Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Pisanie 20.09.14 0:08  •  Gabinet na dziesiątym piętrze. - Page 3 Empty Re: Gabinet na dziesiątym piętrze.
Trafił Evendell. To oznaczało, że pnącza nie stanowią przeszkodę nie do pokonania. Podbudowany prze tę myśl, uparcie wyrywał chwasty, które opierały mu się ze wszystkich sił. Warknął. Chciał jak najszybciej dorwać anielicę w swoje ręce. Chciał usłyszeć trzask jej łamanych kości i krzyki bólu. Pragnął tego… Nie, on tego potrzebował. Jak ryba wody, jak ptak przestrzeni, tak on musiał zadawać ból, by przeżyć, by funkcjonować normalnie. To było dla niego jak narkotyk. A skoro ranna dziewczyna leżała tuż za słabnącą ścianą z pnączy, wystarczyło tylko po nią sięgnąć. Obłąkane pragnienie rozeszło się po jego ciele i przegnało zmęczenie.
Słyszał strzały na zewnątrz. To oznaczało, że przybyły posiłki i na jakiś czas powstrzymają sojuszników Evendell. Ten fakt oznaczał wyrok, który spadł na anielicę. Zamknięta w czterech ścianach z sadystą, który nie musiał się już powstrzymywać. Od tej chwili, a właściwie od momentu, gdy Ryan spróbował wyważyć drzwi, wszystko co jej zrobi, może użyć jako szantażu. Albo po prostu dla swojej chorej zabawy. Obie opcje mu pasują.
Kiedy tylko wyrwał w murze dziurę wystarczającą do przejścia, strzelił Evendell w kolana, a potem rzucił się na nią, by ją złapać. Jeśli chociaż udało mu się ją dotknąć, uruchomił elektryczną rękawicę, by osłabić jej ciało i utrudnić ucieczkę. Jeśli obie czynności się powiodły, rzucił anielicą o podłogę, a następnie z całej siły nadepnął jej na klatkę piersiową. Powinno wystarczyć na połamanie żeber. Następnie uklęknął jej na piersi i uderzył w twarz pięścią. Niech straci kilka zębów. Już nie będzie taka piękna. Chwycił ją za szyję i podniósł do pozycji pionowej. Przyłożył jej pistolet do ramienia i uśmiechnął się paskudnie.
- Słyszycie mnie, ślicznotki zza drzwi? Jeśli natychmiast nie odejdziecie, waszą przyjaciółkę spotka bardzo smutny los.
Pociągnął za spust. Z przyłożenia chyba nie było szansy, aby nie trafił. Zaśmiał się, a potem kontynuował rozmowę.
- To było tylko ramię. Na razie. Daję wam pięć sekund i przesuwam lufę w trochę inne miejsce.
Jeśli nie posłuchają, to on nie będzie miał oporów, przed krzywdzeniem niewinnej istoty dalej. Potem udo, potem brzuch, a może na końcu litościwie ją zabije. Może. Na razie bawił się za dobrze, by to przerywać.
Jeśli jednak nie udało mu się złapać Evendell, po prostu strzelił w nią. Gabinet nie miał kolosalnych rozmiarów, ciężko byłoby nie trafić. Ranną anielicę, jeśli byłaby unieszkodliwiona, potraktowałby jak w przypadku złapania. Jeśli spróbowałaby rzucić w niego biurkiem, za pośrednictwem chwastów, oczywiście spróbowałby uniknąć.

/tyle. Bez osobistych przemyśleń psychopaty, bo nie mam czasu. I przepraszam, że tak późno
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.09.14 16:07  •  Gabinet na dziesiątym piętrze. - Page 3 Empty Re: Gabinet na dziesiątym piętrze.
Wolność oraz jej przyjaciele byli niemal na wyciągnięcie jej dłoni. Wystarczyło przedostać się przed drzwi. Tak blisko, a zarazem tak daleko. Szczerze powiedziawszy miała nadzieję, że ściana z pnączy wytrzyma trochę więcej. No cóż, niestety, nim dziewczyna zdołała położyć dłoń na klamce, pierwsza kula przebiła jej rękę, a druga zatopiła się w udzie posyłając ją na ziemię. Wydała z siebie zduszony jęk, których przypominał zarzynane zwierzę z racji uszkodzonego gardła. I właściwie w tym momencie jej jakakolwiek rola i reakcja powinna się zakończyć. Najpewniej przyjęłabym pozycję embrionalną, kuląc się i płacząc, mając już wszystkie dość. Ale nie! Ev należała do DOGS. Będzie walczyć do samego końca, do ostatniej krwi!
Podpierając się na łokciach, z trudem bo trudem, ale jednak, ruszyła w stronę biurka, za którym zamierzała schować się przed niebezpiecznym mężczyzną, który w tym momencie pełnił rolę jej osobistego kata. Co prawda wiele to nie pomoże ale zawsze jakoś chociaż trochę ochroni przed jego łapami. A jeśli udało schować się jej schować się za biurkiem, to upatrzyła sobie miejsce w kącie, przysuwając mebel tak, że stykał się dwoma rogami do ściany. Tak więc jeśli Dedal chciał złapać Ev musiał się porządnie nagimnastykować. A dziewczyna nie zamierzała mu oczywiście tego ułatwić tylko wyginać się tak, by jej nie złapał. Chyba, że uniesie biurko i je odrzuci, ale chyba nie miał na tyle sił. Miał? Bo przecież mebel oplatały wciąż pnącza Ev, które jeszcze mocniej „przykleiły” biurko do podłoża. Takie małe utrudnienie. Skóry tanio nie sprzeda, ot co. I miała nadzieję, że ekipa ratunkowa wnet przebije się do pomieszczenia. Jeszcze trochę musiała wytrzymać.
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.09.14 14:03  •  Gabinet na dziesiątym piętrze. - Page 3 Empty Re: Gabinet na dziesiątym piętrze.
Kiedy postać Evendell wyginała się na wszystkie strony jak ołówek, żeby nie umrzeć, a mąż walczył o chwałę i przeżycie, ja robiłem obiad. Tak. Dziś znów makaron z makaronem...

Cegiełka po cegiełce wybudowana została czarna ściana. Jak za sprawą pstryknięcia palcami odgrodziła wojsko od Psów i zdezorientowanego Infinity'ego. Wojskowi nie zrezygnowali jednak z ostrzeliwania tajemniczej osłony, nie bacząc na wyszczuplające się zapasy magazynków.
Nagle rozległ się głośny, przedzierający wrzask. Tim Shawa i Tsutsui Tonagai (te imiona na szybko) spojrzeli po sobie przerażeni, jeszcze przez moment szamocząc się w niemocy. Dopiero po krótkiej chwili obaj spojrzeli w dół, a widząc, jak z piersi ich obu wygląda wesoły szpikulec spróbowali postąpić krok w przeciwnym kierunku, tylko sobie szkodząc. Kaszel, siknięcie krwi na wypucowaną podłogę (sprzątaczka Miecia znów będzie kręcić nosem), upadek dwóch broni.
Kretyni! — warknął jeden z wojskowych, prawdopodobnie dowódca tego niewielkiego oddziału. — Nie oglądać się! STRZELAĆ!
Jego karabin trajkotał, jak szalony, wypluwając kolejne naboje. Na twarzy mężczyzny pojawił się szkaradny, szeroki od ucha do ucha uśmiech, gdy usłyszał cichy trzask, jakby pękającej szyby.
PRZEDZIERAMY — „się” utonęło w krótkim, ale donośnym krzyku. Trzech najbliższych żołnierzy zaczęło się trząść, aż padło na ziemię, wciąż w konwulsjach, upuszczając źródło ataku. Jak ryby wyrzucone na suchy brzeg, tak oni telepali jeszcze moment, nim elektryczne kopniaki przestały poruszać ich ciałami.
Dwójka z jeszcze żywych (i mających się całkiem dobrze) żołdaków skierowała linię ognia na przybyłego Nathaira, dziurawiąc mu nie tylko czarne, wąskie spodnie.

TRZASK!
Posypały się ostre elementy bariery, gdy pękła, jak szyba pod naciskiem niezwykle potężnego uderzenia pięścią. Od razu odsłoniła nie tylko trzech wściekłych mężczyzn S.SPEC, ale również trójkę Wymordowanych. Dwóch skupiło się na kucającym Ryanie (a ja taki nieuczesany, ale TAK, JA, KOWALSKI-SAN, WYJDĘ ZA CIEBIE, CHOĆ MIŁOŚĆ NASZA JAK Z ROMEA I JULII! TY PIES DESPERACJI, JA WIERNY ŻOŁDAK S.SPEC!), jeden skierował serię z karabinu wprost w Gavrana.

Na dole słychać było wycie i ryk, łudząco przypominający zwierzęcy oraz kolejny stukot wojskowych butów.

DEDAL & EVENDELL
Bez rozpisywania się, bo moje palce cierpią. ._. Swoją drogą: Dedal, ty sadycho >D Evendell była bardzo ruchliwym trupem. Tylko jeden pocisk trafił i to nie w kolano, a tuż pod nim, co z pewnością zabolało i tak mocno poturbowaną dziewczynę. Nim jednak Dedalowi udałoby się wydostać z gęstwiny pnączy, Ev cudem dotarła pod biurko, kuląc się w - złudnie - bezpiecznym rogu, czekając na pomoc, która... też potrzebowała pomocy. Uniknęła tym samym następnych strzałów, odgradzając się na jakiś czas od samozwańczego kata.


---
@MG: za 3 posty zostanie włączone zasilanie awaryjne. 2/3
I musicie mi wybaczyć. Jestem wyprany z wszelakiej weny. Ale odpis musi być! ;-; W razie, gdybym znowu coś/kogoś pominął: piszcie. Najlepiej na gg, opcjonalnie na pw.
INFINITY: obroża oraz chip nie działają do czasu włączenia zasilania awaryjnego oraz przybycia twojego tymczasowego opiekuna (ze specjalnym pilotem), którym jest dziarski naukowiec, trajkoczący ci do nadajnika. Mężczyzna nazywa się... *rozgląd po mangach* Hinako Takanaga i wcale w wolnych chwilach nie wciela się w mangakę rysując shounen-ai, nie, nie. Niemniej to sadystyczna świnia, która nie waha się uruchomić mechanizmu, gdy tylko wróci zasilanie! Prawdopodobieństwo, że Hinako gimnastykuje się, aby dotrzeć do Infinity'ego jest bardzo wysokie.  

OBRAŻENIA DOGS:
Ryan: -
Gavran: rozcięta skóra na prawym ramieniu. Szczypie.
Evendell: ... szkoda gadać. Parę nowych niegroźnych ran; dwie rany postrzałowe: jeden nabój przebił dłoń, drugi utknął w prawym udzie. Kolejny strzał tuż pod kolanem. Uwaga! Przez wzgląd na ilość ran Evendell za 3 do 4 postów zemdleje. Jak chcecie uratować dziewczę, to radzę się ruszyć.

OBRAŻENIA S.SPEC:
Dedal: -
Infinity: -
NPC (wojskowi x3): SPARALIŻOWANI/MARTWI (?)
NPC (wojskowi x2: MARTWI.
NPC (wojskowi x5): -
(+ Kowalski-san przyjął zaręczyny Ryana, mimo zazdrosnego spojrzenia Nowaka-kun.)

OBRAŻENIA RODZYNKA:
Nathair: wysokie zmęczenie; strzał prosto w rzepkę.

Data odpisu: do 23 września.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.09.14 10:09  •  Gabinet na dziesiątym piętrze. - Page 3 Empty Re: Gabinet na dziesiątym piętrze.
Cienie sprawdziły się w swojej roli, ale nie na długi czas. Zapanował względny spokój, choć za barierą rozlegały się strzały. Na szczęście te stawały się coraz rzadsze. Słowa albinosa zdawały się wlecieć jednym uchem, a wylecieć drugim – Rottweiler nie udzielił na nie żadnej odpowiedzi. Głównie dlatego, że z pokoju obok dobiegł inny głos. To na nim musiał się w tym momencie skupić.
„...waszą przyjaciółkę...”
Nie zapędzajmy się.
„...spotka bardzo smutny los.”
Mhm. ― Ileż przejęcia i emocji znalazło się w tym cichym pomruku! Niestety zza zamkniętych drzwi żołnierz nie mógł za wiele usłyszeć, ale nie musiał czuć się pokrzywdzony, ponieważ dosłownie dwie sekundy po tym ciemnowłosy podniósł głos: ― No i? ― ochrypły głos niósł ze sobą jakiś cichy trzask, który narodził się w podświadomościach zebranych. Był to dźwięk rozpadającej się szansy na negocjację. Kto negocjowałby z kimś, kto od razu pociągał za spust? ― Myślałem, że uczono was bycia bardziej przekonującymi. Widzę, że nie przyszło ci na myśl, że przychodząc tu nie zakładaliśmy, że jeszcze jest żywa. Dookoła capi spalenizną, krwią i strachem. Gdy ty sprawdzałeś na ile sposobów można ją złamać, jej nie przyszło na myśl, by odwdzięczyć się tym samym. ― Nie zamierzał tłumić w sobie pogardliwego tonu, gdy ostatnie zdanie opuszczało jego gardło, by wyimaginowanymi, zimnymi igłami ugodzić uszy nie tylko Dedala, ale i Evendell, której chciał uświadomić, jak bardzo spierdoliła sprawę. Nadal uważała, że każdy zasługuje na przebaczenie? ― Nie przyszedłem tutaj po nią, dzieciaku. Przyszedłem tu, bo poniekąd go rozumiem, co nie zdarza się często. Jeżeli urwę ci łeb i wsadzę go w twoje wyeksploatowane, żołnierskie dupsko, być może twoi koledzy nauczą się trzymania swoich lepkich łapsk przy sobie.
Jakkolwiek odebrałoby się jego wypowiedź, nie dało się powiedzieć, że żartował. Jeszcze dobitniej odczuli to Gavran i białowłosy, znajdujący się bliżej niego. Nie obchodził go los anielicy, która równie dobrze za kilka minut mogła być martwa. Żaden Kundel nie urodził się wczoraj, by z trudem przetrawić jej stratę, bo jeszcze nie rozumiał, że śmierć kogoś znajomego robiła za chleb powszedni. Takie życie. Szczęście głupiego kiedyś też musi się skończyć. Wojskowy przeliczył się, jeżeli twierdził, że groźbą wywrze presję i zmusi ich do odwrotu z zawieszonymi w bezradności rękami.
Zwilżył dolną wargę językiem. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale słabo odczuwalne mrowienie w prawej łopatce dawało ciemnowłosemu znać o tym, że bariera powoli się przełamuje. Poruszył barkiem, chcąc zniwelować pierwsze oznaki osłabienia. Choć wciąż mógłby wzmocnić barierę, nie zrobił tego.
Nie ma prądu ― zwrócił się do wymordowanego, którego skamlenie wcześniej zostało zignorowane. ― Rozstrzelają cię, jeżeli nie zaczniesz gryźć.
Musiał mówić coś jeszcze? Przekaz był wystarczająco jasny, a gdy pierwsze naboje przedarły się na drugą stronę, czas na obmyślanie planu dobiegł końca. Grimshaw instynktownie odsunął się na bok i prawie przylgnął bokiem do ściany, chcąc uniknąć nadlatujących pocisków, byleby te nie trafiły wcale lub uszkodziły mniej ważne partie ciała. Kowalski-san musiał pogodzić się ze smutnym faktem tego, że ich romans nie wypalił, gdy zamiast pierścionka zaręczynowego, otrzymał w prezencie kulkę, którą Jay starał się wycelować wprost w jego głowę. Ponieważ dzierżył bronie w obu rękach, nacisnął także spust w drugiej z nich, mierząc w drugiego żołnierza. Zaraz za pierwszymi nabojami poleciały cztery następne, wycelowane głównie w okolice głów, szyje i klatki piersiowe przeciwników. Profilaktyka przede wszystkim.
Zajmijcie się nimi! ― krzyknął, chcąc przebić się przez serię huków. Najwyraźniej nie zainteresowało go to, że ktoś jeszcze się zbliżał, ponieważ niespodziewanie wsunął bronie do kabury oraz kieszeni i odsunął się kawałek do tyłu. Nie mogli zapominać o chłystku za drzwiami, który dał im pięć cholernych sekund. Szybko omiótł wzrokiem wymiary korytarza, a jego usta na krótki moment utworzyły wąską linię. Nie uważał, że jego pomysł należał do najgenialniejszych, ale będąc przypartym do muru, trzeba spróbować wszystkiego.
Zrobiło się niewyobrażalnie ciasno.
Po tym, gdy kości kolejno odegrały upiorny koncert, wydając z siebie kolejno nieprzyjemne dla uszu chrupnięcia, gdy ciało wysokiego mężczyzny powoli zaczynało się zmieniać; po tym, jak przez korytarz przemknął gardłowy, nieludzki dźwięk podobny do zwiastuna nadchodzącej burzy, Gavran został odepchnięty lekko do przodu. Przerośnięta bestia o czarnym futrze stała na lekko ugiętych łapach, a i tak wciąż stykała się grzbietem z sufitem. O ile na szerokość korytarz wydawał się być całkiem przystępny, tak wysokości zabrakło kilku centymetrów. Pewnie nikt nie był przygotowany na zapraszanie tu czegokolwiek wielkości dojrzałego słonia. Jednak w przeciwieństwie do swojego wielkościowego odpowiednika, to coś miało kły, pazury i wiedziało, jak się nimi posługiwać.
Przyszedł czas, by wypłoszyć psa z jego budy.
Pomimo niezbyt obszernego pola manewru, wielka łapa z dużą siłą uderzyła o drzwi gabinetu. Skoro tamten gówniany zamek był w stanie poradzić sobie z masą ludzkiego ciała, to ciekawe czy zdoła przetrawić o wiele większą siłę uderzenia. Właściwie serii uderzeń, ponieważ bestia nie poprzestała na jednym, jakby usiłowała roztrzaskać przeszkodę i wyrwać ją z zawiasów. Paradoksalnie Opętany przypominał kota, któremu mysz zwiała do nory, aczkolwiek wrodzony upór i niepohamowany głód nie pozwalał mu przestać. Za którymś razem pazury musiały dosięgnąć tego kruchego ciałka, a potem rozedrzeć je, jak starą szmatę.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.09.14 13:36  •  Gabinet na dziesiątym piętrze. - Page 3 Empty Re: Gabinet na dziesiątym piętrze.
Cholera jasna, no i co on miał robić.
Sytuacja wyglądała znośnie, chociaż Inf w dużej mierze był oszołomiony przez następujące po sobie w bardzo szybkim tempie wydarzenia. Pytanie Gavrana również musiało na kilka chwil zostać bez odpowiedzi. Z resztą, czy to pytanie naprawdę potrzebowało by na nie odpowiadać? I czego ono tak naprawdę dotyczyło? Dlaczego Inf im pomaga? A jaki Wymordowany z własnej woli współpracowałby ze S.SPECem? Wszystkie zwierzaczki, które uganiały się z żołnierzami za przeciwnikami Władzy w M3, były do tego przymuszane. Inf nie zamierzał robić za wyjątek.
Ale wracając do wydarzeń dnia dzisiejszego.
Inf zdecydował się pomóc włamywaczom jak się tylko dało. Zamarł, niepewny co robić, kiedy usłyszał głos zza drzwi. No bo w końcu czy intruzi nie wdarli się tutaj by odebrać zakładniczkę? Jeśli któryś z żołnierzy S.SPECu grozi jej bezpośrednio śmiercią, a ci zamierzaliby się poddać, żeby zapewnić jej bezpieczeństwo, Inf nie miałby co skakać do gardła żołdakom przed sobą. Słowa Ryana dosyć go zaskoczyły, bo jeśli nie po dziewczynę się tutaj wdarli, to po co? Przez myśl przeleciało mu, że jest to zwyczajny blef, który ma sprawić, że mężczyzna za drzwiami straci zainteresowanie zakładniczką i przestanie ją maltretować. Nie jemu to było jednak oceniać, tym bardziej, że po chwili spokoju, znów zaczęło się robić gorąco. Dziwaczna osłona wytworzona z cienia przez tego dowodzącego z dwójki intruzów, powoli zaczynała padać. Z tego co dostrzegł białowłosy, za plecami żołnierzy pojawiła się kolejna sylwetka i wychodziło na to, że i ona miała wkład w powalenie kilku strzelców. Co nie zmieniło faktu, że nadal kilku s.specowców miało się w miarę dobrze i właśnie otworzyli ogień w ich kierunku. Pikanterii dodawał jeszcze fakt, że Inf, dzięki swojemu czułemu, nawet jak na wymordowanego, słuchowi, wyłapał odgłosy kroków jeszcze dalej, w trzewiach budynku. Kurwa mać, czyżby kolejne posiłki?
Złapał szybko za mikrofon. W dalszym ciągu nie wiedział czy nadajnik działa, jednak spróbował przekazać informację, że "sytuacja jest pod kontrolą" oraz "nie potrzeba więcej posiłków, lepiej skierować je na plac główny". Prawdopodobnie osiągnie z tego mniej niż nic, ale cóż... próbować zawsze można.
A potem westchnął. Żadne z nich nie mogło mieć pewności czy brak głównego zasilania faktycznie sprawił, że nadajnik i obroża są bezużyteczne, ale w jednym Inf musiał przyznać Ryanowi rację - jeśli nie zacznie działać, zamiast stać tu jak kołek, bardzo szybko skończy w kostnicy. Na dobrą sprawę byłoby to całkiem miłe - móc w końcu zdechnąć, zamiast znosić tortury i eksperymenty S.SPECu. Ale taka śmierć jak na strzelnicy to trochę lamerska była. Jeśli już istniała wysoka szansa na zgon, zabawmy się trochę!
W momencie kiedy Ryan wrzasnął "Zajmijcie się nimi!", twarz Infa wykrzywił paskudny uśmiech. W jednej chwili ze zwykłego chłopaka przeistoczył się w bestię może mniej imponującą niż sam Ryan, ale z całą pewnością morderczą. Cztery umięśnione ogony przecięły powietrze, dłoń uzbrojona w ostre niczym brzytwa szpony odpięły zamek jego maski, ukazując paszczę pełną wystających mu z ust kłów. Party time! Białowłosy pozwolił by ogarnął go szał. Spojrzał na krew na podłodze i choć widział jedynie ciemniejszą plamę na tle szarości, zapragnął zobaczyć jej więcej. Zwinnie niczym kot, lub patronujący mu lis, skoczył do przodu. Wpadł w sam środek żołnierzy S.SPECu i od razu wykonał szybki obrót, rozkładając ręce i ogony. Miał szczerą nadzieję, że poprzewraca mężczyzn jak kręgle, przy okazji orząc ich ręce pazurami.. Jeśli któryś z nich utrzymał się na nogach, Inf zaraz do niego doskoczył i szponami oraz kłami dobrał się do tętnicy szyjnej by chwilę potem rzucić się na kolejnych. Jeśli padli wszyscy, Inf najpierw zerknąłby, czy któremuś nie spadł hełm. Jeśli tak - Hop! - wykonałby piękny wyskok w powietrze zakończony na głowie delikwenta. Silne wyrzucenie nóg w dół podczas lądowania połączone z jego własną masą sprawiłoby, że na 99% czaszka biedaka raczej by nie wytrzymała, łamiąc się chociaż odrobinę i uszkadzając mózg. A nawet jeśli jednak dałaby radę, twarz wgnieciona w podłogę też raczej nie ułatwiła by mężczyźnie walki, tym bardziej że następnie Inf oburącz dobrałby się do boków jego szyi, dodając sprzątaczce Mieci jeszcze więcej pracy. Jeśli żadnemu z żołdaków nie spadł hełm... cóż... Inf po prostu rzucił się na pierwszego z brzegu, nie bacząc na ewentualnie odniesione rany. Zagoją się. Albo on zginie. Ale najpierw... zabawa!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.09.14 20:07  •  Gabinet na dziesiątym piętrze. - Page 3 Empty Re: Gabinet na dziesiątym piętrze.
Cholerna, pieprzona anielica. Tak. On właśnie przeklinał ją za posiadanie najprymitywniejszego instynktu, jakim była wola przetrwania. Nie spodziewał się jednak niczego innego. Podziwiał ją za upór i chęć walki, bo nawet ucieczka była pewnym jej rodzajem. Zaśmiał się, bo Evendell w dziecinnym odruchu uciekła pod biurko. Stanowiła przecież teraz idealny cel. Mógłby oblać ją napalmem, podpalić i słuchać, jak wyje z bólu. Ale niestety. Byli w środku jednego z najważniejszych budynków S.SPEC i raczej musiałby odpokutować taki wybryk, który przecież nie byłby niczym umotywowany. A sprzeciwiać się Władzy nie chciał i właściwie nie był psychicznie zdolny. Mógł dla niej zrobić coś, co w jego odczuciu było słuszne, a nie otrzymał bezpośredniego zakazu, ale nie mógł zrobić niczego, o czym wiedział, że zostanie źle odebrane. Taki psychopatyczny fanatyk organizacji, który był dla niej użyteczny tak długo, jak mogli go utrzymać na smyczy. Wyszczerzył zęby w okrutnym uśmiechu. Najwidoczniej będzie musiał wyciągnąć ją stamtąd siłą, skoro ona zamierza uciekać, aż do straty przytomności.
Był ciekaw, jak długo ona wytrzyma. W końcu to co jej zrobił, nie należało do lekkich zranień i prędzej czy później jakieś skutki będą musiały się pojawić. A kiedy tak się stanie, już nie będzie dla niej zmiłowania. Zginie, bo nie będzie już użyteczna dla Władzy. Przecież, koniec końców, doprowadziła Psy w ich ręce, nawet jeśli wojsko nie potrafi ich pokonać.
Śmiech umilkł, kiedy Joachim usłyszał zza drzwi lodowaty, ochrypły głos. Głos, który zwiastował szybką, niebezbolesną śmierć wszystkim prowokującym właściciela. Wyrażał on zdecydowaną obojętność losem anielicy, ale sugerował, że Skrzydlaty nie pozazdrości swojej przyszłości.
"…poniekąd go rozumiem..." Kogo? Zresztą nieważne. Plan działania powstał w jego głowie prawie natychmiast, jako, że nie miał wielu dostępnych opcji. Zerwał z siebie koszulę, nie bacząc na guziki, które potoczyły się po podłodze. Pieprzyć guziki. Uwolnił skrzydła i machnął nimi kilka razy na próbę, uważając jednocześnie, by nie zahaczyć nimi o lampę, półki i inne sprzęty będące nieodłącznymi elementami gabinetów. Złożył je na powrót, ale chodziło o zapewnienie im swobody. Zabezpieczył drogę do okna. Powinien zmieścić się pomiędzy pnączami bez problemu. W momencie, kiedy sekundy były na wagę złota, nawet najmniejsze opóźnienie z jego strony mogło skończyć się śmiercią. To nie tak, że on zamierzał stchórzyć. Zawsze jednak należy zostawić sobie drogę ucieczki.
Nie zamierzał odpowiedzieć Psu za drzwiami. Nie widział w tym celu. Nie miał mu już nic do powiedzenia i niech tak zostanie. Oddał właśnie bezbronną, słabą dziewczynę w jego brutalne ręce.
Ruszył w kierunku biurka z zamiarem wyciągnięcia stamtąd anielicy, nawet pomimo pnączy oplatających wszystko grubymi splotami. Już nawet wycelował pistolet, chcąc – jak poprzednio – osłabić ich wytrzymałość, kiedy nagle usłyszał uderzenie. Było zupełnie inne od tego, gdy dopiero tu dotarli. Tamte nie mogły zaszkodzić drzwiom, kilkukrotnie wzmacnianym, dopieszczonym, przygotowanym na przetrwanie apokalipsy. Wróć… To nie więzienie. Tutejsze drzwi, choć nie należały do najsłabszych, znacznie ustępowały swoim odpowiednikom z laboratorium lub sal tortur. Natychmiast podszedł do nich i stracił wszelkie wątpliwości. To coś za drzwiami musiało mieć przeogromną siłę i było pewne, że przebije się tutaj w ciągu kilku minut. Wobec tego musiał szybko wymyślić jakiś sensowny plan, który go zatrzyma lub chociaż opóźni.
Wtem uśmiechnął się wrednie. Drzwi były metalowe, a więc z samej swej natury powinny przewodzić prąd. On miał przecież rękawicę indukującą impulsy elektryczne. Szkoda, że takie słabe, ale może uda mu się oszukać potwora na pewien czas. Czas, który był w tym momencie tak cenny, że Dedal musiał zrobić co w jego mocy, by go zyskać. Zaczekał więc na kolejne uderzenie i przyłożył dłoń do drzwi. Z jego palców natychmiast popłynął prąd. Czekał tylko na kolejne uderzenie. Zaraz po nim, kiedy tylko efekt zostanie wywarty, odskoczy od drzwi i przystąpi do wyciągania Evendell spod biurka.

/Take, on tamte rzeczy miał mówić tylko po złapaniu anielicy, ale mniejsza z tym
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.09.14 21:11  •  Gabinet na dziesiątym piętrze. - Page 3 Empty Re: Gabinet na dziesiątym piętrze.
Nathair użyje bariery na Ryanie i spróbuje schować się za rogiem.
Rozwinięcie pojawi się wkrótce.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.09.14 21:21  •  Gabinet na dziesiątym piętrze. - Page 3 Empty Re: Gabinet na dziesiątym piętrze.
Cotusiędziejezadużotego.
To... to zróbmy wszystko po kolei. Nawet nie wiem, czy dobrze rozumuję, ale jak coś, to poprawię posta.
Prychnął, słysząc głos Evie. To co, może zmotywujemy troszkę młodą anielicę?
- Evie! - krzyknął tak, by blondynka na pewno wszystko usłyszała. - Nie daj Ty się temu sadyście, co? W końcu należysz do nas, więc jesteś od tego cwela dużo silniejsza! - taka tam gadka na pokrzepienie. Może i anielica się zmotywuje, kto wie~ Z drugiej strony była już tak mocno ranna, że jakakolwiek próba zrobienia czegoś może ją zabić.
To... to może lepiej nic nie rób, Ev.
Po prostu spróbuj przeżyć! Tak, to dobry pomysł!
#Gavu takim mistrzem udzielania rad
W każdym razie... w każdym razie w tej chwili naboje przecięły barierę, a Kru w sumie nie wiedział, co zrobić, więc przez chwilę stał w miejscu, po czym rzucił się w bok, przyciskając się do ściany. Zacisnął zęby, mając nadzieję, że naboje jakimś cudem go ominą. A co, może dzisiaj jest jego szczęśliwy dzień? Umm, nadzieja matką głupich~
Po chwili Rottweiler obok zmienił się w panterę, a na miejscu Infa pojawiła się także inna istotka.
...
NO I JAK TU GAV MA WYJŚĆ Z BADZIEWNYM KRUKIEM? >C
Przecież on tu nikomu tym nie zaimponuje!
Czemu on nie mógłby być... no nie wiem, na przykład lwem. Albo żyrafą, o. Mógłby majtać głową na tej takiej długiej szyi i wybijać nią wrogów~
Strzelił kilka razy w stronę speców, ale wyczerpały mu się naboje. Przeklął cicho i zmienił się w kruka, no bo co miał innego zrobić. Przeleciał szybko nad głowami ludzi i wylądował na końcu korytarza, gdzie przykucnął obok Nathaira, już w ludzkiej postaci. Kojarzył go, wiedział, że to znajomy Ryana, więc różowowłosy na pewno go nie zabije.
- Masz broń? - zapytał, ściskając w dłoni "morderczy" scyzoryk.
Oczywiście możliwe jest, że chłopak tam nie dotarł, bo dostałby kulkę albo ktoś zwyczajnie złapałby czarnego ptaszka w łapki. Ale już mi się tych opcji nie chce opisywać, bo spaaać, także wtedy Gav próbowałby uciec, podziobał kogoś, podrapał pazurkami lub podźgał scyzorykiem. Albo leżał w kącie, zwijając się z bólu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.09.14 22:09  •  Gabinet na dziesiątym piętrze. - Page 3 Empty Re: Gabinet na dziesiątym piętrze.
Wycie. Stukot butów. Ciężkie posapywania. Odgłos odbezpieczanej broni. Miarowe uderzanie pazurów o posadzkę...
Bzyczenie lamp...
Wróciło zasilanie.

Ale nagle dźwięk wojskowego obuwia, który dotychczas roznosił się echem chyba w całym budynku, jak za sprawą pociągnięcia za stryczek, ucichł. Kowalski-san lekko się zdziwił (był przygotowany na biegnące na ich piętro posiłki i prawdę mówiąc, taki stan rzeczy zdążył go uspokoić). Mógłby nawet przysiąc, że pomoc znajdowała się ledwie dwa stopnie niżej. Może gdyby krzyknął, usłyszeliby go? Może powinien od razu oderwać łeb tej zdradzieckiej szui, eksperymentowi S.SPEC? A może zerwać zaręczyny?
Nie zdążył przeprowadzić porządnej dygresji na ten temat. Broń wypadła mu z rąk, warknął jak dzikie zwierzę, sięgając za pas, ku ostrzu, jednocześnie odskakując na bok. Jego kulę przejął kolega po fachu (i tak nigdy się nie lubili), ale fart trzymał się go tylko do tej chwili.
Ku żołnierzom skoczył Infinity i sprawnym ruchem powalił nie tylko postrzelonego mężczyznę, który trzymał się za gardło, ale również pozostałych, zdrowych mniej lub bardziej członków organizacji. Wojskowi runęli na ziemię jak kłody w akompaniamencie irytujących stęknięć lub huknięć. Większość z nich była jednak świetnie przeszkolona, więc udało im się nawet odsunąć od bestii na dobrą odległość. Inf rzucił się na pierwszego wojaka, podczas gdy dwóch kolejnych wycelowało w zwierzę i oddało serię wściekłych strzałów.
Druga para natomiast miała zająć się Gavranem i Ryanem. Nowak-kun, wyspecjalizowany snajper, który teraz z zaciętą miną celował do gargantuicznego kocura, napierającego wciąż i wciąż na drzwi, strzelił, ale... pocisk nie sięgnął ciała Grimshawa. Odbił się rykoszetem i utkwił w ścianie. Cholera. Trzeba znaleźć tego, który tworzy te przeklęte bariery! Przeładował pistolet i rozejrzał się w poszukiwaniu Nathaira, jakby sam Ryan przestał być dla niego atrakcyjnym celem.
Gavran miał mniej szczęścia. Ta jedna chwila, gdy stał w bezruchu zaważyła o jego losie. Kowalki-kun wrzasnął do nadajnika „PRZYSYŁAJCIE TE GÓWNIANE POSIŁKI, JEBAŃCY”, akurat wtedy, gdy Kruk otrzymał soczysty prezent w postaci równie soczystej rany. Lewe udo jeszcze długo będzie marudzić na uciążliwy, pulsujący ból. Na szczęście Gavranowi udało się przefrunąć nad hałastrą i dotrzeć do Nathaira, co z kolei dało do myślenia Nowakowi-kun. Mężczyzna uśmiechnął się, niemalże wesoło (oh, to konwalie? Piękne) i ruszył w bok, aby nagle wysunąć się zza rogu i wycelować prosto między oczy anioła. Lufa znajdowała się może z trzydzieści centymetrów od niego, ale wątpliwe, by snajper nie trafił. Palec nie mógł mu się zawahać. Palec po prostu pociągnął za spust.

„Zaraz będę” - te dwa słowa usłyszał... Gavran. Tylko i wyłącznie. Był to głos spokojny, wręcz monotonny, znudzony, może martwy? I dobiegał zewsząd.
To zabrzmiało dość ironicznie, skoro po schodach właśnie wbiegali wojskowi, prawda? Jeden z nich był szczególnie gniewny. Młody, z rozwichrzonymi, rudymi włosami do szyi i zaciętą miną. Infinity z pewnością wszędzie byłby w stanie rozpoznać tę sadystyczną gębę. To Hinako, który wspinał się po schodach, jak koala na bambusa. I robił to w piorunująco prędki sposób, bo już po chwili niemalże wypadł na piętro, celując niewielkie urządzenie w stronę rozszalałej bestii. Infinity właśnie zostawił rozwalone ciało pierwszego z żołnierzy i rzucił się na drugiego, mimo ran, ale ledwie zatopił pazury w jego szyi... a poczuł nagle ostry ból, jaki zygzakiem dosięgnął chyba każdego zakamarka nie tylko jego ciała, ale również duszy.
Hinako spojrzał na żołnierzy.
- Ja się nim zajmę - odpowiedział już bez zbędnych ceregieli, przyglądając się tylko, jak obroża zaciśnięta na szyi eksperymentu wydaje na świat kolejne złote iskry, wchłaniane przez ciało Infinity'ego jak gąbka.

Drzwi, na które napierał Ryan, wygięły się ostro, udostępniając spory wgląd na to, co dzieje się wewnątrz. Dziura była nawet na tyle spora, by Grimshaw mógł rozważyć ewentualne przeciśnięcie się przez nią, ale prawdopodobieństwo, że zrobiłby to szybko i bez otarć było zerowe. Poza tym miał problem, bo metal drzwi wysłał ostre impulsy elektryczne, gdy tylko jego łapa raz jeszcze uderzyła o ich powierzchnię.
Jak tu żyć, premierze?
W dodatku w kierunku Nathaira i Gavrana rzuciła się szóstka wojskowych... Dwójka, która została odprawiona przez zbyt pewnego siebie Hinako... i czwórka, która przybyła ledwie sekundę temu.

„Jestem”.
Znów ten głos, który wybił się ponad szamotaninę, a usłyszany był jedynie przez Kruka. Nagle Infinity przestał odczuwać rażące cierpienie. Urządzenie umilkło, nie wydając już choćby najmniejszego impulsu. Hinako zamrugał i nacisnął przycisk raz jeszcze, a potem kolejny i jeszcze jeden.
- Co jest?! - charknął zdezorientowany.
Pod ścianą stał niewysoki chłopak, o czarno-białych, zmierzwionych włosach. Brak jakiekolwiek ekspresji na twarzy mógł świadczyć o niewielkim zainteresowaniu wydarzeniem. Trzymał uniesioną rękę, skierowaną wprost w Infinity'ego.
- Kolejny śmieć - sarknął Hinako, odwracając głowę od wykończonego Infinity'ego. Z nienawiścią spojrzał na przybyłego. Powtórzył głośniej: - Kolejne zwierzę!
Na te słowa trójka wojskowych, biegnąca w podskokach ku schowanemu Krukowi i aniołowi, zawróciła i wyciągnąwszy ostrza rzuciła się ku nieznajomemu, monochromatycznemu chłopakowi. Jedyne, co mogło obecnych tutaj uświadczyć o tym, że był on Wymordowanym to czarne plamy na jego oczach, łudząco przypominające łaty pandy. Jeszcze istniała opcja, że był szalonym psychopatą lubiącym robić sobie większy make up.

Dedal zaś zajął się pnączami słabnącej wciąż anielicy.

Share skierował drugą rękę ku drzwiom naelektryzowanym mocą artefaktu Dedala, niszcząc cały efekt.

---
@MG: za 3 posty zostanie włączone zasilanie awaryjne. 3/3 ZASILANIE WŁĄCZONE!
Za 2 posty Dedal zniszczy pnącza i bez większego problemu będzie mógł dotrzeć do Evendell. 1/2

OBRAŻENIA DOGS:
Ryan: ostre porażenie prądem, które jednak ze względu na masę ciała bestii nie wyrządziło żadnych trwałych efektów.
Gavran: rozcięta skóra na prawym ramieniu. Szczypie. Rana postrzałowa w prawym udzie.
Evendell: ... szkoda gadać. Parę nowych niegroźnych ran; dwie rany postrzałowe: jeden nabój przebił dłoń, drugi utknął w prawym udzie. Kolejny strzał tuż pod kolanem. Uwaga! Przez wzgląd na ilość ran Evendell za 3 do 4 postów zemdleje.  2/4
Share (moc: komunikacja poprzez wysyłanie myśli/telepatia; możliwość manipulacji elektrycznością): -

OBRAŻENIA S.SPEC:
Dedal: -
Infinity: trzy rany postrzałowe w bokach; porażony prądem - wysokie zmęczenie, ciężki oddech.
Kowalski-san: -
Nowak-kun: -
NPC (wojskowi #3): -
NPC (wojskowy #4): zaatakowany przez Inf'a; rana na szyi po pazurach.
NPC (wojskowy #5): -
NPC (wojskowy #6): -
NPC (wojskowy #7): -
NPC (wojskowy #8): -
Hinako: -
*gubi się w ilości S.SPEC* ... co.

OBRAŻENIA RODZYNKA:
Nathair: wysokie zmęczenie; strzał prosto w rzepkę.

Data odpisu: do 28 września.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.09.14 9:17  •  Gabinet na dziesiątym piętrze. - Page 3 Empty Re: Gabinet na dziesiątym piętrze.
Battle theme!

Infinity po prostu wpadł w szał. Skoro już zdecydował się działać, nie bacząc na ewentualne konsekwencje, miał tak naprawdę wszystko gdzieś. Postrzały w bok odczuł jedynie jako lekkie draśnięcia, nawet jeśli krew lała mu się po nogach niemałym strumieniem. Tak bardzo adrenalina szumiała mu w uszach a zwierzęca natura, długo chowana w klatce, szalała, dając upust swojej wściekłości. Tak wyglądało zwierzę w końcu wypuszczone z więzienia. Nadal miało obrożę, nadal ten, kto uważał się za jego właściciela, był pewien, że może zaciągnąć je z powrotem za kratki, gdzie Inf będzie siedział cichutko jak zawsze. Ale nie, w tej chwili liczyło się tylko jedno - zabijanie.
Zmysły Infa oszalały, kiedy białowłosy tylko wyczuł krew na języku. Z rozkoszą wbił kły w szyję jednego ze S.SPECowców, pozbawiając go tym samym życia. Nie zważał na nic, również na to, że zapaliły się lampy, co znaczyło, że zasilanie zostało przywrócone, a tym samym wszystek elektronika jaką miał przy sobie, na pewno znów działa.
Rzucił się na kolejnego żołnierza. Ale jak to nam ślicznie Grow opisał, ledwo jego szpony przedarły się przez przez skórę s.specowca, gdzieś kątem oka ludzka część podświadomości Infa zarejestrowała przybycie tej rudowłosej szumowiny. Nie pamiętał jego imienia, bo nie zaprzątał sobie głowy takimi rzeczami. Ale wiedział jedno - jego sielanka właśnie się skończyła.
I miał rację. Chwilę potem dało się słyszeć łupnięcie ciała o podłogę, i zapewne ku uciesze S.SPEC, było to ciało Infa a nie właśnie atakowanego przez niego żołnierza. Zaraz potem zaś rozległ się nieludzki wrzask. Właściwie brzmiał bardziej jak wycie właśnie zarzynanego drapieżnika. Bo czy tym właściwie po części nie był? Infinity rzucał się po podłodze, rozrzucając członki w niekontrolowany sposób, jego ogony ze świstem przecinały powietrze. Moi państwo, radzimy oglądać z daleka. Podejście bliżej grozi że zostaną państwo uderzeni.
W tym momencie Inf miał w głowie totalną pustkę. Zapomniał gdzie jest góra, gdzie dół, jak go wołają, zapomniał ile posiada rąk, nóg i ogonów, oraz miał wrażenie, że serce w jego piersi zaraz pęknie. Liczył się tylko wszechobecny ból. Nawet on, który był przyzwyczajony do znoszenia tortur naukowców, wytrzymywał to bardzo źle.
Ale w chwilę potem wszystko ustało. Jak nożem uciął, impulsy elektryczne przestały płynąć. Ciało białowłosego znieruchomiało, i dało się teraz dojrzeć w jakim stanie dokładnie był chłopak. Oczy uciekły mu wgłąb czaszki, na skórze widać było poparzenia od obroży, z ust toczyła się różowa piana - musiał ugryźć się w język, dyszał ciężko. Leżał jeszcze przez kilka chwil, nie dając znaku życia. Potem dopiero z jego ust wydobył się jęk. Chłopak poruszył się, a potem z ociąganiem, tak szybko jak tylko dał radę, przewrócił się na brzuch i wsparł na rękach. A potem zwymiotował wszystko to, co miał w żołądku, czyli tak naprawdę niewiele. A nóż któryś ze s.specowców się na tym poślizgnie.
Nie zwracał uwagi na nieznajomego Wymordowanego, któremu to najprawdopodobniej zawdzięczał zakończenie tortur. Skorzystał z chwili, kiedy wszyscy żołdacy, w tym Hinako skupili się na Share, by złapać oddech oraz... zbadać rany na boku. Jeśli znalazł dziury wylotowe pocisków, dał im spokój, po prostu zostając w bezruchu. Jeśli takowych nie znalazł, nie bacząc na ból zaczął wciskać pazury do ran, próbując wydobyć kule. Rany już zaczynały się goić, nie mógł pozwolić, by pociski zostały wewnątrz!
Po wydobyciu ostatniej kuli, jedynym celem Infa było rozszarpanie rudowłosej gnidy na strzępy. W końcu miał okazję. I tak, znów nie baczył na to, czy zginie. Choćby to była ostatnia rzecz jaką zrobi, zagryzie tego skurwiela. Wstał więc chwiejnie na nogi. Tryb bestii aktywowany. Poziom adrenaliny - najwyższy z możliwych. Krew szumiała mu w uszach, dyszał jeszcze ciężko po porażeniu prądem, słaniał się na nogach - nie znaczyło to jednak, że nie był niebezpieczny. Nie nie doceniajcie
wymordowanych, skurwiele!
Nie wierząc obecnie we własne nogi, Inf wykorzystał siłę drzemiącą w ogonach do wykonania pierwszego skoku. Wpadł między żołnierzy, opadając na czworaka. Nie pozwolił s.specowcom dokładnie wycelować, odpychając ich bronie swoimi lisimi kitami. Kolejne susy zależały już od resztek sił drzemiących w jego pozostałych członkach. W chwilę potem Inf już rzucił się Hinako do gardła. Czy mu się uda? Proszę państwa, proszę obstawiać!

Grow, jeśli to jednak za szybko z tym rzuceniem się na Hinako, że za bardzo jest wymęczony, to daj mi znać na pw, coś innego tu wymyślę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.09.14 17:16  •  Gabinet na dziesiątym piętrze. - Page 3 Empty Re: Gabinet na dziesiątym piętrze.
Nie miał wątpliwości, że naraził się na serię trafnych strzałów. Ktoś, kto nie trafiłby w cel zajmujący całą wysokość korytarza i większą cześć jego szerokości, musiałby być po prostu ślepy. Nie miał też wątpliwości co do tego, że grubej warstwie mięśni w niektórych miejscach, uda się zniwelować skuteczność naboi. Czarne uszy przylgnęły do czaszki, chroniąc się przed głośnymi hukami. Był przygotowany na ciosy, które... niespodziewanie nie nastąpiły. Nie przerywając cyklicznego uderzania łapą o metalową powierzchnię, która powoli traciła na swojej trwałości, zerknął z ukosa ku żołnierzom, bezskutecznie próbującym się z nim uporać. Jakby ich naboje w ostatniej chwili postanowiły się wycofać. Dziwne.
Bzzzzzt.
Nagłe kopnięcie sprawiło, że zwierzę gwałtownie cofnęło łapę. Niezadowolone ryknięcie rozjuszonego tygrysa przetoczyło się przez korytarz, przedzierając się przez wystrzały. Burza nadeszła. Opętany potrząsnął łbem, chcąc szybko odzyskać rezon po potraktowaniu go prądem. Zmarszczył nos, instynktownie rozwierając paszczę i eksponując rząd ostrych kłów, jakby mężczyzna za drzwiami miał je dostrzec i uświadomić sobie, co mogłyby zrobić z jego marnym, ludzkim ciałem. Zwykłe zwierzę po czymś takim dostałoby solidną nauczkę, ale wciąż trzymający się na nogach Ryan nie zamierzał odpuścić przez jedno małe kopnięcie. Wielkie łapsko uderzyło o drzwi jeszcze raz, chcąc wygiąć je jeszcze bardziej. Zauważywszy, że tym razem nic się nie stało, nie zawahał się przed oddaniem kolejnego ciosu. Ten był ostatni, zanim ponownie stanął na dwóch nogach, masując sobie nadgarstek ręki, w której odczuwał lekkie, a zarazem niegroźne mrowienie.
Teraz pozostało mu już tylko przedostanie się na drugą stronę.
Szare tęczówki zerknęły ukradkiem ku pobliskiej jatce, dostrzegając, że ich grupa wzbogaciła się o dodatkową pomoc, ale szybko wrócił do wygiętych drzwi. Wysunął pistolet z kabury, mocno trzymając rękojeść i układając palec na spuście. Uzbrojona dłoń była pierwszym elementem, który dostrzegł żołnierz i który mógł określić jako całkiem ludzki. Drugim okazała się połowa twarzy, z której srebrzyste ślepie spojrzało na białowłosego bez jakiegokolwiek wyrazu. Przynajmniej mógł dokładniej ocenić jego położenie. Bez zawahania pociągnął za spust bez wcześniejszego „Odsuń się, bo strzelę”, celując w głowę wojskowego. Dokładnie w tym samym momencie, spod zacienionych zakamarków biurka wysunęły się pnącza, jednak te dla odmiany nie miały nic wspólnego z bujną roślinnością, która magicznie wykwitła w gabinecie. Nie. Były ciemne i zaczęły pełznąć po przedramionach albinosa, chcąc opleść się na nich i przytrzymać ich właściciela mocno, by dać Grimshawowi czas na prześlizgnięcie się przez drzwi. To zadanie nie należało do najłatwiejszych. W takich sytuacjach można było tylko żałować, że nie jest się drobniejszym. Nawet wciągnąwszy lekko brzuch, czuł jak klamka wgryza się w jego ciało, choć muskulatura robiła swoje. Jeden z guzików koszuli zahaczył o metalowy brzeg, a nitki przytrzymujące go puściły i pozwoliły mu upaść na podłogę, gdy Jay szarpnął się mocniej, żeby znaleźć się po drugiej stronie. W niektórych miejscach skóra piekła go, informując, że nabawił się otarć, z którymi na razie nie zamierzał nic robić.
Spróbuj szczekać teraz, psie.
Bang. Bang. Bang.
Następne pociski pomknęły ku Dedalowi.

✖  Prawdopodobnie od teraz będę ogarniał tylko posty Gilba i Dedala, bo jestem leniwy, bo coraz bliżej święta, bo Szatan tak chciał. Gdyby ktoś czegoś potrzebował, to dopisać drobnym druczkiem. W przeciwnym razie mogę pominąć.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach