Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Do roboty, rozdzielmy się. Ja biorę kobiety.  LI2Ykfx

- W CV napisał pan, że jest pan tajemniczy. Czy może pan rozwinąć wątek?
- Nie.

UCZESTNIKAMI misji są Shion i Arthur. PRZEWIDYWANY POZIOM - średni. PLANOWANE WYNAGRODZENIE - dla Shiona kromstak, dla Arthura rozwinięcie formy wymordowanego (nietoperze skrzydła). Jak nie spierdolicie sprawy, to na pewno was nie ukatrupię.

LOKALIZACJA NIEZNANA. Godzina niesprecyzowana.
Tik.
Wdech.
Tak.
Wydech.
Arthur zaczerpnął powietrza tak gwałtownie, jakby trzymano mu głowę pod wodą o kilkadziesiąt sekund za długo.
Tik.
Jęk.
Tak.
Ruch.
Usta Shiona drgnęły, ale nie należały do niego ─ były skostniałe i lodowato zimne.
Tik tak tik tak tik tak... tik...
Rzeczywistość dobijała się do nich wyjątkowo nachalnie. Uderzenia w barierę między snem, a jawą były jak kolejne huki ze strzelby postępujące jeden po drugim w takich samych odstępach czasowych. Szybko wybudzili się więc ze strefy psychicznie bezpiecznej, choć zamglenie rozmyło się dopiero po dłuższej chwili. Dudniło im w czaszkach, coś wwiercało się w brzuch, kuło w pierś, ciążyło kilogramami piasku w butach. Nie byli może przygotowani na obecne warunki, ale jednego mogli być pewni ─ jeżeli wdepnęli w jakieś gówno, to co najmniej po kolana.
Zapach zgnilizny i ostała, wyjątkowo ciężka woń pleśni owinęła ich niewidzialnym ─ choć w każdym normalnym filmie, grze czy anime miałaby kolor podgniłej zieleni ─ szalem, doprowadzając płuca do wzmożonej aktywności. Trudno było nabierać powietrza i wyłuskiwać z niego ostatki świeżego tlenu, nic więc dziwnego, że prócz niezadowolenia, do kolekcji dochodziło dudnienie w czaszce. Natrętne, chaotyczne i wyjątkowo uciążliwe. Obaj mieli wrażenie, że ich głowy wypełnione były potłuczonymi kawałkami szkła ─ drobny ruch i kawałki otrą się o siebie z nieprzyjemnym piskiem przejechania końcówkami paznokci po szkolnej tafli tablicy.
Cały ten zapach skotłowany był w niskim pomieszczeniu; do środka wpadało światło tylko przez niewielki otwór w drzwiach. Na domiar złego poprzetykany grubymi kratami poustawianymi jeden przy drugim na tyle blisko, że ledwo prześlizgnęła by się przez pręt szczupła dłoń.
Co ty powiesz?
Dobiegł ich znudzony głos zza twardych, żelaznych drzwi.
Arthur mógł poczuć, jak szczypie go warga. Jedno poruszenie ustami i metaliczny smak krwi rozbudzi zmysły. Wystarczyłoby, żeby starł z twarzy wyschniętą w połowie ciecz, a byłoby mu łatwiej uspokoić instynkt, ale ktoś miał najwidoczniej zupełnie inne zdanie. Nawet gdyby próbował poruszyć rękoma, pozostawały na swoim miejscu. Ciasne kajdany przejęły chłód jego ciała i odwdzięczały się jeszcze gorszym lodem, nie pozwalając od teraz zapomnieć o swojej obecności.
Ta. A potem zmiana. Jak znów nie przyjdzie, to mu wjebię krzesło w dupę, powaga.
Inny głos.
Shion był oparty o ścianę bokiem (w porównaniu do Arthura, którego ułożono plecami) i czuł z pewnością chropowatą konstrukcję brudnych, zzieleniałych kamieni, których powierzchnia zdążyła odcisnąć się na jego piegowatym policzku. Targały nim przede wszystkim nudności, które wwiercały się w żołądek i wyciskały z niego wszystko, co tylko wymordowany był w stanie wcześniej zjeść, pchało to w otoczce kwasu ku górze, do gardła i podniebienia.
Nie wiem, pojebane to. Daj tego ognia.
Znów pierwszy.
Potem pstryknięcie. Głęboki wdech. Krótka cisza. Głośny świst wydechu.
Pomieszczenie, w którym znajdowali się Arthur i Shion było przede wszystkim ciasne jak dziewicz-- jak coś bardzo ciasnego. Być może nie zaryliby głowami, gdyby udało im się wstać na nogi, ale osoby szczycące się dwumetrowym wzrostem szurałyby czaszkami o sklepienie. Same ściany wydawały się tak samo skurczone, bo obejmowały ich potulnie i mocno, nie pozwalając na szczególne odsunięcie się jednego wymordowanego od drugiego. Mogliby co prawda położyć się obaj tuż obok siebie i mieliby jeszcze miejsce na trzeciego degenerata, ale bez wątpienia w brydża by już nie zagrali.
A ty dalej jesteś z tą laską?
Ziemia była naga ─ bez drewna podłogi, a już tym bardziej wykładziny ─ ściany pozbawione jakichkolwiek otworów, pomijając to, które przeznaczono na ogromne, jednoskrzydłowe drzwi. Prostokąt światła kładł się nierówno na ich nogach co jakiś czas znikając, gdy na korytarzu poruszył się jakiś strażnik.
Taa, ale strasznie dziwna jest. Ma chyba jakąś alergię, bo jej wyłazi coś na ciele.
Wmawiasz sobie. Pewnie też złapała tego syfa. Niedługo sam będziesz musiał ją ładować do jednej z cel. Ale ona to mi się nigdy nie podobała. Źle jej z oczu patrzy.

NOTKA OD MG:
- Nie macie przy sobie niczego prócz bielizny. A szto.
- Shion: czuje nudności, mocne mrowienie w gardle, ból głowy (potylica). Jest poobijany.
- Arthur: ma rozwaloną wargę, nadwyrężony nadgarstek lewy nadgarstek, ból głowy (skroń). Jest poobijany.
- Obaj nic nie pamiętają. Nawet własnych danych osobowych. Wraz z rozwojem misji będę wam wysyłać na PW znaczące fragmenty wspomnień.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przyjazne objęcia sennej nieświadomości uciekły nagle gdzieś daleko. Dobyjająca się rzeczywistość powinna uciekać gdzie pieprz rośnie póki kurdupel jeszcze nie wie co się dzieje. Nigdy nie lubił gdy coś budziło go ze snu i od ponad tysiąca lat się to nie zmieniło. Zwłaszcza, iż teraz mogło go rozdrażnić byle co i gdyby nie obecne położenie, to pogryzłby wszystko i wszystkich dookoła.
Powoli otworzył oczy, starając się uspokoić oddech. Każdy łyk powietrza wydawał się być coraz trudniejszy. Niemal czuł smak tego powietrza, któremu niewiele brakowało do konstystencji zdatnej do krojenia nożem. Tępym. Wyczulone zmysły były teraz niczym najgorsze przekleństwo. Ktokolwiek ich tutaj zamknął chyba nie wietrzył okolicy od nowości. Sadyści.
Miał wrażenie jakby wielki pies usiadł mu na klatce piersiowej i dyszał prosto w nos. Arth powoli przekręcił głowę, próbując się choć nieco zorientować w sytuacji. Dostrzegł drugiego osobnika i już chciał się odezwać, już rozchylił wargi, gdy poczuł przyjemny smak krwi. Wężowy jęzor wysunął się kilkukrotnie, zlizując szkarłatną ciecz. Nawet jeśli należała do niego, to miała przyjemny, pobudzający smak. Źrenice zwęziły się do pionowych kresek. Jeszcze raz przemyślał chęć odezwania się, ale nagle uświadomił sobie niemożliwość przywołania jakiegokolwiek zdania. Co gorsza, nie mógł sobie przypomnieć kompletnie niczego, a pytań powstawało coraz więcej. Dlaczego doznał zaszczytu leżenia na posadzce, dlaczego miał przykute ręce, skąd się tu wziął, kim jest, skąd pochodzi, dokąd zmierza i - co najważniejsze - dlaczego do cholery był w samych gaciach?
Przeniósł wzrok na jedną rękę, potem starając się ignorować nieznośne pulsowanie w skroni zerknął na drugą. Przez sekundę zastanawiał się nad przyczyną posiadania dwóch różnych łapek, ale myślenie za bardzo bolało. Spróbował odetchnąć głębiej, a zaraz po tym wszystkie mięśnie napięły się pod cienką, bladą skórą, wyraźnie odznaczając się na drobnym ciele. Zawarczał dziko, pokazując zdecydowanie za długie kły. Próbował uciec od nieznośnego chłodu posadzki, wyrwać się z okowów, chciał zagryźć wszystko co wpadnie mu pod ręce. Ale nie mógł. Mimo wyraźnego zaniedbania czystości celi (oj, przydałoby się powiadomić odpowiednie służby), ktoś zadbał o odpowiednio mocny metal. Blondyn zrezygnował z prób ucieczki i ponownie przymknął powieki. Nie miał po co uwalniać rąk - drzwi zdawały się być zbyt solidne na próby wyważania. Do tego pozostawali strażnicy na zewnątrz oraz cała masa innych niebezpieczeństw, których w samych majtach raczej by nie ogarnął. Po raz drugi spróbował zaczerpnąć w płuca większą ilość tlenu, którego i tak prawie nie było. Zaczął kaszleć, wypluwając odrobinę krwi. Wirus ostatnio nie chciał go oszczędzać, chociaż w tym momencie nawet nie miał pojęcia o jego istnieniu. Nie potrafił skupić myśli na niczym poza otoczeniem. W czaszce panowała dziwna pustka.
Rzeczywiście musieli nieźle wdepnąć, skoro tysiącletnia historia zniknęła ot tak.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie chciał otwierać oczu. Czuł, że kiedy tylko to zrobi, to uderzenie z rzeczywistością okaże się zbyt bolesne. I się nie pomylił. Już w pierwszych chwilach, kiedy jego świadomość brutalnie zaczęła się przebudzać, poczuł niekontrolowane mdłości oraz ból całego ciała. Jakby coś po nim przebiegło. I chociaż nie spał już jakiś czas, wciąż miał zamknięte oczy, nasłuchując rozmowy zza drzwiami, próbując wyłapać wszystko, co mogłoby chociaż w drobnym stopniu pomóc mu w zlokalizowaniu miejsca, w jakim się znalazł. I mogło wydawać się, że nie ma nic gorszego od niezrozumiałego bólu i wymiotów na zakręcie, jednak ostatecznie totalna pustka i cisza w głowie okazała się o wiele bardziej przerażająca. Próbował wytężyć głowę, umysł, przypomnieć sobie choćby skrawek tego, jak się tutaj i znalazł i kim był. Ale zamiast tego spotkał się jedynie ze ścianą niewiedzy. Podkulił mocniej nogi pod siebie, czując się dziwnie bezradny. Obdarty z wlanej tożsamości, trząsł się jak osika na wietrze, a chłód targał jego skórą jak tylko chciał. Powoli uchylił powieki i jeszcze przez chwilę mrużył oczy, aż wreszcie pozwolił sobie na rozejrzenie po celi, w jakiej się znajdował. Na tyle, na ile mu dana pozycja pozwalała. Tylko przez krótki moment zawiesił spojrzenie na swoim towarzyszu niedoli, ale nie uraczył go ani krztą większego zainteresowania. Przełknął z trudem ślinę i przesunął koniuszkiem języka po dolnej wardze, chcąc ją nieznacznie nawilżyć. Musiał coś zrobić. Cokolwiek. Musiał dowiedzieć się… kim był. Jeżeli skrępowanie i pozycja, a przede wszystkim jego własny stan mu na to pozwolił, dźwignął się na nogi i podszedł do wątpliwej konstrukcji drzwi, o które powoli oparł się ramieniem. Czując dudnienie w skroniach każdy krok wydawał mu się bolesny, jakby stąpał po rozbitym szkle. Znalazłszy się przy drzwiach, uniósł się na palcach, chcąc dosięgnąć do okienka, jedynego źródła światła i spojrzeć przez niego, żeby… właściwie nie wiedział po co. Może tam znajdzie jakąś odpowiedź. Cokolwiek. Zawsze to większej spojrzenie na świat.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

MISTRZ GRY.
Każda próba przedarcia się przez czarną zasłonę niewiedzy powodowała ukłucie igły bólu. Niejeden znalazłszy się w takiej sytuacji zacząłby panikować, wyduszając z gardła histeryczny krzyk żądający wyjaśnień. Zamiast tego rozległ się syk, na który ─ z drugiej strony ściany ─ zareagował jeden ze strażników.
Ciężkie drzwi zaczęły drżeć pod ostrzałem pięści.
Morda tam! ─ warknął, przebijając się przez błoniastą barierę, jaka spowijała ich umysły, powodując tym samym nową wiązankę podskórnego wstrząsu bólu.
Zwierzęta.
Drugi głos z charknięciem zebrał ślinę i splunął nią w bok.
Pieprzone. Ale do jutra będzie po wszystkim. Ile jeszcze?
Do przerwy? Jakiś kwadrans.
Ja pierdole.
Śmiech.
Mam się schylić?

Adrich splunął. Zapewne nie byłoby to związane z żadnym fenomenalnym zdarzeniem, bo to, co opuściło jego buzię, powinno szybko wymieszać się z tym, co znajdowało się na podłodze o kilka dekad za długo, jednak w konfrontacji z podłogą ślina zmieszana z krwią syknęła jak przestraszony trzasku kocur. W mdłym i ograniczonym świetle nie dało się dostrzec niewielkiej dziury, jaką wydrążyła posoka Arthura, ale zszarzały, bardzo rzadki dymek już owszem. Pojawił się tylko na chwilę i zniknął jeszcze przed tym, zanim kwas dożarł brud i kawałek podłoża, ale był to jedyny punkt, jaki mógłby zainteresować obu wymordowanych ─ szczególnie Opętanego, przed którym rozlegał się cały występ.

Małe okienko było zakratowane i ─ jak na złość ─ znajdowało się wysoko. Dosięgnięcie do niego wymagało od Shiona nie tylko wspięcia się na bose palce, ale również wyciągnięcia szyi ─ a i oba zabiegi naraz nie spowodowały, że był w stanie zerknąć na całość. Mignęła mu jednak skóra karku z nachodzącą na nią burzą kręconych, czarnych włosów. Mężczyzna musiał być bardzo blisko, bo jego zapach okazał się najbardziej intensywny ─ dezodorant. To pierwsze, co dało się wyłapać również przez czuły węch Arthura.
Prócz niego trzy inne świeże wonie. Jedna praktycznie niemożliwa do wychwycenia; musiała znajdować się gdzieś o wiele dalej.
Masz zamiar dać im żreć? ─ Głos ciemnowłosego dobiegł do Shiona z taką mocą, jakby przystawiono jego czaszkę do głośników i puszczono muzykę na full detalach. ─ Bo ja nie mam zamiaru ich otwierać.
Po krótkiej ciszy, w czasie której towarzysz prawdopodobnie się zastanawiał, padło ironiczne parsknięcie.
Chyba cię gzi? Karmić to ja mam tę laleczkę z celi 45a. Ci i tak są na odstrzał. Jak na moje... ej! ─ syknął nagle. Jego krok poniósł się po korytarzu jak huk strzału. ─ Shiki!
Czarnowłosy poruszył się, gwałtownie odchylając się na bok.
Co?
Pytanie zawisło w powietrzu jak ostry nóż nad gardłem. Nikt nie śmiał nawet przełknąć śliny.
Nie, chyba nic. Wydawało mi się, że coś się poruszyło w celi.
No to dawaj latarkę. Zerknie się.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Myślenie bolało. W przypadku Artiego chyba nie powinno - w końcu mało kiedy myślał, a przynajmniej takie chodziły pogłoski. Westchnął prawie bezgłośnie, wpatrując się w sufit. Czyli chcieli ich zabić i mieli kilka, może kilkanaście godzin pozostałego życia. Ale kto chciał to zrobić, za co? Blondyn czuł się jak ledwie żywe zwłoki i jedyną nieczłowieczą rzeczą, jaką w sobie w tym momencie widział to dwie srebrzyste kończyny, które były takie z bliżej nieokreślonych przyczyn. Zwierzęta? Wewnątrz ust czuł jedynie dwa ostre, lekko zakrzywione kły i dziwny język, ale skąd mógł wiedzieć czy nie jest to normalne u ludzi? Mógł tylko spojrzeć na drugiego więźnia, ale przecież równie dobrze i on mógł nie wyglądać... człowieczo.
Nieprzyjemne uczucie w gardle zmusiło go do splunięcia, choć rzadko to robił (choć skąd mógłby o tym wiedzieć). Patrzył w bok przez chwilę, obserwując te cuda. Rozchylił wargi i zamknął je zaraz, czując smak krwi - lekko kwaśny, choć wciąż z wyczuwalną nutą słodyczy. W jego pustym łbie narodził się pomysł, który wydawał mu się tak głupi, że aż warty spróbowania. Nie chcąc tracić czasu, spróbował otrzeć sobie nadgarstek tak, by zaczął krwawić lub wbić sobie paznokcie w dłoń i rozpuścić metal. Po co czekać na śmierć niczym prosiaki u rzeźnika, skoro można podjąć trud i zginąć w trakcie ucieczki? Niczego nie mogli stracić, a co najwyżej zyskać wolność.
Jeśli mu się udało, szybko pozbył się drugiej bransolety niepozwalającej mu się ruszyć z miejsca. Zadziwiająco szybko znalazł się pod drzwiami i mocno rozorał sobie wewnętrzną część dłoni kłami. Zrobił to tak sprawnie jakby w ogóle nie odczuwał bólu, jednakże wyraźnie zacisnął szczęki, próbując nie wydać żadnego odgłosu. Mrowienie łaskotkami przebiegło od ręki aż do kręgosłupa i rozeszło się po całym ciele. Wężowy przyłożył ranę do drzwi, naznaczył je szkarłatem, który przeciągnął w okolicach klamki czy co to tam było. Jeśli dobrze pójdzie, to zamek powinien zostać naruszony, a drzwi staną przed nimi otworem. Właściwie to nawet dosłownie, choć na wiele im się zda otwór wielkości dziecięcej pięści. Adrich trzymał dłoń w jednym miejscu, czując rosnące ciepło. Strużka popłynęła do zgiętego łokcia, kilka kropel upadło na brudne podłoże, sycząc wściekle.
Czyjś zapach zbliżał się niebezpiecznie. Ślepia o pionowych źrenicach skierowały się na okienko, ale opętany nie wiązał z nim żadnych planów. Skoro wyższy chłopak do niego nie dosięgał, to tym bardziej on nie miał co próbować. Chyba, że...
Powoli odsunął rękę od wypalanej dziury. Reszta krwi powinna sama dostać się do miejsca przeznaczenia. Ciasno przywarł plecami do drzwi, zerkając do góry. Całą dłoń umazał w cieczy, szykując się na ewentualny atak. Jeśli postanowi zajrzeć, to będzie musiał zbliżyć twarz do krat, a wtedy, wedle planów, Arth podskoczyłby, podciągnął prawą ręką i lewą maznąłby krzywy ryj strażnika, prawdopodobnie łącznie z kratami. Miał drobne dłonie, ale wystarczyło, żeby palcami dosięgnął oczu bądź skóry w pobliżu nich. Oślepienie czy ból spowodowany wyżeraniem powinny choć na chwilę wyeliminować jednego z mężczyzn. Może nawet sprowokowałby kogoś do otwarcia drzwi, wystawiając człowieki na kolejny atak.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Serce Shiona zabiło mocniej, przez co przez chwile bał się, iż osobnicy zza drzwi dosłyszą go. Czyli co? Chcieli ich tak po prostu zabić? Taka perspektywa mało podobała się rudzielcowi, zwłaszcza, że ten totalnie nie wiedział za co. Nie, inaczej. Nie pamiętał, co też mógł przeskrobać. Na piegowatej twarzy wymalowało się skrzywienie, kiedy intensywnie starał się obmyślić plan ewentualnej ucieczki. Co jak co, ale nie zamierzał dopuścić do jego zaszlachtowania. Problem był jednak taki, że w swoim aktualnym położeniu raczej za wiele to on nie mógł zdziałać.
Odwrócił głowę, by spojrzeć na swojego towarzysza niedoli, w nadziei, że być może on wymyślił jakiś plan. Jakikolwiek. Ale zamiast tego ujrzał jak krople śliny, jego cholera jasna śliny, wżerają się w beton. Brwi chłopca uniosły się tak wysoko, że zginęły pod gęstą czupryną, a zaraz potem jego twarzy wyrażała jedno: „Tylko nie zbliżaj się do mnie”.
Widząc, co wyprawia jasnowłosy, chłopak gwałtownie odsunął się na bok i wcisnął swoim ciałem w kąt, jakby chciał stać się z nim jednością. Skoro nieznajomy zaczął gryźć samego siebie do krwi, to albo miał plan, albo był tak zdesperowany, że postanowił podgryźć swoje własne żyły. Mimo wszystko Shion nie zamierzał ani w jedno, ani w drugie ingerować. Może jak zobaczą martwe truchło w celi, to kiedy otworzą toporne drzwi uda mu się czmychnąć? Albo tamten drugi karzeł rzeczywiście ma plan. No cóż, mimo wszystko Shion postanowił przeczekać i obserwować, nie ingerować i udawać, że on i ściana to jedno.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

MISTRZ GRY.
|| OD MG: pardon, że tyle mi to zajęło, ale nie mogłem się zebrać w sobie, żeby wymyślić wam fragmenty wspomnień *kaszl*. Tak czy inaczej - wywalczywszy wygraną z moim leniwym alter ego wysyłam wam je na PW. Nie wymieniajcie się nimi nawzajem. Oboje macie inne, ale ciekawiej będzie, jak pozostawicie je do wglądu tylko dla siebie.

----------------------------------

Wrzask odbił się od ścian, wciskając się chyba we wszystkie możliwe wnęki między kamieniami. Arthur opadł nogami z powrotem na ziemi, wciąż czując na opuszkach palców nagłe zimno, gdy zaatakowany mężczyzna wciągnął powietrze ze świstem.
Jeszcze przed chwilą dookoła panowała niemalże martwa cisza, która niejednego doprowadziłaby do ślepej furii. Teraz roztrzaskała się, jak płaskie szkło, wyzwalając hałaśliwy chaos. Mężczyzna posykiwał, powarkiwał, klął jak szewc i prawdopodobnie wpadł na swojego towarzysza, bo za chwilę oboje klęli - chwilę po tym, jak rozległo się charakterystyczne „buchnięcie”.
- Co do jasnej cholery?!
- Nie gap się tak, palancie. Po apteczkę! - charknął inny, wymuszając stukot ciężkich butów po posadzce.
Na chwilę zapanowała przymusowa cisza przerywana sporadycznie pomrukiwaniem rannej i kolejnymi bluźnierstwami jego towarzysza.
Odgłos kroków nasilił się po dobrych dwóch minutach. Tym razem nie jednej, a co najmniej trzech osób, które zatrzymały się tuż przed wejściem do celi Shiona i Arthura.
- Co z nim?
Bzzzztnięcie zamka w torbie.
- A, kurwa, co nie! - Znany głos poszkodowanego wybił się ponad innymi. - Mam ci jeszcze to rozrysować na mapie?!
Jak na zawołanie obaj wymordowanie poczuli silny ból w skroniach, jakby rozżarzony do czerwoności pręt zaczął im wypalać dziurę w czaszce, za wszelką cenę starając się dotrzeć do jej wnętrza.
Cokolwiek działo się na korytarzu pozostało przyciszone przez nowe, nieistniejące dźwięki. Klatka po klatce kolejne wspomnienia objawiały się przed oczami - mimo pozamykanych powiek - prześlizgując się niepłynnie między jednym a drugim obrazem.

- Bierzcie maski.
Polecenie było pierwszym, co do nich dotarło ze „świata rzeczywistego”. Nowe, silne wonie atakowały zmysł powonienia, przypominając, że posiadają przed sobą kilka nieznanych (nie, żeby ktokolwiek był im teraz znany) przeciwników.
- Gotowi?
- Tak.
Zassane drzwi wydały z siebie dźwięk przypominający odklejanie podeszew od klejącej się powierzchni podłogi. Zaraz potem pierwsze, mdłe pasy światła wpadły do środka, rozganiając gęsty mrok.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Odsunął się dwa kroki, próbując utrzymać równowagę po skoku. Jakimś cudem mu się udało, ale raczej łatwo stąd wyjść nie będzie. Zwłaszcza po tym, jak strażnicy zaczęli się drzeć niczym stare prześcieradła. Widać, że nigdy nie musieli walczyć o przetrwanie na pustyni, skoro lekkie poparzenie wywołało taki chaos. Zachowywali się jak zasmarkane dzieci. Jeszcze tylko brakowało krzyków w stylu "mamusiu, ucałuj". W ogóle nie potrafili się bawić.
Oparł się o ścianę po przeciwnej stronie do towarzysza niedoli, tak jak on próbując zlać się z zimną powierzchnią kamieni. Łapał powietrze przez rozchylone wargi, ostre kły wystawały lekko, jakby były gotowe do wgryzienia się w ciało ofiary. Spojrzał na niego spode łba, zwężone źrenice wydawały się być nieruchomo w nim utkwione. Blondyn uśmiechnął się tajemniczo, jeszcze bardziej szczerząc zębiska. Fajnie by było, gdyby drugi więzień przestał chować się po kątach, Arth raczej nie da rady sam przeciwko całej zgrai prawdopodobnie uzbrojonych facetów.
Złapał się za głowę i pochylił, powstrzymując od wrzasku. Kolejne obrazy migały jak w zwiastunie filmowym, były pozbawione sensu i przede wszystkim nie dały mu prawie żadnego pojęcia o swojej przeszłości. W sumie to wiedział tyle samo co przed nagłym napadem przeszłości. Bieg, bestia... Ale czemu?
Po powrocie do świata rzeczywistego zauważył, że kuca oparty o ścianę, z palcami wczepionymi we włosy. Oddychał szybko, jakby naprawdę przed chwilą biegł. O ile wcześniej wyglądał na raczej przyjaznego i niewinnego, tak teraz jego rysy twarzy nabrały dzikości. Oczy wydawały się groźnie błyszczeć, wyszczerzone zęby były w najwyższej gotowości do zadawania bolesnej śmierci. Ostatnie wspomnienie wywołało w nim dziwną złość, wolę przetrwania. Albo się stąd wydostanie albo zginie podczas próby, nie było innej opcji. Dlatego też zbliżył się do otwierających drzwi i zasadził kopa lewą nogą w pierwszą osobę, która by się pojawiła. W razie możliwości, używałby też prawego sierpowego przyjaźni, celując głównie w głowę, ale ze względu na wzrost zadowoliłby się jakimkolwiek uderzeniem.

Nie mam pojęcia co robię~
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wydał z siebie zduszone jęknięcie, kiedy poczuł piekący ból głowy, jaki towarzyszył niechcianym obrazom przecinającym przez jego otępiały umysł. Kiedy wreszcie się skończyło, uniósł głowę, by rzucić krótkie spojrzenie nieznajomemu. A może…? A może wcale nie był AŻ takim nieznajomym? Z tego, co pojawiło się w jego głowie, musiał mieć z nim styczność już wcześniej. I to z jego…. Zmrużył niebezpiecznie brwi, kucając jeszcze niżej i jeszcze bardziej odpychając się piętami od zimnej posadzki, chcąc wbić w kamienną ścianę.
Zresztą, to nie był dobry moment na jakiekolwiek dywagacje. Musiał coś wymyślić. I wydostać się. Odwrócił głowę w bok, wbijając spojrzenie w drewniane drzwi, czekając, aż te wreszcie się uchylą.
”Bierzcie maski’
Albo nie chcą, by rozpoznano ich twarze, albo zaraz wrzucą jakiś duszący bądź usypiający dym do celi. Dlatego też instynktownie obniżył się jeszcze bardziej na wszelki wypadek, bo, jak wiadomo, przy podłodze zazwyczaj dymu nie ma, gdyż ucieka do góry. Tak przynajmniej myślał i taką miał nadzieję. Nie interesował się poczynaniami drugiego chłopaka. Prawda była taka, że nie obchodziło go, co z nim będzie i co zamierzał robić. Shion chciał uciec. I tylko tyle. Resztą będzie martwił się potem. Kiedy drzwi wreszcie otworzyły się wpuszczając światło do środka, a jasnowłosy przystąpił do ataku, Shion przekręcił się i… wystrzelił do przodu, starając się nie unosić zbyt wysoko głowy. Próbował coś dostrzec po drugiej strony. Przepchnąć się, prześlizgnąć, przemknąć pomiędzy walczącymi, bądź wypchnąć jednego z nich, tak, by wybiec z Sali i ewentualnie ruszyć jakimś korytarzem czy czymś, szybkim biegiem. Jeśli nieznajomy myślał, że Shion mu pomoże, no cóż, plot twist. Nie pomoże. Nie był dobrym obywatelem, który pomaga nieznajomym. Bo w jego oczach wciąż nim pozostawał.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

MISTRZ GRY.
|| Shion, drzwi są metalowe, nie drewniane. To nie średniowiecze.

---------------------------------

Światło z holu przepchnęło się przez drzwi, oświetlając znaczną część wnętrza ich prywatnej celi. Ziemia usłana zakrzepłą krwią i pozlepianymi ze sobą płatami brudów, obdrapane ściany z grzybem w stadium zaawansowanym i brak jakichkolwiek mebli, na które zasługiwali nawet najwięksi mordercy i degeneracji któregokolwiek z wielkich Miast - to tylko kilka podpunktów, które śmiało można podać do prokuratury. Rzecz jasna wyłącznie wtedy, gdy ma się jakąkolwiek siłę przebicia.
Arthur siłę miał, choć o przebiciu nie było mowy. Ciężka metalowa noga znalazła słaby punkt na wysokości kolana pierwszego z mężczyzn, który wszedł do środka dopiero po kilku dłużących się w nieskończoność sekundach. Wykonał ruch w momencie, w którym zaczynały gryźć go wątpliwości odnośnie stanu celi - był pewien, że ktoś w jej wnętrzu powinien być, a nie dostrzegłszy nikogo wsunął się głębiej, od razu z warknięciem przeklinając własną głupotę.
Metal podciął mu jedną z nóg, wyłamując strażnika z rąk równowagi. Nie upadł, ale zachwiał się wystarczająco mocno, aby ledwo utrzymać się w pionie i na cenne sekundy odpaść z gry.
Zamieszanie, jakie to wywołało, popchnęło pozostałych wojskowych do ingerencji. Wszyscy mieli na sobie ciężkie kombinezony, solidnie uniemożliwiające im praktykowanie sztuki manewru, choć bez wątpienia dzięki temu posiadali znacznie lepszą obronę - nie tylko przed ciosami samymi w sobie, ale również przed wszelakimi „dodatkami”, charakterystycznymi dla poszczególnych gatunków zwierząt.
Shiona złapała para rąk. Jedna chwyciła go za rude kosmyki, ściągając w tył; druga wbiła się palcami obu dłoni w jego ramiona, podnosząc go do pionu, a potem - wykazując się podwyższoną siłą fizyczną - ponad linię gleby, umożliwiając wymordowanemu wierzganie w powietrzu. Bez rewelacji. Jedynym plusem całej sytuacji było to, że gdy tylko jeden z oponentów postanowił oderwać go od ziemi, zabierając na darmową naukę latania, drugi natychmiast stracił zainteresowanie uciekinierem, wyswobadzając włosy z rwącego uścisku.
Mógł jednak dostrzec większą część korytarza, który - podobnie jak cela - posiadał raczej niskie sklepienie poprzetykane co jakiś czas kwadratem krat. Nie tak niskie, jak w ich osobistej klatce, ale wystarczająco, by nazwać całość „małym korytarzem”. Długim, ale wciąż małym.
Ściany były tu czystsze, na suficie zamontowano jarzeniówki, ostro kujące w nieprzyzwyczajone do światła oczy. Nie dało się dostrzec żadnych okien, za to po obu stronach znajdowały się setki prężących na baczność drzwi - identycznych jak te, za którymi sami niedawno urzędowali.
Po lewej stronie - co Shion mógł doskonale dostrzec, gdy został wyniesiony na korytarz, aby dać pozostałym mężczyznom pełne pole do popisu - na końcu korytarza odznaczał się prostokąt drzwi. Po ich prawej stronie mrugała do poziomu E czerwona kropeczka.
Prawa strona jeszcze długo ciągnęła się w głąb, czerniejąc na samym końcu.

Wszystkich mężczyzn było łącznie czterech. Reszta najwidoczniej zajęła się rannym. Jeden z obecnych przytrzymywał silnie Shiona, niezrażony faktem, że dzieciak mógł się wyrywać.
- Jeszcze trochę - charknął mu niemal do ucha, nad półmaską zerkając przez gogle prosto w brązowe tęczówki jednego z więźniów.
Drugim więźniem zajęła się pozostała część hołoty.
Wytrącony z równowagi mężczyzna zbierał się już ponownie do ataku, pozwalając, by wyminęło go dwóch towarzyszy. Pierwszy z nich - zdecydowanie najwyższy - stanął w lekkim rozkroku, rozkładając ramiona na boki, jakby lada moment miał objąć Arthura i wytulać go za wiele wieków, w czasie których się nie widzieli.
Zza niego wyszedł drobniejszy, który postanowił przejść bardziej na lewo (prawo, oczami Arthura), by w razie potrzeby przyblokować ucieczkę jasnowłosego. Widać było jednak, że - w porównaniu do swojego gargantuicznych rozmiarów kumpla - był mniej zaznajomiony z tematem. Dłonie, pod grubymi, nieporęcznymi rękawicami, drżały mu wystarczająco silnie, aby uznać to za objaw strachu czy niepewności.

---------------------------------

|| Jeżeli ten post będzie niezrozumiały - walić drzwiami i oknami. (ಠ_ಠ  )
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zmrużył gwałtownie oczy, kiedy pierwsze języki światła musnęły jego oczy. W pierwszej sekundzie nie dotarło do niego, no, przynajmniej nie do końca, co właściwie się dzieje. A działo się bardzo dużo. Paleta wszelakich zapachów i dźwięków wbiła się w niego z siłą nadjeżdżającego tirowca, pozbawiając rudowłosego równowagi, zarówno tej mentalnej, jak i fizycznej. Dopiero po paru uderzeniach serca dotarło do jego umysłu, że pochwyciły go czyjeś ręce, zamykając w żelaznym uścisku. Desperacko rozejrzał się na boki, próbując zarejestrować wszystko, co tylko było możliwe, choć chaos i bolesne pulsowanie nie tylko głowy, ale i całego ciała, zgniatały jakiekolwiek chęci ucieczki w drobny mak. Wyjście! Muszę znaleźć wyjście! Jego uwagę przykuły wyraźnie oznaczające się na tle innych drzwi te, przy których migotała czerwona lampka. Shion nie miał pojęcia co może to oznaczać. Mogła to być zarówno pułapka, jak i upragniona wolność.
I tak wciąż musisz obejść największą z przeszkód. Sapnął cicho przez nos, próbując wyrwać się dryblasowi, ale zamiast tego, poczuł jedynie ostry ból w barku. Już teraz wiedział, że raczej nie uda mu się wyślizgnąć wykonując przy tym dzikie akrobacje. Musiał wymyślić coś innego, coś, co odwróci uwagę mężczyzny, no bo hej! Póki co był tylko jeden, reszta użerała się w celi z jego „znajomym”.
- No puszczaj, padalcu. – jęknął cicho, ale ostatecznie przestał się szarpać jak zarzynany prosiak. Zamiast tego, pozwolił, aby instynkt nim pokierował. Raptownie spróbował wgryźć się z całej siły w najbardziej odsłonięty fragment na ręce, która go trzymała, licząc, że jego małe, acz ostre kiełki dosięgną celu i rozkojarzą go na tyle, żeby następnie mógł z całej siły wycelować nogą w najwrażliwsze miejsce na męskim ciele – czyli w krocze. A żeby cierpiał. Jeśli udało mu się to, i jakimś cudem poczuł, że dłoń, która go przytrzymuje staje się bardziej „lżejsza”, stara się ostatecznie wyrwać i puścić pędem… w stronę ciemnego korytarza.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach