Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 21 z 23 Previous  1 ... 12 ... 20, 21, 22, 23  Next

Go down

Pisanie 24.06.17 12:35  •  Wielka czerwona skała - Page 21 Empty Re: Wielka czerwona skała
Cisza. Nie wciskał się między jej słowa, nie starał się wyciągać własnych racji, nie rzucał min. Czekał i słuchał, z neutralnym wyrazem twarzy, jaki najbardziej jak się da nie pasował do niego. Jego twarz, jego spojrzenie, jego osoba zawsze wyrażała jakieś emocje, tak czyste i łatwe do odczytania. Można by nawet powiedzieć, że był zbyt łatwy do odczytania, że można z niego czytać jak z książki. Jak na dłoni widać gdy jest zły, gdy jest uśmiechnięty, gdy jest zadowolony czy też nie, kiedy jest zmęczony a kiedy smutny.
Lecz teraz, ten pusty obraz jego ciała, emocji i duszy był... Niepokojący. Obcy wprost dla osób jakie go znały, dla osób jak Lilo. Hex zawsze był pełen emocji, czasem wydający się, jakby nie zwracał uwagi na innych, choć zawsze odpowiadał dokładnie na to, o co go spytano.
Lecz teraz wyglądał zupełnie inaczej, jakoby jego własna dusza zniknęła z jego ciała, pozostawiając tylko pustą skorupę.
- Nie. - Odpowiedział w końcu, gdy nastała cisza, odczekując wystarczająco długo by mieć pewność, że Lilo nie miała nic więcej do powiedzenia w tej chwili. Wypowiedział to twierdzącym tonem, bez praktycznie żadnego zabarwienia emocjonalnego poza faktem twierdzenia.
- Gdybym uciął ci ręce i uciął ci nogi, wciąż byś mnie kochała? - Jego słowa nabrały dziwnie rytmicznego tonu, jakoby wprost je podśpiewywał. - A gdybym cię zgwałcił wielokrotnie i zabił twoje dzieci, wciąż byś mnie kochała? - Jego ton nabierał na sile, choć jego ciało wciąż tkwiło w takiej samej pozie jak dotąd i nie odzwierciedlało tych emocji. - A gdybym zabił setki twych braci i setki twych sióstr, wciąż byś mnie kochała? - Uniósł w końcu wzrok z ziemi i wbił wiercące, przenikliwe, zimne spojrzenie w oczy Lilo. Spojrzenie jakiego nigdy od niego jeszcze nie mogła doświadczyć. - A gdybyśmy byli jedyną istotą, jakiej powinnaś się kiedykolwiek bać... Wciąż byś nas kochała? - Nie pomylił się, mówiąc o sobie w formie mnogiej. Mówił zarówno o sobie, jak i o Exie. Nie jest w stanie go zniszczyć, odrzucić.
Czy więc pokochałaby też i jego? Kolejne słowa przestał już nucić, jego ton znów wrócił do neutralnego, twierdzącego wyrazu. Jego mimika pozostała bez zmian, mrugał co jakiś czas, ale ani nie gestykulował, ani w żaden sposób nie ruszał twarzą, poza mruganiem, oddechem i mową.
- Jestem chory, Lilo. Gdybyś uderzyła mnie mocniej, zapewne połamałabyś mi wszystkie kości w okolicy miejsca uderzenia. Gdybym ujrzał krew od zacięcia się papierem, rzuciłbym się na Ciebie i zaczął odgryzać ci kawałki ciała i rozszarpywać żyły, dopóki bym nie spił z ciebie tyle krwi, by cała okolica od niej poczerwieniała. Gdyby "On" się wyłonił... Już zawsze byś się mnie bała... Jestem potworem, Lilo. Potworów się nie kocha. - Wciąż nie naznaczał o kim konkretnie mowa, ale Lilo powinna zauważyć już, że jest w tym "ktoś jeszcze" poza Hexem i jego chorobami. Że jest tu coś jeszcze. Ktoś. Ktoś kogo on się boi. Boi, że to właśnie prawdziwy Jenevier, nie to co pokazuje innym na co dzień.
Że to on jest potworem, i tylko chowa się za Exem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.06.17 18:01  •  Wielka czerwona skała - Page 21 Empty Re: Wielka czerwona skała
- Nie.
- Nie? - powtórzyła cicho, jakby bezwiednie kopiując swojego rozmówcę. Uścisk drobnej dłoni nieco zelżał, aż w końcu całkiem odpuścił. Odsunęła się o dosłownie kilka centymetrów, ale nie było w tym ani miligrama lęku. Jakby podświadomie czuła, że zielonowłosemu może się w tej chwili przydać nieco przestrzeni. Równocześnie nie chciała wciąż wywierać na nim presji, a raczej wysłuchać, co ma do powiedzenia.
No i słuchała, z rękami założonymi pod biustem, jak gdyby była matką krnąbrnego dziecka, które tłumaczy jak to było z tym rozbitym wazonem. Była cierpliwa, nie okazywała ani cienia złości czy poirytowania, a równocześnie dało się od niej wyczuć pewien rodzaj chłodnej analizy. W podobny sposób przyglądała się swoim pacjentom: troskliwie, z najwyższą chęcią pomocy, ale jednocześnie nie było żadnej szansy na stawianie oporu. Musiała być stanowcza, bo w przeciwnym wypadku do niczego by nie doszła. Ze względu na swój młody wygląd i łagodną naturę często była lekceważona, toteż jakikolwiek szacunek musiała sobie wywalczyć żelaznym charakterem. A miała go, miała go w sobie od zawsze i od wielu lat pozwalała sobie na jawność tychże cech. Ze zgrywania słodkiej idiotki nie byłoby żadnego pożytku.
Może to własnie dlatego wywody Jeneviera nie wywołały u niej ani oburzenia, ani obrzydzenia. Zmienił się, i to diametralnie, ale tak czy owak nie zamierzała z niego zrezygnować. Nie tak bardzo, na ile on sam tego chciał.
- Owszem. Owszem, tak.
Bo w pewnych sprawach była nieugięta.
- Jesteś chory, rozumiem. Mówiłam już, ze pomogę ci ze wszystkim, w czym tylko będę w stanie ci pomóc. Znam te choroby, o których mówisz i wiem, jak je leczyć. To na pewno pomogłoby chociaż trochę.
Bo powołanie lekarskie nie pozwalało jej zostawić kogokolwiek bez ratunku.
- I rozumiem, że masz problemy. A ja umiem się bronić w razie czego. Nie chcę, żebyśmy znów rozstali się na tak długi czas. Na pewno masz już swoje sprawy i swoje życie, wiem. Nie bronię ci powrotu do nich, bo sama mam swoje. Ale mógłbyś się odezwać chociaż raz za czas, dać znak życia, cokolwiek... chciałabym móc być w twoim życiu chociaż trochę.
Bo chociaż świat próbował ją do tego zniechęcić, i tak kochała zawsze całym sercem. Bezwarunkowo.
I była odważna, choć wcale na to nie wyglądała.


Ostatnio zmieniony przez Lilo dnia 18.07.17 2:04, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.07.17 21:54  •  Wielka czerwona skała - Page 21 Empty Re: Wielka czerwona skała
Punkt widzenia w sytuacjach takich jak ta to nieprzyjemna kwestia. Punkt widzenia Lilo to punkt widzenia lekarza - lekarza jaki wierzy że jest w stanie pomóc swojemu pacjentowi. Punkt widzenia Hexa to punkt widzenia chorego, jaki nie wierzy w to że jest dla niego ratunek. Każda z tych stron ma swoje racje. Lilo poprawnie twierdzi że jest w stanie wyciągnąć Hexa z jego chorób.
Ale podobnie i zielonowłosy ma racje twierdząc że nie powinna go kochać. Nie powinna marnować na niego sił, a przynajmniej sam to tak widzi. Bo o ile wyleczy go z pragnienia krwi czy łamliwych kości - nie będzie w stanie wyleczyć jego psychiki. Nie wykorzeni jego fobii czy chorób psychicznych. Nie sprawi że koszmary znikną z jego snów. Nie usunie Ex'a.
A to wciąż będzie miało na nią wpływ. Nieważne jak żelazny charakter będzie mieć - to na niej odbije swoje piętno.
Myśl że właśnie to zrobi - że zmieni Lilo, zmieni ją tak by nie była taka, jaka jest, zmieni ją w podobną sobie... Tego się boi. Boi się że ją zniszczy.
I wie że ma zdolności by to zrobić.
- A co z tym, czego nie możesz naprawić? Znasz mnie. Wiesz że coś ukrywam. - Wzruszył bezwiednie rękoma, siląc się na drobną formę uśmiechu. Coś bladego się wydobyło, choć raczej nie było zbyt pocieszające. - To nie jest coś, co chcę ci pokazać. To jest coś, co może cię zmienić, a z pewnością może zmienić jak na mnie patrzysz, i nie jesteś w stanie na to znaleźć lekarstwa. Żadne z twoich słów czy emocji nie wykorzeni go z mojej duszy. Mojego gniewu. Mojej nienawiści. Mojego bólu, strachu... Mojego drugiego Ja. Ja którego nie chcę ci pokazać.
Postukał palcem wskazującym o bok swojej głowy, wskazując na to miejsce. - On tam jest. On słucha, siedzi cicho, nie odzywa się. Jest wszystkim, co we mnie złe, i chętnie dzieli się tym złem z każdym w pobliżu. Nie znajdziesz na niego lekarstwa. Nie będziesz w stanie oprzeć się jego wpływowi. On cię zniszczy. Ja cię zniszczę. - Opuścił dłoń, ponownie unosząc kąciku ust nieznacznie do góry. Może nawet humor mu nieco wrócił gdy powiedział już o co chodzi, nawet jeśli pokrętnie?
Właściwie czemu nie, to wykonalne. - Wiem że to co powiem cię poirytuje, ale ja nie widzę dla siebie większych nadziei. Jestem zbyt... Nieostrożny. Zbyt nieprzystosowany. Praktycznie każdego dnia tylko łut szczęścia sprawia, że jeszcze żyję... Ale kiedyś się wyczerpie. Nie chciałbym mieć świadomości, że cię zasmucę gdy któregoś razu już mnie więcej nie ujrzysz. Nie łatwiej, nie lepiej byłoby zwyczajnie zapomnieć o mnie, raz kolejny myśleć, że nie żyję? Oszczędziłbym ci żałoby i smutku, jaki już raz przeżyłaś. - Tia. Hex jak zawsze pozytywnie zakręcony, ay?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.07.17 2:21  •  Wielka czerwona skała - Page 21 Empty Re: Wielka czerwona skała
Nic nie drażniło jej bardziej, niż podejście Typowego Pacjenta.
Tyle razy słyszała już jęki, że po co się męczyć z leczeniem - nie lepiej dobić ciężko chorego? Tyle żalów o to, że terapia jest bolesna i trudna. A jednak, gdy przychodziło do etapu odzyskiwania zdrowia, każdy w końcu przyznawał rację upartej lekarce. To, co z początku wydawało się ponad czyjekolwiek siły i jawiło się jako niemożliwe do osiągnięcia, po pewnym czasie i odpowiednich staraniach okazywało się być stuprocentowo realnym planem. Lise była optymistką, ale nigdy nie wykraczała poza ramy zdrowego rozsądku. Dlatego skoro uważała, że jest w stanie pomóc Jenevierowi - rzeczywiście istniały na to szanse. Brakowało jednak podstawowego składnika dobrej terapii, to jest własnej woli pacjenta. Dopóki on nie wierzył, że może zostać uzdrowiony - albo chociaż, ze jego stan może się poprawić - wszelkie działania były w gruncie rzeczy bezużyteczne. Czegokolwiek by nie zrobiła, nie miała szans doczekać się pozytywnego rezultatu.
- Może na tego niego nie ma lekarstwa. Rozumiem, bo nie wszystkiemu da się zaradzić. Ale nie możesz z góry zakładać, że w ten sposób mnie zniszczysz, Jen. Nie widzieliśmy się przez tyle lat... nie jestem już tą samą zagubiona dziewczynką co kiedyś. Potrafię zadbać o siebie i obronić w razie potrzeby. - Zgrzytnęła zębami. - Uwierz mi po prostu, że nie dam się skrzywdzić. Wyrosłam już z takiej naiwności.
Rzuciła dżinowi wyczekujące spojrzenie; padło już zbyt wiele przydługawych monologów, których pewnie oboje mieli dość. Wypadało sprawę przegadać, to fakt. A z drugiej strony, dyskusja trwająca w nieskończoność nie była w stanie do niczego ich doprowadzić, nieprawdaż?
- Może i byłoby łatwiej zapomnieć, ale ja nie idę na łatwiznę. Chcę być dalej częścią twojego życia i tobie pozostawiam decyzję w sprawie tego, czy mi na to pozwolisz.
Kilka sekund przerwy.
- Nie musisz decydować od razu. Jeżeli będziesz chciał się ze mną zobaczyć, wciąż co jakiś czas mieszkam w naszym domku. Gdyby mnie tam akurat nie było, możesz mi zostawić wiadomość.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.07.17 9:18  •  Wielka czerwona skała - Page 21 Empty Re: Wielka czerwona skała
Westchną ciężko, wystosowywując na twarzy uśmiech, jaki można było tylko w jeden sposób opisać. Politowanie. To w jaki sposób on widzi swoje choroby i problemy to zupełnie inny sposób, niż Lilo.
Ale ona nie chce się poddać. Nie chce go zostawić. Nie chce sobie go odpuścić. Jeden z niewielu aniołów, jacy faktycznie mają go na względzie... Jedna i jedyna Lilo, jaka widzi w nim brata, bez względu na to co zrobił. Co jej zrobi. Bez względu na wszystko...
Uklęknął przed nią i oparł swoją głowę o jej tors, obejmując ją i zamykając oczy, nie tracąc tego uśmiechu politowania z twarzy. Nie zwalczy jej upartości, nie zwalczy jej chęci do istnienia w jego życiu.
Nie chce tego, bo chciałby mieć choć jedną, żywą istotkę, o jakiej zdanie nie musi się bać. Jaka zawsze, ale to zawsze go przyjmie, wysłucha, pomoże mu.
Jaka być może pozwoli mu się dźwignąć z tego stanu, w jakim jest. Echo go z tego nie wyciągnie, ona tylko to pogłębi.
- Zdecydowałem. - Odpowiedział po dłuższej chwili ciszy, mieszanej z lekka cichym oddechem, jaki był tłumiony przez ubiór anielicy. - Nie chcę cię znowu stracić... - Uniósł spojrzenie ku górze, uśmiechając się teraz jednak dużo cieplej i optymistyczniej niż przed chwilą. Ulżyło mu, gdy zadecydował, nawet jeśli Ex jest gdzieś w tyle głowy, słucha i planuje swój kolejny ruch, byleby tylko zniszczyć tą chwilę dobra i radości jaką teraz posiada.
Ale nie odbierze mu Lilo. Nie odbierze mu pewności, że jest tu "ktoś". I tym kimś jest ona. Nie Echo. Ona.
- Czy będziesz w stanie ukoić mój umysł? Czy mogę liczyć na to, że gdy się obudzę z kolejnego koszmaru, gdy po raz kolejny On będzie chciał wyniszczyć moją radość i szczęście... Będę wiedział że tam, gdzieś, nieważne gdzie, jest ta jedna osoba która mnie kocha... Że tam jesteś Ty? Lise, czy jesteś mi w stanie to obiecać? - Wbrew pozorom ta przepełniona słodyczą wypowiedź i pytanie jest bardzo ważne dla stanu psychicznego Jeneviera. Świadomość że nieważne z jak potwornego koszmaru się ocknie, czy z jak potwornych zbrodni odzyska kontrolę po tym jak ulegnie Exowi... Że zawsze tam, gdzieś, jest ona. Liselotte, jego mała siostrzyczka nie z krwi, a z przywiązania. Z miłości.
Rodzinnej miłości.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.07.17 21:51  •  Wielka czerwona skała - Page 21 Empty Re: Wielka czerwona skała
Kiedy padł na kolana, w pierwszym odruchu chciała ostro i rzeczowo nakazać mu wstanie z powrotem na nogi. Piach Czerwonej Pustyni to nie było coś, po czym należało szorować, jeśli chciało się zachować jako-taki stan odzienia. Matczyny instynkt wręcz wrzeszczał, żeby natychmiast zrugać tarzającego się po ziemi zielonowłosego, ostrzec przed zgubnymi skutkami takiego zachowania i obejrzeć, czy na pewno nie dorobił się już dziur w spodniach. Od zaufania obijającej się echem po czaszce myśli powstrzymała ją chyba tylko pewna podniosłość chwili, która wręcz zabraniała zajmowanie się tak przyziemnymi sprawami. W powietrzu dało się wyczuć pewne napięcie wynikające z oczekiwania na ostateczną decyzję. Na moment cały świat zewnętrzny zamarł, jakby zamykając rozmawiającą dwójkę w szczelnym słoiku. Nad szczytem Wielkiej Czerwonej Skały zamajaczył jakiś kształt, pewnie dzikiego ptaka, ale wychwyciła go tylko kątem oka i zignorowała. Wzrok miała wciąż utkwiony w czubku głowy dżina, spoglądając nań wyczekująco, a zarazem z pewną pobłażliwością. Dała mu w końcu do przemyślenia kwestię bardzo trudną i nie mogła wymagać, by rozprawił się z nią w jedno mrugnięcie.
Ostrożnie objęła dłońmi wciąż przytulonego do jej brzucha dżina, chcąc chociaż trochę podnieść go na duchu. Przez znaczną większość ich spotkania po bądź co bądź długiej rozłące mogła się wydawać chłodna, wręcz oschła. Czasem trzeba, ale i bez przesady - w końcu nie chciała, Boże broń, zrazić do siebie dopiero co odzyskanego brata.
- Zdecydowałem.
Wstrzymała oddech i odruchowo zacisnęła szczęki, próbując chociaż minimalnie przygotować się na to, co usłyszy. Opcje były z grubsza dwie, a oczekiwanie wykańczało i tak już nadszarpnięte nerwy. Gdy więc padła ta bardziej optymistycznie nastrajająca odpowiedź, nie potrafiła powstrzymać uśmiechu. Ba, dopiero wtedy spostrzegła dziwną niemoc w kolanach. Uległa jej niemal w tej samej chwili, przykucając przed Jenevierem, rzecz jasna nie wypuściwszy go ani na chwilę z objęć.
- Nigdy cię nie zostawię - szepnęła w ramię złotookiego. Choć głos jej lekko drżał, żadnych słów w swoim długim życiu nie była aż tak pewna. - I zawsze będę cię kochać. Obiecuję.

// Ostatnio coś nie umiem w długość postów, ale mam nadzieję, że przynajmniej treściowo w miarę .-.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.07.17 18:42  •  Wielka czerwona skała - Page 21 Empty Re: Wielka czerwona skała
Tych słów oczekiwał. Tych słów potrzebował. Tego gestu, tego tonu i tej świadomości, jaką otrzymał od niej. Nieważne czy Echo będzie go kochać czy też trzyma się go bo jej wyprał mózg. Nieważne czy cały świat go znienawidzi.
Bo będzie jedna, mała duszyczka. Blondwłosa i delikatna niczym płatki kwiatu, ciepła jak letni deszcz. I jest teraz w jego ramionach, i vice versa obejmuje jego zmęczone, poranione i chore ciało.
Lilo.
Jego ukochana, mała siostrzyczka. Nie mógł niemal powstrzymać rozemocjonowania, uścisk jego ramion delikatnie dygotał, co anielica mogła bez problemu wyczuć gdy przesuną swoje dłonie z talii na jej barki.
- Dziękuję... Dziękuję... Naprawdę dziękuję. Nie wiesz nawet jak wiele to dla mnie znaczy, jak bardzo mi to pomaga. Jak bardzo to ściąga ciężar z mojego serca. Jak bardzo... - W miarę mowy powoli przesuwał dłonie, gładząc jej barki i szyję, aż w końcu ujęły twarzyczkę jego słodkiej, pięknej siostrzyczki. - Jak bardzo brakowało mi Ciebie... I twojego ciepła... - Być może odrobinę źle zrozumiał w jaki sposób działa miłość pomiędzy rodzeństwem, może fakt że tak dawno okazywał "miłość" w inny sposób sprawił, że jego ciało zadziałało pod wpływem nawyku...
Ale wychylił swoją głowę ku twarzyczce Lilo i zatopił swoje wargi w jej miękkich ustach, składając na nich czuły, pełen ciepła pocałunek, zamykając przy tym oczy i delikatnie międląc i pieszcząc jej wargi własnymi. Jeśli nie przerwano mu tego, całował tak przez krótki moment, dopóki w którymś momencie nagle nie przerwał, otwierając oczy i zrywając nagle pieszczotę z widoczną nicią śliny pomiędzy ich ustami. Był... Zmieszany, tak. Jeśli to Lilo przerwała, to zadziałało to w ten sam sposób i był równie zmieszany.
Puścił jej twarz, zsuwając dłonie z powrotem na jej ramiona, uśmiechając się z lekka nerwowo.
- He... Heheh... Pewnie gdyby ktoś to zobaczył uznałby nas za parę, nie sądzisz? Heh... Ehe... Ech... Ehm... Przepraszam, to raczej nie działa w ten sposób, prawda? - Prawą dłoń zabrał na swoją głowę i podrapał się z zakłopotaniem wymalowanym na twarzy. Jakaś część w nim chciała więcej, ale większość była jak najbardziej zakłopotana i zawstydzona tym, co zrobił.
Miał okazać braterską miłość, nie kochanka! Heh...
Tiaaa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.07.17 16:49  •  Wielka czerwona skała - Page 21 Empty Re: Wielka czerwona skała
Narastające zdenerwowanie, objawiające się coraz silniejszym uściskiem w okolicach przepony, w końcu mogło ustąpić miejsca uczuciu ulgi. Płuca wreszcie zaczęły pracować normalnie, pozwalając swojej właścicielce brać pełne wdechy. Przez chwilę musiała na nowo przyzwyczaić się do funkcjonowania bez stojącej tuż za plecami, monstrualnej i włochatej Paniki.
Teraz przecież wszystko będzie dobrze.
A przynajmniej z grubsza. Nie liczyła na to, że od tej pory historia będzie się toczyć cukierkowo jak w bajce Disneya. Świat nadal był okrutny, warunki trudne, a ludzie nieprzewidywalni. Z powierzchni Ziemi nie zniknęły choroby, śmierć i zło. A jednak pojawił się kolejny niewielki promyczek światła, spychając część tych cieni na dalszy plan. Przynajmniej jedna rzecz w bądź co bądź skomplikowanym życiu anielicy stała się jasna. Tyle czasu spędziła na zastanawianiu się, czy najbliższa jej na całym świecie osoba jeszcze w ogóle żyje - a tu nie tylko udało im się zupełnie przypadkowo odnaleźć, ale też dojść do porozumienia. Tak na dobrą sprawę nie każdemu by się taka sztuka udała. Bywały już takie przypadki przyjaciół, czy nawet rodzin, złączonych przecież więzami krwi, którzy po długiej rozłące zaczynali różnić się od siebie zbyt mocno, by móc jeszcze koegzystować w zgodzie. Pozostawało cieszyć się, że tej dwójki taka sytuacja nie spotkała.
Chyba.
Trzeba przyznać, że zielonowłosemu udało się w stu procentach zaskoczyć świeżo odzyskaną młodszą siostrę. Minęło dobrych kilka sekund, nim zorientowała się w sytuacji - a przecież gdyby ktokolwiek inny spróbował zrobić dokładnie to samo, natychmiast oberwałby ogniem. I to nawet nie chodziło o jakieś ukryte pokłady agresji w młodej anielicy, taki po prostu miała odruch obronny; gdy ktoś wystraszył ją wystarczająco mocno, najzwyczajniej w świecie zajmowała się ogniem. Jenevier miał o tyle szczęścia, że nie wydawał się zagrożeniem. Wyhodowane stulecia temu zaufanie było głębiej zakorzenione niż płomienna defensywa - tylko dzięki temu uniknął przypieczenia twarzy. Zamiast tego, gdy tylko do mózgu Liselotte dotarły odpowiednie bodźce, stanowczo odsunęła się od dżina na odległość wyciągniętych ramion. Spod ściągniętych brwi spoglądała nań para przymrużonych błękitnych oczu. Sam wzrok dziewczyny zdawał się mówić: oszalałeś? z mieszanką zdziwienia i rozdrażnienia.
Jej zdecydowanie nie było do śmiechu.
- Ych, no zdecydowanie to nie działa w ten sposób.
Westchnęła ciężko, uciekając wzrokiem gdzieś na bok. Od zawsze wiedziała, że ma do czynienia z ekscentrykiem. Głupio z jej strony byłoby się gniewać, ale i nie mogła udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Wypadało się nadąsać na przynajmniej pół minuty, chociaż i to wydawało się być jakoś dziwnie długo. No cóż.
- Mniejsza z tym. Po prostu więcej tak nie rób.
Wyciągnęła rękę i delikatnie potargała Hexowi włosy na czubku głowy, w dokładnie ten sam sposób, jak on robił to jej przed laty.
- Powinnam już iść dalej, niebezpiecznie jest tu łazić po zmroku - dodała po chwili.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.07.17 23:22  •  Wielka czerwona skała - Page 21 Empty Re: Wielka czerwona skała
Techniczną różnicą tutaj jest fakt, że nie są faktycznie powiązani więzami "krwi", lecz bardziej, można by ująć - swoistym zżyciem się. To że czują się wobec siebie jak brat i siostra nie znaczy, że nimi są. To tylko ich urojenie, powstałe w wyniku faktu długotrwałego traktowania się jako takowe, bla bla bla. Można by ciągnąć kwestię psychiki tutaj i tego, że oboje są bardziej ludzccy przez to, ale fakt faktem - nie są faktycznie powiązani więzami krwi, więc być może omijają ich oboje konflikty jakie mogłyby wybuchnąć na takowym tle.
Ale pojawiają się sytuacje taka jak ta. Być może gdyby byli realnym rodzeństwem coś takiego by nawet nie przeszło mu przez myśl. Być może i tak by się to stało, bo nie widział się z Lise tak dawno, że praktycznie już zapomniał po części, jak to jest być bratem, i jedyna miłość jaka mu przychodziła do głowy...
Tia. To ta.
Stąd też był raczej zmieszany i zakłopotany, i w pełni rozumiał skąd jest naburmuszenie u Lilo. Miał ogromną ochotę spytać czy jej się podobało, ale powstrzymał w sobie chęć zadania tego pytania, nie chcąc jednak ciągnąć samego tego faktu dalej. Stało się.
Nie rozmawiamy o tym.
Koniec tematu, o.
Pokiwał głową na jej słowa, nie odpowiadając za nadto słownie w tej kwestii. Teraz wiedział że to tak nie działa, ale w tamtej chwili go troszkę, hm, poniosło. Potrząsnął głową w reakcji na dotyk Lilo, powodując jeszcze większą szopę zielonych kłaków w porównaniu do tego, co było chwilę temu.
- Ciężko by było tak nie robić gdyby nie fakt, że jesteś moją siostrą, Lilciu. Wypiękniałaś. - Zauważył z uśmiechem, chcąc zmienić temat tym skromnym komplementem. Jakby nie było - wydoroślała, i faktycznie wypiękniała przy tym, choć wciąż ma w sobie ten urokliwy, miły charakter jaki znał i pamiętał od zawsze. Pewne rzeczy się nie zmieniają, prawda?
- Dokąd idziesz? Mogę ci zawsze potowarzyszyć, albo przynajmniej cię odprowadzić. - Może niekoniecznie do Edenu, tam jest trochę daleko (i nie żeby bardzo tam chciał iść), ale tak to chętnie by ją odprowadził. Nie żeby faktycznie miał lepsze zajęcie.
Choć...
W sumie ma. Być może, lecz najpierw priorytety, a takowym jest właśnie osóbka przed nim.
"Porzygam się zaraz od tej słodyczy."
Ojoj, chyba Ex nie trawi tak dużej ilości dobroci. Oh well.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.08.17 12:54  •  Wielka czerwona skała - Page 21 Empty Re: Wielka czerwona skała
- Jen, skarbie, nie gadaj głupot. Przecież nie dorastam ani się nie starzeję, wyglądam tak samo jak dziewięćset lat temu. - Uśmiechnęła się z pobłażaniem dla tego oryginalnego komplementu. Można ją było uważać za ładną lub nie - to w końcu kwestia osobistego gustu, a więc w najwyższej mierze subiektywna - jednak w gruncie rzeczy od początków swego istnienia zmieniła się bardzo niewiele. Fakt, pojawiło się kilka nowych blizn na rękach, może kilka razy przez ten czas zmieniła fryzurę, nawet odważyła się na tatuaż, ale generalna aparycja pozostała niezmieniona. W swoim pojmowaniu nie mogła stać się piękniejsza ani brzydsza, chyba że nagle uległaby wypadkowi albo zrobiłaby sobie operację twarzy. Ani jedno, ani drugie się nie wydarzyło.
- Ale i tak miło mi, że tak uważasz - dodała jeszcze.
Zadumała się na chwilę. Sama nie była pewna, dokąd powinna dalej się udać. Najpierw rozważała powrót do miasta, ale im dłużej się nad tym zastanawiała, tym bardziej odchodziła od tego pomysłu. W podziemiach z pewnością doskonale radzą sobie bez niej; w końcu zostawiła szpital Łowców pod opieką Adama, najbardziej kompetentnego medyka z całej zgrai. Były miejsca, gdzie Liselotte była o wiele bardziej potrzebna. Skoro już była na miejscu, lepiej było załatwić wszystkie sprawy.
- Będę musiała zajrzeć do Edenu - oznajmiła w końcu, gdy myśli wreszcie się wyklarowały. Akurat w anielskim miasteczku nie była dawno, a i tam miała swoje zobowiązania. Przyobiecała zaopiekować się pewnym wymordowanym, któremu koniec końców powierzyła dom pod opiekę. Wierzyła, że chłopak nie rozniesie chatki na cztery strony świata, ale tak czy owak powinna do niego zajrzeć. Początki ich znajomości były bardzo trudne ze względu na jego awanturniczy charakter; Liselotte miała szczerą nadzieję, że nie narobił sobie kłopotów pod jej nieobecność.
- A ty? Dokąd się teraz wybierasz?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.08.17 9:03  •  Wielka czerwona skała - Page 21 Empty Re: Wielka czerwona skała
- Ale dojrzewasz. Zmieniasz się, a twój charakter ma odbicie na twoim wyglądzie. Więc shhh, i tak nie zmienisz mojego myślenia. - Wzruszył ramionami bezwiednie, z wyrazem twarzy mówiącym dość prosto i jednoznacznie "deal with it". Ostatnie wyraźnienie było praktycznie argumentem kończącym całe rozważanie w tym temacie. Nieważne jakby próbowała, nie udowodni mu że nie zrobiła się ładniejsza od tego, co pamiętał z prostego powodu - bardzo dawno temu ją widział, a wspomnienia o wyglądzie mogły się nieco zatrzeć. Stąd też, nieważne czy jej uroda zmieniła się raptem może o włos mniej w grzywce - dla niego jest piękniejsza niż dawniej.
Pokiwał głową potwierdzająco. Wiedział że jej miło, damn, komu by nie było od darmowych komplementów. Istnieją istoty które by zaprzeczały takowym, ale każdy jednak czuje jakieś małe, skromne ciepełko od słów innej osoby. Ot, i tyle.
Mina Jena trochę się skwasiła, gdy usłyszał o Edenie. Nie dość że niezbyt miał tam jak iść (raczej wątpił w gościnę innych aniołków), to było tam jebitnie daleko stąd, dojście na piechotę by zajęło od cholery czasu.
- Czyli jednak nie będę mógł ci towarzyszyć. Daleko i mało bezpiecznie idąc na piechotę. Lepiej poradzisz sobie skrzydełkami. - Rzucił spojrzenie za siebie, a widząc to co zwykle - czyli brak jakichkolwiek, nadnaturalnych skrzydeł, westchnął cicho pod nosem, wracając wzrokiem do anielicy. Już dawno się z tym pogodził, ale czasem wciąż czuł tą zazdrość, tą chęć posiadania takich samych, pięknych i majestatycznych skrzydeł jak inne anioły.
Nie zasłużył, neh? A nawet jeśli, to na błoniaste, demoniczne skrzydła prędzej niż piórkowate, anielskie.
"Myślałem że nienawidzisz aniołów."
"Ale zazdrościć też im mogę."
Z krótkiej rozmowy między nim a Exem został wyrwany pytaniem dokąd sam się wybiera. Wskazał palcem na siebie z lekkim zaskoczeniem, jakoby pytał "kto, ja?", a następnie rozejrzał się wokół, by ostatecznie rozłożyć bezradnie ręce.
- Nigdy nie mam konkretnego celu dokąd iść, i tym razem tak samo. - Bez pytania czy jakiegokolwiek ostrzeżenia te rozłożone ręce objęły Lilcię, a Hexior sobie kucnął by było wygodniej im obojgu. Pociągną anielicę bliżej siebie i ucałował lekko jej czółko, by następnie przytulić ją do siebie, przymykając przy tym oczy. Jeszcze raz. Na drogę, zanim znowu się rozstaną.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 21 z 23 Previous  1 ... 12 ... 20, 21, 22, 23  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach