Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Karty Postaci


Go down

Historia:

Biegła. Wkładała w ten bieg całą swoją energię, cały swój zapał, całą wolę przetrwania. Wiedziała, że nie powinna się teraz przemęczać, toksyna zdewastuje jej ciało jeszcze szybciej, ale musiała biec. Tak nie biegł nigdy żaden sportowiec. Oni biegają dla sportu, a nie by ocalić życie. Skręciła za róg budynku, powoli doganiając mężczyznę, z którym właśnie uciekała. Kluczyli między ruinami nabrzeżnymi, szukając sposobu, by przedostać się przez rzekę, z racji, że oboje nie potrafili pływać. Mosty były zniszczone, ale podobno był to uczęszczany szlak Desperatów, którzy próbowali przekroczyć rwącą toń. Działały tam liczne grupy przemytnicze, które za odpowiednią opłatą pozwalały skorzystać z promów i łódek, lecz teren nie był wolny od zagrożeń. Rozmaite bandy trudziły się codziennym rabunkiem, czając się w pobliżu witalnych punktów transportu. Właśnie na jedną z nich mieli okazję natknąć się, gdy rankiem dotarli do tego osiedla, zdewastowanego przez czas i kataklizmy.
Widzieli, że prom jest niedaleko. Niedaleko czyli jeszcze pół kilometra przy pomyślnych szacunkach. Tymczasem banda otaczała ich z kilku stron i przypierała do rzeki, ograniczając pole ucieczki. Świsnęły kule – to łupieżcy otworzyli ogień. Odruchowo się odwróciła. Trójka obskurnych mężczyzn w poplamionych koszulach uzbrojona w pistolety celowała w ich stronę, oddając strzały raz za razem. Znacznie bliżej znajdowało się pięciu zakapiorów, każdy dzierżący broń białą domowej produkcji – gazrurki, noże, łańcuchy. Złym pomysłem była otwarta walka z nimi – przewaga 4:1 nie uśmiechała się do uciekinierów przyjaźnie. Skręcili więc po raz kolejny. Omijali koleiny, zwały gruzu, ale nie mogli uciekać w nieskończoność. Ona nie była w stanie. Trucizna, którą nosiła w sobie od paru godzin zaczynała zbierać żniwo. Organizm gwałtownie domagał się tlenu, mięśnie paliły, a jej kręciło się w głowie.
Zbliżali się. Sięgnęła po pistolet i zauważyła, że jej towarzysz również wyjął broń. Wycofali się pod wejście od zrujnowanego sklepiku, by w razie potrzeby schować się za osłoną. Przykucnęła dla stabilizacji, szybkie ruchy klatki piersiowej utrudniały celowanie. Przygotowała się do strzału. Wybiegli, pewni swojego zwycięstwa, choć sami już nie byli wypoczęci. Rozległ się huk i ogromny bydlak, dzierżący pałkę baseballową, krzycząc z bólu i trzymając się za strzaskane kolano. Tamci rzucili się w poszukiwaniu osłony. Rozbiegli się jak karaluchy. Zza rogu tymczasem wysunął się jeden ze strzelców i wypalił. Spudłował tylko o milimetry, kula odłupała kawałek muru tuż nad jej głową. Wycofała się za załom do wnętrza budynku i poszukała wzrokiem towarzysza. Był zajęty szukaniem im drogi ucieczki, bo sklepy z reguły posiadały tylne wejście. Znalazł, a skoro udało im się odzyskać oddech, pora była na wymknięcie się z pola widzenia i oddalenie się na jak największą odległość. Wychyliła się i posłała jeszcze kilka pocisków w stronę napastników, którzy próbowali właśnie wydostać się spod pola ostrzału. Następnie schowała się do wnętrza i ruszyła za towarzyszem.
Chyba udało im się zmylić pogoń na tyle, by bezpiecznie dotrzeć do przeprawy. Ostatnie sto metrów okazało się jednak złudną bliskością. Rozległy się kolejne strzały – widocznie łupieżcy ich znaleźli. Odwróciła się w samą porę by spojrzeć w oczy samej Śmierci. Następne pociski przeszyły jej brzuch, udo, rozorały policzek i utknęły w sercu. Upadła, czując potworny ból, większy niż cierpienie, które towarzyszyło jej od pewnego czasu. Uderzenie o beton było już niemal bezbolesne. Nic nie czuła. Dźwięki dobiegały do niej z daleka. Leżąc, widziała biegnącego Charlesa. Ostatnia myśl, towarzysząca jej podczas osuwania się w ciemność dotyczyła kierunku, jaki obrał. „Dlaczego nie biegł w stronę promu?”


Pamięta wiele ze swojego poprzedniego życia, jednak najjaskrawiej w jej pamięci odbiły się tylko trzy momenty.
Gdy była młodą nastolatką, jej ojciec został osadzony w więzieniu za długi. Jacyś zakapiorzy włamali się do domu i zabili jej matkę. Niechybnie uprowadziliby też i ją, gdyby nie uciekła z domu kilka dni wcześniej.
Las był ciemny i zimny. Szła, stawiając powolne kroki zziębniętymi nogami. Miała na sobie kurtkę i długie spodnie, ale to nie pomagało. Wsadziła zesztywniałe dłonie w kieszenie i kuliła się w sobie, próbując znaleźć odrobinę ciepła. Od kilku dni padał deszcz, a ona przez ten czas szukała drogi do domu. Gdyby mogła chociaż wyznaczyć kierunki świata, kiedyś dotarłaby na miejsce, ale w tym gąszczu czuła się zagubiona. Po omacku poruszała się do przodu, widząc zaledwie kontury drzew. Usłyszała jakiś odgłos. Drgnęła i podniosła z ziemi gruby kij. Nie potrafiłaby się obronić, ale kawałek drewna w jej ręce w pewien sposób ją uspokajał. Szelest narastał. Coś tam się chyba poruszyło. Ściskała broń tak mocno, że pobielały jej kostki. Wówczas coś wyskoczyło z zarośli. Nie patrzyła co to. Uderzyła. Rozległo się chrupnięcie i kształt znieruchomiał. Po chwili, gdy upewniła się, że się nie podniesie, przykucnęła i wzięła upolowane zwierzę. W dotyku przypominał królika. Ucieszyłaby się, gdyby mogła rozpalić ogień i jak go ugotować. Teraz stała w miejscu, nie wiedząc, co ma z nim zrobić. Poszła więc dalej, z pierwszym zabójstwem na sumieniu.
Spała pod drzewem. Po raz kolejny. Brzuch bolał z głodu, z zimna nie czuła już palców w stopach. Surowy królik coraz bardziej przypominał obiad. Nie wiedziała, dlaczego jeszcze zwleka, dlaczego nie zje go od razu. Chciała zachować człowieczeństwo i wychowanie, które wyniosła z miasta? Liczyła na cud? Niezależnie od odpowiedzi, po prostu nie była w stanie się zmusić. Niosła go więc z sobą, z każdym krokiem tracąc nadzieję. Lecz wówczas napotkała drewnianą chatę. W środku lasu, zupełnie jak na horrorach klasy E. Było jej jednak wszystko jedno. Dom równał się szansie przeżycia. Bała się, dlatego upuściła królika i złapała kij w obie dłonie. Podeszła wolnym krokiem, skradając się najlepiej jak potrafiła. Stanęła przed drzwiami, czując serce podchodzące jej do gardła. Zapukała.

Tak właśnie poznała ich – dwóch braci, którzy się nią zaopiekowali z dobroci serca. Byli w jej wieku, więc potrafili zrozumieć położenie, w jakim się znalazła. Z późniejszych rozmów dowiedziała się, że oni również nie mają rodziców i muszą radzić sobie sami. Zgodzili się, by została z nimi. Tak zyskała dwóch przybranych braci. Gdy nabrała sił po tułaczce, zaczęła pomagać w prowadzeniu domu, a po skończonej kuracji postanowiła pomóc starszemu w utrzymaniu całej trójki. Jej praca nie była trudna. Pracowała jako mechanik, bo lubiła maszyny i to jak precyzyjnie wykonują zadane polecenia. Pamięta, że była wówczas bezpieczna i szczęśliwa.

„On nie żyje. S.SPEC go zabiło.” Nie pamięta, jak zachowała się, gdy usłyszała tę wiadomość. Teraz może jedynie podejrzewać, jak ją to zdruzgotało. Z pewnością nie bardziej niż Charlesa, choć jej smutek zniekształca wspomnienia i nie może przypomnieć sobie wszystkiego.
Nie mogli zdzierżyć pustego domu. Wyruszyli w podróż do M-3, bo tak chciał Charles. Droga była długa i niebezpieczna. Dawniej niewielkie problemy, teraz urastały do rangi poważnych kłopotów. Choćby znalezienie sposobu by pokonać kanał La Manche, między dawną Anglią a Francją - wydawało się zadaniem ponad ich siły, jednak w końcu znaleźli przemytników, który się tego podjęli. Słono ich to kosztowało, ale kontynent stał przed nimi otworem.
Pustynia. Brak życia. Brak wody. Zatrzymali skradziony samochód na opuszczonej stacji benzynowej. On próbował wydobyć spod ziemi choćby resztkę paliwa, ona przeszukiwała ją pod kątem prowiantu. Nic nie znalazła. Zebrała puste puszki i wyszła na zewnątrz. Ustawiła cele na pobliskim murku i odeszła na pięćdziesiąt kroków. Musiała ćwiczyć, tak jak jej kazał. To on ją nauczył strzelać z pistoletu po tym, jak usilnie go prosiła, nie mogła teraz tego zmarnować. Lepiej zużyć jeden magazynek na ćwiczenia, niż trzy podczas walki, bo nie potrafi wycelować. Huk. Huk. Huk. Po każdym wystrzale następował brzdęk przebijanej puszki. Skasowała tak większość, po czym schowała broń do kabury. Udało jej się. Czuła się dumna ze swoich postępów. On też byłby dumny. Jej towarzysz wrócił z kanistrem benzyny.
Byli gotowi do dalszej drogi.
Samochód odmówił posłuszeństwa na środku niczego. Koniec paliwa dotyka każdego. Wiedzieli, że ich cel jest niedaleko. Pokonali już wiele kilometrów i bliskość Miasta działała na nich jak magnes, ciągnąc ich naprzód, pomimo trudności. Nie wiedzieli co zrobić z pojazdem, więc go porzucili. Poszli pieszo.

Nagły ból, promieniujący z lewej kostki przeszył ją całkowicie. Skuliła się pod jego wpływem i upadłaby, gdyby nie on. Nie wiedziała co się stało, dopóki nie pokazał jej węża, oddalającego się pospiesznie zygzakami przez zarośla. Położyła się na ziemi. Nie była w stanie iść. Chciał jej pomóc. Próbował wyssać jad i go wypluć. Chyba udało mu się w dużej mierze – czuła się znośnie. Mogła wstać. Nie darowałaby sobie, gdyby odciągnęła ich myśli od Miasta, zwłaszcza, że zostały im tylko trzy dni. Wkrótce, po przebyciu lasku i dotarciu do osiedla, mieli przekroczyć rzekę, skracając drogę o połowę. Tak powiedzieli mu ludzie z baru. Był niezwykle charyzmatyczny, więc nie mieli powodu, by kłamać. Powiedział jej, że w mieście mają surowicę. Że przeżyje i nie musi się o nic martwić. Chciała mu wierzyć, ale pozostałości pulsującego bólu i zawroty głowy budziły jej wątpliwości.
Chyba zbliżali się do wyjścia z lasu. Osiedle przy rzece powinno być kilka godzin stąd.



Otworzyła oczy, choć miała już nigdy tego nie zrobić. Ból wciąż promieniował, skręcał jej wnętrzności i szarpał za rany, jednak jakimś cudem przeżyła. Widziała nad sobą brudnoszare niebo Desperacji, oddychała skażonym powietrzem, leżała na wyjałowionej glebie. Z pewnością należała do świata żywych. Przetoczyła się na brzuch i wstała z trudem, podpierając się rękami. Potoczyła wzrokiem dookoła, próbując przypomnieć sobie ostatnie momenty przed zapadnięciem ciemności. Prom, nabrzeże, kałuża krwi, w której stała, ciała leżące na ziemi. Wspomnienia uderzyły w nią niczym młot. Otworzyła szeroko oczy i potykając się, ruszyła w stronę trupów. Liczyła je, szukając jego twarzy. Pierwszy, drugi, trzeci, czwarty. Było ich siedmiu, a zginęło czterech. W dodatku nie było tutaj jego ciała. „Zabił ich wszystkich? A co z pozostałymi? Przepędził? To niemożliwe, nawet dla niego…” Jednak obraz pola walki nie kłamał. Charlesa nie było wśród poległych. „Może dotarł już do miasta?” Musiała się spieszyć. Ale potrzebowała ekwipunku. Usłyszała wycie w oddali. Pozostanie tutaj wiązało się ze zbyt dużym ryzykiem. Zaczęła przeszukiwać zwłoki. Były już w początkowych stadiach rozkładu, co wydało się jej dziwne. „Jak długo leżałam?” Potrząsnęła głową ze zniecierpliwieniem, zastanowi się nad tym później. Zabrała amunicję, dodatkowy pistolet, nóż, łańcuch i wojskowe buty, które zdarła z trupa o małych stopach. Pasowały, a były w lepszym stanie niż jej własne. Założyła je, bronie upakowała po kieszeniach, łańcuchem obwiązując się w pasie. Wróciła po swoją torbę, która leżała nieopodal i weszła na prom. Usiadła, dysząc ciężko. Była tak słaba, że nawet ten drobny wysiłek ją zmęczył. Była jednak uparta, nie pozwoliła więc sobie na dłuższy odpoczynek. Odbiła od brzegu i manewrując z trudem, przepłynęła na drugą stronę.
Odzyskała siły dopiero po pierwszym posiłku, złożonym z wilczura, który ją zaatakował. Wyskoczył znienacka, zza pobliskiego budynku. Był zdziczały i chory. Samotny i porzucony. Była zbyt słaba, by położyć go jednym celnym strzałem, ale nie zamierzała zostać obiadem. Wypaliła w niego pięć pocisków, zanim tamten zaczął myśleć o zatrzymaniu się i kolejne trzy, zanim zorientował się, że nie żyje. Była zbyt głodna, by mieć jakiekolwiek wątpliwości. Czasy, gdy była małą i niewinną dziewczynką, już dawno minęły. Zawlekła truchło do budynku, który okazał się być zdemolowanym barem. Połamane krzesła użyła w charakterze ogniska. Oskórowała go, wypatroszyła i  upiekła.  Mięso było dość twarde, ale zjadliwe, a właśnie o to chodziło. Rany wciąż bolały, wnętrzności płonęły żywym ogniem. Ale poczuła się lepiej. Była syta i wiedziała, że nie przeżyła tak długo tylko dzięki niemu. Sama też da sobie radę. Przeładowała broń i ruszyła dalej. Cuchnęła krwią swoją i wilczura, ale nie było w okolicy żadnego źródła wody poza rzeką. A ona nie chciała spoglądać za siebie.


Dołączyła do gangu, by móc przedostać się do Miasta. DOGS często walczyło z S.SPEC, nawet na ich terenie, znali więc sztuczki, które mogły im pomóc w penetracji murów. Związała się z nimi, byli dla niej jak trzecia rodzina, choć agresywna i patologiczna. Została zwiadowcą, ze względu na swoje umiejętności. Tępych osiłków zawsze jest nadmiar, a ludzi zdolnych do cichej infiltracji zawsze było mało. Wilczur nie trzymał swoich podwładnych na krótkiej smyczy, bez wahania więc włamała się do Miasta, gdy tylko miała taką możliwość. Trafiła na wojskową defiladę, ukryła się więc w cieniu i obserwowała pokaz siły tyranów. I wtedy zobaczyła Charlesa. Ubrany w mundur, salutował trójce dyktatorów z wyrazem oddania na twarzy. Poczuła doń obrzydzenie, szybko jednak pohamowane przez zdrowy rozsądek. Jej przybrany brat nigdy nie zgodziłby się na służbę organizacji, która zabiła jego brata, gdyby nie miał innego wyjścia. Musiała mu pomóc, ale w tym momencie była bezsilna. Została do końca defilady, słuchając wyniosłej mowy dyktatorów i ulotniła się wkrótce po niej. Zdała raport Wilczurowi, ani słowem nie wspominając o bracie. Długo myślała jak może mu pomóc. Wydawało jej się, że nie ma żadnego sposobu.
Widziała Charlesa w akcji. Mordował jej towarzyszy bez żadnych skrupułów. Było to na jednej z ulicy w Apogeum, podczas kolejnego najazdu. Kilka wozów opancerzonych wjechało do środka, jakby byli u siebie i rozpoczęli strzelaninę. DOGSi włączyli się do walki, udało im się uszkodzić jeden transporter. Wówczas wysiedli z niego żołnierze i rozbiegli się po budynkach. Trzeba było ich stamtąd wybijać jeden po drugim, co kosztowało gang wiele strat. W jednym z opustoszałych domów przyczaił się Charles. Udało jej się dotrzeć do niego, zanim dotarli doń jej towarzysze. Nie pamiętał jej albo nie chciał pamiętać. Zaatakował ją. Udało jej się wstrzyknąć mu jad paraliżujący, ale zanim zadziałał, on prawie ją zabił. Gdy jej towarzysze dotarli na miejsce, klęczała nad nim, z trudem zachowując przytomność i próbowała opatrzyć krwawiące rany. Ubłagała Growlithe’a by go nie zabijali, zamiast tego zamknęli w lochach DOGS. Liczyła, że przypomni sobie, kim ona jest i zrozumie, co zrobił. Odwiedziła go po raz pierwszy dopiero tydzień po tamtej walce, gdy już była w stanie stanąć na nogi o własnych siłach, wciąż jednak pokryta bandażami. Wydawał się wstrząśnięty tym, do czego się dopuścił, bo jej niewiele brakło do ponownego spotkania Kostuchy. Zachowywał się tak, jak pamiętała, uwierzyła więc w jego historię i wytłumaczenia. Psy były jednak bardziej sceptyczne i trzymały go za kratami, póki Growlithe nie uznał, że wystarczy. Wówczas dołączył do DOGS, a ona była szczęśliwa, odzyskawszy brata. Nawet jeśli musiała zapłacić za jego powrót paroma litrami krwi.

Kim jest:

W poprzednim życiu nazywała się Lynn Ivy Erics. Lubiła swoje imię na tyle, by pozostawić je sobie po śmierci. Chociaż niemal wszyscy o nim zapomnieli, kilkoro osób wciąż zwraca się do niej w ten sposób. Dla reszty świata znana jest jako Sunēku. Ma 95 lat, a mimo to wygląda na zaledwie 28. Cóż, taka zaleta śmierci, przestała się starzeć wizualnie. Jej kobieca natura jest widoczna na pierwszy rzut męskiego oka, choć jej gwałtowny temperament wydaje się temu przeczyć.

Mieszka oczywiście w Apogeum Desperacji, miejscu powszechnego chaosu, rozboju, gdzie rządzi prawo silniejszego. Znalazła sojuszników, którymi jest gang DOGS, dla których pracuje jako zwiadowca, w żargonie nazywany Chartem. Nie przeżyłaby jednak długo na skażonym terenie, gdyby wcześniej nie umarła. Jest tym, co naukowcy S.SPEC nazywają „wymordowanym”, sklasyfikowanym jako Opętany, choć ona czuje się całkiem żywo.


Umiejętności:

Musiała wykształcić w sobie wiele cech, by przeżyć na pustkowiu przez tak długi czas, a najważniejszymi z nich są:
- świetne posługiwanie się bronią palną, zwłaszcza krótkiego zasięgu. Do karabinów miała ograniczony dostęp, nadal jednak może skorzystać z ich śmiertelnego potencjału, z właściwą dla siebie precyzją
- szeroko rozumiana mechanika, głównie pojazdów i małych maszyn, ale odnalazłaby się nawet w sercu miejskiej faktorii
- bezszelestne poruszanie się, które wyćwiczyła podczas wszystkich zwiadowczych misji, kiedy musiała niepostrzeżenie podkraść się do przeciwników by wykryć ich zamiary lub zlikwidować, jeśli było ich niewielu.
- dzięki mutacji poprawiła się jej naturalna zwinność i szybkość, stała się też silniejsza.

Moce:

- biokineza - dzięki wirusowi X, Lynn potrafi zmieniać się w kobrę królewską – ogromnego węża, plującego jadem i zdolnego złamać komuś rękę, owijając się wokół niej i zaciskając się.
- na dodatek, jad kobry jest obecny także w jej ślinie, w ludzkiej postaci, jeśli tego zapragnie, jednak działała zgoła inaczej niż powinien. Nie zabija, a paraliżuje ofiarę, po pewnym czasie odbierając jej zdolności poruszania mięśniami. Nie zatrzymuje akcji serca ani oddychania, więc nie jest zabójczy sam w sobie. (po 2 postach od ugryzienia zaczyna działać. Działa przez 2 posty, a przerwa to 4 posty)
- unikalna moc Sunēku związana jest z jej metabolizmem i układem odpornościowym. Dzięki silnemu organizmowi długo wytrzymała, nosząc w sobie wirusa, ale walka ta osłabiła ją zupełnie i zostawiła system odpornościowy całkowicie spustoszony. To dlatego była zbyt słaba, by osiągnąć poziom Opętanego. Po pewnym czasie, układ immunologiczny zaczął się odtwarzać, jednak mutacja zupełnie wypaczyła białe krwinki w jej ciele, powodując ich specyficzne działanie. Jeśli zachoruje na jakąkolwiek chorobę, choćby i najbardziej zjadliwą, organizm rozłoży ją błyskawicznie i zneutralizuje (w 3-4 fabuły).

Słabości:

- druga, ciemniejsza strona jej odporności na choroby, to autoagresja. Gdy nie choruje, jej organizm powoli wyniszcza sam siebie, zaburzając całe spektrum czynności życiowych, zaczynając od koordynacji ciała, przez otwieranie się ran na skórze, na wymiotowaniu krwią kończąc. (objawy zaczynają się 3 fabuły po ostatniej chorobie)
- jej przybrany brat. Zabiłaby, gdyby coś mu się stało.
- jest bardzo gwałtowna, często najpierw działa, potem myśli
- utrata kontroli nad sobą prowadząca do walki z niewinnymi duszami oraz samookaleczanie się, związane z hamowaniem bestii.

Wygląd i charakter:

Desperacja, okolice Apogeum. Łupieżcy, siedzący przy ognisku, między dwoma starymi dębami rechotali, przekrzykując się wzajemnie, oblewając się piwem podczas wybuchających co i rusz sprzeczek. Nie wiedzieli, że niedaleko, pięćdziesiąt metrów dalej, czaił się ktoś, kto ich obserwował i skradał się, zbliżając. Gdyby ktokolwiek z nich odwrócił głowę i wpatrywał się w mrok przez długi czas, mógłby dostrzec kobietę. Wysoką i szczupłą, ubraną w strój maskujący. Spod burego kaptura wystawały jasne kosmyki oraz jedno rude pasemko, zupełnie nie pasujące do reszty. Więcej nie dostrzegłby nawet najwytrawniejszy obserwator. Dlatego całą tę grupę czekała śmierć. Bowiem jasne, poznaczone bliznami dłonie trzymały pistolet o kalibrze zdolnym przebić tuzin takich szumowin. Niestety, nie chcieli ustawić się w równej linii. Czekała, aż zasną, zmożeni alkoholem i dzisiejszą walką. To miała być ich ostatnia noc. Gdy położyli się, nie wystawiając żadnej warty, podkradła się do nich. W jej ruchach można było dostrzec kocią grację i doskonale utrzymywaną równowagę. Pochyliła się nad jednym z maruderów i wyjęła nóż z pochwy na udzie. Zatkała mu dłonią usta i wbiła ostrze w mózg. Szarpnął się, ale to był tylko ostatnie drgnięcie nieboszczyka. Jeden z nich obudził się i spojrzał na źródło hałasu. Tuż przed śmiercią dostrzegł tylko parę jasnobłękitnych oczu ponad lufą pistoletu. Pocisk rozniósł zawartość jego głowy po okolicy, a huk obudził resztę łupieżców. Padły kolejne strzały, w tym również w jej stronę. Podmuch wiatru zwiał kaptur z jej głowy i oczom ostatniego pozostałego przy życiu ukazała się ładna twarz dziewczęcia, zeszpecona blizną biegnącą od nasady nosa, przez policzek, aż do linii żuchwy. Zabrakło jej pocisków, więc rzuciła się na niego, otwierając usta, ukazując rząd równych, nienaturalnie ostrych zębów, spomiędzy których wysuwał się rozwidlony, gadzi język. Wgryzła się w jego szyję, aplikując mu jad, który miał pozbawić do możliwości poruszania się. W ciągu następnych dwóch minut był tak samo martwy, jak reszta jego kompanów.
Nie czuła wyrzutów sumienia, z powodu tego, co musiała zrobić. Nie mordowała wszystkich dla przyjemności, jednak życie w trudnych warunkach nauczyło ją doceniać jego wartość. Zbyt wysoko je ceniła, by chwila wahania miała przyczynić się do jej śmierci. Wróciła do kryjówki. Była aktywną osobą, nie znosiła przebywać zbyt długo w jednym miejscu, ale tu akurat lubiła powracać. To był jej obskurny i brudny dom, w którym czuła się bezpiecznie. Nawet jeśli inne Psy drażniło jej zachowanie, to jednak wciąż byli jak wielka patologiczna rodzina. Wybuchowy, żywiołowy charakter i gwałtowne reakcje wyprowadziłyby z równowagi największego stoika. Nie robiła awantur o byle co, po prostu była szczera w swoich osądach i jeśli coś jej przeszkadzało, mówiła o tym otwarcie. Upór i duma powodował, że często wchodziła z ludźmi w konflikty. Rzadko dawała narzucić sobie czyjeś zdanie i tylko kilka osób miało to prawo. Reszta nie mogła zmienić jej poglądów, choćby wywróciła świat do góry nogami. Największą wartość posiadała dla niej rodzina i to, co mogła dla niej zrobić. Miała jednego przybranego brata i nie pozwoliłaby go skrzywdzić, pod groźbą śmierci agresora. Zdarzały jej się chwile utraty kontroli nad własnym ciałem. Wpadała wówczas w amok i zostawiała za sobą szlak zniszczenia do chwili, gdy się opanowała. Pomagało jej w tym samookaleczanie, więc jej dłonie i przedramiona pokryte były niezliczonymi cięciami. Żadne z nich nie było poważne, ale każde pojawiało się w sytuacji, gdy czystość umysłu była jej niezbędna. Starała się ukryć to przed bratem, ale nie zawsze się to udawało.

Dodatkowe informacje:

- dokładny wzrost i waga - 1,71 m i 54 kg
- jej dłonie są zawsze zimne, chociaż reszta ciała jest ciepła
- potrafi nieźle gotować
- zna angielski i japoński
- ma niezwykle ostre zęby
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach