Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Go down

Pisanie 22.09.17 4:30  •  Pokój Doświadczalny nr 3 Empty Pokój Doświadczalny nr 3
Dotarli w końcu pod bazę. Przeszli przez zewnętrzną ochronę, dostali się do hangaru, wypakowali ładunek, który natychmiast otoczył tuzin plutonu z załadowanymi lufami, gdy dwójka laborantów zrobiła na miejscu wstępny przegląd nowego Obiektu Badawczego #93. Pomimo tego, że podano dodatkową dawkę gazu tuż przed wjechaniem na teren Posterunku, zachowywano wszelkie środki ostrożności, mając na uwadze, że najmniejszy błąd mógłby doprowadzić do kompletnej zagłady i zamknięcia tej bazy. Dla pewności, jajogłowi wstrzyknęli wymordowanemu narkotyk zwiotczający mięśnie, ażeby nie myślał, że tylko kajdany będą go powstrzymywać od wolności.
Następnie pod nadzorem Lancaster został przewieziony do kompleksu badawczego numer 3, gdzie dokonano oględzin nowego projektu i podejścia do mutanta. Nieprzytomnego więźnia rozebrano ze szmat, zdezynfekowano, zebrano próbki, nadano mu numer, symbol i założono „kartotekę” jak w przyzwoitym szpitalu. Wszystkie dane przeniesiono na mikroskopijny chip, który został wstrzyknięty mu pod skórę na karku. Dzięki temu Hycle będą w stanie namierzyć Hyde’a, gdziekolwiek by nie był.
Gdy wszystkie wstępne formalności zostały dokonane, tak jak obiecano, Kapitan Hyclów i węża pozostawiono samych sobie. On unieruchomiony w prawdziwym krześle jak z futurystycznego psychiatryka, gdzie nawet głowa była przymocowana do wysokiego oparcia w wyprostowanej, bezpiecznej pozycji. Ona naprzeciwko za niewielkim stolikiem, na prostym krześle. Siedziała i czekała, aż ten się wybudzi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.10.17 2:18  •  Pokój Doświadczalny nr 3 Empty Re: Pokój Doświadczalny nr 3
Kapitan Hycli nie mogła być świadoma tego do czego w tym ostatnim etapie się przyczyniła, a co za tym szło nieodłącznie w parze — nie spodziewała się, że nie spotka swojego ulubionego Wężownika we własnej osobie, choć, jak na ironię, ciało wcale się nie zmieniło; wymianie miała ulec za to świadomość. Wyrównanie stężenia niekontrolowane, niemanipulowane przez Dr Jekylla długofalowo niosło za sobą bezwzględny kres pewnej, neandertalskiej epoki, która nieświadomego jeszcze rzeczywistości i swoim faktycznym położeniu Zhana Crane’a miała kompletnie zrujnować i wrzucić bezwzględnie w otchłań. Angielski doktor nie chciał nigdy dopuścić na swobodne wyrównanie się go, zwykle nie kończyło się to zbyt dobrze dla jego zdrowia, poczucia kontroli i władzy sytuacyjnej. Cóż, tej ostatniej zwykle nie miewał, zważywszy na różnicę fizyczną, ale udało mu się na przestrzeni pięćdziesięciu lat tę zezwierzęconą w pełni naturę pianisty oswoić.
Cała impreza powitalna ominęła go kompletnie i nie należało się temu dziwić; podane mu środki uśpiły go jak małe dziecko, zresztą nie sposób oczekiwać, aby ostoja kultur odrodzonych miast — ich sztuczny wytwór nieświadomy tego co działo się na przestrzeni stu pięćdziesięciu lat z nie do końca zrozumiałymi kadrami, wyrywkami scen, odebrał to w jakiś pozytywny sposób, a już tym bardziej nie potraktowałby tego jako nowatorskiej, eksperymentalnej metody leczenia gruźlicy. Ciężkie niczym ołów powieki pianisty uniosły, zmrużył oczy, jakby zaskoczony silnym światłem — potrzebował chwili, aby się do niego przyzwyczaić. Dziwne, nie odczuł typowego bólu w klatce piersiowej, to pewnie tylko kwestia czasu.
Kim jesteś? — mruknął cicho, nie do końca przytomnym tonem ciemnowłosy, lecz głos i akcentowanie słów wydawało się trochę inne niż u jego zezwierzęconej, agresywnej i mało logicznej wersji. Pianista zmarszczył brwi, czując znaczącą dominację dezorientacji i znaczne ograniczenie ruchów, kiedy przebiegał wzrokiem po nieznanym sobie miejscu, by następnie na stałe utkwić je w jasnowłosej. Nie kojarzył jej. Kim była? Kiedyś ją spotkał? Zhan Crane nie miał pojęcia co się właśnie działo. Brał udział w jakiejś grze albo zabawie? Nie wiedział, choć coś mu podpowiadało, że było to dość nietypowe, dziwne. — To zazwyczaj nie jest sposób, który pozostaje mi znany, jeśli chodzi o poznawanie nowych ludzi. — niedługo potem dopowiedział, jakby chciał się nieco zreflektować. Można, by odnieść nawet dalekosiężne wrażenie, że obawiał się, że to pytanie zabrzmiało nieuprzejmie. — Czy możesz mi powiedzieć co ja tu właściwie robię i co się tutaj dzieje?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.10.17 1:34  •  Pokój Doświadczalny nr 3 Empty Re: Pokój Doświadczalny nr 3
Prychnięcie, i to dosadne, przy którym towarzyszył natychmiastowy skok ciśnienia. - Kim jestem? - Powtórzyła za nim z mocną nutą jadu w głosie. - Oj ty już dobrze wiesz kim ja jestem, Hyde. - Wypowiedziała jego gangsterski pseudonim z obrzydzeniem tak wielkim, jakby w samych jej ustach zawitał kwaśny smak wymiocin. Uderzenie płaskich dłoni o powierzchnię marnego stolika z plastikowym blatem nie było przyjemnym dla uszu dźwiękiem. W połączeniu z ostrym zgrzytem odsuniętego nagle do tyłu krzesła nie przypominał jakkolwiek miłej symfonii. Lancaster nachyliła się nad meblem patrząc wymordowanemu prosto w oczy, jednak na próżno szukała tam agresji i szaleństwa mutanta jakiego pojmała. Poniekąd zaniepokoił ją ten fakt, a jeszcze większy konflikt myślowy spowodowały następne składnie wypowiedziane zdania podstępnego węża, których wydźwięk nijak miał się do syczenia, czy gróźb. Zirytowało ją to jeszcze bardziej.
-Ty zapchlona szumowino. Takie desperackie ścierwo jak ty zabiło mi pięciu ludzi i prawie nie wysłało mnie na tamten świat, a ty śmiesz mówić o poznawaniu nowych ludzi?! - wywarczała jednak mentalny głos rozsądku kazał jej się natychmiast uspokoić. Nie tego oczekiwała. Nie o taki początek rozmowy jej chodziło. Podniosła się i skrzyżowała ręce na piersi patrząc na byłego członka DOGSów z góry. - Jesteś właśnie na, najprawdopodobniej, ostatnich wakacjach w swoim życiu. Osobiście przypilnuję, aby dla celów naukowych żywcem cię obskórowano i powoli pocięto na kawałki. - Wypowiedziała chłodnym tonem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.10.17 0:30  •  Pokój Doświadczalny nr 3 Empty Re: Pokój Doświadczalny nr 3
Hyde. To słowo gdzieś już słyszał, wydawało się znajome, lecz czy tyczyło się jego osoby? Znał bohatera, który nosił takie nazwisko, ale w praktyce okazywał się jedynie wymyśloną jednostką na potrzeby fabuły powieści. Zmarszczył brwi z coraz to bardziej rosnącym poczuciem dezorientacji i wrażeniem, że został doklejony gdzieś, gdzie nie do końca zdolny był się odnaleźć. Nie odgrywał teatralnej roli złoczyńcy — był pianistą, nie aktorem — lecz sterylność i zimno pomieszczenia, dodatkowo dopieszczone dźwiękami, które wrażliwe na ich piękno ucho Zhana Crane'a zarejestrowało, sprawiło, że zmuszony był do mimowolnego skrzywienia się.
Przyglądał się jasnowłosej furiatce z lekkimi obawami, że powiedział coś doprawdy niestosownego, coś co ją dotknęło lub dotkliwie uraziło, lecz po przefiltrowaniu swoich uprzednich wypowiedzi, musiał tę możliwość wykluczyć. Jej słowa zdawały się uderzać swą agresją w pianistę, lecz ich rzekomy sens nie łączył się z niczym. Od ostrego światła, osłabienia organizmu, natłoku dziwnych "informacji" i sterylnego pomieszczenia, zaczęła boleć go głowa, w której swoją drogą miał niemały mętlik. Nigdy nie zabiłby człowieka, tego mógł być pewny. Za to idzie się przecież do więzienia
Hyde? — powtórzył dopiero, kiedy kobieta zapanowała nad swoimi emocjami. Zaśmiał się nerwowo z delikatnym zmieszaniem co do zaistniałej sytuacji, nie bardzo rozumiejąc co się właśnie rozgrywa. — Bardzo mi przykro, lecz nie jestem postacią literacką. Śmiem stwierdzić, że popełniła pani błąd, cokolwiek to określenie miałoby znaczyć. Nazywam Zhan Crane, jestem pianistą i nie słyszałem dotąd, by ktoś umarł po wyjściu z mojego koncertu. To niemożliwe. — odparł spokojnym, rzeczowym tonem, zahaczając o taki ton, jakby tłumaczył coś komuś kto miał problemy z pojęciem innej wersji zdarzeń. — Dlatego byłoby mi bardzo miło, gdyby jednak zdecydowała się pani przedstawić, gdyż niestety nie pamiętam, abym miał kiedykolwiek z panią do czynienia. — dodał, czując nawet coś na wzór subtelnego zawstydzenia, że w ogóle jej nie kojarzył. Wyraz jej twarzy, mimika czy wygląd niczego mu nie podpowiadały.
Jesteś właśnie na, najprawdopodobniej, ostatnich wakacjach w swoim życiu. Osobiście przypilnuję, aby dla celów naukowych żywcem cię obskórowano i powoli pocięto na kawałki. Kolejna jej wypowiedź — chłodna jak podmuchy jesiennego wiatru, a zarazem tak pewne i przepełnione czymś na wzór nienawiści, budziły w nim jeszcze większą dezorientację i zdumienie; niestety pamięć i umysł nie chciały z nim na tej płaszczyźnie współpracować, a co dopiero cokolwiek ułatwić czy rozjaśnić.
Szanowna pani, nie wiem, ilekroć będę musiał się powtórzyć, aczkolwiek zaszła pewna pomyłka. Nie zaliczam się do osób, które mogą sobie pozwolić na przerwę w koncertach, mam tyle do zrobienia… — Nagła pauza. Wyraźniejsze zmarszczenie brwi. W jego umyśle zagościła znajoma myśl, dość trzeźwa, żeby przytrzymał się jej, niczym deski ratunku: jesteś chory. Utkwił uważniejszy, chłodniejszy wzrok w nieznajomej kobiecie. — Nie zgodziłem się na żadne eksperymentalne leczenie przy moim stopniu rozwiniętej gruźlicy, i nie zmienię w tej kwestii zdania, proszę to uszanować.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.10.17 6:48  •  Pokój Doświadczalny nr 3 Empty Re: Pokój Doświadczalny nr 3
Patrzyła na niego bardzo ostro nie potrafiąc równocześnie zadecydować czy zachować chłód, czy obojętność. Zagrywki mutanta była niesamowitą niespodzianką, to należało mu przyznać. Lancaster uważała go za typowego karka z mięśniami zamiast rozumu i agresją buzująca w żyłach zamiast krwi. Prawdziwe zwierzę, prymitywa jak ich wiele na Desperacji. Takiego, którego po odstrzeleniu nie byłoby nawet szkoda. To co się działo obecnie w tym pokoju zahaczało już o fasadę wyjątkowej osobliwości jaką jest wymordowany składnie i kulturalnie układający zdania. Pogrywał z nią sobie docześnie udając, że jest bezmózgą bestią, albo miał mocne problemy psychiczne… zupełnie jak jego imienny bohater. Nie spuszczając go z oczu przysunęła krzesło na powrót pod stół i na nim usiadła słuchając uważnie jego wypowiedzi. Gdzieś musiał być haczyk. Gdzieś musiał się potknąć, jego natura musiała w którymś momencie się wychylić, nieprawdaż? Poczekała cierpliwie do końca jego wypowiedzi zauważając kompletną dezorientację i czyste niezrozumienie malowane na twarzy mężczyzny jak na białym płótnie. Smukłe palce Ándraste postukały parę razy w blat stołu.
Raz…
Dwa…
Trzy…
Cztery...
- Zhan Crane? - Spytała po krótszej ciszy przerywanej jej rytmicznym stukaniem. - Pianista? - Pokiwała głową z udawanym uznaniem unosząc równocześnie brwi do góry. - To okropne. Naprawdę. Aż trudno mi to przyznać, ale... najwidoczniej musiał Pan  pomylić trzask kości swoich ofiar z stukotem klawiszy swojego martwego pianina. Czy może na odwrót? - Oparła się nonszalancko i przycisnęła palec do warg patrząc gdzieś w górę. - Pomylił Pan rzekome dźwięki pianina z wrzaskami niewinnych, gdy łamał ich kości lub zwyczajnie wyrywał serca. Tak, to nawet bardziej prawdopodobne. Nie słyszał Pan, by ktoś umarł po pańskich koncertach, bo widownia umierała w trakcie. - Powiedziała to z taką swobodą i brakiem przejęcia, jakby wypowiadała się na temat użycia akcentów jazzowych przez folkowy zespół. Codzienna sprawa.
Blondynka pochyliła się do przodu kładąc ręce na stole i splatając ze sobą palce, na które chwilę się patrzyła zanim nie podniosła wzroku na jego zielone oczy. - Posłuchaj. Wiem, że myślisz, że taki cwaniaczek jak ty, jeśli będzie wystarczająco sprytny to jakoś się wyślizgnie z tarapatów. Mam dla ciebie jednak złą wiadomość, kundlu. - Lancaster ponownie spuściła szare tęczówki na swoje dłonie zagryzając wnętrze prawego policzka w zadumie. - Jeśli sądzisz, że tymi bajeczkami wzbudzisz tutaj ludzkie współczucie to jesteś w ogromnym błędzie. Nasłuchałam się już masy tego typu opowieści i trochę mi się znudziły, więc przejdźmy od razu do rzeczy. Opowiesz mi wszystko, co wiesz na temat swojego gangu. Jak nie dzisiaj, to jutro, albo za tydzień… może miesiąc. Nie ma znaczenia. Tym lub innym sposobem zmusimy cię do gadania, skoro wiemy, że umiesz mówić, więc nie musisz się przejmować. Mamy masę czasu, chociaż przyznam szczerze, że wolałabym już pominąć gatki na temat jakiegoś tam pianisty i przejść od razu do sypania na psiarnię, więc…? - Rozłożyła przed nim ręce i uniosła jedną brew do góry. Dawała mu wybór. Propozycję. Nie miał i tak co przebierać w odpowiedziach bo obie prowadziły do tego samego rezultatu różniącego się jedynie rozciągnięciem w czasie. Nie wierzyła w ani jedno słowo dobermana. Musiałby się bardziej postarać, aby przekonać Lancaster, ale czego my oczekujemy od zwyczajnego Wymordowanego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.11.17 2:41  •  Pokój Doświadczalny nr 3 Empty Re: Pokój Doświadczalny nr 3
Gdzie on się, do diaska, znalazł? To konkretne pytanie rezonowało echem we wnętrzu jego czaszki, odbijając się od niej raz po raz, a on ku swojemu narastającemu poirytowaniu nie potrafił odnaleźć, choćby namiastki zadowalającej go odpowiedzi. Nie rozpoznawał miejsca, w którym się obecnie znajdował, jego wzrok nie zatrzymał się na żadnym szczególe, który powinien służyć mu za stosowną do nietypowych okoliczności podpowiedź. Zhan Crane przekrzywił głowę, rzucając krzywe, niechętne spojrzenie jasnowłosej kobiecie, która opowiadała mu wyjątkowo dziwne historie, które doprawdy nadawałyby się do treści książki fantastycznej.
Szanowna Pani — zaczął chłodno z cierpkim półuśmiechem, w którym nie było ni krzty rozbawienia, zmrużył również oczy w nieco zbliżony sposób co jego zezwierzęcona natura, choć nie można, by się doszukać w tym zachowaniu agresji czy chociażby zalążka do jej erupcji. — Proszę wybaczyć, aczkolwiek to, co Pani opowiada nie ma najmniejszego sensu, o prawie bytu nawet nie wspominając. Większość moich koncertów była rejestrowana, zatem polecam z całą uprzejmością o pozostawienie tych nierealnych bajek na półkach z książkami ich równie niepoważnych autorów. — odparł rzeczowym tonem, wciąż z wyszukaną kulturą osobistą, dbając, by jego rozmówczyni nie czuła się urażona. Można, by odnieść wrażenie, że zmuszony został do naprostowania jasnowłosej, którą poniosła wyobraźnia w osobistej, z grzeczności przemilczanej, opinii angielskiego pianisty. — Niestety nie mam pojęcia o czym Pani do mnie mówi, z największą chęcią i ogromną przyjemnością bym Pani pomógł, lecz zupełnie nie rozumiem o co chodzi i jakie informacje chce Pani pozyskać. Nie jestem powiązany z żadnym gangiem, jak wspominałem – jestem pianistą, a jako obywatel M-2 obecnie mieszkający M-4 posiadam swoje prawa, które zobowiązana jest Pani respektować. Nie zamierzam zatem wysłuchiwać tych wyssanych z palca nonsensów. Jeśli nie posiada Pani żadnych dowodów na to co mówi, to proszę darować sobie ten teatr i wtajemniczyć mnie w prawdziwy cel naszego nietypowego spotkania w zastałej scenerii. — W jego wypowiedzi dało się dosłyszeć nie tylko dezorientację, ale i narastającą irytację. Jaka Psiarnia? Jaki gang? Zbolały umysł nie podsuwał mu żadnej sceny, żadnego obrazu, który mógłby go nakierować. Co on tak właściwie robił przez poprzedni tydzień, albo co najmniej wczoraj? Tego też nie wiedział... Zmarszczył brwi, czując jak chwyta go mieszanina bezradnej desperacji i zaniepokojenie. Nie można było zaliczyć tego stanu do normalnych zjawisk, tak jak i samej pustki w głowie, która mu towarzyszyła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.11.17 4:13  •  Pokój Doświadczalny nr 3 Empty Re: Pokój Doświadczalny nr 3
Desperację to on zaraz dopiero poczuje i może być pewien, że mocno zatęskni za czasami, gdy miotali nim po ziemi wojskowi. Blondynka nie należała do tych co dają łatwo za wygraną, a mając jeszcze przed oczami wszystkie sceny martwych lub na zawsze okaleczonych towarzyszy trudno było się powstrzymać od chociażby zwykłego wyłamania mu rąk. Co prawda im dłużej zaskakująco elokwentny brutal mówił o swoich koncertach i prawach, tym wprowadzał jeszcze większy mętlik w nabuzowane zemstą myśli Ándraste, której agresja powoli, statycznie upływała z ciała oddając miejsce zwątpieniu i kiełkującym pytaniom.
Jej ciemna brew opadła nisko na oczy ciągnąc za sobą i jej bliźniaczkę z drugiej strony. Między nimi pojawiła się dosyć głęboka zmarszczka uwydatniająca jej konfuzję i zmieszanie. Zmrużyła oczy i objęła swoje łokcie dłońmi ciągle opierając się o stół i pochylając do przodu. Jej usta samoistnie się rozchyliły tworząc delikatną przerwę pomiędzy liliowymi wargami. Po prostu czyste osłupienie, co było raczej naturalną reakcją na słuchanie całego steku bzdur jakie wypływały z ust tego szaleńca. Gdy tylko wrzucał nowe bzdury dla dodania smaczku swojej historyjce, Lancaster instynktownie reagowała lekkim ruchem głowy na bok. Jakby wystawiała do niego jedno ucho bardziej sprawdzając, czy aby przypadkiem się nie przesłyszała. Od czasu do czasu otwierała szerzej usta, jakby chciała coś wtrącić, coś dopowiedzieć, uciąć, ale po kolejnym idiotyźmie natychmiast milkła złapana w pułapkę niedowierzania własnemu narządowi słuchu.
Gdy Hyde, określający siebie Zhanem Cranem skończył swój wywód Kapitan Hyclów patrzyła na niego w niemałym zszokowaniu. Następnie przesunęła swój wzrok na bok doszukując się rozpiski haseł w pustej przestrzeni. Niestety jej "słaby" na stan obecny wzrok nie mógł niczego dojrzeć, więc sfrustrowana zwiesiła głowę łapiąc swój mostek nosowy pomiędzy palce. Masaż tej części twarzy z miał za zadanie uśmierzyć ból wywołany tymi bredniami, jednak nawet to nie podziałało. Lancaster zwróciła się do ściany po jej lewej.
- Czy kiedykolwiek zdarzyło się, że wymordowany miał jakieś... - Pokręciła dłonią w powietrzu szukając słowa. - ... rozdwojenie jaźni, podwójną osobowość czy coś w tym stylu i kompletnie nie pamiętał całego swojego "pożycia"? - Spytała, jak dla jej gościa powietrze, ale tylko Hyclówna czułą mini pluskwę w jej uchu służącą jako komunikator z Hyclami i naukowcami za ścianą, którzy bacznie obserwowali całą scenę od samego początku. Po chwili lekko przytaknęła, ale był to gest ewidentnie ukazujący jej konsternację. Błądziła wzorkiem po ścianie słuchając niewidzialnych ludzi. Po chwili popatrzyła ponownie na rzekomego pianistę mrużąc przy tym oczy w niedowierzaniu, a następnie wróciła do ściany. Zagryzła prawy policzek potakując jeszcze parę razy i pomrukując coś niezrozumiałego, aż w końcu zamarła patrząc znowu w przestrzeń pustym wzrokiem. Zastygła w tej pozycji na nieco dłuższą chwilę pozwalając swobodnie opaść na dno jej myślom. - Mhm... i tak to wnieście. - Mruknęła krótko i już skupiona wróciła wzrokiem do byłego kundla.
- Cóż... Panie... Gram? Cram? Czy jak tam się nazwałeś.  - Wyciągnęła dłonie przed siebie splatając przy tym palce. - Załóżmy, że rzeczywiście nie masz pojęcia kim jesteś, gdzie jesteś, czy jaki mamy obecnie rok, więc... pozwól, że wszystko wyjaśnię. Obecnie mamy rok 3004, znajdujemy się na terenach dawnej Japonii, zwanej obecnie Desperacją. Najbliższy, panujący w tej okolicy świat to Miasto-3. Ja jestem żołnierzem tego miasta, którego zadaniem jest pozbywanie się niebezpiecznych mutantów takich jak ty. - Wskazała na niego jednym palcem ze swojej dłoniowej plecionki, a w tym czasie do pomieszczenia wszedł jeden z Hyclów z niewielką, stalową aktówką, którą delikatnie położył na stole, rzucił oczywiście pogardliwe spojrzenie na pianistę i wyszedł z pokoju. - Nie mamy za wiele informacji na twój temat z powodu... natury wszystkich wymordowanych rzecz jasna. Wiemy jednak jak wielu naszych ludzi zdołałeś już zabić, a to jest już dla nas wystarczające, aby wydać na ciebie karę śmierci. - Tutaj jej powagę przełamał sarkastyczny uśmieszek. Wzruszyła ramionami. - Nie żebyście mieli w ogóle jakieś prawa, ale tak tylko mówię. - Przeniosła swoją uwagę z Hyde'a na niewielką walizeczkę i przesunęła ją przed siebie i wyciągnęła z niej niewielkich rozmiarów automatyczną strzykawkę z przeźroczystym płynem. Odsunęła krzesło i podeszła do byłego kundla wolną ręką wyłączając zabezpieczenia wokół jego głowy. Bez jakiegokolwiek ostrzeżenia wbiła króciutką igłę w miękką tkankę pod mostkiem w mniej niż sekundę aplikując 10 ml płynu. - To nasza zmodyfikowana toksyna botulinowa. - Wyjaśniła spoglądając na zegarek na przepustce. - Za mniej niż 30 sekund twoja przepona bardzo boleśnie się skurczy dusząc cię w niewyobrażalnych męczarniach. To będzie najgorsza i najbardziej bolesna śmierć przez uduszenie jaką tylko mógłbyś sobie wyobrazić. Jako, że nie masz dla nas żadnych konkretnych informacji odnośnie DOGS... jesteś zbędny. - Powiedziała bardzo chłodno, patrząc na pianistę w skupieniu, ponieważ pod koniec jej zdania cały proces powinien się już zacząć. Nie dopowiedziała jednak, że modyfikacja toksyny polega na tym, że podtrzymuje ten bolesny stan bliski śmierci przez cholernie długie dla ofiary 5 minut, a potem efekt znika. Hyde'owi w żadnym wypadku nie groziła śmierć, a jedynie uszczerbek na komforcie i tak mało profesjonalnej gościny słynnego muzyka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.12.17 5:28  •  Pokój Doświadczalny nr 3 Empty Re: Pokój Doświadczalny nr 3
W obecnej sytuacji Kapitan Hycli i Zhan Crane reagowali na siebie, a także wypowiadane na przemian słowa w dość zbliżony, niedowierzający i lekceważący sposób — i nic w tym dziwnego. Znajdowali się bowiem na zupełnie odrębnych płaszczyznach poznawczych: wysoka jasnowłosa kobieta miała nieprzyjemność, niemal przypłaconego własną śmiercią, poznania zezwierzęconej formy byłego pianisty, zaś Zhan Crane świadomością i orientacją w terenie brodził jeszcze w okresie liczącym dwieście lat wstecz. Można, by się pokusić o stwierdzenie, że dzieliła ich nawet wieloletnia różnica pokoleniowa.
Wymordowany? To słowo było dla niego nieznane, wobec czego jego dezorientacja rosła z kolejnej minuty, na minutę. Niemożliwość przypomnienia sobie co robił w ostatnim czasie i jako ostatnie — nie było jasne, a pamięć nie chciała z nim zbytnio współpracować, a to samo w sobie było dość niepokojące. Pomijając już podstawowy fakt, że wydawało się to niezbyt naturalnym zjawiskiem i nigdy mu się nie zdarzyło, gdyż nie nadużywał alkoholu. W zasadzie jedyne co należało przyznać. Bez ogródek to to, że Zhan Crane nigdy nie spożywał go w liczbie większej niż w wartości jednego kieliszka, a to i tak przy wyjątkowych okazjach.  
Crane, Zhan Crane — poprawił ją, siląc się na uprzejmy ton głosu; nie oczekiwał, że zapamięta, przecież w ogóle się nie znali. Słowa, które zaraz wylały się niczym rwący potok, spadający z kaskadami wodospadu ku większemu obszarowi wodnemu, z ust kobiety sprawiły, że uniósł brwi w niemym zdumieniu, a jego spojrzenie wskazywało na niedowierzanie w najczystszej postaci. To było niemożliwe. Co za brednie. Teraz nie miał już żadnych wątpliwości, że jasnowłosa sobie z niego kpi i celowo (?) próbuje wprowadzić go w błąd. Potrząsnął głową, a przynajmniej podjął taką próbę – nieudaną zresztą, jakby nie chciał w ogóle zaakceptować tego steku kłamstw, nie wiedząc, że bliżej prawdy niż w chwili obecnej jeszcze nie był.
To nie jest fizycznie możliwe — odparował stanowczo bez cienia zwątpienia w głosie, który wydawał się twardy jak stal. — Nie. Mamy rok 2853, nie da się żyć dłużej niż sto lat i może parę lat. Nie wiem w jakim świecie się dotychczas pani obracała i kto wprowadził panią w błąd, ale to niemożliwe. — Pianista szedł w zaparte, chwytając się logiczności i podpierając to wiedzą jaką dysponował przeciętny obywatel wspaniałych, oplecionych pajęczyną kłamstw utopijnych miast, którym mentalnie wciąż zresztą był. Obrzucany hasłami i salwą informacji, których nie był w stanie zweryfikować, ani nawet przetrawić, by nie wpaść w objęcia obłędu i postępującemu zaniepokojeniu, odnosił wrażenie, jakby kobieta mówiła do niego w zupełnie nieznanym języku, a on nie do końca potrafił zarejestrować wszystko. Do dezorientacji zaczynało dochodzić oszołomienie. 3004? Jakim cudem?
Zabić? Od przeczącego kręcenia głową zacząłby go pewnie w tej chwili boleć kark, o ile mógłby pozwolić sobie na taki skromny przywilej. Zhan Crane stracił na dobre nadzieję, że uda mu się znaleźć z kobietą jakąkolwiek płaszczyznę wspólnego porozumienia. Mała walizeczka przykuła jego spojrzenie, ale nie ośmieliłby się na to, aby oczekiwać pozytywnego zaskoczenia jego zawartością. Gorzej już chyba być nie mogło. Chyba.
Wprowadzenie toksyny przy unieruchomionym Zhanie Crane’ie nie należało do zadań najtrudniejszych i zgodnie z zapowiedzią odczuł ścisk przepony, lecz ból odczuł nagle, z lekkim opóźnieniem wynikającym z uszkodzonego układu nerwowego. Problem z zaczerpnięciem głębszego oddechu i dostania się tlenu do płuc był małym koszmarkiem, który przeszło mu ponownie przeżywać; w takich wypadkach umysł wyzbywał się oznak rozsądku i myśl duszę się urosła do niewyobrażalnych rozmiarów, niosąc za sobą naturalną panikę, choć sam koniec zdawał się być dość odległy, jakby nie mógł go odpowiednio dosięgnąć przez chwytane w porę płytkie, szybkie wdechy. Zaowocowało to nieprzyjemnymi zawrotami głowy, oszołomieniem i hiperwentylacją, okraszoną nieustępującym bólem, który zdawał się trwać w nieskończoność i przybierać na mocy. Zapewniło mu to jednak jedno za co mógłby być wdzięczny, gdyby sam fakt duszenia należał do mniej traumatycznych — ściśnięcie niechętnej do współpracy pamięci, która tym razem z chęcią obdarowała go ostatnimi chwilami z Odrodzonych Chin, a poprawniej najgorszych paru minut, które wypaliły się w niej na dobre. Był teraz niemal pewny, że właśnie wtedy umarł (?), ale objawy wstrzyknięcia mu ulepszonej wersji toksyny botulinowej i ściśnięcie przepony nie były aż tak bolesne, jak ostatnie chwile życia pianisty z mieszaniną jadów. Dotychczasowe oszołomienie spotęgowało się, nawet gdy czas działania podanej mu, a on chwytał łapczywie powietrze jak ryba wyrzucona na brzeg.
Teraz… pamiętam — rzucił te dwa słowa w przerwach na zaczerpnięcie oddechu do płuc, które paliły domagając się powietrza. Zawroty głowy słabły powoli, choć wciąż dawały o sobie znać. Zmarszczył brwi, skupiając się na względnym unormowaniu oddechu, z czego wynikła przerwa, nim ponownie zdecydował się na wypowiedzenie czegokolwiek. — Umarłem w podobny sposób, ale nie postarałaś się… nie bolało aż tak jak wtedy. Jak… Jak to jest, do cholery, możliwe, że żyję, jeśli umarłem? — Zdecydowanie za dużo chciał powiedzieć, niż na chwilę obecną mógł, zważywszy na fakt, że w walce mówienie kontra oddychanie, zwycięzca mógł być tylko jeden i wyszedł na znaczące prowadzenie, utrudniając mu komunikację z Kapitan Hycli.
Chciał zadać jeszcze jedno pytanie, ale słowa nie przeszły mu przez ściśnięte gardło, zamiast tego dezorientacja ustąpiła miejsca przerażeniu, gdy wszystko co powiedziała jasnowłosa kobieta nagle trafiło na podatny grunt. Jeśli mówiła prawdę i był rok 3004, to co takiego robił przez blisko sto pięćdziesiąt jeden lat? Czy rzeczywiście zabijał? Potrafiłby wyzbyć się człowieczeństwa, aby czegoś takiego dokonać? Na samą myśl o czymś takim zrobiło mu się niedobrze. Dlaczego miał w umyśle czarną dziurę z przerywnikami, które nie stanowiły podpowiedzi? Za dużo pytań, za mało odpowiedzi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach