Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

czas: kilka miesięcy temu
miejsce: placówka utylizacji androidów, m-3
dramatis personæ: tanaka risa, wadliwa replikantka; katsurou shimazu, młody łowca; sensei, doświadczona łowczyni dowodząca akcją (npc); junzō i na razie bezimienna dziewczyna, członkowie drużyny (npc); postacie trzecioplanowe w razie potrzeby

- - - - - - - - -

 Sensei działała szybko.
 Informacja przyszła około trzeciej rano – krótka wiadomość na zaszyfrowanym kanale od ich człowieka, którego zadaniem było monitorowanie spisu androidów w Mieście. Kwadrans przed końcem boleśnie nudnej nocnej zmiany zauważył informację o nadchodzącym transporcie robota przeznaczonego do zniszczenia. Standardowa procedura – w oprogramowaniu zdarzały się czasem błędy, które uniemożliwiały dalsze korzystanie z danej jednostki, albo fizyczne uszkodzenia, których nie opłacało się naprawiać – ale coś w tym zgłoszeniu zwróciło jego uwagę. Pierwszy raz zdarzyło się, żeby na jego zmianie przysłali androida z błędem osobowości, więc, zaciekawiony, podesłał informację Łowcom i poszedł osobiście zainteresować się sytuacją.
 To było niecałe pół godziny temu. W mniej niż trzydzieści minut Sensei zebrała trzyosobową grupę (Katsurou, jakąś świeżo zrekrutowaną dziewczynę, której nigdy wcześniej nie widział na oczy, i Junzō, bardziej doświadczonego specjalistę od mokrej roboty, na wypadek, gdyby coś poszło nie tak), wyposażyła ich, poinstruowała, i wyprowadziła na powierzchnię.
 Noc była cicha i spokojna. Kilka dni wcześniej musiała być pełnia, bo księżyc wciąż był wielki i jasny, choć niewielka część jego tarczy już skryła się w cieniu; wraz z latarniami ulicznymi oświetlał im drogę na tyle, że widzieli równie dobrze, jak za dnia. Życie w Mieście nigdy w pełni nie cichło, więc po drodze mijali grupki imprezowiczów w drodze z jednego lokalu do drugiego, sennych funkcjonariuszy pilnujących porządku, roboty sprzątające na nocnej zmianie, ale nikt nie zwrócił na nich większej uwagi. Ubrani w podobne stroje, idący pewnym krokiem przed siebie, bez broni na wierzchu – Sensei tonem nieznoszącym sprzeciwu poinformowała ich, że misja ma być cicha i dyskretna, więc wszystko, co biorą ze sobą, ma mieścić się pod ubraniami – wyglądali zapewne jak profesjonalna ekipa sprzątająca, fachowcy od naprawy tego czy owego, albo czwórka bramkarzy w ekskluzywnym klubie. Nikt ich nie zaczepiał.
 Sensei szła z przodu, żwawym, marszowym krokiem; Junzō pilnował tyłów; Katsurou wylądował w środku, obok nieznanej mu dziewczyny, która najpierw przez chwilę wpatrywała się w niego wzrokiem tak intensywnym, że wydawał się sięgać do najskrytszych głębi jego istoty, a potem straciła zainteresowanie i teraz nie poświęcała mu ani chwili uwagi. Cichy pochód. Na szczęście nie szli daleko.
                                         
Nao
Wtyka     Zbuntowany android
Nao
Wtyka     Zbuntowany android
 
 
 

GODNOŚĆ :
Tanaka Risa / Generyczna Jednostka Konserwująca #1874 / Nao


Powrót do góry Go down

Ulice rozjaśnione tysiącem świateł. Mokre ulice, w których odbija się całe miasto i chłód towarzyszący końcowej fazie nocy. Łowca uwielbiał tę porę i wszystko co się z nią wiązało. Czuł się zatem znakomicie stąpając pewnie po miejskich uliczkach w celu przejęcia Androida. Zadanie nie wydawało się trudne. Roboty były równie durne co ludzie.
Miały jednak cechę, którą przewyższały plemię adamowe. Można było je wyłączyć na dowolnie długi czas, a później włączyć gdy są potrzebne. Ludzie niestety funkcjonowali niemal nieustannie i przez to o wiele trudniej było z nimi wytrzymać. Robactwo też powinno mieć taki guzik. To by wiele ułatwiło Katsurou.
Mógłby na przykład wyłączyć to babsko, które się mu przyglądało. Łowca dostrzegł jej spojrzenie, lecz konsekwentnie ignorował. Może tylko poprawienie szarego kapelusza zdradziło, że w ogóle zauważył wzrok dziewczyny.
Łowca miał na sobie sięgający kolan grafitowy płaszcz zapinany na dwa rzędy czarnych guzików. Pod wierzchnim okryciem Katsurou miał na sobie wygodny, brązowy garnitur, kremową koszulę oraz krwistoczerwony krawat. Sygnet z symbolem łowców został tymczasowo schowany do kieszeni, a dłonie rebelianta zostały skryte za czarnym materiałem skórzanych rękawiczek.
Nie był bezbronny. Poza biczem, który wziął obowiązkowo jako swoje główne narzędzie do walki miał także rewolwer schowany pod marynarką oraz niezawodne pszczółki schowane.
Idąc rozglądał się uważnie na boki, na tyle na ile mógł, by nie wyglądać nienaturalnie. W końcu nie powinni wzbudzać podejrzeń rozglądając się na prawo i lewo.
Nie mógł się doczekać, aż dotrą na miejsce. Był ciekaw tego androida. Był na pewno o wiele ciekawszy od jego towarzyszy. Może miał jakieś interesujące wady, które sprawiały, że zabijał bez powodu w środku przemiłej rozmowy o dżemie truskawkowym?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Można było odnieść wrażenie, że cisza rozpięła się nad nimi jak przezroczysty namiot, dyskretnie, ale skutecznie odcinając ich od pozostałych mieszkańców Miasta. Od zwykłych ludzi, którzy nie mieli pojęcia o konflikcie rozgrywającym się tuż pod ich nosami. Wojna szarpana trwała w ukryciu, w cieniu, i choć wojskowi skrzętnie ukrywali to przed ludnością cywilną, to jednak krok po kroku, odrobina po odrobinie, tracili zasoby i ludzi. Zwykle bez brawurowych akcji, strzelanin i pościgów, a dzięki takim właśnie wypadom, jak ten, w którym ich czwórka uczestniczyła obecnie. Szybkim, dyskretnym, skutecznym. Oraz, oczywiście, potencjalnie niebezpiecznym.
 Na razie jednak wszystko wydawało się być w porządku; do placówki utylizacji androidów dotarli bez większych przeszkód. Sensei poprowadziła ich naokoło, do tylnego wejścia, które następnie otworzyła im wydobytą z głębi kieszeni kartą magnetyczną. Elektroniczny zamek zastanawiał się przez nieprzyjemnie długą chwilę, ale w końcu piknął cicho, mrugnął zieloną diodą, i wpuścił ich do środka. Katsu mógł usłyszeć po swojej prawej, jak nieznajoma dziewczyna wypuszcza wstrzymywany oddech. Jeśli na nią spojrzał, wzruszyła tylko ramionami.
 Sensei weszła pierwsza, zapalając po drodze światło; dziewczyna podążyła pół kroku za nią; Junzō przytrzymał Katsu drzwi.
 – Dzisiaj stoję na czatach – odezwał się, wreszcie przerywając trwającą od dłuższej chwili ciszę, i uśmiechnął się krzywo. Jego głos był zaskakująco głęboki i lekko zachrypnięty; zupełnie nie pasował do jego młodej twarzy. Kiedy drzwi się za nim zamykały, puścił jeszcze Katsu oko. Bóg jeden wiedział, co to mogło oznaczać.
 Znaleźli się w ciasnym korytarzu, ledwo oświetlonym mdłym światłem jarzeniówek. Sensei poprowadziła ich do przodu, potem skręciła w prawo, potem w lewo… Wiodła ich przez labirynt pełen ciemnych zakamarków i zamkniętych drzwi, jakby znała go jak własną kieszeń. Trwało to może pięć, a może dziesięć minut, zanim wreszcie skręcili za róg i Sensei przystanęła na chwilę. Kolejną kartą, inną, niż poprzednia, odblokowała drzwi oznaczone tylko numerem 18, ale zanim je otworzyła, obejrzała się przez ramię na ich dwójkę.
 – Teraz ostrożnie – mruknęła. – Nie trzymajcie jeszcze palca na spuście, ale… Bądźcie gotowi.
 Android miał być niegroźny, ale nigdy nie wiadomo, co się może zdarzyć, a Sensei zawsze wychodziła z założenia, że przezorny zawsze ubezpieczony. Dziewczyna obok Katsu odetchnęła głęboko, a jej dłoń oparła się na pasku. Sensei przyglądała im się jeszcze przez kilka sekund, a potem otworzyła drzwi.
 W środku czekało na nich co następuje: biurko, za nim ewidentnie znudzony młody mężczyzna piszący coś na komputerze, w rogu składane plastikowe krzesło, na którym siedziała kobieta o długich czarnych włosach i nieobecnym wyrazie twarzy, poza tym ogólny bałagan, walające się tu i ówdzie części robotów, a wszystko to oblane tym samym słabym światłem, co w korytarzu. I tyle. Nic specjalnego, a mimo to Sensei wydawała się spięta, jakby w każdej chwili spodziewała się ataku.
 – Ryōta – zwróciła się do mężczyzny za biurkiem. Ten podniósł na nią wzrok i uśmiechnął się krzywo.
 – Szybko się zebraliście – rzucił kwaśno, jakby wcale go to nie cieszyło, i wstał, prezentując w całej okazałości swój wygnieciony uniform. – To ona. – Machnął ręką w stronę siedzącej w kącie kobiety, która nawet nie drgnęła. Wydawała się nie zwracać uwagi ani na niego, ani w ogóle na nic, co działo się dookoła. Sensei nawet na nią nie spojrzała.
 – Katsu, posiedź z nią chwilę – rzuciła, podchodząc do biurka. – Ryōta i ja musimy jeszcze coś załatwić. – Posłała mu zmartwione spojrzenie – kiedy ostatnio widział ją zmartwioną? chyba nigdy – i zaczęła cicho rozmawiać z Ryōtą, kładąc mu rękę na ramieniu, jakby znali się od dawna.
 Dziewczyna bez imienia oparła się bokiem o ścianę, skrzyżowała ręce na piersi i wbiła w kobietę swój przeszywający wzrok.
 – To ty jesteś tym androidem, którego mamy stąd zabrać? – spytała wprost.
 Nie dostała żadnej odpowiedzi. Kobieta, kimkolwiek była, milczała.
                                         
Nao
Wtyka     Zbuntowany android
Nao
Wtyka     Zbuntowany android
 
 
 

GODNOŚĆ :
Tanaka Risa / Generyczna Jednostka Konserwująca #1874 / Nao


Powrót do góry Go down

Wszystko szło zgodnie z planem. Pewności Katsu nie mogło zaburzyć coś tak błahego jak wolno działający zamek, na którego otwarcie trzeba było czekać dłużej niż na podejście starca do drzwi, gdy ten w końcu usłyszy pukanie, a raczej walenie w drzwi za trzecim razem. Postawa Łowcy mogła sprawiać wrażenie, jakby ten był pozbawiony wszelkich wątpliwości. Może ktoś naiwny mógłby nawet dostrzec w tym profesjonalizm.
Katsurou nie przejmował się towarzyszem, który został na czatach - wystarczyło, że ten da im znać o ewentualnym zagrożeniu, nawet gdyby zrobił to krzycząc z bólu. Dla Shimazu jego rola kończyła się na daniu im informacji. Na kolejne ostrzeżenie prowadzącej Łowczyni zareagował tylko w myślach rugając ją za traktowanie ich jak dzieci. Dla Katsu było oczywiste, że wszyscy musieli być ostrożni, przez cały czas. Byli wszak na wrogim terenie i palec o ile nie na spuście, to w jego pobliżu powinien znajdować się niemal nieustannie.
Nie to, żeby przypomnienie nie było potrzebne. Najzwyczajniej w świecie Łowca był po prostu zbyt pewny siebie. To wszystko sprawiło, że gdy dostał zadanie przypilnowania Androida omal nie ugryzł się w język ze złości.
Nie przyszedł tutaj, żeby niańczyć mikrofalówki. Jaki jest sens bawić się kimś, kim steruje oprogramowanie, kimś kto nie czuje bólu? To wyjątkowo nudne, lecz mimo wszystko otwarcie nie sprzeciwił się poleceniu.
- Zapytaj jeszcze czy lubi karmelki. - Odpowiedział kpiącym tonem Katsurou zbliżając się do dziewczyny, z którą miał posiedzieć. Dla niego pytanie kobiety było głupie, przecież przed chwilą otrzymali informację. Po co więc szukać potwierdzenia u mikrofalówki, która zapewne sama niewiele wie?
Usiadł obok androida i przyjrzał mu się. Nie wyglądał jakoś specjalnie imponująco. Ot android jakich wiele. Zaczął się zastanawiać czy ich rebelią nie przewodzą osoby niezbyt rozgarnięte.
Jego zdaniem tak duża grupka nie była potrzebna do wykonania tego zadania. Zabrać blaszaka może jedna osoba, uwzględniając przy tym osiłka pilnującego wyjścia dwóch Łowców dałoby bez problemu radę z wykonaniem tego zadania.
Nie spotkali na swojej drodze nawet jednej osoby, która mogłaby wejść im w drogę. Ostrożność nie jest zła, lecz marnowanie środków i wysyłanie całego batalionu tam, gdzie poradziłaby sobie mała drużyna jest głupotą.
Katsurou dotknął palcami policzka androida. Czy będzie zimny, a może jest z tych lepszych modeli, których temperatura "skóry" imituje tę, którą można poczuć dotykając prawdziwego człowieka? Chyba że to jeden z tych wadliwych modeli, które są źle chłodzone i nagrzewają się z samego faktu, ze są włączone? Jak tylko zaczną coś robić, to należy wyrzucić je na zewnątrz, bo w środku można z nimi wytrzymać tylko zimą.
- Mam nadzieję, że będziesz przydatna. - Rzucił tylko krótko, nieco ciszej. Jego słowa mógł dosłyszeć android, może oparta o ścianę nieopodal dziewczyna i nikt więcej. Zresztą nie były skierowane do żadnego z nich, Katsu po prostu głośno myślał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Na słowo „karmelki” dziewczyna podniosła wysoko brwi, a na jej usta zaplątał się krzywy uśmieszek, ale nic w końcu nie powiedziała. Wyglądała na nieco zdeprymowaną brakiem odpowiedzi ze strony androida; przyglądała się jeszcze przez chwilę ich dwójce, a potem z cichym westchnieniem odwróciła wzrok w stronę Sensei i Ryōty, którzy nadal zagłębieni byli w rozmowie. Mówili na tyle cicho, że nawet wyczulone zmysły Łowców nie były w stanie wychwycić żadnych konkretnych słów, jedynie ton głosu: Sensei mówiła stanowczo, jakby o czymś przypominała swojemu rozmówcy czy też próbowała go do czegoś przekonać, on natomiast wydawał się z nią zgadzać, ale raczej niechętnie.
 – Ciekawe, o czym gadają – mruknęła pod nosem dziewczyna, jakby w połowie do siebie, w połowie do Katsurou.
 Przez cały ten czas siedząca obok niego kobieta-android nie wydała z siebie żadnego dźwięku, nie poruszyła się, w ogóle nie dała jakiegokolwiek znaku, że jest świadoma tego, co dzieje się dookoła. Spod półprzymkniętych powiek patrzyła przed siebie i nieco w dół, na jakiś punkt na podłodze, gdzie nie znajdowało się absolutnie nic wartego uwagi. Dopiero dotyk Katsu wywołał w niej jakąkolwiek reakcję. Podniosła głowę i zwróciła twarz w stronę Łowcy; ruch był powolny, ale tak płynny, że niemal idealnie ludzki. Mimo to – a może właśnie z tego powodu? – było w nim coś dziwnego, jakby mózg nieświadomie spodziewał się, że robot będzie poruszał się jak maszyna. Jakby sama jego naturalność sprawiała, że wydawał się nienaturalny.
 – Ja również mam taką nadzieję – powiedziała kobieta łagodnym głosem, podnosząc wzrok na Katsurou. Jej policzek był miękki i lekko ciepły w dotyku, a tkanka ugięła się delikatnie pod palcem Łowcy, ale pod sztuczną skórą mógł wyczuć twardy kontur metalowej konstrukcji. Kobieta podniosła powoli rękę, ujęła dłoń Katsu w swoją i uścisnęła lekko. Jej palce były gładkie, delikatne, jak osoby, która w życiu nie przepracowała ani dnia.
 – Nazywam się Risa – powiedziała, patrząc mu w oczy. Bezimienna dziewczyna wydała z siebie jakiś odgłos w pół drogi pomiędzy westchnieniem i parsknięciem.
 Sensei podeszła do nich kilka chwil później, kiedy cały ten moment powoli zaczął się robić nieznośnie niezręczny, i skinęła głową całej trójce.
 – Idziemy – oznajmiła krótko. Wydawała się bardziej rozluźniona niż wcześniej, ale nadal nie marnowała czasu, widocznie chcąc jak najszybciej wrócić do siedziby Łowców – nie pożegnała się z Ryōtą, kiedy wychodzili, a jej krok był szybki i zdecydowany, gdy znów prowadziła ich labiryntem korytarzy. Bezimienna dziewczyna chciała ją o coś zapytać, ale Sensei uciszyła ją zdecydowanym gestem dłoni.
 – Porozmawiamy na zewnątrz – powiedziała. Dziewczyna zacisnęła wargi w cienką linię i kiwnęła głową.
                                         
Nao
Wtyka     Zbuntowany android
Nao
Wtyka     Zbuntowany android
 
 
 

GODNOŚĆ :
Tanaka Risa / Generyczna Jednostka Konserwująca #1874 / Nao


Powrót do góry Go down

- A jakie to ma znaczenie? - Odparł Katsurou nieco oschłym głosem na słowa swojej towarzyszki. Chociaż rozmowa, w której brał udział ich dowódca mogła okazać się dla niego istotna, to Łowca wydawał się zupełnie tym faktem nie przejmować. Czy to przez fakt, że był teraz zajęty oglądaniem Androida, jak jakiegoś wyjątkowo cudacznego manekina, czy też ze względu na niezbyt przyjemne usposobienie - Katsu miał zupełnie gdzieś tamtą rozmowę.
Podobnie ruch głowy tej, która przedstawił się Risa, nie wzbudził w nim żadnych uczuć. Może gdyby był bardziej uważny, gdyby szedł bardziej za słowami Kanta i nie traktował ludzkich żyć jako narzędzia, przejąłby się bardziej. W gruncie rzeczy jednak on rozwiązywał problem człowieczeństwa maszyn, trans humanizmu i wszystkich tych nowoczesnych bredni dość prosto. Czy zbudowane z mięsa, krwi i kości, czy o strukturze syntetycznej - to wszystko były ledwie narzędzia, które interesowały go tylko wtedy, gdy mógł je do czegoś wykorzystać. W innym wypadku nie robiło mu różnicy gdzie będą leżeć i co będzie się z nimi w tym czasie działo.
Nie spodziewał się zagrożenia, więc nie cofnął dłoni, widząc jak Android ujął jego dłoń. Jej skóra była nawet całkiem przyjemna, choć to nie mogło wpłynąć na fakt, że Katsurou postanowił z niej zakpić.
- R15A - Wykorzystał pozorne podobieństwo pomiędzy 1 a I oraz pomiędzy S a 5, by przerobić imię mikrofalówki na nieco bardziej pasujące do urządzeń, lecz po krótkim spojrzeniu i usłyszeniu słów dowódczyni zdał sobie sprawę, że nie pora na żarty - byli wszak na misji. Westchnął tylko i zwrócił się ponownie do robota. - Risa, idziesz z nami. - Wydał jej polecenie, choć nie wiedział nawet, czy będzie go słuchać. Co więcej, on się nawet nad tym faktem nie zastanowił. Dopiero teraz złapał jej dłoń i wstając pociągnął ją za sobą.
W efekcie jego dziwna literowo-cyfrowa zabawa mogła pozostać tylko niezrozumiałym bełkotem. Jeżeli Android podążył za jego słowami i czynami i ruszyła wraz z resztą łowców, to Katsurou nie miał powodu, do rzucenia przekleństwem, które pojawiło się wypowiedziane pod nosem, gdyby tylko Łowca napotkał na jakiekolwiek trudności.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down


 
Nie możesz odpowiadać w tematach