Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Pisanie 22.06.16 13:30  •  Credo in Deum... - Page 2 Empty Re: Credo in Deum...
//Jakkolwiek kocham twoje opisy, to zróbmy przeskok.
Ad. / douce dame jolie, bo fragmenty mogą idealnie się nadać jako pieśń pochwalna Ao. + melodia

Tak. Nie. Może. Nie wiem. Dlaczego nie wiem. Przecież powinnam wiedzieć, prawda?

Wielka tajemnica światłości spływała na nią, gdy jej ciało coraz posłuszniej oddawało się działaniu naparów.
- Rzekł Pan…- Wyszeptała czując nagły ciężar w piersi. Coś wiązało jej płuca, spłycało oddech, zwalniało bicie serca. Mimo to musiała mówić. Chciała mówić, chciała śpiewać i modlić się. Choćby to miała być ostatnia rzecz w jej życiu.-… Królestwo moje jest w tobie i dookoła ciebie. Nie w bogato zdobionych komnatach… Nie w… pysznych strojach. Unieś kamień, a odnajdziesz mnie. Strąć belkę bluźnierczych kościołów, a będę tam.

Zawahała się jedynie na moment. Gdy jego palce, wędrujące tak swobodnie po jej skórze zahaczyły o bliznę.
Łagodnie strącone włosy przykryły nieprzyjemny skrawek historii.
- Qu'adès sans tricherie… Chierie. Vous ay et humblement, tous les jours de ma vie. Servie, sans villain pensement. Helas! et je mendie d'esperance et d'aïe; Dont ma joie est fenie, se pité ne vous en prent.– Zanuciła cicho, odsuwając go od swojego bólu i przeszłości. To teraz się nie liczyło, to już nigdy nie mogło się liczyć.
Ułożyła chłodną dłoń na jego policzku, zupełnie jak matka sprawdzająca czy jej syn umiłowany nie cierpi z gorączki.
Zasypiał?
A może był tak blisko Ao, jak jeszcze nigdy?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.06.16 17:57  •  Credo in Deum... - Page 2 Empty Re: Credo in Deum...
[dwa miesiące później]

Krew zdążyła już przywrzeć do pokrytego krętymi wyżłobieniami kamienia; dym kadzideł ulatniał się, podobnie jak zapach pieczonej baraniny, rytualnego posiłku. Grota ofiarna była już pusta: wierni rozeszli się, wracając do swoich zajęć i kątów pustyni, które zwali domami, kapłan przewodzący liturgii odszedł, by oczyścić się przed wieczorną modlitwą. Na zewnątrz słońce powoli skrywało się za horyzontem, a jego mieniące się coraz głębszą czerwienią promienie wpadały do groty przez niewielkie, wydrążone w skale otwory i rzucały refleksy na ołtarz i klęczącego przy nim nowicjusza.
Modlitwa nie byłaby nie na miejscu, nie tutaj, w samym sercu sanktuarium Ao, nie teraz, w tak znaczącej porze dnia jaką jest zachód słońca. Amosa pochłaniała jednak praca – jak wszyscy akolici, podjął obowiązki, o których starsi kapłani woleli nie pamiętać.
Ponownie zanurzył starą, zmęczoną szmatkę w kuble lodowatej wody i oczyścił kolejny z wąskich rowków z krwi. Leah, nowicjuszka, która przybyła do świątyni zaledwie miesiąc przed nim, sugerowała, że może mu pomóc, ale odmówił, sam nie wiedząc dlaczego. Czuł wzburzenie i dopiero teraz, mogąc skupić się na czysto fizycznej, monotonnej pracy, zaczynał rozumieć swoją reakcję.
Chlust wody z wiadra sprawił, że ostatnie strumyki krwi zniknęły z kamienia, a Amos podjął decyzję. Potrzebował kogoś, kto uspokoi jego wątpliwości.

---

Echo. – Podopieczny kapłanki wyglądał zdecydowanie mniej porządnie niż zazwyczaj: lśniące olejkiem włosy zwichrzyły się, a gęsto drapowane, zawiązane w pasie szerokim pasmem tkaniny dhoti były pobrudzone w okolicach kolan charakterystycznym, lekko różowym kolorem rozrzedzonej wodą krwi, podobnie jak jego dłonie. Spojrzenie Amosa wyrażało zaś przede wszystkim zmęczenie i… rozczarowanie.
Czy mogę z tobą porozmawiać?


//trochę nieudolna ta końcówka, ale nie chcę ci narzucać zachowania, miejsca itd.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.06.16 19:28  •  Credo in Deum... - Page 2 Empty Re: Credo in Deum...
|| [x]

Echotale miała w zwyczaju znikać raz na parę tygodni i nikt nigdy nie wiedział czy wróci na wieczerzę, następnego poranka, czy jej osoba zostanie zauważona dopiero po paru dniach. I były w całym kościele jedynie dwie osoby, które doskonale wiedziały, gdzie aktualnie przebywa. Amos zaliczał się do grona tych nielicznych szczęściarzy.
Kościół posiadał dwie fluorescencyjne jaskinie. Jedna z nich – ogromna, służyła na zwyczajowe miejsce spotkań i odpoczynku. Druga – położona o wiele głębiej – stanowiła ostoję dla wykończonej małą apokalipsą we własnym umyśle Echo.

Suraj hua maddham, chaand jalne laga, aasmaan yeh haai kyoon pighalne laga. Main thehri rahi, zameen chalne lagi - dhadka yeh dil, saans thamne lagi. Haan, kya yeh mera pehla pehla pyaar hai. Sajna, kya yeh mera pehla pehla pyaar hai

Usłyszał Echo zanim jeszcze zdążył ją zobaczyć, na brzegu niewielkiego jeziorka.
Siedziała z przymkniętymi oczami, łagodnie przesuwając dłońmi przed swoją twarzą, zupełnie jak gdyby próbowała złapać po omacku w palcu krążące dookoła świetliki. Ciężko było nawet powiedzieć czy się modli, czy raczej po prostu odpoczywa, a w jej czynności nie ma żadnego drugiego dna. Nuciła przy tym pod nosem starą melodię.
- Amosie.- Nawet nie drgnęła słysząc swoje imię. Nie podniosła się też, aby go przywitać. A jednak uchyliła powoli oczy, wyciągając do niego powoli rękę i zapraszając, aby się przysiadł.- Kya sadiyon se puraana hai rishtaa yeh hamaara. Ke jis tarha tumse hum mil rahe hai.

- Czy mogę z tobą porozmawiać?
- Cóż to za pytanie? Jestem twoja i zawsze będę ci służyć słowem lub pomocą.- Pogrzebała chwilę w torbie wyciągając z niej niewielką świeczkę. Ta ułożona na sporym liściu i puszczona na wodę, nieznacznie rozjaśniła jaskinię. Mimo wszystko światło podkreśliło też jak chorobliwie blada i zmęczona była dziewczyna. Nawet ubranie się w ciemnoczerwoną szatę nie poprawiało wrażenia. Schudła, sprawiając wrażenie jedynie ducha przystrojonego na własną rocznicę śmierci.- O czym chciałbyś pomówić, Amosie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.06.16 0:16  •  Credo in Deum... - Page 2 Empty Re: Credo in Deum...
Jak zawsze, przyklęknął przy swojej mentorce, ujmując obie jej dłonie w swoje i składając na nich pocałunek pełen ciepła i przywiązania. Nigdy nie witał w ten sposób innych, a sama Echo nigdy go o to nie prosiła, ale nie potrafiłby oddać jej szacunku w jakikolwiek inny sposób - tylko ten prosty gest wyrażał, co Amos chciał wyrazić.
- A ja twój - uśmiech na chwilę rozjaśnił jego twarz. W tej wewnętrznej samotni, oświetlonej tylko naturalnym blaskiem, mógł niemal zapomnieć o wszystkim, co istniało na zewnątrz; nie na długo, niestety. Na powrót się zachmurzył i przeczesał dłonią włosy, mierzwiąc je jeszcze bardziej i pokrywając dłoń pachnącą warstwą olejku.
- Chyba... zwątpiłem - stwierdził z pewnym wahaniem, krzyżując nogi na podobieństwo kwiatu lotosu. Zrobił dziwny gest ręką, zbierając słowa i myśli.
- Zagubiłem się na ścieżce Ao i nie wiem, komu mam ufać. Pisma pierwszego proroka głoszą, że - zamilkł, wpatrując się już nie w kapłankę, ale w promieniującą mdlącym, bladym blaskiem wodę przed sobą.
- Ofiara naszych ciał - zaczął od nowa, tym razem pewniej - ma sens tylko wtedy, gdy dobrowolnie oddajemy się Panu i wiernym. Jeśli jesteśmy zamknięci, jeśli traktujemy zmysłowość jako obowiązek lub cierpienie, a nie jako dar, sens ofiary wypacza się i Ao nie może stać się w niej obecny. - Spojrzał na Echo oczekująco, niemo prosząc, lub nawet żądając, potwierdzenia. Jego ciemne oczy niknęły w cieniu, który mimo bladych gier świateł w jaskini zakrywał mu twarz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.06.16 0:59  •  Credo in Deum... - Page 2 Empty Re: Credo in Deum...
- „Nie znajdziesz mnie w ciele, które na sprzedaż zostało wystawione jako wół czy baranek ofiarny. Nie wzbogacisz się swym ciałem, darem jest bowiem ode mnie, a daru się nie roztrwania.” – Powiedziała, układając delikatnie dłonie na policzkach Amosa i wpatrując się w niego z niepokojem. Wiedziała, że przyjdzie zwątpienie. Niewielu go zdołało uniknąć.

A ty w szczególności nie potrafisz sobie z nim poradzić, prawda?

Przymknęła oczy, przez chwilę zastanawiając się w milczeniu w co ona powoli przestaje wierzyć.
W Ao? Nie. Nie zdarzyła jej się nawet jedna chwila, nawet jedna myśl nie poddawała Jego istnienia w wątpliwość.
W kościół nowej wiary? Nie. Byli jej rodziną, dzięki nim żyła i mogła cieszyć się tym cudownym światem.
W co wątpisz Maro?
Wątpiła w samą siebie. Powoli zatracała własne jestestwo stając się jedynie echem cudzych pragnień i dążeń. Dostrzegła widoczne siniaki na swoich nadgarstkach i zabrała ręce od podopiecznego, pozwalając rękawom zakryć niewygodne ślady.

- Widzę, że coś się stało Amosie.- Podążyła wzrokiem za jego spojrzeniem. Woda w tym miejscu była niezwykle spokojna, do tak głębokich partii nie docierały nawet najmniejsze powiewy wiatru, dlatego świeca zastygła niedaleko od samego środka jeziorka, wabiąc do siebie świetliki.- Coś od czego nie mogłam cię uchronić, choć bardzo bym tego chciała.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.06.16 10:46  •  Credo in Deum... - Page 2 Empty Re: Credo in Deum...
- "Baranek ofiarny"...? - powtórzył za nią gorzko. Przesunął dłonią po gładko ogolonej szczęce; widok nawet lekkiego zarostu na swojej twarzy budził w nim głęboki i przeszywający żal, ale jego powód zdążył już zniknąć w mętnych falach mleka makowego. Wkrótce - pomyślał przelotnie, wciąż wpatrując się w wodę - zniknie pewnie i żal.
- Nie mnie - odpowiedział krótko. Nawet przez chwilę nie przewidywał, że mentorka może się z nim nie zgodzić, ale teraz nagła wątpliwość wymusiła na nim milczenie. Co zrobi, jeśli Echo również nie zobaczy tego, co on widział? Jeśli pozostanie tutaj wymagałoby sprzeciwieniu się słowom Ao, które słyszał wewnątrz i które prowadziły go do tej pory... Czy powinien zostać? Odejść? Nie miał dokąd odejść, Pan wskazał Góry Shi jako jego miejsce na świecie. Ale...
- Dzisiaj podczas nabożeństwa ofiarą był właśnie baranek - powiedział, a wszystkie wątpliwości umilkły, zagłuszone jego głosem. - Zeszłoroczny. Z naszej trzody. Jeden z tych, których wełna kolorem przypomina piasek na dnie jeziora. - Bezwiednie zamoczył dłoń w lodowatej, błyskającej fluorescencyjnie wodzie.
- Rozumiem, czemu ofiary wymagają życia. Rozumiem, czemu jesteśmy winni wyznawcom naszego Pana posiłek z mięsa. Ale on był... przerażony. Wszystko było nie tak! - Amos ukrył twarz w dłoniach. Czuł mdłości. - Jak ofiara z kogoś, kto nie chce być oddany Ao, ma zbliżyć Go do nas? Jeśli oczekuje od nas, od naszych ciał akceptacji, jeśli nasz udział w rytuałach nie ma najmniejszego sensu, gdy dzieje się wbrew naszej woli, jaki sens miało pozbawienie życia tego baranka?! - podniósł głos, a jaskinia odbiła jego słowa, pozwalając im wrócić echem. Mężczyzna zamilkł na chwilę, po czym wyprostował się i kontynuował spokojniejszym głosem:
- Powiedziałem kapłanowi, który przeprowadzał rytuał, że baranek jest przerażony, że wymaga opieki, że być może trzeba będzie wykorzystać w rytuale inne zwierzę. Zostałem wyśmiany. Nie, nie ja. Życie tej biednej, delikatnej istoty, która wiernie służyła wspólnocie kościoła ku czci Ao, i która mogła, może nie teraz, może nie dzisiaj, ale mogła wspomóc nas w zbliżeniu się do Pana. A teraz rytuał stał się... żartem, kpiną, z baranka, z wiernych, z Ao. Jak można odprawiać nabożeństwo i być tak... tak ślepym! Ślepym na sens, który Bóg umieszcza w każdym z nas...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.06.16 1:50  •  Credo in Deum... - Page 2 Empty Re: Credo in Deum...
- Czasami... Czasami zdarza się, że ludzie zatracają się w swej sile, zapominając, że została im dana przez Ao i do niego ona należy.- Powiedziała, zniżając głos do bezpiecznego szeptu, choć przecież już na co dzień była jedną z tych najcichszych osób w sercu kościoła. Echotale nie krzyczała, pozostając zawsze w cieniu Proroka niczym jego niezauważalny, niesłyszalny cień.- Wybaczamy im to, bowiem są tylko ludźmi i jak każdy z nas popełniają błędy. Widzę twoje poświęcenie, twoją miłość. Nasz Pan także nie pozostanie jej obojętny.
Zamilkła na chwilę, wsłuchując się w dźwięk owadzich skrzydeł. Nigdy nie sądziła, że znajdzie się ktoś kto tak dogłębnie przejmie się nawet najdrobniejszą istotą żywą.
Czuła jego ból. Niczym gąbka chłonęła całą rozpacz i zwątpienie, przekształcając je we współczucie i zrozumienie, którego tak teraz zapewne potrzebował.
- Ja... Myślę, że w tym całym smutku, mam dla ciebie coś co nieco poprawi ci humor.- Powiedziała nagle, łapiąc jego mokre od wody dłonie w swoje i zmuszając go do spojrzenia na siebie. - Nasz świątobliwy Prorok... wczoraj wieczorem przystał na moje prośby i zgodził się, abyś przejął moje nabożeństwa.
Jej uśmiech nieco zgasł, gdy przypomniała sobie dlaczego w ogóle o to poprosiła i jak wysoką cenę musiała płacić za każde z ustępstw Ion'a.
- Przynajmniej do czasu, aż nie wydobrzeję. Potrzebuję cię teraz Amosie... Kościół cię potrzebuje.- Przysunęła się powoli, składając na jego ustach ciepły pocałunek. I choć Echo sama w sobie wprost emanowała seksualnością, to jednak w kontakcie ze swoim podopiecznym cała ta otoczka znikała. Zupełnie jak gdyby Amos był jedyną istotą, przy której zdejmowała swoją idealnie skrojoną maskę od której wariowała większość mężczyzn i kobiet.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.06.16 19:43  •  Credo in Deum... - Page 2 Empty Re: Credo in Deum...
what the hell, zawsze myślałam, że Marazm jest raczej przeciętnie wyglądającą osobą

Nie zrozumiała. Nie chciała? Nie była w stanie? Mężczyzna nie opuścił wzroku, gdy złapała go za dłonie, ale nie poruszył się, zepchnięty do nagłego ogłuszenia przez szok oraz rozczarowanie. Dotychczas palący go od środka ogień wiary zachwiał się, po raz pierwszy od kiedy odnalazł Pana, i Amosa wypełnił lód, kłujący jego serce krótkimi, zimnymi igłami. Echo... dlaczego nie pojmowała, jak wielkiej zbrodni dopuścił się kapłan, dlaczego nie pojęła bluźnierstwa zawartego w wypaczeniu rytuału, dlaczego nazwała "błędem" to, co w rzeczywistości było jedynie bezprawnym mordem, uzasadnionym kłamliwymi, zwodzącymi wiernych i urągającymi Ao motywami... Nie rozumiał jej, tak jak ona nie rozumiała jego. I - uświadomił sobie, czując, jak ostatnie pasma nadziei wymykają mu się spomiędzy palców - nie jest w stanie tego zmienić. Jego słowa zawodziły go, nie pozwalając mu sięgnąć do serc innych i wskazać im drogi, którą sam szedł.

Odwzajemnił pocałunek mechanicznie, przymykając oczy, i pozwolił jej słowom płynąć. Czuł się pokonany i opuszczony; chociaż słowa Echo były niezmiennie ciepłe i wzruszające, tym razem Amos nie był w stanie znaleźć w nich podpory i winił się za tę ułomność, oskarżając zwątpienie, które go osaczyło, o zniszczenie tej delikatnej, złotej więzi, która łączyła jej głos z jego duszą. Tak zawsze widział słowa swojej mentorki: jako jasne niczym Słońce, cienkie, złote nici, opadające z lekkością i gracją wokół ludzi, tworząc kokon, oddzielający ich od świata, pozwalający wejrzeć w siebie i odnaleźć Ao. Potrzebował ich teraz, gdy wszystko zdawało się zmuszać go do zejścia ze ścieżki, którą wytyczył dla niego Pan, rozpaczliwie potrzebował, ale nieprzenikalny mur niemocy oddzielił Amosa od ich blasku. Uchylił powieki, licząc, że zdoła chociaż zobaczyć znikające urywki jaśniejących linii w powietrzu, skoro nie dane mu było zanurzyć się w nich w pełni, ale zamiast tego zobaczył jedynie ciemność i śmiertelnie zmęczone dziecko, wpatrujące się w niego z napięciem.

"Dziecko". Amos od początku zdawał sobie sprawę z istniejącej między nimi przepaści doświadczenia, zabawnej, biorąc pod uwagę charakter ich relacji: byli odwróceniem naturalnego porządku, w którym starsze pokolenie powinno uczyć młodsze. Dopiero jednak w tej chwili prawdziwie zrozumiał konsekwencje ich położenia. Echo wciąż była dzieckiem, chociaż ani ona, ani otoczenie świątyni wolało tego nie zauważać, jakby słodko-gorzki ciężar młodości i niedojrzałości był czymś, czego powinna się wstydzić i co powinna ukrywać.
- Wybacz mi - powiedział cicho, kładąc jej dłoń na policzku, a lód ściskający jego serce stopniał i zmienił się w łzy. Jak mógł oczekiwać, że ktoś, czyje cierpienie pozostawało nieme, będzie w stanie znaleźć w sobie litość dla innych, którzy również zostali pozbawieni głosu? - Byłem niemal tak ślepy jak tamten kapłan. - Dłonią zjechał na kark dziewczyny i przytulił ją do siebie, mocno, opiekuńczo, jak brat siostrę lub rodzic dziecko. Wciąż trzymając Echo w objęciach, spytał:
- Jak cierpisz, najdroższa? Gdzie kryje się twoja choroba: w ciele, w duszy?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.06.16 1:37  •  Credo in Deum... - Page 2 Empty Re: Credo in Deum...
Seksualność to nie piękno, Amo. Mara jest w tym okresie identycznie nacechowana dla kościoła seksualnością jak Lolita dla Humberta. A przecież nasza panna też nie była jakoś wybitnie jak na paronastolatkę piękna.
Poza tym Marka omamia ludzi głosem nie uroczą buźką *wzrusz ramionami*



Odchyliła skraj długiej szaty, ukazując mu swoją opuchniętą stopę. Głębokie nacięcie, któremu towarzyszyły ciemnofioletowe siniaki, wyglądało zbyt precyzyjnie by mogła zasłonić się nieostrożnością czy małym wypadkiem. Ne mogła na to patrzeć, w takiej chwili o wiele ciężej było udawać bezgranicznie szczęśliwą.
- Nie godzi się służyć Panu i kościołowi w takiej niemocy, gdy nie możesz ustać przy ołtarzu. Dlatego sprowadzono mnie tutaj, abym mogła w ciszy upraszać naszego Ao o szybki powrót do zdrowia.- Powiedziała cicho, opierając policzek o ramię mężczyzny.
To wyjaśniało dlaczego nie podnosiła się od jeziora, aby go przywitać. Przemilczała kwestię dlaczego nie udała się do uzdrowicieli i co tak naprawdę stało się zaledwie paręnaście godzin wcześniej.
- Cierpienia mej duszy Amosie mają konkretną postać. Widuję ją w snach i pod przymkniętymi powiekami. Zagłusza modlitwy, skłania do zwątpienia. Jest zadrą w moim sercu, której zapewne nigdy się nie pozbędę. I choć miłuję Ao ponad wszystko co zostało mi w życiu dane, to muszę w pokorze znieść swoją pokutę. Oby Pan sprawił, że choć twa dusza będzie wolna od smutku.- Szepnęła strząsając szatę tak, aby z powrotem zakryła jej rany na stopach.
Jej głos drżał zupełnie jakby dziewczyna miała za moment się rozpłakać. A jednak jej oczy pozostawały suche, a ona sama powoli wysunęła się z objęć Amosa. Zachowywała się jak dziecko, które choć srogo obiło kolano, odsuwało się od ojca, by dzielnie znieść ból i udowodnić całemu światu, że jest już dorosłe.

- Nie jesteś ślepy, najmilszy. Dostrzegasz rzeczy, które ludzie ignorują. Wiesz dlaczego tak się dzieje? Bo oni nie czują Ao tak mocno jak ty. Choć rozpaczliwie go poszukują, to wciąż i wciąż popełniają grzechy. Możliwe, że ten kapłan błądzi. Popełnia czyny, które każdego dnia sprawiają, że stacza się w otchłań zaniedbań. Pomóż mu jeśli możesz. Powtarzaj słowa Pana. A jeśli nie posłucha i nie zaniecha swych czynów, oskarż go przed obliczem Proroka.- Zacisnęła palce na przodzie swojej sukni, unikając jednak kontaktu wzrokowego z podopiecznym. - Mówi pismo, że nie ma bowiem równych i równiejszych na sądzie Boga, a każda dusza jest mu miłą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

 
Nie możesz odpowiadać w tematach