Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Go down

Pisanie 03.07.14 3:18  •  Rudera Empty Rudera
Idź dalej, nie ma tu nic ciekawego. Nie interesuj się.

Rudera 2e6ae0m

   Rudera jak rudera - skoro jeszcze się trzyma, to musi być znacznie wytrzymalsza, niż wygląda na pierwszy rzut oka. Budynek pamięta czasy sprzed apokalipsy, kiedy był ładną, zadbaną kamieniczką. Stojącą przy drodze, o czym przypomina mocno przekrzywiony i nadżarty zębem czasu znak drogowy. To auto, którym ktoś próbował wjechać do środka jest młodsze - ze dwa lata temu doprowadził je do porządku jakiś Wymordowany. Skutki widzimy do dziś.
  Zapomnij o oknach, zapomnij o wyższych piętrach. O ile te pierwsze zabito deskami, zastawiono blachą i czym tam było w danej chwili pod ręką, to te drugie zwyczajnie poległy w walce z kataklizmem i resztą atrakcji. Po prostu ich nie ma. Na wysokości pierwszego piętra znajdują się za to aż trzy stanowiska obserwacyjno-strzelnicze. W końcu nikt nie lubi nieproszonych gości, a interesu trzeba pilnować. Bo też wspomniana rudera jest miejscem szczególnym, nie, to nie jest burdel przeznaczonym do zawierania wszelkiej maści transakcji handlowych. Szukasz czegoś? Próbujesz coś sprzedać? Zdychasz z głodu i nie masz nic przeciwko odpracowaniu odrobiny jedzenia? A może potrzebujesz spotkać się z kimś na w miarę neutralnym gruncie? Jeżeli na którekolwiek z tych pytań odpowiedziałeś twierdząco, to lepiej nie mogłeś trafić.
  Właścicielką tego zacnego przybytku jest Psiogłowa, jedna z dawnych lokatorek kamienicy. To dzięki jej staraniom całość jeszcze się nie rozsypała, a nawet prosperuje i przynosi zyski. Jej małe królestwo jest swoistą strefą eksterytorialną, neutralnym obszarem na którym zamierają utarczki między członkami poszczególnych organizacji. Jak długo płacisz i stosujesz się do tutejszych zasad*, tak długo masz prawo czuć się względnie bezpieczny - w końcu właśnie za to pobiera pieniądze. I inne, wyżej cenione w Desperacji dobra. Oprócz kilkunastu stałych pracowników Wymordowana zatrudnia każdego, na kim może w danej chwili zarobić i kto może się przydać. Udziela pomocy potrzebującym, w zamian oczekując zaledwie jakiejś drobnej przysługi, po odbiór której zgłosi się w stosownym czasie. Ma doskonałą pamięć i niczego nie robi bezinteresownie - ale na tych terenach byłoby głupotą liczyć na dobre serce kogoś, kto stanowczo nie jest aniołem.
  Wnętrze budynku nie imponuje przepychem, luksusów tu nie ma. Ani prądu, ani bieżącej wody, sklepowa lada przywleczona w dawnych czasach też nie wygląda specjalnie zachęcająco. Zwykle stoi za nią jeden z pracowników, któremu w danej chwili przypadło prowadzić negocjacje z klientami, w polu widzenia jest też kilku wykidajłów. Ze dwa oddzielone przepierzeniem stoły, kanapa, kilka półek. Drobiazgi, które można kupić i drobiazgi zastawione przez bywalców, które po jakimś czasie przechodzą na własność zakładu. Niewielu jest w stanie je spłacić, takie życie. Poważniejsze interesy załatwia się w rozległych piwnicach, standard jest tam trochę wyższy, niż na górze - można liczyć na osobne, ustronne pomieszczenia i pełną dyskrecję. A nawet ciepły obiad.

*Zasady panujące w tej miejscówce są proste - uprzedzenia zostają na zewnątrz. Nie ma znaczenia, Psy, Koty, Drug-on, kimkolwiek tam sobie jesteś, rób swoje i nie wszczynaj awantur. Próby wymuszania haraczu karane są na gardle. Czego dodatkowym sygnałem są trzy trupie główki wiszące na jednej ze ścian, dekoracja taka. Prawdziwa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.07.14 1:55  •  Rudera Empty Re: Rudera
Mogło być gorzej, co? Żywa, bez szkód na ciele i umyśle, za to cholernie spóźniona. I to była prawda, powinna się pojawić znacznie wcześniej. O dzień, może dwa. Wstyd powiedzieć, ale w tej chwili Turquoise nie była w stanie stwierdzić, który mamy dzień tygodnia. Sam fakt, że ostatnia część dostawy dotarła z podobnym opóźnieniem już niebezpiecznie graniczył z fuszerką... I pewnie za taką zostałby uznany, gdyby nie zawartość pakunku, który na wejściu przekazała w ręce jednego z tutejszych pracowników. Pokręciła się trochę w obejściu, udając zainteresowanie zawartością tych kilku mizernych półek, posłała czarujący - a w praktyce - znacznie mniej promienny niż zwykle, trochę krzywy uśmiech w kierunku stojącego za ladą Wymordowanego i czekała. Dobrych kilka minut, wyraźny znak dezaprobaty. Jej nieobecność została zauważona. Prawie się tym przejęła. Na pewno by się przejęła. Gdyby jej sytuacja była trochę gorsza. I gdyby na przykład zależała od tych kilku groszy, które za usługę wypłaci jej Psiogłowa - a wypłaci na pewno, Drug-on to nie jest tylko puste słowo. Nawet, jeżeli ostatnimi czasy dobre imię organizacji nieznacznie podupadło, a Wiwern chwyta się pierwszej lepszej fuchy, bo nie bardzo ma co ze sobą zrobić. Ot, tak bywa.
  Uwaga Opętanej skupiła się na drobnej osóbce, z uporem wykłócającej się z tymczasowym sprzedawcą. Nie było mowy o czymś tak prozaicznym jak wyrywanie z zamyślenia, po prostu w pomieszczeniu nie działo się nic ciekawszego. Może chodziło o cenę jakiegoś barachła? Było nie było, za mniej lub bardziej powszechne w Desperacji osobliwości można tu było dostać jedzenie i leki. Albo pieniądze, co komu w danej chwili potrzebne - nie dalej jak kilka dni temu, przy poprzedniej wizycie miała okazję widzieć, jak jakiś obszarpany dzieciak przytargał Czarnego Żmija. Podobno były w cenie, ktoś się bawił w próby uzyskania na bazie jadu środków odurzających. Krzyżyk na drogę i niech mu się szczęści. Przeciągnęła się, w miarę możliwości rozprostowała ciasno stulone skrzydła i złożyła je z powrotem. Beztroska i pewność siebie - że niby czuje się tu na miejscu i zajmij się swoimi sprawami, nie warto na nią patrzeć. Scena rozgrywająca się przy ladzie była znacznie bardziej interesująca, bo teraz już wspomniana drobna osóbka trzymała nóż. Wprawnie, bez zbędnego wymachiwania żelastwem. Podniesiony głos informował wszystkich zainteresowanych, że przecież przyniesiona błyskotka jest warta sporo więcej, niż to, co mogła w zamian dostać i że gdyby się nad tym zastanowić, to ten skurczybyk powinien jej przyznać rację.
"Potrzebuję leków dla dziecka."
Niby nic, ale w tym momencie Turquoise przestała słuchać. Wyłączyła się, obserwowanie całej sytuacji przestało być zabawne. Było co najwyżej smutne. Przypominało o ogólnej, wszechogarniającej beznadziei. Tu każdy czegoś potrzebował, nie miało sensu czekanie i liczenie na cud, bo wtedy ewentualnie szybciej cię mogło coś zeżreć. Straciła zainteresowanie. Zapraszający gest w kierunku zejścia do piwnic mógł być tylko sygnałem, że właścicielka przybytku w końcu raczyła udzielić jej audiencji. Wymordowana zeszła po schodach i znalazła się w korytarzu, rozświetlanym przez jedną oliwną lampkę. Ostatnio tu tego nie było. Wykorzystywane w niej paliwo niewiele miało wspólnego z olejem, ale nie poświeciła tej myśli uwagi. Nogi same niosły ją w kierunku pomieszczenia zajmowanego przez Psiogłową, bywała tu wcześniej. Zapukała i nie czekając na jakiekolwiek przyzwolenie wkroczyła do środka - drzwi trzymały się chyba wyłącznie na słowo honoru i wybrały sobie ten właśnie moment na donośne skrzypnięcie.

***

Krótkie negocjacje odnośnie zapłaty, w końcu pakunek był wart swojej ceny. Właściwie wyższej, niż umówiona, ale Psiogłowa nie byłaby sobą, gdyby nie próbowała utargować na tym jeszcze kilku groszy. Antybiotyki i morfina, prosto z Miasta-3 – nie taka znowu częsta rzecz w Desperacji, zwykle pozostawiona w gestii zaopatrzeniowców. A teraz Turquoise siedziała w pomieszczeniu bardzo podobnym do poprzedniego, z tym, że znajdującym się po przeciwległej stronie korytarza. Przy koślawym, ale stabilnym stoliku miejscowej produkcji - od razu było widać, że funkcjonalność zadusiła estetykę jakoś w przedbiegach - nad dzbankiem pełnym wrzątku i świeżo zaparzoną herbatą.
"Czekasz tu na kogoś?"
Skinęła głową, nie zadając sobie trudu spojrzenia na prawie-że-rozmówcę. Wyszedł, więc nie było powodu do udzielania konkretniejszych odpowiedzi. I po kolejnej robocie. Na tyle wcześnie, by nie zastanawiać się, gdzie znaleźć następną, ale ze świadomością, że trzeba będzie już niedługo zacząć szukać. Na razie jeszcze miała zajęcie - nawet, jeżeli sprowadzało się tylko do czekania na kogoś. Miejsce spotkania było oczywiste, powinien trafić. O ile się z nim nie rozminęła. W końcu miała być tu wcześniej. Upiła łyk gorącej herbaty, dopiero po chwili zauważając, że trzymana w dłoniach filiżanka jest nieznacznie wyszczerbiona. Cóż, nigdzie się nie spieszyła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.07.14 23:34  •  Rudera Empty Re: Rudera
A więc nadszedł kolejny dzień przepełniony irytującym w swej trywialności nicnierobieniem oraz pojedynczymi zdarzeniami, które nijak miały wpływ na nadchodzącą przyszłość. Ot, Faust po prostu krzątał się po Desperacji to tu, to tam, załatwiając sprawy błahe i mniej błahe, lecz niezależnie od stopnia ważności zupełnie dla niego nieprzejmujące. Tutaj należało odebrać prowiant na następny tydzień, tutaj z kolei nowe baterie, tam nieco już zużyte fiolki laboratoryjne. I właściwie to wszystko, pomijając fakt, iż to na dzisiaj - godzina punkt piętnasta - przypadało jego spotkanie z Turquoise. Ach, ten kochany Wiwern; wiedział, kiedy skontaktować się z kolegą po fachu i zaklepać spotkanie w miejscu dla lokalnych rzezimieszków luksusowym i nieosiągalnym. Czy dana propozycja była spowodowana interesami, czy ochotą na pogawędkę - idący przeciągłym, acz miarowym krokiem białowłosy chuderlak cieszył się z możliwości zapełnienia zbyt dużej ostatnio ilości wolnego czasu. Miał, co prawda, pewną misję do wykonania, ale do ostatecznego rozliczenia było jeszcze daleko. Przynajmniej tak przypuszczał.
Wziął głęboki wdech, pozwalając toksycznemu i zakurzonemu powietrzu wypełnić jego płuca. Dziwnym trafem nie miał dzisiaj ochoty na papierosa. I nie był to bynajmniej skutek wystarczająco niezdrowego powietrza, a skąd! Kiedy palił papierosy miał z reguły mnóstwo pomysłów, a od pewnego czasu jego głowa - umysł znaczy, bo wylotów po kuli do tej pory żadnych nie posiadł - ziała pustką. Był po prostu twórczo niezaspokojony, a kreatywność odleciał gdzieś hen, daleko niczym pył na wietrze.
Rozejrzał się dookoła, nawet z pretensjonalnym wyrazem twarzy będąc dosyć ostrożnym. Doskonale orientował się na tych bezdrożach, które wbrew pozorom prowadziło do pewnego konkretnego celu. Z czasem coraz bardziej jego oczom ukazywała się w żadnym wypadku nie zachęcająca budowla, siedlisko ludzi szemranych interesów oraz źródło utrzymania wielu Desperatów. Z racji, że najbardziej znanym aspektem tego budynku była jego neutralność, miejsce to kwalifikowało się jako idealne dla najemników. Spomiędzy pełnych warg albinosa wydało się ciche westchnięcie. No i proszę. Nawet kiedy nie miał żadnych spraw do załatwienia, owa Rudera - bo tak ją istotnie nazywano - sama prosiła, by do niej przyszedł. Ironia losu - mruknął w myślach, przekraczając próg drzwi do wielkiego holu. Nie trwało długo, zanim dotarł do wyznaczonego miejsca. Wszedł do jednego z pomieszczeń i uśmiechnął się półgębkiem, dostrzegając siedzącą na jednym z krzeseł, wyróżniającą się bielmem swych włosów postać.
- Witaj. Kopę lat, nieprawdaż? - powiedział, rozkładając dłonie jak do parodii błogosławieństwa i zajmując swobodnie krzesło naprzeciw. Przyjrzał się kobiecie, której twarz była mu od pewnego dłuższego czasu bardziej znajoma niż jego własna. Nie posiadał lustra, a przynajmniej takiego, który stanowiłby całość. No i widział Turquoise zaledwie parę dni temu. - Wybacz za spóźnienie. Słońce nie jest dzisiaj szczególnie widoczne, więc ustalałem godzinę na oko. Bardziej niż dosłownie.
Pomachał jej przed nosem dłonią bez zegarka i uśmiechnął się lekko, bez cienia sarkazmu czy pogardy. Przesunął wzrokiem po jej twarzy, filiżance, a następnie ścianach.
- Normalnie to Ty powinnaś zapytać, co mnie tu sprowadza, ale zważywszy na specyfikę tego spotkania to ja zadaję Ci to pytanie. - Spojrzał z powrotem na towarzyszkę, zrównując się z nią jasnoniebieskimi tęczówkami.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.07.14 3:29  •  Rudera Empty Re: Rudera
Odwzajemniła powitanie i już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że widok albinosa ją ucieszył. Faust był jedną z tych nielicznych osób, które Wymordowana darzyła szczerą, niewymuszoną sympatią, znacznie wykraczającą poza zwyczajową zbieżność interesów.
- Na herbatę się jeszcze załapiesz, nawet woda nie wystygła - czyli "też się spóźniłam, nie ma o czym gadać" zamaskowane szerokim uśmiechem. Sięgnęła po wolną szklankę, wsypała trochę herbacianego suszu z podejrzanie wyglądającej puszki i zalała to wrzątkiem, dalej wesoło się szczerząc. No cóż, wyglądało to jak wyglądało. Bardzo prowizorycznie, niezbyt zachęcająco, ale przynajmniej zapach miało przyjemny - herbatka wyrosła sobie w Edenie, inaczej pewnie nie zawędrowałaby do Desperacji. Pod względem standardu plasowała się jakoś o klasę wyżej niż to, co można było znaleźć na sklepowych półkach Miasta-3, spokojnie można by ją podać w jakiejś lepszej herbaciarni. Z tym, że kubek, który dziewczyna przesunęła w kierunku Fausta raczej by się we wspomnianej herbaciarni nie pojawił. Ozdobiony wzorkiem w niebieskie kotki, przypominał raczej szkaradzieństwa, które daje się ludziom na różne mniej i bardziej ważne okazje. Przynajmniej spełniał swoją rolę.
- Cukru tu nie uświadczysz, ale zdatna do wypicia jest chyba i bez tego - mruknęła, również przyglądając się rozmówcy. Nie, żeby przez tych kilka dni jakoś specjalnie się zmienił, ale i tak wpatrywała się w niego wystarczająco długo, by nie mogło to pozostać niezauważone. Z uwagą. W połączeniu z upiorną karykaturą ceremonii herbacianej – bo za podanie w ten sposób herbaty, niezależnie od okoliczności, własna matka bez skrupułów ukręciła by jej głowę, o czym Turquoise w danej chwili starała się nie myśleć – tworzyło to w miarę zabawny efekt.  
- Wiesz co? Powinieneś trochę przytyć.
Gdyby ktokolwiek spodziewał się tu choć grama romantycznego nastroju, to jego oczekiwania właśnie trzasnęłyby drzwiami. Stwierdzenie zostało wygłoszone z pełnym przekonaniem, między jednym a drugim łykiem nieszczęsnej herbaty.
"…zważywszy na specyfikę tego spotkania to ja zadaję Ci to pytanie."
Co tu kryć, całkiem słusznie. W końcu to od niej wyszło zaproszenie, więc teraz wypadałoby pewnie udzielić wyjaśnień, taka to już kolej rzeczy. Towarzyska pogawędka to jedno, ale nikt nie powiedział, że nie można jej łączyć z chęcią zadania kilku konkretniejszych pytań, na przykład dotyczących zmian w organizacji. Bo prawda była taka, że Żmij orientował się w aktualnościach z życia Drug-onów znacznie lepiej, a ona już jakiś czas temu wypadła z obiegu.
- Wyobraź sobie, że ogólny brak zajęcia. Wiwern latający na posyłki za psie pieniądze i wojskowe konserwy to niestety nie jest temat na ciekawą powieść. Proza życia.
Tak właśnie prezentowała się jej ostania wypłata. Kilkanaście konserw z logo S.SPEC i chemicznym podgrzewaczem, który powodował, że po otwarciu można się było delektować ciepłym posiłkiem. Wystarczyło uderzyć w wieczko. Do pewnego stopnia ciekawiło ją, w jaki sposób trafiły akurat tutaj, ale nie miało to większego znaczenia. Racje, na które wojskowi klęli w żywy kamień poza murami miasta cieszyły się znacznie większą popularnością - w Desperacji mało kto wybrzydzał na jedzenie.
- A tak poza tym... Ile jest prawdy w tym, że Pradawny zniknął, a władzę nad organizacją sprawuje jego zastępca? - nawet te informacje nie były już aktualne, ale o tym Opętana nie mogła przecież wiedzieć. Zbyt dawno nie było jej w siedzibie, między kolejnymi zleceniami jakoś się nie złożyło i na chwilę obecną nie miała pojęcia, jak przedstawia się sytuacja. Może Faust rozjaśni nieco mroki jej niewiedzy?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.07.14 20:10  •  Rudera Empty Re: Rudera
Od samego początku jego uwagę przyciągały słowa i postać kobiety, lecz kiedy kątem oka dostrzegł przygotowywaną herbatę, z nagła zmienił obiekt swych zapatrywań. Przesunął koniuszkiem języka po suchych niczym wiór wargach, w duchu ciesząc się, że natrafił na podobną gościnę, nawet jeśli tutejszy napar był wątpliwego pochodzenia. Nie pamiętał, kiedy po raz ostatni miał choćby parę kropel herbaty w ustach. Jedynym spożywanymi przez niego notorycznie napojami były, paradoksalnie, wino oraz woda, a i o nie w Desperacji było niełatwo.
Słysząc słowa przyjaciółki, rzucił na nią przelotnym, acz rozbawionym wzrokiem.
- No proszę, alleluja. Obawiam się, że wypiłbym herbatę przygotowaną zarówno z gorącej, jak i z zimnej wody - przyznał, mrużąc powieki i ujmując komicznie przyozdobiony kubek w obie dłonie. Powąchał dyskretnie parę uwalniającą się z rozgrzewającego napoju, a gdy z jego ust dobiegło zadowolone westchnięcie, pociągnął pierwszy łyk. - Cukier to w Desperacji wynalazek przez wszystkich znany, lecz nigdy nie widziany. Nie obrażę się, wiesz.
Wzruszył ramionami, po czym posłał w jej kierunku lekki półuśmiech. Zauważył przeciągłe spojrzenie, którym obarczyła go jasnowłosa, aczkolwiek nieszczególnie się nim przejął. Był do takowych na swój sposób przyzwyczajony - samym albinizmem przyciągał znajomy lub nieznajomy wzrok. I tak między Bogiem a prawdą nie był zainteresowany myślami, jakie pojawiały się wówczas pod włosami stykających się z nim osób, nawet jeśli wiedział, że "szkarada" czy "wybryk natury" były często pojawiającymi się epitetami w jego kierunku. A on, mówiąc ładnie, miał to głęboko między pośladkami. Wykrzywił delikatnie wargi ku dołowi, łapiąc się na tak beznadziejnie głupich rozmyślaniach, lecz prawdę rzekłszy słowa Turquoise również dotyczyły podobnej tematyki. I co miał odpowiedzieć? Wywrócił jedynie oczami, wzdychając teatralnie i mówiąc:
- A Ty co, moja świętej pamięci matka? Spokojnie, Ame. Żyję, a to najlepszy dowód na to, że odżywiam się co najmniej prawidłowo. - Jego usta ułożyły się w szerokim uśmiechu, ukazując rzędy prostych i śnieżnobiałych zębów. Być może nie należał do przedstawicieli pełnego dobrobytu życia, bo i sylwetkę faktycznie posiadał dosyć szczupłą, ale daleko mu było do wychudzenia. Na razie.
Przyjrzał się kobiecie nieco uważniej. Od razu dostrzegł, że planuje się czegoś od niego dowiedzieć, bo usta zadrżały jej lekko, a ręka przesunęła po kancie filiżanki. Faust zmrużył powieki, pozwalając długim białym rzęsom rzucić cienie na jego policzki. Wiedział, iż miał rację, a jednak z ust Turquoise wydobyły się zupełnie inne słowa, niż przypuszczał. Mimo to jego oczy błysnęły kilkakrotnie na znak, że ma pewien pomysł.
- Mogłabyś mi pomóc w części misji. Na rzecz organizacji, więc nie będzie tu mowy o pieniądzach. Choć sama rozumiesz - zawsze można wykonać dodatkowe kroki w celu zdobycia paru groszy, o czym nikt nie musiałby wiedzieć - powiedział, uśmiechając się łobuzersko i splatając dłonie wokół naczynia. Upił kolejny łyk, nieco mniejszy niż wcześniejsze, zaraz przechylając z zaciekawieniem głowę i wsłuchując się w słowa Ame. Ha! A jednak o to chodziło. Triumf uniósł prawy kącik ust Fausta ku górze, a jego plecy odchyliły się do tyłu, zwiastując natychmiastową odpowiedź.
- Wszystko, co powiedziałaś, jest prawdą. - Wziął głębszy wdech, aby następnie zacząć mówić: - Ale tak wprawdzie, zastępca nie ma nic do gadania, tym bardziej, kiedy jest kiepskim dyktatorem. Jesteśmy, do cholery, najemnikami. Potrzebujemy niepodważalnego przywódcy, dlatego niebawem - czytaj: nie wiadomo kiedy - ma się odbyć głosowanie na następną głowę organizacji.
Tutaj głos Fausta stał się nieco tajemniczy, a jego twarzy przybrała nieprzenikniony wyraz.
- Przypuszczam, że Hiena jest faworytem, ale jasnowidzem nie jestem. Moim zdaniem nadaje się do pełnienia tej funkcji. - Odgarnął zamaszyście białe pukle, które niechcący spadły mu na twarz i ograniczyły pole jego widzenia. Piekielne włosy. Gdybym tylko nie zgubił nożyczek... - mruknął w duchu. - No i otrzymaliśmy parę misji, o których chciałem Ci powiedzieć. Przede wszystkim cel jest taki, by przypomnieć pozostałym organizacjom o naszym istnieniu.
Hiro odnosił się do wszystkiego z taką beznamiętnością, jakby każda z tych rzeczy go nie dotyczyła. Bo faktem było, że nawet jeśli angażował się w misje i działania na korzyść Drug-on, to nie obchodziły go rządy, hierarchia, rywalizacja i tym podobne pierdy. Mógł proponować pewne rozwiązania, ale wyłącznie takie, z których on również odniósłby jakieś korzyści. Oto Faust, moi mili.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Rudera Empty Re: Rudera
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach