Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 22.11.15 13:37  •  One way or another...  - Page 2 Empty Re: One way or another...
Widząc spojrzenie dziewczynki czuł jak roztapia mu się lodowate serce. 95 lat na tym świecie, a drobna dziewczynka, która mogłaby być jego pra-prawnuczką, cuda się dzieją. Szkoda tylko, że te cuda dzieją się tylko przy nim, nawet nie chciał myśleć ile razy to drobne dziewczę nie sięgające mu nawet do klatki piersiowej musiało trudzić się najstarszym zawodem świata. Chore pojeby jak widać zawsze będą, nieważne czy to plaga, wojna czy nawet jebana apokalipsa, oni przeżyją jak zasrane karaluchy i wyjdą na świat kiedy jest w miarę bezpiecznie żeby szerzyć swoją gnidowatość i niszczyć to co piękne i czyste.
Spojrzał na dziewczynkę ponownie kiedy ta przejęła się losem swojego rodzeństwa. Kiedy już chciała wybiegać westchnął cicho i złapał ją za drobną rączkę. Założył na siebie z lekkim trudem płaszcz i podniósł ją na swoją wysokość, tak żeby mogła opleść swoje dłonie wokół jego karku.
- Trzymaj się mocno i prowadź do swojej siostry, Nadya. - Powiedział ciepłym tonem i rozejrzał się jeszcze czy nie znajduje się nic obok co uchroniłoby ich od deszczu. Jeżeli znalazł cokolwiek takiego to zakrył ich głowy, jeśli jednak nie to biegiem ruszył w kierunku, który wskazywała jego nowa kompanka. Starał się unikać deszczu jak mógł żeby mała nie musiała zmoknąć, ale nie nadkładał przez to drogi.
Kiedy dotarli na miejsce, postawił Nadye na ziemi i przykucnął do jej siostry.
- Witaj, Nana, słyszałem, że możesz mi pomóc. - Powiedział przyjacielsko i wyciągnął kolejny owoc.
- Ten jest dla ciebie, smacznego.
Jeżeli okazało się, że to pułapka to wpierw skręcił kark Nadyi. Tak dla zasady.
Pozwolił uroczemu rodzeństwu nałożyć maść na swoją rękę i poczekał chwilę aż zacznie działać, liczył na to, że opuchlizna zejdzie choć trochę i będzie mógł w końcu ruszyć ku swojemu celowi.
Jeżeli maść zadziałała wyjątkowo dobrze i Slei nie potrzebował dużo czasu to ruszył od razu w stronę hotelu, obiecując Nadyi i Nanie, że po nie wróci i żeby na niego czekały.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.11.15 17:52  •  One way or another...  - Page 2 Empty Re: One way or another...


Kiedy złapałeś małą za rękę powstrzymując ją przed samotną ucieczką, jej twarz wyrażała więcej niż tysiąc słów. Objęła cię mocno drobnymi rączkami, przylegając do siebie całym, już przemoczonym ciałkiem i zachichotała cicho, pełna radości. Niestety, dookoła nie znalazłeś nic, co mogłoby chociaż w małej części pomóc wam skryć się przed siarczystym deszczem. Pozostał ci w takim razie bieg, który, nie ma co ukrywać, był dość utrudnioną czynnością zważywszy na niesprawną dłoń, błoto, które niemal wsiąkał cię przy każdym kroku jednocześnie spowalniając, deszcz, który zamazywał i ograniczał pole widzenia oraz ciężar dziewczynki, który już po jakimś czasie zaczynał ci nieco ciążyć.
Całe szczęście, że nie musiałeś AŻ tak daleko biec.
Nadya wskazała ci średniej wielkości wyrwę w ścianie jednego z budynku. Kiedy znaleźliście się przy niej, poprosiła, abyś ją puścił. Dziewczynka pierwsza prześlizgnęła się przez nią, tobie sprawiło to trochę więcej trudności biorąc pod uwagę twoje gabaryty, ale koniec końców udało ci się wejść do środka.
Było to jedno pomieszczenie, raczej izdebka. Już na wejściu czuć było kurz, bród i stęchliznę. Gdzieś z boku lekko tliła się lampa naftowa, oświetlając brudne twarze kulących się dzieci, które pochowały się na twój widok.
- Jestem! – krzyknęła Nadya wbiegając do środka, od razu biorąc na ręce małego chłopca, który liczył sobie nie więcej jak trzy latka.
- To Tom. – powiedziała dziewczynka zwracając się do siebie. Z każdym kolejnym uderzeniem serca dzieci przybywało. Wychodziły z każdego miejsca. Z szafek, spod stołu, spod krzeseł. Mogłeś naliczyć ich dziesięcioro. W różnym wieku. Od trzech do dziesięciu lat. I wszystkie wyglądały jak Nadya. Wychudzone, chodzące nieszczęścia. Brudne, w starych, dziurawych ubraniach, wystraszone. Gdzieś w rogu usłyszałeś szelest a kiedy się obróciłeś, ujrzałeś chudą dziewczynę. Miała może z szesnaście albo osiemnaście lat. Gdyby nie wystające kości, mogłaby uchodzić za śliczność. Teraz smutne oczy i mysie włosy pozbawione uroku już z miejsca komunikowały, że jest chora. Kobieta podtrzymując się ściany, w drugiej dłoni ściskała mocno sztylet, którym celowała w ciebie.
- Nadya… odsuń się od niego… – wychrypiała.
- Nie, nie! On jest dobry! Dał mi jedzenie za darmo i był bardzo miły!
- Odsu— – słowa utonęły w nagłym ataku kaszlu, kiedy kobieta upadła na kolana.
- Nana! – Nadya podbiegła do dziewczyny i przykucnęła przy niej. Jednak Nana szybko przetarła usta z krwi i uśmiechnęła się do dziewczynki.
- Już dobrze. – szepnęła kładąc chudą dłoń na jej ramieniu, po czym spojrzała na ciebie.
- Nie krzywdź ich… to tylko dzieci. Ze mną możesz zrobić wszystko, co chcesz, ale je zostaw w spokoju. Błagam.


                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.01.16 16:17  •  One way or another...  - Page 2 Empty Re: One way or another...
Zaklął pod nosem na dosyć wąskie jak dla niego przejście, ale w końcu się przecisnął bez zbędnego wciągania go do środka czy zaklinowania się, chociaż tyle.
Lekkie światło uwalniające się z lampy naftowej było więcej niż wystarczalne, w końcu widział w ciemnościach lepiej niż normalny człowiek zważywszy na fakt mieszkania pod ziemią.
Dużo..Za dużo dzieci, to byłoby z lekka przerażające, gdyby nie był głównym bohaterem tej opowieści, w końcu oni tak łatwo nie giną, nie? Zwłaszcza ze strzelbą automatyczną pod ręką.
Zarzucił on jednak broń na plecy i powoli wyciągnął dwie pomarańcze kiedy obrońca praw nieletnich klęczał na podłodze.
- Nadya, podziel się tym ze swoim rodzeństwem.
I tym oto sposobem został z jedną pomarańczą w zapasie, ale nie żałował. Uznał to za..inwestycje i odkupienie części swoich grzechów. Przeszedł powoli wśród już weselszej gromadki kiedy dziewczynka posłusznie wykonała jego prośbę i skierował się w stronę klęczącej dziewczyny.
- Oddaj nóż. - Głos był stanowczy, ale nie lodowaty, nie chciał przestraszyć pozostałej gromady. Jeżeli dziewczyna go posłuchała to odłożył go na nieosiągalną wysokość dla zebranych berbeci.
Pomógł jej wstać nie wypowiadając przy tym ani słowa, po czym pokazał swoje opuchnięte ramię.
- Mam coś bardzo ważnego do zrobienia, a nie wiem czy podołam w tym stanie. Podobno posiadasz maść, która może mi pomóc, jeśli tak to proszę, pomóż mi a ja pomogę wam, masz moje słowo.
Jeżeli dziewczyna się zgodziła (zapewne Nadya pomogła ją przekonać) to dał się nasmarować nieznanym specyfikiem i poczekał aż ten zacznie działać. Po wszystkim podziękował dziewczynie i w końcu się przedstawił.
- Marcus, miło mi. Pomogłem twojej siostrze. - Powiedział już ze słyszalnym ciepłem w głosie i dodał kolejną kwestię. - Po wykonaniu mojego zadania wrócę tutaj i zabiorę was gdzieś gdzie jest znacznie bezpieczniej i gdzie nie będziecie musieli się martwić o jedzenie. A tym bardziej wykonywać tak uwłaczającej godności pracy. - Po tych słowach skierował się do wyjścia w nadziei, że deszcz w końcu sobie odpuścił, w końcu trochę już wysechł więc wypadałoby teraz nie zmoknąć. Biegiem ruszył w stronę hotelu, w końcu musi nadrobić spore opóźnienie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.01.16 22:19  •  One way or another...  - Page 2 Empty Re: One way or another...


Hana westchnęła ciężko, przez moment sprawiając wrażenie osoby, która zamierza jeszcze przez chwilę walczyć, ale ostatecznie się poddała, zapewne nawet na to nie mając jakichkolwiek sił i pozwoliła się podnieść w jej oczach nieznajomemu. W tym samym czasie Nadya z cichym piskiem typowym dla małej dziewczynki podbiegła do reszty dzieciaków, które ją otoczyły spoglądając na to, co miała swoimi dużymi, dziecięcymi oczami. Najwidoczniej pierwszy raz w życiu miały okazję zobaczyć pomarańcze, nie wspominając o ich skosztowaniu. Ale czy to było dziwne? To dzieci Desperacji. Znały tylko i wyłącznie cierpienie i mięso z upolowanych szczurów ewentualnie znalezionych resztek.
- Nie powinna cię tu przyprowadzać. Jest wciąż głupiutką i naiwną gąską. – mruknęła Hana, zarzucając na wychudzone ramiona postrzępiony i przesiąknięty drażniącą nos stęchlizną. Na pytanie odnośnie maści przechyliła lekko głowę w bok i przyglądała się spokojnym spojrzeniem twojej twarzy, aż ponownie przez jej zaciśnięte zęby przecisnął się świst powietrza.
- Nadya. O jakiej maści mowa? – dziewczynka uniosła głowę, po czym odbiegła od rodzeństwa i spojrzała na ciebie z czerwonymi wykwitami na policzkach. Po chwili spojrzała w dół i zacisnęła drżące palce na skrawku materiału swojego ubrania.
- P-przepraszam. Skłamałam. Ale to dlatego, że wtedy nie przyszedłbyś tu ze mną! Zostawiłbyś nas jak wszyscy inni! – raptownie zarzuciła rączki na twoje ramiona i wtuliła się w ciebie.
- Nie idź nigdzie! Zostań na noc! Grozi ci niebezpieczeństwo, jeśli pójdziesz! Jedna noc, proszę! – zapiszczała cicho, a jej uścisk stał się mocniejszy.
- Nadya. Nie możesz nikogo siłą trzymać. Wybacz Marcus. To dziecko jest same i szuka w kimś oparcia. Ale to, co zrobiłaś było złe. – skarciła dziewczynkę Hana starając się przyjąć złowrogi wyraz twarzy, ale nawet przez tą maskę przebijała się choroba. Nadya wreszcie puściła cię i osunęła się na pięty, spuszczając lekko głowę.
-Po prostu mam złe przeczucia…
- Wystarczy Nadya. Jeszcze raz przepraszam za jej zachowanie. I dziękuje za wszystko. Nie będziemy pana dłużej zatrzymywać.

                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.01.16 16:26  •  One way or another...  - Page 2 Empty Re: One way or another...
Wysłuchał słów Hany patrząc na gromadę wygłodniałych dzieci zajadających się jego zaliczką.
- Dlaczego nie powinna? Macie jakieś plany wobec mnie czy boisz się o to, że ich skrzywdzę? - Zapytał ściągając z siebie płaszcz. Nie widząc jednak miejsca gdzie może go zawiesić, wyjął swój nóż i wbił go w drewniany strop utrzymujący na sobie dach niewielkiego pomieszczenia aby powiesić na nim wymieniony ubiór. Oczywiście wbił go na bezpieczną dla wszystkich zebranych tu dzieci wysokość, łącznie z Haną.
Kiedy usłyszał odpowiedź na swoje pytanie dotyczące maści westchnął ciężko i przysiadł, opierając się o ten właśnie strop. Postawił swoje AA-12 obok niego, uprzednio je zabezpieczając szybkim ruchem zdrowej ręki tak aby czynność ta umknęła oczom zebranych, nie chciał po prostu żeby wiedziały jak to się robi.
- Stać mnie na nocleg u was w takim razie? Jedna noc, Nadya. Wyruszam w stronę swojego zadania z samego rana, ale tak jak mówiłem, wrócę z pomocą.
Przyjrzał się zebranym dzieciom, po czym kiwnął w stronę Hany aby usiadła obok niego.
- Późno już, może lepiej położyć je spać? - Zapytał cicho. - - Tak na marginesie, widać że jesteś tu najstarsza, ale ile masz lat? Sama nie wyglądasz na chociażby pełnoletnią.
Rozejrzał się ponownie, po jego prawicy była już Nadya, która widocznie nie chciała go opuścić nawet na krok.
~~
Kiedy jednak nastała już późniejsza pora, podniósł się i zdjął swój płaszcz, a zamiast niego zawiesił swoją broń. Ubrania użył do tego aby przykryć najstarszą z rodzeństwa oraz jej uroczą siostrę, a sam przysiadł na jednym z jedynych krzeseł w pomieszczeniu. Zarywanie nocek i piekący ból sprawiały, że nie było łatwo mu zasnąć, przez co był ostatnim, który przysnął. Na dodatek nie na krótko przez właśnie piekący ból rozchodzący się po całym ramieniu, ale już nie całym ciele, progres. W tym oto stanie czekał do rana, nie śpiąc a czuwając jedynie, jak przystało na Łowcę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.01.16 18:50  •  One way or another...  - Page 2 Empty Re: One way or another...


Dziewczynka z radości zapiszczała, kiedy zgodziłeś się zostać. I chociaż Hana protestowała, to twoja nowa mała przyjaciółka uparła się, że będzie z tobą spała. Koniec końców dzieci leżały na brudnej ziemi przykryte dziurawym kocem, Hana na swoim materacu a Nadya z Tobą, mocno przytulona do ciebie. Już parę sekund później w ciszy dało się słyszeć spokojne i miarowe oddechy. I chociaż postanowiłeś nie pozwalać Morfeuszowi, by tym razem zesłał na ciebie głęboki sen, to prędzej czy później ogarnęła cię ciemność, która zamknęła twe powieki.
Ciężko było powiedzieć jak długo byłeś pogrążony we śnie, ale zbudziło cię uporczywe kapanie.
Kap, kap, kap
Wżerało się w twoją czaszkę, niczym małe stado robaków, wgryzających się coraz głębiej i głębiej…
Kap, mlask, kap
Do tego to irytujące mlaskanie i… siorbanie?
A potem kolejne zmysły zaczęły działać na podwyższonych obrotach. W nozdrza uderzył kwaśny, metaliczny fetor krwi i czegoś jeszcze? Strachu? Tak, to chyba był strach. Nim jednak zdążyłeś otworzyć oczy, by zorientować się co się dzieje, poczułeś ciężar na klatce piersiowej, jakby ktoś próbował za wszelką cenę wbić twoje ciało w ziemię.
- Shshshsh…. Mówiłem, żebyś się spieszył, bo mój pan nie lubi czekać. – cholernie znajomy głos brutalnie wdarł się do twojej głowy. Twarz Zachariusza pochylała się nad tobą. Była dziwnie wykrzywiona, wręcz w groteskowy sposób. Po wydłużonej, nieco spiczastej brodzie spływały ciemne krople ślini i leniwie skapywały w materiał koca, w który gwałtownie wsiąkały.
Nie, to nie była ślina.
To krew.
W dłoniach, których palce raptownie wydawały się nienaturalnie długie i ostro zakończone, trzymał kawałek dziwnego przedmiotu o nieregularnych końcach. Szybko zorientowałeś się, że to kawałek mięsa.
- Niepotrzebnie się ociągałeś. – pokiwał głową wgryzając się w mięso i wyrywając kawałek mięsa.
Mlask, mlask, mlask
A ty nie mogłeś się ruszyć. Twoje ciało w jednej sekundzie zdawało się być zrobione z ołowiu. Jedynie głową potrafiłeś poruszać na boki, ale tak naprawdę co ci to dawało w tak niefortunnej sytuacji, w jakiej aktualnie się znalazłeś?
- Shhh. Ale wybaczę Ci. Zamiast kamienia księżycowego dałeś mi coś o wiele lepszego. Młode, dziecięce ciało. Wiedziałeś, że właśnie od nich mięso z łatwością odchodzi od kości? Powinieneś spróbować. – powiedział wykrzywiając usta w przerażającym uśmiechu i zaniósł się głośnym, nieludzkim śmiechem, który miażdżył twoje wnętrzności od środka.
A potem gwałtownie zapadła ciemność, choć w niej wciąż pobrzmiewał okropny rechot Zachariusza.
Zbudziłeś się gwałtownie, czując jak włosy przyklejają się do spoconych skroni oraz karku. Oddech był ciężki, trudny do złapania. Sen? Być może.
Dookoła panowała nienaturalna cisza. Był dzień, o czym świadczyły pojedyncze promienie słońca wdzierające się pomiędzy szparami desek.
Ale to nie to było niepokojące.
Byłeś sam w pomieszczeniu.
Nie było śladu po żadnym z dzieci ani po Hanie.
Cisza i spokój. I tylko ty. Oraz pokryte grubą warstwą kurzu porozwalane, stare przedmioty.
Przynajmniej mogłeś się ruszać.

                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.04.16 21:42  •  One way or another...  - Page 2 Empty Re: One way or another...
Z racji długiego nieodpisywania nakładam termin. Macie czas do 10. kwietnia na wznowienie misji. W przeciwnym wypadku temat trafi do archiwum. ~ Naczelnik misji
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.04.16 15:08  •  One way or another...  - Page 2 Empty Re: One way or another...
Wybudził się. Kurwa, co to było, czyli jedyna myśl, która aktualnie przelatywała mu przez głowę. Powoli się podniósł, lekkie zawroty głowy nie pomagały w zebraniu się na równe nogi. Kiedy w końcu ta trudna sztuka zakończyła się powodzeniem, rozejrzał się po pomieszczeniu. Niezbyt długo, acz w skupieniu. Nie zauważył jednak nic podejrzanego co było jeszcze bardziej podejrzane niż brak podejrzeń względem tego podejrzanego miejsca. Nie miewał realistycznych snów, a stanowczo nie takich, które wprawiały go w niezły zamęt myślowy i gościły razem ze strachem. Ruszył przed siebie, a dokładniej w stronę baru, początkowo droga do niego i tak się pokrywała z drogą do hotelu więc nawet jeśli nie znajdzie swojej odpowiedzi w miejscu startowym to nie będzie miał sporo drogi do nadrobienia.
Plus jest taki, że ręka nie była już na tyle zdezelowana jak wczorajszego dnia, a raczej wieczoru.
Śpieszył się, szczerze powiedziawszy. Może by tego nie przyznał, ale był zbyt przestraszony tym co się rzekomo stało w tym domu żeby teraz spokojnie ruszyć do hotelu, jeżeli jednak się okaże, że to był naprawdę pojebany sen to z miejsca ruszy do hotelu wykonać swoje zadanie, zawsze to lepiej skupić się na robocie niż na idiotycznych sytuacjach (nie) z życia wziętych.
Przed wejściem do środka na wszelki wypadek sprawdził stan amunicji w swoim AA-12 i odbezpieczył je na wszelki wypadek, w końcu nie wie czego się spodziewać w środku a to w końcu Desperacja. Jeżeli nie napotkał nic dziwnego, albo nie spotkał też Zachrystiusza to ruszył od razu do hotelu żeby wykonać swoje zadanie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.04.16 19:06  •  One way or another...  - Page 2 Empty Re: One way or another...

Nikt nie zatrzymywał cię po drodze, co na tle ostatnich wydarzeń zakrawało o jakiś cud. Ewentualnie o jakiś złośliwy los, który tylko czekał na chwilę twojej słabości, żeby pierdolnąć raz a porządnie. Niemniej, bezpiecznie dotarłeś do swojego celu. Hotel był dość obskurny, ale… czego można się spodziewać bo budynku na Desperacji? I tak był jednym z nielicznych, który wciąż posiadał szyby w oknach oraz drzwi w całości. No, prawie. Hol, do którego wkroczyłeś wydawał się zimny i pusty, a jednymi dekoracjami był stary, postrzępiony i z dziurami dywan przypominający rosyjskie zabawki, które wieszano w dawnych latach na ścianach oraz parę pustych doniczek porytych siatami pajęczyn. I kilka lam olejnych. To wszystko. Oczywiście nie licząc starego, drewnianego biurka pod ścianą z lewej strony, gdzie zasiadywał niezwykle szczupły mężczyzna, żeby nie powiedzieć, że kościsty. Uniósł oczy znad jakiejś książki i uśmiechnął się szeroko prezentując rząd pożółkłych zębów. Podniósł rękę i ruchem palca wskazał, żebyś podszedł do niego.
- Chodź tu chłopcze. Coś ci pokażę. – zaskrzeczał nieprzyjemnym głosem i wskazał na trzymaną książkę w którą zastukał. – Mitologia Parandowskiego. Czytałeś? W tych czasach mało osób pamięta o starożytności. Ba! Większość to analfabeci! Skandal! Umiesz czytać? – zapytał w zamyśleniu i przesunął palcami po siwej brodzie, która sięgała jego torsu. Za tobą pojawiło się dwóch wymordowanych, niczym cienie. Widocznie nawet hotel posiada swoich prywatnych ochroniarzy w razie nieprzyjemności.
Staruszek pokiwał głową i westchnął odchylając się i oparłszy spojrzał gdzieś w sufit.
- To były czasy. Tak. No. Dobra. Na ile pokój chcesz, hm?
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.04.16 20:01  •  One way or another...  - Page 2 Empty Re: One way or another...
Wszedł żwawym krokiem, niezbyt zwracając uwagę na otoczenie. Zatrzymał się dopiero wtedy kiedy zauważył przed sobą starca. Jego broda stanowczo rzucała się w oczy, była dosyć zadbana jak na ówczesne czasy. Chwila zadumy sprawiła, że niezbyt myślał o tym aby się przedstawić, ale na szczęście zdążył nadrobić swój początkowy brak kultury.
- Witam. Przyszedłem w pośpiechu i niestety muszę Panu oznajmić iż w pośpiechu stąd będę musiał wyjść, przybyłem jedynie wypełnić jedno zadanie, choć nawet nie wiem na czym polega. Może mi pan pomóc zdecydować czy gra jest w ogóle warta świeczki. Potrzebuję fragment kamienia, o którym na pewno pan wie.
W tym momencie zaczął wyciągać kamień, którym miał okazać kto go tu przysłał. Usłyszał wtedy zdanie, które delikatnie wybiło go z tropu. Pozwolił starcowi w spokoju skończyć swój wywód i z delikatnym uśmiechem na ustach mu odpowiedział.
[color=#990000]Na początku był Chaos. Któż zdoła powiedzieć dokładnie, co to był Chaos? Niejedni widzieli w nim jakąś istotę boską, ale bez określonego kształtu. Inni, a takich było więcej, mówili, że to wielka otchłań, pełna siły twórczej i boskich nasieni, jakby jedna masa uporządkowana, ciężka i ciemna, mieszanina ziem, wody, ognia i powietrza.[/color]
Po tych słowach skinął głową powitalnie w stronę wymordowanych i podszedł bliżej swojego rozmówcy, który widocznie go zainteresował.
- Nie uważa pan, że to idealny opis tego co spotkało nas wszystkich? - Zapytał czując się jakby rozmawiał z intelektualistą, miał nadzieję, że starzec nie zaprezentuje innego poziomu.
Wtedy rozejrzał się dopiero po otaczającym go miejscu. Z pewnością urzekły go lamy oleiste, pierwszy raz widział lampy w kształcie alpako-podobnym, z pewnością nazwa wskazywała na gatunek świecących się zwierząt.
Czekał na odpowiedź starca, wesoło stukając palcem o rękojeść noża, znacznie szybciej by go dobył niż strzelby więc z tego korzystał. Nie znaczy to jednak, że miał zamiar z miejsca rzucać się komuś do gardła. Jeżeli odpowiedź, którą by otrzymał pozwalałaby mu zakończyć sprawę szybko to z miejsca zabrał się do pracy, jeżeli jednak nie to postanowił jedno. Jest na to wszystko za stary. Plus miał zaczątki schizofrenii bo cały czas słyszał w głowie głos Nadyi co sprawiało, że coraz bardziej miał ochotę wybiec stamtąd i wrócić do domu żeby przeszukać każdy skrawek miejsca w poszukiwaniu poszlaki gdzie mogą się znajdować, czuł zbyt wielki niepokój ducha przez tą małą dziewczynkę i jej rodzeństwo.

Nie wiem dlaczego, ale twój post niesamowicie przypadł mi do gustu, jest świetny, dziękuję.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.04.16 1:06  •  One way or another...  - Page 2 Empty Re: One way or another...
Mężczyzna słysząc twoje słowa uśmiechnął się I pokiwał delikatnie głową. Jego oblicze w jednym momencie złagodniało, najwidoczniej fakt twojej wiedzy przypadł mu do gustu.
- Ile masz lat? Wyglądasz na młodego, choć widzę po twoich oczach odcisk czasu. Pośpiech. Osoby takie jak my, dla których czas przestał mieć znaczenie, nie powinny się śpieszyć. Po co? Nawet nie zauważamy, kiedy sekundy przemieniają się w minuty. Minuty w godziny. Dni. Miesiące. Lata. To wszystko przemija wraz z mrugnięciem oka. – powiedział spokojnie, przesuwając kościstymi palcami, które mogły przywodzić na myśl wrażenie rozmowy z żywym trupem owleczonym w cienką, pozbawioną już elastyczności skórę.
- A co spotkało nas wszystkich? – zapytał w zadumie. – Istotnie, tysiąc lat temu ludzi spotkała tragedia. Ale czyż nie było tak od zawsze? Wojny, zbrodnie, ataki, najazdy. To wszystko było ludzką tragedią. Przyszły nowe czasy, nowe technologie, a wraz z nimi nowe tragedie. Człowiek to bardzo agresywna istota. Pobudzona. Zamknięta w klatce zacznie wariować. Zamknięta w zbyt długim spokoju i pokoju zacznie szukać możliwości do sięgnięcia po broń i zaatakowania. Ludzie od zawsze walczyli. O przetrwanie, kobiety, ziemie, ropę czy też inne kosztowności. Teraz jest dokładnie to samo. Z tą różnicą, że niektórzy otrzymali drugą szansę. Mówi się, że to wszystko wina Boga. Że to on stworzył wirus, który tak bardzo miesza w świecie. A ja uważam, że Bóg dał drugą szansę ludziom. Na nowe życie. A to, co z nim zrobimy, należy tylko i wyłącznie do nas, nie uważasz? - zakończył swój wywód dziwnym, spokojnym uśmiechem, po czym pokiwał powoli głową
- Nie spiesz się, chłopcze. Pośpiesz to doradca diabła. To ty decyduj o swoim życiu, a nie czas i presja innych.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach