Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Go down

Pisanie 28.03.20 21:59  •  Poczekalnia  Empty Poczekalnia
Jeśli ktoś próbował znaleźć jedno z najbardziej zatłoczonych miejsc w szpitalu, to tutaj mogło mu się to z powodzeniem udać. Wiele jeszcze nieprzyjętych pacjentów lub ludzi potrzebujących leków kotłowało się na ogromnym korytarzu. W trakcie wypatrywania przechodzących lekarzy czy też pielęgniarek wiele osób decydowało się na zajęcie jednego z wolnych, zardzewiałych krzeseł, które znajdowały się pod wyblakłą już ścianą. Na niej natomiast znajdowała się galeria rysunków w kolorach czerwieni i zieleni wykonanych przez młodszą część pacjentów. Dzieci, bo takie też odwiedzały placówkę, raz za razem biegały po korytarzu, ciesząc swoje blade lico. I choć wielokrotnie starsze panie pytały o ich rodziców, to żadne z sierot nie odpowiadało na ich pytania.
Patrząc na prawo od wejścia do szpitala biegły popękane schody. Jedne z nich prowadziły na wyższe kondygnacje budowali, drugie zaś pędziły prosto w stronę wielkich, opancerzonych drzwi, do których klucz posiadał tylko personel. I to też nie każda osoba, lecz wyższej postawione osoby z kadry, a także główny dozorca. Mężczyzna lat czterdzieści z bujnym zarostem oraz okularami rzadko kiedy, ale jednak pokazywał się światu, dzwoniąc pękiem kluczy. Gdy był w dobrym humorze na korytarzach prowadzących do łazienki oraz sal pierwszej pomocy słychać było rytmiczne pogwizdywanie, a także donośny głos, witający się z mijanymi osobami.
Zapadła cisza, szmer dochodzący z ledwo chodzącej klimatyzacji umilał czas osobom znajdującym się w głównym holu. Mrugające, wiszące na kablach światła rzucały zdradliwe cienie na oczekujących. Ci stojąc lub siedząc pod ścianami od czasu do czasu zerkali na zegarek. Mijały godziny, zaś kolejka wcale się nie kurczyła. Rudowłosa pani z pieprzykiem pod nosem spoglądała na okno, gdzie pożółkłe firanki otaczały pustynny obraz Desperacji. Zapowiadał się kolejny długi dzień.
                                         
Sariel
Kat
Sariel
Kat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Sariel Argent


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.03.20 22:28  •  Poczekalnia  Empty Re: Poczekalnia
Kiedyś musiała tutaj trafić. Trawiona coraz mniejszym zapasem worków z krwią, skierowała swoje kroki w tę stronę, oczekując właściwie czego? Szybkiej obsługi, zadbania o potrzeby pacjenta? Nic z tych rzeczy nie mogło jej tutaj spotkać przy takiej liczbie potrzebujących. Kotłujące się ofiary chorób wszelakich patrzyły posępnym wzrokiem na białowłosą dziewczynę, czekając aż ta zabierze głos. Gdy zamiast tego ujrzeli obraz stojącej w milczeniu łowczyni, głowy ich zwróciły się w zupełnie innych kierunkach. W efekcie parę wygłodniałych hien, gotowych by wydrapać jej oczy w bitwie o jak najlepsze miejsce w swego rodzaju kolejce zajęło się swoimi sprawami.
Nagłe poruszenie nową osobą przerodziło się w milczenie, które od czasu do czasu zostało przerywane przez pojedynczy kaszel czy też odgłos kroków. Pracujące sprzątaczki plotkowały w międzyczasie ze sobą, uważając, iż podłoga jest wystarczająca czysta, zaś okna tak przejrzyste, że ślady kurzu oraz smug nagle stały się niewidoczne. I choć BHP tutaj nie do końca funkcjonowało, białogłowa była pewna, iż nigdzie w okolicy nie znajdzie odpowiedniejszego miejsca. Nawet wygląd budynku oraz przewidywany czas zawalenia się kolejnych pomieszczeń nie wzbudzał w ludzi paniki a pewną ekscytację, zupełnie jakby czekali na dzień, kiedy to oni będą pierwsi, zaś konkurencja skończy gdzieś głęboko pod gruzami.
- Przepraszam państwa, aczkolwiek Leonora - prawdopodobnie jedna z tutejszych pielęgniarek - Przyjdzie za około piętnaście minut, do tego czasy prosiłabym aby wszyscy pozostali na miejscach oraz na miłość boską nie rzucali się jak sępy na padlinę - poinformowała niska blondynka o dużych niebiesko-zielonkawych oczach. Patrząc na jej ubrania oraz porysowaną plakietkę spoczywającą na lewej piersi, można było śmiało wywnioskować, iż to nie kto inny jak jedna z pracownic administracji, która zeszła tutaj dla pewności, iż zaraz nie polecą skargi na pracę personelu.
Kolejne minuty, które dzieliły dziesiątki osób od zostania przyjętym lub odprawionym z kwitkiem były niczym katorga dla spieszącej się pani kat. Ta w nadziei na spotkanie kogoś bardziej elokwentnego oczekiwała w milczeniu, obserwując przez cały czas rozwój akcji. Każdy ruch, wzięcie oddechu, czy też kaszel nie mógł umknąć jej czujnemu spojrzeniu. Nic więc dziwnego, iż gdy pojawiła się członkini administracji, ta od razu podeszła, z pytaniem o lokalizację biura oraz osoby odpowiedzialnej za bank krwi. Gdy odpowiedzi, których się spodziewała nie nadeszły, wzięła głębszy oddech i poprosiła o wezwanie głównego dozorcy. Kobietka z początku nieprzekonana do wykonania dodatkowej pracy, po chwili skinęła twierdząco głową, po czym ruszyła szybszym krokiem w kierunku tylko i wyłącznie jej znanym, czyli gdzieś na wyższe piętro.
Wtedy też przed oczami niewiasty pojawił się chłopak, z którym to raz już miała do czynienia. I choć ich spotkanie nie skończyło się za ciekawie, to w miejscu takim jak to nie miała zamiaru wyciągać Kiby. Zamiast tego przenikliwym wzrokiem zaczęła go obserwować, czekając aż ten wykona jakiś niepożądany ruch. Bowiem gdyby chciał ją zaatakować, ta by nie zawahała się wyciągnąć ostrza tylko i wyłącznie po to by przelać kolejną krew, jakiejś nieznanej osoby, która miała do niej problem.
                                         
Sariel
Kat
Sariel
Kat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Sariel Argent


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.04.20 1:53  •  Poczekalnia  Empty Re: Poczekalnia
Shouto Hitokoe, a raczej Sukui był mężczyzną głęboko wyczulonym na ludzkie cierpienie. Ojciec powtarzał, że dostał to od swojej matki, ale on uważa, że nauczył się tego właśnie od niego. Pokazał mu inne sposoby na przetrwanie, niż ciągła agresja i walka, a on był za to dozgonnie wdzięczny. Mimo tego, że nie była to umiejętność specjalnie przydatna w Kościele Nowej Wiary. Może właśnie to ta empatia zaprowadziła go w miejsce, w którym zdecydowanie nie powinien się znaleźć. Plotki, jakie roznosiły się po Apogeum Desperacji głosiły o tym, że Shouto nie mogąc sobie poradzić ze śmiercią żony, popełnił samobójstwo. Nie odbiegały one tak daleko od prawdy, próbował zakończyć swoje życie, dwa razy, a mężczyzna, którym niegdyś był bardzo się zmienił. Gdyby miał bardziej mroczną naturę powiedziałby, że dawny Shouto Hitokoe umarł.

Poczekalnia szpitala była zapakowana osobami najróżniejszej maści. Tak jak się tego spodziewał. Głowy zwróciły się w jego kierunku, a on uśmiechnął się do nich mając nadzieję, że nikt go nie rozpozna. Jakoś nie miał ochoty tłumaczyć się z dwudziestoletniej nieobecności. Pewien gość podniósł sceptycznie brew na jego miły gest, ale Sukui się tym nie przejął. Przyzwyczaił się do podejrzliwości i chłodnego traktowania. W końcu, znajdowali się na Desperacji. Spojrzał porozumiewawczą na jednym z członków administracji. Może nie pojawiał się tu często, ale pracownicy zaczynali powoli go kojarzyć. Jak mogliby nie? Był dziwnie przyjaznym wymordowanym, który przynależał do KNW i kompletnie za darmo grzebał ciała osób, których nie spotkało szczęście i niefortunnie zmarły na jednym z łóżek szpitalnych. Kult skutecznie prał mu mózg dobrze dobranymi słowami oraz narkotykami, ale nie byli w stanie pozbyć się jego nietypowej misji, by pochować istoty, które nie miały nikogo kto mógłby by to zrobić za niego. Kobieta kiwnęła do niego głową, a on ruszył schodami w górę.

Zatrzymał się przed pomieszczeniem, w którym zazwyczaj znajdował się mężczyzna, zajmujący się wszelakimi sprawami organizacyjnymi. Problemów miał na głowie wiele, a mało sposobów ich rozwiązania. Mimo to dawał sobie jakoś radę, a szpital jak stał, tak stoi. Zapukał delikatnie, a po kilku sekundach, w których nasłuchał się rożnych przekleństw, dochodzących z pokoju, drzwi otworzyły się gwałtownie. Jego oczy ujrzały jak pomarszczona twarz złagodniała na widok Sukui’ego. Mężczyzna nawet powołał się na mały uśmiech. Jego gruby, szorstki głos oznajmił Paladynowi, że za chwilę się nim zajmie, ale wpierw musi koniecznie załatwić kilka spraw. Sukui przytaknął i ze spokojem stanął przy ścianie, gdy pracownik szpitala znowu zniknął w swojej komorze, której z trudem można nadać nazwę gabinetu. Chciał przeczekać ten czas w spokoju, ale najwidoczniej nie było mu to dane, bo zaledwie kilka minut później, na te same piętro weszła osoba, której naprawdę nie chciał spotkać.

Sariel, bo takie nosiła imię, nie była aniołem. To zostało już ustalone podczas ich ostatniego spotkania, gdy omylnie ją za takiego wziął. Sukui musiał przyznać, że dziewczyna umiała walczyć, ale także wiedział, że sam był przeciwnikiem nie za łatwym. Nie bez powodu należy do Świętej Trójcy. Nie miał pojęcia jak powinien się zachować. Jego dobra natura nie pozwalała mu nie lubić Sariel, ale wszystko w niej, zaczynając od imienia, a kończąc na aparycji, krzyczało „anioł”, a te istoty wywoływały w nim tyle nienawiści i chęci mordu, jak nic innego. Ręką pomacał się po swoich kieszeniach, w których nosił swoje bliźniacze pistolety. Musiał się upewnić, że jest w stanie się obronić, bo co prawda walki nie zamierzał rozpoczynać, ale nigdy nic nie wiadomo. Sariel także go czujnie obserwowała. Czuć było napięcie jakie wyrosło między nimi, każde z nich czekało na jakikolwiek przejaw agresji ze strony drugiej osoby.

Mogło się zrobić nieciekawie.
                                         
Sukui
Paladyn     Nosiciel
Sukui
Paladyn     Nosiciel
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shouto Hitokoe


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.04.20 2:52  •  Poczekalnia  Empty Re: Poczekalnia
Pierwszy akt rozpaczy


Nadszedł w końcu taki moment, gdy wszechobecne napięcie dało się pokroić nożem, przez co niektórzy z przyszłych pacjentów nerwowo zaczęli się kręcić w swoich miejscach. Kilka zgromadzonych starowinek swoimi wyłupiastymi oczami przyglądało się członkowi Kościoła a także ubranej na czarno łowczyni. Sariel, która z początku nie czuła się skrępowana, w tym momencie odczuwała silną chęć dokończenia dawnych spraw. Jako kat była stworzona do wojaczki oraz eliminacji pojedynczych celów. Czemu więc gdy miała kogoś niemalże na widelcu, nie zrobiła kroku do przodu i nie zaatakowała? Walka z uzbrojonym w pistolety mężczyzną mogła przynieść jedynie więcej niekorzyści, niż profitów z tego też powodu wolała nie ryzykować. Zimne dłonie, które w gotowości czekały na pociągnięcie rękojeści, teraz spoczęły pod piersią. Zupełnie jakby chciała zaznaczyć, iż to nie ona pierwsza pociągnie za spust.
- A już myślałam, że nie będę musiała Ciebie oglądać - to jednak nie powstrzymało białogłowy przed odezwaniem się w jej własnym stylu. Gdyby raz jeszcze przemyślała swoją odpowiedź, prawdopodobnie nie zmieniła by w niej nic poza dodaniem więcej uwielbianych tak przez nią sarkazmów. Tylko po to by skusić los i wyjść tryumfalnie z pojedynku, to jednakże też nie miało prawa się skończyć. Losy świata zadecydowały, że tego dnia nawet dogryzać sobie nie będą mogli albo będą, ale w znacznie mniej ilości przez wydarzenie jakie miało miejsce nieznacznie później. A zwiastunem tego był wychudzony mężczyzna o poszarzałej skórze, który przeszedł przez frontowe drzwi. Czujnym spojrzeniem kocich ślepi przejechał po otoczeniu, szukając swojej potencjalnej ofiary. Dwukrotne wciągnięcie nosa, oblizanie warg i krzyk. Ale nie jego własny, a kogoś z góry. Wysoki głos kobiety, nie doprowadził z początku do paniki. Przyniósł on za to falę niepokoju, która w akompaniamencie z późniejszą ciszą doprowadziła część zgromadzonych do szału. Tłum począł plotkować, kilka osób w biegu wyszło, lecz za nim to zrobili w przejściu zatrzymał ich wcześniejszy przybysz. Drapieżca zdążył obnażyć pazury, a następnie wbić je pierwszej osobie w kolejce do pustynnych terenów Desperacji - niskiemu chłopakowi o bagiennych oczach. Reszta jakimś cudem uciekła, rzucając się na wszystkie strony, coby zwiększyć swoją szansę na przetrwanie. Reszta potulnie została kołysząc się na swoich miejscach, uciszając wszelkie rozmowy, bali się następstw tych wydarzeń.
Można powiedzieć, że rychło w czas, gdy z góry spadła na posadzkę niewiasta wcześniej informująca o późniejszym przybyciu jednej z sióstr. Jej pokiereszowane ciało dało znać zgromadzonym, że nie tylko w przychodni pojawił się większy problem, również na wyższej kondygnacji coś się stało. Przerażone, martwe oczy wpatrywały się złośliwie przed siebie, zaś kości wystające poza powłoki cielesne dawały całej sytuacji na słodkim dramatyzmie, który w połączeniu z plamą krwi zdawał się coraz to bardziej rozwijać. Obfitując w krzyki kolejnych osób oraz chaos, jaki był tłem tego wszystkiego.
- A miało być tak spokojnie... - westchnęła, przypatrując się zwycięzcy tej przezabawnej loterii, a jednocześnie ciesząc w duchu michę - nie padło na nią. Prawdopodobnie dzięki temu, że nie była pierwszą zaczepioną istotą miała znacznie więcej czasu na przeanalizowanie całej sytuacji i tak po szybkim zerknięciu na ciało zabitej stwierdziła, iż napastnikami były wyłącznie gorsze przypadki wymordowanych. Choć to stwierdzenie szybko mogło ją wpędzić do grobu, to nie martwiła się tym jakoś za bardzo. Wraz z kolejnymi informacjami włączy nowe możliwości, które w tym momencie jedynie mogłyby ją spowalniać w działaniu. Dlatego też nie zwlekając panienka wyjęła Kibę, a następnie nachyliła się do niedawnego wroga.
- Trafiło Ci się niesamowite szczęście bycia moim partnerem, nie dziękuj, nie dziękuj. Sama jestem z tego jeszcze mniej zadowolona, aczkolwiek jeśli nie chcemy tutaj prawdziwej masakry i własnych zwłok na ziemi, to radziłabym zawiesić broń, chociaż na sekundę - i wtedy jak na zawołanie do pierwszego kumpla w drzwiach dołączyło dwóch innych, którzy gdyby spojrzeć na zewnątrz byli odpowiedzialni za rzeź pięciu niewinnych osób. No to zaczynamy!

Poczekalnia  MtoDENF
                                         
Sariel
Kat
Sariel
Kat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Sariel Argent


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.04.20 23:46  •  Poczekalnia  Empty Re: Poczekalnia
Mężczyzna wypuścił z siebie powietrze, które nie wiedział że zatrzymał w płucach. Postawa dziewczyny zmieniła się—już nie była bojowa; sugerowała raczej czujność, ale nie chęć do natychmiastowej walki, co go szczerze uradowało. Ostatnie czego dzisiaj potrzebował to rozpocząć starcie z kimś, kto nie należał do rasy skrzydlatych oszustów i bynajmniej nie miał tu na myśli wymordowanych. Anioły były jedynymi, którzy naprawdę zasługiwali na śmierć i cierpienie. Zasługiwali na powolne tortury, a potem na złożenie w ofierze dla Ao. Zasługiwali na wszystko, co najgorsze na tym marnym świecie. Sariel—mimo pozorom nie zasługiwała na to. Nie była aniołem, nie ważne jak bardzo by go przypominała. Oparł swoją głowę o ścianę, a bursztynowe oczy skierował w górę. Może kiedyś, w przyszłości będą mieli bardziej pokojowe stosunki, ale teraz? Teraz po prostu nie chciał jej niepotrzebnie wkurzyć. Po co to komu?

Wydał z siebie cichy pomruk na cyniczne słowa Łowczyni. Po latach zamieszkiwania Desperacji uodpornił się na niemiłe odzywki i antypatyczny sarkazm. Miał świadomość tego, że dla niektórych takie zachowanie było wynikiem niezliczonych, nieudanych prób poradzenia sobie z rzeczywistością. Życie zgotowało im tyle żałości, tyle bezsensownego smutku, że stali się ponurzy w stosunku do innych i w stosunku do siebie. Shouto w pewien sposób się z tym utożsamiał. Rozumiał to. Gdyby nie Reia, a właściwie—myśl i wspomnienie o niej, to też by się taki stał. Żałował, o jak strasznie żałował, że nie posiadał jej zdjęcia, chociażby jej rysunku, gdyż lata spędzone bez niej zaczęły zakrywać mleczną mgłą jej twarz, jej głos, jej dotyk. Ile to by nie dał, by ją zobaczyć, przynajmniej na chwilę. Na sekundę. Po tylu samotnych latach, emocje tliły się w nim tak samo mocno jak wtedy. Jednakże tym razem; powodowały u niego tylko bolesny ścisk w sercu i słodko-gorzki uśmiech na ustach. Czuł tęsknotę, która nigdy nie zostanie zaspokojona.

Sukui był zbyt zatracony we wspomnieniach, przypominających wyretuszowaną fotografię, by ujrzeć coś niepokojącego w mężczyźnie, który wszedł do szpitala. Może gdyby miał głowę na karku, dałby radę powstrzymać chaos jaki raptownie zakiełkował w budynku. Pierwszym znakiem ostrzegawczym był cienki, kobiecy głos naładowany przerażeniem. Zamilkł tak samo gwałtownie jak zabrzmiał. Shouto znał ten odgłos, aż za dobrze—ktoś właśnie został zamordowany. Przykląkł przy ścianie, a swoją dłoń delikatnie przycisnął do kieszeni spodni, gdzie znajdowała się jego broń. Oczy zmrużył i próbował swoimi wyostrzonymi zmysłami wyczuć coś, co odskakiwało od normy. Zapach krwi zawirował w przestarzałym budynku i normalnie nie zwracałby na to uwagi, w końcu było to miejsce naładowane zranionymi i chorymi istotami, ale coś w tym było w nim nie tak. Metaliczna woń była nadto intensywna i nagła. Wyciągnął z kieszeni jeden z bliźniaczych pistoletów i odblokował go szybkim ruchem ręki. Miał jedynie nadzieję, iż Łowczyni nie weźmie tego aktu jako sygnał do rozpoczęcia bitwy. Nie chodziło o nią. Chodziło o masę niewinnych osób i zagrożenie, jakie niewątpliwie się zjawiło.

Niektórzy najwidoczniej także poczuli krew, gdyż kilka z potencjalnych pacjentów ruszyło nerwowym krokiem w stronę wyjścia. Niestety, to był ich błąd. Sukui w zwolnionym tempie ujrzał jak zaostrzone, szarawe pazury wysokiego wymordowanego wbijają się w brzuch niskiego chłopaka. Mimo chaosu zdołał usłyszeć porywczą próbę wzięcia w płuca powietrza. Biedak zaszlochał i zacisnął mocno źrenice, gdy kolejna para szponów rozcięła mu gardło. Krew. Mnóstwo krwi. Shouto chciał strzelić, chciał dostać się do chłopaka. Może jeszcze nie umarł. Może jeszcze jest jakaś mała szansa. Już miał się podnosić, gdy nagle rozbrzmiał huk i fala białego tynku zabarwiła jego włosy na śnieżny kolor. Pod ich nogi spadło ciało kobiety. Coraz więcej krwi. Zmusił się do oderwania od niej wzroku. Trzeba działać, jak najszybciej.

—Okej—to były jedyne słowa jakimi uraczył swoją byłą przeciwniczkę—Powodzenia.

Wstał błyskawicznie i odbijając się nogą od jednej ze ścian, wystrzelił pierwszą kulę w kierunku grupki wymordowanych odpowiedzialnych za te zajście. Nie miał ochoty ich zabijać, ale życie to wieczne wybory, a on stara się robić te najlepsze. Kula ze świstem przeleciała nad pacjentami i trafiła jednego z agresorów w bark. Gdyby chciał, strzeliłby wyżej, pomiędzy oczodoły, ale głęboko w nim nadal paliła się nadzieja, że da się to ominąć bez większej ilości ofiar.

Atak ze strony Shouto wydawał się wyłącznie rozwścieczyć napastników. Dwóch z nich rzuciło się na niego z głębokim powarkiwaniem, które głucho odbijało się od ścian.

—A więc to tak—mruknął do siebie Paladyn i wyjął drugi pistolet.
                                         
Sukui
Paladyn     Nosiciel
Sukui
Paladyn     Nosiciel
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shouto Hitokoe


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.04.20 23:49  •  Poczekalnia  Empty Re: Poczekalnia
Zaczęło się. Na pozór spokojny, słoneczny dzień na Desperacji w tym jednym miejscu przerodził się w prawdziwe piekło, gdzie chorzy pacjenci już nie umierali z powodu zdradliwych bakterii, czy też zarazek. Oni drżeli ze strachu, dostawali palpitacji na sam widok pukającej do nich śmierci. Wielokrotne zobaczenie większej ilości flaków i niemych krzyków sprawiło, iż zamiast trząść się jak ośka łowczyni spokojnie podchodziła do całej sprawy. Z tego powodu, gdy pokazało się zagrożenie mocniej chwyciła się rękojeści, aby następnie zerknąć w kierunku klatki schodowej. Głośne krzyki wraz z groźnym powarkiwaniem znaczyło tylko, iż wyżej spotkają zdecydowanie większe niebezpieczeństwo. Zatem należałoby twierdzić, iż ta garstka była ledwie rozgrzewką przed głównym daniem. Westchnęła, gdy rozległ się pierwszy strzał, a przed nim słowa motywacji.
W odpowiedzi na życzenie pomyślności skinęła głową, mówiąc przy tym bezgłośnie ,,Wzajemnie". Wtedy też Sukui znalazł się już z przodu, pozostawiając ją nie na długo z tyłu. Spięcie mięśni, lekkie ugięcie kolan i ruszyła nisko do przodu, aby pokonać dzielący ich dystans w oka mgnieniu. Dodatkowo w locie przechyliła się w prawą stronę, by prędkość jaką nadał jej obrót spotęgował ostrość jej ostrza. W ten też sposób trzeci osobnik skończył z pociętym bokiem, z którego krew trysnęła na niedawno myte posadzki. To jednak nie było wszystko. Po jednym ciosie od boku, następny przyszedł z góry, który gdyby nie unik wymordowanego przeszył by jego ciało na pół. Zupełnie odwrotnie do współtowarzysza broni, ona nie chciała ich oszczędzać. Jako kat jasno miała określone wytyczne, że gdy już z kimś się biję, to tak by zakończyć to śmiercią oponenta. Jedynym póki co przypadkiem bez potwierdzonej śmierci był jej kompan, którego nie prędko miała dopisać do swojej listy. Dlatego też od owej zasady były i wyjątki, które miały mieć miejsce, lecz nieczęsto a sporadycznie.
W międzyczasie ich widownia zaczęła się rozprzestrzeniać. Część ludzi pobiegła do góry, kilku próbowało wyważyć drzwi do dalszej części piwnicy, a jeszcze inni rozbiegli się po piętrze, szukając miejsca do ukrycia. W konsekwencji kilku okupiło toalety, inni lokalne pokoje przyjęć lub te służące do pierwszej pomocy. Gdy odłam uciekających nóg dotarł na wyższe kondygnacje słychać było dźwięki łamanych kości, rozdzierające nie jedno gardło krzyki oraz zwierzęce wycie. Byli tu, co tylko i wyłącznie mobilizowało białogłowę do zadawania większej ilości obrażeń oraz trafiania w większą ilość miejsc.
Pochyliła się przed atakiem, schodząc nisko do parteru, gdzie to mogła wyprowadzić kolejne uderzenie. Kiba gładko wbiła się w nogę, szybko pokonując przeszkodę w postaci twardej, ludzkiej kości. Tak też jeden z nich został pozbawiony stopy, a co za tym idzie i równowagi. Nierozsądnie, rzuciła sobie w myślach, gdy jeden z przeciwników zamachnął się szponami w jej kierunku, zmuszając ją do dalszego odskoku.
A prawie go miała!
Wyprostowała się, spoglądając uważnie na swoich przeciwników. Jeden z nich był znacznie wolniejszy od drugiego, dlatego też gdy poleciała do przodu, miała kilka sekund sam na sam z nie do końca rannym osobnikiem. Zrobiła to więc szybko. Omijając go z lewej strony, prawą zamachnęła się w kierunku jego szyi. I choć sam cel jedynie drasnęła to slalomem przeszła do kolejnego wymordowanego, wbijając mu ostrze w zupełne inne miejsce - klatkę piersiową. Z pełną powagą na buzi, przekręciła na bok rękojeść, wyjęła ją, po czym odwróciła się by zamachnąć na kolejną goniącą ją ofiarę. Wtedy jednak zamiast postaci ludzkiej, zobaczyła szarżującą oraz lecącą w długim skoku panterę. Shit. Skrzywiła się na twarzy, już nie atakując, a odskakując w kierunku, w którym niedawno widziała kompana.
- Jeden strzał, teraz! - krzyknęła do niego, licząc na to, iż bliźniacza broń pokryje jej akcje.
                                         
Sariel
Kat
Sariel
Kat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Sariel Argent


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.04.20 12:00  •  Poczekalnia  Empty Re: Poczekalnia
Bursztynowe oczy w pośpiechu zeskanowały otoczenie. Wymordowani odpowiedzialni za atak wydawali się należeć do Zdziczałych lub Poziomu E. Opętani zdarzali się szalenie rzadko i większość z nich nie atakowała tak po prostu. Zawsze był jakiś sens lub większy cel, a tutaj? Tutaj nie potrafił się tego dopatrzeć. Agresorzy sprawiali wrażenie mordować dla samego czynu mordowania, co było albo czystym sadyzmem, albo potrzebą wydobycia z siebie agresywnej energii. Wielu z mieszkańców Desperacji nie panowało nad sobą, jednakże twarze tych tutaj były dziwnie świadome. Jak gdyby to nie był zwierzęcy szał, a coś co zadecydowali się zrobić z premedytacją oraz dziką satysfakcją.

Mimowolnie się skrzywił i wystrzelił dwie kule w stronę szarżującego wymordowanego. Ich zmysły były wyostrzone, możliwe że jeszcze bardziej niż zmysły Sukuia; przez co napastnik zdołał ominąć pociski. Mimo to, ten ruch wybił go z szaleńczego rytmu; ostro zwolnił wpuszczając z siebie zirytowane warknięcie. Tyle wystarczyło. Ujrzał jak Łowczyni rani go swoim ostrzem w bok. Krew wytrysnęła niczym czerwona fontanna potęgując metaliczny zapach, jaki roznosił się intensywnie w budynku. Ruszył dalej do przodu; jego celem nie była eliminacja, a ratunek. Ominął dwóch osobników, którzy byli zbyt skupieni na białowłosej, by próbować go powstrzymać. Dziewczyna powinna dać sobie radę przez kolejne kilka minut, tyle mu wystarczy.

Dotarł do trzeciego wymordowanego, jaki pozostał przy głównym wyjściu. Jego twarz była przyozdobiona licznymi bliznami, a z blond, skołtunionych włosów wyrastały uszy, które przypominały mu te niedźwiedzie. Puste, blade źrenice prędko zorientowały się, że ktoś szarżuje w jego stronę. Różnił się od swoich kolegów; nie warczał, nie robił odpychających grymasów. Jego zachowanie sprawiało wrażenie nad wyraz apatycznego, zobojętniałego. Sukui nacelował na niego oba pistolety i wypalił kule w jego stronę. Jedna z nich celowała w szyję, druga w brzuch. Jednakże przeciwnik był zwinny i wyczulony, w cichych podskokach ominął atak, nadal utrzymując z czarnowłosym kontakt wzrokowy, a nie był on szyderczy, czy wrogi. Po prostu… pusty. Shouto czuł się niekomfortowo, ale musiał swoje odczucia odepchnąć na skraj umysłu. Nie chodziło tu o niego, a o chłopaka, który wciąż oddychał i się wykrwawiał. Zmarszczył brwi. Jeżeli podejdzie bliżej, to oponent będzie miał większe trudności z unikaniem wystrzałów. Najdziwniejszym było to, że wymordowany nie wyprowadzał żadnych ataków, tylko się bronił. Nie wiedział, czy powinien się niepokoić, czy nie.

W końcu, po kilku próbach udało mu się zagonić przeciwnika w kąt, z lufą przyciśniętą do jego czoła. Wystarczałby jeden ruch i byłoby po nim. Tylko jeden.

—Daj mi uciec—wymordowany najwyraźniej zauważył jego wahanie. Zauważył, że Sukui nie miał ochoty pozbawiać go życiaWystarczająco nabojów zmarnowałeś na mnie.

Sukui miał duże zdolności do walki. Miał siłę, miał determinację, ale miał także miękkie serce. Nie zastanawiał się długo.

—Spadaj—powiedział, a w jego głos był zrezygnowany, zmęczony—Nie próbuj żadnych sztuczek.

Odsunął od niego broń, a blondyn w kilku skokach wydostał się ze szpitala i wybiegł w czeluści gorącej pustyni. Sukui odprowadził go wzrokiem, a gdy nieznajomy zniknął z jego pola widzenia przeniósł oczy na biedaka, który jakimś cudem jeszcze trzymał się życia. Schował pistolety w kieszenie i przyklęknął do niego. Z jego gardła wydobywały się okropne odgłosy bełtu, a ręce drgały, jakby były przyczepione do sznurków i co jakiś czas, ktoś ruszał tymi sznurkami. Mężczyzna delikatnie dotknął jego dłoni, która natychmiastowo zacisnęła go w stalowym uścisku.

—Spokojnie—była to głupia rzecz do powiedzenia, oboje wiedzieli, że chłopak nie przeżyje—Spokojnie.

Chłopak wydał z siebie jeszcze kilka bolesnych wdechów, aż uścisk zelżał, a całe życie się rozluźniło. Niczym bezwładna lalka. Sukui westchnął ciężko, położył palce na zimnym czole nieszczęśnika i odmówił pod nosem cichą modlitwę.

Rytuał przerwał mu krzyk białowłosej. Mężczyzna skrzywił się, ale bez momentu niezdecydowania wyciągnął karabin, który był przewieszony w pokrowcu na plecach. W kilku zwinnych ruchach odbezpieczył go i nacelował na wielką panterę, jakiej wcześniej tu nie było. Nacisnął na spust, a wystrzał głośno wybrzmiał w głuchym szpitalu. Kula zawirowała w powietrzu i wbiła się gwałtownie w kark zwierzęcia. Wymordowany wydał z siebie głośny jazgot przepełniony bólem oraz szokiem. Pantera upadła na bok, a futro zabarwiło się na czerwono. Sukui wystrzelił kolejny raz, tym razem uderzając w głowę.

—Musimy ruszyć na górę—mruknął po kilku minutach ciszy.

bardzo przepraszam za obsuwę i jakość, postaram się teraz pisać w miarę szybko
                                         
Sukui
Paladyn     Nosiciel
Sukui
Paladyn     Nosiciel
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shouto Hitokoe


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Poczekalnia  Empty Re: Poczekalnia
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down


 
Nie możesz odpowiadać w tematach