Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 03.07.15 17:16  •  Skromne królestwo Fay i Churchilla Empty Skromne królestwo Fay i Churchilla
Niewielkie, ale przytulne mieszkanie rozpoczynające się od przedpokoju z małą szafką na buty, wieszakiem na kurtki oraz starym, metalowym stojakiem z wetkniętym parasolem. Tuż na prawo znajdują się drzwi prowadzące do łazienki, będącej, zaraz po holu, najmniejszym pomieszczeniem. Nad umywalką wisi szafka z lustrem na drzwiczkach, tuż obok toalety, a zaraz za tą dwójką w przeciwnym koncie kabina prysznicowa. Przy tej ostatniej zamontowano dwa metalowe pręty służące jako wieszaki na ręczniki.
Kierując się prosto od drzwi wejściowych najpierw natrafia się na salon, nieco opustoszały, jedynie z dwuosobową kanapą, drewnianym stolikiem stojącym na zmechaconym dywanie oraz krzesłem z jedną krótszą nóżką. Przy prawej ścianie stoi masywna komoda z niezliczoną ilością szuflad, zaś tuż nad nią wisi prosty obraz przedstawiający martwą naturę.
Kuchnia, znajdująca się na lewo od salonu, zdaje się być najciekawszym pomieszczeniem, bo posiada wszystko. Począwszy od prostych wiszących szafek, idąc przez blaty, zlew zamontowany tuż obok pralki (cóż, w łazience ewidentnie brakło na nią miejsca), lodówkę oraz gazową kuchenkę, nad którą znajduje się okno.
Ostatnim, ale nie najmniej ważnym punktem wycieczki jest oczywiście sypialnia, do której drzwi znajdują się po prawej stronie od salonu. Dwuosobowe łóżko jasno wskazuje, że niegdyś mieszkało tu bezdzietne małżeństwo. Na przeciwko niego stoi sporych rozmiarów szafka na ubrania z lustrem zamontowanym po wewnętrznej stronie jednych drzwiczek. Obok łóżka za firanką znajdują się drzwi prowadzące na niewielkich rozmiarów balkon, mogący pomieścić co najwyżej dwójkę dorosłych ludzi.



Ostatnio zmieniony przez Fay dnia 03.07.15 22:32, w całości zmieniany 3 razy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Po mieszkaniu rozniósł się dźwięk klucza przekręcanego w zamku, a zaraz za nim skrzypnięcie drzwi. Fay weszła przodem, trzymając kurczowo jedną ręką kartonowe pudło, w drugiej zaś rączkę walizki. Ramieniem stuknęła włącznik światła, ledwo do niego sięgają.
- Jak przytulnie - odparła z zachwytem, kiedy weszła do salonu z przed pokoju. Zdawało się, że mieszkanie posiada tylko podstawowe meble, a wszystkie rodzinne pamiątki i rzeczy wskazujące, że ktoś tu kiedyś mieszkał zostały dawno usunięte.
Churchill wystawił pyszczek z kieszeni i zeskoczył wprost na stół, kiedy Fay pochylała się odstawiając kartonowe pudło.
- Jeszcze raz dziękuję za pomoc. Przeniesienie tych pudeł zajęłoby mi wieki.
Mieszkanie ewidentnie wymagało kobiecej ręki. Warstwa kurzu pokryła nieużywane meble, a podłoga w kuchni kleiła się delikatnie w okolicach lodówki. Jednak te mały defekty nijak nie psuły radości dziewczyny z przeprowadzki do nowego lokum, które było o niebo lepsze od wynajmowanego przez nią pokoju.
- Czy szanowny pan życzy sobie filiżankę herbaty - spytała typowym angielskim tonem. - Czy może szklaneczkę whisky, z którą wiąże się przezabawna historia?
Korzystając z chwili zmoczyła pierwszą lepszą znalezioną tkaninę odrobiną wody i zajęła się powierzchownym sprzątaniem w salonie. Miała jeszcze dużo czasu na ogarnięcie całego bałaganu, jaki zapanował w trakcie nieużytkowania mieszkania, jednak teraz zależało jej tylko na przygotowaniu miejsca do odsapnięcia dla obojga. A kiedy już tylko pozbyła się kurzu ze stolika i stojącej przy niej kanapy, wyciągnęła z walizki malutką miseczkę oraz karmę dla Churchilla. Słysząc dźwięk otwieranego opakowania fretka momentalnie znalazła się przy właścicielce i porwała jedzenie tak, jakby ktoś zaraz miał mu je skraść przed nosa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Trochę zdyszany od przechadzki po mieście z kilkudziesięcioma kilogramami w łapach ucieszył się w duchu na dotarcie.
Czuł jak pudła odbiły mu ślad na barkach więc ostatni raz naprężył muskuły i postawił je na stole.
- Proszę bardzo. - Powiedział zdyszanym głosem.
Na jej kolejne podziękowania już jedynie skinął głową i delikatnie się uśmiechnął, skupiał się bardziej na mieszkaniu.
Zdarzyło mu się już w nim być.
Nawet pamiętał do kogo należało, hah.
Błędnym było założenie, że zamieszkiwało je kiedyś bezdzietne małżeństwo, ponieważ tylko jedna osoba korzystała z tego miejsca.
Harrowmont, w skrócie Harmon, jeden z najlepszych ofensywnych działaczy organizacji.
No cóż, nawet najlepsza ofensywa nie przeżyje wybuchu granatu bez dobrej defensywy.
Na myśl o swoim starym druhu uśmiechnął się, nieraz chwalił się tym mieszkaniem, jakie to udziwnienia w nim posiadał.
Niestety pamiętał tylko o jednym, ale to stanowczo wystarczające żeby zaskoczyć nową posiadaczkę tych czterech ścian.
Podszedł do włącznika światła w salonie i przekręcił go o 90 stopni, po czym wcisnął przycisk.
Można było usłyszeć jedno z piknięć w masywnej komodzie, a piknięcie to oznaczało otworzenie zamka jednej z szuflad.
Nie wiedział, która z nich została otwarta więc po prostu strzelił. Trafnie, za pierwszym razem.
W otworzonej szafce znajdowało się wydanie jednego z erotycznych pism, a pod nim tajemnicze dwa przedmioty zawiązane bandażami, z kształtu przypominały noże, a do jednego z nich była zaczepiona kartka.
Dla Marcusa Sleipnira z okazji sześćdziesiątych urodzin.
Obym dożył dnia kiedy zostaniesz przywódcą (może wtedy w końcu postawisz mi to 50-letnie whisky).

Czytając karteczkę, choć krótką to treściwą, na jego twarzy wymalował się uśmiech, a po przeczytaniu całej cicho się zaśmiał i po prostu zaczął szczerzyć, prezent czekał na niego cholernie wiele lat.
Stojąc cały czas tyłem do Fay zaczął odwijać pakunek.
Miał rację, nóż.
Ale wykonanie tego noża stanowczo można było nazwać sztuką.
Ciemnobrązowa rękojeść wykonana z orzecha, starannie wypolerowana i z pięknymi ozdobieniami, na samym dole mógł zauważyć swoje własne inicjały.
Stalowe ostrze z dodatkiem niezidentyfikowanego materiału połyskało do światła lekko wychylającego się zza barków mężczyzny. Było jednak dłuższe niż pozostałe noże, które u siebie posiadał, ten łącznie z rękojeścią posiadał 30 centymetrów, dopiero teraz rzuciło mu się to w oczy.
Odłożył bandaż na komodę i pewnie chwycił broń, pasowała idealnie mimo biegu lat.
Ucieszony spóźnionym prezentem schował go do pochwy i przypiął ją do pasa.
Czas na drugi pakunek. Kiedy wziął go do ręki, okazało się, że do niego również jest adnotacja, po prostu nie była przymocowana.
Rozłożył mały skrawek papieru i przeczytał na głos.
- "Prezent ten jest przeznaczony dla nowego lokatora tego mieszkania, mam nadzieję, że będzie ci służyć i szybko odgadniesz dodatkowe skrytki." - Powiedział na tyle głośno aby Fay bez problemu mogła usłyszeć każde słowo.
Przerwał chwilową ciszę odwróceniem się.
- Jak widać, należy to do ciebie. - Powiedział ciepłym tonem i wręczył jej pakunek.
Kiedy usłyszał jej pytanie czego się napije, odpowiedział z lekkim śmiechem.
- Szczerze powiedziawszy to miałem ochotę napić się herbaty, ale teraz stanowczo mam za kogo wychylić szklankę dobrego trunku.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kiedy kolejne pudła znalazły się na stole, Fay natychmiastowo je dopadła z kuchennym nożem w ręku. Każde z nich było podpisane, a sama dziewczyna doskonale wiedziała co gdzie się znajduje. Nie otwierała ich z w celu porzucenia Marcusa na rzecz dalszego rozgaszczania się w mieszkaniu i rozwieszania ubrań po szafkach. Po prostu nigdy nie lubiła, gdy jej ulubione materiały kisiły się w zamkniętej przestrzeni bez dostępu powietrza.
Łowczyni ledwo zdążyła zdjąć ciężkie pudła ze stołu i przenieść je pod pustą ścianę z zamiarem zrobienia miejsca na płynny podwieczorek, kiedy nagle Marcus postanowił zabawić się w magika. Westchnęła cicho z zaskoczeniem mieszającym się z fascynacją, kiedy mężczyźnie udało się odblokować szufladę w komodzie.
- Kto by się spodziewał - mruknęła pod nosem, z zaciekawieniem spoglądając swojemu przełożonemu za ramię. A właściwie... za rękę, bo do ramion byłaby w stanie sięgnąć tylko z użyciem drabiny. - Powiedz mi, że tego jest więcej, a następne dni spędzę na przekręcaniu każdego przełącznika.
W czasie, gdy Marcus oglądał swój prezent, a Fay średnio subtelnie go podglądała, Churchill zdążył wyczyścić swoją miskę i ruszyć w podróż po mieszkaniu. Wesoło "pokicał" do sypialni, żeby wrócić z niej po kilku krótkich chwilach z zakurzoną poduszką w pysku. Szkoda, że w konkursie na atencję jego wyczyn przegrał z urodą wyszperanych przez Marcusa noży.
- Lubię tego kolesia - z uśmiechem odebrała od towarzysza swój nowy nabytek. Przyjrzała mu się równie uważnie, co przed chwilą Marcus i westchnęła z zachwytem. Nie miała bladego pojęcia, kto był ofiarodawcą tak pięknego podarunku, ale Fay była mu niesamowicie wdzięczna. Nie używała broni za często, a jednak niewielki srebrzysty sztylet z jasną drewnianą rękojeścią naznaczoną błękitnym szlaczkiem zaparł jej dech w piersiach. Leżał w dłoni tak świetnie, że łowczyni momentalnie poczuła chęć przetestowania go.
- Zdecydowanie jestem za opiciem zdrowia poprzedniego gospodarza. A herbaty możemy napić się z rana - puściła Marcusowi oczko, przy okazji dobierając się do swojej bordowej walizki. Była w tak cudownym nastroju, że aż nie mogła odpuścić sobie kilku pruderyjnych odzywek. A sam sztylet, choć z bólem sercem, odłożyła ostrożnie na komodę.
- Sprawdzisz poproszę, czy w kuchni są szklanki? - zwróciła się do mężczyzny, próbując jednocześnie przekopać się do butelki z trunkiem. Na komodzie obok sztyletu pojawił się niewielkich rozmiarów laptop, pendrive, czarne pudełeczko bez opisu, opakowanie brytyjskiej zielonej herbaty oraz biały kubek z oldschoolowym napisem "God save the queen". Na dobrą sprawę w takim zestawieniu Fay wyglądała jak typowa brytyjka sprzed czasów... tego całego gówna.
- Witaj, przyjacielu. Ileż trudu zajęło mi zdobycie cię - westchnęła rozczulona, gdy w końcu udało jej się dokopać do szklanej butelki z trunkiem. Dopiero teraz wzrok Fay padł na Churchilla leżącego na zakurzonej poduszce na samym środku pokoju. Zamrugała zdziwiona, ale ostatecznie wzruszyła tylko ramionami, pozbyła się pantofli i padła z uśmiechem na swoja nową kanapę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dobry humor coraz bardziej mu się nasilał, dziwił go fakt, że tak bardzo zalewa go fala pozytywnego myślenia przy niej, ale nie drążył tematu, uznał, że to po prostu jej urok.
- Znając Harmona potrzebowałabyś minimum tygodnia żeby znaleźć choć połowę - Parsknął śmiechem i przejechał dłonią po nowym nabytku.
Lubię tego kolesia.
Stanowczo parsknąłby również i on gdyby usłyszał takie słowa o nim, kiedy jeszcze żył to mało kto był wstanie określić czy go lubi bo praktycznie każdy się go bał.
Strach był ten poniekąd uzasadniony, w końcu facetowi przez Czerwinkę urosło się do rozmiarów porządnego drzewa, a jego ręce powaliłyby niedźwiedzia. Nie mówiąc już o licznych bliznach na które się załapał w trakcie swojej "podróży" z Łowcami.
Nie ma co się dziwić w sumie dlaczego zginął od granatu, w końcu żadna kula nie byłaby w stanie powalić takiego wielkoluda, który nawet na Sleipnira patrzył odrobinę z góry.
Podszedł do Churchilla i zabrał mu poduszkę, po czym go pogłaskał po głowie.
- Sugerujesz mi żebym został na noc czy co? - Rozbawiony zapytał fretki.
Jego pytanie idealnie zgrało się z tekstem rzuconym przez Fay, otrzymał odpowiedź od razu.
Nie myślał o tym długo, stwierdził, że rozważy to potem.
Natomiast na prośbę o znalezienie szklanek zareagował od razu jakby wybity z zamyślenia.
Ruszył z małym stworzonkiem przy nodze i zaczął szperać w szafkach.
Znalazł naczynia, o które prosiła jego towarzyszka. Znalazł również nóż umiejscowiony między naczyniami, przypomniał sobie, że Harmon miał je porozmieszczane w tylu miejscach, że można to było spokojnie nazwać paranoją. Zwłaszcza, że potrafił zabić człowieka równie szybko samymi dłońmi jak przy użyciu ostrza.
Wszedł do salonu akurat gdy wtyka postanowiła uciąć sobie krótką pogawędkę, a raczej monolog, do butelki trunku. Stanowczo otaczało go za dużo osób, które najwyraźniej nie miały się już do kogo odezwać.
Brzdęknął szklankami i postawił je na stole, pozwalając Fay go wyręczyć z nalaniem alkoholu, po czym usiadł obok niej.
Oczywiście do alkoholu brakowało mu drugiego nałogu więc wyciągnął z kieszeni marynarki swoje papierosy i zapalniczkę.
- Pozwolisz? - Zapytał przed odpaleniem, kto wie, może należała do jednej z tych osób, które wolą nie palić we własnym mieszkaniu.
Jeśli jednak nie to szybkim ruchem odpalił peta i zaciągnął się mocno.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wieczór zapowiadał się niesamowicie. To znaczy, Fay nie oczekiwała po dzisiejszym spotkaniu niczego więcej niż ustalenia kwestii mieszkania, ale cieszyła się, że Marcus postanowił zostać na dłużej. Z początku łowczyni zastanawiała się, czy jej przełożony jest tym typem ludzi, którzy urażeni przy pierwszym spotkaniu starają się możliwie jak najbardziej ograniczać kontakt z przyczyną ich wcześniejszego złego humoru. Ale patrząc na uśmiech na jego twarzy chyba nie było o co się martwić.
- W takim razie zgłoszę się za tydzień z raportem o postępach.
A jednak Fay czuła, że odnalezienie reszty skrytek zajmie jej góra dwa - trzy dni. W kwestii odgadywania zagadek bywała niecierpliwie i nie było mowy o spokojnym śnie ze świadomością, jak wiele oferuje to mieszkanie. I zapewne tym ciężej byłoby jej zasnąć, gdyby dowiedziała się, że poprzedni właściciel ledwo mieścił się w małżeńskim łożu.
Dziewczyna ukradkiem spojrzała na Churchilla krążącego wokół stóp gościa. Czasami zastanawiała się, czy to stworzenie na pewno było fretką, bo mogłaby przysiąść, ze zachowuje się jak pies. Albo kot. Albo połączenie jednego z drugim. Brakowało tylko, aby zamienił prychanie na rzecz szczekania tudzież miauczenia.
- Zajmuję łóżko! Zmieścicie się we dwóch na kanapie, prawda panowie? - posłała Marcusowi cwany uśmieszek, przeciągając się na kanapie. W końcu, po tak wielu dniach niepewności, poczuła się w pełni odprężona. Szczęśliwa, na i w swoim miejscu, w odpowiednim towarzystwie. Kiedy jednak łowca wrócił z kuchni ze szklankami, Fay podniosła się i zrobiła mu miejsce na kanapie. Odkręciła butelkę, po czym od razu zabrała się za napełnianie szklanek.
- Spróbuj tylko powiedzieć, że ci nie smakuje - mruknęła ostrzegawczo, odkładając butelkę na bok. - Czekałam z nią na wyjątkową okazję. A przynajmniej taką bardziej wyjątkową od innych.
Kiedy padła kwestia papierosów, Fay skinęła potwierdzająco głową i zniknęła na chwilę w kuchni. Wróciła z trzecią szklanką, tym razem napełnioną wodą w roli popielniczki, oraz z małym spodkiem na Churchilla.
- Nie krępuj się - dla potwierdzenia swoich słów sama odpaliła papierosa, identycznego jak przy ich ostatnim spotkaniu. - Przynajmniej zabijemy zapach starości i kurzu.
Mieszkanie naprawdę przypadło Fay do gustu. Po prawdzie, jak wcześniej zostało wspomniane, wymagało gruntownych porządków, delikatnego odświeżenia oraz poustawiania osobistych bibelotów, a jednak wciąż czuła się jak u siebie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Rozsiadł się wygodniej i ojcowskim wzrokiem przyzwolił swojej podopiecznej zająć łóżko, w końcu i tak dalej nie wie czy zostanie na noc, a nawet jeśli to nie jest w końcu u siebie tylko u niej. Nawet jeżeli mieszkanie należy do niej od.. kwadransu?
Zerknął na napełniający szklanki trunek, od razu mógł stwierdzić, że wygląda porządnie.
Mimo wszystko w swoim życiu wypił tyle, że mógł uznać swoje zdanie za pewne i nawet jeśli zepsułby tym atmosferę to określiłby trunek złym jeżeli ten by takim był.
Chwycił szklankę dwoma palcami od góry i delikatnie zawirował alkoholem, miał piękny, złocisto-brązowy kolor.
Silny aromat mógł wyczuć nosem zanim w ogóle zbliżył naczynie do ust, a to oznaczało, że jest cholernie mocny.
No cóż, żadna degustacja nie może się odbyć spożycia więc z uszanowaniem dla specjalnego alkoholu wypił go z początku niewielką ilość aby ocenić smak i walory trunku.
Obudził się w moment, drobny łyk zadziałał jak zaczarowany i od razu zabrał zmęczenie Łowcy i zrzucił je z przepaści.
Od razu wlał w siebie odrobinę więcej aby ugościć ten smak ponownie na swoim języku i kubeczkach smakowych.
- Kurewsko dobry. - Nie było sensu bardziej oceniać, każda osoba, która spróbowałaby tak dobrego alkoholu powiedziałaby to samo, było to tak wielką odmianą zważywszy na fakt, że większość czasu w jego ustach gościła zwykła gorzała, że sam nie mógł wyjść z podziwu z jakim kunsztem musiało zostać przygotowane to cudo, nie mówiąc już o tym ile czasu potrzebowało żeby ten smak w pełni się ujawnił.
Odstawił na moment szklankę i nagle przypomniał sobie jednak o tym co tu robi. I o tym co ze sobą przyniósł.
Rozejrzał się za papierową torbą, która wcześniej leżała na jednym z kartonów, które przydźwigał i po chwili ujrzał je obok już częściowo opustoszałych pudeł.
Jako że dosięgał tam ze swojej pozycji to nie raczył wstać i podnieść to jak normalny człowiek, musiał wykorzystać fakt, że jest cholernie długi i czasem leniwy jeżeli może sobie na to pozwolić.
Powoli rozdarł torbę i położył jej zawartość na stole.
A był to chociażby.. łosoś, który tak wczoraj zasmakował jego towarzyszce.
- Nie wiem co się przynosi nowemu gospodarzowi i mało o tobie wiem, więc stwierdziłem, że to będzie najlepszy prezent. - Powiedział odpakowując podarunki, w kolejnych foliach znajdowało się więcej potraw przygotowanych przez jego kucharzy, a nawet mały wołowy kotlet przygotowany z myślą o fretce.
Bez słowa wstał i skinął w jej stronę, po czym ruszył do kuchni po talerze i sztućce aby mogli skonsumować posiłek w normalnej atmosferze. Tym razem w szafce z zastawą znalazł rewolwer. Oczywiście naładowany. Nie wiedząc co zrobić po prostu go tam zostawił i zamknął szufladę jakby nigdy nic.
Rozłożył bezszelestnie zastawę i kiedy wszystko było gotowe lekko się ukłonił.
- Smacznego, mam nadzieję, że jesteś głodna. - Powiedział cicho i podsunął talerz sznurówce.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W przeciwieństwie do ostatniego spotkania tym razem atmosfera była leciutka niczym morska bryza. Churchill wciąż biegał po mieszkaniu, albo chcąc zapoznać się z nowym lokum, albo szukając ukrytych fretkowych skarbów. Sama Fay cieszyła się z luźnego zachowania Marcusa, gryząc się w język ilekroć nachodziło ją pytanie, które mogłoby strzaskać cały urok wieczornego spotkania.
Kiedy mężczyzna zaczął przygotowania do picia, dziewczyna z uwagą obserwowała jego działania zaciągając się goździkowym papierosem. I chociaż nalewała po równo, kiedy Marcus skończył oględziny, w szklance Fay ukazało się dno.
- Chyba byłam spragniona - westchnęła zdziwiona, spoglądając na zawartość, a raczej jej brak, w swojej szklance. Wzruszyła beznamiętnie ramionami i po raz drugi przelała trunek do szkła, równo trzymając się jednej czwartej wysokości.
- Oczywiście, że jest kurwsko dobry - wulgaryzmy wypływające z ust białowłosej zawsze brzmiały... abstrakcyjnie. - W końcu spędziła u mnie dobre dwadzieścia lat. I o ile dobrze zgaduję, prawie drugie tyle u poprzedniego właściciela.
Przy wypowiadaniu tych słów na twarzy Fay zagościł figlarny uśmieszek. Zastanawiała się, czy Marcus podejmie dalej temat i zrobią sobie przeuroczy wieczorek zwierzeń w kategorii "uroków życia damskiej wtyki". Zanim jednak mężczyzna zdążył zareagować, jej uwaga skupiła się na papierowej torbie. Właściwie już wcześniej ją zauważyła, a Churchill wykazywał nią niebezpieczne zainteresowanie, a jednak w całym tym harmidrze zupełnie o niej zapomniała. I, jak widać, niesłusznie, bo skarby, które Marcus przyniósł ze sobą niemalże wywołały u łowczyni napad ślinotoku.
- Rozpływam się - jęknęła, teatralnie opadając na oparcie kanapy z dłonią przytkniętą do czoła. - Nawet jeżeli nie byłam głodna, to teraz już jestem!
Korzystając z chwili dziewczyna wrzuciła wypalonego peta do wcześniej przygotowanej popielniczki i z wdzięcznością przejęła od gościa zastawę. Czekała cierpliwie, aż wszyscy (wraz z Churchillem) dołączą do uczty.
- Rozpieszczasz go, a potem ja muszę znosić jego humorki - pokręciła głową, podejrzewając, że fretka jednak cierpiała na ADHD. A przynajmniej na to wskazywało jej zachowanie wzbudzone cudownym aromatem, który rozniósł się po pokoju. - Dziękuję, z tego wszystkiego zupełnie zapomniałam o zakupach.
Fay z całych sił starała się nie przyznawać przed samą sobą, że właśnie ten wieczór był jednym z nielicznych momentów, kiedy wcale a wcale nie miała ochoty udawać. Plotła pierwsze, co przychodziło jej na myśl, co krok zapominała o formalnościach i etykiecie, a alkohol jeszcze bardziej podbijał efekt. I było jej z tym cholernie dobrze. A jednak jeżeli ktokolwiek kiedykolwiek zapyta ją o ten wieczór, będzie uparcie trzymała się wersji, że przynajmniej połowę swoich reakcji wymyśliła na poczekaniu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zerknął na szklankę Fay i cicho westchnął. Nie dość, że marnowała tak dobry trunek tak szybko to w tym tempie za pół godziny będzie musiał zanieść ją do łóżka.
Dwadzieścia lat tu, dwadzieścia lat tam, dalej nie jest to mimo wszystko 50-letni trunek, który obiecał zdobyć dla poprzedniego gospodarza.
Cóż, wpadnie tutaj z butelką z własnej kolekcji w takim razie.
Figlarne uśmiechy, co chwila widział jak gościły na jej twarzy. W życiu nie spodziewałby się, że siedzi tu osoba o podobnym stażu wiekowym do niego gdyby nie przeczytał tego wcześniej w aktach.
Poczuł krążącego wokół jego nóg przerośniętego gryzonia więc złapał go i umieścił na swoim barku upewniając się, że spadnie. Wolał nie sprawdzać czy jego pazury zaczepią się na jego marynarce wystarczająco mocno żeby się utrzymał więc zadbał o to żeby nie uszkodzić swojego ubioru.
Reakcja Fay była dokładnie taką jakiej się spodziewał.
Ułamek sekundy po niej utopił krótki filtr w szklance wody i nałożył łososia na talerz kompanki.
Zapach unoszący się w pokoju przebijał się przez gęsty dym i powodował wzrost głodu z sekundy na sekundę więc szybkim ruchem postawił fretkę przy jej posiłku i ukłonił się w stronę Fay dając jej znak, że może zacząć jeść.
W międzyczasie nawet nie zauważył kiedy opróżnił własną szklankę do końca więc polał kolejną kolejkę sobie jak i szpiegowi.
Mimo wszystko zastanawiało go skąd weszła ona w posiadanie takiej jakości wyrobu, czyżby pamiątka po rodzicach?
- Mogłabyś mi uchylić rąbka tajemnicy i powiedzieć jakim cudem weszłaś w posiadanie tego boskiego napoju? Jestem ciekaw historii tej butelki równie bardzo jak i twojej. - Spytał cicho patrząc to na butelkę to na Fay.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Postać Sleipnira stawała się coraz bardziej fascynująca. Fay pomimo usilnych i bardziej tudzież mniej świadomych działań, wciąż nie była w stanie go rozgryźć. Chociaż tak często milczał w odpowiedzi na jej zaczepki, to wciąż sprawiał, że dziewczyna chciała opowiedzieć mu więcej, niż wypadało. Poniekąd ta sytuacja zaczęła ją martwić, dlatego drugą szklankę napoju, o mimo wszystko wysokim stężeniu alkoholu, opróżniła znacznie spokojnej i wolniej.
Do Fay dotarło również i zupełnie przypadkiem, że Marcus przeszedł w życiu znacznie więcej, niż ona sama. Jej życie wśród łowców po prawdzie nie było szczególnie przygnębiające jako, że zazwyczaj pracowała sama i w mieście. Traktowano ją jak małe bezbronne jajeczko, doglądano i nie pozwalano Fay brać udziału w niebezpieczniejszych misjach. Dlatego w swoim niespecjalnie krótkim życiu była świadkiem naprawdę niewielu śmierci. W przeciwieństwie do Marcusa, który będąc tak bardzo zaangażowanym w sprawy organizacji nosił w sercu nie jeden nekrolog.
Kiedy mężczyzna skinął głową w stronę łowczyni, od razu zabrała się za swój posiłek. Jakimś magicznym cudem okazał się być jeszcze lepszym, chociaż już dnia poprzedniego zahaczał o ideał. Jeszcze kilka kolacji pod patronatem knajpy Marcusa i Fay naprawdę się uzależni. Z resztą tak samo jak Churchill, który w trakcie konsumpcji zaczął wesoło popiskiwać.
- Hm? - zamrugała zaskoczona, przełykając kolejny kawałek fenomenalnego łososia. - Jasne, jeżeli rzeczywiście jesteś ciekaw.
W duchu zachichotała, może nie tyle z triumfu, co zadowolenia, że będzie miała okazję poopowiadać swojemu przełożonemu o różnych życiowych pierdołach. A wszystko tylko po to, aby dnia jutrzejszego mogła obudzić się rześka i z największym kacem moralnym w życiu!
- Kiedy jeszcze byłam piękna i młoda - zaczęła niczym babcia opowiadająca wnuczętom o swoich szkolnych latach - miałam niewątpliwy zaszczyt śpiewać na bankiecie.
Talerz w międzyczasie opustoszał. I było to całkiem smutną sytuacją.
- Gdybyś tylko widział, jaką urządzili mi szopkę w organizacji. Ledwo dowiedzieli się o całej imprezie i liście gości, a już posłali mnie na lekcje śpiewu. Ale były i plusy. Postarali się z sukienką, z resztą dalej ją mam. Tam leży - skinęła głową w stronę otwartego pudełka, z którego wystawał kawałek szkarłatnego materiału. Przy okazji pociągnęła kolejny łyk trunku. - Impreza była przednia. Tak wielkiej grupy wystrojonych, zapijaczonych buców i ligi zrzędliwych żon chyba jeszcze w życiu nie widziałam. Tak czy siak. Oczywiście po występie mogłam pozostać na balu do samego końca, dzięki czemu miałam chwilę na dobranie się do kilku informacji.
Churchill skończył swój posiłek, doskoczył do spodka z wodą, a następnie skierował swoje kroki w stronę skraju stolika. Kiedy już do niego dotarł - wdzięcznie przeskoczył na kanapę, tuż w szparę między łowcami.
- Pod koniec byłam chyba jedyną trzeźwą osobą. I wtedy właśnie doczepił się do mnie ówczesny właściciel naszej dzisiejszej towarzyszki - a skoro już wspomniała o whisky, nie omieszkała pociągnąć kolejnego łyka. - Typowy pulpecik z czerwonym burakiem zamiast nosa, kryzysem wieku średniego, żoną zdradzającą go z jego własnym przyjacielem i dwójką dzieci, które mają z mózgiem tyle wspólnego, co Churchill z kulturą osobistą.
Słysząc swoje imię fretka najpierw skierowała wyłupiaste oczy w stronę właścicielki, a następnie skwitowała jej słowa głośnym prychnięciem. Czując się urażonym Churchill ruszył pewnym krokiem w stronę kolan Marcusa.
- Nazywał się Henry, o ile dobrze pamiętam. Na samym balu był cholernie nieznośny, ale jak wytrzeźwiał dało się go nawet posłuchać. Sęk w tym, że biedaczek się zakochał. Na jego nieszczęście - we mnie - Fay uśmiechnęła się pod nosem, jakby obdarzenie jej osoby uczuciami występowało w kategorii śmiertelnej choroby. - Trzeba mu przyznać, że bardzo się starał. Jakimś cudem zdobył mój ówczesny adres, który zmieniłam trzy dni po jego odwiedzinach. Przyszedł do mnie z tą skromną buteleczką mówiąc, że to prezent ślubny od jego ojca. Urocze, prawda? Prezentować potencjalnej kochance alkohol z własnego ożenku.
Fay przerwała na chwilę swój monolog, aby sprawdzić, czy Marcus nie uciął sobie krótkiej drzemki. Wcale by się nie zdziwiła, gdyby tak było i wcale by się nie pogniewała. Wszak ta historia do najlepszych nie należała, a jednak łowczyni czuła wobec niej dziwny sentyment.
- Butelkę przyjęłam, bo przecież nie będę marnować takiej okazji. Ale sympatycznego pana za próg nie wpuściłam. Mój Boże, niemalże się ślinił z chęci i płakał z desperacji jednocześnie. Miesiąc później umarł na zawał - skwitowała historię bez większych emocji. Zamiast płakać po niedoszłym kochanku po raz kolejny dosięgnęła dna w swojej szklance.
- Szczerze mówiąc warto było. Cholera, jakie to jest dobre - zamruczała wprost do pustej szklanki. - A i lekcje śpiewu nie poszły na marne.
Fay poprawiła się nieco na kanapie, zgniatając jedną nogę, a drugą spuszczając na ziemię. Plecami dotknęła oparcia, jednocześnie sugestywnie przekrzywiając puste szkło w stronę swojego gościa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Słuchał z zaciekawieniem historii dbając o tym żeby rozmówczyni nie zabrakło ani alkoholu w szklance, ani jedzenia na talerzu. W końcu przytachał tego więcej niż jedna porcja.
Liczył na to, że dzięki porządnemu skupieniu uda mu się wyłapać jakieś ciekawe informacje na temat organizacji w M-2, ale kiedy zrozumiał, że będzie to historyjka głównie opowiadająca bal, rozluźnił się i rozsiadł wygodniej.
Zerknął na szkarłatny materiał, który mienił się paletą kolorów, był ciekaw jak w niej wyglądała, ale głupio było mu spytać, więc po prostu skupił się na dalszej części opowiadania popijając w międzyczasie trunek.
Parsknął kiedy usłyszał pięknie ubarwiony opis pozostałych osobistości na balu, sam miał okazję na takich kiedyś bywać więc dobrze wiedział o czym mówiła.
W sumie to z wielką chęcią ponownie zagościłby kiedyś na takowym, niestety przywilej ten posiadają właśnie te osoby z organizacji, które służą do zebrania informacji.
Cicho się zaśmiał słysząc opis urokliwego mężczyzny. Miał okazję również i takich w swoim życiu spotkać, nawet i złamać niektórym z nich ten czerwony burak.
Powrócił jednak do słuchania towarzyszki próbując nie rozmyślać nad jej słowami.
Na jego nieszczęście - we mnie, tsa, o tym też coś wie, choć stanowczo wolał ukrywać się z tym jak wiele dziewczyn, delikatnie ujmując, spławił. Osoba z jego pozycją nie miała czasu na zakładanie rodziny czy zakochiwanie się, a nawet jeśli zdarzyłoby mu się znaleźć na to czas, z pewnością by go nie wykorzystał. No, chyba, że ta sławna miłość jest silniejsza od jego chłodnego umysłu, nie miał okazji się przekonać, ale pewnie stawiał karty na siebie.
Słysząc zakończenie historii otworzył niewiele szerzej oczy i spojrzał na na Fay, jej brak emocji na twarzy jasno mówił, że nawet się nim nie przejęła. Cóż, od razu mówiła, że facet źle trafił, nie jej wina.
- Dobre to mało powiedziane, nie piłem tak pysznego alkoholu od lat. - Skomentował jej słowa i wypił do końca zawartość swojej szklanki.
Sięgając po butelkę usłyszał jej słowa o lekcjach śpiewu, w sumie dlaczego miałby nie zobaczyć swojej wtyki w akcji, w końcu kobieta na tej pozycji powinna umieć uwodzić, stanowczo łatwiej wtedy zebrać informacje.
- Zaprezentujesz mi? - Zapytał krótko i zwięźle z nutką ciekawości w głosie, po czym uzupełnił braki w jej szklance, a dopiero po tym w swojej.
Odstawił cicho butelkę na stół i spojrzał na jej zawartość, połowa już wypełniała ich żołądki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach