Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Go down


X UCZESTNICY: Wex, Anneli
X MG: Blight
X TRUDNOŚĆ: Coś między łatwym, a średnim.
X MOŻLIWOŚĆ ZGONU: Nie na mojej warcie.
X NAGRODA: Na pewno coś ładnego. morfik i coś drobnego
X WYPOSAŻENIE: Opiszcie swój ekwipunek w pierwszym poście.Możecie zabrać wszystko, co wam się przyda.

"T(h)rust me, I'm an engineer." [Weksel i Anneli] Post_apo_02_by_nivelis-d3chksa

Dzień pewnie wyglądałby jak każdy inny, gdyby nie niespodziewane wezwanie. Posłaniec zaprowadził Wexa do pomieszczenia, w którym czekał jeden z badaczy siedzący na drewnianej ławie, wraz z młodą dziewczyną, przyprowadzoną ty kilka minut wcześniej, bez słowa wyjaśnienia. Kazano jej obserwować i słuchać. Przynależność do tej kasty była widoczna gołym okiem. Rozwichrzone brąz włosy, obłęd w oczach, strój maskujący, bardziej przypominający porwaną szmatę. Zajęty był właśnie wydłubywaniem resztek wieprzowiny ze starej wojskowej konserwy. Poprawił okulary dłonią owiniętą w stary, sparciały bandaż, odłożył puszkę i otarł usta buro-brązowym rękawem.
- Witaj, 050. Wybacz, że odrywam cię od pracy dla loży, ale podczas swoich badań natrafiłem na pewną anomalię. Znalazłem urządzenie, o niezbyt jasnym przeznaczeniu, zbyt ciężkie, bym zdołał przenieść je samotnie tutaj. Wygląda, jak długa, cylindryczna kapsuła, mam tutaj szkic – wręczył mu pomiętą i brudną kartkę, z koślawym rysunkiem dziesięciolatka – Wybacz, za jakość, nie jestem artystą, a pustynia to nie teren na długotrwały pobyt.
Poczekał cierpliwie, aż inżynier skończy oglądać jego wypociny, w międzyczasie konsumując swój obiad. Wciąż z ustami pełnymi mięsa, zaczął znów mówić.
- Potrzebuję twojego wprawnego oka i złotych rąk, by odkryć do czego służy owo urządzenie. – przełknął – Loża wyraziła już zgodę na twój udział. Rozumiem, że nie masz żadnych pilnych spraw niecierpiących zwłoki? Bo musiałbyś je niestety porzucić na chwilę obecną.
Spojrzał teraz na Anneli.
- 001 idzie z nami, żeby przyjrzeć się pracy w terenie. Loża liczy, że nie przeszkadza ci cudza obecność podczas pracy.
Nieprzyjemny zgrzyt widelca o dno puszki oznajmił koniec obiadu, co wydawało się zasmucać badacza. Wzruszył ramionami i schował opróżnioną puszkę do plecaka, stojącego u jego nóg.
- Macie kwadrans, by zebrać ekwipunek. Polecenie zabrania nam przebywanie poza siedzibą dłuższą niż dzień, ale lepiej się przygotować, idąc w pustynię. – wstał, zarzucając sobie torbę na plecy – Spotykamy się przy wyjściu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kopanie tuneli jest naprawdę interesującym zajęciem, ale teraz trzeba było pogrzebać przy całej maszynerii, która miała je obsługiwać i tym właśnie zajmował się Wex, kiedy ktoś postanowił mu przeszkodzić. Mężczyzna stanął na równe nogi i zdjął swoje gogle z oczu, ukazując białą linię, która nie była zakurzona w takim stopniu, jak reszta twarzy. Okazało się, że potrzebują go w innej części Katakumb i to akurat w tej, do której nigdy nie miał po co chodzić. W końcu co od technika może chcieć jakiś naukowiec albo inny szarlatan? Pewnie, Wex znał się na budowie maszyn i broni, ale z tego co wiedział, masoneria niezbyt się takimi rzeczami zajmowała. Wszystko wskazywało na to, że będzie musiał im naprawić jakąś wentylację czy coś w ten deseń, więc chłopak nawet specjalnie się nie przygotowywał. Zdjął jedynie z siebie górną część stroju, ściskając przy tym mocniej pasek na biodrach, żeby cały nie zleciał i ruszył półnagi za posłańcem. Ale nie sam! Oj nie, nie! Na jego ramieniu spoczywał jego ukochany klucz o imieniu Lili.
Niestety na miejscu spotkała go też niespodzianka! W końcu kto by odgadł, że oprócz naukowca w tym samym miejscu będzie jakaś kobieta. I to w dodatku naprawdę ładna, co od razu sprawiło, że Wex zaczął się lekko peszyć. Po pierwszym rzuconym spojrzeniu na Anneli, jego wzrok skupił się już tylko na naukowcu i kartce, którą trzymał w rękach.
- Wygląda to na jakąś kapsułę albo baterię. Jeśli nie jest to źródło zasilania, to w środku możemy znaleźć jakieś materiały. Jeśli była jeszcze ołowiana, to całkiem możliwe, że jest tam coś radioaktywnego. Niestety nie mogę stwierdzić nic więcej na podstawie tego rysunku. - odpowiedział, chowając kartkę do kieszeni. Może jeszcze mu się przyda, a być może wpadnie jeszcze na coś więcej w wolnej chwili. Lepiej dmuchać na zimne niż ponownie liczyć na umiejętności naukowca - Jestem tylko pomniejszym bratem. Robię to, czego wymaga ode mnie Loża.
No i teraz nadszedł ten niezręczny moment, w którym Wex pomimo wszystko będzie musiał zwrócić się do dziewczyny. W końcu byłoby niemiłym, gdyby po takim krótkim przedstawieniu zwyczajnie wszystko zignorował i odwrócił się na pięcie. I tak oczy 050 spoczęły na Anneli i wypatrzyły kolejny szczegół, który umknął mu przy pierwszym spojrzeniu - pończochy. Dlaczego, ale to dlaczego, ze wszystkich ubrań, które mogła założyć, miała akurat na sobie te, które najbardziej oddziaływały na tego mężczyznę? W momencie na jego policzki wpłynął delikatny rumieniec, a oczy stały się rozbiegane.
- W-witaj 001. Mam nadzieję na dobrą współpracę... Tak. - mruknął trochę niewyraźnie, drapiąc się z tyłu po głowie. Nie wiedział za bardzo jak się zachować, ale wtedy na ratunek znowu przyszedł mężczyzna, który ogłosił początek wymarszu. William aż odetchnął z wyraźną ulgą i szybko podłapał temat - W takim razie do zobaczenia za piętnaście minut. - rzucił radośnie i szybko odwrócił się na pięcie, żeby ruszyć do swojego pokoju. Co zabrać na pustynię? Torbę sportową, trzy butelki wody i białą koszulkę z krótkimi rękawkami, żeby za bardzo się nie spalić. Oczywiście nie zostawi też swojego klucza, śrubokrętów i kilku innych narzędzi, które mogą się przydać do otwarcia kapsuły. Ah! I chustka na głowę. To jest bardzo ważna rzecz przy takim słońcu. Tak przygotowany, Wex stawił się gotowy na wyprawę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

    Nudziła się.
    Co prawda miała dużo zajęć w Katakumbach, bo jako uczennica w Neomasonerii musiała być dostępna cały czas i dla wszystkich. Nie czuła się jakoś specjalnie wykorzystywana... wręcz przeciwnie, w końcu mogła komuś pomóc. Wiadomo, że jej pomaganie nie miało jakiejś dużej roli, ale cieszyła się z każdego dobrego uczynku, który mogła wykonać.
    Dziewczyna miała dziś już kilka zajęć. Chodziła za ludźmi, słuchała ich, a oni ją uczyli wielu przydatnych umiejętności. Taka darmowa szkoła życia. Nie sądziła, że w tak krótkim czasie nabędzie tyle życiowych porad. Pasowała jej atmosfera, która panowała w organizacji. Fakt, była tylko szarą uczennicą, ale czuła się dobrze. Gdy skończyła wszystkie zajęcia mogła w końcu odetchnąć. Pewnie zamknęła się w swojej kanciapie, próbując odpocząć. Leżała na łóżku, nucąc sobie jakieś melodie. Jej spokój nie trwał zbyt długo, bo po kilkunastu minutach została wezwana do innej części Katakumb. Ruszyła posłusznie za badaczem, przemieszczając się wąskimi korytarzami. W mgnieniu oka doszła do dość dużego pomieszczenia, zajmując miejsce obok przełożonego. Bacznie słuchała mężczyzny, rozglądając się dookoła swoim ciekawskim wzrokiem.
    Czekała chwilę, siedząc grzecznie i machając nogami delikatnie na boki. Dosłownie na sekundę przymknęła ciemne oczy, a gdy tylko uniosła ciężkie powieki ujrzała półnagiego mężczyznę. Klucz na ramieniu zasugerował jej, że stał przed nią prawdziwy mechanik. Cała sytuacja wprawiła ją w małe zakłopotanie. Wzrok przeniosła na przełożonego, kątem oka lustrując sylwetkę nowo przybyłego. Jej uwagę przykuły oczywiście tatuaże, które uwielbiała. Mimo wszystko podglądała go na tyle umiejętnie, aby ten tego nie zauważał. Przynajmniej starała się aby tak było. Na jaj twarzy zawitał pewnie lekki rumieniec, oczy latały jej na boki lub skupiały się gdzieś na otoczeniu, by tylko nie przyglądać się głupio nieznajomemu.
    Wsłuchała się w słowa kolesia z okularami. Z tego co zrozumiała to miała iść razem z tym przystojniakiem i innymi na pustynię, by obserwować pracę w terenie. Ta wiadomość wywołała w Anneli dziwne uczucia. Z jednej strony się cieszyła, bo miała powód, ale z drugiej bała się, że zrobi z siebie pośmiewisko. Postanowiła wzmóc swoją czujność, by nie palnąć jakiejś głupoty.
    Odezwał się do niej. Kącik jej ust lekko drgnął, przeobrażając się w nieśmiały uśmiech. Ręce schowała za siebie. Bujała się lekko z nogi za nogę. Uważnie wsłuchała się w słowa mechanika. Wyczuła, że on również niekoniecznie dobrze czuje się w jej towarzystwie. Znaczy... dawał wrażenie lekko zdenerwowanego i zmieszanego, ale Anneli nie brała tego do siebie tak bardzo. Rozumiała go, sama była w podobnej sytuacji.
    Usłyszawszy wcześniejszy zgrzyt widelca, dziewczyna zamknęła swoje oczy, krzywiąc się. Jej muzyczny słuch został wystawiony na próbę. Zabolały ją uszy, ale wróciła do swojego nieśmiałego półgębku.
    - Cześć. Tak, miejmy nadzieję, że będzie nam się dobrze pracować. Um... Anneli, jestem Anneli. - odparła, z początku mówiąc dość pewnie, jednak z każdym kolejnym słowem, można było wyczuć delikatne wahani w jej głosie. Dziwnie czuła się w towarzystwie półnagiego nieznajomego, zważywszy na fakt, że wyrzeźbione męskie ciało oddziaływało na nią... dość dziwnie. Oczywiście zauważyła to, jak Wex odetchnął z ulgą. Po wydanym poleceniu rozeszli się do swoich pokojów.
    Dziewczyna dość szybko znalazła wszystkie rzeczy, które uważała za przydatne na pustyni. Otworzyła średniej wielkości plecak, upychając w nim wszystkie potrzebne przedmioty, które znalazła. Włożyła do niego jakiś prowiant, pewnie dwie kanapki, wzięła również dwie butelki z wodą. Na samym dnie ułożyła sztylet i dość długi sznur. Zaopatrzyła się także w kilka plastrów i innych opatrunków. Wzięła jeszcze jakąś koszulkę na zmianę, jeśli jej aktualny ubiór zostałby zniszczony lub zbytnio ubrudzony. Na rękę nałożyła ulubioną bransoletkę, po czym ruszyła w wyznaczone wcześniej miejsce. Wex przyszedł tuż przed nią, pewnie przez chwilę nawet za nim szła. Stała obok niego, uśmiechając się głupio i widocznie unikając jego wzroku. Czekała na przyjście innych, rozglądając się po ścianach. Dzisiaj były na prawdę interesujące...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Czekała na nich grupka trzech osób – badacz, którego już poznali, okularnik w białym fartuchu, który niecierpliwie popatrywał na staromodny zegarek ręczny, z kroplami potu błyszczącymi na zupełnej łysinie oraz brodaty żołnierz – bo to rzucało się w oczy od razu – z opaską na jednym oku, w jasno-brązowym praktycznym stroju pustynnym. Na ramieniu wisiała mu strzelba myśliwska z celownikiem optycznym, najwidoczniej miał on czuwać nad bezpieczeństwem wyprawy. Każdy z nich miał przygotowaną jakąś torbę. Gdy Wex oraz Anneli przybyli już na miejsce, jednooki odezwał się.
- Dobrze, że już jesteście. Mamy rozkaz wrócić najpóźniej po upłynięciu doby, nawet jeśli ma oznaczać to przerwanie badań. Dlatego powinniśmy wyruszać jak najprędzej.
Z tymi słowami, dał znak do wymarszu. Ciepło porannego słońca jeszcze nie dawało się we znaki, jednak wkrótce dało się poczuć duchotę pustyni, wyciskającej z gardła ostatnie krople wilgoci, zmuszając organizm do walki o przetrwanie. Narzucone tempo marszu nie przekraczało możliwości najwolniejszego z nich, jednak z pewnością nie nadawało wyprawie charakteru niedzielnego spaceru. Spojrzenia, jakimi jednooki obdarzał horyzont nie nastrajały pozytywnie, a gęste, rozgrzane powietrze drgające na tle kamienistej wyżyny, kłamało, mamiło zmysły i wywoływało wrażenie ruchu. Tak więc cała grupa mogła poczuć na sobie wyimaginowane spojrzenia realnych niebezpieczeństw zalegających w Desperacji.
Po godzinie zobaczyli na horyzoncie pierwsze ruiny zabudowań. Brodacz chciał najpierw je ominąć, gdyż oddział zaczął posuwać się bardziej w lewo, zbliżając się do nich po wyciągniętej hiperboli. Wówczas jednak badacz zbliżył się doń i przyciszonym głosem rzekł kilka słów. Żołnierz przytaknął i droga znów wiodła prosto do ruin.
Po pół godziny zagłębili się między pierwsze ceglane kikuty domów, nadgryzionych zębem czasu. Cienie tutaj wydłużyły się, władza słońca została ograniczona. Mniej odczuwali palące promienie, duchota jednak nie dawała im ani chwili wytchnienia. Wysuszone wargi zaczęły pękać, a oczy piec. Badacz odciągnął połę pustynnego płaszcza i wydobył spod niego zakrzywioną maczetę i spojrzał pytająco na dowódcę wyprawy. Jednooki uniósł palec, chwilę nasłuchiwał, po czym wskazał wszystkim najbliższy budynek. Okularnik był tam pierwszy. Widocznie najgorzej odczuwał skutki słońca, najbardziej się pocił i najmocniej dyszał. Otworzył drzwi ze skrzypieniem, na dźwięk którego można było poczuć ciarki na plecach. Wbiegł do środka, wyciągając po drodze rewolwer z lekarskiego kitla. Badacz był tuż za nim. Brodacz odczekał, aż Annieli i Wex wejdą do środka, po czym zamknął drzwi i podparł je wieszakiem na ubrania. Za korytarzem-szatnią, znajdował się duży pokój dzienny, z aneksem kuchennym, w stanie rozkładu, jak wszystko zresztą. Miał kilka okien, zabitych dechami, lub aktualnie zasłanianych firankami przez tamtą dwójkę. W bok prowadził jeszcze korytarz, prawdopodobnie do pokoi i łazienki.
- Czysto. – zameldował po raz pierwszy okularnik, zaskakująco gładkim basem.
- Dobrze – przyjął raport brodacz i wskazał wszystkim sofę. – Musimy przeczekać tutaj najbliższy kwadrans, może i dłużej. Zbliża się tu coś dużego, nie jestem pewien co i nie chcę być zmuszony do walki z tym czymś. – naciągnął ręce, aż chrupnęły stawy – Skorzystajcie z przerwy i nabierzcie sił, bądźcie gotowi do szybkiej ewakuacji. Siedzimy tutaj cicho, rozdzielamy się tylko w stanie wyższej konieczności. Zrozumiano? To świetnie. – zakończył, po czym zabrał się za przegląd swojej broni.
Po kilku minutach do ich uszu dobiegły delikatne odgłosy drżącego gruntu, a słońce schowało się na moment za ciemnymi chmurami – nagły brak światła był wyczuwalny nawet za dusznymi firanami.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie można powiedzieć, żeby Wex czuł się w towarzystwie Anneli swobodnie, w końcu była kobietą, ale było w niej coś dziwnego. Mężczyzna długo nie mógł zrozumieć o co chodzi, dopóki znowu obok niego nie stanęła. Wtedy ruszyło go tak, jakby dostał gromem z jasnego nieba. Już wiedział co go tak bardzo mierziło. Jej po prostu wstydził się bardziej! I pewnie wszystko to zasługa masonerii, bo tu naprawdę rzadko kiedy można spotkać urodziwe dziewczyny, które jeszcze ubierają się w taki sposób, jak ona. Kiedy ostatni raz widział kobietę w spódniczce? Zawsze te spodnie lub inne uniformy, jak pewne grabarka, która lubiła na dodatek mieć jeszcze maskę na twarzy. Swój urok to pewnie ma, ale nie kręciło w szczególny sposób Wexa. Za to pończochy i spódnica to było coś, co naprawdę na niego działało. Nawet zaczął podejrzewać, że niewinna dziewczyna zwyczajnie go szpiegowała i zdobywała o nim informacje tylko po to, żeby przygotować się na tę misję. Po chwili z kolei wybijał sobie ten pomysł z głowy, aby po paru minutach pojawił się tam ponownie. Właśnie ten mętlik irytował go najbardziej, a wszystko przez to, że poznał nową dziewczynę. Całe problemy świata można by w tej chwili zrzucić na płeć piękną!
- Myślę, że w razie problemów pozwolą nam na kolejną ekspedycję. - odpowiedział mężczyźnie, którego wcześniej tutaj nie było, a który, wnioskując po wyglądzie, miał tym razem zadbać o ich bezpieczeństwo. Zawsze dobrze było mieć przy sobie uzbrojonego po zęby ochroniarza, ale nie oznaczalo to, że William miał nie dawać sobie sam rady. Wręcz przeciwnie! W końcu po to wziął ze sobą Lili, zeby zdzielić nią po łbach niepokornych, którzy ośmieliliby się im przeszkodzić w ich arcyważnej ekspedycji. Może nawet przy okazji udałoby mu się ochronić swoją nową towarzyszkę? Właśnie! Skoro o niej mowa, to Wex pomimo całego swojego "strachu" nie mógł sobie pozwolić na to, żeby wyszło, że jest jakiś niewychowany.
- Więc, um, Anneli, tak? Dawno dołączyłaś do naszego bractwa? To miejsce jest dość... specyficzne, że tak to ujmę. - zapytał, przez moment nawet na nią spoglądając, żeby zaraz wbić swój wzrok w plecy osoby idącej przed nim. Nie wiedział czy nie speszyłby się za bardzo, gdyby ich spojrzenia się spotkały. Oczywiście było to na pewno o wiele bardziej przyjemne niż wpatrywanie się w krople potu na łysinie faceta podróżującego razem z nimi, ale dla dobra swojego i Ann, Wex wolał się trochę poświęcić.
Pustynia była nieznośna jak zawsze, jednakże czerwona chustka na blond włosach i biała koszulka pozwalały Williamowi jakoś przeżyć ten cały upał. No, a przynajmniej na niego przy wszystkich nie marudził, tylko spoglądał od czasu do czasu to na jednego członka ekspedycji, to na drugiego, celowo pomijając Anneli. I w końcu coś zaczęło się dziać! Tylko szkoda, że nikomu nie powiedziano co takiego, a sam William wszystko musiał wyczytywać z kontekstu. Jakieś ruchy, szepty i nerwowe spojrzenia, aby po chwili zmierzyć w stronę jednego z budynków. Coś tu na pewno nie grało, a brak jakichkolwiek informacji wcale nie sprawiał, że Wex czuł się pewniej. Wręcz przeciwnie! Nerwowo zacisnął palce na ramieniu swojej torby i uważnie rozglądał się dookoła. Nie wiedział czemu chowają się do miejsca, w którym łatwo będzie ich znaleźć i z którego nie ma zbyt wielu dróg ucieczki, ale zaufał tym razem doświadczeniu innych.
- Uh, coś wielkiego? Czemu tego nie widzieliśmy? - zapytał o rzecz całkiem naturalną, siadając tyłkiem pod ścianą i zdejmując chustkę z głowy, aby zaraz otrzeć nią pot znajdujący się na czole. Tutaj było przynajmniej chłodno i grzechem byłoby tego nie wykorzystać, więc bez wahania ściągnął z siebie również biała koszulkę. Teraz wystarczyło jedynie sięgnąć po butelkę z torby i spłukać suche gardło wodą, co prawda ciepłą, ale nadal tak zbawienną dla organizmu. Oh, cholera!
- Przepraszam, ze nie zapytalem wcześniej. Może się skusisz, Anneli? - zapytał, tym razem naturalnie, wyciagając w jej stronę butelkę wody. Powinien to zrobić zanim sam upił kilkanaście łyków, ale kompletnie o tym zapomniał! Lepiej jednak późno, niż wcale. I to właśnie w tym momencie dało się usłyszeć niepokojące dźwięki i dojrzeć brak światła słonecznego. Cholera... Teraz żałował swojego jeszcze wcześniejszego pytania. Wolałby chyba tego jednak nie widzieć!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

    Stała tak obok mechanika jeszcze jakąś chwilę. Na szczęście, bo z każdą kolejną sekundą czuła się w jego towarzystwie coraz bardziej niezręcznie. Musiał się jej na prawdę podobać, bo nie pamiętała sytuacji, w której czułaby coś takiego jak teraz.
    Cała, zorganizowana grupa stała tuż przed wyjściem. Dziewczyna przelotnie przyjrzała się wszystkim zgromadzonym, oczywiście umiejętnie omijając Wex'a, bo na niego zerkała tylko kątem oka, chcąc być niezauważoną w swoim poczynaniu. Chyba najdłużej patrzyła na brodatego żołnierza, nawet nie wiedziała dlaczego... Oczywiście zauważyła broń. Strzelba była dość duża. Odruchowo zajrzała do torby, chcąc upewnić się, czy na pewno wzięła ze sobą swój nóż. Wolała mieć jakąś szansę na obronę w razie potrzeby. Wymacała w plecaku narzędzie, wyjmując je szybko. Kucnęła na ziemi, a ostrze umieściła w kieszeni sweterka.
    Wstała spokojnie, uśmiechając się nieśmiało.
    Przysłuchała się uważnie kwestii żołnierza. Potem wysłuchała również mechanika, stojącego dosyć blisko niej. Nie skomentowała żadnej z kwestii, bo kto liczyłby się ze zdaniem 001? Raczej nikt. Wolała zachować milczenie i dobrze wykonać swoją misję, żeby nie było później żadnych narzekać na nią.
    Nerwowo przetarła dłońmi, rozglądając się po raz tysięczny po pomieszczeniu. Usłyszawszy Wexa, odwróciła się w jego kierunku, patrząc na niego spokojnie. Zachowała miarowy oddech. Zastanowiła się przez chwilę, aby dobitnie odpowiedzieć na pytanie.
    - Taa. Nie, raczej jestem świeżakiem, jeszcze nie potrafię się tu do końca odnaleźć, no i nikogo nie znam. A specyficzne miejsca mają to do sobie, że skutecznie przyciągają ludzi. - wyjaśniła pospiesznie, bo już wychodzili.
    Przez kilka pierwszych minut wędrówki było dobrze. Dziewczyna szła z tyłu, obok mechanika. Nie patrzyli nawet w swoim kierunku. Obydwoje wzrok wbijali w kogoś z przodu. Nieważne czy w żołnierza, czy w badacza, byle nie patrzeć na Wexa, który dziwnie na nią oddziaływał. Musiała się skupić na misji, ponad wszystko. Po akcji zawsze będą mogli sobie pogadać, prawda? No.
    Na pustyni było bardzo gorąco... jak to na pustyniach bywało. Brunetka nawet na chwilę się zatrzymała, będąc niezauważoną przez kogokolwiek. Szybkim ruchem zdjęła z siebie sweter, który w obecnej sytuacji nie był jej do niczego potrzebny. Schowała ciuch do plecaka. Upiła również mały łyk wody, namoczyła usta, po czym podbiegła aby dogonić grupę. Zdążyli odejść zaledwie kilkanaście kroków. Truchtem pokonała dystans, nie łapiąc przy tym nawet zadyszki. Teraz miała na sobie tylko podkoszulkę na ramiączkach, spódniczkę, pończochy i baletki. W tym momencie zdała sobie sprawę, że nie ubrała się właściwie, bo w jej butach zbierał się piasek, który skutecznie uprzykrzał jej życie. Mimo wszystko wytrzymała tą niewygodę, krocząc dalej posłusznie.
    Podczas wędrówki nie rozmawiała z nikim. Rozglądała się tylko, co jakiś czas mocząc swoje usta i poprawiając włosy. Pewnie nawet znalazła w kieszeniach coś, aby je związać lub spiąć. Kudły przeszkadzały jej trochę, dlatego zdecydowała się je związać, aby były bardziej znośne.
    Wkrótce zauważyli jakieś zabudowania. Jeden z towarzyszy zbadał budowlę, oznajmiając po chwili, że jest czysto. Skrzypiące drzwi sprawiły Anneli trochę bólu, ale nie dała tego po sobie poznać. Wszyscy weszli do środka. Na kwestię o przerwie, dziewczyna uśmiechnęła się krzywo. Przydałoby się odpocząć, ale usłyszawszy o zbliżającym się, potencjalnym zagrożeniu, westchnęła cicho. Rozległ się kolejny głos. Spojrzała w kierunku jego źródła. Mechanik. Nadal nie znała jego imienia... trudno.
    - Nie, dziękuję. Mam swoją wodę, ale miło, że pytasz. - odparła grzecznie, kiwając głową. Siedziała dokładnie obok Wexa. Zastanawiała się czy spytać o imię, ale uznała, że to on powinien sam się przedstawić, dlatego kompletnie zignorowała, to, że nie wiedziała jak się do niego zwracać.
    Kroki.
    Nagle usłyszała kroki i jakieś inne, niepokojące dźwięki. Zaczęła błądzić wzrokiem, nastawiając również uszu, by zlokalizować źródło hałasu. Nie udawało jej się. Nie wiedziała skąd dobiegają tupnięcia. Przestraszyła się, odruchowo łapiąc mechanika za rękę. Nawet nie zdążyła zauważyć kiedy mężczyzna zdjął koszulkę. Jej, ale wtopa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Na uwagę Wiliama brodacz odwrócił się od okna i spojrzał na niego.
- Te ruiny sięgają dość daleko i ludzkie oko w takiej sytuacji zawodzi, jeśli chodzi o wykrywanie niebezpieczeństwa. Można to rozpoznać po drżeniu podłoża lub regularnych dźwiękach sugerujących przemieszczające się istoty. Liczymy na to, że cokolwiek to jest, nie należy do zbyt czujnych istot, poza tym, nie narobiliśmy hałasu. – w dłoniach trzymał swoją strzelbę, a uchwyt ten był pewny, jak u doświadczonego myśliwego.
Powrócił do czatowania przy oknie, badacz właśnie przeszukiwał nieczynną od dawna lodówkę, okularnik zdjął płaszcz i zaczął się nim wachlować, kawałek materiału łopotał cicho. Nic nie wskazywało na to, by jakieś niebezpieczeństwo się zbliżało.
Poza delikatnym drżeniem gruntu, które stawało się coraz lepiej wyczuwalne. Z każdą minutą niewiadoma istota zbliżała się do ich kryjówki. C70 wydobył z lodówki jakąś konserwę, pamiętającą jeszcze czasy zimnej wojny, po czym wsadził ją do plecaka. Okularnik założył płaszcz i usiadł pod ścianą, gotowy do natychmiastowej reakcji. Nikt nie zwracał uwagi na parę pogrążoną w rozmowie czy to z braku zainteresowania, czy dla zapewnienia im minimum prywatności.
Do czasu aż bestia nie ukazała się na horyzoncie. To znaczy, zobaczył ją tylko jednooki, lecz to wystarczyło by względny spokój został zaburzony. Złożył się do strzału, a C70 podbiegł do niego i spojrzał przez okno. Z wyrazem niepokoju na twarzy powstrzymał strzelca.
- To brecher. Musimy wiać, bo i tak nas wykryje. Nie wiem, jak to robi, podobno jest telepatą.
Podbiegł szybko do okna wychodzącego na lewo, odsunął zasłony i otworzył je.
- Szybciej, nie mamy czasu! – syknął poganiając ich.
Brodacz skinął na nich głową i poczekał aż wszyscy wyjdą. Okno znajdowało się na parterze, zeskoczenie było bezpieczne.
Tymczasem badacz z maczetą w ręce, rzucając nerwowo okiem w miejsce, gdzie spodziewał się pobytu brechera, prowadził ich krętymi uliczkami między kamiennymi kikutami ścian.
- Gdyby nas rozdzielił, pamiętajcie, nie uciekniecie mu w linii prostej. Kluczcie i liczcie, że się za wami nie wciśnie. Bydle jest dosyć spore, macie więc szansę, zwłaszcza ty, 001. – powiedział, zerkając na Anneli.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

No to już wiadomo kto był tutaj bardziej nieśmiały. Anneli zaskakująco dobrze radziła sobie podczas konfrontacji z Wexem i to do tego stopnia, że mężczyzna wyglądał przy niej jak niedojrzały emocjonalnie chłopczyk, a nie facet mający na karku dwadzieścia sześć lat. Sęk w tym, że technik doskonale zdawał sobie z tego sprawę, a mimo to nadal nie potrafił nic zrobić z tym problemem. Jednocześnie zbyt się wstydził, żeby zasięgnąć rady u specjalisty. Pomijając oczywiście fakt, że w masonerii ciężko o takowego. Pewnie doszukiwałby się problemu w jego ciele podczas licznych nacięć i operacji, a to nie była zbyt przyjemna wizja.
- Jestem tutaj już kawałek czasu, a też nie znam sporo osób. Może przez to, że większość czasu spędzam w tunelach, gdzie nie zapuszczają się inni. Wolę jednak to od krojenia zwłok, chociaż dane mi było poznać kogoś, kto się w tym niezwykle lubuje. - o, i nawet się rozgadał, chociaż kontakt wzrokowy nadal nie został nawiązany. Swoją drogą mogło to wszystko wyglądać tak, jakby Wex nie czuł potrzeby zbyt przesadnego kontaktu z osobą, która była najniżej w hierarchii masonerii, ale to nie była prawda. William naprawdę chciałby mieć dobre relacje ze wszystkimi, ale zwyczajnie nie mógł się opanować w kontaktach z kobietami. Pół biedy, gdyby nie potrafił utrzymać przy sobie rąk, ale sytuacja się komplikuje wtedy, kiedy praktycznie nie umie z nimi rozmawiać, a nawet najmniejszy dotyk przyprawia jego ciało o dreszcze i dziwne reakcje.
A skoro o tym mowa, to wystąpiły one ze zdwojoną reakcją w momencie gdy Anneli chwyciła go za rękę. Twarz Wexa natychmiast zrobiła się czerwona, a sam mężczyzna aż podskoczył na tyłku, kiedy poczuł dotyk dziewczyny. Spojrzał na nią lekko nieprzytomnie.
- A-A-Ann... - nie zdołał nawet wypowiedzieć jej całego imienia, ale patrzył na nią jak mały szczeniak. On wiedział, że dziewczyna się bała, był świadom tego, że zrobiła to odruchowo, ale... przecież nie może tak funkcjonować. Teraz ledwo co może skupić się na zagrożeniu, a co dopiero na uciekaniu przed nim. W tym momencie jednak dziękował, że Brecher pojawił się na horyzoncie, czymkolwiek był. Dzięki niemu miał okazję na gwałtowne wstanie z miejsca i tym samym wyrwanie się z uścisku dziewczyny, co skwitował odetchnięciem z ulgą. Co prawda niezbyt znacznym, ale jednak takowe było! W końcu zamienił poczucie niezręczności na uczucie strachu. Może i był odważny, ale nie głupi, więc zawsze brał pod uwage możliwość ucieczki, a do tego potrzebne jest chociaż minimalne uczucie bojaźni.
- Idź za mną, 001. - przeszedł na bardziej oficjalny ton, ale nie zamierzał podważać rozkazów faceta, który dbał o ich ochronę. Skoro mówi, że trzeba uciekać, to nie będzie wyjmował klucza i ruszał samotnie na Brechera czy jak mu tam było. Zamiast tego wyskoczył pierwszy z okna i czekał na dole, żeby ewentualnie złapać/pomóc Anneli. W takich sytuacjach nieśmiałość go nie dopadała i był za to niezwykle wdzięczny, bo przecież zależało do niego nie tylko jego zdrowie, a mężczyzna powinien umieć dbać o osoby znajdujące się dookoła niego. Co dalej? Wex ruszył przed siebie bądź też w kierunku, który wskazał ich ochroniarz. Miał w pamięci jego słowa, więc w razie potrzeby starał się kluczyć najbardziej, jak tylko umiał, jednocześnie trzymając swoją torbę na tyle mocno, żeby nic z niej nie wyleciało. Nie wybaczyłby sobie, gdyby w tej zawierusze zgubił swój ukochany klucz!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

    Stała praktycznie bez ruchu, słuchając uważnie brodacza. Ze spokojem wysłuchała go do końca, analizując w głowie jego słowa. Rzeczywiście, ruiny ciągnęły się przez dosyć duży kawał drogi. Wychyliła się, próbując ujrzeć cokolwiek przez szpary w oknie. Niestety jej pozycja nie pozwalała na to. Strzelba, którą trzymał mężczyzna nadawała mu tylko groźniejszego wyglądu. Gdyby go nie znała, to pewnie by się go bała. Nieważne.
    Pomachała tylko głową, dając znak, że wszystko co Wex do niej mówił usłyszała. Wszystko również przyjęła do siebie, myśląc o jego dialogu, choć nie było o czym. Rozglądała się dookoła, przypatrując się innym osobom, które były wraz z nimi. Kątem oka zerkała na mechanika, starała się to robić tak, aby on o tym nie wiedział. Przyglądanie się przystojniakom z ukrycia zawsze było fajne. Unikał jej wzroku, widziała to doskonale. Powinna być smutna. Snuła różnorakie domysły. Może uważał ją za niewartą uwagi? Może był gejem? Może był na tyle nieśmiały, że po prostu każde zbliżenie się do nieznajomej Anneli było dla niego wyzwaniem? Niby można było ujrzeć na jego twarzy niektóre emocje, ale nie chciała pochopnie wyciągać wniosków. Była w tym zwyczajnie kiepska.
    Zwróciła się w jego kierunku, gdy jąkał się, chcąc wymówić jej imię. Natychmiast poluzowała swój uścisk, by dać mężczyźnie trochę swobody. Jego wzrok był bezcenny, nawet nie dałaby rady go opisać. Dopiero teraz była nieco bardziej pewna, że jednak Wex jest bardzo nieśmiałym człowiekiem. Nieważne.
    Brecher? A cóż to za monstrum? Nie skomentowała nazwy, nie pytała również o te tajemnicze stworzenie. Chyba wolała nie wiedzieć, bo gdy była w niewiedzy to przynajmniej mniej się bała, o. Zaczęli się zbierać, musieli czym prędzej uciec, bo potwora było słychać coraz mocnej.
    Ruszyła posłusznie za mechanikiem. Przeskoczył przez okno pierwszy. Po nim skakała Anneli. Chwyciła Wex'a za rękę, drugą przytrzymując spódnicę, by przypadkiem się nie podwinęła. Potem ruszyli za kolesiem z bronią. Dziewczyna ostrożnie stawiała kroki, poruszając się niemalże na palcach. Skinęła głową, słysząc słowa brodacza. Uśmiechnęła się nieśmiało.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Z racji długiego nieodpisywania zostaje nałożony deadline. Macie czas na odpis do piątku, w przeciwnym wypadku misja zostanie przeniesiona do archiwum (z możliwością wznowienia jej w późniejszym terminie). W przypadku, gdy jeden z uczestników lub Mistrz Gry zgłosił wcześniej nieobecność na forum, deadline zostanie przesunięty do czasu jego powrotu, więc spokojnie.

x Naczelnik Misji.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics
» Anneli
» Weksel

 
Nie możesz odpowiadać w tematach