Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Uczestnicy: Evelyn, Masamune
Cel misji: Zdobycie ścierwomaści
Poziom misji: Średni
Możliwość zgonu: No nie wiem, co by się musiało stać

Mawiano, że Babcia Stefania jest najlepszym dystrybutorem naturalnych leków w okolicy, przez okolicę mając na myśli obszar położony między Apogeum a murami M-3. Dla Łowców miała tę zaletę, że jej siedziba znajdowała się dość blisko i nie było trzeba wyprawiać się nigdzie daleko w Desperację. Byłoby jednak zbyt różowo, gdyby chodziło tylko o krótki wypad za mury i szybkie załatwienie sprawy. O Babci Stefanii krążyło wiele legend i opowieści, a każdy, kto on niej wracał, zgadzał się co do jednego: tej kobiecie nigdy nie należy odmawiać. Podobno wystarczyło jednak grzecznie poddać się jej woli, by dokonać satysfakcjonującej transakcji szybko i bez uszczerbku na zdrowiu. Babka na pewno była niespełna rozumu, jednak cóż zrobić, gdy potrzeba przyciska? Jeden z medyków na gwałt zażądał ścierwomaści - cóż więc było zrobić? Wybrano naprędce dwójkę w miarę niczym niezajętych Łowców i posłano po żądany lek, pouczając przy okazji, by za żadne skarby nie stawiali oporu. Sprawę należało załatwić szybko i bezboleśnie.
Stąd też przypadkowo zebrana, dwuosobowa drużyna znalazła się w dziwacznym pomieszczeniu, które od frontu było drewnianą chatką, ale tył już stanowiła jaskinia. Oszczędność materiału budowlanego, to fakt, jednak na tym nie kończyła się osobliwość domostwa Babci. Pokoik, w którym posadziła interesantów, nie zawierał zbyt wiele: zdezelowany stół, dwa krzesła po jednej stronie, trzecie po drugiej. Zarówno drewniane ściany jak i pionowe skały jaskini były gęsto poobwieszane niegdyś kolorowymi, obecnie przyszarzałymi materiałami. Ledwie dało się dojrzeć, co znajdowało się pod nimi, przez co od wewnątrz chatynka przypominała bardziej patchworkowy namiot. W pewnym oddaleniu znajdowało się też palenisko i prowizoryczny komin odprowadzający dym. Nad niewielkim ogniem wesoło gwizdał stary czajnik.
- No no, misiaczki, przy interesach najlepsza jest herbatka - odezwała się kobieta skrzekliwym głosem, tak typowym dla pań w swoim wieku. Wyglądała na solidną sześćdziesiątkę, ale poruszała się z werwą. Energicznie postawiła przed obojgiem Łowców kubki, a pomiędzy nimi pudełko z przegródkami. W każdej z nich znajdowały się saszetki innego koloru: różowe, niebieskie, żółte i szare.
- Wybierzcie sobie, kochani. Malinowa, jagodowa, cytrynowa i zwykła. - Poczekała, aż każde wyciągnie po jednej z torebek, które oczywiście nie przypominały wcale ekspresowej herbatki z Miasta. Pachniały jednak całkiem przyjemnie, a po wędrówce przez owianą zimowym chłodem Desperację nikt nie pogardziłby gorącym napojem. Poza tym w każdej sekundzie zwłoki Stefania świdrowała młodzież wzrokiem tajemniczym, a jednocześnie groźnym.
Wyglądało na to, że bez grzecznościowej herbatki daleko nie zajdą.

Dodatkowe informacje: Określcie, co macie przy sobie, ale proszę bez szaleństw.
Po każdym poście MG obowiązuje termin tygodniowy (liczony do północy). O przewidywanym opóźnieniu należy poinformować przed upływem terminu, w przeciwnym wypadku pojawią się przykre konsekwencje.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Na pytanie czy Evelyn dokładnie wie dlaczego akurat ją wysłano do "Babci Stefanii", dlaczego jej dano kogoś do towarzystwa i czemu ogólnie rzecz biorąc ktoś potrzebuje ścierwomaści odpowie... Że nie wie. Poniekąd ją to po prostu nie obchodzi i tak czy owak liczy się byleby wróciła w jednym kawałku. Chyba, bo pewna część jej osoby najchętniej już nigdy by nie wróciła i miała spokój od tego piekielnego padołu zwanego ziemią. Co gorsza, ta strona zaczęła o sobie przypominać. Dawno nie miała "Samotnego Posiedzenia" w jakimś miejscu w pakiecie z alkoholem oraz depresyjnymi myślami, także poniekąd samobójczymi. I normalnie po drodze by sobie zrobiła, ale od tego wydarzenia i potencjalnej śmierci uchronił ją jej kompan w postaci Masamune. W zasadzie nie kojarzyła go zbytnio, ale był... No cóż, Łowcą. Tak czy owak jej małym braciszkiem, jakim wypada się zaopiekować, więc w drodze do Stefanii próbowała nawiązać jakąś konwersację o przysłowiowej dupie marynie. Z lepszym i gorszym skutkiem, różnie to bywało.
Innymi słowy, droga zeszła im częściowo w niezręcznej ciszy, częściowo w równie niezręcznych próbach jej zażegnania. Pewną ulgą było dotarcie do... Domku Babci Stefanii? O ile można to domkiem nazwać, bo przypominało... Ciężko powiedzieć co. Niby drewniana chatka, ale wewnątrz... Jaskinia? Powtarzając się, ciężko powiedzieć. Tak czy owak, weszli razem do środka, przywitali się i siedli przed staruszką, która wywoływała u Evelyn mieszane uczucia. Z jednej strony przypominała wręcz do bólu archetyp typowej babci, która będzie wciskać w ciebie żarcie dopóki nie pękniesz, z drugiej... Było coś w niej niepokojącego. Coś, co mówiło, że lepiej jej nie odmawiać. I ten czynnik wywoływał u Lynne strach i spięcie, które było widoczne niczym wylany atrament na białej kartce.
-  R-robi się, psze pani. - Powiedziała cicho i wzięła niebieską saszetkę, po czym wrzuciła ją do kubka, spoglądając kątem oka na Mune, sprawdzając co on zrobi.


Spoiler:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dzień jak co dzień spędzony w swojej norce w Ściekach. Przykryty kocem siedział na łóżku i wpatrywał się w sufit. "Co za beznadzieja..." przeszło mu przez myśl. Kolejne nieprzyjemne myśli przeszywały jego myśli niczym strzały. Wtem coś za wibrowało w jego kieszeni. Niespiesznym ruchem wsadził rękę do kieszeni i wydobył z niej telefon. Na ekranie widniało powiadomienie o nowej wiadomości. Przeczytał jej treść kilka razy, aby na pewno wszystko zostało mu w głowie i nie zostało wyparte przez depresyjne myśli. Ciekawił go fakt, że jako kat został wysłany po jakąś maść. W sumie jakiś czas temu wykonał dla jednego z medyków pewne zlecenie i udał się po leki do apteki (co nie skończyło się najlepiej). Jednak tym razem został wysłany do jakiejś babci po maść z jakiegoś tam dziadostwa. Dodatkowo będzie miał towarzyszkę! Może w całej tej sytuacji ma robić za swego rodzaju ochroniarza? Leniwie podniósł się z łóżka, założył na siebie bluzę, przytroczył swoje miecze do pasa, a na nogi wdział buty. Spokojnym krokiem ruszył przed siebie. Spotkał się z Łowczynią po drodze i razem kontynuowali dalszą drogę.
Rozmowa nie specjalnie się kleiła, pomimo starań Evelyn. Nawet nie było okazji żeby powiedzieć jej o głuchocie. Może to dlatego część jej prób zagadania zostawała całkowicie "zignorowana" przez chłopaka. Nie miał tego na celu, jednak jeśli ktoś kto idzie obok albo za nim jakoś nie zasygnalizuje mu swojej wypowiedzi, to Mune może jej po prostu nie usłyszeć. Starał się zwracać uwagę na towarzyszkę idącą obok niego, tym samym pytania bez odpowiedzi stanowiły tylko mniejszą część ich rozmów. Coś w zachowaniu, a może wyglądzie dziewczyny wydawało mu się "znane". Nie do końca jeszcze wiedział o co mogło chodzić, ale pewnie będzie miał czas aby do tego dojść.
W końcu znaleźli się na miejscu. Budynek, którym był dom Babci Stefani nie wyglądał specjalnie zachęcająco. Chociaż czego oczekiwać po domach na Desperacji. Jednak w tym momencie wydawał się wystarczająco miły. Chłód, który przeszywał jego ciało z każdym podmuchem wiatru sprawił, że zadowoliłby się nawet beczką, byleby w środku nie wiało. Gospodyni ugościła ich i poleciła, aby usiedli przy stole. Gdyby nie to, że Mune był w stanie zauważyć niewielki czajniczek nad paleniskiem pewnie nie miałby pojęcia co Babcia wyczynia w głębszej części pomieszczenia. Po chwili stał przed nim kubek oraz pudełko z kilkoma saszetkami w różnym kolorze. Jak się okazało były to herbaty. Evelyn wzięła niebieską pozostawiając mu o jeden mniej wybór. Sięgnął po cytrynową i wrzucił ją do kubka. Nie zamierzał protestować. W wiadomości było powiedziane, żeby nie stawiać oporu bo może się to źle skończyć. Wzrok starszej kobiety, którym ich obdarzała miał w sobie coś niepokojącego, chociaż z wierzchu miał pewnie sprawiać wrażenie miłego. Jednak nie robiło to specjalnego wrażenia na Masamune. Czekał teraz jedynie na dalszy rozwój sytuacji.

Ekwipunek:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Doskonale, doskonale... - ucieszyła się Babcia, kiedy każde z jej gości wybrało sobie herbatkę. Odwróciła się od stołu i energicznym krokiem podreptała do paleniska, gdzie już od kilku chwil wesołe gwizdanie zwiastowało, że woda się ugotowała. Stefania zdjęła czajnik z ognia i hojnie zalała obie herbatki, prawie po sam brzeg. Sobie zaś przysunęła leżący już od dłuższego czasu na stole kubeczek, gdzie na dnie pokutowały już kilkakrotnie parzone liście. Jak widać były wielokrotnego użytku, bo kobieta postanowiła wykorzystać je raz jeszcze.
- Napar z nastrożka, świetny na przeziębienie. Cały zeszły tydzień przeleżałam ledwie żywa! Dobrze, że przyszliście teraz, bo byście się biedaczki moje pozarażali - wyjaśniła, odstawiając czajnik na kamienny cokolik obok paleniska. W końcu zajęła swoje miejsce naprzeciwko dwójki Łowców i zamieszawszy w swoim kubku palcem - jakimś cudem wrzątek jej nie parzył - przylepiła wzrok do swoich gości. Można było odnieść wrażenie, że wzrokiem przeszywa na wskroś ciała i dusze, jakby mogła poznawać myśli tylko rzucając okiem na swoich rozmówców. Czy jednak było to prawdą, trudno powiedzieć, bowiem staruszka nie dawała niczego po sobie poznać.
- Co więc was do mnie sprowadza, droga młodzieży? Czego wam trzeba? - zagadnęła pogodnie, w głosie brzmiąc na nieco łagodniejszą, niż wyglądała. Z głębi jaskini rozległ się odległy dźwięk, jak gdyby coś upadło. Przytłumiony łoskot poniósł się echem po kamieniach, jednak Babcia zdawała się w ogóle nie zwrócić na niego uwagi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Evelyn przez ten cały czas była zaniepokojona tonem, w jakim Babcia Stefania się do nich zwracała. Nie był to rozkaz, ale coś o wiele mocniejszego. Sugestia. Jakby w każdym zdaniu, jakie wypowiada była zawarta nuta mówiąca, że lepiej jest się jej słuchać i nie myśleć o tym by robić inaczej. Nerwowo wzięła kubek z gorącą cieczą i spróbowała odrobinę, po czym odstawiła. Zapewne poparzyła jej nieco język, ale przynajmniej mogła wstępnie stwierdzić czy będzie jej smakować. O dziwo, nawet przez myśl jej nie przeszło, że mogła być zatruta.
Ścierwomaści. - Powiedziała krótko, po czym spojrzała kątem oka na Masamune, a następnie na Babcię, po czym wróciła do gapienia się w napar. Czuła się co najmniej onieśmielona przez jej towarzystwo, pomijając oczywiście zaniepokojenie związane z tonem jej głosu.
W związku z tym, nie trzeba się dziwić, że gdy coś upadło w jaskini, to aż podskoczyła z wrażenia. Coś jednak jej podpowiadało, że skoro Stefania nic o tym nie mówi, to lepiej jej o to nie pytać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Najwidoczniej jak na razie niczym nie urazili Babci Stefanii. Wydawała się na swój sposób uradowana. Masamune przyglądał się jej dokładnie raz na jakiś czas tylko odrywając wzrok, aby rozejrzeć się dookoła. Kiedy kobieta nalała im do kubeczków wody nie specjalnie zareagował. Nie lubił parzyć sobie ust, języka czy podniebienia wrzątkiem. Zdziwił go jednak trochę fakt, że staruszka palcem zamieszała w swoim naczyniu. Czy przypadkiem woda, której użyła nie była wrzątkiem? Trochę mu to nie pasowało, ale co ma zrobić. Uznał, że bezpieczniej będzie nie wspominać o tym fakcie, ale wolał o tym pamiętać. Cholera wie kim tak naprawdę jest ta kobieta.
Z tego co mówiła niedawno była chora. Jakaś oznaka bycia "normalnym" organizmem. Słowa Babci Stefanii sugerowały, że "martwiła się o ich zdrowie". Gdyby przyszli wcześniej mogliby się zarazić. Może chorzy smakowali by gorzej? Może nie była to chatka z piernika, ale nie wykluczone, że kobieta może być ludojadem. Są na Desperacji, a to nie powinno być specjalnym zaskoczeniem. Skąd taki wniosek? Jej wzrok sugerował całkowicie co innego, aniżeli jej słowa. Masamune głównie polega na zmyśle wzroku, a spojrzenie staruszki tak jakby przeszywało go na wylot i widziało co dzieje się jeszcze kilka kilometrów dalej. Chłopak nie dawał jednak poznać po sobie, że niepokój zawitał w jego umyśle. Nadal równie świdrującym wzrokiem przyglądał się Babci. W tym momencie wydawało mu się, że brak zmysłu słuchu był na swój sposób dobry. Wystarczyło jedno spojrzenie na jego towarzyszkę, aby stwierdzić, że jest zdenerwowana. Nerwy sięgnęły zenitu kiedy podskoczyła, z nieznanych dla Masamune przyczyn. Chłopak, aby nie nastawić do siebie nieprzyjaźnie staruszki wziął kubek i udał, że bierze łyk naparu. Kto wie czy nie jest to jakieś trujące dziadostwo. Evelyn najwidoczniej mniej zwracała uwagę na ten aspekt. Przynajmniej dzięki temu będzie miał pewność, że coś jest nie tak z naparem i lepiej brać nogi za pas i wracać do Ścieków po jakiś nowy kontakt po maść ze Ścierwoczegoś tam.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Ścierwomaść, m-hmmmm... - mruknęła przeciągle staruszka, postukując palcem po blacie stołu. Spojrzała przez chwilę w bliżej nieokreślone miejsce u góry, jakby próbowała coś przywołać z pamięci, po czym chwilę później powróciła wzrokiem do usadzonej grzecznie młodzieży. - Powinnam mieć na stanie, ale jeszcze sprawdzę dla pewności. A co mi za nią oferujecie, kochani? - No tak, w końcu nie ma nic za darmo. Za każdą pierdółkę, którą w mieście można było dostać za półdarmo w co drugim spożywczaku, tutaj płaciło się krwią i potem, a czasami nawet życiem. Leki i maści w zależności od tego, jak bardzo były rzadkie i jaką ich twórca oferował skuteczność, były droższe i tańsze. Wszystko było kwestią odpowiednich zdolności, bo praktycznie każdą cenę dało się zbić odpowiednimi targami. Po Babci Stefanii raczej nie należało się spodziewać łatwych pertraktacji, wnioskując po samym sposobie, w jaki patrzyła na dwójkę Łowców. To ona tu była panią sytuacji i nie dało się tego w żadnym wypadku podważyć.
- Przygotujcie, co macie, a ja przyniosę - stwierdziła, podnosząc się leniwie z krzesła. Bądź co bądź też musiała udowodnić, że rzeczywiście ma to, po co przyszli. W kilku krokach znalazła się przy zwisających chaotycznie zasłonach, które oddzielały chatkę od głębszej części jaskini i zniknęła za kolorowym materiałem.
Wtedy na jednym z krzesełek nagle błysnęło intensywne światło, coś trzasnęło i nagle postać Evelyn zniknęła. Na siedzeniu stał standardowych rozmiarów, kompletnie przeciętny szop pracz. Takie właśnie było działanie ziółek z niebieskiej saszetki, na które skusiła się Łowczyni - została zamieniona w urocze, puchate zwierzątko i choć zachowała własną świadomość, pozostawał jeden problem: jak to teraz odkręcić?
No chyba, że chce zostać szopem na zawsze.
Tak też można.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spięta Evelyn dalej siedziała jak ten biblijny słup soli, nie wiedząc gdzie podziać swój wzrok. Wręcz podskoczyła jak Babcia Stefania zapytała o przedmiot na wymianę. Przez chwilę nie wiedziała co w związku z tym zrobić, ale po chwili zaczęła przeszukiwać kieszenie i znalazła pakunek od Łowców, jaki dostali na wymianę z Babcią Stefanią. Pakunek to w zasadzie eufemizm - była to po prostu mała skrzyneczka z zamkiem, do którego po chwili Evelyn dołożyła klucze. Nie miała pojęcia co się tam znajduje i coś jej mówiło, że raczej nie chce wiedzieć. Chciała się stąd po prostu wynieść i kiedy Babcia Stefania poszła na tyły, miała nadzieję, że to będzie końcówka ich misji...
...A potem poczuła - nawet nie usłyszała czy coś, po prostu poczuła - swoiste magiczne *Puff*. Jej ubrania rozwiały się na okolice wokół krzesła, sama zaś widziała wszystko z dziwnie... Niskiej perspektywy. Chciała już wyciągnąć rękę, a tu... Łapa. Spojrzała na drugą "rękę". Też łapa. Obejrzała się za tył... Ogon.
Jest szopem.
Podskoczyła na krześle wydając z siebie szopie odgłosy, które pewnie były ekwiwalentem "CO TU SIĘ DO CHOLERY STAŁO" lub "POMOCY", aczkolwiek - zapewne - były one niezrozumiałe dla Masamune. Przynajmniej Evelyn je rozu... Oh. Przecież ona jest tym szopem.
No to klops, przynajmniej na tą chwilę. Przydałoby się żeby coś uspokoiło "Szopkę", bo na tą chwilę skupia się na podskakiwaniu i wydawaniu zwierzęcych dźwięków.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Siedział lekko spięty na swoim krześle i uważnie obserwował co całą sytuację. Evelyn wydawała się sto razy bardziej zdenerwowana od niego. Na każdy najmniejszy dźwięk reagowała zaskoczeniem na tyle dużym, że podskakiwała. Przynajmniej pamiętała o pakunku, który otrzymali od Łowców. Kiedy Babcia Stefania opuściła pomieszczenie, dziewczyna położyła na stole niewielką szkatułkę z kluczem. Masamune rozejrzał się po pomieszczeniu i już chciał się odezwać to towarzyszki, kiedy obok niego błysnęło jasne światło. Jego wzrok bardzo szybko skierował się w tamtą stronę. Evelyn.... nie było?! Czekaj co?! A-Ale jak to?! Przecież przed chwilą tu siedziała?! Nawet jej ubrania i rzeczy zostały! Dopiero po chwili kiedy swego rodzaju "chmurka" zniknęła zauważył, że na miejscu dziewczyny siedzi niewielki... szop? Lekko zdezorientowany Masamune nie do końca wiedział co ma myśleć o tej sytuacji. Zdał sobie jednak sprawę, że owym szopem jest jego koleżanka. Po chwili szop zaczął "krzyczeć" i podskakiwać w miejscu.
-Cii... Spokojnie...-powiedział lekko pochylając się w stronę szopa-Evelyn wszystko będzie dobrze... Jakoś znajdę sposób, żeby przywrócić Cię do twojej pierwotnej postaci.-dodał posyłając jej lekki uśmiech po czym się wyprostował.
Chciał uspokoić zdenerwowaną Łowczynię... o ile to była ona. W końcu zawsze mogła zostać zamieniona miejscami z szopem. Po tym czy zareaguje na jego słowa będzie miał pewność czy nadal ma do czynienia z Evelyn czy jakimś losowym szopem. Uważnie rozglądał się po pomieszczeniu szukając czegoś co dałoby mu jakąkolwiek wskazówkę. Jednak w tej części "domu" nic takiego nie przykuło jego uwagi. Jedynym podejrzanym były herbaty, które przyrządziła Babcia. To jedyne z czym oboje nie mieli kontaktu. Jak dobrze, że postanowił nie wypić tego przeklętego napoju. Bóg jeden wie w co jego by przemieniło. Teraz zostało czekać na powrót starszej kobiety i zapytanie jej w prost co ma zrobić, żeby odzyskać koleżankę. "Mam wrażenie, że będę miał..." przeszło mu przez myśl, ale wolał jej nie kończyć. Może nie będzie tak źle. Może to tylko głupi żart, żeby odstraszyć takich jak Mune i Ev? A a może to taki test czy są wystarczająco odważni, żeby handlować z Babcią Stefanią?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Czekanie na powrót babci Stefanii miało jedną zasadniczą wadę - kobitę wcięło. Odkąd zniknęła za poszarzałymi kotarami z przyczepionych do ścian i sufitu materiałów, nijak nie wydawało się, by wracała. Żaden dźwięk ani ruch nie zwiastował jej rychłego pojawienia się z powrotem w izbie, choć zaaferowana nagłymi zmianami para Łowców mogła nie zauważyć tego od razu. W sumie trudno im się dziwić, nie co dzień ma się okazję doświadczyć bycia szopem. Taka egzystencja ma swoje niezaprzeczalne zalety - milutkie i ciepłe futerko, uroczy pyszczek, nie wspominając już o lepszym niż ludzki zakresie słyszalności i świetnym węchu. Tak, Evelyn wszystkie te wspaniałe cechy otrzymała w pakiecie i o ile nie była przywiązana do swojej ludzkiej formy, może mogłaby się przyzwyczaić do żywotu szopa.
No nie, kogo my tu oszukujemy.
Mimo niezaprzeczalnych zalet, pozostawanie zwierzakiem chyba nieszczególnie kręciło którekolwiek z pary Łowców. Oprócz jednak tego, jak odwrócić cały proces, pojawił się dla nich dodatkowy problem. Z niewiadomej, nieokreślonej żadnym zewnętrznym czynnikiem przyczyny, w malutkiej, szopiej postaci zaczął wzbierać. Gniew. A gdzie tam, gniew; dziki, zwierzęcy szał, chęć wbicia pazurków w żywą istotę, byle tylko gryźć i drapać. Niestety dla siebie, pierwszym i w sumie jedynym potencjalnym celem okazywał się Bogu ducha winny Masamune, który nijak nie mógł przewidzieć, że jego koleżanka z nagła dostanie ataku agresji.

> Tak Lynn, musisz zaatakować. Obecnie Twoim celem jest wydrapanie Muńkowi oczek lub dowolnej innej części ciała. Kipiąca agresja utrzyma się dopóty, dopóki jej nie odwołam. Szop vs. Łowca, runda pierwsza!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Evelyn, a zasadniczo małe zwierzątko zwane szopem, a zasadniczo Evelyn przemieniona w małe zwierzątko zwane szopem wierzgała dziko po krześle, turlając się i prawie z tego krzesła spadając, gdyby nie nagła interwencja Masamune, który zaczął coś do niej mówić. Wtedy też przestała się włóczyć z myślą "CO TU SIĘ ODPIERDZIELA?!", a także zaprzestała wydawania odgłosów, które w ludzkiej mowie byłyby niecenzuralnymi słowami i obróciła pyszczek w stronę Muńka. W duchu uśmiechnęła się, że jednak jest KTOŚ, kto ma zamiar jej pomóc... Aż normalnie zechciała się przytulić do niego...
...I po chwili chęć przytulenia przemieniła się w chęć wbicia swoich pazurków w ciało Masamune i rozszarpania go, a następnie dobrania się do jego wnętrzności. Zaczął wzbierać w niej gniew, a w zasadzie zwierzęcy szał. Zaczęła wydawać z siebie odgłos przypominający warczenie i zniżyła się nieco, by zaraz skoczyć Masamune na klatkę piersiową i zaczepić się na niej swoimi pazurami, a przynajmniej taki był zamiar. Chciała też go ugryźć, rozszarpać, zjeść, pozbawić życia... Kierowały nią w tym momencie zwierzęce instynkty i lepiej żeby Muniek po prostu nie zważał na to, że to jego koleżanka i ratował swoją skórę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach