Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 15.03.17 20:11  •  Górskie zbocza Empty Górskie zbocza
Górskie zbocza 2TOqbV6
Dolne partie gór porośnięte są gołymi kosodrzewinami i martwymi, powykręcanymi drzewami, natomiast wyższe są łyse i szare — zimne jak serce Smoczej Góry zamknięte w ich skałach. Nie ma tu szlaków. Drogi mogą prowadzić wszędzie. Miejsca majestatyczne, budzące respekt. Wokół nich zawsze rozciąga się niezmienny dryfujący krajobraz. W okolicach takich jak te za każdym razem odzyskuje się poczucie wolności i odrębności. Drug-on bardzo często wykorzystują te miejsca do przygotowanych przez siebie treningów sprawnościowych i wytrzymałościowych.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.03.19 23:41  •  Górskie zbocza Empty Re: Górskie zbocza
Ułożyła dłoń na pysku zapatrzonego w dal stworzenia.
 Nie miała pojęcia, co widzą jego roziskrzone, czujne ślepia, dlaczego z takim skupieniem wpatruje się w odległy, szary horyzont, za gęsto opadający śnieg. Pod jego grubą sierścią wyczuwała ciepło ciała, przyjemne dla zmarzniętej ręki i zdrętwiałych palców. Ich oddechy pojawiały się na moment w formie małych obłoczków ciepłej pracy, a potem rozpływały się w powietrzu bezgłośnie. Kierowała wzrok ponad górskie przestrzenie, ale surowy krajobraz pozostawał dla niej nieodgadniony. Nie mogła zobaczyć tego, w co tak mocno zapatrywał się kiyahar.
 — Zima będzie trwać nadal — zwróciła się do stworzenia skrobiąc palcami spód jego pyska. — Jeszcze będziesz miał czas, żeby nacieszyć się śniegiem.
 Nie było tutaj udeptanych ścieżek. Każdy szlak wyznaczała na nowo, ciągnąć butami po warstwie zimnego puchu. Obuwie już dawno przesiąknęło wilgocią, stopy sztywniały pod warstwą cienkiej materii, a sypiący z nieba śnieg zasnuwał wizję. Tylko oddech był tutaj świeży i czysty. Chłód przyjemnie łaskotał płuca, a Kami wcale nie umiała powiedzieć, czy doświadcza już pierwszych objawów choroby, czy może rzeczywiście mróz jej służy. Czuła się na tyle pewnie, by brnąć nadal do przodu tak, jakby każdy kolejny szczyt wyrastający z rzadkiej mgły był jej ostatecznym celem. Maszerowała tak już od dłuższego czasu, a zatopiony po kostki w śniegu kiyahar był tym wszystkim wniebowzięty. Od dawno nie otrzymał tak wiele uwagi.
 Ale Zima nie był uroczym szczeniakiem. Był przerośniętym, górskim kundlem z rzędami twardych jak kamień kolców i trującym szpicem na czubku ogona. Kami nigdy o tym nie zapominała.
 Potknęła się niezdarnie na ukrytym pod śniegiem kamieniu. Ramiona zatopiły się w zaspie, kolana uderzyły o zlodowaciały fragment podłoża. Przez kilka krótkich sekund miała ochotę pozostać w takiej pozycji, z policzkiem przytkniętym do zimnego puchu, z oczami zamkniętymi na moment. Na dłużej, albo i na całą wieczność. Wydmuchała powietrze z policzków, rozdmuchując na boki płatki śniegu. Powoli, z wysiłkiem stanęła znowu prosto i kontynuowała przedzieranie się przez śnieg. Kiedyś w końcu będzie wystarczająco wysoko, by się zatrzymać.
 Szeroki nos zwierzęcia tknął ją w ramię, pchnął pyskiem i dmuchnął gorącym powietrzem w policzek. Roziskrzone oczy szukały atencji, ale pytały też bezgłośnie: dlaczego upadłaś?
 Uśmiechnęła się na siłę, ścierając rękawem roztapiające się na twarzy płatki śniegu. Oparła się na szyi Zimy i z jego pomocą postawiła krok na kolejnej wysokiej zaspie.
 Opadający z góry śnieg przerzedził się. Z daleka wyłoniły się zakryte do tej pory widoki, przestrzenie górskich hal i szczyty, których w dalszym ciągu jednooka nie potrafiła osiągnąć. Odległe skały wyzierały spod zwałów wieloletniej warstwy śniegu. Tak wysoko nie planowała dzisiaj iść. Wystarczyła trochę płaskiej przestrzeni przed skalną ścianą, gdzie po chwili odszukała wzrokiem wnękę wystarczająco dużą, by móc w całości schować się w niej pod niewielkim nawisem.
 Cielsko wielkiego psa opadło na śniegu zaraz obok niej. Jego miarowy oddech przerywał zimową ciszę, ale wszystko inne świadczyło o ich odosobnieniu. Chociaż duże wcześniej mijali w oddaleniu mury jakiejś górskiej siedziby, nie natknęli się na nikogo. Świeży śnieg na bieżąco zasypywał ślady. Nawet ich własne, także te wyryte w głębokich zaspach powinny być już częściowo osłonięte.

 — Myślisz, że widać stąd mury? — zapytała zwierzęcia, kierując wzrok na rozciągający się pomiędzy wzgórzami widok rozległych przestrzeni Desperacji zasnutych śnieżną kurtyną. Zacmokała. — Pewnie nie. Jesteśmy bardzo daleko od domu, Zima.
 Oparła łokcie na udach i spojrzała na zwisający z dłoni wisiorek. Małą, dobrze zakorkowaną fiolkę z zawartością, która przyciągała ją od siebie i odpychała. Czy Jahleel rzeczywiście rozpoznał w przedmiocie legendarne, anielskie narzędzie? Nawet jeśli ukryta we wnętrzu naczynia moc rzeczywiście została stworzona przez anioły, to czy nie odbyło się to za sprawą setek tysięcy duszy, które skrzydlaci skazali na ten złowieszczy los?
 Trzymała właśnie w dłoni niezliczoną ilość przeszłych istnień, ale nie czuła niepokoju, była wyłącznie rozgrzewająca ją od środka chora ekscytacja przedmiotem, który w kilka chwil mógł zmienić aż tak wiele. Natłoku myśli i emocji było zbyt wiele, by je wszystkie ogarnąć, dlatego chyba przestała w ogóle cokolwiek w tym momencie odczuwać. Wrażenia były jak delikatne podmuchy wiatru, które prześlizgiwały się teraz po jej ubraniu niezauważone.
 Skrzywiła się na myśl, która napłynęła do jej umysłu nagle.
 — Dlaczego miałabym... — przerwała, odwracając głowę i zaplątując palce między kosmyki opadających na twarz włosów.
 Ani razu nie pomyślała, że trzymając w dłoniach tak potężną broń miałaby zlitować się nad tym gniazdem żmij, którym było miasto. Nie wychowała się na nienawiści do niego, ale dorosła do tego gniewu. Tańczyła boso na parkiecie z rozbitego szkła i nastał w końcu taki moment, gdy pogodziła się z beznadziejnością swojej sytuacji.
 — Muszę ponieść konsekwencje przekroczenia pewnych granic — wyjaśniała psu, chociaż w dużej mierze chciała przekonać samą siebie. Zawiesiła wzrok w przestrzeni. — Będą dobrymi... pionierami nowego porządku.
 Przechyliła głowę na ramię, czując że powraca jej odrobina humoru. Uczucie było sztuczne i szybko przeminęło. Znowu wpatrywała się w granatowe niebo pustym wzrokiem.
 — Wszystkiego najlepszego — mówiła cierpko, sięgając ręką do zarośniętego karku kiyahara.  — Na nowej drodze życia.
 Zsunęła się do poziomu śniegu, siadając bezpośrednio na nim. Ze wszystkich stron otaczały ją wysokie zaspy, ośnieżone skały i odległe szczyty. Pewnym ruchem ręki pozbyła się zatyczki z trzymanej kurczowo fiolki. Uległa zaskakująco szybko. Za szybko jak na coś, co miało w sobie taką moc. Ciche uderzenie paznokci o szkło zgubiło się w jękach zimnego wiatru. Przygotowywała się.
 Trzymała korek na swojej pozycji, ale teraz, poluzowany, odbierał fiolce tego psychologicznego znaczenia, które posiadała wcześniej jako zamknięta tajemnica. Co się teraz stanie? Jednooka oddychała płytko, przede wszystkim ze zmęczenia. Wspinaczka w tych warunkach wymagała od niej nakładów siły, a tych jak na złość w ogóle nie czuła.
 Od czasu spotkania z tym dziwnym, gnijącym człowiekiem coś było nie tak. Może trudno powiedzieć, że wyczuła zmianę w atmosferze, ale coś zdecydowanie było nie takie, jakie być powinno. Może miała szczęście. Odłączając się od reszty grupy oszczędziła jej swoich cierpień, ale jej własny oddech stawał się płytki, a mięśnie osłabione. Nawet jeśli teraz osiągnie swój cel, zbieranie żniwa tego siewu będzie musiała pozostawić innym.
 Płatki śniegu gromadziły się powoli na jej wystawionych do mrozu dłoniach.

 Długo milczała, czekając aż niebo pokryje delikatna łuna światła. Śnieg prawie przestał padać i nadchodził świt.
Niedługo będzie po wszystkim. Powtarzała sobie, chowając twarz w dłoniach. Usta stykające się ze szklaną powierzchnią fiolki drżały z wychłodzenia. Kiyahar leżący poniżej spał. Usnął nieco wcześniej zagrzebany do połowy w śniegu, oddychał miarowo, ale czasami drgał we śnie. Poruszające się ucho zdradzało, że pomimo pozornej hibernacji czuwa nad wszystkim.
 — Moje życzenie... — zaczęła jednooka, odkorkowując artefakt aniołów — Moim życzeniem jest aby Miasto-3 stało się azylem wolnym od przyszłych zarażeń wirusem, ale bez otaczającego je muru, zamków i barier, bo dostępnym dla każdej istoty, która pragnęłaby spróbować się tam schronić — Spojrzała w niebo, na słońce wychylające się zza szczytów gór. — Pozwól im zadecydować o swoim losie. Dlaczego miasto ma chronić jednych, a wykluczać drugich? Wszyscy powinni mieć prawo, by pokazać Ci jakiego sądu oczekują po swojej ostatecznej śmierci. Czyż nie mam racji Boże, który odpuściłeś nas wszystkich?
 Naczynie wydawało się puste, ale zgodnie z tym czego się dowiedziała, uwięzione dotychczas w jego wnętrzu mroczne dusze miały odkupić swoje winy dokonując aktu dobroci. Dopiero wtedy będą w stanie oczyścić się i uwolnić, a potem wreszcie oddać boskiemu sądowi.
 Ale jej własny sąd miał nadejść tu i teraz. Niezależnie od tego, co się stanie, była gotowa.
 ...


z/t


Ostatnio zmieniony przez Yū ✿ dnia 13.06.19 21:17, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.05.19 23:42  •  Górskie zbocza Empty Re: Górskie zbocza
 Przekaz był jasny. Pójść w wyznaczone miejsce i spotkać opisanego mężczyznę. Wszystko jasne jak słońce, całość nie powinna sprawić problemów. Jinx nie mógł wyjaśnić zadania prościej.
 Dzieciak pojawił się u podnóża znacznie przed wyznaczoną godziną, ale nie ze strachu. Natłok nowych i istotnych obowiązków przyspieszał stawiane kroki, przez co młodzieniec wsuwał się na uschniętą gałąź jeszcze przed świtem. Słońce nie zdążyło wychynąć zza wysokich gór, gdy on opierał plecy o gruby pień, chcąc znaleźć jak najlepszą do obserwacji pozycję. Omiatał wzrokiem najbliższą okolicę oraz zakamarki, których nie sięgały oczy pozbawione zwierzęcych genów. Wciąż jednak było wcześnie. Na tyle wcześnie, by z westchnieniem i towarzyszącej mu jasnej parze przymknął powieki.
 Mimo wyglądającej na rozluźnioną pozycji był w pełni świadomy sytuacji dookoła. Ciemne uszy podrygiwały niewidoczne, wyłapując każdy chrzęst śniegu, głośniejszy powiew czy odgarnianie dłonią krzewy. Mięśnie skryte pod warstwą skóry, a później ubrań pozostawały napięte; był gotów zareagować w każdej chwili.

___
Wybacz... (シಥ﹏ಥ)シ
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.05.19 0:49  •  Górskie zbocza Empty Re: Górskie zbocza
 Stąpając w dół górskiego zbocza, snuł plan jak pozbyć się nieproszonego gościa śpiącego w jego prywatnym metrażu o numerze siedem. Nawet nie przyszło mu do głowy, by go zbudzić. Nadal nie mógł znieść myśli, że ktoś zadeklarował, że będzie mu towarzyszyć na każdym kroku - za dnia, jak i w nocy, i opuści go dopiero wówczas, gdy jedno z nich umrze. Nie potrzebował anioła stróża; potrzebował spokoju i wiedział, że nie uraczy tego stanu w towarzystwie Zaneri. Nawet jej kolor włosów był zbyt krzykliwy. Poza tym chciał rozmówić się z szczylem o imieniu Rhett na osobności, bez zbędnych świadków.
 Zaczęło powoli świtać. Mrok został przełamany przez prześwity, choć do poranka brakowało jeszcze kilka minut. Zerknął na zegarek, by skontrolować czas, ale uświadomił sobie w porę, że biżuteria na jego nadgarstku miała charakter ozdoby, a nie czasomierza. Wskazówki zatrzymały się kilka lat temu. Nosił go z przyzwyczajenia; kiedyś znajdowała się tam przepustka. W końcu przestał skupiać się na mało istotnych rzeczach i utkwił wzrok pod nogi. Im bliżej znajdował się swojego celu, tym ścieżka robiła się coraz bardziej stroma, aż w końcu musiał uważać, gdzie stawia podeszwy butów. Konfrontacja z kamienistym podłożem była ostatnią rzeczą, na jaką miał ochotę. Musiał się liczyć również z tym, że jego trud może nie zostać wynagrodzony. Szanse na ujrzenie u podnóża góry podrostka, o którym wspominał właściciel przybytku rozpusty były znikome. I naprawdę mu ulżyło, gdy ślepia zarejestrowały smukłą sylwetkę, chociaż w pierwszej chwili nie dowierzał swojemu skażonemu jaskrą ślepiu. Chucherko, pomyślał refleksyjnie, wypluwając pet. Stawiając kolejny krok do przodu, przydeptał go.
 — To ciebie zwą Rhett? — zapytał, przystając w niewielkiej odległości od - jak mu się wydawało - informatora nasłanego przez właściciela burdelu. Już wiedział dlaczego pod jego obecność spłonęła część budynku. Ze swoją posturą nie miał szans z najeźdźcą.  Nie czekał też na potwierdzenie tożsamości. Kto inny wstawiłby się tutaj o takiej porze. Któż inny przedzierałby się nocą po niebezpiecznych terenach Desperacji? — Opisz mi dokładnie to, co widziałeś podczas napadu. Mile widziany rysopis sprawcy. — Utkwił ślepie w oblicze swojego rozmówcy. Nawet nie pofatygował się, by wykrzywić usta w lekkim uśmiechu. Nie chciał chłopaczka odstraszyć.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.05.19 1:24  •  Górskie zbocza Empty Re: Górskie zbocza
 Noc spędzona w większej mierze na pokonywaniu nieprzychylnych terenów zaczynała powoli dawać się młodzieńcowi we znaki. Ziewnięcie rozchyliło usta ze dwa razy, wysiłek posłał drobny prąd bólu przez mięśnie zaś zmęczenie podniosło ręce do oczu; dobrą minutę przecierał ślepia stulonymi w pięści rękoma. Gdyby nie osoba rzucająca poleceniem już dawno zrezygnowałby z pomysłu upartego siedzenia w miejscu. A jednak głos Jinxa wciąż pobrzmiewał w uszach wymordowanego, natomiast ton wypowiedzi zatrzymywała go w jednym miejscu. Nie śmiał schodzić z grubej gałęzi nawiedzany świadomością, że gdyby to zrobił, mógłby już na nią nie wrócić.
 Wzdrygnął się nieco, gdy chłodniejszy powiew uderzył w wystawioną na wiatr sylwetkę.
 Na szczęście nie musiał czekać długo. Jego rozmówcy również musiało zależeć na czasie, gdyż stawił się w umówionym miejscu dość szybko. Już gdy posturą przyćmił srogą okolicę w oddali, opętany utkwił w nim różnobarwne tęczówki, skanując przenikliwym wzrokiem każdy jego cal. Wyglądał na równie groźnego co właściciel burdelu.
 W końcu stanął pod ogołoconym z liści drzewem, a wraz z chrupiącym pod butami śniegiem zabrzmiało również szurnięcie nagle pobudzonego do życia ogona. Dzieciak wyprostował plecy, przyglądając się mężczyźnie z jawnym zainteresowaniem. Przechylił nawet głowę na bok, wlepiając te swoje wielkie, szczenięce oczy w lico stojącego w dole desperata.
 Skinął głową, gdy padło pierwsze pytanie. Chwilę później zaczął mówić.
 — Pojawił się znikąd. Wielki jak góra i ubrany w zbroję... Z jeszcze większym mieczem u boku. Wzrostem przerastał wszystkich z burdelu, nawet najroślejsi ochroniarze wyglądali marnie w jego obliczu. Twarz miał zakrytą hełmem, choć patrząc na całą resztę... Nie będą potrzebne żadne jej cechy charakterystyczne. Sam w sobie był jak paskudna plama na białej koszulce, rozumiesz — mruknął z niejakim przekąsem, nie do końca pewny, czy mógł sobie pozwolić na tak bezpośredni zwrot wobec nieznajomego. Był zdecydowanie starszy więc i istniała opcja, że od takich szczyli wymagał odpowiedniej tytulatury. — Kilku goryli pracujących w burdelu nie było w stanie go powalić, w zasadzie ledwo go drasnęli. Nie wspominając już o mieczu, z którym podpalił ściany... Oh! Podróżował na ogromnym koniu. Nie sposób przegapić takie monstrum.
 Ogon znów świsnął przez powietrze, poruszany ciekawością płynącą przez każdą żyłę w ciele wymordowanego. Nie wpatrywał się jednak w smoka zbyt nachalnie. Miał zbyt wiele do zrobienia, by teraz upaść pod naporem agresji sprowokowanego agresora.
 — Widziałeś coś podobnego? — zapytał w końcu, wspierając dłonie na chropowatej powierzchni. Przechylił sylwetkę nieco naprzód, chcąc uzyskać jak najlepszy wgląd w rozmówcę, jego postawę i każdy ruch mięśnia na kamiennym licu.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.05.19 19:29  •  Górskie zbocza Empty Re: Górskie zbocza
Wielki jak góra. Ubrany w zbroję. Z większym od siebie mieczem u boku, który był równocześnie źródłem płomienni. Dosiadał równie ogromnego konia i szybko rozprawił się z gorylami strzegącymi burdel, powtórzył w myślach, chociaż uprzednio rozłożył zasłyszany rysopis na czynniki pierwsze i złożył go na powrót w całość, by zapamiętać najistotniejsze informacje. Jednak podczas przetwarzania ich narosła w nim świadomość, że wszystkie były równie ważne.
  Wciągnął do nosa świeżą porcję powietrza, po czym sięgnął do kieszeni po kolejnego papierosa. W innych okolicznościach poczęstowałby swoim nałogiem Rhetta, ale teraz nie przyszło mu to nawet przez myśli; był zaoferowany czymś innym. Otóż przypomniał  sobie jegomościa na koniu, który zaledwie kilka dni wcześniej nadepnął mu na odcisk w umarłym lesie. Razem z jego pojawianiem się pierwszy raz od dawna poczuł jak smakuje strach, mimo iż odczuwał go w bardzo cząstkowej formie. W każdym razie ręce mu drżały, gdy sięgał po nóż, po tym, jak zakapturzony mężczyzna rozprawił się ze Żmijem. Co prawda nie mógł przyrównać rozmiaru owej postaci do góry. Gdyby nie otaczająca ją aura i umiejętności, którymi dysponowała, nie przykułaby uwagi Yury’ego.
  Dopiero po chwili zrozumiał, że Rhett coś do niego mówi. Ponownie skonfrontował swoje ślepie z jego twarzą; wcześniej oko spoczęło na spróchniałym pniu drzewa.
  — Nie wiem. Być może, ale nie mam pewności — rzucił wyjmująco, bo chociaż nadal miał w pamięci  konfrontacje z najeźdźcą, który przeszkodził mu Shane'owi i Tskushimaru w polowaniu, nie wiedział, co o tym wszystkim sądzić. Był jednak pewny, że jego słowa, skądinąd od czasu do czasu nadal pobrzmiewające w jego umyśle - artefakt przywódcy, miały wydźwięk najprawdziwszej groźby, która prędzej czy później się ziści. Skoro oponent wielkości góry był w stanie przedrzeć się do burdelu i częściowo go spalić, niewykluczone, że Smocza Góra jest następna w kolejce, wszak był to jeden z najbardziej okazalszych wzniesień na Desperacji; Kamienna Wieża górowała nad resztą ludzkich osąd. Była widoczna z daleka. Pełnił rolę drogowskazu.
  Uchwycił w palce zapalniczkę i zapalił nią papierosa, którym po chwili się zaciągnął, lecz wyjątkowo nie przedłużał momentu wydmuchania dymu z płuc. Wypuścił go kilka sekund później, zanim ten zdążył się w nich rozgościć.
  — Wydawał z siebie jakieś dźwięki? Wspominał coś o artefakcie przywódcy, albo o czymś w tym stylu?
  Mimo iż sprawozdanie Rhetta miało sporą wartość, nie mówiło nic o lokalizacji podpalacza. Mężczyzna w dalszym ciągu nie miał pomysłu, gdzie szukać odzianego w zbroję wielkoluda z destrukcyjnymi mocami, ale ktoś tak jak on rzucał się w oczy i zdecydowanie nie mógł rozpłynąć się w powietrzu, o ile wynik obserwacji podrostka nie był wyolbrzymiony, bo zdarzało się i tak. Ile to razy słyszał, będąc jeszcze jedną nogą w wojsku, że ktoś mierzył się z ponad czterometrowym Wymordowanym o wyglądzie człowieka. Żyjąc ponad ponad sześć lat na pozbawionych prawach ziemiach, ani razu nie wiedział takiego cudu natury. Jednak, jeżeli podpalacz naprawdę był ogromny, gdzieś musiał się ukryć i ktoś musiał go widzieć. Wizyta w Apogeum była zatem nieunikniona. Tam wszystko się zaczęło.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.05.19 1:12  •  Górskie zbocza Empty Re: Górskie zbocza
 — Nie wiem. Być może, ale nie mam pewności.
 Przechylił głowę na prawy bok, niemal przytulając policzek do ramienia. Przez chwilę czekał nawet na dalsze wyjaśnienia, ale te nigdy nie nadeszły. Był nieco zawiedziony takim obrotem spraw, lecz postanowił na razie nie zarzucać mężczyzny milionem pytań. Żaden z nich nie znał drugiego, a najemnik nie wyglądał na osobę gotową sprostać wyzwaniu, jakim było pół miliona pytań, które Marshall miał na końcu języka. Dzieciak zacisnął więc usta, postanawiając chwilowo odłożyć ciekawość na dalszy plan.
 Kolejne pytanie wyprostowało wymordowanemu plecy. Przytknął palce do podbródka i hmknął w zastanowieniu. Wzrokiem wodził po terenie dookoła, jakby kilka drzew na krzyż, jakieś krzaki i zaspy śniegu miały mu przypomnieć wydarzenia z burdelu w jeszcze bardziej szczegółowym wymiarze.
 — Artefaktach? Nie, niczego o nich nie wspominał — odparł w końcu, powracając spojrzeniem na lico palacza. — Spotkałeś kogoś, kto o nie pytał? Kogoś jak ten, który napadł na burdel? — zainteresował się, tym razem już ubierając myśli w słowa. Monstrum, na które on sam się natknął, nie powiedziało ani słowa na temat artefaktów. W ogóle niewiele mówiło, poświęcając czas na destrukcję.
 — Ale wspominał, że jest wysłannikiem Najwyższego i wymierza karę tym, którzy mu się sprzeciwiają — dodał po chwili namysłu.
 Złapał się pewniej za pień, na którym dotychczas siedział. Jeden odpowiedni ruch i po sekundzie stał już na świeżym śniegu, szczelnie otulając się nieco wysłużoną bluzą. Ciekawość pchała go naprzód, więc zrobił drobny krok ku rozmówcy.
 — Nic więcej nie powiedział ani nie zrobił. Przyszedł zrobić demolkę i nagle odjechał na koniu. Może coś go wezwało? Ten cały Najwyższy? Chociaż świadomość, że jest ktoś, kto włada tym monstrum, wcale nie napawa optymizmem... — swoją wypowiedź zwieńczył krótkim, nieco markotnym pomrukiem.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.05.19 12:44  •  Górskie zbocza Empty Re: Górskie zbocza
  —  Być może.
  Zanim pogłębił myśl, na powrót się zaciągnął, tym razem podtrzymując dym papierosowy trochę dłużej w zmechanizowanych płucach. W międzyczasie przypatrywał się postawie swojego rozmówcy; w czynnym oku pojawiła się iskra rozbawienia, która nie zgasła nawet wtedy, gdy szczyl zwiotczył swoją wypowiedź niezbyt optymistycznym akcentem. Przynajmniej utwierdził Wiecznego w przekonaniu, że tych sukinsynów było więcej. W każdym razie na pewno trzy sztuki - ten, który wtargnął do M-3, ten, który napadł na burdel i ten napotkany przez niego w lesie. I Najwyższy, którym mógł być każdy z nich, prócz tego w zbroi, lub żaden z wyżej przytoczonych; najprawdopodobniej to on zleciał im pozyskanie artefaktów.  
  Wyrzucił papierosa na wilgotną od zalegającego tam śniegu glebę. Przydeptał go podeszwą buta, po czym znowu skoncentrował się na młodzieńczym obliczu Rhetta.
  —  Podobnie, jak tamten poruszał się na koniu. Ale nie miał na sobie zbroi. Nie odezwał się też słowem. Hm, chyba porozumiewał się telepatycznie albo coś w tym stylu. Nie znam się na tych sprawach, ale w każdym razie słyszałem jego głos w głowie, jak... — urwał w połowie zdania.
Jak głos Kido Araty, dodał w myślach, ale nie wypowiedział tych słów na głos. Wojskowy milczał od dawna; prawdopodobnie od incydentu w norze aptekarze, kiedy uruchomiły się w nim pozostałości po dawnym, zagrzebanym pod kurzem niepamięci heroizmie.
  — Widziałeś, w którym kierunku się udał po napadzie na burdel? —zapytał jeszcze, chociaż był świadom, że temat rozmowy chylił się ku końcowi. Wszystkie ważne informacje już padły. Pozostała strefa domysłów i spekulacji, na którą miał zerowe chęci.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.05.19 21:13  •  Górskie zbocza Empty Re: Górskie zbocza
 — Być może.
 Zmarszczył nieco brwi, po raz kolejny zostając uraczonym tym samym typem wypowiedzi. Marudny cień przemknął przez lico młodego wymordowanego, lecz ten nie pozwolił pozostać mu tam na zbyt długo. Żywy blask w sekundę rozświetlił kolorowe ślepia z wcześniejszą mocą.
 Iskry przemykały przez tęczówki jeszcze szybciej, gdy najemnik postanowił w końcu rozwinąć wypowiedź i uraczyć opętanego kilkoma ciekawymi kąskami. Marshall słuchał ich w skupieniu, każde pojedyncze zdanie kodując na kartach pamięci dla późniejszego użycia.
 — Hmm — zastanowił się nagle, porównując wszystko, co usłyszał od starszego mężczyzny do własnej wiedzy. — Czyli mam co najmniej dwóch przeciwników... trzech licząc Najwyższego. Napadnięto na jeszcze jakieś rejony? — zaryzykował pytaniem. Prosił wszelkie bóstwa, by do uszu po raz kolejny nie dotarło monotonne "być może".
 Szurający po ziemi ciemny ogon podrzucał w górę świeżo zaległe płatki śniegu. Pierwsze oznaki głodu powoli ściskały przełyk, wykręcały żołądek i odbierały skupienie. Rozbiegany wzrok skakał po otoczeniu w poszukiwaniu ewentualnego posiłku, lecz poza ich dwójką w okolicy nie było żywego ducha. Wymordowany miał wrażenie, że nawet poranne ptactwo postanowiła ucichnąć.
 Odetchnął nieco głębiej, wypełniając płuca porannym powietrzem.
 — Nie. Nie widziałem — odparł, wciąż wodząc spojrzeniem po szczytach gór. W końcu jednak powoli zsunął ślepia na lico rozmówcy, pozwalając kłam wychynąć zza warg w parodii zaczepnego uśmiechu. — Ale mogę pomóc go znaleźć. Jestem mały i szybki, więc wejdę tam, gdzie ty nie dasz rady. Co powiesz na chwilowego towarzysza?
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.05.19 22:33  •  Górskie zbocza Empty Re: Górskie zbocza
  W początkowym zamiarze nie miał w planach wyjawiać mu żadnych zebranych przez siebie informacji na temat dziwnych zjawisk od kilku tygodni nadszarpujących nerwy Desperatów. Wobec tego chciał go spławić kolejnym „być może”, a po chwili się rozmyślił. Reakcje podrostka za bardzo go bawiły, by rezygnować tak szybko z tej rozrywki.
  — Słyszałeś o tym, co wydarzyło się w barze Przyszłość? — odpowiedział pytaniem na pytanie, zerkając w czerwone ślepie młodzieniaszka. Wieczny nie mógł odpędzić od siebie myśli, że był ledwie szczenięciem, które niedawno zaczęło samodzielną egzystencje bez matki u boku. Takie przeświadczenie zrodziło się w nim wraz z ujrzeniem dziecięcej ciekawość na obliczu mniejszego od siebie stworzenia.
  Uczynił kilka kroków w nań kierunku i przyjrzał się ogonowi szurającemu po śniegu. Ten widok sprawił, że na ustach Wiecznego pojawił się odrobinę szczerszy uśmiech niż dotychczas. Był dwojakiej treści: zdradzał ni to drwinę, ni to rozbawienie, która pojawiła się tuż po tym jak młodzik złożył mu propozycję współpracy. Wówczas z gardła Yury'ego potoczył się śmiech; swoim brzmieniem bliżej było mu do charkotu zdezelowanego silnika pojazdu mechanicznego.
  — Nie będziesz mi kulą u nogi, chwilowy towarzyszu? — zapytał równie zaczerpnie z naciskiem na dwa ostatnie słowa, w przerwie na złapanie tchu, ale po chwili znowu się roześmiał. Jakby uważał sugestię Rhetta za żart, jednocześnie na poważnie rozważył tą propozycje. Bądź co bądź gabaryty faktycznie uniemożliwiały mu przejście niezauważonym, a szczeniak miał ku temu odpowiednie predyspozycje. Był mniejsze, a przy tym na pewno zgrabniejszy, zwinniejszy i szybszy.  — Dobra, niech będzie. Wezmę cię za sobą, ale najpierw rzucisz coś na ząb. Martwy się nie przydasz, a dojście aż tutaj musiało cię kosztować sporo zachodu — stwierdzi łaskawie; jednego był pewny - gówniarz pokonał kilka kilometrów, by się tutaj znaleźć. Yury potrafił się odwdzięczyć tym, którzy na to zasługiwali, a niewątpliwie Rhett znalazł się w tym wąskim gronie.
  Bez choćby przytaknięcia, ruszył w drogę powrotną, ku Smoczej Górze. Nie zabrał ze sobą swojego stałego sprzętu w formie pistoletów, a bez nich nie miał najmniejszego zamiaru się stąd ruszyć. Poza tym, przed wyprawą, chciał jeszcze pogadać z Nayaden. Istniał cień szansy, że odbiło jej się coś u uszy w sprawie wariatów na koniach.

|| Jeżeli Rhett skorzysta z propozycji Yury'ego, w kolejnym swoim poście uwzględnij zt dla ich obu, a ja zacznę w innym temacie. c:
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.05.19 23:14  •  Górskie zbocza Empty Re: Górskie zbocza
 Nie miał pojęcia, co stało się w Przyszłości, więc i pokręcił głową.
 — Nie, ale chętnie się dowiem — wykonując krok naprzód nie podskoczył tylko dzięki resztce silnej woli. I jakiejś drobnej potrzebie szacunku. Jasne, pod wieloma względami był całkiem jak szczeniak, lecz to nie klasyfikowano go jako jednego z nich. Potrafił być poważny, po prostu przychodziło mu to nieco trudniej niż statystycznym desperatom.
 Kolejne pytanie wyrwało z gardła młodzieńca krótki śmiech o rozbawionej nucie.
 — Nigdy w życiu — zapewnił z werwą małego harcerzyka, po sekundzie unosząc nawet dłoń w charakterystycznym geście. Chyba nikt nie podejrzewał, że istniał ktoś, to salutowałby o tak wczesnej porze i przy tak niesprzyjających warunkach.
 Poruszył ogonem, chcąc strzepać z niego świeżo zaległe płatki śniegu.
 — Hah, nie doceniasz moich możliwości, mam energii z dwóch takich jak ty — mrugnął porozumiewawczo do mężczyzny, dość szybko zrównując się z nim krokiem. Zamierzał skorzystać z okazji.

z/t x2
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach