Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Go down

Pisanie 27.02.17 21:59  •  Sinister Shores (Kamikadze) Empty Sinister Shores (Kamikadze)
[center]Sinister Shores (Kamikadze) Tumblr_mqcx0nFEZE1syo9rlo1_500

Kamikadze napisał:Drużyna: Kamikadze
Cel: Płaszcz Cienia
Mistrz Gry: -
Wymagania: stosowne do poziomu trudności. Ren dopiero stawia pierwsze kroki na desperacji, a z racji burzy piaskowej - wręcz raczkuje
Zgoda na połączenie misji: pewnie, w parze zawsze raźniej.

Ekwipunek: Do wyboru 4 rzeczy.


Ostatnio zmieniony przez Marcelina dnia 03.04.17 15:12, w całości zmieniany 3 razy
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.03.17 22:18  •  Sinister Shores (Kamikadze) Empty Re: Sinister Shores (Kamikadze)
Dookoła słychać było szum. Szum liści poruszonych mocniejszym porywem wiatru gdzieś w lesie. Nie byle jakim lesie. W lesie Ameryki Północnej. Był schyłek wiosny. Dziewczyna przemierzała podczas weekendowej wycieczki głębsze partie lasu, aż natknęła się na drzewa obsiane danaidami wędrownymi. Przyszła nacieszyć oczy zanim odlecą.
Jaskrawe słońce i światło odbijające się o skrzydła owadów utrudniały chodzenie i dalsze ich oglądanie. Nie wiadomo z jakiej przyczyny dziewczyna podeszła bliżej do obsypanego drzewa na odległość zaledwie kilku centymetrów. Normalnie nigdy by się tak nie zachowywała, nie płoszyłaby zwierząt, nawet, jeśli to tylko owady.
I jak na życzenie, wszystkie podjęły próbę ucieczki i zerwały się do lotu, otaczając nastolatkę z każdej strony. Chwila jak z bajki, więc Ren zamknęła oczy i oddała się wrażeniom zmysłowym wyłączając wzrok a skupiając się na słuchu i dotyku. Na początku czuć było ich trzepoczące skrzydła delikatnie muskające o skórę, ale wraz z upływem czasu siła bijących skrzydeł była coraz większa. Tnące skrzydła tworzyły rany na nogach i rękach, rozdzierały materiał ubrań. Coś było nie tak. Robiło się coraz bardziej gorąco. Szelest poderwanych do lotu motyli zmienił się w hałas brzęczących, obijanych w pudełku kluczy. Ren otworzyła oczy i zlękła się widokiem ognia niesionego przez motyle, który powolutku zaczynał trawić i ją. Niemiłosierne pieczenie od ran i narastającego gorąca a także ból oczu zbyt jaskrawymi ciepłymi barwami był przeraźliwie wiarygodny. Wrzeszczała zrozpaczona. Myślała, że umiera.
Aż tu nagle budzi się przysypana piaskiem i o dziwo nie w swoim łóżku, a na pustyni. Osłupiała, spięta i z piachem we włosach. Popatrzała dookoła siebie, na niebo na okolicę. Dookoła na widnokręgu nie znajdywało się nic poza murami miasta odległe o jakieś dwadzieścia kilometrów. Sama zdziwiła się co robi tak daleko od murów, że prawie ich nie widzi. Słyszała swoje serce obijające się o żebra jak kanarek. Miała mieszane uczucia co do tego, co przed chwilą doświadczyła. Sen był na tyle wiarygodny, że nadal towarzyszyło jej wrażenie piekącego bólu, tak jak we śnie. Masowała się po nogach przez spodnie, by ulżyć sobie z uczuciem mrowienia.
Gdy emocje opadły a ona nabrała więcej orientacji co do czasu i miejsca, powaliła się na plecach z niewielką ulgą, gdy zaraz skrzywiła się i syknęła, nadziewając się na przedmioty znajdujące się w plecaku:
- jakiś mały pistolet naładowany sześcioma nabojami od gościa spod murów,
- półtoralitrową butelkę wody,
- wielofunkcyjny scyzoryk,
- telefon.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.03.17 18:19  •  Sinister Shores (Kamikadze) Empty Re: Sinister Shores (Kamikadze)
Siedział na drzewie z nogami bezwładnie zwisającymi w dół — prawie jak za dawnych lat. Wzrok wbity miał w jakiś oddalony, bliżej nieokreślony punkt. Mogłoby się wydawać, że nic nie było w stanie zakłócić jego stanu skupienia, jakby stracił zainteresowanie otaczającym go światem, a skupił się jedynie na tym odległym punkcie, który był poza zasięgiem jego ręki, a który tak bardzo mu się spodobał.
Z pewnością nie przerwałby swoich obserwacji, gdyby przed jego twarzą nie pojawił się motyl. Poruszył swoimi kocimi uszami, wsłuchując się w cichutki trzepot drobnych, intensywnie barwnych skrzydeł owada. Uniósł delikatnie rękę, a następnie machnął nią przed swoją twarzą, jakby próbował pozbyć się nieproszonego gościa, który tylko mu przeszkadzał i dekoncentrował go.
Motyl odleciał, choć wciąż był w pobliżu, bo trzepot jego skrzydeł wciąż był dla białowłosego dobrze słyszalny. Na nowo próbował skupić się obiekcie swoich zainteresowań, lecz dźwięk, który wydawał owad skutecznie mu to uniemożliwiał. Miał wrażenie, że łopot stawał się coraz bardziej intensywny — dużo głośniejszy i bardziej uciążliwy. Poczuł podmuch wiatru skierowany prosto w stronę swojego ucha. Takie małe żyjątko nie byłoby w stanie wytworzyć tak silnego strumienia powietrza. Był tego pewny.
Mimowolnie obrócił łeb, a intensywna barwa skrzydeł motyla niemalże natychmiastowo oślepiła go. Zmrużył oczy, próbując mu się lepiej przyjrzeć. Kolory paliły go w oczy, aż był zmuszony zakryć twarz dłonią, bo miał wrażenie, że gdyby poprzyglądał mu się chwilę dłużej to straciłby wzrok. Moment później uderzył w niego podmuch wiatru, który sprawił, że zachwiał się, tracąc równowagę i prawie spadając z drzewa. Motyle. Było ich więcej. Latały wokół, wywołując niemalże tornado, które bez problemu zniszczyło drzewo i rzuciło Nobuyukim kilka metrów dalej.

***

Gwałtownie otworzył oczy i podniósł obolałe ciało, podpierając się rękoma. Rozejrzał się na boki, próbując ustalić gdzie właściwie się znajduje. Pamiętał drzewo na którym siedział i tę chmarę motyli, która go „zaatakowała” — bo co jak co, ale słowo „atak” w połączeniu z motylami brzmiało dość komicznie.
Był na jakiejś pustyni, co udało mu się ustalić dość szybko, bo w zasięgu wzroku widział jedynie tumany piasku, nic więcej. Z trudem wstał, próbując się przy okazji trochę oczyścić z piachu, który miał praktycznie wszędzie — we włosach, w uszach, w ustach i nawet naleciało mu trochę do oczy. Splunął gdzieś w bok i zamerdał uszami. Ręką przetarł twarz, trąc też oczy, w których przez piasek pojawiły się łzy.
Nie wiedział gdzie dokładnie jest, choć doskonale pamiętał ten niezwykle realistyczny sen, który przez chwilę miał za rzeczywistość. Bo może to wcale nie był sen... Zagubił się we własnych myślach.
Nieopodal niego leżała jego plecak. Powolnym krokiem udał się w jego stronę, w nadziei, że znajdzie w nim coś przydatnego, jakąś wskazówkę, która podpowiedziałaby mu jak tu właściwie trafił i gdzie dokładnie był. Chwycił za zamek błyskawiczny i szybkim ruchem go rozpiął. Zajrzał do środka torby, dostrzegając w niej nóż myśliwski, średnią butelkę wody, jakieś zawiniątko, które prawdopodobnie było prowiantem oraz ciepłą bluzę. Zero jakichkolwiek wskazówek. Zero. Był w dupie.
Ruszył gdzieś przed siebie, z wzrokiem wbitym w nogi. Na chwilę zapomniał o tym, że jego organizm trawiła psychoza krwiopaty.
Potrzebował pomocy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.04.17 15:55  •  Sinister Shores (Kamikadze) Empty Re: Sinister Shores (Kamikadze)
Drobinki piasku wędrowały powoli przez wydmy, bezszelestnie. Jasny księżyc oświetlił je, a całość sprawiała wrażenie delikatnie rozjuszonego morza. Wszystko to było piękne... i zabójcze.
Dziewczyna nie miała wiele czasu. Jak się okazało, znalazła się w samym środku czegoś, czego nie mogła z początku wyjaśnić. Piasek się ruszał? Poczuła delikatne trzęsienie ziemi. Drobinki zaczęły wariować, uciekać. Dziewczyna z początku pomyślała, że znalazła się pośrodku ruchomych piasków, co wręcz przeraziło ją. Opowieści o ofiarach tegoż zjawiska często kończyły się na zdaniu "zniknął, piasek pochłonął go na zawsze". Nim ta zdążyła podnieść się i odbiec kilka metrów, spod ziemi wydobył się dziwny, niepokojący warkot. Ziemia rozsunęła się, a ze środka wysunął się ogromny, kilkunasto-metrowy robak, który próbował jak najszybciej wygramolić się ze środka. Dostrzegł Kamikadze, która stała się jego celem. Był to gatunek wielkiego wija, który właśnie opuścił swoje chłodne, ciemne tunele, by poszukać pożywienia na powierzchni zeschniętej ziemi. Był mięsożercą, a ludzkie mięso spakowało mu chyba najbardziej...
Ruszył ku niej. Był niewiarygodnie szybki. Dziewczyna dostrzegła puszczę nieopodal. Zasłony drzew, oddalona o trzydzieści metrów mogła okazać się doskonałą kryjówką dla drapieżnika polującego tylko na otwartych przestrzeniach. Jego otwór gębowy pełen ostrych niczym szpikulce kły nie wyglądaly zachęcająco...

Run, Kami, run!

Spoiler:
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach