rzepkę. Cały czas próbował opierać się brutalnym zapędom swojego przeciwnika, ale czy mu się to uda? Tamten jest przecież silniejszy i … Chwila… Cienista macka zacisnęła się tylko wokół prawej ręki. Lewą miał szansę oswobodzić. A w końcu to na niej miał założoną elektryczną rękawicę. Jeśli tylko uda mu się złapać tamtego za nogę…
Trzask, buchająca krew, gwiazdy w oczach. Chyba jego twarz nie jest zbyt wytrzymała na intymne spotkania z meblami. Starał się nie wydawać z siebie żadnego dźwięku, żeby nie dać Psu satysfakcji. Zaciskał szczęki z całej siły, próbując jednocześnie nie dopuścić do kontaktu zębów z politurą. To byłoby bardziej bolesne i szkodliwe na dłuższą metę.
Jeśli udało mu się porazić szarookiego, spróbował się wyrwać i złapać pistolet. Zaraz po tym, strzeliłby, celując wymordowanemu w głowę. Jeśli jednak nie… To w milczeniu znosiłby kolejne uderzenia.


Ostatnio zmieniony przez Dedal dnia 01.10.14 23:45, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.10.14 23:22  •  Gabinet na dziesiątym piętrze. - Page 4 Empty Re: Gabinet na dziesiątym piętrze.
W pyszczek jeża, udało się!
Tak, Gavran naprawdę zdziwił się, że udało mu się trafić scyzorykiem. To jest dopiero wyczyn! Teraz proszę o brawa dla bohatera dnia.
Radość trwała właściwie tylko kilka dźgnięć, bo po chwili Kruk oberwał pistoletem w twarz. Wydawać się mogło, że powinien się cieszyć bo nie dostał kolejnej kulki. Nic bardziej mylnego, to uderzenie także dosć mocno bolało. Gav poleciał do tyłu, a scyzoryk wypadł mu z ręki. Na szczęście jednak za nim znajdowała się pomocna ściana, która nie pozwoliła Kundlowi upaść na podłogę. Dziękujemy, pomocna ściano! Ty też zostałaś dzisiaj bohaterką!
Gav nawet nie miał siły wywarczeć jakiegoś przekleństwa. Zacisnął z całej siły ślepia  i wyszczerzył zęby w grymasie "ktotodocholerymizrobił". Po chwili jednak wytarł wilgotne oczy (no bo przecież nikt nie może widzieć, że Gav płacze, no proszę) i spróbował jako tako ogarnąć sytuację.
Dobra.
Nowak-kun opierdziela się na podłodze. Co to za maniery, kurna. Zamiast walczyć, to ten woli spać? Gavran już miał podchodzić do żołnierza, gdy ten chlusnął dziwnymi rzeczami na podłogę.
Och, zdechło mu się. Huhu, Gav jest z siebie dumny, zabił kogoś. A do tego wroga, nie swojego! Sukces. Kolejny dzisiejszego dnia.
Dalej. Infinity się bawi z innym. Ryan w środku. Różowe włosy... a gdzieś pewnie jest.
Przez chwilę Kruk sobie tak stał spokojnie, zastanawiając się nad sensem życia i kolorem zasłon w gabinecie nr. 39, jednakże Kowalski-san uznał za stosowne zająć Kundla rozmową. Dyskusja jednak zakończyła się na podłodze, a Kowalski próbował wyrwać Gavrana na bycie sadystycznym seme. Kto by się spodziewał, że taki dzielny wojak jest gejem?
W każdym razie Kundlowi bardzo się nie spodobała brutalność speca, więc zacharczał nieprzyjemnie, próbując nabrać oddechu. Rąbnął nowo poznanego kolegę pięścią w skroń, po czym zamachał nogami, kopiąc w co tylko popadnie. Przez adrenalinę przez chwilę zapomniał o ranie, ale ta teraz przypomniała o sobie ze zdwojoną siłą. Było nie machać nogami! Głupi Gav, głupi. Z powodu bólu w nodze Gavran cały czas uderzał Kowalskiego pięściami w głowę, ale brak tlenu dawał o sobie znać i Kruk powoli odpływał. Teraz jedyną jego myślą było "Kim do cholery jest ten koleś?", a chodziło oczywiście o chłopaka z włosami w stylu "black and white". No bo nie wiedział, a przed śmiercią wolałby to wiedzieć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.10.14 15:55  •  Gabinet na dziesiątym piętrze. - Page 4 Empty Re: Gabinet na dziesiątym piętrze.
KORYTARZ.
Akompaniament tych krzyków, wrzasków, szmerów, huknięć, trzaśnięć i niedomówień nawet nieboszczyka zmusiłby do przewrócenia się w grobie. Nic dziwnego, że na piętro zlatywało się coraz więcej wojskowych, uzbrojonych po zęby, silnych i chętnych do nierównej walki. Na jednego Wymordowanego przypadało... ilu? Siedmiu? Dziesięciu? Dwudziestu żołnierzy? Choć niewielka ilość Psów (i Rodzynek) powinna nie podołać zadaniu, ich wzmożona siła, prędkość, wytrzymałość i moce sprawiały, że żadna dwucyfrowa liczba nie była im straszna. Ani pierwszy, ani drugi wojak nie zdołał się wyrwać z kościstego uścisku Śmierci. Pierwszy miał wielkiego pecha, ale drugiemu udało się, tuż po uderzeniu barkami o twardą podłogę, chwycić dawniej porzuconą broń. Zdążył nawet ją podnieść, wycelować, nacisnąć parę razy na spust. Kolejny huk uciekających z lufy nabojów, które z parszywie głośnym dźwiękiem przemykały dookoła Infinity'ego. Czy może raczej bestii, jaka naparła na mężczyznę, szamotającego się pod nią, warczącego, wściekłego i spanikowanego.
Trafił. Owszem. Kolejne dwie ziejące pustką dziury ozdobiły tors białowłosego, ale wojskowy nie zdążył się tym nawet nacieszyć. Nie zdążyły też posiłki. Choć na piętro wparowało czterech nowych żołnierzy, nie zdążyli oni uratować swojego towarzysza. Jeden z nich jednak pomógł podnieść się Hinako i niezbyt delikatnie spróbował wyprowadzić naukowca, wynieść jak najdalej od miejsca zdarzenia. Na jego miejscu zostało więc trzech, rosłych facetów. Tarasowali zejście ze schodów, a jeden z nich - ten na samym przodzie - uśmiechnął się, ukazując rzędy białych zębów.

Nathair w tym czasie odwalał taniec godowy, tnąc to i owo, tamtego i siakiego, czasem trafiając z brzękiem w ścianę, innym razem stopą w plecy Kowalskiego-san, który cały czas siedział okrakiem na Gavranie i molestował dusił. W pewnym momencie anioł mógł usłyszeć, głośny dźwięk krztuszenia, a gdy zamachnął się raz jeszcze, broń upadła komuś na ziemię. Ktoś inny przeklął, gdy ten pierwszy chciał objąć Nathaira od tyłu, najwidoczniej pragnąć go unieruchomić, ale dostał ze skrzydła prosto w żuchwę, zachwiał się na nogach i złapał za złamany nos.
Kto by pomyślał, że Nathair nieświadomie pomoże Gavranowi i przeszkodzi Infinity'emu?
Pomógł, bo jego miecz świsnął przecinając powietrze i trafił prosto w bark Kowalskiego-kun, przez co jego uścisk skutecznie się rozluźnił. Kruk od razu zyskał możliwość nie tylko wyswobodzenia się, ale nawet nie umarcia! Twarz zasiadającego na nim (Boże...) mężczyzny była poobijana od uderzeń Kundla i choć sam parokrotnie sprzedał Gavranowi cios pięścią to w ramię, to w polik, finalnie wyszedł na tym gorzej. Ryknął wściekle, puszczając gardło czarnowłosego.
"SZYBKO, GAVE".
Ten sam niski, znudzony głos rozległ się w umyśle Gavrana.
"Szybciej. Musicie biec" - dodał zaraz Share, pojawiwszy się nie wiadomo skąd tuż za Kowalskim, którego odciągnął od Kruka za włosy. W ostatniej chwili pochylił się, a nad jego głową przeleciał miecz Nathaira, wciąż tnącego jak nie powietrze, to Infinity'ego. Share skrzywił się widocznie, gdy Kowalski zwrócił ku niemu wściekle twarz i wyciągnął mordercze ręce.
"Nie pozwól, by coś stało się Evendell.
Zabierz wszystkich naszych.
Zatrzymam wojskowych.
Liczę na ciebie".
To ostatnie co powiedział do Gavrana, nim się wyprostował i zajął walką z Kowalskim-san.

A przeszkodził Infinity'emu, bo gdy ten chciał się rzucić na Hinako, ostrze raz jeszcze przefrunęło przez powietrze i "zadrapało" bok eksperymentu. Dobre jednak to, że miecz zaraz uderzył z rozmachu jednego z przybyłych wojskowych, a ten aż skulił się z bólu.
- Dalej! Strzelać! - warknął barczysty mężczyzna, nie pozbywając się nadal swojego wyzywającego uśmiechu.

Słychać było stukot butów, wbiegających po innych schodach. Kolejne posiłki były już w drodze.

BIURO DEDALA.
Kopnięcie w kolano prawdopodobnie nie dało takich efektów, jakich Dedal się spodziewał. Prawdę mówiąc, okazało się dość nijakie, gdy jego jasne włosy zostały zatrzaśnięte w gniewnym uścisku Wymordowanego. Raz, drugi, trzeci i kolejny, następny, jeszcze jeden... a wszystkim tym "razom" towarzyszył głuchy, tępy trzask, na tyle okropny, głośny i bezlitosny, że od razu wiadomym było, jak poważna okazała się ta nierówna walka.
Ryan czuł już mocne mrowienie w miejscu z którego nawoływał artefakt. Cienie same zaczęły się kruszyć, rozplątywać, coraz mniej krępując ciało Skrzydlatego, uderzanego twarzą raz za razem w blat. Z brzegu mebla drobnymi kroplami spadała krew, brudząc z niemym chlupnięciem dotychczas nieskazitelna podłogę. Rozbryzgana na biurku i twarzy wojskowego zdawała się jedynym, prawdziwym kolorem w pomieszczeniu.
I stale jej przybywało.
Nawet wtedy, gdy powieki Dedala stały się o wiele za ciężkie, gdy wszystkie siły, zaczynając od tych fizycznych, na duchowych kończąc, zaczynał go opuszczać, bynajmniej nie z własnej woli. Aż w końcu jeszcze jedno huknięcie, uderzenie brzegiem głowy prosto w twardy kant stołu, sprawiło, że jego świadomość wyłączyła się równie prędko, co zarzucenie stryczka.

Koniec bariery ochronnej Nathaira!

---
OBRAŻENIA DOGS:
Ryan: ostre porażenie prądem, które jednak ze względu na masę ciała bestii nie wyrządziło żadnych trwałych efektów.
Gavran: rozcięta skóra na prawym ramieniu. Szczypie. Rana postrzałowa w prawym udzie; dużo siniaków; trudności ze złapaniem oddechu na parę chwil.
Evendell: ... szkoda gadać. Parę nowych niegroźnych ran; dwie rany postrzałowe: jeden nabój przebił dłoń, drugi utknął w prawym udzie. Kolejny strzał tuż pod kolanem. POSTAĆ ZEMDLAŁA.
Share (moc: komunikacja poprzez wysyłanie myśli/telepatia; możliwość manipulacji elektrycznością): jakieś tam rany, coś tam.

OBRAŻENIA S.SPEC:
Dedal: trzy rany postrzałowe na torsie. Postać traci przytomność.
Infinity: trzy rany postrzałowe w bokach; wysokie zmęczenie, ciężki oddech; dwie nowe rany postrzałowe na torsie; siniaki, otarcia; lekkie draśnięcie mieczem Nathaira tuż pod linią żeber.
Kowalski-san: poobijany, bo bohater Gavran; rana na barku.
NPC (wojskowy #4): zaatakowany przez Inf'a; rana na szyi po pazurach. MARTWY.
NPC (wojskowy #5): MARTWY.
NPC (wojskowy #6): MARTWY.
NPC (wojskowy #7): MARTWY.
NPC (wojskowy #8): zaatakowany przez Share'a. MARTWY.
Hinako: oderwana prawa ręka; ledwo dycha; spanikowany. UCIECZKA.
NPC (wojskowy #9): -
NPC (wojskowy #10): -
NPC (wojskowy #11): -

OBRAŻENIA RODZYNKA:
Nathair: wysokie zmęczenie; strzał prosto w rzepkę (rana prowizorycznie opatrzona); rana cięta na torsie; potraktowany gazem pieprzowym (oczy pieką, ale już widzi).

Data odpisu: do 6 października.


Spoiler:


Ostatnio zmieniony przez Growlithe dnia 04.10.14 23:23, w całości zmieniany 2 razy
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach