Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Pisanie 15.09.14 1:20  •  Gabinet na dziesiątym piętrze. - Page 2 Empty Re: Gabinet na dziesiątym piętrze.
Dotarcie na miejsce nie zajęło mu aż ta sporo, jak początkowo zakładał. Co prawda pogoda była dość upierdliwa a i ukrywanie się przed niepożądanym spojrzeniem wojskowych nie przychodziło dość łatwo, to jednak dał radę pojawić się w miarę wcześnie na miejscu. I właściwie jego niewiadoma rola powinna już teraz się zakończyć, wszakże miał czekać na zewnątrz. Oho, niedoczekanie. Co jak co, ale Nathair w takiej kwestii w żadnym wypadku nie zamierzał posłuchać Ryana. I tak wielką rewolucją był fakt, że do niego napisał. Powinien ten dzień ustalić jakimś cholernym świętem państwowym czy czymś innym. Bo czegoś podobnego raczej już nigdy się nie doczeka.
Przesunął się spojrzeniem po burdelu, który aktualnie miał miejsce na placu. Jak mógł się spodziewać nie ujrzał czupryny swojego podopiecznego. Właściwie nikogo tutaj nie znał oprócz wyłapanego wzrokiem Growlithe. I szczerze powiedziawszy nic go w tym momencie nie interesowało jak odnalezienie Ryana. Szybko wywnioskował, że zapewne znajduje się w budynku. A znając go pewnie nie porusza się w jakiejś większej, zorganizowanej grupie. Ale wojskowi już tak. Ryan mógł być silny, ale nawet i on z pewnością nie mógłby pokonać sporej grupy przeciwników.
Drgnął, sprawiając wrażenie, że zamierza skierować się w stronę budynku, lecz szybko porzucił ten marny plan, pozostając nadal ukrytym. Sięgnął do kieszeni, skąd wyciągnął telefon i szybko wystukał palcami krótką wiadomość, którą wysłał. Przede wszystkim musi znaleźć jakiś sposób na wyłączenie tego cholernego alarmu, który powoli doprowadzał go do szału. Musieli mieć tutaj jakiś generator, odpowiedzialny za dostarczanie prądu. Wystarczyło go tylko odnaleźć. A ten z pewnością nie był jakąś małą skrzyneczką…
No i proszę. Znalazł, przy budynku, nieco z tyłu. Teraz trzeba tylko dostać się tam. Zacisnął mocnej palce na rękojeści swojej broni, tak na wszelki wypadek, po czym ruszył pędem w tamtą stronę, nawet nie rozglądając się na boki. Skorzystał z całego zamieszania, gdzie ktoś taki jak on nie powinien przez pierwsze sekundy przyciągać niepotrzebnego zainteresowania z otoczenia. Miał tylko nadzieję, że żadna z samotnych kul nie trafi jego ciała, bo to byłoby sporym problemem dla anioła.
Gdy tylko dotarł do generatora, rozprostował skrzydła i wzleciał na wysokość paru metrów, by pokonać ogrodzenie dookoła niego. Zabawy w szukanie klucza zajęłyby zdecydowane zbyt wiele cennego czasu. Stopy dotknęły podłoża a sam chłopak poruszył karkiem, pozwalając na rozprostowanie spiętych mięśni. Oby tylko po tym nie stracił przytomności, wszakże to będzie spore obciążenie dla jego ciała. Użycie takiej ilości mocy….
Dotknął dłońmi generatora, praktycznie opierając się o niego, po czym używszy swojej mocy, podniósł moc generatora o kilkaset woltów jednocześnie. Raptownie wszystko zaczęło wariować. Lampy czy inne światła zaświeciły się z jeszcze większą mocą niż do tej pory, dając wręcz oślepiającą powłokę światła. Komputery czy inne ustrojstwa, które funkcjonowały tylko i wyłącznie dzięki elektronice zaczęły pokazywać dziwne obrazy i numery, jakby nie mogły się zdecydować co robić. I w końcu krótkie, ciche syknięcie, gdy z generator buchnął dym, świadczącym o tym, że właśnie się spalił. Alarm ucichł, światła zgasły, chociaż przy większości z nadmiaru woltów żarówki popękały, wszystko to, co na prąd działało – umilkło sprawiając teraz wrażenie bezużytecznego. Chłopak upadł na tyłek i oparł się łokciami o kolana, oddychając ciężko i nierówno. Czuł się tak, jakby właśnie przebiegł jakiś ostry maraton na sto biegów nie posiadając kondycji atlety. Uniósł dłoń i starł krople potu ze skroni. No dobra, ale nie ma teraz takiego siedzenia. Trzeba ruszyć się do budynku i odnaleźć Ryana. Ponownie przeleciał nad ogrodzeniem, lecz tym razem jego lądowanie było o wiele twardsze, straciwszy równowagę z osłabienia. Szybko się jednak podniósł, otrzepał i wszedł do budynku, zastanawiając się gdzie teraz. Postanowił poszukać schodów, którymi zapewne gdzies dojdzie. I nasłuchiwać ewentualnych odgłosów walki. Bo gdzie walka – tam Ryan.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.09.14 1:17  •  Gabinet na dziesiątym piętrze. - Page 2 Empty Re: Gabinet na dziesiątym piętrze.
Wreszcie udało im się wydostać z ciemnego tunelu, chociaż poruszanie się po nim było dla Ryana o wiele bardziej bezpieczne. Najpewniej wszyscy spodziewali się tego, że wraz z windą, która runęła w dół z hukiem, doczekają się nowych ofiar na swoją korzyść. Nic z tego. Omiótłszy wzrokiem korytarz, ocenił, że w pobliżu póki co nie było nikogo, kto mógłby im przeszkodzić. Srebrzyste ślepia natrafiły także na tabliczkę, dokładnie w momencie, w którym wyciągał z kieszeni telefon, przypominając sobie, że w drodze na górę ów zaniósł się wibracjami w jego kieszeni. Powinni zrobić coś z tym cholernym alarmem – była to pierwsza z rzeczy, które przyszły mu na myśl, gdy zobaczył na ścianie zachęcający napis. Na całe szczęście nie pomknął na dół w pierwszym odruchu. Byłaby to strata czasu.
Ruchem palca odblokował ekran i pobieżnie omiótł wzrokiem wiadomość. Zainteresowała go tylko końcowa część.
„Ale wpierw zrobię coś z tym irytującym alarmem.”
Byle szybko, skomentował w myślach, jakby liczył na to, że pomimo tego, że nie zamierzał udzielać stróżowi odpowiedzi i schował telefon z powrotem, chłopak usłyszy ten mentalny komunikat.
Jedna sprawa z głowy. Chyba. Nie miał w zwyczaju jakkolwiek zwoływać Nathaira, ale na zawołanie stawiał się szybciej niż niejeden sługa. Może powinien rozważyć stałe zatrudnienie? Może, ale nie teraz. Teraz musieli znaleźć odpowiednie pomieszczenie. Wierząc, że mimo wszystko znajdowali się na dziewiątym piętrze, przeszedł kawałek wgłąb korytarza, stawiając ciche kroki. Odwracał głowę kolejno ku mijanym drzwiom, nasłuchując, a – co ważniejsze – wdychając nosem powietrze przesiąknięte różnymi zapachami. Brakowało tego właściwego.
Zawrócił, przecząc niemo głową i tym samym dając Gavranowi znak, że tu jej nie ma. Teraz już nic nie było pewne, jednak gdy znalazł się obok schodów, ruszył nimi na górę, uznając, że w razie czego nie będą musieli wracać się wyżej. Wspinając się wyżej, zdarzało mu się pominąć niektóre stopnie, stawiając większe kroki. Zatrzymał się jedynie wtedy, gdy miał wrażenie –  całkiem słuszne – że światła zaczęły płonąć oślepiającym blaskiem. Gwałtownie zacisnął powieki, przez chwilę odnosząc wrażenie, że ktoś uwziął się na jego zmysły.
Aż wreszcie wszystko ucichło i zrobiło się kompletnie ciemno.
W pierwszej chwili trudno było w to uwierzyć. Najpierw dzwoniło mu w uszach i huczało w głowie, a gdy otworzył oczy – kolorowe plamy snuły się przez ciemność. Źrenice rozszerzyły się stopniowo przyzwyczajając się do nowych warunków, które były Grimshawowi na rękę. Zerknął za siebie przez ramię, dochodząc do wniosku, że tylko jemu. Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i złapał czarnowłosego za nadgarstek, lekkim szarpnięciem zmuszając go do ruszenia dalej. Nawet zwolnił nieco kroku, żeby drugi Opętany miał więcej czasu na wyczucie kolejnych stopni, pomimo tego, że nie podobała mu się rola niańki prowadzącej dziecko za rączkę. Nic dziwnego – przez swój wrodzony brak wyczucia, nawet by się do tego nie nadał.
Kolejne piętro.
W zasadzie zrobił to samo, co na poprzednim i także nie przyniosło to żadnego rezultatu. Po Evendell ani śladu. Ale nie odezwał się, zawracając z powrotem w kierunku schodów. Zanim jednak opuścił korytarz, przystanął na chwilę obok jakichś drzwi, jakby nagle udało mu się coś wyczuć. W rzeczywistości chciał tylko dokonać małego testu. Drzwi zdały go pomyślnie, gdy naparł na klamkę, a te w wyniku utraty zasilania otworzyły się bez zarzutu.
Jeszcze jedno piętro wyżej.
Zaczynała nudzić go monotonia krajobrazu, a jednak po przejściu kilku kroków zorientował się, że tym razem było inaczej. Przysunął się bliżej ściany, zwolnił kroku, co Gavran mógł zarejestrować od razu. Mężczyzna ze skupieniem na twarzy przyglądał się kolejnym drzwiom. Gdy zapach stał się wystarczająco intensywny... cóż, lekko naparł na klamkę.
Drzwi ani drgnęły, blokowane czymś od środka.
Nie, żeby spodziewał się, że pójdzie łatwo, ale ci kąpani w gorącej wodzie żołnierzyki często liczyli na to, że chowanie się w ich ciasnych klitkach coś im da. Najwyraźniej trafiali się też i ci przezorni. Ciemnowłosy mógł udać, że zwołuje ewakuację budynku, ale nie był najlepszym aktorem. Jeśli chodziło o niego, równie dobrze mógł powiedzieć „No chodź do wujka, rozpierdolę ci łeb”, co z pewnością nie zabrzmiałoby zbyt przekonująco.
Trzask.
Puściwszy Kundla, uderzył bokiem o drzwi z dużą siłą. Był pewien, że jeden raz nie wystarczy, więc zaczął powtarzać tę czynność aż do skutku. Chciał by przejście uchyliło się na tyle, by mógł się przez nie przecisnąć, a potem...
Niech się dzieje co chce.


Ostatnio zmieniony przez Fucker dnia 16.09.14 10:42, w całości zmieniany 7 razy
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.09.14 1:35  •  Gabinet na dziesiątym piętrze. - Page 2 Empty Re: Gabinet na dziesiątym piętrze.
Szczerze powiedziawszy to nie zauważyła Gavrana w postaci kruka. Może to i dobrze, dzięki temu Dedal nie mógł nic więcej wyczytać z jej twarzy. Wciąż uparcie milczała i wpatrywała się gdzieś w bok, siłą ignorując mężczyznę. Właściwie powoli wszystko zaczęło być dla niej obojętne Czy wyjdzie stąd żywa czy też nie. Chciała jedynie, by wszystko dobiegło wreszcie końca, bez znaczenia z jakimi skutkami dla niej.
Gdy głośny alarm rozgromił w budynku, instynktownie przycisnęła zabandażowane dłonie do uszu, chcąc nieco przyciszyć jego dźwięk, który wżynał się w jej czaszkę. Aczkolwiek ten stan rzeczy nie trwał zbyt długo, gdyż zniecierpliwiony Dedal odpiął ją od łóżka i przytrzymując przycisnął do okna. Na chwilę jej serce stanęło widząc to, co działo się na dole. Mogłaby przysiąc, że wśród walczących widziała Growlithe. Co prawda nie chciała karmić się złudną nadzieją, ale nie mogła nic na to poradzić, że jej usta, chcąc czy nie, wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu. A to wykrzesało z niej nieco siły i chęci do walki.
Błędem Dedala było, że nie przypiął dziewczyny do krzesła. Gdy uniosła oczy i spojrzała na niego, mężczyzna już mógł być pewny, że nie wszystko pójdzie gładko i po jego myśli. Cisza, która zastąpiła alarm a potem ciemność było niczym wybicie startu. Dziewczyna gwałtownie machnęła ręką, a spod idealnie ułożonych kafelek wyrwały się dzikie pnącza. Te z kolei zaczęły oplatać się w okoł siebie, niczym stęsknieni kochankowie mający wreszcie możliwość ujrzenia  po latach rozłąki, tworząc ścianę odgradzającą Ev od Dedala. Oczywiście mężczyzna zapewne wnet przebije się przez niesforne rośliny, jednakże to da anielicy potrzebne minuty do ucieczki.
Uniosła się z krzesła, skupiając cały swój ciężar na jednej nodze i kulejąc ruszyła w stronę drzwi, jednocześnie za pomocą skrzydeł utrzymując równowagę. Nie mogła latać, to fakt, ale przynajmniej mogła je użyć do tak prozaicznej rzeczy. Jeszcze w trakcie swego jakże emocjonująco spaceru zerknęła na biurko, które wcześniej przysunął Dedal jednocześnie blokując drzwi. Jeżeli chciała zawalczyć o wolność, musiała zacząć od tego. Pnącza powoli oplotły mebel, jakby chciały złożyć mu miłosny uścisk, niczym macki ośmiornicy, która napotkała na morzu jakiś kuter rybacki i chciała go wciągnąć pod powierzchnię wody. Pnącza uniosły biurko na wysokość metra, a wszelakie kartki oraz przedmioty znajdujące się na jego blacie rozsypały po ziemi robiąc cichy rumor. W każdym razie drzwi były odblokowane. Ev już miała w ich stronę ruszyć, gdy wreszcie usłyszała huk dobiegający zza nich od pewnej chwili. Noga zadrżała i posłała ją na ziemię. Nie dobrze. Z tyłu Dedal a przed nią... No właśnie. Kto.
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.09.14 13:19  •  Gabinet na dziesiątym piętrze. - Page 2 Empty Re: Gabinet na dziesiątym piętrze.
Jakby tym cholerom nie wystarczał fakt, że Inf robił im za królika doświadczalnego. Zachciało im się jeszcze zrobić z niego psa na posyłki. Ethan już próbował, składał mu "propozycje nie do odrzucenia". Oczywiście, że Infinity je olał i potem przez pewien czas już nie próbowano zrobić z niego drugiego Leviathana. Jednak los od każdego się w końcu odwraca.
Infinity tak naprawdę nie miał pojęcia kto przedarł się do budynku i po co. Jedyne informacje jakie posiadał to te, że była to dwójka mężczyzn. Wsiedli do windy i ruszyli na górne piętra. Winda co prawda runęła w dół (przez zgrzyt pękających lin i huk kabiny rozbijającej się na dole, Inf omal nie ogłuchł), ale istniało wysokie prawdopodobieństwo, że intruzom udało się z niej wydostać. Białowłosy nabrał ku temu niemal pewności, kiedy na chwilę zatrzymał się w okolicy czwartego piętra i poświęcił chwilę uwagi na obwąchanie drzwi prowadzącego teraz już jedynie do pustego szybu windy. Wyczuł dwa zapachy które musiały pochodzić od istot żywych oraz słabą woń krwi - muszącą pochodzić od rany, nie krwawej miazgi która powstałaby po upadku windy.
Cóż, więc poradzić, Inf pognał dalej po schodach.
Kiedy dopadł ósmego piętra, zanotował że drzwi od windy otwierane są siłą. Wycofał się, nie dając intruzom dostrzec swoją obecność. Przede wszystkim chyba ciekawość była tą rzeczą, która nie pozwoliła mu wykorzystać idealnej okazji, by zepchnąć napastników w szyb windy z którego ledwo co wyleźli. Oczywiście Inf miał zamiar wykonać rozkaz i pozbyć się ich, ale zastanawiało go, kim byli ludzie, którzy przedarli się w trzewia S.SPECu. No i czego tu szukali? Inf nie miał pojęcia o tym, że naukowcy przetrzymywali w swoich łapach anielicę, która była towarzyszką intruzów.
- Znalazłem ich. - powiedział cicho do mikrofonu, w odpowiedzi na pytanie ze słuchawki. I nic więcej. Chyba nie sądzicie że poda jakieś szczegóły? Zamierzał wykonać zadanie ale to nie znaczyło że był grzecznym psem i miałby ułatwiać S.SPECowi robotę.
Kiedy tamci ruszyli ku schodom, Inf pospiesznie ale i po cichu wycofał się w dół, licząc że intruzi są zbyt zajęci poszukiwaniami by zauważyć jego obecność. A potem nagle wszystko ucichło a świat przybrał barwy czerni.
Inf zdezorientowany, w pierwszej chwili niemalże się potknął. Zaraz potem jednak zrozumiał - odcięto zasilanie. Napastnicy na zewnątrz musieli coś zrobić z generatorem. Inf uśmiechnął się smutno. Przecież było jeszcze zasilanie awaryjne, właśnie na takie okazje jak ta. Pewnie w przeciągu kilku najbliższych minut zostanie aktywowane. Białowłosy nasłuchiwał przez chwilę czy w słuchawce słychać jakieś szumy. Jeśli i nadajnik padł, miałby chwilę swobody zanim S.SPEC odzyska jakąś kontrolę nad zasilaniem.
Ruszył więc do góry, w pogoń za intruzami. Najpierw na dziewiąte, potem na dziesiąte piętro.
- Przestań, robisz taki hałas, że słychać cię pewnie pięć pięter w dół! Zaraz zlecą się tu wojskowi i tyle będzie z waszej misji! - syknął głośno, pomiędzy hukami jakie powodował Fucker. Ręką zakrył mikrofon - nie wiedział czy łączność radiowa padła, ale wolał się ubezpieczyć. - I pomyśl przez chwilę, a nie pędzisz przed siebie jak ślepy idiota! Nie wiem co jest za tymi drzwiami ale jeśli to coś, po co tu przyszliście, zamek to trochę mało, jak na ochronę, nie sądzisz? W środku na pewno jest ktoś uzbrojony po zęby! Spróbuj się wślizgnąć to cię rozstrzelają!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.09.14 17:12  •  Gabinet na dziesiątym piętrze. - Page 2 Empty Re: Gabinet na dziesiątym piętrze.
Sytuacja na dole zdecydowanie się pokomplikowała. Słyszał i widział, jak przybywają kolejni agresorzy i przechylają szalę bitwy na niekorzyść S.SPEC. To źle rokowało na przyszłość. Bardzo potrzebne były posiłki, które z jakiegoś powodu jeszcze nie nadchodziły. Skoro zgraja wymordowanych może włamać się bez żadnej konsekwencji do najpilniej strzeżonego miejsca w Mieście, to jaki sens ma istnienie Władzy? Skoro nie potrafią bronić swojego podwórka, to nie powinno nikogo dziwić, że nie potrafią poradzić sobie z Łowcami ani z Psami na ich terenie. W końcu mutantów w Desperacji było więcej niż S.SPEC mogło wysłać żołnierzy. Nie mogli zastosować tam żadnej broni chemicznej, bo jakiś genialny fartuch wymyślił sobie, że ta ziemia może odżyć.
Alarm nagle ucichł, a to było niepokojące. Oznaczało bowiem, że padło zasilanie w całym budynku. Odwrócił się szybko w kierunku Evendell i zamarł na chwilę, zaskoczony. Zdecydowanie nie przewidział tego, że anielica będzie w stanie użyć w jakikolwiek sposób swojej mocy. Właściwie był już prawie pewien zwycięstwa i to prawdopodobnie go zgubiło. Pozwolił sobie na zrelaksowanie się, a to nigdy nie było dobrym pomysłem. Ani teraz, kiedy Psy włamały się do ich siedziby, ani w chwilach spokoju. Wszystko działo się za szybko, pomimo tego, że jego instynkty były wystarczająco uformowane, by rzucić się w kierunku anielicy, zanim nie będzie za późno.
Ale w następnej chwili skoczył na ścianę pnączy, mając nadzieję, że uda mu się przepchnąć choćby lufę karabinu lub rękawicę z napalmem. Wiedział, że groziłoby to spłonięciu całego budynku, ale udałoby mu się powstrzymać przeciwników. Dawno nie mógł pobawić się ogniem, więc trochę za tym tęsknił. Niestety nie zdążył. Próbował urwać kilka łodyg, te jednak okazały się trochę zbyt wytrzymałe. Trzeba więc zabrać się za to z innej strony. Odbezpieczył karabin i wystrzelił w ścianę pnączy. Jeśli mu się poszczęści, to nie tylko przebije się przez ścianę, ale również kilka pocisków może sięgnąć ciała anielicy.
Chwycił teraz poszarpany mur łodyg i spróbował go rozerwać, używając do tego całej swej niemałej siły. W pierwszej kolejności zabrał się za te uszkodzone przez strzały, poszerzając ewentualną lukę. Jeśli udało mu się to wystarczająco szybko, wsadził w otwór lufę karabinu i wystrzelił w miejsce, gdzie powinna się znajdować Evendell, czyli w kierunku drzwi.
Wtedy usłyszał głuche uderzenie, jakby ciała o drzwi. Zaklął głośno. Za szybko. Zdecydowanie za szybko! Jeśli już tu są, to znaczy, że sytuacja na placu jest jeszcze gorsza niż wyglądała z wysokości. Chwycił wolną ręką krótkofalówkę. Musi zaalarmować dowództwo. Może uda im się wykrzesać jakieś posiłki.
- Dowódco! Właśnie się przebili! Dziesiąte piętro. Administracja.
Miał nadzieję, że to nie było zbyt lakoniczne. Nie mógł dłużej rozmawiać. Miał jeszcze trochę zielska do wyrwania, a potem czekała na niego walka, którą może przypłacić życiem.
Na wszelki wypadek przeładował broń.


Ostatnio zmieniony przez Dedal dnia 17.09.14 17:56, w całości zmieniany 3 razy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.09.14 21:56  •  Gabinet na dziesiątym piętrze. - Page 2 Empty Re: Gabinet na dziesiątym piętrze.
Metalowe linki przeleciały niebezpiecznie obok nich. Jakby Gav w tym momencie się wychylił, to nie byłoby za fajnie, oj nie.
Powiedzmy, że zapewne miałby pewien problem z poruszaniem, załóżmy, ręką. Bardzo duży, gdyż możliwe, że owej kończyny mógłby nie mieć. No, ale na szczęście Kruk postanowił zostać na miejscu i nic złego się nie stało.
Stał i rozglądał się po korytarzu, trzymając pistolet w gotowości, a Ryan w tym czasie przeszukiwał korytarz. Jak na razie sytuacja jak dla Kruka była beznadziejna, ale stabilna. Sam udział w takiej dużej akcji był dla niego czymś nowym, wcześniej nie brał w udziału w napadzie na siedzibę S.SPEC. Właściwie to nawet wolałby tu nie przychodzić. Znalazł się tu tylko dlatego, że swoim "ale mi się nieeee chceee iść!" wkurzyłby Wilczura. A zdenerwowany Wilczur to zdecydowanie niebezpieczny Wilczur. No, i oczywiście jeszcze fakt, że porwali Evendell. A anielica jest akurat osobą, która ma jakieś tam znaczenie dla Kundla. W sumie to jest chyba jego jedyną, jakby to określić... bliższą znajomą, o. Jak na razie, hue.
Zacisnął usta, gdy Ryan wrócił z niczym. Może to wyżej? Albo niżej? No nic, pójdzie za Rottweilerem, w końcu on chyba wyczuwa Evie. A chwilę później...
Ciemność.
Błoga cisza.
Alarm wreszcie ucichł, jednak Opętany wciąż słyszał dziwny pisk, a uszy pulsowały mu bólem. Nie to jednak było jego problem; gorszy był fakt, iż chłopak nic nie widział. Po chwili jednak Ryan złapał go za nadgarstek i pociągnął, nie pozwalając by Kruk obijał się o ściany lub spadłby ze ściany, robiąc przy tym niemożliwy hałas.
Gabinet na dziesiątym piętrze. - Page 2 Iedogl
Bez problemów weszli wyżej, ale tutaj też nic. Gav zaczął się lekko denerwować brakiem anielicy. Mogli ją gdzieś wynieść, słysząc alarm. Albo zabić. Cokolwiek.
Na szczęście nastepne piętro okazało się tym dobrym. Podeszli do drzwi, a Rottweiler naparł na nie z głośnym trzaskiem. I jeszcze raz~! I jeszcze!
"Przestań, robisz taki hałas, że słychać cię..."
JEZUSMARIAMATKOBOSKACZĘSTOCHOWSKACOTYODEMNIECHCESZODEJDŹODEJDŹ.
No... cóż.
Zestresował się chłopak, no.
Błyskawicznie uniósł drżące ręce i strzelił w źródło głosu. Nawet nie miał pojęcia czy trafił, było zbyt ciemno. Może to nie był zbyt dobry pomysł, ale... ale no. Spanikował! Co miał zrobić, przywitać się z uśmiechem i poczęstować sernikiem?
- Kim jesteś? - warknął, próbując przebić wzrokiem ciemność.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.09.14 23:40  •  Gabinet na dziesiątym piętrze. - Page 2 Empty Re: Gabinet na dziesiątym piętrze.
Nathairowi udało się przedrzeć w miarę niepostrzeżenie do generatora i wywołać tym nie lada zamieszanie. Sprawił tym samym, że wszystkie drzwi, dotychczas posłusznie połykające kody z karty i otwierające się z zabawnym piknięciem zostały zablokowane, o egipskich ciemnościach nie wspominając w ogóle.

(Drzwi mogą być otwieranie jedynie, że tak to ujmę, ręcznie oraz za pomocą kluczy, które posiada przy sobie większość obecnych pracowników S.SPEC. - Dedal, prawdę mówiąc, obojętnie mi, czy zdecydujesz się na posiadanie kluczy, czy uznasz, że postać zostawiła je w domu w brudnych spodniach. c:)

DEDAL & EVENDELL.
Istotnie. Pnącza ciężkim murem odgrodziły Evendell od Dedala, ale ich potęga prędko została poszatkowana. Nie tyle co przypominały teraz szwajcarski ser, co przepuściły wiele naboi, które z metalicznym wydźwiękiem uderzyły w ściany, biurko, ustawione gdzieś niedbale krzesło i... anielicę. Parę otarło się o jej i tak słabe ciało, nie wyrządzając tym większych szkód, ale pozostawiając parę pociągłych "kresek". Jeden przebił się na wylot przez dłoń, drugi utknął gdzieś w prawym udzie dziewczyny.

TRÓJCA ŚWIĘTA.
W tym czasie Ryan z Gavranem dotarli na dziesiąte piętro, będące tym właściwym. Ryan zaczął uderzać ramieniem w drzwi. Gavran spanikował. Infinity w porę przyparł do ściany, a nabój czmychnął mu przed oczami. Eksperyment S.SPEC mógł niemalże poczuć ten drobny podmuch, gdy metal przecinał powietrze, chyba cudem mijając jego oko.
- Obiekcie testowy 7533! - zagrzmiało w słuchawce Infinity'ego. Wymordowany zaraz usłyszał jeszcze parę trzasków i znów głos naukowca: - Posiłki już wysłane!

I istotnie.
Ledwie parę sekund później głośny, rygorystyczny takt uderzających o podłoże butów wzbił się ponad ciszę. Ktoś musiał pomyśleć o nich wcześniej, bo wojskowi zdecydowanie wiedzieli gdzie biec. Gdy wysypali się, falą rozlewając ze schodów na płaski teren piętra, wszystkie karabiny zostały skierowane ku trójce skotłowanych przy lekko uchylonych drzwiach. Dziesiątka wojskowych, niektórzy z tępymi minami, inni z wrednymi uśmieszkami. Każdy z nich ubrany w mundur i wszyscy - bez wyjątku - z czarnymi hełmami na głowach, które łudząco przypominały te posiadane przez zmotoryzowaną policję. W rzeczywistości na twardych szkłach okularów malował im się obraz w podczerwieni.
- STRZELAĆ! - warknął jeden z nich, kierując lufę karabinu wprost w... Infinity'ego.

Nathair.
Zapomniałem o tobie. ._. Nathair usłyszał serię strzałów parę pięter wyżej. Dalej, dalej, nogi TurboDymoNathaira.

---
@MG: za 3 posty zostanie włączone zasilanie awaryjne. 1/3

OBRAŻENIA DOGS:
Ryan: -
Gavran: rozcięta skóra na prawym ramieniu. Szczypie.
Evendell: ... szkoda gadać. Parę nowych niegroźnych ran; dwie rany postrzałowe: jeden nabój przebił dłoń, drugi utknął w prawym udzie.

OBRAŻENIA S.SPEC:
Dedal: -
Infinity: -

OBRAŻENIA RODZYNKA:
Nathair: wysokie zmęczenie.

Data odpisu: do 20 września. Nie pogardzę wcześniejszym, oczywiście.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.09.14 1:10  •  Gabinet na dziesiątym piętrze. - Page 2 Empty Re: Gabinet na dziesiątym piętrze.
Póki co wszystko szło całkiem gładko. Jasne, słyszał co jakiś czas jakieś szybie rozmowy, ktoś tam świecił najprawdopodobniej latarką, czy też pokonywał szybkim biegiem korytarze. Ale najważniejsze, że koniec końców Nathair nie został odnaleziony. Pomimo, że oddychał naprawdę głośno, niemal łapczywie łapiąc każdy oddech. Nie ma co, przeholował nieco z mocą. Jasne, dobrze, że udało mu się to całe dziadostwo pozbawić prądu, jednakże takim kosztem, że potem może okazać się totalnie bezużyteczny. Ale dobra, nie czas teraz na takie głupie rozmyślania. Co będzie to będzie, najpierw to on musi odnaleźć Ryana. To było dla niego priorytety. Problem w tym, że nie wiedział, gdzie szukać. Szkoda, że nie miał węchu wymordowanych, to może wytropiłby go niczym wierny kundel. A mógł wsadzić mu w telefon ten cholerny GPS… Nie byłoby problemu. I cham nawet nie raczył mu odpisać. Wsadzi mu w tyłek ten telefon, a potem zadzwoni na niego. Tak, to jest bardzo dobry plan.
Psiocząc w myślach na swojego podopiecznego, pokonywał kolejne schody sapiąc przy tym jak styrany życiem rencista. I wtem, niczym jakieś zbawienie rozległy się strzały. W myśl zasady „gdzie walka tam Ryan”, Nathair doskonale wiedział, no normalnie czuł to pod skórą, że właśnie tam znajdzie podopiecznego. Zaczął przeskakiwać kolejne schodki, wciąż powtarzając sobie, żeby pamiętać o oddychaniu.

Spoiler:

W sumie stracił rachubę ile mu zajęło dobiegnięcie do celu, ale walka już zapewne trwała. W ostatniej chwili zatrzymał się na rogu, gdzie wyjrzał chcąc ocenić sytuację.
Tak. Znalazł go. I całe szczęście, że było ciemno, bo inaczej istniało wielkie prawdopodobieństwo ujrzenia błysku radości w jego oczach. Jednakże ten bardzo szybko został stłumiony przez złość, która zagnieździła się w nim. Tyle osób na Ryana i Gavrana? Oho, niedoczekanie. To co, że Nathair czuł się zmęczony i chwiał na nogach. W końcu mógł spełnić swój stróżowski obowiązek!
Wyskoczył za winkla i przykucnął dotykając podłoża, by chwilę później ciemność rozjaśnił długi język elektryczności, który pomknął w stronę wrogów. Co prawda Nathair w tym momencie nie był w stanie oszacować ile osób uderzy i jak mocno, zważywszy na jego stan. Ale oszołomić to na pewno. Choćby miał tutaj zaraz zdechnąć, to będzie ochraniał Ryana aż do samego końca. A co. Taka okazja już się nie powtórzy!
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.09.14 1:57  •  Gabinet na dziesiątym piętrze. - Page 2 Empty Re: Gabinet na dziesiątym piętrze.
Strzały za drzwiami.
Mogło być za późno.
Potem kolejny strzał.
Trzaski ucichły, gdy mężczyzna odruchowo uniósł ramiona, znów próbując ochronić uszy przed hukiem wystrzału. Wszystko działo się tak szybko, że z początku trudno było połapać się w  tym, co właściwie się stało. Ktoś przyszedł. Zaczął ględzić. Nikomu nie chciało się tego słuchać. Musisz nauczyć się lepiej strzelać, gówniarzu, skomentował w myślach, najpierw zahaczając spojrzeniem o czubek głowy Gavrana. Gdyby nie ciemność, Kruk pewnie dostrzegłby karcące iskry w oczach ciemnowłosego, ale nie trwałoby to długo, ponieważ zaraz cała uwaga spłynęła na szczeniaka S.SPEC-u, choć „uwaga” była tu dość wygórowanym określeniem. Wyraz twarzy Rottweilera nie zdradzał zainteresowania.
Nie było nic gorszego od kundli na uwięzi. Tych bitych i zastraszanych, które uważały, że jeśli tego dnia nie będą skamleć, ręka właściciela nie podniesie się, palce nie zacisną się w pięść, a ból wywołany uderzeniem nie będzie miał miejsca. Przypałętało im się kiepskie towarzystwo.
„Zaraz zlecą się tu wojskowi...”
To pora na skruszone „Masz całkowitą rację. Zachowałem się jak gówniarz i bardzo tego żałuję”? Nie wydawało mu się, by nową taktyką wojska było grożenie palcem i udzielanie reprymendy, chyba że coś przegapił. Przybyły tu wymordowany nie przekazał im niczego, czego jeszcze nie wiedzieli. Grimshaw dziwił się, że w drodze na górę jeszcze nikt nie przyczepił im się do ogona. Nie licząc czerwonookiego, który chyba nie do końca wiedział, po której stronie stoi. Z jakiejś perspektywy było to nawet całkiem zabawne.
„W środku na pewno jest ktoś uzbrojony po zęby!”
Niech to! Więc to zaproszenie na kawę było tylko pułapką...
Uniósł brew, naprawdę nie wierząc, że chłopak próbuje go pouczać. Gdyby posiadał jakiekolwiek poczucie humoru, być może roześmiałby się, tymczasem potraktował go wyłącznie z pobłażliwością. Co z tego, że za niedługo być może mieli skoczyć sobie do gardeł...
Jak mawiają, nie ucz ojca dzieci robić ― mruknął, ucinając na chwilę, gdy w do jego uszu dotarł jakiś szum. ― Obiekcie testowy ― dodał, a górna warga na chwilę uniosła się wyżej, eksponując jeden z ostrych kłów, jakby w tym wyrazie chciał zawrzeć cały niesmak, jakim pałał do ujarzmionych bestii. Nic dziwnego, że gówno wiedział, skoro przez większość jego życia zapewne trzymano go w klatce i podsuwano obiadki pod nos, a na domiar złego był kolejnym posiadaczem swojego numeru, do którego – tylko w przypływie łaski – jakiś naukowiec zwracał się, nazywając go kolejnym Pimpkiem czy Ciapusiem.
I tyle. W zasadzie nie mieli zbyt wiele czasu, by wdawać się w zbędne dyskusje, gdy po budynku zaczął nieść się dźwięk kroków. Szare tęczówki skierowały swoje spojrzenie ku schodom, wyczekując przybycia żołnierzy. Na pewno było ich kilku, jednak najpierw wolał przekonać się, ilu dokładnie. Powoli wycofał się, pociągając za sobą Kundla – tak, aby nie stali na linii drzwi, gdyby żołnierzowi za nimi przyszło na myśl otwarcie ich. Próbował zrobić to na tyle cicho, by mężczyzna nie zdawał sobie sprawy z ich położenia.
Dziesięciu.
Rozkaz rozbrzmiał głośno na korytarzu. W zasadzie był sygnałem dla obojgu stron. Gdy przeciwnicy przymierzali się do ataku, ciemność, która ich otaczała, zgęstniała i stwardniała. Ściana, która powstała przed nimi na całej wysokości i szerokości korytarza, nie była zbyt gruba. Miała na celu jedynie stworzenie tymczasowej tarczy, o czym oponenci nie musieli wiedzieć. Ponadto Jay umyślnie starał się posłużyć mocą w jak najmniej wyczerpujący sposób. Oczywiście nie zamierzał stać bezczynnie i czekać aż wróg przebije się przez ich osłonę. Pięć ostrych szpikulców z dużą szybkością wysunęło się ze ściany, celując w najbliżej znajdujących się żołnierzy w próbie przebicia ich ciał na wylot. Cienista osłona miała jednak to do siebie, że i właściciel mocy nie miał wglądu na drugą stronę. Mógł trafić tylko jednego żołnierza, mógł też nie trafić żadnego.
Pal licho wie, dlaczego za barierą znalazł się także Infinity.
Wyrzuć to gówno ― prychnął, mając nadzieję, że młodzieniec pojmie, że chodziło mu o nadajnik. W międzyczasie zdążył już osunąć się niżej i oprzeć jednym kolanem o podłogę. W obu rękach trzymał naładowane i odbezpieczone giwery, przygotowany do oddania strzałów, gdy smolista powierzchnia zostanie przebita. Na chwilę musieli zapomnieć o Evendell za drzwiami.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.09.14 22:21  •  Gabinet na dziesiątym piętrze. - Page 2 Empty Re: Gabinet na dziesiątym piętrze.
Pojedynczy wystrzał. Waa, no poważnie? Spodziewał się, że jeśli już jakaś dwójka się tu przedostała, to była nieco lepiej wyszkolona! Przynajmniej na tyle, że jak już do kogoś strzelają, to trafią! Chociaż to tyczyło się oczywiście tylko Gavrana, inf nie miał pojęcia jakimi zdolnościami dysponuje drugi intruz. Ale mniejsza. Nie, żeby Inf się nie cieszył, że go nie trafili. No to by było raczej upierdliwe, a na pewno bolesne. Jeszcze jakby mu się kula została w ciele to co? No, ale nie ma co się nad tym rozwodzić. nie dostał i tyle. Szkoda tylko że nie było komu za to dziękować, bo w Boga ani Los chłopak nie wierzył.
Już miał odpowiedzieć na zadane mu pytanie, kiedy rozległy się kolejne strzały. Za drzwiami. No proszę. Najwyraźniej coś, albo raczej w tym wypadku ktoś, po kogo przyszła ta dwójka sam zatroszczył się o to, by otworzyć do niego ogień. Głośne huki wystrzałów niemalże sprawiły, że Inf ogłuchł. Zaklął głośno. Potem znów jego uszy zostały niemile podrażnione kiedy po serii trzasków w słuchawkach jeden z naukowców niemal wydarł się, informując go, że na spotkanie im pędzi oddział żołnierzy.
- Dla ciebie "Pan obiekt testowy" - odwarknął w stronę Fuckera.
No i jasne było kto miał w tej grupce łeb n karku.
Cóż, Inf mógł poopowiadać wiele o tym, jak to mu się żyło w laboratorium. S.SPEC uważał go za swojego psa, jednak jednego nie można było o nim powiedzieć - mimo że spędził za kratkami tyle lat, nie złamali go. Nie był ujarzmioną bestią. Nie był przeklętym Leviathanem, który w panicznej ucieczce przed bólem, wyhodował sobie drugą jaźń, by znosiła to za niego! On po prostu wiedział, kiedy ustąpić. Potrafił rozpoznać moment, kiedy mógł spróbować ugryźć a kiedy skulić uczy i przełknąć parę przekleństw. W końcu, gdyby był całkowicie posłuszny tej przeklętej organizacji wojskowej, czy nie rzuciłby się intruzom do gardeł już w momencie, kiedy tamci wydostali się z windy?
A potem do wrażliwych uszu Infa doleciał huk wielu butów uderzających o podłogę. Kurwa mać, byli dużo bliżej niż sądził! I co, miał się cieszyć z tych "posiłków"?!
Cholera jasna, najchętniej, gdyby tylko mógł, pomógłby tej dwójce. Chociażby tylko z tego powodu, że sprzeciwiali się S.SPECowi. Bo tak. Żeby zrobić rządzącym na złość. Ale zwijający się z bólu pod wpływem prądu o wysokim natężeniu na nic się im zda.
Jednak na dobrą sprawę, Infinity wcale nie musiał podejmować decyzji, czy też ma się rzucić intruzom do gardeł czy może spróbować rozgromić żołnierzy, którzy właśnie dotarli na dziesiąte piętro. Serce na chwilę przyspieszyło mu biegu do niemalże szaleńczego tempa, kiedy białowłosy zauważył, że ci frajerzy celują również w niego. Ale co poradzić, brak zasilania nie był straszny jego nadajnikowi. Cała sieć radiowa miała inne rezerwy, psia mać.
I właśnie gdy nastał moment, gdy Inf miał zostać podziurawiony jak sito, żołnierze zniknęli z jego pola widzenia. Wyparowali czy co? Przez chwilę stał jak wryty, dopiero po chwili zorientował się, że to jeden z intruzów musiał coś z wojskowymi zrobić. Czyli dostał kolejną informację - to nie byli ludzie. Stawiał zatem na wymordowanych, najpospolitsi tu chyba byli.
- Oh, jaka miła rada. Chętnie bym skorzystał, ale hm... wolę nie. Chyba że wiesz ja zdjąć też to - wskazał na metalową obrożę wokół swojej szyi. Odruchowo nadal zakrywał ręką mikrofon, kiedy mówił. Nie miał pojęcia jednak czy to coś w ogóle daje. - Oh i jeszcze chip w karku. Też sobie ot tak wyciągnę.

Tak wiele wniosłam do fabuły
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.09.14 23:34  •  Gabinet na dziesiątym piętrze. - Page 2 Empty Re: Gabinet na dziesiątym piętrze.
No...
No cóż.
Coś nie wyszło.
No bo jest ciemno i to tylko dlatego!
Tak to Gav trafiłby. Bez problemu. Najmniejszego! On potrafi. Naprawdę!
Nie zdążył jednak niczego powiedzieć, bo zza drzwi usłyszeli strzały. Zacisnął zęby, wiedząc, że gdyby próbował rozwalić drzwi, to nie pomogłoby to za bardzo anielicy. Trzeba mieć tylko nadzieję, że ta żyje jakiś cudem, a strzały były niechcący, tak. Przypadkowa seria z karabinu. Na pewno.
Po chwili Kruk miał jednak inne zmartwienia, bo wokół pojawiło się dużo speców. A wtedy jakoś tak... jakoś tak wszystko poszło szybko.
Gav nawet nie próbował udawać, że ogarnia, co się dzieje. Nie wiedział... nie wiedział właściwie niczego, więc tylko stał z podniesioną ręką. To nie jest tak, że Gavran to jakiś przygłup. On po prostu zbyt mało czasu poświęcił na takie akcje. Kiedyś się wyrobi i będzie taki męski jak Ryan. Taki silny! Taki... dobra, już dosyć. W każdym razie Gav nie chce być taką ciepłą kluchą jak teraz. Gdy Rottweiler robi wszystko, dosłownie wszystko, to Gav stoi i się gapi. I tyle! No ej, tak nie może być. To... to skoro jak na razie są schowani za ścianą, to Gav wyważy drzwi, o!
Chociaż nie. Lepiej nie. Wtedy będą ostrzeliwani z obydwu stron. To... to co Gavran ma zrobić? Czekać? W sumie tylko to mu pozostało.  Czekać i być gotowym do zaatakowania. Z kieszeni wyjął scyzoryk i otworzył ostrze. Tak na wszelki wypadek!
To może teraz zajmijmy się Infem, o. To dobry pomysł.
- Po co to robisz? - zapytał, mierząc do słabego zarysu sylwetki. Właściwie to był troszkę zaintygrowany ową istotką. Ciekawe, co to to potrafi i co przeszło. Jak na razia jednak nie miał czasu i chęci by o to pytać, więc kiedyś tam przy okazji. Tak. Za jakiś czas specjalnie przyjdzie do głównej siedziby S.SPEC, by uciąć sobie pogawędkę. Żołnierze pozdrowią go uśmiechem, zapytają co  u szefa i poczęstują kawą. Potem odprowadzą do celi Obiektu Testowego i zjedzą sernik, który przyniosą naukowcy S.SPEC. Potem Gavran zacznie z nim rozmawiać, a na koniec odejdą razem w stronę zachodzącego słońca. Ten post nie ma sensu, bo prawie śpię, ale to tylko takie przemyślenia, żeby post nie był ekstremalnie krótki, tak.

// Nie wiem, co ja tu pisałam, także tak ogólnie: Gav nic nie zrobił oprócz wyjęcia scyzoryka, wycelowania broni w ścianę, po czym w Infa i się nim zainteresował. Taaa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach