Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 9 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Go down

Pisanie 25.07.18 21:46  •  Sklep spożywczy. - Page 9 Empty Re: Sklep spożywczy.
- Żebym tylko miała do niej głowę! - stwierdziła odrobinę rozmarzonym tonem. Prawdą było, że choć chciałaby móc rozwijać się w licznych dziedzinach, niektóre wydawały jej się po prostu... nieprzystępne. Tak było i w tym wypadku, dlatego z pełnym szacunkiem dla cybernetyki zdecydowanie z niej rezygnowała. Miała już zresztą wystarczająco wiele na głowie, skupiona teraz głównie na chemii, biologii i matematyce. Jako że zapamiętywanie sporych ilości informacji wymagało od niej równie horrendalnego wysiłku, zmuszona była poświęcać na naukę odpowiednio dużo czasu. Mimo to, przyswajanie nowej wiedzy sprawiało jej niemałą przyjemność i choć często traciła zapał w trakcie posiadówki nad książkami, perspektywa zbliżania się do celu była bezbłędną motywacją.
- Coś ciekawego, mówisz... - Zamyśliła się na moment, podczas gdy dziewczyna zajęła się owijaniem Greenwood w pelerynę. Mogła teraz bezpiecznie wyjść ze sklepu, co było dużą zaletą; problemem teraz okazała się wymagana w zamian historyjka, której zielonowłosa za nic nie mogła wymyślić. Wątpiła, by jakikolwiek epizod z jej życia był wart opowiadania, a przecież nie zamierzała niczego zmyślać. Może czytała ostatnio coś interesującego... nie, też jak na złość pamięć musiała ją zawodzić. Ruszając przez zalewane wodą ulice miała jeszcze nadzieję na nagłe olśnienie, jednak gdy po kilku sekundach nie przyszło, pozostawało już tylko wywiesić białą flagę.
- Nic mi za bardzo nie przychodzi do głowy - przyznała ze skruchą. Mimo najszczerszych chęci, nie miała innego wyjścia jak tylko skapitulować i z pewnością sprawić swego rodzaju zawód nowej znajomej. Cóż - nie można mieć wszystkiego.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.07.18 22:34  •  Sklep spożywczy. - Page 9 Empty Re: Sklep spożywczy.
Niby racja. Nie idzie się wszystkiego nauczyć. Niektóre rzeczy, nawet relatywnie trudne, idą bez większych problemów, a inne zupełnie nie chcą. Albo nudzą. Z medycyny zrezygnowała nie dlatego, że sobie nie radziła, ale, że jej się nie podobała.
Nie przerywała jej rozmyślań. Niech się zastanawia. Raczej nie będzie to trwało całą drogę do jej domu.
Jej cierpliwość została dość szybko nagrodzona. W pewnym sensie. Verity twierdziła, że nie ma nic ciekawego do powiedzenia.
- W takim razie dostaniesz lekcję. - Sylvia skoczyła przed nią i spojrzała jej w oczy. - Słuchaj uważnie.
Przesunęła się znów na bok. Poprawiła mokre włosy i zaczęła mówić:
- Nie ma rzeczy ciekawych. Są rzeczy ciekawe dla kogoś. Połową też tego czy ktoś inny uzna za ciekawe jest też forma przedstawienia. Dajmy na to to co jest moim głównym kierunkiem - tworzenie zaawansowanych protez - jest dość skomplikowanym technicznie kierunkiem. Biomechanika, neurocybernetyka, wytrzymałość materiałów, elektronika by wymienić ważniejsze. To wszystko zaś potrzebuje także całkiem sporej wiedzy z algebry, analizy matematycznej, fizyki, biologii, chemii... - przerwała by zaczerpnąć oddechu - Jak widzisz to jest wystarczająco specjalistycznej wiedzy by używając fachowej terminologii być całkowicie niezrozumiałym. Nie oznacza to jednak, że nie jestem w stanie opowiedzieć o tym. Z pewnymi uproszczeniami, ale jednak. Mogę powiedzieć o problemach jakie sprawia symulacja proprioreceptorów, tangoreceptorów, termoreceptorów i bioelektro transformacja sygnału, możliwe zaglejenie połączeń bio-syntetycznych. Mogę też powiedzieć, że problemy może sprawić symulacja komórek czuciowych i zmiana sygnałów elektronicznych na nerwowe oraz możliwe zarastanie połączenia między protezą a ciałem. Jedno by na pewno odstraszyło, ale drugie by mogło zainteresować.
Szturchnęła dziewczynę w ramię. Po przyjacielsku.
- Uważanie się za kogoś nieciekawego to lenistwo. Ledwo cię znam, a wiem, że mogłabyś opowiedzieć coś ciekawego o jedzeniu. Choćby o tym jak zmieniło się podejście do niego, bo jestem niemal pewna, że wiesz. Mało kto gotuje ręcznie w dzisiejszych czasach. Stopień przetworzenia i inne takie. Tu mogę się mylić, ale wyglądasz na osobę w wieku, która już zaczęła studia lub zaraz zacznie. Oznacza to, że musisz mieć jakieś konkretne zainteresowania lub plany. Możesz o nich opowiedzieć unikając technobełkotu - może akurat zainteresujesz interlokutora.
Pytałaś mnie także o książki. Już to samo w sobie jest ciekawe. Poza materiałami naukowymi to mało kto coś czyta. Musisz mieć jakieś upodobania, może ulubione tytuły. To, że znasz jakąś książkę na pamięć, bo tak ją lubisz i nie chcesz o niej zanudzać - pomyśl, może ta druga osoba jej nawet nie zna, a też pokocha.

Zerknęła na godzinę. Musiała mówić kilka minut. Teraz już jej na pewno nie odpuści. Choćby by musiała używać łomu.
- Jak widzisz to jest kwestia podejścia. No więc? Co masz mi teraz do powiedzenia?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.07.18 15:36  •  Sklep spożywczy. - Page 9 Empty Re: Sklep spożywczy.
Spodziewała się jakiegoś oporu ze strony towarzyszki, może nawet tego, że będzie się czuła w jakiś sposób urażona niemocą Greenwood. W końcu miała prawo chcieć się czegoś dowiedzieć od młodej znajomej, a ta jak na złość nie czuła się zbyt dobrze w roli narratora. Nigdy jednak nie przypuszczałaby, że w odpowiedzi usłyszy wykład godny niejednego teoretycznego przedmiotu. Przysłuchiwała mu się z uprzejmą uwagą, jednocześnie śledząc drogę, którą w końcu miała prowadzić. Szła jak zwykle szybko, niewiele zachodu poświęcając takim błahostkom jak niewpadanie pod samochody czy inne mniej istotne rzeczy. Ledwie się zatrzymywała przed przekroczeniem jezdni, zmuszając kierowców do może zbyt nagłego zatrzymywania się przy pasach. Praktycznie zawsze poruszała się w taki sposób: nie marnując ani sekundy i nie szczędząc energii, by sprawnie dotrzeć z punktu A do punktu B. Teraz dodatkowo spoglądała od czasu do czasu na rozmówczynię, naturalnie okazując w ten sposób uprzejmość.
Nie za bardzo wiedziała, co z tym fantem zrobić. Z jednej strony Sylvia miała oczywiście nieco racji, bo istniało co najmniej kilka tematów, o których Greenwood mogłaby się rozwodzić godzinami. Gdyby miała opowiedzieć o zwyczajach Bajzla, o praktycznych zajęciach w laboratorium czy choćby o dzieciakach ze swojego sierocińca, prawdopodobnie usta by jej się długo nie zamknęły. Problem po części leżał w tym, że nie za bardzo chciała być tą stroną rozmowy. O wiele lepiej czuła się jako słuchacz, a jeszcze lepiej wtedy, kiedy nie musiała przebywać zbyt długo w towarzystwie praktycznie obcej osoby. Tak, wymieniły się imionami i kilkoma mniej znacznymi opiniami, jednak to jeszcze nie czyniło ich relacji w jakikolwiek sposób, choćby minimalnie bliską. Dla Verity wyższa dziewczyna nadal pozostawała głęboko w kategorii "nieznajoma" i tylko okoliczności pogodowe w ogóle sprawiły, że nie pożegnała się z nią już przy wyjściu ze sklepu. Mimo wszystko, zawiązywanie nowych znajomości przychodziło jej trudno i potrafiła być bardzo ostrożna. Chwilowo też zwyczajnie odeszła jej ochota na snucie opowieści, szczególnie na swój własny temat. Jakkolwiek więc musiała przyznać rację Sylvii, tak chyba nie miała serca powiedzieć jej wprost, że nie chce o niczym opowiadać. Niestety, szansa że da się zbyć odpowiednią aluzją, wyglądały na nikłe. Zbyt nikłe.
- Emm... - mruknęła, nerwowo pocierając czoło wolną dłonią. Wystawiała się tym samym na więcej deszczu, ale na szczęście odrobina wody jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziła. - To ten, no... no nie wiem... - Obróciła głowę bardziej naprzód, ukrywając tym samym twarz za kapturem. Oczywiście, kiedy przychodziła prawdziwa potrzeba, musiała się kompletnie pogubić w układaniu słów. Miejscowi często brali to zjawisko za problemy obcokrajowca z tutejszym językiem, ale coś czuła, że jej obecna towarzyszka nawet nie spróbuje tak pomyśleć, skubana. - A może jest coś, o czym chcesz posłuchać? Bo naprawdę nie wiem. - Uff, wybrnęła. Rzuciła dziewczynie krótkie spojrzenie, nim wróciła do skupiania się na drodze. Jeśli dobrze obliczała, mogły być już nawet w połowie drogi.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.07.18 23:21  •  Sklep spożywczy. - Page 9 Empty Re: Sklep spożywczy.
- Grasz na czas. - Stwierdziła krótko. Może nie była psychologiem, ale trochę o tym czytała, a praca w barze dawała zaskakująco dużo przypadków do obserwacji. Ostatecznie można dość dokładnie określić czy jakaś para ma szanse na trwalszy związek uważnie ją obserwując. Kto kłamie, kto ma problemy. Kto coś ukrywa. Wszystko widać. Trzeba tylko wiedzieć gdzie szukać. Oczywiście nie była nieomylna. Nikt nie był. Mogła się mylić nawet teraz, ale jak to powiedziała jej znajoma z psychologii "brak odpowiedzi też jest odpowiedzią". - Najpierw się zastanawiasz i stwierdzasz, że nie masz nic ciekawego do powiedzenia. To akurat reakcja dość wielu osób. Potem był mój przydługi wywód. Teraz zaś znów przerzucasz inicjatywę na mnie. Jest wiele rzeczy o jakich bym chętnie posłuchała, ale nawet ja bym o niektórych nie powiedziała w zasadzie obcej osobie.
Chwyciła Verity i zatrzymała. Po części i tak miała taki zamiar, a po części miało to nie dopuścić na jej wpadnięcie pod skręcający samochód. Nie zdążyłby się zatrzymać. Mogłaby przykładać większą wagę do otoczenia.
- Nie chcesz to nie mów. Odprowadzę cię i wezmę pelerynę, a potem zniknę. Nie gryzę. - po chwili dodała oczywisty żarcik, choć czy aby na pewno? - Przynajmniej niezbyt mocno.
Tu przerwała na chwilę w oczekiwaniu na reakcję.
- Jeśli jednak będziesz mówić to możesz opowiedzieć o tym co będziesz lub już studiujesz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.08.18 2:42  •  Sklep spożywczy. - Page 9 Empty Re: Sklep spożywczy.
- Gram na czas - przytaknęła zgodnie, jakby właśnie potwierdzała niebieskość nieba lub zieloność świeżej trawy. Stwierdzenie tego faktu miało ją jakoś speszyć? Sprowokować? Cóż, czasy kiedy rumieniła się na byle komentarz, kuląc ramiona i wyłamując palce, minęły już jakiś czas temu. Obecnie nie obawiała się spojrzeć prawdzie w oczy, szczególnie że w istocie niczego jej ona nie ujmowała. Gdyby zachowała się nieodpowiednio, może tak bezpośredni przytyk wywołałby większą reakcję, ale w chwili obecnej nie miała sobie nic do zarzucenia. Czyż nie było oczywiste, że nie umiała udzielić takiej odpowiedzi, jaką uznałaby za satysfakcjonującą? W takim wypadku grała na zwłokę, by dać sobie kilka dodatkowych minut na przemyślenia. Cokolwiek zaś zamierzano jej zarzucić, świadomie nie wpadłaby na zabieg "przerzucenia odpowiedzialności". Sama nazwałaby to raczej zadaniem pytania pomocniczego, które pomagało jej samej wymyślić coś do przedstawienia na swój temat. Starała się po prostu być uprzejma, a z kroku na krok analizowano ją bez litości. Jakkolwiek ceniła szczerość, tak jej nadmiar potrafił być... męczący.
Drgnęła nerwowo, zatrzymana wbrew woli. Z tego, co widziała, nadjeżdżający samochód spokojnie zdążyłby przed nią wyhamować - nie to jednak wywołało ową reakcję. Nagły dotyk, w dodatku ze strony osoby obcej, to nie było ulubione zjawisko Greenwood. Wręcz przeciwnie, nie znosiła tego i tylko dobre wychowywanie powstrzymywało ją od wyszarpnięcia się z mocnego uścisku dziewczyny w tej samej sekundzie, w której go poczuła. Jedynie zacisnęła nieco wargi, przemielając w ustach kilka szczerych i niepochlebnych słów odnośnie obecnej sytuacji. Uspokoiła się jednak w mgnieniu oka, na powrót przybierając na twarz delikatny uśmiech.
- Czyli studia, okej - zaczęła, wychodząc na pasy. Chwilowo nic nie jechało. - Jak już mówiłam, dostałam się na biochemię i teraz skończyłam pierwszy rok. W sumie na początku sporo się martwiłam, jak sobie poradzę, ale okazało się być całkiem w porządku. Jest sporo nauki pamięciowej, głównie z biologii. Najbardziej lubię zajęcia praktyczne, jak zresztą chyba wszyscy, bo to zawsze więcej zabawy z wszystkimi próbkami, odczynnikami i tak dalej. Organizowaliśmy ostatnio zajęcia pokazowe dla szkół z eksperymentami chemicznymi i to była chyba z jedna z moich ulubionych rzeczy w życiu. - Uśmiechnęła się mimo woli na to wspomnienie. Cały dzień spędzony z kolegami i koleżankami z roku, upaprani wszystkimi kolorami tęczy (a jeden kolega z osmaloną twarzą) i wręcz rozanieleni tym, jak wiele spektakularnych reakcji można wykombinować przy pomocy nawet najprostszych odczynników. Dzieciaki wpatrywały się w ich wyczyny jak zaczarowane, a oni mieli jeszcze większy ubaw próbując wmówić, że wszystkie te majestatyczne wybuchy wywołali magią.
Ciągnęła opowieść jeszcze przez jakiś czas, robiąc przerwy na wdechy i na zastanowienie. Kiedy już jednak weszło się w obszar studiów, tematów było bez liku: wykładowcy i zajęcia, sprawy administracyjne - gdzie zawsze jest na co ponarzekać - ciekawostki z nauczanej dziedziny czy zabawne anegdotki. Nie zdążyła opowiedzieć nawet jednej czwartej z tego, co byłaby w stanie, kiedy zmuszona była zatrzymać się przed swoją klatką.
- No i już. Dziękuję za pomoc. - Wyplątała się z peleryny i posłała Sylvii wdzięczny uśmiech, zwracając pożyczony przedmiot. Teraz już osłaniał ją niewielki daszek nad dwojgiem drzwi: jedne prowadziły do sklepiku prowadzonego przez męża właścicielki, drugimi przechodziło się do mieszkań. To w nich właśnie zniknęła Verity, na odchodnym tylko machając krótko nowo poznanej dziewczynie. Potem przyłożyła przepustkę do czytnika i tyle ją było widać.

[zt]
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.08.18 23:01  •  Sklep spożywczy. - Page 9 Empty Re: Sklep spożywczy.
Słysząc odpowiedź uśmiechnęła się.
- Punkt dla ciebie. Mało osób jest gotowych się do czegoś takiego przyznać. - gdyby próbowała kręcić to by miała jej to za złe, ale takie wprost przyznanie faktu bardzo jej się podobało.
Gdy ją chwyciła wyczuła spięcie dziewczyny. Czy zdała sobie sprawę, że mogła wpaść pod samochód? Chyba nie. Ta sztucznie miła i w zasadzie obojętna twarz jakże często widziana w tym kraju. Coś się za nią kryło. A może szuka dziury w całym i zupełnie nie trafiła. Ile razy można. Choć mówiła, że ma tajemnice - w sumie każdy ma. Może to część jej? Mniejsza o to. Gdybaniem i tak się niczego nie dowie.
Jak już zaczęła mówić to zaczęła porządnie. Sama odwdzięczyła się paroma historyjkami ze studiów. W tym tą o konkursowo spieprzonym projekcie, który gdyby nie fakt, że była to symulacja to by kosztował naprawdę spore pieniądze. Stracone pieniądze. Nikt nie jest idealny. Nawet ona.
- Jak chcesz to potrafisz. - podsumowała ich rozmowę na poły rozbawionym, na poły zadowolonym głosem.
Odebrała pelerynę i zarzuciła ją na ramię.
- Może się jeszcze spotkamy. Ta uczelnia nie jest taka duża. Nawet jak jesteśmy na innych wydziałach. Cześć! - po czym pomachała do niej i wyszła by skierować się tym razem chyba na dobre do domu.

[zt]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.04.19 10:44  •  Sklep spożywczy. - Page 9 Empty Re: Sklep spożywczy.
Czasami musiał się zmusić do przyziemnego życia przykładnego obywatela. Wyjść z mieszkania, przejść parę ulic, nie dać się potrącić przez samochód, a przy patrolu udawać całkowicie trzeźwego. No i kaczki. Te pierzaste cholery na pewno czaiły się gdzieś za rogiem i go podglądały, donosiły Władzy o każdym jego kroku, najmniejszym ruchu, a żebrały od przechodniów o chleb, żeby potem iść kablować, że ktoś dał coś za darmo. Na pewno jakaś teraz człapała za nim, ale kiedy odwracał się by sprawdzić, ukrywała za rogiem budynku, śmietnikiem, wtapiała się w otoczenie. I patrzyła. One zawsze patrzyły, zawsze!
 Będąc przykładnym obywatelem, Jake musiał też uzupełniać zapasy krwi w alkoholu alkoholu w piersiówce. Skręcił więc z uliczki do sklepiku, bo tu jeśli była jakaś kaczka to wyłącznie w zamrażalniku i dawno martwa. Skrzydlaci donosiciele nie mieli wstępu do środka, jak to zwierzęta. Przechodząc powoli kolejnymi alejkami wpatrywał się w wyświetlacz przepustki, przyglądając liście zakupów. Nie chciał czegoś pomieszać i rozmyślając o nowym karabinie nie wyjść aby zamiast z kilogramem pomarańczy to z garścią iglic, połową kilograma prochu i zamówioną z dostawą do domu toną żelastwa do przerobienia. No bo co, każdemu może się pomylić, prawda? A wszyscy wiedzą, że tacy Ruscy to kupują czołgi w sklepie z czołgami za rogiem. Może pani Sue trzymała coś takiego na zapleczu.
 Inżynier zatrzymał się przed piramidkami owoców. Mógłby w sumie coś zrobić samemu zamiast zaopatrywać się w gotowe wyroby. Jakiś spirytus jeszcze miał, na pewno nie wychlał go w akcie desperacji, kiedy zabrakło wszelkich innych procentów. Gorzej z kolejnymi składnikami do napoju bogów. Albo nie, może jednak nie bimber. Za długo to schodziło. Pomarańczówka? Może na bogato likier kokosowy? Nalewka truskawkowa? O tej porze roku i tak dało się dostać praktycznie wszystko. Cenowo wychodziło drożej niż w sezonie, wszak uprawa w szklarniach miała swoje koszta, ale mógł zaszaleć. Jeszcze na emeryturę nie przeszedł i w najbliższym czasie nie zamierzał, miał też czas na wybór. Ludzkie życie było takie beznadziejne, nudne i proste. Jedyną występującą komplikacją okazywało się durnowate wybieranie żarcia. Już chyba by wolał ręcznie rozszczepiać atom na własnym stoliku w salonie niż musieć tak żyć codziennie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.04.19 13:05  •  Sklep spożywczy. - Page 9 Empty Re: Sklep spożywczy.
Powiedzenie, że była oszołomiona, byłoby delikatne. Bardzo, ale to bardzo delikatne...
Siedemnastka całe swoje życie spędziła zamknięta w laboratoriach na północy, zamknięta w ciasnych czterech ścianach, wypuszczana tylko na różne eksperymenty i wprowadzana z powrotem do swojej malutkiej celi. Niekończący się cykl cela-korytarz-laboratorium-korytarz-cela. Odkąd tylko pamięta.
Aż wreszcie nadszedł dzień, w którym zdecydowała się wyjść. I gdy tylko przekroczyła wrota północnej dzielnicy, poczuła całą gamę uczuć: od niedowierzania i olbrzymiej ekscytacji, przez strach i niepewność... po głód. No tak. Na swoją wielką ucieczkę dziewczyna przeznaczyła całą masę energii i teraz efekty uboczne zaczęły dawać jej się we znaki. To oraz zimno. Jak dobrze, że udało jej się również zwinąć ten płaszcz. Był wprost idealny na tą pogodę.
Poszukując potencjalnego źródła prowiantu oraz oglądając z rozdziawionymi ustami ogrom metropolii, w której się znalazła (tu nigdzie nie ma sufitu ani ścian!), nawet nie zdała sobie sprawy z tego, jak nogi powiodły ją ku jakiemuś budynkowi. Zamrugała oczami, z ciekawości zerknęła przez witrynę i jej oczom ukazały się półki z całą masą różnego świeżego jedzenia. Czyżby to stąd brali je pracownicy laboratorium, by z niego przygotowywać jej posiłki? Wątpiła w to; te tutaj owoce i warzywa wydawały się po trzykroć smaczniejsze niż to, co dostawała.
Zapięta w płaszcz do tego stopnia, że nie dało się dostrzec pod nim laboratoryjnej koszuli, 17 wkroczyła ostrożnie do środka. Wnet poczuła delikatny powiew klimatyzacji, chociaż wciąż było tu cieplej niż na zewnątrz. A jej brzuch wciąż burczał z głodu...
Weszła głębiej. Instynktownie unikała innych. Nie widziała u żadnego z ludzi normalnego dla jej "bliskich" umundurowania ani niczego takiego; jedyne, co ich łączyło, to w sumie te zegarki, ale na tym kończyły się podobieństwa. Wędrowała tak pomiędzy półkami, ciekawa, czy znajdzie tutaj coś, co już zna, aż nagle omal nie wpadła na jeszcze jakiegoś zamyślonego człowieka. Czy ona go nie znała? Wydawał jej się jakiś taki znajomy...
Podkradła się bliżej, uważnie oglądając starszego pana. Poznawała go... Tak! To on! Jeden z naukowców! Widziała się z nim parę razy w laboratoriach; odwiedzał ją raz od czasu, kiedy jej "Matrix" był jeszcze zaledwie goglami z uzwojeniem nagich kabli. Czy powinna zaryzykować rozmowę z nim? Nie miała pewności, ale gdy tylko dodała metaforyczne dwa do dwóch, wnet instynktownie stała się znacznie ostrożniejsza.
Zerknęła po nim i po swoim otoczeniu. Tamte pomarańcze wyglądały smakowicie... a ona była głodna... W akcie desperacji podsunęła się ostrożnie bliżej piramidki owoców i spróbowała złapać jakąś większą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.04.19 10:58  •  Sklep spożywczy. - Page 9 Empty Re: Sklep spożywczy.
Większość wolnych chwil poświęcał na pracę — standardowe osiem godzin często przeobrażało się w dwanaście, po powrocie do domu dłubał przy jakimś nowym sprzęcie próbując go udoskonalić, kiedy indziej majstrował przy tosterze, żeby robił idealnie wypieczone tosty. Nie był jednak niewolnikiem, jednym z laboratoryjnych szczurów, które widok nieba (czy raczej imitującej niebo kopuły) mogły sobie co najwyżej wyobrażać. Jako osoba wolna mógł pójść gdziekolwiek, a po odpowiednim przygotowaniu nawet opuścić mury utopii. Nie tylko po to, żeby wynieść się do innej, ale też zwiedzić zniszczony, niebezpieczny świat. Był parę razy na Desperacji i zawsze z ulgą przyjmował komendę "wracamy". Ta wieczna niepewność czy bestie nie przypuszczą ataku, czy ten stojący w miejscu od kilku godzin krzak na pewno jest zwykłym krzakiem, bo nie przypominasz sobie, żeby stał tam przy twoim przybyciu.
 Odłożył na chwilę rozważania nad owocami. W jego wieku nie musiał się już nigdzie spieszyć, bo to zapędzić go mogło najwyżej do grobu. Pracoholizm również nie naciskał, co oznaczało, że aż do następnego ranka będzie miał mnóstwo czasu wolnego. Mógł się zająć przyziemnymi sprawami zwyczajnych, nudnych ludzi, próbując wtopić się w tłum i udawać szarego człowieka. Uniósł wzrok akurat na moment, w którym coś zaczęło pełznąć do stoiska. Obserwował parę sekund, dopóki nie wyłapał tego, kim była zachowująca się podejrzanie osoba. Wyglądała komicznie, ale Barnes nawet odrobinę nie zdradził zmiany emocji.
Obiekcie Siedemnaście – zaczął, tonem brzmiącym jak nauczyciel mający zaraz udzielić reprymendy. Jakim cudem dziewczyna znajdowała się poza celą i w dodatku bez nadzoru? Raczej się nie teleportowała, bo tego jeszcze nikt nie wymyślił. Musiała nawiać, każdy głupi by na to wpadł. – Jesteś ubrana jak po starszym bracie. Cóż za niechlujstwo – dokończył po niewielkiej przerwie. Skrzyżował ręce na piersi, przyglądając się drobnej nastolatce. Jeśli zacznie uciekać, to na pewno Jake był ostatnią osobą, która by go goniła. Jeszcze miał do tego kondycję, ale najzwyczajniej w świecie nie chciało mu się uganiać za kimś niegroźnym dla otoczenia. I tak pewnie będzie zwracać na siebie uwagę osobliwym zachowaniem. Jedyne co mógłby zrobić to powiadomić S.SPEC o uciekinierce. Ale jeszcze nie teraz.
 Podszedł bliżej spokojnym krokiem. Nie chciał jej spłoszyć. Z jednej strony nie musiała się bać, w laboratoriach traktował ją naprawdę po ludzku i odnosił się do niej luźno. Teraz mogła zachować się różnie, ostatecznie nie miała pojęcia, że nikogo nie wezwie, a zawiadomić odpowiednie służby podpowiadała logika.
Masz czym zapłacić czy zamierzasz popełnić przestępstwo? – spytał dużo łagodniejszym tonem i ciszej, żeby w miarę możliwości tylko ona to usłyszała.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.04.19 15:55  •  Sklep spożywczy. - Page 9 Empty Re: Sklep spożywczy.
Była blisko, bardzo bardzo blisko. Od dawna nie czuła smaku pomarańczy ani w sumie czegokolwiek słodkiego i niechemicznego. Obiekty testowe rzadko dostawały bardziej pożywne posiłki. Raz od czasu jedynie otrzymywała od personelu jakieś cukierki albo czekoladę, lecz nie należało to do codzienności. Ot, rarytas w ramach nagrody za współpracę przy badaniach albo ze zwyczajnego zauroczenia taką istotką jak 17.
Próbowała dosięgnąć tej pomarańczy na szczycie, by przypadkiem nie zawalić całej piramidki. Próbowała, próbowała i próbowała, ale ledwie sięgała; akurat sięgała na tyle, by dotknąć owocu palcem, ale nie na tyle, by go złapać i wszystkiego nie wywrócić. A przecież nie podskoczy, by przypadkiem nie zaalarmować mężczyzny. Lecz zdaje się, że to drugie już nie będzie takim problemem...
...bo ten już ją dostrzegł.
Wnet każdy mięsień jej ciała stężał na usłyszenie znajomego głosu. Doktor Jake Barnes właśnie ją zauważył. Co powinna zrobić? Rzucić się do ucieczki? Zostać? Nie miała pewności, czy nie zabierze jej z powrotem do celi. Ale z drugiej strony on nie był jednym z tych mniej miłych naukowców. Któryś z nich, gdyby mógł, pewnie już założyłby jej na szyję obrożę elektryczną i raziłby ją prądem dla zwykłej satysfakcji, ale nie Barnes. Barnes akurat był nawet miły, dlatego nie wiedziała, co takiego zrobić. Po prostu stała jak wryta, wpatrując się w starego doktora swymi bursztynowymi oczami. Chociaż jej twarz wydawała się dość neutralna - zresztą jak zawsze, z tego, co Barnes mógł skojarzyć - to właśnie oczy zdradzały faktyczne zaskoczenie i po części również strach.
- Proszę pana...? - powiedziała cicho, na tyle, by tylko on ją usłyszał. Nie, żeby wokół był jeszcze ktokolwiek inny. Widok tak srogo wyglądającego doktora wcale nie pomagał jej zdecydować, co teraz zrobić. Czy nie zabierze jej z powrotem? Nie chciała wracać, tutaj wszystko jest znacznie bardziej interesujące. - Ja... - Szczerze nie wiedziała, jak mu odpowiedzieć. Nie miała żadnych pieniędzy, ale była głodna. Po prostu musiała coś zjeść i nie patrzeć na panujące zasady! Spuściła wzrok, by nie patrzeć prosto w oczy inżynierowi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.06.19 19:59  •  Sklep spożywczy. - Page 9 Empty Re: Sklep spożywczy.
 Rudy nieźle się spisał. Jak zwykle zresztą. Kto by pomyślał, że to dzięki uprzejmości pewnego żołnierza dwóch desperatów mogło wtopić się w tłum mieszkańców, narzucając na swoje grzbiety normalne, miejskie ubrania. Przecudowne uczucie, by w końcu mieć na sobie coś, co nie jest za duże. Boris poprawił spoczywające na nosie okulary przeciwsłoneczne, nie będąc pewnym, że powinien docenić dbałość o takie szczegóły czy jednak nie próbować odpędzić od siebie myśli, że młody pomyślał o tym dodatku, bo uznał, że przy ewentualnym spotkaniu nie ma zamiaru patrzeć na te blizny.
 Mimo wszystko starał się być bardziej pochłonięty próbą wyszukania sernika na sklepowych półkach, by Kirai mógł w końcu spełnić jedno ze swoich marzeń i zjeść tę bezrodzynkową pluchę. Widząc jednak jak jakaś dziewczynka sięga po pomarańczę znajdującą się na samym szczycie piramidy, na jego ustach pojawił się uśmiech. Bynajmniej nie rozczulenia. Syknął na brata, by zwrócić jego uwagę. Nie było lepszej okazji, by wprowadzić zamieszanie na terenie sklepu. Upewniwszy się, że wymordowany odpowiednio zareaguje na wywołaną sytuację, beztrosko zbliżył się do dwójki rozmawiających i nie zatrzymując się nawet na moment, staranował Siedemnastkę, posyłając ją prosto w nieosiągalne do tej pory pomarańczki. Sytuacja zmieniła się diametralnie. Owoce teraz były wszędzie.
 Łowca obejrzał się dopiero po kilku krokach, podobnie jak inni zainteresowani aferą, jednak on nie patrzył na dzieciaka i jej dziadka, a na wymordowanego, najwyraźniej czekając na jakiś znak. Póki co zatrzymał się przy najbliższym regale, udając wielce zainteresowanego produktami, choć prawie nabawił się zeza, zerkając co chwilę w bok, by sprawdzić jak ma się aktualna sytuacja.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 9 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach