Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Pisanie 04.05.15 0:24  •  La corza blanca Empty La corza blanca
MG: Taihen Shi
Uczestnicy: Crawford, Lion
Poziom trudności: Łatwy
Cel: Podwójna halla, robi się!

La corza blanca VzM2kaC

I jutro nadeszło
Zdarzyło się tak pewnego wiosennego dnia, gdzieś w okolicach późnego maja, że grupa myśliwych postanowiła odwiedzić lasy Edenu w poszukiwaniu nowych trofeów. Był to zwyczaj coroczny i sprowadzający w tę okolicę sporo obcych, mało przyjemnych typów z głośną bronią i jeszcze głośniejszymi obyczajami. Jak łatwo można się domyślić, niewiele zwierzyny udawało im się upolować, gdyż zwierzęta, słysząc rubaszne śmiechy i pijańskie przyśpiewki, szybko uciekały w najmniej dostępne zakamarki lasu, chroniąc się tym samym od niechybnej śmierci i zawiśnięcia na czyimś kominku.
Był jednak ktoś, kto rzeczywiście znał się na polowaniach. Dionizy, bo tak ów mężczyzna miał na imię, wybrał się również na to zgromadzenie, jednak zamiast przyjaciół zabrał swoją córkę, Lilię, oraz kilku mieszkańców Desperacji. Między nimi właśnie znaleźli się Crawford oraz Sheridan. Pierwszy, został poproszony przez Taihen, by towarzyszyła mieszkańcowi miasta. Mętnie wyjaśniła, że chodzi o jakiegoś wpływowego podwładnego Cronusa, na którego przyjaźni bardzo zależało Kościołowi. Trzeba było go chronić, co by go jakaś bestia nie pożarła.
Cameron zaś miała okropnego pecha.
Co roku kilka aniołów musiało wmieszać się w tłum ludzi i pilnować, by ci nadmiernie nie wyniszczyli flory i fauny lasów Edenu. Było to zadanie niełatwe i bardzo męczące. Przykra konieczność. Tym razem trafiło właśnie na naszą anielicę, a zaproszenie od Dionizego idealnie nadawało się jako pretekst do obserwacji, szczególnie że pilnowanie małej grupki zdecydowanie było mniej uciążliwe od latania nad polanami i wypatrywania nadużyć, jak to zamierzały zrobić inne anioły.

Myśliwy dał im znać tydzień wcześniej o której godzinie i w którym miejscu się spotkają, oczekując, że sami przygotują sobie prowiant i wszystko co może okazać im się pomocne podczas polowania.
O umówionej porze czekał na nich pod płaczącą wierzbą, na skraju Edenu, niedaleko roziskrzonej ścieżki. Już z daleka było widać, że na ramieniu niesie karabin starej daty. Na głowie tkwił beżowy kapelusz rodem z Tarzana, idealnie pasujący do jego wdzianka. Dionizy nie wyglądał staro, o dziwo dobrze się trzymał, mimo że pięćdziesiątka już przyprószyła mu skronie. Równie urodziwie wyglądała Lilia, w podobnym wdzianku, jednak z łukiem przewieszonym przez ramię. Całą grupę wieńczyło dwóch chłopaczków, którzy najwyraźniej mieli nosić sprzęt bogaczy. Namiot, składane krzesełka, czajnik, krzesiwo, noże myśliwskie. Wszystko tam było, wraz z zapasem amunicji. Teraz tylko niech się pojawi anielska przewodniczka oraz psi ochroniarz.

/Opiszcie co macie na sobie i co zabieracie w drogę. I przepraszam za zwłokę, teraz powinno już wszystko iść o wiele bardziej dynamicznie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.05.15 16:59  •  La corza blanca Empty Re: La corza blanca
To miała być doskonała okazja.
W końcu jaki anioł nie skorzystałby ze sposobności przyjrzenia się całym tym "łowom" z bliska i dopilnowania, by wszystko poszło jak z płatka. Zero pondaprogramowych szkód, zero problemu i przede wszystkim zero przemęczonych skrzydeł. Co mogło pójść nie tak? Przecież Dionizy zdawał się być takim urodziwym, spokojnym mężczyzną. Na pewno posłucha jej porady i zrozumie ewentualny błąd. Nawet podczas rozmowy z myśliwym jasnowłosa miała wrażenie, że wcale nie rozmawia z jakimś tam zimnokrwistym kłusownikiem, a raczej ma do czynienia z dobrotliwym tatuśkiem, właśnie wydającym swoją ukochaną córeczkę za mąż. Co z tego, że jej prawdziwą miłością okazała się być pasja ojca. I co z tego, że mogła to być tylko jej naiwna wyobraźnia Cameron? Takie właśnie odniosła wrażenie.
Doszła więc do wniosku, iż nie ma się czym przejmować. Może i nie było z jej strony jakiejś przewagi liczebnej, ale była na tyle dużą, zaradną dziewczynką, żeby w razie problemu wszystko ogarnąć. No, ale jaki problem mógł pojawić się na przedsięwzięciu, na które została zaproszona tak łagodna istota?
Łagodna i do bólu punktualna istota.
Pewnym, jednakże nadal zaliczającym się do cichego chodem na zaplanowane miejsce dotarła blond dziewoja o włosach spiętych w wysoki koński ogon, przyodziana w szarą koszulę o krótkim rękawku i luźne, krótkie spodnie w tym samym kolorze, podtrzymywane czarnym, skórzanym pasem, odnajdującym równowagę w ciężkich, dziesięciodziurkowych buciorach, witając się z zebranymi skinieniem głowy i sympatycznym uśmiechem, jak gdyby już teraz brała cały koncept "niepłoszenia zwierzyny" aż nazbyt poważnie, nie pozwalając sobie nawet na piśnięcie choćby słówkiem. Zapewne długo nie wytrzyma bez wymiany zdań, ale doceńmy te starania. Na razie mogła jedynie, w oczekiwaniu na rozwój wydarzeń, poprawić zwisający z jej ramienia niewielkich rozmiarów plecak, w którym znalazłyby się ze dwie małe butelki wody i parę sucharów. To brzmiało, jak survival dla typowego, żyjącego sobie w luksusach skrzydlatego, ale tak jakoś wyszło, że Kenneth z własnej woli chciała akurat tego. Bo tak.

Ekwipunek: Oprócz wspomnianego już wcześniej "zestawu przetrwania" (borze xD), Sheridan posiada także wepchnięty za pasek u spodni nóż wojskowy Black Bear, bo ja kocham Black Bear. Tak~.
I tak bardzo krótki post e_e
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.05.15 21:06  •  La corza blanca Empty Re: La corza blanca
Spoiler:

Crawford stał wyprostowany przypatrując się zgromadzonym pod płaczącą wierzbą osobnikom. Potarł kark z niejakim zakłopotaniem, odszukując wzrokiem konkretnego mężczyznę bez większych problemów.
Jego zadanie było proste. Chronić go i nie dopuścić do zranienia podczas polowania. Nie do końca mu się to wszystko podobało. Zabijanie zwierząt dla pożywienia było czymś naturalnym co jeszcze potrafił zrozumieć. Ale robienie tego dla zwykłego trofea... skrzywił się, poprawiając miecz na plecach. Amaimon zauważył jego zachowanie i uniósł łeb, przyglądając mu się w milczeniu. Granatowowłosy nie odezwał się jednak, wzdychając jedynie ciężko. Zimny, czarny nos dotknął jego dłoni w pocieszającym geście.
Słowa Pani Taihen były absolutne. Jeśli ten człowiek jest w jakikolwiek sposób ważny dla kościoła, będzie go chronił. Jedynym co go w danej chwili pocieszało to, że większość zabierających się do podobnych zadań grup było na tyle głośbych i niezdarnych, by skutecznie odstraszać wszystkie żywe stworzenia w promieniu kilku kilometrów.
Ale ten był inny. Widział w jego oczach pewnego rodzaju powagę, świadczącą o tym, że zna się na swoim zadaniu. Nawet jeśli jego kapelusz wzbudzał w nim swego rodzaju rozbawienie. Zawiesił na chwilę wzrok na jego córce. Zadziwiające. Kobieta z miasta, która znała się na strzelaniu z łuku? Chyba ich nie doceniał. Tak czy inaczej jej obecność świadczyła o tym, że będzie miał pod swoją opieką więcej niż jedną osobę.
- Chodźmy Amaimon. Trzymaj się cały czas blisko mnie. - powiedział do wilka, ruszając w ich stronę. Gdy znalazł się odpowiednio blisko, ułożył prawą rękę na piersi, kłaniając się mężczyźnie w iście rycerskim stylu, by okazać mu odpowiedni szacunek. Gest ten wyglądał całkowicie naturalnie, nie był w żaden sposób przerysowany, mimo że Crawford nie używał go zbyt często. Niewielu było ludzi, którzy zasługiwali na podobne względy. W przypadku jego Pani natomiast, posuwał się jeszcze dalej, zawsze klękając przy niej na jedno kolano. Nigdy nie zamierzał jednak padać na kolana przed nikim innym.
- Panie. Nazywam się Crawford, zostałem przysłany przez moją Panią, Prorokini Taihen z Kościoła Nowej Wiary, by dotrzymać ci towarzystwa w trakcie wędrówki zapewniając bezpieczeństwo. - w jego głosie pobrzmiewał spokój i zdecydowanie. Po tych słowach wyprostował się, dopiero po chwili kierując wzrok w stronę jeszcze jednej osoby, która z jakiegoś powodu umknęła wcześniej jego uwadze.
Jej wygląd wzbudził jego ciekawość. A raczej, jej ubiór. Przekrzywił głowę, przejeżdżając po niej wzrokiem i uśmiechnął się nieznacznie do samego siebie, odwracając w bok. Sam Crawford był już gotowy do drogi w momencie przyjścia. Amaimon przeciągnął się ziewając i zaraz potarł łbem o jego nogę, strzygąc uszami. Z wyraźną niecierpliwością czekał aż wyruszą, mimo że to oni przyszli jako ostatni.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.05.15 15:36  •  La corza blanca Empty Re: La corza blanca
Właśnie po raz kolejny sprawdzał sprawność swojej broni. Wprawnymi, wystudiowanymi ruchami rozłożył karabin i złożył go po raz kolejny, nie zapominając o zajrzeniu do każdej uszczelki. Wszystko musiało pójść po jego myśli, nie było szansy na pomyłkę. Ani szansy ani czasu, wszak polowania w Edenie trwały zazwyczaj tylko trzy dni, później każdy człowiek, który się tam zapuścił, mógł liczyć się ze śmiercią z ręki wymordowanych czy aniołów. Kolejne niepisane prawo.
Na widok swoich gości, jego oczy się roziskrzyły, odejmując mu kilka lat. Uśmiechnął się, zbliżając do anielicy. Ukłonił się i przedstawił, przy okazji ujmując jej dłoń i składając na jej grzbiecie lekki pocałunek.
- Mam nadzieję, że przyjemność nie jest tylko po mojej stronie, panno Sheridan.
Czysta profeska, najwyraźniej starał się być perfekcjonistą we wszystkim co robił. Dlatego też postanowił na razie nie wchodzić w przestrzeń osobistą anielicy i zbliżył się teraz do Crawforda. Postać prorokini nie była mu obca, tak samo jak słaba, która wydawała się otaczać jej najwierniejszego psa. Odpowiedział na jego ukłon skinieniem głowy.
- Cieszę się, że postanowiłeś do nas dołączyć. Na imię mi Dionizy, postaram się, by cała podróż minęła nam wyjątkowo przyjemnie. - Rozejrzał się po swoich ludziach i dał znać, żeby wszyscy się do niego zbliżyli. Córka i dwóch chłopców szybko otoczyli go skromnym kółeczkiem. - Myślistwo to jeden z najstarszych i najszlachetniejszych sportów. Wiem, że wielu się ze mną nie zgodzi, jednak jest to potwierdzone przez historyków. Zasady należenia do tej grupy są proste. Każdy może upolować tylko jedną zwierzynę, czy to jako trofeum czy też pożywienie. Nie wnikam w wasze preferencje. Każdy będzie niósł swoją zdobycz sam. Każdy będzie starał się pomóc innym, jeśli ich życie zostanie zagrożone. Na czas polowania jesteśmy rodziną. Zrozumiano?
Miastowi pokiwali skwapliwie głowami, Lilia nawet klasnęła w dłonie. Dionizy zaś spojrzał po mieszkańcach Desperacji i okolic, by upewnić się, że także zrozumieli jego przekaz. Dopiero gdy potwierdzili, ogłosił wymarsz.

Droga była przyjemna. Świeże pędy sosny pięknie pachniały, młody mech zaś uginał się pod stopami. Las tętnił życiem i była to najpiękniejsza rzecz jaką mogli zobaczyć po szarej, okropnej zimie. Miastowi rozglądali się zachwyceni majestatem starych drzew i soczyście zielonych krzewów. Czasem wskazywali dłonią za ptakiem, który poderwał się do lotu, czasem Lilia pisnęła, gdy zaplątała się w pajęczynę, którą skrzętnie utkał jakiś pająk. Co najdziwniejsze, wszyscy zachowywali się wyjątkowo cicho, bacznie rozglądając się za zwierzyną, którą mogliby upolować. Zakaz zabijania więcej niż jednej sztuki znacznie podnosił poprzeczkę, wszak później zapewne łupy zostaną porównane między sobą i wyłoni się zwycięzce tego kilkudniowego wypadu. Nikt nie chciał być gorszy od innych. Nikt pochopnie nie unosił broni.
Problemem mogły być także krzyki innych myśliwych, którzy kręcili się po okolicy. Nadal śpiewali, pili i niszczyli to, co spotykali na swojej drodze. Trzask gałęzi oraz wystrzały rozbrzmiewały, od czasu do czasu płosząc ptaki o rdzawych ogonach, które skrzekliwie protestowały przed podobnymi nadużyciami w ich lesie.
- Wszystko wypłoszą - rzekł w końcu Dionizy, a w jego głosie łatwo było wyczuć smutek. - Może warto wyruszyć bardziej wgłąb? Czy byłaby pani tak miła by nas poprowadzić dalej?
Cztery pary oczu skierowały się na anielicę, wpatrując się w nią z nadzieją.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.05.15 14:33  •  La corza blanca Empty Re: La corza blanca
Nawet ten drobny gest ze strony mężczyzny perfekcyjnie zadziałał na dotychczas blade policzki jasnowłosej, skutecznie przyprószywszy je rumianą barwą. Nie wyrwała się jednak, wciąż luźno trzymając swoją dłoń, wzrokiem przebiegając z miejsca na miejsce.
- Naturalnie. - Rzekła po krótkim chrząknięciu, powróciwszy spojrzeniem do osoby Dionizego. Jego spojrzenie wyglądało szczerze, przyjemnie, sympatycznie. Czy to wszystko miało być zwiastunem przyjemnej fuchy?
Nie miała chyba jednak zbyt wiele czasu na tego typu filozofowanie, gdyż już po chwili zjawił się kolejny gość specjalny, który przykuł uwagę gospodarza tego przedsięwzięcia. Powędrowała wzrokiem właśnie za drugim z mężczyzn, by dostrzec wreszcie przysłoniętą przez jego nogę uroczą istotkę o psopodobnym wyglądzie, która towarzyszyła witanemu przez Dionizego młodzianowi. I choć wilkor doprowadził blondynkę do wewnętrznego rozczulenia, to sam granatowowłosy przybysz z kolei-... cóż, prędko zdeptał ten barwny obrazek. "Kościół Nowej Wiary". Wystarczyło, żeby te trzy słowa ledwo obiły jej się o uszy, a już westchnęła ze zrezygnowaniem.
Stop. Nie była tu po to, żeby syczeć na innowierców. Przecież to nie było w jej stylu. Dlatego też odwróciła wzrok od wymordowanego, by już na dobre wsłuchać się w głos myśliwego, który właśnie objaśniał, na jakich zasadach ma opierać się całe to polowanie.
"Każdy może upolować tylko jedną zwierzynę(...)"
"(...)tylko jedną zwierzynę(...)"
"(...)JEDNĄ(...)"
Uśmiechnęła się mimowolnie. Jedno trofeum na łebka brzmiało, jak doskonały układ dla kogoś, kto miał dopilnować, żeby nie ustrzelili przypadkiem po dwadzieścia zwierzęcych łbów. Ledwo powstrzymała się, by nie klasnąć przypadkiem w dłonie z tego nagłego przypływu euforii. Oczywiście zawsze istniało ryzyko, iż ktoś złamie jedną z ustalonych przez Dionizego zasad, jednakże była wręcz przekonana, iż ten był osobą na tyle restrykcyjną w ich przestrzeganiu, ażeby samemu zająć się potencjalnym rebeliantem. Wszystko to skumulowane w zgodną całość znacznie ułatwiało zadanie anielicy. Wnioski? Nie mogło być żadnych problemów. W dodatku wszystkie pozostałe reguły brzmiały na tyle logicznie i przyjemnie, aż nie miała innego wyboru, jak tylko zaufać mężczyźnie. Wydawał się być doświadczony nie tylko w dziedzinie polowań. Choć może to było tylko wrażenie Cameron, która uznała cały ten "kodeks łowcy" za bardzo uniwersalny.
W dodatku nikt z towarzystwa nie zdawał się sprawiać problemów, spokojnie podziwiając widoki i aromaty edeńskiego lasu. Chyba nawet sama Sheridan im się nie dziwiła - pomimo właściwie doskonałej znajomości tych terenów i świetnej pamięci do dźwięków wydawanych przez zamieszkujące je zwierzęta, unoszących się wkoło woni czy nawet tych fantastycznych obrazów, sama również nie potrafiła nacieszyć nimi swoich zmysłów, wciąż tylko chłonąc i chłonąc. Co innego inne grupy. Mieli sobie za nic naturalne piękno lasu, a słychać ich było wszędzie, przez co ptasie trele zostawały skutecznie przez nich zagłuszone. I to miał być kulturalny, szlachetny sport? Oczywiście nie wątpiła w to, iż jej towarzystwo diametralnie różniło się od pozostałych zgromadzeń, jednakże kiedy usłyszała prośbę mężczyzny dotyczącą poprowadzenia ich w głębsze zakątki tych terenów, zawahała się na chwilę. Co, jeśli jednak coś zostanie zniszczone? Jeśli podepczą wszystko, zabiją coś, czego nie powinni. Jeśli-...
Nie. Zaraz. Stop. Przecież byli wiarygodni. Wzięgła głęboki wdech.
- Myślę, że nie będzie problemu. - Odparła po tej krótkiej chwili namysłu, przywdziewając jeden z najsympatyczniejszych uśmiechów, na jakie było ją stać. To było postanowione już w chwili, kiedy podziwiała niesamowitą zasadniczość wszystkich uczestników. Dlaczego więc nagle miałaby zmieniać zdanie i przestać ufać choćby temu przyjemnemu w obyciu gajowemu? Skinęła wreszcie głową na znak, by reszta grupy posunęła się za nią, po czym ruszyła w świeżutko obranym kierunku, prosto w drzewne gąszcze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.05.15 2:18  •  La corza blanca Empty Re: La corza blanca
Fanatyk?
Crawford przyglądał się w milczeniu mężczyźnie, który raz po raz sprawdzał sprawność swojej broni, wyraźnie nie mogąc się doczekać polowania. W sumie nie było się co dziwić, sam Wymordowany niezwykle dbał o swoją dwuręczną piękność.
"Dionizy" okazał się osobą całkiem pozytywną, w pełni profesjonalną i przede wszystkim zakochaną w swoim hobby. To go poniekąd uspokoiło, zwłaszcza gdy wyrecytował panujące zasady. Oznaczało to co prawda, że swoją ochroną musi otoczyć nie tylko mężczyznę i jego córkę, ale wszystkich biorących udział w wypadzie. Niemniej jedna zdobycz na głowę brzmiała niezwykle sprawiedliwie, a chłopak nawet nie próbował powstrzymać uśmiechu, który cisnął mu się na usta, choć ograniczył go do nieznacznego uniesienia jednego z kącików.
- Tak jest.
Wypowiedział się na głos, by oficjalnie wyrazić swoją zgodę wobec ustalonych zasad. Nawet Amaimon mruknął coś cicho i zakręcił się obok nogi Wymordowanego, wpatrując w Dionizego. Crawford poklepał go jedynie po łbie i zmierzwił nieznacznie granatowe włosy, stając u boku mężczyzny niczym wierny ochroniarz. Wyglądało to tak naturalnie, jakby zajmował je od zawsze.

[ . . . ]

Podobny widok nigdy nie miał mu się znudzić. Żył na tym świecie od tylu lat, a jednak widok tych wszystkich roślin napełniał go takim samym zachwytem jak i setki lat temu. Westchnął, wciągając zapach świeżych pędów sosny. Nawet Amaimon podbiegł parę kroków do przodu i wsadził nos w mech, parskając w niego z wyraźnym skupieniem. Widok ten był dość zabawny, powstrzymał się jednak od śmiechu, pozwalając mu na nacieszenie się otoczeniem.
Crawfordowi nie spieszyło się do polowania. Właściwie nie był pewien, czy zamierza cokolwiek upolować do samego końca ich wypadu. W końcu jego zadaniem była ochrona, nikt nie nakazał mu wracać z trofeum. Zdecydowanie wolał natomiast cieszyć oczy żywymi stworzeniami, niźli ich martwym odpowiednikiem, służącym za dywan w czyimś domu.
Rzecz jasna nadal mógł wykorzystać je jako pożywienie, ale nadal...
Nie było co nad tym rozmyślać, gdy wokół unosiły się pijackie krzyki. Skrzywił się nieznacznie na zachowanie innych myśliwych, gdy jego wzrok podążał za pięknymi, spłoszonymi ptakami. Jedyną pociechą z tej sytuacji, był fakt że przy podobnym zachowaniu faktycznie większość wypłoszą. Przynajmniej zwierzęta nie padną ich ofiarą.
"Może warto wyruszyć bardziej wgłąb?"
Wyprostował się nieznacznie słysząc propozycję i również powędrował wzrokiem w stronę ich towarzyszki. Jego wzrok nie był jednak przepełniony nadzieją, a obojętnością. Nie miał pewności, czy przystanie na podobną propozycję, a i niespecjalnie mu na niej zależało.
Wiedział jedno.
Im dalej wgłąb, tym większe sztuki mogą im się trafić. A to oznaczało wzmożenie czujności. Gwizdnął krótko na Amaimona, ponownie przywołując go do swojego boku i ruszył w ślad za panienką Sheridan, choć tym razem starał się trzymać bardziej na końcu grupy. Z przodu wysłał wilka, który szedł u boku Dionizego z łbem przy podłożu, nieustannie węsząc i rozglądając się na boki w poszukiwaniu potencjalnego zagrożenia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.05.15 20:52  •  La corza blanca Empty Re: La corza blanca
I słowo stało się czynem. Wszyscy podążyli za anielicą, ostrożnie stawiając kroki. W pierwszej kolejności oczywiście Dionizy z córką, dalej pozostali. Wszyscy rozglądali się za zdobyczą, przy okazji nasłuchując czy rzeczywiście oddalali się od głośnego tłumu tratującego jagodowiska.
Na szczęście tak właśnie było. Tutaj powoli można już było rozpoznać śpiew poszczególnych ptaków. Od czasu do czasu jakaś wiewiórka wspinała się na gałęzie drzew w poszukiwania pożywienia. Przede wszystkim jednak zmieniała się roślinność, a wraz z nią cały krajobraz. Płaski teren obrzeży lasu zastąpiły rowy i wzgórki, pozwalające lisom i innym zwierzętom wykopywać norki na zimę. Teraz, wraz z wiosną, postanowiły je opuścić, jednak po zmierzchu, bądź nad ranem często do nich wracały. Młode musiały mieć jakieś schronienie przed drapieżnikami.
Drzewa rosły bliżej siebie, często przemieszane z krzewami i bylinami. Wszystko pięło się ku słońcu prześwitującemu przez świeżą zieleń liści. Było pięknie, a miastowi aż zaniemówili na widok tego piękna. Ciężko było usłyszeć szelest liści pod ich stopami, zaś wszelkiego rodzaju gałązki odsuwali nim postawili stopę na wyściółce.
Nie było jednak widać zwierzyny łownej. Ani jednej sarny czy dzika. Było wyjątkowo pusto pod tym względem. Zamiast tego po kilku godzinach wędrówki dotarli na polanę, na której stała drewniana chatka. Z komina ku niebu wzlatywał dym, zaś równo ułożone drewno przed domem wskazywało na to, że ktoś tam mieszkał, zapewne od dawna i na dobre.
- Cóż, to chyba dobre miejsce żeby odpocząć - zarządził Dionizy, przeciągając się i dając znać tragarzom żeby zdjęli ładunki z pleców. Jego córka także się ucieszyła, opierając obok siebie łuk oraz kołczan ze strzałami. - Wie może panienka kto tutaj mieszka?
Nie dane było jednak odpowiedzieć Sher, ponieważ po chwili od strony domy zaczął zmierzać w ich stronę młody mężczyzna. Gładkie lico i czyste ubranie wskazywały, że o siebie dbał. Mógł być aniołem, jednak najwyraźniej ani oni go nie znali, ani też on ich, bowiem zrobił wyjątkowo zdziwioną minę na ich widok.
- Witaj! Chcielibyśmy odpocząć. Przybywamy w poszukiwaniu zwierzyny, w końcu jest dzień łowów. - Dionizy nie znał czegoś takiego jak wstyd czy lęk. Od razu podszedł do młodzieńca i podał mu rękę. - Jestem Dionizy, a to są moi towarzysze. Jak widzisz, mamy także wsparcie ze strony edeńskich aniołów, więc proszę, nie wypędzaj nas.
Mężczyzna tylko pokręcił głową, podając swoją spracowaną dłoń wszystkim. Przy Crawfordzie zatrzymał się na dłużej, spojrzał mu w oczy, zaś jego kompana wytarmosił, jeśli tylko ten mu pozwolił. Sheridan zaś ucałował w dłoń.
- Rozpalimy ognisko. Może chciałbyś nam towarzyszyć i zaszczycić opowieścią z tych stron?
Nie musiał powtarzać dwa razy. Młodzieniec wskazał miejsce przeznaczone na ognisko, po czym sam wziął się do pracy. Nie minęła chwila jak ogień już radośnie płonął, a wszyscy usadowili się dookoła. Córka myśliwego wydawała się urzeczona gospodarzem i najwyraźniej najbardziej ze wszystkich wyczekiwała opowieści.
- Znam baśnie szeptane przez te lasy, lecz znam także prawdę - podjął młodzieniec, opierając łokcie na kolanach. - Nim zacznę, chciałbym jednak poznać wasze historie, wszystko co słyszeliście na temat tutejszych drzew i zwierząt. Kto wie, może tym sposobem was zaskoczę. Proszę.
Uśmiechnął się, wodząc spojrzeniem po wszystkich obecnych. Dziewczyna opuściła głowę, starając się ukryć rumieniec, tragarze zaś odwrócili wzrok. Nie wiedzieli nic o tych ziemiach. Jedynym, który nie tracił rezonu był Dionizy, lecz zamiast podjąć opowieść, wskazał na Sher i Crawforda.
- Ta prośba zapewne była skierowana do was. Zapraszam, podzielcie się z nami jakąś historią.
A na przypieczętowanie całej podniosłości tego momentu wyjął z jednego z tobołków manierkę z winem i odkorkował, puszczając ją między ludzi. Wszyscy wpatrywali się w gości zamieszkujących te ziemie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.06.15 12:51  •  La corza blanca Empty Re: La corza blanca
Dionizy doprawdy nie przestawał zaskakiwać jasnowłosej. Jego pewność siebie, otwartość i ta łatwość w zawieraniu kontaktów - dosłownie wszystko składało się w obrazek dobrego wujaszka z wrodzonym darem do załatwiania swoim siostrzeńcom dobrych stopni u wszystkich nauczycielek poprzez zbajerowanie ich w iście artystyczny sposób. Nie mogła więc powstrzymać się od delikatnego uśmiechu, powstałego w dyskretny sposób. Na wspomnienie o "wsparciu" z jej strony, wystąpiła na momencik, by dygnąć przed nieznajomym i kiwnąć głową w celu potwierdzenia słów myśliwego.
Oczywiście nie byłaby sobą, gdyby nie oblała się rumieńcem na ten drobny gest ze strony mieszkańca lasu. Dwa pocałunki w dłoń jednego dnia? To było zdecydowanie milutkie, ale i strasznie peszące.
Nie było jednak zbyt wiele czasu, aby się nad tym zastanawiać. Grupa myśliwego pędziła, jak burza, wpadając na coraz to nowe pomysły, jeszcze bardziej spiesząc się chyba tylko z ich realizacją. Ognisko zostało rozpalone chyba w mgnieniu oka (a przynajmniej jej oka), a wszyscy byli praktycznie pościskani ze sobą w kółeczku. Nie pozostawało jej więc nic innego, jak tylko przyłączyć się do owej wesołej ferajny i wsłuchać w słowa, jakie miał do wyplucia z gardła nieznajomy gospodarzyk. To był chyba jeden z tych typów, którzy to na co dzień zajmowali się baśniarstwem i zgłupieli przez to, iż żyli gdzieś na odludziu od ponad dobrego tysiąclecia. Nie, żeby Cameron nie lubiła takich ludzi - wręcz przeciwnie. Byli dla niej, jak żywa inspiracja, serio.
"Zapraszam, podzielcie się z nami jakąś historią."
- Nie jestem zbyt dobrą baśniopisarką. - Perlisty śmiech mógł dotrzeć do uszu zebranych wokół niej panów (i panny), kiedy Sheridan odpowiedziała na ich spojrzenia i wypowiedzi. Zaraz jednak odetchnęła głęboko, by uspokoić ten przypływ rozbawienia. W końcu musiała zająć się konkretną historią. Cóż by z niej była za anielica, gdyby puściła mimo uszu taką propozycję? Nawet, jeśli nie wiedziała zbyt wiele. - W zasadzie, widziałam w życiu jedynie jednego czy dwa Pegazy i parę Tatrii. Zresztą, sama jedną udomowiłam. Resztę znam tylko z opowieści o miliardzie różnych wersji, ale wszystko, co przemyka mi przed oczyma, pomimo tylu lat wciąż mnie zadziwia. Mogłabym patrzeć na te leśne zakątki praktycznie codziennie-...
Westchnęła głośno, nim znów zabrała głos:
- No, ale nie mam żadnej ciekawej legendy do wygłoszenia.

Jestem oficjalnie debilem i przez to, że nie odpisałam przez prawie miesiąc, to nie umiałam naskrobać nic inteligentnego i dobrej długości. ;-;
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.07.15 20:49  •  La corza blanca Empty Re: La corza blanca
Z racji długiego nieodpisywania zostaje nałożony deadline. Macie czas na odpis do piątku, w przeciwnym wypadku misja zostanie przeniesiona do archiwum (z możliwością wznowienia jej w późniejszym terminie). W przypadku, gdy jeden z uczestników lub Mistrz Gry zgłosił wcześniej nieobecność na forum, deadline zostanie przesunięty do czasu jego powrotu, więc spokojnie.

x Naczelnik Misji.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.07.15 17:02  •  La corza blanca Empty Re: La corza blanca
To nie było złe zadanie.
Zdecydowanie bardziej wolał ochronę Dionizego, który wyglądał na porządnego, ułożonego człowieka, niż byle ulicznego ścierwa, które rujnowało wszystko dookoła siebie. Nie żeby Crawford znał takie określenie jak uliczne ścierwo. Tak czy inaczej mimo ciągłego zachowania czujności, nie odmówił sobie podziwiania natury. Przyglądał się biegającym po drzewach wiewiórkom, jak i innym przedstawicielom fauny z lekkim uśmiechem na twarzy. Zauważył jednak, że cała łowcza zwierzyna zdawała się zniknąć z powierzchni ziemi. Dziwne. W końcu czy nie zapuścili się już na głębsze tereny lasu? Powinni złapać choćby jakiś trop, czyż nie?
Po kilku godzinach jego wzrok padł na drewnianą chatkę, a nozdrza wypełnił zapach dymu. Gdziekolwiek się znaleźli, z pewnością nie było to opuszczone miejsce. Potarł czubek nosa i spojrzał na nadchodzącego mężczyznę. Zupełnie automatycznie Crawford zajął miejsce tuż za Dionizym niczym jego wierny ochroniarz, wraz z Amaimonem, który przyglądał się nadchodzącej istocie.
Gdy ten nachylił sie wytarmosić, pozwolił mu na to i zamachał nieznacznie ogonem, co dla Crawforda było wystarczającym powodem, by nieco się rozluźnić. Pomógł nieznanemu mężczyźnie przy rozpalaniu ogniska, w końcu był praktycznie stworzony do pracy fizycznej. Zasiadł przy ognisku po prawej stronie Dionizego. Wsłuchiwał się w ciche trzaskanie pożerających drewno płomieni i głosy zebranych ludzi, wodząc wzrokiem dookoła.
- Ja słyszałem. - odezwał się cichym, niskim głosem, przenosząc wzrok na nieznajomego.
- O stworzeniu tak pięknym i przepełnionym gracją, że zarówno zwierzętom, jak i dwunożnym zapiera dech w piersiach. Jego gładkiej, jedwabistej sierści przywodzącej na myśl błask księżyca, wielkich oczach kryjących w sobie mądrość całych tysiącleci, finezyjnym porożu będącym większym dziełem sztuki niż każde z tych stworzonych przez ludzi. Jestem pewien, że o nim słyszałeś. - powiedział cicho, podnosząc głowę na nieznajomego. Wpatrywał się w niego, zupełnie jakby chciał przetestować jego wiedzę na dany temat. Amaimon mruknął cicho i wstał, by ułożyć się po jego prawej stronie. Położył się wygodnie opierając łeb na kolanie Crawforda, a chłopak raz po raz przeczesywał jego sierść na karku palcami, nie odrywając wzroku od młodzieńca.
- Szansa na ujrzenie ich jest tak mała, że zyskało miano legendy. Osoby, które zdołały ich dosiąść można policzyć na palcach jednej ręki. Choć wielu do tej pory nie wierzy w ich istnienie, a właścicieli nazywa szaleńcami, których ogarnął obłęd dziczy.
Zamilkł wodząc wzrokiem po wszystkich zebranych, aż w końcu opuścił go na otwarte ślepia Amaimona, którymi przyglądał mu się z bezgranicznym spokojem. Podrapał go za uchem, wyraźnie nie zamierzając już się nie odzywać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.07.15 18:39  •  La corza blanca Empty Re: La corza blanca
Wszyscy słuchali w milczeniu wspomnień anielicy. Oczy Lilii rosły z każdym słowem, gdy zerkała to na nią, to na pustelnika. Czasem zahaczała spojrzeniem także o ojca, o jego spokojny profil, nieco poczerwieniały od trunku znajdującego się w krążącej manierce. Nie wszyscy pili, on jednak nie odmawiał żadnej kolejki i w końcu znalazł się w lekkim stanie upojenia, na który wskazywały jedynie czerwone policzki i koniuszek nosa. A może i jego dotknęło szaleństwo opowieści i niczym mały chłopiec czekał na nie z wypiekami na twarzy? Kto wie.
- Czym jest tatria? - W końcu nie wytrzymała, rzucając pytanie w eter, jednak jej spojrzenie wwiercało się w młodego pustelnika. Może po prostu chciała zabłysnąć, lub po raz kolejny usłyszeć jego głos, niezbyt głęboki, ale przyjemny dla ucha i wyjątkowo przyjazny.
Oczywiście odpowiedź pojawiła się, spokojna i rzeczowa, lecz mało istotna dla wytrawnych myśliwych czy mieszkańców Desperacji oraz Edenu.
- Dziś raczej nie odnaleźliście zbyt wielu tropów. Twoi pobratymcy zjawili się tu wcześniej, starając przekonać zwierzęta, by uciekły dalej, jednak... - Przeniósł spojrzenie na Crawforda i skinął głową, dając do zrozumienia, że kojarzy owe stworzenie. - No właśnie. Halla.
Pozostali towarzysze ogniska poruszyli niemo ustami, smakując owe słowo. Halla. Brzmiało egzotycznie, niemal jak obietnica godnej i pięknej zwierzyny, którą mogliby się poszczycić przed najwytrawniejszymi myśliwymi. Halla - powtórzyła także Lilia, zaś jej oczy wypełnił nienaturalny blask, który równie dobrze mógł być zbłąkanym płomykiem. Dionizy też wymówił owe słowo, lecz w jego głosie dało się wyczuć nie tyle zachwyt co zamyślenie. Brzmiało niczym niedokończona opowieść, najciekawsza ze wszystkich jakie pustelnik mógł im w tym momencie zaoferować. Młodzieniec zrozumiał to i odkaszlnął.
- Znam historię o tym stworzeniu. Nie jest to jednak legenda, a opowieść prawdziwa, bo sam stałem się jej bohaterem. - Powiódł wzrokiem po obecnych i westchnął cicho. - Nie tak dawno temu pewni drwale, mieszkający na obrzeżach lasu napotkali trop. Nie byłoby w tym nic wyjątkowego, gdyby ten trop nie znajdował się w miejscu, w którym od lat nie widziałem żadnej zwierzyny. Tej samej nocy postanowiłem go sprawdzić i owszem, były. Ślady kopyt wyraźnie odznaczały się na wilgotnej ziemi, wskazywały na sarny, może jelenie. Całe stado, wędrujące na popas.
Lilia westchnęła głośno, przerywając tym samym opowieść. Pustelnik spojrzał na nią, unosząc pytająco brwi, ta jednak pokręciła głową i wtuliła w ramię ojca, chowając w nim nos i połowę twarzy. Para iskrzących się ślepi jednak nie odrywała się od twarzy bajarza.
- Dotarłem na polanę, jednak nie potrafiłem dostrzec tych zwierząt. Owszem, słyszałem parskanie i porykiwanie, ale nigdzie ich nie było. Nie chciałem ich spłoszyć, więc zrezygnowałem. Rano zaś wróciłem na miejsce, by w lepszym świetle obejrzeć ślady. Pomiędzy nimi znalazłem ślady ludzkich stóp. Kto wie, może jednego z jeźdźców, o których wspomniałeś? - Tu skierował się do Crawforda, uśmiechając lekko. Zaraz też skinął na wtulone w ojca dziewczę. - Ślady należały do małych stóp, dziewczęcych, jak panienek. Postanowiłem zostawić te zwierzęta w spokoju, jednak tkwił w mojej głowie długo, niemal błagając o rozwiązanie tej zagadki. Niespełna tydzień po odkryciu znów ruszyłem na poszukiwania, tym razem z zamiarem zostania tam na noc. Ukryłem się przy wodopoju, nieopodal polany i czekałem, z nadzieją, że dobrze określiłem trasę ich wędrówki. Niestety, tuż przed północą zasnąłem.
Kolejne westchnienie, tym razem jednego z tragarzy, który właśnie ściskał w ręku manierkę. Pełne było rozczarowania, jak gdyby to on zasnął nad rzeką, nieopodal pięknych stworzeń zwanych hallami.
- Obudziły mnie śmiechy, piski i śpiew. Rozejrzałem się, nie rozumiejąc skąd tyle głosów w samym sercu lasu, gdy nagle ktoś za moimi plecami się odezwał. Odwróciłem się ostrożnie i ujrzałem właśnie to stworzenie. Jego sierść mieniła się niczym światło księżyca, zaś poroże, ach, cóż to było za poroże! Była największa ze wszystkich i prowadziła stado, które wcale nie parskało, a chichotało jak dzierlatki.
Zamilkł, jednak nadal było widać, że przeżywał tę historię. Spojrzał po twarzach wszystkich i pokiwał głową, dając do zrozumienia, że tak właśnie się stało, a historia w tym właśnie momencie dobiegła końca, bo wcale nie zdecydował się na dalsze śledzenie zwierząt, nazbyt upojony ich pięknem.
Myśliwi trwali także przez chwilę w milczeniu, trawiąc jego słowa. Lasy Edenu miały prawo kryć w sobie tajemnice, a skoro zna ją dwoje mieszkańców, to zapewne była prawdą. Między tragarzami rozległ się szmer, który szybko przerwał śmiech Dionizego.
- Ach, a to ci historia, bajarzu, doprawdy. Cóż takiego powiedziała ci ta cała halla, że nie zabiłeś żadnej, albo nie oswoiłeś na dowód? Byłbyś jednym z wielkich, z tego co opowiadał Crawford. Co się stało?
Pustelnik w odpowiedzi tylko wzruszył ramionami.
- Cóż, moi mili, myślę, że będzie to idealny cel naszej podróży. Wyruszmy na poszukiwania halli.
I z tymi słowami wstał, żeby udać się na spoczynek. Wraz z nim powędrowała córka, a za nimi pozostali myśliwi. Sheridan i Crawford zostali sami z pustelnikiem. I historią, którą właśnie usłyszeli.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 1 z 2 1, 2  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach