Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Pisanie 28.02.19 10:14  •  Jama Pająka Wielkiego zw. Puszkiem Empty Jama Pająka Wielkiego zw. Puszkiem
Opis będzie.





 Powrót z Edenu okazał się niezwykle męczącą przeprawą zwłaszcza z dzieckiem na ręku. Granice Edenu były dobrze strzeżone przez co nie obyło się bez spotkania z aniołami, które początkowo nie miały pokojowych zamiarów. Jako Wymordowany musiał udać się na przyjazne przesłuchanie, mające na celu zweryfikowanie prawdziwości jego słów. Przesłuchanie okazało się być naprawdę miłe, co wybiło go nieco z tropu. Sprawa zakończyła się wbrew pozorom dobrze, a on mógł opuścić Raj bez obaw o własne życie.
 Opuszczając Eden nabawił się na nowo depresji, a im bliżej był domu, tym ona się pogłębiała.
 Smocza Góra z daleka wydawała mu się posępna. Zimne mury nie zachęcały do przekroczenia ich progów. Kamienne ściany otulone mchem i dzikim pnączem sugerowały zbłądzonym duszom, że trafili w złe miejsce.
Przeszedł przez potężne drzwi, zmierzając na wpół oświetlonym korytarzem, zmierzając do miejsca, w którym nie lubił przebywać, a w którym mógł się trochę poukrywać od reszty Smoków i przede wszystkim obowiązków związanym z jego stanowiskiem.
 Wszedł do niewielkiego gabinetu Pradawnego, które okupowali jego poprzednicy i przyjrzał się zakurzonemu biurko, i zdezelowanemu krzesłu; siadł na nie, a ono jęknęło jak gdyby ktoś siadł na kocie. Odchylił ciało w tył, lawirując na granicy wypieprzenia się. Wpatrywał się w pożółknięty sufit, z którego odchodził tynk. Miał spierdolony nastrój, dlatego tego z czystym egoizmem zamierzał go również komuś innemu spierdolić. Zastanawiał się dłuższą chwilę, przydzielając punkty Smokom od najbardziej lubianego do najmniej. Niestety Kari zajęła egzekwo miejsce z typem, który dawno nie żył. Pech chciał, że wyciągnął telefon i wystukał do niej sms'a.

„Za pięć minut w podziemiach.
Nie zapomnij wziąć ze sobą swojego paskudnego charakteru.
S.”

 Z zadowoleniem zwlekł się we wskazane miejsce grubo po dziesięciu minutach, paląc papierosa i śmiecąc popiołem gdzie popadnie.
Księżniczka się zjawiła. Już się martwiłem, że zabłądziłaś.
Uśmiechnął się przekornie, praktycznie mając nadzieje, że ta stchórzy i nie wstawi się w miejscu. W końcu Shane miał szalone pomysły i zdawał się być nieprzewidywalny w swoim postępowaniu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Puchate, różowe ucho drgnęło raz i drugi, i trzeci, kiedy tak właścicielka jego wpatrywała się w świecący, szydzący z niej ekran telefonu, na którym to wyświetlała się aktualnie informacja o otrzymaniu nowej wiadomości. Wszystko byłoby ok i spoko, i super gdyby nie fakt, iż nadawcą tegoż smsa był nie kto inny, jak Wkurwiający Mon. Kari zmrużyła swoje niebieskie, wbite w drobną i smukłą komórkę ślepka, tupiąc przy tym praktycznie nieświadomie lewą stópką. Tuptuptuptup... Zastanawiała się nad dostępnymi jej obecnie opcjami w przypadku tej wcale nie tak rzadkiej, niestety, sytuacji - mogła albo zignorować kompletnie wysłaną do niej wiadomość, albo też... zignorować ją. Yup, idealny plan, wspaniały i godny nagrody nobla. Patrzcie, jaki z niej geniusz był prawdziwy! Już miała rzucić telefon na goły materac jednoosobowego łóżka, kiedy przypomniała sobie, że przecież mieli powypytywać współtowarzyszy swoich zacnych odnośnie tego całego Hexa, którym to interesowała się ich zleceniodawczyni - Marcelina. Zatrzymała się, toteż, w połowie ruchu i spojrzała nienawistnym wzrokiem na dalej mrugający irytująco, złośliwie wyświetlacz. Wreszcie kliknęła donośnie oraz z niezadowoleniem językiem i sprawnym gestem odblokowała ekranik, moment później zaznajamiając się z smsem zaserwowanym jej przez jakże szanownego, wielkiego Pradawnego.

Ho?
Do katakumb zachciało mu się przespacerować?
Z nią?
Ha!

Oj, źle - bardzo, bardzo źle - będzie się działo, kiedy to dwie te jednostki będące pięknymi, idealnymi przedstawicielami gatunku Nieprzewidzialnych spotkają się w jednym miejscu na dłuższą chwilę. Chaos tak uwielbiany i ubóstwiany, i czczony przez Wymordowaną pewnie zapanuje tu na wieki wieków, podżegany słodkim szaleństwem i wspaniałym obłąkaniem, które to podążały ścieżką Kari niby plaga żarłoczna i makabryczna. Parsknęła z rodzącym się na usteczkach, jadowitym uśmieszkiem, decydując się wysłuchać tego rozkazu i zaszczycić Opętanego swoją świetlistą, kolorową obecnością. Może uda jej się troszkę go podenerwować i wyprowadzić z równowagi, i może nawet dziabnąć go w ten jego słodki pyszczek. Nie wspominając, że z wycieczki na Desperację wróciła już jakiś kawałek czasu temu, zdążyła w miarę porządnie wypocząć i już zaczynała się nudzić -
a jeżeli mogła połączyć swoje nowe zadanko z przyjemnością wkurzania Shane'a, to nie zamierzała marudzić, tylko pochwycić tę szansę na zaczerpnięcie chociaż odrobiny zdrowej, odświeżającej zabawy. Wzywa ją? Ok, pójdzie, stawi się, przylezie, ale przytarga też ze sobą ten swój paskudny charakter i rzuci nim prosto w pysk Opętanego. Zobaczymy, jak sobie z tym poradzi, ha!

Przywdziawszy nieprzyzwoicie kuse, zdobione kimono o granatowej barwie i niemożliwie szerokich rękawach, jak również wpiąwszy we włosy pasującą spinkę ozdobioną niebieskim kwiatem, Kari energicznym krokiem ruszyła na nową, kuszącą przygodę. U jej pasa spoczywały, naturalnie, dwie katany - obie gotowe do ciachania, kaleczenia, mordowania i działania. Na punkt startowy przyczłapała kilka minutek po Shane'ie, natychmiast skupiając na nim uwagę swoich lśniących, zakrapianych kpiną oczek.
- Paskudny z Ciebie książę, Mon. Na romantyczny spacer zapraszasz, a nawet kwiatów nie podarujesz, pf - odparła na jego słowa, obracając w paluszkach prawej dłoni wytarty, spłaszczony brutalnie kapsel, który zgarnęła z minionego po drodze parapetu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Paskudny nastrój nie opuszczał go od momentu kiedy po raz ostatni miał w ustach swoją ulubioną szkocką. Pożegnał się ze swym złotym napojem na rzecz wychowania dziecka. Poświęcenie to niezwykle dużo go kosztowało, jednak rekompensował je sobie papierosami w postaci kilku paczek dziennie. Palił jak prawdziwy smok, jednak nikomu najwidoczniej to nie przeszkadzało, a na pewno nie tak bardzo kiedy pił. Pamiętał czasy, w których uchlany potrafił stosować agresywne zaczepki do swoich kolegów, a gęba nie zamykała się od ciętych ripost. Towarzysze często znikali mu z oczu, kiedy stan jego świadomości umykał, a przyćmiewał je gorzki odór taniej whisky. Na lepszą nawet nie było liczyć, zważając na warunki w jakim przyszło im bywać. Alkohol stał się jeszcze bardziej trudny do zdobycia wraz ze zniknięciem Smolistej. Jej cudowny bimber ubywał z beczek, a on nie miał zielonego pojęcia kiedy ich zapasy uszczuplały.
 Abstynencja nie służyła mu. Wewnętrzne psy drapały jego gardło, a demony szeptał, aby całą frustrację ulokował w jakimś osobniku. Kari zdawała się być idealnym celem zważając na ich oziębłe relacje. Ta dwójka nigdy jakoś szczególnie nie pałała do siebie sympatią. Najpewniej uwarunkowana niechęć miała podłoże w dwóch jakże silnych i upartych charakterach, które ścierając się przy każdej możliwej konfrontacji próbowały pokazać kto w ich potyczce jest górą.
 Rudzielec niestety miał ten przywilej w hierarchii, który zamierzał bezczelnie wykorzystać. Kobieta musiała się stawić na wezwanie do swego przełożonego, co nie umknęło mu, lecz także był zdania, że Kari ze swoją paskudną naturą pragnęła podświadomie spotkać się z wymordowanym rudzielcem.
 Kiedy w końcu raczyła się pojawić w katakumbach, Shane obrzucił ją wzrokiem od góry do stóp dostrzegając kuse ubranie. Uśmiechnął się przekornie, nieco złośliwie.
Na kwiaty sobie trzeba zasłużyć, królewno.
Odbił piłeczkę.
 Wyciągnął na wpół pogniecionego papierosa z kieszeni i wsunął go między spierzchnięte wargi. Opalił go i wypuścił dym w jej stronę.
Chodź, mam dla ciebie coś lepszego niż kwiaty. Z myślą o tobie, przygarnąłem go.
Odparł, idąc przodem. Na gębie pojawił się paskudny, krzywy uśmiech.
 Pchnął wielkie drzwi, wchodząc do niewielkiej kamiennej hali. Z sufitów wisiały pajęczyny, jak gdyby ktoś nie sprzątał w tym miejscu kilkanaście lat.
 Wszedł głębiej.
Puszek.
Zawołał, a jego głos rozniósł się echem. Powietrze w tym miejscu było niezwykle gęste i capiące stęchlizną oraz czymś trudno do zidentyfikowania.
 Kilka kroków przed siebie i nadepnął na kość. Pękła niczym wykałaczka pod jego ciężarem.
 Stanął na środku.
 Już go słyszał.
 Wielki pająk opuścił się z sufitu tuż obok Shane'a, a on dotknął jego włochatej głowy.
Puszek, poznaj swoją nową opiekunkę.
Obrócił głowę w stronę Króliczka z zadziornym uśmiechem.
Surprice.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ho?
Lepszym od kwiatów mógł być wyłącznie bukiecik smaczniutkich, świeżutkich marcheweczek albo pokaźny pęk wszelkiego rodzaju, najlepiej jeszcze poplątanych ze sobą kabelków. Albo woreczek wypełniony błyszczącymi, pięknymi monetami wymieszanymi ze zgniecionymi kapslami. Albo zestaw do czyszczenia katan, nawet używany i po części wyczerpany byłby świetny. Albo... tak, kwiaty w mniemaniu Kari były bardzo, bardzo nisko na liście chcianych prezentów - chyba, że zrobione były z poskręcanych drucików bądź były jadalne. Yup. Pająk, z kolei, w ogóle nie znajdował się na tym zacnym, szlachetnym spisie, un! Nutka podejrzenia i gorzkie przeczucie nadciągającej katastrofy lub niebezpieczeństwa dopadły ją w chwili, w której Pradawny otworzył wiekowe, spore drzwi prowadzące do wcale nie tak dużej, zbudowanej z chłodnego kamienia sali. Zmrużyła swoje śliczne, niebieskie ślepia, przekraczając hardo i z pewnością próg tegoż pomieszczenia, mimo że instynkt puszczał jej obecnie w umyśle barwną, głośną i donośną dyskotekę sygnałów dotyczących czającego się wewnątrz zagrożenia. Położyła odruchowo i bez większego zastanowienia smukłą dłoń na górnej rękojeści przypasanych, bliźniaczych broni, nie spuszczając bacznego, ostrego spojrzenia z zadowolonego z siebie, zadziornie szczerzącego się Shane'a.

Na widok ogromnej, wieloocznej bestii jej puchate uszy położyły się płasko po różowej czuprynie bez większej wiedzy Żmii, kiedy to ona przeniosła uważny, lśniący fioletowawą iskierką wzrok na jakże słodkiego pupila Pradawnego. Zmusiła się do rozluźnienia nagle spiętych mięśni barków i karku wiedząc doskonale to, jak groźna i silna jest ta paskudna, znajdująca się tuż przed nią istota. Stojący obok, głaskany po łbie pająk też był niczego sobie i mógł posłużyć za świetnego partnera potyczki, z czego Kari chętnie by kiedyś skorzystała - jak stwierdziła w głowie po przeminięciu tego pierwszego momentu szoku i szalejących, ostrzegających ją dziko instynktów. Niebezpieczeństwo! - wrzeszczały jej prosto do ucha, wciskały się pomiędzy myśli, wdzierały do na siłę rozluźnianych mięśni. Cudowne, podnoszące poziom adrenaliny do niebiańskich poziomów niebezpieczeństwo, tak.
- Na zdjęciu wydawał się większy - skomentowała w końcu, podchodząc o krok do przodu i wychylając się lekko naprzód ze sztucznie zamyśloną miną. - Ma Twoje oczka, Mon - dodała z przekornym grymasem, strzygąc delikatnie prawym, postawionym na powrót na sztorc uchem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down


 Wilk i zając, zamknięci w jednej komnacie, a pomiędzy nimi wiszący z sufitu pająk, łypiący podejrzliwie na kobietę. Nieznajoma wyglądała wbrew pozorom całkiem groźnie, ale również apetycznie. Sterczące królicze uszy hipnotyzowały go, a z otworu gębowego poleciała soczysta, gęsta ślina. Pająk poruszył się niespokojnie, najwidoczniej zaciekawionym jej nagłym ruchem. Na początku nieco się spłoszył i wycofał, wpełzając po nitce ku sufitowi, jednak w połowie drogi zatrzymał się, przypominając sobie o subtelnym zapachu Kari.
Chyba wpadłaś mu w oko. W sumie, twój typ faceta.
Odbił piłeczkę Pradawny, odsuwając się w ostatniej chwili, aby obślizgła ślina zwierzaka nie spadła na jego ubłocone buty. Rudzielec spojrzał na kobietę rozbawionym wzrokiem, a następnie odsunął się od tej dwójki. Wolno zmierzając ku drzwiom.
Chce, abyś go karmiła oraz oswoiła. Ma być przydatny do obrony, gdyby jakiś intruz próbował się przedrzeć przez mury organizacji. Poza tym dopilnuj, aby nie wpieprzył mi dzieciaka. Ma dziwne skłonności.
Zaznaczył, jednak zaraz dodał:
Dlatego wybrałem ciebie do tego zadania.
Nie uważał, że Karitsuki posiadała niezwykle wysokie predyspozycje w tresurze zwierząt, jednak utarcie nosa Króliczkowi sprawiło, że martwe serce Shane'a biło znacznie szybciej.
Poradzisz sobie, czy to cię przerośnie?
Zagadnął, stając tuż przy drzwiach, wygrzebując ze spodni paczkę pomiętych papierosów. Wsunął jeden do ust, odpalając go kilka razy od popsutej zapalniczki.
 Chciał opuścić grobowiec wielu ofiar Puszka, jednak również wielka ochota nie odstępowała go na krok, aby zostać i chociaż pośmiać się z poczynań Króliczka. Oczami wyobraźni widział, jak próbuje utemperować młodego futrzaka, a ten mający wiek nastoletni ni cholerę chciał słuchać.
 Pająk opuścił się niżej, znajdując praktycznie tuż przed twarzą Karitsuki. Szczękoczułki poruszyły się wydając dziwne klekotanie. Opuścił się na samą ziemię zaintrygowany człowiekiem o króliczych uszach. Być może był nieco przestraszony jej obecnością, być może zaintrygowany, jednak na pewno nie był bezbronny, gdyby ta nagle zechciała go zaatakować.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Oho, pajęczak okazał się o wiele mądrzejszy od większości jednostek spotykanych przez nią na słodkiej, cudownej Desperacji, ponieważ w przeciwieństwie do tych bezmózgich, pozbawionych zdrowego rozsądku oszołomów podchodził do jej persony z ostrożnością, wahaniem i nutą strachu. Uśmiechnęła się szeroko oraz z drapieżną, ostrą iskrą, strzygąc co chwilę prawym uchem i przyglądając się z zainteresowaniem reakcjom ogromnej, najwidoczniej mieszkającej tu od niedawna bestii. Zerknęła kątem niebieskiego ślepia na Pradawnego i prychnęła donośnie, głośno, prostując się dumnie oraz kładąc smukłą, zgrabną dłoń na górnej rękojeści jej wspaniałych, niewątpliwie ostrych katan.
- Niech uważa, żeby przypadkiem co innego mu do oczka nie wpadło - powiedziała sugestywnie, napierając ręką na tsukę i powodując jednoznaczne uniesienie się końca przypasanej broni. Mogła dobyć ją w przeciągu ułamku sekundy i nie zawahałaby się tego uczynić w żadnej sytuacji... ba! Cieszyłaby się nawet z tego, iż przydarzyła jej się okazja do dziobnięcia kogoś naostrzoną, lśniącą klingą; do wyciągnięcia na światło dzienne jednego lub nawet i dwóch ostrzy; do zatańczenia z kimś w krótkim, chaotycznym i dynamicznym tańcu. Ciekawe, jak ładne kroki potrafi stawiać kreatura o tylu odnóżach, hm...

Obróciła się bokiem do ogromnego pajęczaka - ażeby mieć go w zasięgu wzroku - śledząc uważnym spojrzeniem maszerującego niespiesznie mężczyznę i marszcząc delikatnie swoje różowe, cienkie brewki. Doskonale słyszała wypowiadane przez niego słowa, jednakże ich sens był dla niej... niejasny. A przynajmniej trudny do zaabsorbowania i przyswojenia, gdyż zbyt wielką, zdawało jej się, wiarę Pradawny pokładał w jej jakże skromnej, szalonej personie. A to było dziwne. I niepokojące. I wzbudzające duże, wielgaśne pokłady podejrzliwości w jej słabym serduszku.
- Zostań - warknęła do pająka ostrym, lodowatym tonem, dźgając groźnie palcem wskazującym prawej rączki przed jego paszczą, która to, nawiasem mówiąc, znalazła się bardzo blisko jej różowowłosej osóbki. Nie przejęła się tym jakoś specjalnie, bo zdecydowana większość jej uwagi zwróciła się aktualnie na monstrum bardziej niebezpieczne i niszczycielskie niż jakiś przerośnięty stawonóg. Obróciła się plecami do bestii i ruszyła wolnym, drapieżnym krokiem ku barykadującemu wyjście z tejże sali Wymordowanemu. - Ciężko uwierzyć mi w to, że posiadasz do mnie na tyle zaufania, ażeby powierzyć mi w łapki odpowiedzialność tego typu. Zwłaszcza, kiedy chodzi też o bezpieczeństwo Twojej... latorośli - odezwała się niskim, pewnym tonem, wbijając lśniące obecnie fioletem ślepia w jego własne oczy. Zatrzymała się marne centymetry od niego, przechylając lekko głowę i obdarowując go z uśmiechem predatora, który zwietrzył smakowitą, bezbronną ofiarę. - Co planujesz, hm? Czego tak naprawdę chcesz? Żebym nauczyła go mordować wszystko i wszystkich? Żebym obróciła go przeciwko Tobie? A może żebym przypadkiem go wyeliminowała? Bo każdą z tych rzeczy da się załatwić, Mon. - Ona ucząca obrony i zahamowań przed pożeraniem niewinnych, biednych gówniaków? Dobry żart, ha!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Nie tyle co nie mógł, ale nie chciał powiedzieć jej, że tresura pająka miała być swoistym pstrykiem w nos, testem i jednocześnie karą za jej stosunek do niego. Nie czuł się poszkodowany, ani tym bardziej obrażony, gdzie skąd! Jednak Karitsuki musiała znać swojego miejsce w szeregach, a on musiał wiedzieć na ile mógł jej ufać. Obecnie ta cienka nić zwana zaufaniem przypominała pajęczą sieć, łatwą do zerwania.
— Co planujesz, hm?
Planował wiele. Jednak swoich planów nie chciał na obecną chwilę zdradzać. Nie wiedział jak wiele spraw może się potoczyć. Być może niebawem mógł całkowicie zniknąć, zapaść się pod ziemię, umrzeć.
Powierzam ci ważne zadanie, to źle?
Podniósł brew w geście niezrozumienia wypowiedzianych przez nią słów. Prawdą było, że doskonale wiedział o co jej chodzi. Miała słuszne podejrzenia względem jego osoby, a jej nadmierna ciekawość nie pozwalała na odpuszczenie.
— Czego tak naprawdę chcesz?
Spokoju, wódki, papierosów i ciepłej bieżącej wody.
Droczył się. Cholernie pogrywał z jej zirytowaniem. Zastanawiał się kiedy kobieta przywali mu w pysk eskalując swoje niezadowolenie.
— Żebym obróciła go przeciwko Tobie?
Uśmiechnął się paskudnie. Zadziornie uniósł prawy kącik ust mocniej uwidoczniając bliznę przechodzącą właśnie w tamtym miejscu.
A o to ci chodzi, Kari? O obrócenie przeciwko mnie wszystkiego?
Zapytał przechylając głowę w bok i obserwując ją z delikatnym rozbawieniem. Wydawało mu się, że kipiała. Kipiała, gdyż nie rozumiała sensu jego działań z czego on był niezwykle zadowolony. Im mniej wiedziała, tym lepiej spała.
Zajmij się nim. Wytresuj. Daje ci wolną rękę.
 W organizacji była trzynaście lat, a ich każde spotkanie kończyło się starciem słownym, nigdy jeszcze siłowym. Shane jako Pradawny musiał mieć pewność kto stoi u jego boku i na ile kogo stać. Smoki musiały być wszechstronne, co wiązało się także z niańczeniem zwierząt.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mrugnęła i tak szybko, jak ślepia jej rozbłysły wcześniej jadowitym, pięknym fioletem, tak prędko też powróciły do lodowatego, groźnego błękitu. Jej caluteńka postawa rozluźniła się o drobniutką, ledwo dostrzegalną jotę, podczas gdy drapieżny dotąd, godny mięsożernego drapieżnika uśmiech poszerzył się i nabrał innej, bardziej szaleńczej i maniakalnej nuty. Przesadą byłoby tu wziąć i powiedzieć, że Kari się uspokoiła, a precyzyjniej byłoby rzec, iż myśli jej i nastawienie wjechały najzwyczajniej w świecie na inne, bardziej wyboiste tory. Parsknęła donośnie, oczku nie odrywając od tych należących do Pradawnego, jak również uszka puchate i sterczące ponad różową czupryną mając w pełni skierowane w jego stronę.
- Nie przypominam sobie, aby tresura była zapisana w kompetencjach Żmij - rzuciła niskim tonem, po czym wskazała bezczelnie kciukiem na czającego się gdzieś tam z tyłu, przerośniętego stawonoga, który to udekorował tutejsze pomieszczenie doprawdy zbyt dużą ilością lepkich, białawych sieci. Zero smaku i stylu, pf! - Z kolei eliminowanie takich bestyjek... tak, tym mogę się zajmować - dopowiedziała, jasno wskazując to, jakich czynności preferowałaby się podejmować i w jakiego typu zadaniach czuła się najlepiej. Nie pracują, przecież, razem - no, powiedzmy, że razem - od wczoraj i jak dotąd przydzielane jej misje pasowały do zakresu jej obowiązków, chociaż ostatnia z nich, ta dotycząca Marceliny i odbioru zapłaty, tańczyła na ich cienkich, kolczastych granicach. Teraz, jednakże, Pradawny przekroczył je zamaszystym, wielkim krokiem, insynuując po cichutku to, że jej obecny obowiązek tresury pajęczaka spadł na nią z czystej złośliwości, chęci utarcia nosa i zabawienia się jej kosztem.

Postąpiła kolejny, powolny tym razem krok naprzód, niemalże wkraczając w przestrzeń osobistą mężczyzny i na dodatek wychylając się ku niemu z przewrotnym, złośliwym wyszczerzem zabarwionym... czymś. Szaleństwem, najpewniej, bo przecież ona nie była zdrowa psychicznie pod żadnym, najmniejszym nawet względem. Kto był, hah! Słysząc jego oddech i bicie serca - tak rozkosznie bliziutko siebie byli, hm - Kari dźgnęła go smukłym, bladym palcem idealnie w środek mostka, po czym zadziornie skubnęła jego poszarzały T-shirt.
- Nie przesadzaj, Mon. Nie jesteś na tyle ważny, żebym męczyła się z obracaniem przeciwko Ciebie wszystkiego - powiedziała niesfornym głosem, aby zaraz strzygnąć uchem i posłać mu kolejny, niezbyt niewinny uśmieszek. - Poza tym, jaką zabawę bym z tego miała, huh? O wiele bardziej wolę męczyć Cię osobiście! - Poklepała go ze sztuczną czułością w okolicach serduszka, mrużąc swoje niebieskie, iskrzące się ślepka. - Nie umieraj więc za szybko, co?
Nie lubiła go, nie znosiła i nie cierpiała, ale mimo wszystko dostarczał jej on rozrywki na wiele, wiele sposobów - czy to poprzez misje wszelkiej maści, czy to utarczki słowne rozgrywające się przy każdym ich spotkaniu. Bo z kim innym mogła tak ślicznie, cudownie się droczyć i kto tak pięknie podnosił jej adrenalinę - i poziom wkurwienia - jak nie on, hah!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Kari potrafiła być niezwykle krnąbrną istotą, potrafiącą obrócić własne słowa przeciw sobie i wcisnąć je do gardła swojego rozmówcy. Balansowała między wersami, bawiąc się słowami, a następnie szybko uciekając z torów jakie przybierały, emanując wyższością. Za to ją lubił, mimo iż na pierwszy rzut oka nie dało się zauważyć widocznej sympatii wobec Króliczka.
Pyskowanie również. Nie pytam cię czy to leży w twoich kompetencjach, czy nie. Masz go wytresować.
Odparł spokojnie, wpatrując się w błękit oczu kobiety. Gdyby tak pozbyć się tego psychopatycznego uśmiechu, zakneblować jej usta, Pradawny mógłby się nawet za nią wziąć. Wzrokiem przesunął po odsłoniętym ramieniu, z którego musiał się obsunąć za duży materiał kimona. Dał jej wyraźnie odczuć, gdzie jego wzrok błądził, kompletnie nie krępując się własnymi pierwotnymi, męskimi instynktami.
Wrócił do jej oczu.
— Nie przesadzaj, Mon. Nie jesteś na tyle ważny, żebym męczyła się z obracaniem przeciwko Ciebie wszystkiego.
Skoro nie zamierzasz to nie rób mi nadziei.
 Znaleźli się niezwykle blisko siebie. Innym kobietom najpewniej w podobnej sytuacji rozbrzmiałby w głowie alarm, a wyjąca syrena rozbrzmiewała w ich głowach. Kari natomiast była zbyt pewna siebie i doskonale bawiła się w podobnej sytuacji. Ich relacja oparta była na utarczkach, jednak nigdy żadne z nich nie przekroczyło zbyt osobistych barier.
 Tym razem rudzielec czuł jej oddech na swojej twarzy. Kobieta skubnęła jego koszulkę, a on odruchowo zamknął jej nadgarstek w silnym uścisku. Nie przebierał w subtelnych gestach.
— Nie umieraj więc za szybko, co?
Uśmiechnął się parszywie, wręcz drwiąco.
Czyżbyś się o mnie martwiła? To nie podobne do ciebie. Uważaj, bo jeszcze pomyślę, ze masz słabość do mnie.
Ironia pobrzmiewała w jego głosie. Puścił jej rękę, a następnie wierzchem dłoni przesunął po jej policzku. Starł ślinę, która musiała kapnąć z gęby pająka.
 Wsunął dłonie do spodni, wyjmując kolejnego papierosa. Ostatnimi czasy jego głód nikotynowy zmuszał go do sięgania po fajki, nawet kiedy niedawno wypalił.
Włożył sobie filtr do ust i odpalił papierosa. Dmuchnął dymem w bok, coby nie być już kompletnym chamem i wypuścić go wprost na nią.
 Wzrokiem wrócił do niej, ponownie na jej odkryte ramię i kuse ubranie. Dopiero pierwszy raz zwrócił uwagę na odważny strój Żmijki. Czy to jej formalny strój czy może nieoficjalny?
 Prychnął. Wybiegł myślami zbyt daleko.
Chętnie popatrzę jak próbujesz sprostać zadaniu w tym...
Zahaczył palcem o kant jej kimona, jasno dając znać co miał na myśli.
A może cię krępuje mój wzrok?
Uśmiech nie schodził mu z pyska. Figlarne ogniki tańczyły w złotych ślepiach, wyzywając ją do walki. Rzucił rękawice na ziemie, ciekaw czy zamierza je podnieść.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Faktem powszechnie - a przynajmniej pośród osób, które chociażby raz zetknęły się niefortunnie z tą różowowłosą, agresywną i energiczną personą - wiadomym oraz znanym o Kari było to, iż jest ona niezmiernie, ogromnie i wielce pewna siebie. Nierzadko aż zbyt pewna siebie, co wrzucało ją w położenia, których to spokojnie mogłaby uniknąć, gdyby tylko zamknęła tę swoją niewyparzoną mordkę i pohamowała ten ognisty, jednocześnie arktycznie lodowaty i piekielnie wybuchowy charakterek. Pf, marzenia! Jaką zabawę by z tego czerpała, pilnując każdego wypowiedzianego słowa i nie sięgając po rzeczy bądź sytuacje, które to bardzo, ale to bardzo są dla niej kuszące? No właśnie! Żmija w egzystencji swojej barwnej odgrywającej się w tej szarej, ponurej krainie kieruje się kompletnym niemalże brakiem hamulców, łaknieniem uczestniczenia w cudownej, najlepiej krwawej zabawie oraz impertynencją słodką i piękną, i spychającą przy dobrych wiatrach inne jednostki z klifów się kruszących oraz niemożliwie wysokich. A w takim żywocie skocznym i niebezpiecznym, i wspaniałym nie było miejsca na wahanie się, na wątpliwości, na wyrzeczenia, na poczucie winy, na zamykanie gęby na ciężką, tytanową kłódkę. Nope! Nieobce były jej też sprawy dotyczące seksualności i cielesnej bliskości, ponieważ: po pierwsze, jest po części królikiem, które od niepamiętnych, odległych czasów są symbolem rozmnażania się i kopulacji; po drugie, stosunkowo wcześnie nauczyła się wykorzystywać swoją aparycję do rozpraszania przeciwnika i prowokowania go, jak również do pozyskiwania tego, co akurat pragnęła; po trzecie, niejednokrotnie zdarzało jej się już przejść z kimś od kłótni i ostrej wymiany zdań do gniewnego stosunku... który wcale nie naprawiał tamtejszych relacji, a zaostrzał je jeszcze bardziej i dodawał im niecodziennej, specyficznej pikanterii. No cóż...

Zmrużyła swoje niebieskie, lśniące ślepka, dostrzegając to, w jaki sposób Pradawny prześlizgnął się wzrokiem po jej odsłoniętym ramieniu. Świetnie oraz doskonale znała to spojrzenie i jeśli miała być szczera, to nie spodziewała się go skierowanego w jej stronę od tego tutaj osobnika - mimo kilku smacznych, ciekawych plotek o nim krążących. Doprawdy sądziła, że zbyt mocno jej nie trawił i jej nienawidził, i gardził nią do takiego stopnia, iż ślepy był na jej wygląd i śliczną, niepasująca do jej osobowości prezencję. Najwidoczniej męskie instynkty w końcu u niego przeważyły szalę i zwycięsko wygrały, a to... to otwierało jej drzwi do nowych, świeżych i interesujących możliwości. Kto by to przewidział, ech?
- Pewnie chciałbyś nadzieję na coś innego, hm? - zapytała sztucznie słodkim, prowokującym głosem, zerkając przelotnie, acz świetnie widocznie na jego naznaczony blizną kącik ust. - Powiedzenie, że się martwię jest odrobineczkę... przesadzone. Ale przyznam, że brakowałoby mi Twojej wkurwiającej persony, Mon. Z kim innym mogę sobie tak ładnie, spokojnie porozmawiać? - Parsknęła, nie tylko nie oponując trzymania jej nadgarstka przez niego, ale i machając do Pradawnego w zadziornym geście smukłymi, długimi paluszkami. Pokręciła dosadnie i pokazowo nosem, kiedy mężczyzna zdecydował się sięgnąć po papierosa, zaraz uśmiechając się na powrót drapieżnie i z głodną nutką, gdy ten zahaczył palcem o rant jej odzienia. Mrugnęła do niego niewinnie spod rzęs, wychylając się delikatnie do przodu i prawie że kładąc puchate uszy płasko na głowie. - O wiele cięższe rzeczy robiło się w skąpszych ubraniach, wyluzuj. Poza tym, czemu miałabym się krępować Twoim wzrokiem? Uważasz, że mam się czego wstydzić? - Gdyby tak... zmazać ten paskudny, wredny uśmiech i zgasić te iskierki czające się w złotych oczętach. Hm, z drugiej strony... co by się stało, gdyby jeszcze bardziej je rozgorzeć, rozpalić i przeistoczyć w niszczycielską pożogę? Jak pięknie by to płomienisko się paliło i jak długo by wytrzymało? I w jakim stylu by się wypaliło? Heh!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down


 Przypatrywał się figlarnym oczom, z których kipiała chęć zabawy i ignorancji. Shane doskonale znał to spojrzenie, gdyż sam często był jego posiadaczem. Jednak w tym wypadku niezwykle zaintrygowała go postać Karitsuki, gdyż z tej strony nie znał kobiety. Przepychanki słowne i jawna niechęć dobitnie świadczyły o poziomie ich relacji, jednak czyżby ona wykorzystywała swoje ciało do osiągnięcia własnych korzyści? Czy chciała coś od niego?
 Uśmiechnął się parszywie.
 W głowie pojawił się demoniczny pomysł.
 Przesunął wzrokiem po całej sylwetce kobiety, oceniając je walory oraz w sposób jaki nimi dysponuje. Próbowała na nim swoich niecnych sztuczek co nie ulegało żadnym wątpliwością. Szkoda jedynie, że ona nie dostrzegała tego, iż rudzielec przejrzał jej parszywą naturę.
Byli wręcz identyczni. Przesiąknięci złem i zepsuci.
 Biedna dziewczyna.
Kiedy Karitsuki wychyliła się ku niemu, wręcz w mgnieniu oka odrzucił niedopałek na bok, łapiąc ją pod udem i zakładając je sobie na biodro. Docisnął ją do ściany swoim ciałem, ustami wręcz atakując jej własne. Dmuchnął Żmijce w twarz nikotynowym powietrzem z nieodgadnionym wzrokiem.
Kari, Kari.
Zbliżył usta do jej ludzkiego ucha, szepcząc niskim głosem.
Nieładnie jest sobie pogrywać z przełożonym. W dodatku mężczyzną. Nasze instynkty potrafią wyrządzić prawdziwy pożar...
Nosem przesunął po płatku ucha, a następnie zacisnął mocniej zęby na samej małżowinie. Uśmiechnął się bezczelnie, drwiąco.
Miło było, ale mam inne obowiązki. Baw się dobrze, Króliczku.
Szepnął po raz ostatni, a następnie odsunął się od niej, dając jej pełną wolność w strefie osobistej. Pożegnał się z nią aroganckim uśmiechem i skinieniem głowy, po czym wyszedł z komnaty dumny z mistyfikacji.


[zt]


// Sorry, że tak długo cię blokowałem i trzymałem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach