Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 51 z 52 Previous  1 ... 27 ... 50, 51, 52  Next

Go down

Pisanie 07.10.19 1:48  •  Bar - Page 51 Empty Re: Bar
Utracony głos rozsądku?
Cóż za absurdalność.
Ze wszystkich osób na Desperacji, to właśnie Jinx nie potrzebował żadnego głosu rozsądku. Żył wystarczająco długo, zdobywał doświadczenie, rozwijał się i przeżywał wszystkich innych, by być w pełni samowystarczalny oraz samodzielny, aby nie potrzebować niczego ani tym bardziej nikogo innego u swojego boku. I dzięki samemu sobie udało mu się przetrwać taki szmat czasu, zbudować swoje małe, ale własne imperium i zdobyć szacunek innych na Desperacji, nieważne czy był wywołany lojalnością czy też strachem. Żył. I to było najważniejsze.
A teraz jakiś dzieciak, przybłęda, tchórz, który pod wpływem spojrzenia mógł rozpaść się lada chwila sugerował mu, że był jego rozsądkiem? Sheba zaśmiał się szyderczo w duchu, powoli podnosząc z krzesła, które zaskrzypiało głucho.
Niedorzeczne. Nierealne.
Przez cały ten czas uzależniałeś go od siebie. Przez cały ten czas chciałeś trzymać rękę na pulsie. Kontrolować go. Sprawić, żeby nie mógł przeżyć bez ciebie. Chciałeś stać się jego tlenem, którym oddycha, wypełnić każdą jego komórkę, zawładnąć umysłem. Jak idiotycznie wyglądasz, kiedy role się odwróciły i to jego palcem naciska na przełącznik, jego dłonie ściskają mocno pasek smyczy i nie pozwalają ci ściągnąć kagańca. Jesteś niedorzeczny.
Pochylił się nad Hirokim, wsuwając chłodny palec pod jego brodę i delikatnie, z zaskakującą delikatnością uniósł jego brodę wyżej, nachylając usta do jego ucha.
- Gratulacje. - wyszeptał na tyle cicho, by nawet sam jasnowłosy musiał wytężyć słuch, by cokolwiek dosłyszeć.
- Stałeś się właścicielem potężnej broni. Wiedziałeś o tym? - odsunął się od niego, z ociąganiem zsuwając z jego sylwetki swoje spojrzenie, skupiając je na szmatach zawieszonych na przejściu zza barem.
- Chodź. Pokaż mi tych, którzy chcą w tak idiotyczny sposób załatwić mnie. - rzucił w jego stronę, i nawet nie czekając na ewentualną odpowiedź dzieciaka, ruszył przodem, doskonale wiedząc, że chłopak pójdzie za nim.
Zignorował zupełnie obecność zaskoczonego barmana, którego wyminął i ręką odsunął wiszący materiał, wchodząc do kolejnego pomieszczenia, które pełniło aktualnie funkcję zaplecza, choć układ przypominał coś na wzór dawnej kuchni, która funkcjonowała jeszcze za dawnych lat świetności.
- To on? - zapytał ciemnowłosy, kiedy zatrzymał się i spojrzał na mężczyznę, który cicho sprzeczał się z innym gościem. Ci na dźwięk głosu Jinxa znieruchomiali, i wreszcie obdarzyli go swoją uwagą.
- Och, no i sam król do nas przywitał. - odezwał się jeden z nich, stając w lekkim rozkroku, wpatrując się w Shebę z dziwnym błyskiem szaleństwa.
- Dawno się nie widzieliśmy...
- To my się znamy? - wymordowany przechylił głowę lekko w bok, wsuwając mały palec do lewego ucha, w którym zaczął grzebać.
- Ach, pamiętam cię. Jesteś tym tchórzem, co chciał przelecieć laskę w burdelu i nie płacąc za to, ale ostatecznie miał problemy z erekcją. - usta ciemnowłosego drgnęły, wykrzywiając się w kpiącym uśmiechu.
Mężczyzna wyciągnął zza paska nóż, i zaśmiał się pod nosem.
- Ta? Zaraz zobaczymy jak tobie będzie stawał, gdy zajebiemy twojego dzieciaka, Jinx. - wycharczał pod nosem.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.10.19 0:00  •  Bar - Page 51 Empty Re: Bar
   „Gratulacje”.
   Szyderstwo jest domeną ludzi słabych, ludzi niepewnych prawdy, niezdolnych do zmierzenia się z nią. Hiroki wiedział, po prostu nauczył się tego, że Jinx uwielbia panować nad sytuacją, a jeśli coś wymyka mu się spod kontroli, sięga po ironię, prześmiewczość. Musi mieć ostatnie zdanie w dyskusji. Huknąć rękoma o stół i trzasnąć drzwiami, aby wyszło na jego. Jeżeli podparto go do muru, wytknięto błąd, który jakimś bożym cudem trafił do przytępionego łba – wtedy po zęby uzbrajał się we władczość i udawał, że to wszystko, te jego słabości, nieosiągalne cele i kłody pod nogami, których nie potrafił się pozbyć, to nic takiego. Nie mylił się znowu aż tak często, jednak jego lekkomyślne przekonanie o własnej nieśmiertelności stanowiło największy problem w ich relacji. Shirōyate poddawał się temu, ale z coraz większą niechęcią. Nie uważał się za godnego przeciwnika, ba, docierało do niego, że gdyby Shebą zawładnęła prymitywna złość, nie miałby żadnych szans w starciu i tylko dlatego pozwalał, aby ręce drugiego wymordowanego ustawiały go jak manekina. Chwycony pod brodą posłusznie uniósł spojrzenie; wyzierające spod przymrużonych w znużeniu powiek oczy były spokojne. W środku być może szalało piekło, którego płomienie podsycane były chorobliwym lękiem i niepewnością; na zewnątrz zachowywał jednak stoicką postawę. Jego właśnie tak wytresowała Desperacja.
   W porównaniu do Jinxa bał się wielokrotnie. Tuszował to jednak wystarczająco poprawnie, aby obca osoba nie była w stanie uwierzyć w tę wersję wydarzeń. Nie wrzeszczał. Nie płakał. Nie trząsł się. Jedynie patrzył. Wręcz gapił.
   „Wiedziałeś o tym?”
   Potwierdzenie byłoby zbyt... aroganckie. Sheba arogancji nie lubił, bo w pomieszczeniu mógł być jeden typ o takiej cesze. A tak się składało, że sam już ją przyswoił. Hiroki więc zrezygnował ze szczeniackich odzywek. Wzruszył tylko chudymi barkami i wymamrotał lakoniczne:
   Tylko się domyślałem.
   Właściwie nie wiedział, dlaczego tak lojalnie kroczył za Jinxem. Oczywiście – dostał od niego dom, protekcję, wyżywienie. Był chroniony i nauczany przez niego. Jednocześnie jednak zastraszany, prowokowany, zmuszany do czynności, które go żenowały lub niszczyły, a to powoli doprowadzało do ruiny. Przechodząc obok luster spoglądał na siebie i nie rozpoznawał osoby, którą był przed trafieniem do Apogeum. Cień. I to nie swój. Stawał się Jego cieniem. Krok w krok, w milczeniu, w pełni poddany rozkazom Sheby.
   Tym się stałem – szepnął, wchodząc tuż za mężczyzną na tyły baru. Tylko tym? Elementem tła, który musi istnieć, aby na świecie istniał porządek? Cholerna harmonia w tak burzliwym życiu kogoś, kto bez żadnego przemyślenia potrafił ściągnąć na siebie spojrzenia wszystkich w pomieszczeniu? Jak teraz?
   Hiroki nabrał powietrza do płuc, jakby lada moment miał głośno odetchnąć. Tlen zatrzymał mu się jednak w przełyku, kiedy srebrne tęczówki padły na nieznajomego mężczyznę.
   To nie on – podszepnął Jinxowi, nie mając zbyt wielkich nadziei na to, że właściciel burdelu zwyczajnie przytaknie, obróci się na pięcie i pójdzie szukać prawowitego winowajcy.
   Wyglądało zresztą na to, że wrogów miał dosłownie wszędzie.
   Shirōyate nie spuszczał poważnego spojrzenia z agresora, nawet wtedy, gdy ten wyszarpnął zza paska nóż. Przywykł już do gróźb – Jinx karmił go nimi notorycznie, czasami dla śmiechu, zwykle nie – i potrafił z nimi żyć. Żyć też ze wstydem, bo przecież za każdym razem te straszaki miały w sobie gram racji. Aktualnie również. Mogliby go zajebać.
   Cofnął się więc, aż nie poczuł jak uderza ramieniem w kant metalowej szafki. Przeciwnik uśmiechnął się szerzej, wyczuwając zapach tchórzostwa. Hiroki chciał się przede usunąć z zasięgu napastnika, dając pole manewru Shebie. Bestia i tak zerwała się już z łańcucha, nie liczył na zakopanie topora.
   Pozwolił mu działać, kiedy agresor nagle wystrzelił przed siebie z nadludzką szybkością. Szybkością większą nawet niż ta u wymordowanych. Tylko wzdłuż ostrza przemknęło światło, kiedy zadarł ramię ku górze.
   Oczy Shirōyate wyłapały ten sam blask co broń; dotarło do niego, że przeciwnik miał ruchy niewiele gorsze od teleportacji. Tak prędkie, że wyrósł za plecami Sheby a tuż przed nim – i wymierzył cios, któremu towarzyszył świst.
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.11.19 1:30  •  Bar - Page 51 Empty Re: Bar
Zawsze to samo.
Praktycznie każdy z nich był taki sam. Zamiast stanąć na przeciwko Sheby i spojrzeć mu w oczy, uciekali się do najbardziej prymitywnej i najbardziej tchórzliwej metody. Nigdy się nie uczyli. Parzyli się jak głupie bachory, które sięgając swymi pulchnymi rączkami wprost w ogniste języki.
Z gardła wymordowanego wydobyło się warczenie, a gdy kątem oka dostrzegł, że drugi postanowił swoje słowa zamienić w czyny, odwrócił się na pięcie i wciąż znajdując się za jego plecami, wyciągnął swe dłonie i zamknął agresora w pozornie wręcz czułym i miłosnym uścisku, przyciskając swoją klatkę piersiową do jego pleców.
Gęsta krew powoli, wręcz w leniwym rytmie zaczęła skapywać i brudzić drewnianą podłogę, gdy sztylet bez większego problemu przeszył na wylot prawą dłoń właściciela burdelu. Twarz ciemnowłosego pozostała niezmącona nawet cieniem bólu, gdy coraz mocniej zaciskał długie palce wyposażone w ostre paznokcie na ręce niższego wymordowanego.  
- Zapomniałeś? Jestem szybszy od noża. - wyszeptał, unosząc kąciki ust wykrzywiając je w niemalże karykaturalnym uśmiechu. Powoli podniósł lewą dłoń, zbliżając ją do twarzy złapane mężczyzny.
- Kurwa- - syknął i wyszarpnął się ze śmiercionośnego uścisku Sheby, odskakując na bezpieczną odległość od niego, uderzając plecami o ścianę.
Sheba westchnął, ramiona opadły, gdy spojrzał na prawą dłoń, z której sterczał nóż. Z wręcz znużonym wyrazem twarzy złapał za rękojeść i wyszarpnął broń, rozbryzgując na boki krew, w tym na Hirokiego. Sięgnął lewą dłonią, w której trzymał sztylet, do twarzy chłopca, i kciukiem starł jedną z plam z jego bladej skóry.
- Wiesz jaki jest problem z karaluchami jak ty? - odezwał się po chwili, w końcu zrywając kontakt wzrokowy z dzieciakiem, odwracając się w stronę oponenta.
- Zamiast stawić mi bezpośrednio czoła, uciekacie się do najpodlejszego, ale również najgłupszego sposobu. Myślicie sobie, że znaleźliście moją słabość i jak położycie na niej swoje brudne łapy, to... co? Macie nadzieję, że mnie złamiecie? Zabijając którą z moich dziwek, pracowników burdelu, albo młodego? Nie umiecie złamać mnie fizycznie, to próbujecie złamać psychicznie? Żartujesz sobie? - parsknął rozbawiony podrzucając lekko nóż do góry, robiąc kolejny krok w stronę agresora.
- Żyję zbyt długo na tym świecie, aby cokolwiek mnie ruszyło. Nie złamiecie mnie w ten sposób. Ale dacie mi wtedy powód, abym rozjebał połowę Desperacji. - jego złote spojrzenie pociemniało, a atmosfera stała się o wiele gęstsza, na tyle, że wnet będzie można zacząć ją kroić.
- Nie, Jinx. Masz rację. Ale osoby jak my, musimy nadal próbować wszelkimi sposobami, aby zrzucić króla z jego tronu, nie uważasz? - nowy głos rozległ się tuż za plecami Hirokiego, kiedy z cienia na ścianie wyszedł kolejny wymordowany. To był ułamek krótkie chwili, kiedy złapał palcami za jasne włosy chłopaka i szarpnął go do siebie, w drugiej trzymając broń, przycisnął ją do skroni swojego jeńca, gotowy w każdej sekundzie pociągnąć za spust.
- Możesz być szybszy od ostrza, ale na pewno jesteś szybszy od kuli, Jinx. - zarechotał, zaciskając palce na włosach Hirokiego jeszcze mocniej, niemalże wyrywając je z jego głowy.
- Jeszcze więcej wasz? - warknął wymordowany odwracając się w stronę nowego wkurwiajacego insekta. Naprawdę byli jak karaluchy.
- Zrobisz ruch, strzelę. Zaczniesz pyskować, strzelę. Nie posłuchasz mnie-
- Niech zgadnę. Strzelisz? - parsknął unosząc ciemną brew ku górze. - Dobra, przyspieszmy to. Czego chcesz? - zawsze czegoś chcieli. Gdyby chciał zabić dzieciaka, to nie bawiłby się w wielkiego porywacza roku, tylko pociągnąłby za spust w pierwszej sekundzie wkroczenia na scenę.
- Na początek... twoje oko. Pozbaw się go nożem, który trzymasz. - uśmiechnął się szerzej, niczym przebiegły lis.
- ... Poważnie? - Sheba przechylił głowę, przenosząc spojrzenie na Hirokiego.
- Wiedziałem, że nie zrobi-- - nim mężczyzna zdążył skończyć wypowiadane przez siebie słowa, Sheba jednym i precyzyjnym ruchem pociągnął sztyletem po swojej twarzy, zaczynając od policzka, kończąc na czole, przecinając oko.
- .... Jesteś pojebany! Ty naprawdę, to zro- - sztylet przeszył powietrze tuż obok ucha Hirokiego, wbijając się wprost w szyję mężczyzny za dzieciakiem. Wydał z siebie bulgoczące dźwięki, wypuszczając zarówno dzieciaka, jak i broń, która upadła pod jego nogi, cofając się powoli i łapiąc za gardło, mozolnie dusząc własną krwią.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.11.19 23:32  •  Bar - Page 51 Empty Re: Bar
  Sytuacja nabierała tempa nad którym nie dało się nadążyć. Mimo usilnych starań Hiroki miał wrażenie, że ruchy każdego ze zgromadzonych stają się coraz szybsze, aż zaczęły przypominać zgliczowany obraz. Kadr pierwszy, gdy przeciwnik, z wysoko zadartą nad głową ręką, wymierzał cios. Rozbryzg krwi – na ścianie, na nim, na podłodze. Horrorystyczny uśmiech Sheby. Migająca żarówka. Błysk broni przytkniętej do głowy. Nóż prześlizgujący się po skórze, rozchodząca na boki tkanka. Więcej, jeszcze więcej gęstej jak melasa krwi. Potem białe światło – i wreszcie dźwięk, świst.
  Nogi Shirōyate ugięły się pod ciężarem zbyt wielu zdarzeń naraz. Upadł żałośnie na podłogę, kolanem natrafiając na lodowaty pistolet. Wciągnął gwałtownie powietrze, jednocześnie zdając sobie sprawę z tego, że rękoma trafił prosto w kałużę krwi.
  Ktoś tuż obok warknął, krzyknął coś – spierdalamy? Czy to mogło być takie słowo? – po czym wziął nogi za pas, najwidoczniej uznając, że zabawa się skończyła wraz z pierwszą śmiercią.
  – Na litość boską, co tu się wyprawia?!
  Hiroki wyrównując oddech zerknął ku stojącej w przejściu kobiecie; to ta sama, która wypiła shota przeznaczonego dla Jinxa. Wyrosła jakby spod samej ziemi, zupełnie nie pasując do półmroku, do fetoru juchy. Jej blada twarz zdawała się być niemal przeźroczysta; oczy krążyły po pomieszczeniu z mieszaniną strachu i niedowierzania.
  O tak, wiem jakie to straszne. Nieprawdopodobne. Jakie, „na litość boską”, nieludzkie...
  Uniosła dłoń do ust, aby zatrzymać we wnętrzu ręki wszystkie cisnące się do gardła obelgi. Jej zlękniony wzrok zamarł ostatecznie na Jinxie, choć jeszcze dłuższą chwilę jedyne, na co było ją stać, to tępe wgapianie się. Sine wargi poruszyły się, kiedy wreszcie zsunęła palce i objęła się ramionami.
  – Tyle tu krwi... – szepnęła wreszcie, z tłumioną histerią starając się zapanować nad drżeniem głosu. – Wynoście się stąd... dość już zrobiliście...
  Hiroki, mimo miękkich w stawach kończyn, podniósł się z podłogi. Teraz nie tylko czuł się żałośnie, ale też nieodpowiednio. Sheba zapewne nie miał tego problemu, ale jego wciąż gryzło sumienie. Czy mogli to wszystko rozwiązać inaczej? Wyjść obronną ręką, nikogo nie skrzywdzić?
  Oczywiście.
  Srebrne ślepia padły na Jinxa. Oczywiście... gdyby nie ON.
  Musiał być z siebie piekielnie dumny. Stworzył prawdziwe, dramatyczne show. Nikt mu się nie przeciwstawił, nikt nie był w stanie go powstrzymać. Grał jak miał na to ochotę, a jego ochotą zawsze było trzymanie się wyżyn łańcucha pokarmowego. Obraz, jaki sobą reprezentował, był rzeczywiście ścinający krew w żyłach.
  Hiroki powolnymi ruchami otarł dłonie o ubranie, starając się pozbyć gorącej jak wrzątek krwi. Potem sięgnął po pistolet; okropnie ciężką broń, która równie dobrze mogła być betonowym blokiem. Wydawało mu się, czy gdy prostował plecy, kelnerka wciągnęła powietrze przez zwarte zęby? Nie chciało mu się wierzyć, że mogłaby go podpiąć pod całą tą rzeź. Że w ogóle przeszło jej przez myśl, by chciał pociągnąć za spust.
  Jinx, chodźmy, poprosił cicho, choć dało się wyczuć ponaglenie. Nagle bardzo mu się spieszyło. Trzeba cię opatrzyć i to jak najszybciej, a tutaj i tak nie jesteśmy bezpieczni...
  – Tak – przytaknęła machinalnie kobieta; na jej czole pojawiły się krople potu. – Tak, idźcie już, błagam. Sprowadzacie same kłopoty.
  Jak huragan...
  – Jak sam diabeł.
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.12.19 23:00  •  Bar - Page 51 Empty Re: Bar
Tego dnia nie wiele zrobiła. Ledwie wstała rano, ogarnęła co musiała w pokoju i napiła się herbaty. Szukanie odpowiedniego rodzaju było chyba jedynym czasochłonnym zajęciem, bo reszta godzin uciekła jej niezwykle szybko. Nawet nie zauważyła, kiedy kilka machnięć kataną zabrały jej całe godziny. Dlatego też zaraz po wyjściu i przygotowaniu się na najgorsze w postaci promieni słonecznych, ze zdziwieniem musiała schować do plecaka maleńką parasolkę. Okazało się, że słońce dawno zaszło, a chmury pomazane tu i ówdzie karmazynową farbą drwiły sobie z jej zabezpieczeń. No bo przecież, zestaw do odbijania światła pod tytułem ,, Jestem stuprocentowym aniołem", zdecydowanie odbiegał od tego, w czym widziano ją na co dzień. Zwykle nosiła czarne, długie za kostkę buty oraz ciemne spodnie z paskiem, do którego była doczepiona pochwa. Zaś górę ciała pokrywała przylegająca do skóry czarna koszulka z dekoltem w serek oraz hebanowy płaszcz, którego kaptur zwykle naciągała na srebrzyste włosy. Tym razem cała koncepcja na przeżycie tego dnia, została przez nią zmieniona, a to tylko dlatego, iż biały lepiej odbija światło. No i masz babo placek, mruknęłaby najchętniej, gdyż białe, przepuszczalne powietrze kozaki, których długość sięgała jej połowy ud oraz śnieżny płaszczyk nijak nie oddawały jej charakteru, jak wcześniej wymienione elementy. Ponad to białe spodnie oraz jasna koszulka na ramiączkach, do której dobrała długie, szkarłatne rękawy wkurzały ją niemiłosiernie. Tak jak niektórzy nie lubią długich paznokci i doprowadzają skutecznie do ich destrukcji, tak podobnie było z nią, z tym wyjątkiem, iż jeszcze niczego nie zniszczyła. Z resztą, i całe szczęście, bo niczego podobnego w swojej garderobie nie posiadała.
Po zirytowaniu, trochę marudzeniu i przewróceniu oczyma ruszyła w podróż, o dobrze znanym tylko sobie kierunku. I może to nie będzie najszybszy spacerek, ale też nie miała daleko. Od dawna przesiadywała na terenach Desperacji, szukając no i tu jest pies pogrzebany, bo nie wiedziała czego. Zleceń od jakiegoś czasu nie miała, toteż szukała jakiś drobnych prac na tych terenach. Tak z resztą trafiła do Apogeum, gdzie chociaż nie było tak ciężko, jeśli chodziło o małą lodówkę. A ta z kolei była jej niezbędna do zachowania świeżości worków z krwią. Zepsuta posoka wciąż smakuje gorzej, niż krew zwierząt, więc warto było nie doprowadzać do jej fermentacji. Ewentualnie, gdy prądu brakowało wspomagała się kostkami lodu lub specjalnymi wkładami.
W samym mieście było nie wiele miejsc, które mogłyby ją zainteresować. Przede wszystkim szpital posiadał braki w asortymencie, burdel, odpadał, tak po prostu, zaś kasyno kusiło swym urokiem oraz możliwością spróbowania swojego szczęścia. Jednakże, postanowiła zostawić monety na późniejszą porę, co by w ostateczności poddać się i faktycznie zagrać. Ale to później. Póki co zerknęła na czas jaki miała, a następnie odważnie ruszyła przez drzwi baru. Z początku wydawało jej się, że zapadła cisza, głosy ucichły, a czas zaczął płynąć znacznie wolniej, ale tak naprawdę to dostosowywała się. Jej reakcja zwykle jej nie zawodziła, lecz Sariel łatwiej było gdy od początku znała tempo całej akcji. W ten sposób po chwilowym wyciszeniu się, wszystko nagle nabrało tempa. Ludzie zyskali na barwach, głosy na wyrazistości, zaś zapach na ostrości i ciężkości spowodowanej dymem papierosów. Ta, jednak poprawiła płaszczyk, spojrzała po ludziach, rejestrując kilka zdarzeń i ruszyła do stołu bilardowego. Siadanie przy barze, wydawało się głupie, zwłaszcza, iż akcja toczyła się nie wiele dalej. A warto zaznaczyć, iż za nim przekroczyła skrzypiące drzwi usłyszała łomot, chwilową ciszę i przybierający na sile gwar. Ale los był okrutny, bo gdy weszła Ci już szli na zaplecze, tam przenosząc cały spowodowany dramat.
Westchnęła, przyglądając się jak kilka dziewek z sali przenosi się na tyły. W ich oczach malowała się obawa i przerażenie, zupełnie jakby nie chciały tam zmierzać. Może oberwały, szły na ciężką rozmowę? Pokręciła głową, przecież te obkurczone źrenice, jak i szaleństwo wypisane na twarzy niemalże krzyczały, iż to zupełnie co innego, coś gorszego. Wróciła z powrotem do stołu. Jak zdążyła wcześniej zarejestrować posiadał on dwa kije, kilka bil, ale brakowało białej, gdzie się ona podziała? A może jej po prostu nie było? Schyliła się pod stół, później rozejrzała się po okolicy, aż jakiś pijany głos wykrzyczał.
- Panienko, tego czego szukasz nie znajdziesz. Nie wielu pamięta czasy, gdy był cały komplet!
Kilka innych głosów zawtórowało mu, po czym wszyscy jak jeden mąż obrzydliwie roześmiali się, wylewając przez przypadek trunek zawarty w kieliszkach.
No to ostatni element przeciwnik, ale czy faktycznie jego potrzebowała? Odłożyła natychmiastowo jeden kij pod ścianę, ustawiła pozostałości na stole i zastąpiła śnieżkę czarną bilą. Od teraz miała nową zasadę, wiedziała też jak grać, więc z początku rozbiła ostrożnie, co by nie wbić magicznej ósemki od razu do dołka, a później po prostu grała, nie myśląc nawet o tym, iż w tym czasie może być obserwowana.
                                         
Sariel
Kat
Sariel
Kat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Sariel Argent


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.12.19 12:43  •  Bar - Page 51 Empty Re: Bar
  Ptasie kończyny stąpały pokracznie po ziemi. Cztery zakrzywione szpony wbijały się w piach, ale dużo lepiej pasowały do zaokrąglonych powierzchni gałęzi niż płaskiego gruntu. Bywało to niemalże bolesne, więc Serin nie praktykował długich spacerów w półzwierzęcej formie i kiedy tylko wylądował, pióra na jego karku zaczęły stopniowo kurczyć się i odpadać. W końcu nawet najdłuższe lotki zamieniły się w pył i przegonione przez wiatr zniknęły wtopione w Desperacki brud.
  Otrząsnął się jak mokry pies, uczucie przyrastającej na nowo struktury kostnej było paskudne, ale ostatecznie nawet zwierzęce nogi nabrały ludzkich kształtów. Upuścił parę wysokich butów przed sobą, wślizgnął do nich bose stopy i poruszał palcami na czubkach poprawiając ich ułożenie. Teraz znowu przypominał w pełni ludzkie stworzenie. Bez dłuższego zawahania ruszył w kierunku baru.
  Pierwszy do jego zmysłu dotarł swąd krwi, świeżej oczywiście. Wymordowani śmierdzieli strachem, jak zwierzęta, którymi byli. Odgłosy kroków, odległe szmery dogorywającej szamotaniny, odgłos czegoś ostrego przecinającego powietrze, szkło dźwięczące pod naciskiem czyichś palców. Wszystko wskazywało na to, iż zawędrował w sam środek sporu brudnych desperatów, którzy musieli wszystko (jak zawsze) zakończyć bezmyślną sieczką. Nabrał powietrza w płuca szukając dla siebie kąta, którego posadzka nie była uwalona posoką.
  Czy bar w takim wypadku w ogóle funkcjonował?
  Poprzez smród niemytych ciał przebijała się subtelna nuta alkoholu i kilkudniowego jedzenia. Wsłuchał się w otoczenie i znalazł najlepszą drogę na uboczu, która nie uwzględniała kontaktu z jakimkolwiek klientem przybytku. Nie miał ochoty mieszać się w sprawy innych, kiedy własnych miał pod dostatkiem. Bezimienny nie kazał mu wyglądać rannych, ani tych, którzy ów rany sprawiają. Żadne z tu obecnych nie było na celowniku Pana bez nazwy.
  — Trzy sprawy interesują ich najbardziej: bitki, alkohol i kobiety. Dwóch pierwszych mają tu pod dostatkiem — oznajmił, zbliżając się do wymęczonego stołu bilardowego, by przesunąć dłonią po chropowatej powierzchni jego obudowy. Ten prosty gest zdradził mu dostatecznie wiele, a mimo to Serin nadal, niczym gąbka, chłonął informacje z otoczenia.
  Wyrażał się o reszcie klienteli, ale zwrócił się do obecnej przy obiekcie rozrywki młodej łowczyni. Być może Bezimienny nie miał co do niej żadnych planów, ale co innego Wieszcz. On mógł z tego kontaktu coś wyłuskać.
  Kobieta, młoda, wąska sylwetka, zadbane ubranie - nie była stąd. Chociaż nie chciała tego zdradzać, najwyraźniej ją też zajmowała dyskretna analiza otoczenia, którego nie należało naiwnie ignorować. Szkoda tylko, że najwyraźniej nie skupiała się na swoim własnym sąsiedztwie. Amarylis mógł do niej podejść niemal bezgłośnie, gdyby oczywiście nie odezwał się już wcześniej.
  Wysunął dłoń na oślep i przesunął opuszkami palców po policzku dziewczyny, czy sobie tego życzyła, czy nie. Pozbawiony wzroku poznawał otoczenie wszystkimi innymi zmysłami, lecz to właśnie dotyk zastępował mu uszkodzoną wizję najdokładniej.
                                         
Amarylis
Opętany
Amarylis
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Serin Kershaw, Helix Contabile, Wieszcz zagłady, wyznawca wirusa, fałszywy anioł, Amarylis


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.12.19 23:03  •  Bar - Page 51 Empty Re: Bar
Słowa przestraszonej, i przede wszystkim również zniesmaczonej całym zajściem kobiety wydawały mu się głuche, odległe. Niby docierały do niego, ale odbijały się bezpowrotnie o niewidzialną, grubą szybę, a sam Jinx nawet nie raczył unieść na nią swojego spojrzenia, obdarzyć jej obecności nawet namiastką zainteresowania. O wiele ciekawsza w tym momencie wydawała się ranna dłoń, której palce na przemian zginał i prostował. Pomimo bajzlu, jaki aktualnie znajdował się na jego ręce, oraz krwi, która gęsto i mozolnie spływała w dół, zabarwiając swym szkarłatem coraz to większą część bladej skóry mężczyzny, wydawało się wszystko w porządku. Mógł nią ruszać, choć pewnie przez pewien czas nie będzie w stanie porządnie chwycić broni czy też zamknąć ją w pięść, aby komuś przywalić, ale to było nieważne. Mógł nią poruszać, a to było w tym momencie najważniejsze. Machnął nią, posyłając krwiste smugi na i tak już zabrudzoną ścianę, a potem bez żadnych ceregieli przesunął nią po boku spodni, jakby to w jakikolwiek sposób miało mu pomóc. Był to raczej jedynie idiotyczny odruch.
- A gdzie jesteśmy? - zapytał cicho, na krótki moment posyłając przelotne spojrzenie w stronę dzieciaka. Na Desperacji nikt nigdy nie był bezpieczny. Nie było tutaj miejsca, gdzie człowiek mógłby ze spokojem odetchnąć i pozwolić sobie na rozluźnienie, by zapomnieć o świecie, jaki ich otaczał. Świecie, który tak bardzo był wrogo nastawiony do wszystkich istot, które pozostały przy życiu i uparcie walczyły o przetrwanie. Bezpieczeństwo było jedynie utopijnym słowem, pozostałością dawnych, świetlnych czasów, za którymi niewątpliwie większość z nich tęskniła.
Kiedy to wszyscy nie chcieliśmy się wzajemnie pozabijać.
Mimo wszystko nie oponował więcej, bez dalszych słów ruszając za niższym wymordowanym w stronę wyjścia. Kiedy mijał kobietę, na moment przystanął przy niej i się pochylił nad jej uchem, uchylając swoje usta w mało smacznym uśmiechu.
- Może właśnie nim jestem? - zasyczał do jej ucha, i to były ostatnie jego słowa, jakimi uraczył kogokolwiek więcej w barze. Nie oglądał się więcej za siebie, od razu kierując w stronę burdelu.

/ zt x 2 /

Jeżeli chcesz kontynuować wątek, to zacznij w burdelu. Jak nie, to tu kończymy.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.12.19 23:46  •  Bar - Page 51 Empty Re: Bar
- Chciałaby pani coś zamówić? - usłyszała za sobą kobiecy, lecz zdarty od ilości zamówień i hałasu głos. Jednakże, gdy się odwróciła, żeby odpowiedzieć, z żalem stwierdziła, iż pytanie nie było skierowane do niej. Kobiecina lat trzydzieści w pomiętym oraz poszarpanym fartuszku nachylała się do jakiejś pijanej dziewki, co ledwo już się trzymała na nogach. Mimo to, zamówiła kolejne piwo, po czym posłała oczko jednemu z owych mężów, którzy wybuchli śmiechem.
Znowu się odwróciła, tym razem w kierunku rozbitego już stołu. Kilka kul było blisko dołków, inne zaś skończyły swój dziki taniec blisko kilku, co by samotnie nie czekać na spotkanie czarnej przyjaciółki. Co się zatem stało z ósemką? Ta natomiast niefortunnie skończyła w rogu, czekając na mistrzowskie zagranie łowczyni. Dziewczyna, wertując w głowie po niedawno ustalonych zasadach, gorzko stwierdziła, iż ma tylko jeden ruch. Jeśli nie trafi którejś z liczb prosto do dziury, przegra. Jeśli trafi i spadnie również czarna, podzieli ten sam los przez co będzie zmuszona by zacząć od nowa. Wzięła głęboki oddech, podeszła na palcach do bili i uderzyła, wtedy też usłyszała obcy głos. Z początku nie odpowiedziała, przyglądając się konsekwencji swojego zagrania. O dziwo żółta kula potoczyła się do rogu, następnie odbiła zieloną, która finalnie wpadła do jednej z sześciu zapadni. A więc nie przegrała, mogła rozgrywać dalej. Za nim jednak chwyciła pewniej za kij i ustawiła się w idealnej pozycji, podniosła głowę znacznie wyżej i spojrzała na niedoszłego przeciwnika. W porównaniu z innymi atrybutami, to melodyjny głos wskazał jej na płeć z jaką miała do czynienia.
- Strzał w dziesiątkę, a więc jednak kilka osób w tym barze dalej ma głowę na karku. Może to zmienimy? - wyszła z propozycją w kierunku nieznajomego, po czym zrobiła krok do tyłu. Na brak szczęścia jej samej oraz powodzenie Amarylis, skończyło się na tym, iż ta plecami oparła się o ścianę. Czyżby pułapka, a może specjalny błąd? Ciężko było ocenić, lecz sama panienka wyszła z kontrą w postaci chwycenia dłonią rękojeści Kiby. Pierwszy raz spotkała się z sytuacją, w której sama siebie przyparła do murów lokalu, lecz jak stwierdziła w swojej głowie, był to celowy przypadek, który miał jej dać nowe doświadczenie. No i proszę, dostała tego, czego chciała, lecz nie do końca wyszło jej to na dobre. Zbliżająca się istota dotarła niemal bezszelestnie do niej, co wzbudziło w Sariel nie tyle ciekawość, co dziwne podniecenie. Od dawna nie miała okazji, by spotkać kogoś takiego. Jednakże długo się nie napawała nowymi uczuciami, bowiem wraz z naruszeniem jej strefy komfortu na jej buzię wkradł się poważny wyraz, zaś oczy zapłonęły chęcią mordu. Najpewniej był to efekt uboczny wykonywanej przez nią pracy, lecz o skutkach tego, dowiedział się ten, który niczym iskra rozpalił uśpiony ogień.
Sariel wykonała tylko dwa ruchy, które spowodowały, że spoczywająca w pochwie katana została na ułamek sekundy pokazana gościom lokalu, a następnie gładko schowana. Cały zabieg został wykonany tylko po to, by przepaska skrywająca połowę twarzy nieznajomego została rozcięta do tego stopnia, by ukazać niewieście skrywane przed nią oblicze.
- Odważny jesteś, że bez słowa dotykasz anielskiej twarzy. Może życie Ci niemiłe, a może... Chcesz zostać sensacją lokalu? - uśmiechnęła się ironicznie, po czym palcami lewej ręki chwyciła za trzymaną na jej twarzy dłoń. Następnie lekko oderwała ją, by w kolejnym ruchu odejść na prawo, gdzie miałaby więcej wolnej przestrzeni.
- Wytłumacz się - rzuciła na koniec, jednocześnie przyglądając się efektom jej niedawnych działań.
                                         
Sariel
Kat
Sariel
Kat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Sariel Argent


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.12.19 13:27  •  Bar - Page 51 Empty Re: Bar
Uśmiechnął się w duchu pozwalając, by z ust wydobyła się uprzejma oznaka zaskoczenia.
  — Oh?
  Obcy, kobiety, a w szczególności obce kobiety niechętnie od razu otwierały się tak na nieznajomych. Przynajmniej te, które w jakimś stopniu mogłyby interesować wymordowanego. Z kilku zgromadzonych pod dachem baru samic, zdecydowana większość gotowa była oddać się każdemu rozgorzałemu mężczyźnie w zamian za napełnienie kufla. Taka możliwość spędzenia wieczoru w "Przyszłości" go nie interesowała. Przybył tu przede wszystkim porozmawiać.
  Co prawda dziewczyna zaproponowała mu co najwyżej wspólne przechylenie kielicha, ale był przekonany, że najpierw spróbuje go od siebie odgonić to tak specyficznej próbie zapoznania z jego strony. Jego uniesiona po kontakcie fizycznym dłoń nadal wisiała w powietrzu, a wszystko zadziało się zbyt szybko, aby jego zmysły zarejestrowały każdy szczegółów.
  Poczuł wyłącznie, że kobieta odtrąca jego palce, a potem jasne światła baru roziskrzyły się przed jego ślepym spojrzeniem. Tracąc wcześniejszy entuzjazm sięgnął po uszkodzoną przepaskę żeby podnieść ją z ziemi. Przekładając materiał między palcami badał jak duże były uszkodzenia.
  — Nie polegam na wzroku. — Uśmiechnął się krzywo i podniósł wzrok na Sariel, by łowczyni mogła zobaczyć jego pociemniałe, pokryte białym nalotem oczy. — Jestem niewidomy, dotyk zastępuje mi widzenie. Nie ma potrzeby wyciągać broni.
  Dziewczyna była nieostrożna, ale również gwałtowna. Wyciągnięcie ostrza w barze nie zrobiło na gościach dużego wrażenia, praktycznie każdy z tu obecnych był w stanie zamordować drugiego w kilka sekund, gdyby chciał. Każdy był niebezpieczny, z trudem panował nad gniewem. Szczególnie, że w powietrzu nadal unosiła się woń krwi z powodu wcześniejszej bijatyki.
  Jakiekolwiek były jej zamiary, skutecznie zniechęciła Amarylisa do dalszego kontaktu. Wymordowany odsunął się na przeciwną stronę stołu bilardowego i przysiadł na nim stukając delikatnie palcami o drewnianą obudowę. Delikatne wibracje kul mówiły mu wszystko.
  — Jednej brakuje. Niech zgadnę, białej? — Zapytał, nie spoglądając w dół. I rzeczywiście, wyłącznie zgadywał, bo nieważne jak czułe mogły być jego pozostałe zmysły. dotykiem, słuchem czy węchem nie dało się badać kolorów. — To zawsze jest biała. Prawie jakby ktoś czerpał satysfakcję z psucia zabawy innym. A może ona nadal tu jest? — Rozejrzał się jak polujący jastrząb. Nasłuchiwał podenerwowanych oddechów, dłoni chowających czegoś w kieszeniach. Szukał winnych. — A może po prostu nigdy jej tu nie było? Hah. To pewnie jedyny, tak kompletny zestaw bil na Desperacji.
  Pomimo niechęci gwałtownością kobiety, nie miał innego punktu zaczepienia, a jego potrzeba rozmowy była ogromna. Uwielbiał bawić się swoim melodyjnym głosem, czarować nim i szeptać. Teraz robił to bez entuzjazmu, bardziej z potrzeby. Bez przepaski na oczach czuł się zdecydowanie gorzej, odsłonięty na drapieżne spojrzenia wymordowanych, którzy wiedzieli już, że Wieszcz jest ślepy. Niemal na pewno ktoś będzie próbował go później okraść.



---
Fabuła przerwana, bo userka zniknęła :c
z/t
                                         
Amarylis
Opętany
Amarylis
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Serin Kershaw, Helix Contabile, Wieszcz zagłady, wyznawca wirusa, fałszywy anioł, Amarylis


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.03.20 22:54  •  Bar - Page 51 Empty Re: Bar
Z początku planowała być miła. Za każdym razem, gdy przychodziła do tego baru z żalem stwierdzała, iż najczęściej towarzyszyli jej pijacy, bądź młodziki porywające się na bitkę. Tym samym, zaintrygowana powiewem świeżości musiała nieznajomemu zaproponować pierwszorzędny narkotyk tego pospólstwa. A mowa była tutaj o piwie. Złotym trunku z białą pianką na wierzchu podawanym w kuflach, które najczęściej były powodem dodatkowej pracy kelnerek.
- Nie, oh, tylko napijmy się. Dawno nie widziałam tutaj osoby, co byłaby w pełni rozwinięta. Ci tutaj to tylko abominacje rasy ludzkiej, podmioty wykorzystywane w celu nakręcenia gospodarki - rzekła z lekkim uśmiechem, wypatrując jednej z kobiet odpowiedzialnej za zamówienia. Podejście do baru, gdzie niedawno wrzało i było głośno nie wchodziło w grę, chyba, że miała być kolejną sensacją i atrakcją tej długiej nocy. Wszakże, próba dotknięcia jej, mogłaby skończyć się rozlewem krwi lub znacznie gorzej, co w konsekwencji spowodowałoby kolejny forumowy opis pewnej masakry. A tego w tym wątku moglibyśmy sobie darować, w końcu jeden już był, personel ucierpiał, a ktoś musiał obsługiwać Sariel i jej nowego towarzysza.
- Oh - teraz to ona była zaskoczona, owocem swoich lekkomyślnych akcji. Za nim zebrała potrzebne informacje, tak jak zawsze to robiła, zadziała zbyt impulsywnie. Materiałowa paska, chroniąca mężczyznę przed światem opadła przecięta na pół, zaś łowczyni z lekkim rumieńcem na twarzy zacisnęła usta, myśląc co więcej mogłaby od siebie dodać. Powinna przeprosić, błagać, pominąć temat i gładko przejść do następnej sprawy.... Brak jakiejkolwiek dobrej opcji, nijak nie współgrał z próżnią, która się wytworzyła w jej umyśle. Zupełnie jakby zapomniała jak się mówi, ale za to wciąż pamiętała jak się oddycha.
- Wybacz mi moje zachowanie - wykrztusiła z siebie, patrząc już nie na niego, lecz na stół, gdzie wcześniej toczyła swoją wojnę. Pomyśleć, że kij, który trzymała tak pewnie teraz jej się delikatnie wyślizgiwał, przez co była pewna, iż jej walka w tym momencie się zakończyła. Tym samym odłożyła kij na swoje miejsce, zaś bile zostawiła. Może ktoś bardziej kompetentny dokończy to rozegranie i wygra, kapiąc się w glorii i chwale.
- Myślę, że za nim się narodziłam nie było jej w komplecie, choć przyznam nie znam miejsca, w którym znalazłabym tak dużą liczbę kul jak tutaj. Dlatego jej brak nie przeszkadza, a wręcz urozmaica grę. Daję graczom nowe wyzwanie, które na pozór łatwe, wcale takie nie jest.
Prawdą było, iż ilekroć odwiedzała tereny Desperacji, tyle wersji bilarda widziała. Raz ludzie zastępowali białą innym charakterystycznym kolorem, innym razem grali podobnie do niej, gdzie perłowy przedmiot był zastępowany swoim ósemkowym odpowiednikiem, a jeszcze innego dnia... Kombinacji było mnóstwo zupełnie jak łbów, próbujących przejść potyczkę bez opierania swoich strategii na śnieżnym generale. Dlatego też Argent przychodziła tutaj często, raz za razem próbując swoich sił, lecz nigdy się to jej nie udało. Nawet gdy była bardzo blisko, jeden błąd stawiał ją w kącie, wymagając zaczęcia od nowa.
W końcu dopadła jedną z kelnerek, niosących piwo, prosząc ją o dwa nowe kufle i choć z początku niewiasta była niechętna, to dała się namówić po nieco większym napiwku. A więc ustalone, w ten sposób zakopie topór wojenny i będzie tak, za nim wyciągnęła katanę, ale... Jej nikłe marzenie o słabych fundamentach, szybko legło w gruzach, gdy Amarylis wyszedł z lokalu pozostawiając łowczynię samą. Tym samym nie pozostało jej nic innego jak wypić samej dwa ogromne naczynia i udać się w świat, gdzie mogła spotkać kolejną, podobną do niej duszę.
[z/t]
                                         
Sariel
Kat
Sariel
Kat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Sariel Argent


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.06.20 21:44  •  Bar - Page 51 Empty Re: Bar
Ciężko było określić jednoznacznie myśli, jakie aktualnie przeplatały się przez chaotyczny umysł wymordowanego. Wiedział, że kierując się na rozmowę z Jacem, będzie zmuszony przybrać swą codzienną maskę proroka i nic ponadto. Mieli spotkać się jako Growlithe i Akela, a nie Jonathan i Noah.
Noah.
Kiedy ostatni raz słyszał to imię? Tysiąc lat temu? Chyba tak. Kiedy jeszcze żył. Uśmiechnął się podle pod nosem, zakopując głęboko wspomnienia i przeszłość, którą coraz częściej pamiętał jak przez mgłę. Niewidzialne nici, które wciąż trzymały go z dawnym życiem z każdym kolejnym, nadchodzącym dniem naprężały się coraz bardziej, aż wreszcie pękały. Jeszcze trochę, już niebawem, a będzie zupełnie wolny.
Wszedł do baru aktualnie nie wyróżniając się właściwie niczym szczególnym pośród mieszkańców Desperacji. Ciemne spodnie z przetarciami na kolanach i udach, wysokie za kostkę buty wojskowe i zwykły, szary sweter. I choć przybył tutaj jako nikt inny a sam prorok, wolał pozostawać w cieniu. Zwłaszcza, że chcąc czy też nie, Apogeum Desperacji coraz bardziej zaczynało należeć do tych przeklętych, śmierdzących kundli. Był na ich terenie, więc musiał uważać. Czy się bał? W życiu.
Zajął miejsce na jednym z wytartych stołków tuż przy barze spoglądając na Boba, który jak zawsze czyścił szklankę szmatą a na jego twarzy malował się przejęty wyraz przepełniony obojętnością.
- To samo co zawsze. - powiedział posyłając mu wyuczony, słodziutki uśmiech lisa. Bob bez słowa sięgnął po inne szklane naczynie a następnie napełnił je alkoholem o kolorze płynnego bursztynu. Akela nienawidził alkoholu. Miał słabą głowę do procentów, aczkolwiek zawsze, kiedy tutaj przychodził, zamawiał to samo. Pił powoli, co z zewnątrz mogło wyglądać jakby delektował się trunkiem. Prawda była jednak zgoła inna. Pił, aby nie wyróżniać się, aby nie posądzono go o szpiegostwo jakby siedział o suchym pysku bądź przy samej, o zgrozo, wodzie. Pił powoli, nie pozwalając, aby alkohol zbyt szybko dostał się do jego krwiobiegu a następnie rozpoczął taniec pełen spustoszenia.
Teraz pozostało mu czekanie.
Wskazówki zegara leniwie odliczały kolejne upływające sekundy, które mozolnie przekształcały się w minuty. Przyjdzie? A może stchórzy? Albo oleje, chcąc delektować się swoją nową rodziną?
W błękitnych tęczówkach wymordowanego pojawił się nieprzyjemny cień, gdy usta dotknęły ścianki szklanki i upił cierpkiego alkoholu.
                                         
Akela
Prorok     Opętany
Akela
Prorok     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Noah Caleb O'Harleyh


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Bar - Page 51 Empty Re: Bar
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 51 z 52 Previous  1 ... 27 ... 50, 51, 52  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach