Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Pisanie 16.03.20 20:15  •  Taras - Page 2 Empty Re: Taras
Krew, złość i dym papierosa. To towarzyszyło mu przez cały ten czas, ale… Desperacja miała w sobie coś uzależniającego. Chorą wolność, która nie chciała go opuścić. To, że mógłby zamordować kogoś bez żadnego problemu i nikt nawet nie miałby mu tego za złe. A nawet gdyby miał to i go mógłby bardzo szybko zlikwidować przy odrobinie szczęścia. Rembrandt chciał się w pewien sposób uwolnić, rozluźnić, zabić czas. Zatrzymać się i spojrzeć na ten cholerny świat w inny sposób, ale nie mógł. Na jego oczach umarło dziecko, które miało jeszcze całe życie przed sobą. Młode ciało, co żyć chciało. Ale ktoś inny bardzo nie chciał, żeby to ciało jeszcze dychało. No i nie dyszy. Leży teraz u stóp matki i “wujka”, opłakujących jej śmierć. Dobrze wiedział, że nie był wtedy w stanie nic dla niej zrobić poza powiedzeniem tego, co miał w zwyczaju. To tylko zły sen. To Ty, Rembrandtcie, jesteś złym snem tego, kogo spotkasz. Wielkolud, umazany we krwi od pasa aż po szyję, jakbyś rozpruł kogoś na pół gołymi rękoma. Podwinięte rękawy, opaska na oku i ten spokojny grymas na twarzy tworzyły… Bardzo ciekawy widok. Widok profesjonalisty wracającego ze zlecenia. Bywałeś już tutaj. Mordowałeś wymordowanych, jakkolwiek by to nie brzmiało. Wtedy w twoich oczach nie byli to cywile. To byli wrogowie. Dlaczego? Bo społeczeństwo M-3 tego chciało. Pieprzyć społeczeństwo. I pieprzyć cały ten świat. Miałeś ochotę wykrzyczeć to komuś prosto w twarz, ale nie było komu. Śmieszna istotko.

Jak trafiłeś na ten taras? Sam nawet nie wiesz. Szedłeś gdzieś, byleby przed siebie, tak dla zasady. Nie mogłeś tego opanować. Tej dziwnej chęci buntu i pokazania, że nie potrzebujesz swojego spokojnego gabinetu, gdzie pomagałeś chorym. Wielki chłop, a bał się dezaprobaty, odrzucenia i sam Bóg wie jeszcze czego. Niezła ironia losu, nie? To jak jego wnętrze bardzo różniło się od wyglądu zewnętrznego, a jednocześnie bardzo się to wszystko zazębiało i tworzyło jedną, spójną całość wydawało się idealnym połączeniem. Idealny żołnierz, morderca bez serce, który jednak spojrzy czasami nieco inaczej na świat i natychmiastowo tego żałuje. Tylko dlatego, że przez chwilę poczuł nadzieję, że da radę podnieść się z desek, bo knockoutcie, który zafundowało mu życie. Tęsknota za żoną wydawała się nie do zniesienia, mimo upływu tylu lat.

Jednak jedno musiał przyznać. Było tu cholernie ładnie. Drewniane schody, dziki ogród i zielenina z doniczkach… Nie taki obraz Desperacji widział wchodząc na nią pierwszy raz. Desperacja w oczach wielu to pustynia, gdzie przetrwają najsilniejsi, a jednak… Trafiają się takie miejsca, gdzie ludzie próbują poczuć się choć trochę jak w domu. Świat był pod tym względem piękny. Piękne było to, jak bardzo starali się stworzyć coś własnego… I równie pięknym będzie obraz tego, jak inny człowiek lub coś podobne jemu kiedyś to spali. W końcu, wszyscy dążymy do samozagłady. Rozmyślał tak nad wieloma rzeczami, stojąc tam plecami do budynku. Ile wypalił tam papierosów? Nie miał pojęcia. Obraz mężczyzny zaprawionego w boju, całego we krwi, palącego papierosa przyciągnąłby wiele oczu… Ale jakoś dziwnie było mu tutaj pusto. Pięknie pusto… Takie jego pusto.
                                         
Rembrandt
Mieszkaniec M-3
Rembrandt
Mieszkaniec M-3
 
 
 

GODNOŚĆ :
Arthur Rembrandt Minamino


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.03.20 22:46  •  Taras - Page 2 Empty Re: Taras
- ...po prostu go rozszarpała. Na oczach reszty tej zjebanej hordy.
Duże, męskie dłonie o bardzo szorstkiej i twardej skórze manewrowały właśnie w powietrzu, ostrożnie celując przezroczystą butelką w pustą szklankę. W pomieszczeniu zaczęło robić się duszno i lepko. Marcelina spojrzała ukradkiem w stronę drzwi i przebiegła oczami po ścianach swojego gabinetu - ile słów przetoczyło się już przez to pomieszczenie? Ile łez, ile śmiechu, ile przelanego alkoholu, ile wypalonych papierosów (i nie tylko), ile tajemnych rozmów, planów... ile osób, których już nie ma? - Fuma to wyjątkowa sucz. - Lokstar odłożył butelkę dobrej whiskey na bok, biorąc szklankę w dłoń i uderzając o marcelinowe szkło. - Owszem. Ale ten pajac zwyczajnie mnie wkurwił. Wydawało mu się, że jak wystawi w moją stronę sztylet, to mu wyskoczę z towaru jak przestraszona dziewczynka.
Właścicielka kasyna parsknęła, szybkim ruchem wypijając zawartość swojej szklaneczki. Jej zagubione oczy spojrzały na Lokstara, a dziwne, kłujące uczucie w sercu na chwilę wytrąciło wymordowaną z równowagi. Lokstar był taki, jak jego brat. Taki, jak Hadrian. Byli identyczni, choć Lokstar zawsze zaprzeczał. - Idę się przewietrzyć. - Marcelina wstała powoli, uśmiechając się pod nosem. Nawet nie zdążyła odsunąć krzesła - wykijadło jej kasyna leżał właśnie rozłożony na jej biurku, pochrapując coraz głośniej. Dziewczyna podeszła do swojego łóżka, zabierając z niego ciepłą bluzę przez głowę, którą ubrała już w drodze do drzwi wyjściowych. Chwyciła za klamkę, ostatni raz odwracając się za śpiącym przyjacielem. - Dobranoc, parszywa mordo.
Drzwi zamknęła cicho, i równie cicho skierowała się w stronę tarasu, wcześniej upewniwszy się, że w kieszeni ma dwie najpotrzebniejsze w tamtej chwili rzeczy - papierosy i zapalniczkę.
***
Miała cichą nadzieję, że taras i tym razem okaże się pusty. Miała ochotę na samotną rozmowę z samą sobą. Poważną rozmowę. Minęło już wiele dni, odkąd ostatni raz widziała Hex'a... wymordowana nie tęskniła za nim, choć z początku wydawałoby się, że będzie. Coś podpowiadało jej, że anioł zniknie na znacznie dłużej, niż obiecał - nie przeszkadzało jej jednak to, ba, była bliska stwierdzeniu, że może to i lepiej. W końcu wszystko powoli wraca do normy... stabilizacja. Tego wbrew pozorom potrzebowała.
Podeszła do barierki, nie zwracając na początku uwagi na mężczyznę stojącego kilka metrów dalej. Odpaliła swojego papierosa, patrząc gdzieś przed siebie, wdychając lepkie od ciężkiej atmosfery powietrze. Chyba nadchodziły zmiany... tylko jakie?

Taras - Page 2 MtoDENF
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.03.20 17:25  •  Taras - Page 2 Empty Re: Taras
Czyżby ktoś oblepiony krwią w czyimś ogródku był już tutaj normą? Nie zdziwiłbym się. W końcu mamy tutaj dziki… Bardzo dziki zachód. Rembrandt z początku nie chciał nawet się obracać, ale… Coś albo ktoś skłonił go do zrobienia tego. I nie, nie była to Marcelinka. Bo to nie Marcelinka wydawała mu rozkazy. Zrobiłem to ja. Czasami trzeba pchnąć nasze pioneczki w stronę zabawy, czegoś strasznego, czy… W stronę spokoju. Co wybrałem? Sam nie wiem. Rem też nie wiedział. Nie chciał wiedzieć, bo i tak wszystko było mu w tej chwili obojętne. Miał ochotę zachować się bardzo, ale to bardzo niegrzecznie, nawet jak na tutejsze standardy. Całe szczęście miał w sobie jeszcze trochę rozgarniętości, zdrowego rozsądku… Jak zwał, tak zwał.

Nieco się wystraszył widząc kogoś stojącego ponad nim, mogącego obserwować każdy jego, nawet ten najmniejszy, ruch. Wciąż palący się papieros trzymał w dłoni przy mordzie, jakby próbując zebrać się w sobie. Nie czuł się tutaj, jak w domu. W zasadzie to już nigdzie nie czuł się, jak w domu. Nie czuł się bezpiecznie z samym sobą i nikt nie potrafił go przed tym samym sobą ochronić. Odchrząknął wtedy, żeby móc zwrócić na siebie uwagę.

- Przepraszam. Czy to twój taras? - z wielkoluda w końcu wydobył się potężny, nieprzyjemny głos, jednocześnie będący wręcz hipnotyzującym… Zmuszającym do odpowiedzi i nawiązania rozmowy. Chłop nie chciał wpakować się w kłopoty. Byłoby to… Bardzo ciężkim orzechem do zgryzienia. Tak ciężkim, że nie dość, że połamałby sobie zęby to i może przy okazji cała żuchwa by strzeliła bez zapowiedzi. Kto by go wtedy zmontował? Fakt. Rem miał okropnie wysoki próg bólu, ale bez odpowiednich narzędzi - byłoby już wtedy po nim. Jednak nie ma co się zapędzać z wydarzeniami. W końcu żadne z nas nie miało pojęcia, co się stanie między tą dwójką. I ta cholerna krew… Już nawet nie czuł jej smrodu.
                                         
Rembrandt
Mieszkaniec M-3
Rembrandt
Mieszkaniec M-3
 
 
 

GODNOŚĆ :
Arthur Rembrandt Minamino


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.03.20 15:50  •  Taras - Page 2 Empty Re: Taras
Chcesz usłyszeć fraszkę?
Hex, Hex...
...ty chuju.
Przybył, zrobił rozpierdol i zniknął. Choć wprowadził do życia Marceliny nowe, potrzebne jej emocje, pokazał, że coś na kształt miłości może ponownie zapukać do jej serca to przy okazji obudził w niej od dawna zamknięte wrota ciemnych piekieł. Światło dzienne ujrzały oblepione ciężkim smarem macki, które coraz mocniej zaciskały się na marcelinowym ciele, wciągając ją w otchłań coraz głębiej i głębiej...
Z rozmyślań wyrwał ją niesamowicie dźwięczny, męski głos, który idealnie odzwierciedlał samego jego właściciela, a jednocześnie tak bardzo nie pasował do samych słów. Marcelina patrzyła na wielkiego, dobrze zbudowanego mężczyznę, którego głos może odstraszyć najbardziej pewnego siebie cwaniaka w okolicy, i który potrafił używać zwrotów grzecznościowych. Brak oka, jedna noga zmechanizowana - ten nieznajomy bardzo przypominał wymordowanej jej ojca chrzestnego, Gonzalesa, z którym od kilku lat właścicielka kasyna toczyła nieprzerwane boje krzyżujące się z niesieniem sobie wzajemnej pomocy. Ta relacja była dziwna, toksyczna, a jednocześnie Marcelina czuła, że łączy ich coś więcej niż wspólna krew i nienawiść... - Tak, ale mam dobry humor, więc nikt stąd nie wyleci. - Odpowiedziała głosem wystarczająco zmodulowanym, by wyłapać żartobliwy sarkazm.
Zaciągnęła się papierosem, obserwując okolicę. Było tu naprawdę ładnie; widok oraz klimat tego miejsca z pewnością pozwalały na zatrzymanie siebie oraz własnych myśli. Albo wręcz odwrotnie - otwierały dla nich wrota. Godziny uciekały, a ludzie wypalali papieros za papierosem, zastanawiając się nad ogromem aspektów.
Ten mężczyzna przy barze... Marcelina uniosła prawą brew, przykładając papierosa do ust. - ...wodził za Tobą wzrokiem. On tu przyszedł po Ciebie. Szorstki głos Dike, najmądrzejszej i dostrzegającej najwięcej ze wszystkich mar otarł się o właścicielkę kasyna niczym potargany w trakcie walk kocur. Po ciele dziewczyny przebiegł zimny dreszcz; nie zdradzała jednak swojego lekkiego zaniepokojenia. - Wiem.


Ostatnio zmieniony przez Marcelina dnia 26.05.20 12:31, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.04.20 13:43  •  Taras - Page 2 Empty Re: Taras
Chciał zaśmiać się lekko na wspomnienie o dobrym humorze kobiety, ale wolał nie ryzykować, bo tak maleńki śmieszek mógł zostać odebrany w różny sposób. Dziwiło go tylko, że nie przeszkadzało jej to, że w jej ogrodzie stała zakrwawiona Rzeźba Dawida w ludzkiej, żyjącej, oddychającej postaci. Dym z papierosa unosił się leniwie do góry, gdy ten zaciągał się coraz to mocniej i mocniej. Nerwy ze śmiercią dziewczynki opadały powoli. Wracał błogi spokój, chora znieczulica, która nie pozwalała wypuścić łzy z oczodołu.

- Zapomniałem jak popieprzona bywa ta wasza mała Desperacja - jego głos nagle rozbrzmiał mocno, a jednocześnie delikatnie. Przypominał ten ciepły głos ojca, który czytał bajki na dobranoc. Stanowczy i miękki niczym poduszka na którym leży się, gdy chce się odpocząć. Przemiłe uczucie przekładania tejże podusi na zimną stronę w gorący poranek nijak się miał przyjemnością do tego, co wyprawiało usłyszenie tonu w jakim wypowiedział te słowa. Uważał Desperację za poniekąd piękny obraz ludzkiej walki ze wszystkim, czym się da, byleby choć przez chwilę zapewnić sobie bezpieczeństwo i tą chorą monotonię, która otacza zwykłe, codziennie życie ludzi z M-3. Mimo tego, że aż tak ich nienawidzili to tak bardzo dążyli do czegoś podobnego swoimi próbami stworzenia miast, swoich własnych cywilizacji.

- Nigdy w życiu tak bardzo nie zabłądziłem, a jednocześnie tak bardzo nie chciałem zabłądzić, jak chciałem zrobić to teraz… - mówił zagadkami, wierszami, jak wieszcz w transie. Ale było w tym coś pięknego. Obraz pięknego psychopaty, chcącego porozmawiać ze swoją ofiarą o bólu na świecie, jednocześnie zadając go jej. Ale on nie był ani psychopatą, ani mordercą, ani jakoś nie lubował się w zadawaniu bólu innym.

- Wybacz, że nie przedstawiłem się od razu - wtedy odwrócił się do nią swoją pełną krasą, ukazując przystojną twarz z wyrazistymi rysami… Jednakże nie była ona bez defektu. Blizna i brak oka, zasłoniętego opaską psuły ten idealny obraz męskiej urody. Choć może miało to w sobie pewien urok? Cóż. Ile gustów, tyle opinii - Nazywam się Arthur. Arthur Rembrandt Minamino - wtedy zaciągnął się papierosem ostatni raz prawie przypalając filtr. Zapomniał się, zamyślił, czy może… Chciał aby ta chwila trwała wiecznie? Nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się zasmakować filtra, który swoją drogą był paskudny.
                                         
Rembrandt
Mieszkaniec M-3
Rembrandt
Mieszkaniec M-3
 
 
 

GODNOŚĆ :
Arthur Rembrandt Minamino


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.05.20 12:41  •  Taras - Page 2 Empty Re: Taras
Wasza...
Nasza.
Moja, pomyślała Marcelina, prawie wypowiadając to słowo na głos. Jej wzrok zaczął penetrować z dokładnością lupy dziką ziemię, która ciągnęła się po horyzont. Tak, to był jej dom. W mieście czuła się obco, było tam zbyt... idealnie, zbyt sztucznie. Fałszywa bańka na wysokim poziomie. Marcelina, odkąd straciła fałszywą przepustkę nie przekroczyła murów miasta ani razu. I niekoniecznie była z tego powodu nieszczęśliwa... Przypomniała sobie o swojej uroczej sąsiadce, która pilnowała jej mieszkania. Dawno jej nie widziała, nie ostrzegła jej także, że zniknie na długie miesiące. Pewnie się martwi, pomyślała właścicielka kasyna. Będę musiała w końcu zawitać do mieszkania. Starsza Pani była bardzo samotna, jej rodzina ją porzuciła. Marcelina była trochę dla niej jak przyszywana wnuczka... ostatnio coś gorzej się czuła. Marcelina miała nadzieję, że to tylko sezonowe przeziębienie...
Potrząsnęła głową. Wróciła do żywych. Zamyśliła się na zbyt długo. Na bezwzględnej desperacji nie można pozwalać sobie na takie głębokie zadumy. Wymordowana musi w końcu wrócić do starych, dobrych nawyków - zbyt długie mieszkanie w m-3, gdzie pozornie przecież nic Ci nie grozi nie wnosi wiele dobrego, rozleniwia... - Marcelina. - Odpowiedziała krótko, odwracając się w stronę mężczyzny. Jej mała, krucha postura prezentowała się dość mizernie na tle rosłego, silnego mężczyzny. Ale jej to nie przeszkadzało. Jej siła tkwiła zupełnie gdzie indziej.  
Spojrzała w stronę lokalu. Była ciekawa, jak zachowuje się tajemniczy gość, którego Azeria miała mieć na oku. Marcelina znała tego osobnika, choć ten z kolei nie miał o tym zielonego pojęcia. Był pewien, że wymordowana nie zwróci na niego większej uwagi. Jakiż on był głupi.
Dopaliła papierosa i obdarzyła mężczyznę delikatnym uśmiechem. - Miło było Cię poznać. Muszę wracać do obowiązków. Miłego spędzania czasu na tarasie! - poprawiła lwią grzywę, strzepnęła grzywkę i ruszyła do lokalu.

Z/t
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Taras - Page 2 Empty Re: Taras
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

 
Nie możesz odpowiadać w tematach