Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Książki


Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Pisanie 18.02.14 0:39  •  Cytaty  - Page 2 Empty Re: Cytaty
Takie randomowe z różnych źródeł:

- Zaufaj mi!
- Uf, uf!

- Wiesz, najpierw myślałem, że jesteś nienormalna.
- A teraz? - zjechała dłonią z jego ręki na nogę.
- Teraz jestem tego pewien.

— Dlaczego nie możesz mi po prostu uwierzyć?
— Sama nie wiem... może dlatego, że to dziwne? Wszystko wskazuje na to, że to twoja sprawka, Czarny Wilku.
Uszy drgnęły, po czym skuliły się, jakby zarzucała mu najplugawsze oszczerstwo.
— Ranisz mnie, Drey.
— Ranię tylko twoje sumienie. Na zewnątrz nic cię nie tknęło, hm?
— Przestań. Wiesz, że potrafię być milutki.
— Jak śpisz.
— I jak jem.


— Żartowałem. Chciałem, żeby śmiesznie zabrzmiało. Jesteś na mnie zła?
— Bo masz kiepskie poczucie humoru?
— Nie. Bo twoja chata poszła z dymem... i nadal próbujesz mi wmówić, że to moja wina.
— A nie twoja? Oni deptali ci po piętach, szukali ciebie i podpalili ją, bo ty tam byłeś.
— Wróć... nie byłem tam z własnej woli, tak?
— Nie wiedziałam, że znów się w coś wkopałeś!
— Stare zatargi.
— Oszust.
— Drey, daj spokój. Grunt, że jakoś im uciekliśmy.
— I siedzimy teraz w zaszczanej dziurze, tam szwendają się jacyś menele, jest na minusie, a gościu zza lady gapi się na ciebie od godziny.
— Wiem. — Skrzywił się. — Mam nadzieję, że uciekam szybciej, niż on łapie.

― Jak się czujesz? ― zapytała, z nieznaną mi dotąd delikatnością.
(...)
― Wiesz jak to jest, gdy przebiegnie po tobie stado turów?
― Nie.
― To właśnie tak.

Uśmiechnąłem się. Witaj, księżniczko. I mnie również miło cię widzieć! Tylko dlaczego ona zawsze witała mnie z taką dziwną... niechęcią? Nie. To nawet nie niechęć. To była okrutna obojętność. Czasami zaczynałem się zastanawiać czy nie była wierną wyznawczynią pieprzonego makiawelizmu. „Wysadziłeś w powietrze”, usłyszałem między stekiem przekleństw. „... środek lasu!”, „nienormalny”, „ech...”, „wziąłbyś się”. Była zabawniejsza jak spała.

Ośmionodzy bandyci rżnący uliczne dziewice, myszy wielkości dachowca plątają się pod nogami, zewsząd słychać wrzaski i wysokie piski. Lubię ten klimat. Jest uroczy.

To był stary dziad, brodaty, z twarzą pofalowaną przez zmarszczki i małymi szparkami, spomiędzy których patrzyły na mnie tycie oczka. Skrzywił się jak mnie zobaczył.
Czyli pierwsze wrażenie mamy chyba za sobą, co?
– Gilbert Salvatore.
Oho. I znał moje tymczasowe dane osobowe. Byłem pod wrażeniem, chociaż róża na wycieraczce byłaby bardziej romantyczna.

– Słuchaj, masz mnie za idiotę? – zapytałem, a ona uśmiechnęła się tak uroczo, że niejednemu skrajałoby się serce. Uniosłem tylko brew w górę. – Okej, masz.

– Zabrakło wina w norze. Może nie uwierzysz, ale Nethan nie potrafił wytrzymać jednego dnia na trzeźwo. A jeśli skończyło się piwo? Fiuu, wywracał wszystko do góry nogami, a potem wyżywał się na swoich podopiecznych.
– Miał innych podopiecznych prócz ciebie?
– Nie.
– Ou.
– Sama rozumiesz, że nie poszedłem tam z własnej woli.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.02.14 0:57  •  Cytaty  - Page 2 Empty Re: Cytaty
Grow? Co to? Skąd to? o: Chcę to, daj mi to.

I ten, żeby nie było, cytat który podbił moje serce:
„Przed moją furtką zatrzymała się jakaś nieznajoma facetka. Widziałam ją doskonale, bo akurat robiłam sobie w kuchni herbatę i czekałam, aż mi się woda zagotuje. Facetka popatrzyła na dom, a potem rozejrzała się po okolicy, najdłuższe spojrzenie poświęciła wierzbie. Następnie zadzwoniła.
(...)
Facetka zatrzymała się przed progiem. Otworzyłam drzwi.
- Słucham panią..?
- Nazywam się Barbara Borkowska - powiedziała spokojnie. - Czy nic pani to nie mówi? Podobno zostałam zamordowana gdzieś pod pani ogrodzeniem.
- Aaaa...! - ucieszyłam się. - Owszem, tam, pod wierzbą. Proszę bardzo!”
~ „Babski motyw” Joanna Chmielewska
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.02.14 1:11  •  Cytaty  - Page 2 Empty Re: Cytaty
Uwaga. Przeładowanie Take i Gilberta, skoro wstawiamy już opowiadania. Moje ulubione. I rany, chcę ich z powrotem. Albo chcę coś takiego z mężem z powrotem. ;-;

- Zadzwoń po...
- Wiem, wiem. - mruknął, przykładając aparat do ucha. - Yellow?
- Mówi się „hallo”.
- A. - zasłonił na moment ekran komórki i kiwnął porozumiewawczo głową, ponawiając próbę; - Halo? Pizzeria Dagrasso?
- Gilbert!

- … mogę udawać zmartwychwstałego faraona za czasów Kleopatry, który został przez nią zabity, przez co ta mała gadzina mogła wziąć władzę dla siebie. A teraz powstaję z zaświatów, aby ukarać wszystkich, którzy mają w swoim imieniu liczbę „0”.
- Czyli mniej więcej nikogo. - mruknął Nishimura, sprawdzający ilość naboi w magazynku.

- Uh. Wszystko mnie...
- A kogo by nie. Masz przestrzelone udo, złamaną nogę, zwichnięty nadgarstek...
- Co ja tu robię?
- Głównie rzygasz na podłogę.
- Ah, tak. - mruknął odwracając wzrok na bok. Nie potrafił spojrzeć mu w oczy. Zwykle krępował się przed kimś, komu narobił takiego syfu. A może to dlatego, że leżał na kanapie półnagi?
- Ha? Gdzie do cholery moja...
- Pierze się. Jak rzygasz, to wszędzie.
- A spodnie?
- Mówię, że wszędzie.

- Świetnie! Krytykuj mnie! Tak jakbyś wcale nie był gorszy! Umiesz się w ogóle uśmiechnąć? Wiesz co to znaczy?! No jasne, że nie wiesz! Nigdy tego nie zrobiłeś! Rany, to takie dziwne! Jesteś jedną wielką cholerną bezduszną znieczulicą społeczną. Wiem już, co mnie w tobie wkurwia. To ta wiecznie kamienna twarz.
Gilbert wycelował palcem w jego twarz. Takanori nawet nie mrugnął.
- Aha.
- I tyle?! Tyle masz mi do powiedzenia?!
- Rocznie na świecie samobójstw popełnia ponad 400 milionów ludzi. Największy współczynnik jest w Norwegii, Anglii, Francji, Niemczech...
- Bosko! Tyle ma to wspólnego z naszą rozmową! A mam cię gdzieś! Idę stąd!

Dwie godziny później Gilbert głośno dyszał.
- Nie... haa... ha... um... wyciągnij to... boli... um... wyciągnij!
- Jestem delikatny. - warknął Takanori.
Gilbert momentalnie zarumienił się bardziej.
- Zostaw mnie... to tak potworn--- GHAaaaa...
- OH ZAMKNIJ TEN RYJ! - wrzasnął, zatykając mu usta dłonią. Czarnowłosy otworzył tylko szerzej oczy. Miotał się i szamotał, wgryzając w rękę. Takanori dopiero po chwili na niego spojrzał. Nic nie dało się wyczytać z zastygniętej w zobojętnieniu twarzy. Raz tylko Gilbert był pewien że zza warstwy łez jakie teraz kłębiły się w kącikach jego oczu, ujrzał w ślepiach Takanoriego błysk zniesmaczenia. Poczuł, jak dłoń powoli przestaje kneblować mu usta, zaczerpnął powietrza, ale zamiast świeżego podmuchu, poczuł przede wszystkim smak krwi. Opadł na kanapę bez cienia życia.
- Kurwa, jaki z ciebie... Wbijasz tę igłę jak rozszalały. Chciałeś mnie podziurawić czy jak?
- To tylko antybiotyk. To nawet nie bolało.
- NIE BOLAŁO? NIE BOLAŁO?! Myślałem, że zaraz zejdę! Widziałem czarny tunel a na końcu białe światło! Rozumiesz to?! Białe światło! - sapnął Gilbert rozeźlony.- Mam dość. Nie potrafisz być delikatny.

- Takanori! - jęknął z dołu, poruszając ogonem.
Nishimura momentalnie uniósł brew w górę.
- Coś mi tu śmierdzi... - zaczął powoli, wpatrując się w leżącego na ziemi chłopaka.
- Nooo... tak bardzo mi się nudziło...
- I?
- Posprzątałem ci w szafkach...
Takanori otworzył jedną z szuflad. Kartki były poukładane, zeszyty w równych rządkach poustawiane na sobie. To aż dziwne, jak wielkie zmiany można było tu przeprowadzić. Mimo wszystko było w tym coś podejrzanego. Zerknął jeszcze na majtającego nogami Gilberta.
- Iiiiii...
- I? - warknął Nishimura.
- Zrobiłem ci ryż.
- Ja pierdole, moja kuchnia!

Gilbert siedział na kanapie, z głową odwróconą na bok. I ten wzrok karanego dziecka...
- ...to nie tak, że uważam, że nie potrafisz gotować, ale, kurwa, spalić sernik na zimno?! Poza tym moja lodówka... - warczał Takanori, robiąc mu gigantyczny elaborat na temat tego, dlaczego nie powinien gotować. No w porządku. Być może trochę racji miał, wszak nabawić się poparzeń trzeciego stopnia, robiąc kanapki z dżemem to nie lada wyczyn. Gilbert jednak nadal był święcie przekonany o własnej niewinności i zbytnio wymagających podejściach Takanoriego, który właśnie sunął przez pokój, mówiąc coś o zlewie.

- Chip. Myślę, że tym cię namierzyli.
Otwarte szeroko oczy wcale nie chciały powrócić do normalnych rozmiarów.
- Właśnie wyciąłeś mi serce. - wydukał Gilbert.
- To? To jakieś gówno, a nie serce.
- To serce. - warknął Gilbert, jeżąc sierść na ogonie.
- Mhm, dobra. Jak chcesz.
- Możesz je zatrzymać...
- Mhm.
Takanori przez chwilę wpatrywał się w zakrwawiony chip. A potem wyrzucił go za siebie.
- Nnn... ! ;A;
- Zaraz wracam, trzeba to przemyć.
- Każdą romantyczną chwilę spierdolisz.

Te emotki w tekście. <3
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.02.14 1:11  •  Cytaty  - Page 2 Empty Re: Cytaty
Soc, pisałem kiedyś opowiadanie Drey x Gilbert, ale wyszło beznadziejne. xD


- Pewnie najlepiej, żeby usunęli się sami, od wewnątrz?
- Nie inaczej. Jak na to wpadłeś?
- Mniej więcej między jedną gadką-szmatką przed ich vice-szefem, a wpierdolem od kolegów po fachu.
- Cieszę się, że znalazłeś sobie przyjaciół.
- Ja też. Szkoda, że ich zabiłeś - Gilbert westchnął zrezygnowany. - Więc znów będę musiał tylko tobie uprzykrzać życie.
- Mhm.
- I tyle? Zwykłe „mhm”? Właśnie powiedziałem, że będę ci zatruwał życie do twojej zakichanej śmierci. A wierz mi, trochę to jeszcze potrwa. W lochach wymyśliłem co najmniej setkę rzeczy, którymi będę mógł cię wkurzać.

- Nic nie wiem... Wpakowałem się w jakieś gówno, ciągniesz mnie po jakichś bazach, czuję się jak na wojnie japońsko-amerykańskiej, mój pies ma przez ciebie złamaną łapę, zgubiłem telefon komórkowy, przez tydzień siedziałem w jakichś lochach, a ty nie pofatygowałeś się nawet, żeby mnie z nich wyciągnąć, choć jak widać, miałeś idealne sposoby, aby to zrobić. Właściwie dopiero co wydostałem się z opuszczonej kamienicy, w której nie miałem nawet rozmówcy, a ty teraz prowadzisz mnie jakimiś podejrzanymi, zboczonymi uliczkami, w głąb miasta, którego nienawidzę. Przedtem musiałem trzepotać rzęsami przed jakimś frajerem, który wyglądem przypominał Jeża Sonica i cuchnął zgniłymi owocami. Mam złamany nos, boli mnie lewe ramię, hak za bardzo wbił mi się w nie to miejsce co trzeba. Jest mi niedobrze. Mam zawroty głowy. Dwa tygodnie siedziałem w jakimś gangu ulicznym i pomagałem zabijać niewinnych cywilów, a potem musiałem tam iść i przeszukiwać ich ciuchy. Niektóre były bardzo przesiąknięte krwią i innymi nieciekawymi zapachami. Raz musiałem walczyć z gościem o dwóch głowach i serio nie wiedziałem, do którego łba gadać, a wtedy... - umilkł, uciszony jednym gestem.
Dopisek: lubiłem zawsze jego posłuszeństwo wobec Nishimury. .-.

- … i wtedy włożę ci to prosto w...
- I właśnie dlatego do końca życia zostaniesz prawiczkiem - przerwał mu drastycznie ciemnowłosy, z wyrazem niesmaku wymalowanym na ustach. Gilbert ściągnął brwi, wstrząśnięty.
- A ty co? Podróżujesz w czasie?!
- Możesz nie pluć jak mówisz? Dziewictwo jest zaraźliwe...

- Szczerze?
- Nie, Gilbert, kłam mi prosto w oczy.
- Kocham te chwile z tobą. Z drugiej strony są osoby, które posądzają mnie o masochizm. I... yh. Nie patrz się tak na mnie! Rany, ODWAL SIĘ.
- Jaki uroczy. Zawstydziłeś się.

- Jesteś w niebezpieczeństwie.
- Więc zabieraj te łapska! - warknął Gilbert, podnosząc się ze skrzyni. To zabrzmiało tak, jakby nie osoba depcząca im po piętach była największym zmartwieniem. Wprost przeciwnie. Stanowiła tylko nową rozrywkę, rozwinięcie akcji. Dla Gilberta największe niebezpieczeństwo stało tuż obok. Nadal czuł jego dotyk na rozciętym policzku. Natychmiast przetarł to miejsce ręką, chcąc pozbyć się dziwnego uczucia.

- Jak myślisz? Senior z dołu to tajny agent?

- Jesteś zbyt ufny.
- Wiem, ale się leczę - parsknął Gilbert opierając policzek o przedramię.

- A bo wiesz... - Gilbert złapał się za brzeg stolika i podciągnął, siadając na piętach. Kącik ust drgnął jeszcze, a potem uśmiech nagle zniknął. Na kanapie nie było Nishimury. Ostatnie co usłyszał to trzask drzwi do drugiego pokoju. - … w sumie nieważne. I tak nie chciałem ci powiedzieć...

- JAK MAM SIĘ ZACHOWYWAĆ NORMALNIE?! - wrzasnął Gilbert, podciągając koc pod samą szyję.
Takanori siedział na brzegu kanapy i wpatrywał się w niego z czymś, czego Wilczy szczerze nienawidził, a im dłużej, tym poranek stawał się bardziej beznadziejny. Wystarczyła jeszcze chwila, by obu żyłka pękła.
- Jak mam się zachowywać normalnie? Budzisz mnie o czwartej nad ranem! - powtórzył Gilbert z tak wielkim wyrzutem, że niektórych masa tej pretensji mogła zgnieść.
- Jest siódma po południu.
- CZWARTA NAD RANEM.

- Co?! Zjadłbyś mnie?!
- Nazwałbym to obroną wyprzedzającą.
- Co? Ugh! Wariat! Idiota!
- Miło mi. A ja Gilbert.

Przechylił więc głowę na bok i spojrzał na miejsce obok siebie. Przesuwał ręką po pościeli.
Pustej pościeli.
Nagle zerwał się z łóżka jak oparzony. Kołdra zsunęła się na ziemię w momencie, w którym wciągał same spodnie. Majstrował jeszcze przy guziku, zamku i pasku od spodni, zbiegając po schodach. Kwestią czasu było, aż zahaczyłby nogą o stopień i potknął się, lądując na ziemi, wypięty do niewidzialnego wroga. To był pierwszy raz, gdy poręcz schodów na coś mu się przydała. Zdążył się jej chwycić, utrzymać równowagę i zanurkować w dół, przeskakując jeszcze większą ilość schodów. Do kuchni władował się jak torpeda, wpadając wprost w cudzą sylwetkę. Odbił się jak piłka i runął na ziemię.
- Szlag... klucze w kieszeni... - jęknął, czując jak „coś” wbija mu się w lewe udo.

- Kocham cię. Tak beznadziejnie się w tobie zakochałem... Myślisz, że ile już ze sobą jesteśmy? Ale ty przez ten cały czas... - Gilbert pociągnął nosem i wyrwał się z uścisku. Przyłożył dłoń do załzawionych oczu. - A potem... i tam był ten twój brat... i on mi... a ja... truskawki... hemoglobina... mistyfikacja... zrobiło się zamieszanie... kopnąłem tego gościa, a on oddał barmanowi, wtedy ja zacząłem się bić a w domu zegar nie działał chciałem go naprawić coś nie wyszłozbiłasięszybaodsamochodupróbowałemzrobićcikolacje i... i..

- Vivi? - bąknął Gilbert, przymykając nieco lewe oko. Tak. To bez wątpienia był Vivi. Jak zwykle wyglądał podle.
- Co tak długo?
- Mogłeś wejść przecież. Mieszkam w piętrowym domku na drzewie bez drzewa. Nawet nie mam szyb w oknach.
- Drzwi za to solidne.
- Zmyłka dla frajerów. Wchodź.

- Kawę? Herbatę? Drzwi są tam. Trafisz.
- Już mnie wywalasz?
- Daj spokój! Tylko sprawdzam twoją czujność. No chodź, chodź. Nie musisz zdejmować butów.
- Nie miałem zamiaru. Cholerny tu syf.
- E-e. Artystyczny nieład. Co z tą kawą?
- Wezmę jednak herbatę.
- Czarną czy sypaną? Nescafé?
- Mówiłem, że herba... ech. Daj czarną.

- Hm? - wymsknęło się Gilbertowi. - Mówiłem, że masz się rozgościć.
- Nie rozróżniam twojego salonu od piwnicy. Którędy na kanapę?
- Ha-ha. Zabawne jak cholera. Masz po lewej otwór, wejdź. A ty już doskonale wiesz co nieco o wchodzeniu w otwory, co?

- Siadaj, porysujesz mi sufit.

- Za niespełna dwie godziny znajdzie się tu Niebieska Straż.
- POSŁAŁEŚ ICH NA MNIE?! - wrzasnął nagle ewidentnie młodszy chłopak, uderzając pięścią w skrzynię. Stare deski zaprotestowały. - Jak mogłeś, ty... ty...
- Siad, piesek.

- Nie wierzę. Ta oferma odważyła się na coś takiego?...
- Nie jest taki miękki na jakiego wygląda.
- Jest miękki jak kurwa velvet!

- Nie chrzań, Gilbert. Nie widziałem bardziej bestialskiego usposobienia. Jest moment, w którym nie chcesz kogoś zabić?
- Tylko, gdy jestem martwy.

- Gil...
- Tssshhh!
- Ale...
- Dwa helikoptery, psy gończe, pięć radiowozów i cała masa facetów w czarnych garniakach.
Arthur spojrzał na Gilberta otwierając oczy tak szeroko, że omal mu nie wypadły, ale to co usłyszał, skutecznie go uciszyło. Pokiwał głową. Zrozumiał. Gilbert spojrzał na niego porozumiewawczo. „Potem ci wyjaśnię, kryj mnie!”. Arthur już otwierał usta, gdy do drzwi zaczęła się dobijać masa pięści. Warknął wpychając chłopaka do łazienki. W tym samym czasie drzwi wypadły z zawiasów.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.02.14 1:58  •  Cytaty  - Page 2 Empty Re: Cytaty
W tym samym czasie drzwi wypadły z zawiasów.
Adrich spojrzał na wtaczające się do środka siły „policyjne”, po czym rzucił lekceważąco:
- I tak miałem kupić nowe.

- Ohyda. - mruknął Gilbert, wynurzając się z kosza na brudną bieliznę. Arthur zdjął skarpetkę z jego głowy, ale poza tym nie zrobił nic. Patrzył tylko jak czarnowłosy z gracją wydostaje się z kosza.
- Znam już każdą parę bokserek, które nosisz. - oznajmił Gilbert, jakby co najmniej mu groził. - Niczym mnie już nie zaskoczysz.
Arthur się zaśmiał.

- Wyglądasz...
- Lepiej niż ty. Ręcznik ci się osuwa.
Arthur warknął;
- Słuchaj co do ciebie mówię! Chodzi o to, że przypominasz...
- Gangstera? Motocyklistę? Metala? Zapewniam, że nie chciałem zjeść twojego kota. Sam się na mnie rzucił i zwalił te perfumy...
- Orghhhttt! Pieprzysz! Dlaczego cię szukają, co?! O co chodzi?
- Nic.
- Pytam o co chodzi!
- O nic.
- Słuchaj, jeśli mi nie powiesz, wydam cię glinom. Co żeś zro - „bił” ugrzęzło gdzieś w pocałunku. (... *tu był wstrętny opis pocałunku*) Uchylił wtedy powieki i spojrzał na Gilberta błyszczącymi oczami.
- Jak się nazywasz? - zapytał miękko Gilbert.
Arthur zamrugał oszołomiony.
- Ja... co?...
- O to chodzi. - Zasalutował Gilbert i wyskoczył przez okno.

- Gdy się już zakochałeś, mogłeś mi powiedzieć. Dałbym ci zdjęcie do wzdychania.
- Co? - sapnął Arthur kierując gniewne spojrzenie przed siebie. Na moment jeszcze tylko zerknął w jego kierunku, ale gdy zorientował się, że Gilbert się w niego wpatrywał od razu czerwieniąc się odwrócił głowę na bok. - O co ci chodzi, mendo?
- Wpatrujesz się we mnie, jakbyś chciał mnie pożreć.
- Czyżby?
- Jestem żylasty.
- Nie chcę cię pożreć.
- Bo jestem żylasty.

- Daj, wezmę parę.
- Nie. Tkniesz to, a wyrwę ci...
- Ok! Ok! Nie chcę nawet wiedzieć. Cokolwiek to jest... Wolę to mieć.

- Och. To tylko ty. - zniesmaczony się skrzywił. - Mógłbyś pukać.
- Nie masz drzwi.
- Są w naprawie.
- Tak, szefie. Poprzednie wyważyłeś przy kłótni ze świętej pamięci...
- Do rzeczy, Noir. O co chodzi? Jestem zajęty.
- Serio? A dałbym uciąć rękę, że posada twojej dziewczyny właśnie się zwolniła. Eiko wybiegła z płaczem, że omal nóg nie pogubiła.
- Chodziło mi o papiery. Pływam w nich. A ty właśnie depczesz akta sprawy „Zakochany psychopata”. Dopiero je napisałem, wydrukowałem i walnąłem na podłogę. Szacunku.

- Przestań.
- Bo co?
- Bo się wywalę. A jak jebnę o ziemię, to, przysięgam, doczołgam się i pogryzę ci kostki.

- Ohyda. Ciągłe wizyty w szpitalu muszą być problematyczne.
- No... - Gilbert się ściął, trzymając w dłoni gruby notes. - nie chodzę do szpitali.
- Sam to robisz?!
- Nie. Znaczy... tak i nie.
Arthur przesunął dłonią po twarzy;
- Kiedy mówiłem, że chcę się czegoś o tobie dowiedzieć nie chodziło mi o kolejne tajemnice, Wilku.
- Piję krew.
- Aha.
- I tyle?
Arthur wzruszył barkami;
- Wiesz... żyjemy w Otchłani. To miejsce, gdzie latają koty i tak dalej. Chyba nic mnie już nie zdziwi. Chociaż... nie sądziłem, że będziesz w stanie ukrywać przede mną coś tak długo. To było podłe.
- Podłe jest to, że gryzakiem jest Eiko.
- Co?
- Nie „co” tylko „kto”. Eiko.
- Gryziesz moją siostrę?!
- Nie. Gryzę szyję twojej siostry.
- To jedno i to samo!
- Nieprawda. Jakbym gryzł twoją siostrę to zabrzmiałoby zboczenie. Nie jestem zboczeńcem.
- Nie jesteś?!
- A wyglądam na takiego?
- Przypomnę ci plażę, dwa lata temu. Prześwieciło pustkę w mózgu? Pamiętasz? Dobierałeś się do mnie!
- To co innego. Nie gryzłem cię.
- A to trzeba gryźć, żeby być zboczonym?
- Trzeba zrobić coś więcej, niż parę pocałunków. - Gilbert odłożył stertę starych papierów na miejsce. - To raczej pożądliwość.
- To niesprawiedliwe. Pożądałeś mnie wtedy, a teraz nagle ci się odwidziało?
- Pożądanie jest chwilowe. Nie odróżniasz pożądania od miłości.

- Łaaaaknę twojjeeeee krwiiii!
- Nie będzie ci smakowała, jest... błękitna.

Mężczyzna zaśmiał się okropnie, chwytając ją za brodę. Poczuła na policzku obślizgły język i znów kolacja w żołądku przewróciła się o 180*. Obrzydzenie malowało się szczególnie w kącikach jej jadowicie zielonych oczu, w których zabłysły łzy.
Od Growa: wow, znalazłem pornola z Eiko (tutajszą Ayą). o_o

- Mam raport. - odparł Gilbert.
- A ja niechęć. - wtrącił się Arthur.

- A. - dodał Adrich. - Dobra. Wszystko rozumiem. Czemu od razu nie przyszło mi do głowy, że kiedyś kogoś tam zarżnąłeś?

- … rozczarowują. Wiem, Eiko. Sam do tego doszedłem.
Odchylił głowę i wlepił niewzruszony wzrok w ścianę.
- Właśnie to mi powiedziała. - zaznaczył.
- Że jesteś uroczy?
Parsknął.
- Nie. Że się rozczarowała. Myślała, że jestem inny.
- Jak wszyscy. Wydajesz się miły, uprzejmy, bezbronny.
Dzięki, mruknął w myślach, bo właśnie dała mu do zrozumienia jaki nie był.

- Czego chcesz? Bo chyba nie zaczepiasz mnie ze wzgląd na przyjacielskie zamiary?
- Szukała cię wysoka blondynka.
- A ciebie Szatan. Kazał przekazać, że jak się spóźnisz na palenie ciał, to cię zdegraduje do miana chochlika.
- Zabawne.

- Tak się składa, że skopałeś ucznia mojej klasy.
- Czemu mnie to nie dziwi? Tacy idioci tylko u was. Za grosz szacunku, co?

- Oniiiiii-saaamaaaa!
Boże, jeśli istniejesz w tych swoich zakichanych królestwach, to spraw, żeby jej tu nie było. Zamknął ostrożnie książkę, odczekał chwilę, a potem zadarł głowę nieco do góry, na swoje nieszczęście spotykając się z parą nachalnie wlepionych w niego oczu. Jednak wraz z tym, jak podniósł na nią wzrok, twarz dziewczęcia rozjaśnił uśmiech tak promienny, że słońce mogłoby spakować manatki i wybrać się na emeryturę. Nie było w końcu mowy choćby o remisie - Mio zwyciężała w tej kwestii.
- Wszędzie cię szukałam! - oznajmiła całemu światu.
- I dlatego kurwa nie wierzę w Boga. - warknął Nishimura.

- Są trzy rzeczy, których nienawidzę najbardziej. Pudli, słodkiego jedzenia i dziewcząt z trudnym charakterem. Możesz mi więc łaskawie wyjaśnić dlaczego do samochodu zapakowałeś wszystkie trzy?
Takanori spojrzał na Gilberta. Ten wytrzymał jego spojrzenie tak długo, jak było to możliwe. Do niedawna nie do pomyślenia.
- To nie pudel... owczarek niemiecki. - poprawił go. - To nie słodkie jedzenie tylko Mio. A to nie jest kobieta, tylko Arthur. - wyjaśnił nad wyraz spokojnie kundel, przejeżdżając końcówką ogona po brzegu samochodu.
Adrich wzburzył się tą rozmową;
- Kto tu niby jest kobietą?! Jak ja cię zaraz, zachrzaniony!..

- Co tak długo?
- Trudno otwiera się zamknięte drzwi.

- A właściwie jak się nazywasz? - zapytał dryblasa przewieszony przez ramię Gilbert.
- Ivvvvvhhhrrraaahhhhnnrrr... - olbrzym wypluł przy okazji nadmiar śliny. Blondyn uniósł brwi.
- Aha.- odparł. - Ivan?
Bestia kiwnęła głową. Gilbert zwrócił się do chudzielca. - No ok. A ty?
- Ivan.
- Dwa Ivany?

- Nie o to chodzi. Moglibyśmy zadzwonić po pomoc.
- Uwaaa! Genialne! Jak ty wpadasz na tak świetne pomysły?
Blondyn sięgnął do kieszeni. Chwilę później rozległ się zgrzyt.
- … nawet nie chcę wiedzieć co to było. - powiedział Takanori, wpatrując się w eter. Ledwo powstrzymywał się od wrzasku na towarzysza.
- Yyy... sama mi spadła. Jestem tak samo zdziwiony jak ty. - próbował wybronić się Gilbert, choć szło mu to doprawdy opornie.

Nishimura warknął, rzucając kubkiem przed siebie. Gilbert zdążył tylko unieść brew w geście pytania, a potem dostał w głowę i zwalił się jak długi na ziemie. Zaraz chciał wstać, ale widząc jak Takanori sam pada na podłogę, mimowolnie przylgnął do gleby.
Cisza.
Gilbert rozejrzał się dyskretnie dookoła. Uśmiechnął ponownie.
- Nie trzeba było. Gdybym chciał kawę, sam bym sobie...
Nagle kawał ściany runął, dach posypał wióry, a do domu wtargnęły ciężkie buciory, założone na nogi naprawdę byczych facetów w ciemnozielonych strojach.

- Nigdy nie sądziłem, że zobaczę go w takim stanie...
- Ja to nie sądziłem, że w ogóle go zobaczę.

--- --- ---
‒ Mógłbyś...
‒ Nie, nie mógłbym. Chyba, że chcesz rozwalić sobie łeb.
‒ Uhm, zawsze o tym marzyłem ‒ wymamrotał pod nosem.
< / 3

Wrócił do łazienki, zastając monstrum, które walczyło z wyślizgującym mu się z rąk żelem pod prysznic.
(...) [Takanori] Złapał go za nadgarstek, a Wilk szarpnął się słabo, mimowolnie ukazując kły.
‒ To nie moja wina! Po prostu... ma dziwny kształt i nie chce utrzymać się w ręce. Rany. Puść mnie.

‒ A to ma jakieś znaczenie? ‒ odwrócił twarz w jego stronę, unosząc jeden z łuków brwiowych.
‒ Tak, ma ‒ odpowiedział szybko, unosząc głowę do góry, jakby był święcie przekonany o tym, że w tej jednej sprawie był nieomylny. ‒ Chciałbym wiedzieć czy... ‒ nie dokończył. Przygryzł dolną wargę, a głowa znów powróciła do swojego normalnego poziomu.
‒ Co? Czy też miałbyś szansę? ‒ pokręcił głową z dezaprobatą.
Odpowiedziała mu wymowna cisza.
‒ Nie rozumiem, dlaczego tak bardzo ci na tym zależy ‒ mruknął, znów odwracając głowę.
‒ Nie rozumiesz, ale to wiesz. Poza tym to wszystko twoja wina ‒ prychnął, podkulając kolana pod brodę. ‒ Zawsze to robisz... Uświadamiasz mi, że nigdy nie będę wystarczająco dobry. Że jestem tak beznadziejny, że nie możesz na mnie patrzeć, a później robisz coś, co zupełnie nie pasuje do tego traktowania. Przychodzisz, gdy coś jest nie tak i...
‒ Tym razem to była moja wina ‒ wtrącił, a wilcze uszy drgnęły. ‒ Nie lubię być niczyim dłużnikiem.
‒ I tak byś nim nie był. Nie mam na myśli tylko tej sytuacji i doskonale o tym wiesz. Skoro tak bardzo lubisz mi wytykać błędy, a nawet ‒ przełknął ślinę z niesmakiem ‒ możliwie się mnie brzydzisz, to... dlaczego?
‒ Zazwyczaj docenia się pomoc, a nie wnika w przyczyny jej udzielenia. Poza tym muszą istnieć jakieś powody? ‒ zmarszczył nos i powoli podniósł się z ziemi.
‒ W twoim wypadku? Zapewne.
;-;

‒ Obejmij.
‒ C-CO?! ‒ otworzył szerzej oczy.
‒ Rany, Gilbert. Po prostu masz się oprzeć, tak?

‒ Zęby.
‒ Haaa?!
‒ Umyj zęby ‒ wzruszył barkami i wyprostował się.
‒ To ja tutaj... a ty... wrrr... zawsze wszystko spierdolisz ‒ warknął.
‒ Taki urok.

‒ Co się dzieje?
Zaskoczone pytaniem monstrum uniosło brwi, wypuszczając z ust kłąb dymu.
‒ Nic. Dlaczego miałoby się coś dziać? ‒ spokój, w który Takanori przyodział te słowa, aż wbijał niewidzialną, zimną igłę w klatkę piersiową Gilberta.
No dalej. Przecież nie musisz udawać, westchnął w myślach czarnowłosy i zmrużył oczy.
‒ Wiesz... ‒ zaczął i oderwał wzrok od twarzy ciemnowłosego, by skierować go na inny punkt. Ten, który stał się główną poszlaką dla tego, że z Nishimurą nie wszystko było tak, jak powinno być. ‒ Stabilne stoły na ogół nie przewracają się same z siebie, a ludzie nie wydzierają się po nocach, mając świadomość, że mogą kogoś obudzić ‒ skwitował takim tonem, jakby była to oczywista oczywistość. Bo była.

‒ Kiedy mówię, że masz coś zrobić, to masz to, kurwa, zrobić! ‒ warknął.
Salvatore skulił uszy, odwracając twarz w bok. Uchyliwszy powieki, zaczął błądzić wzrokiem po podłodze. Chyba wolałby skończyć z rozwaloną głową...

‒ Skoro tak bardzo tego... Nie. Skoro tak bardzo mnie nienawidzisz ten widok sprawiłby ci przyje...
TRZASK.
Dwubarwne oczy znów otworzyły się szerzej, a policzek zapiekł boleśnie. Zdezorientowane spojrzenie wreszcie padło na Nishimurę.
‒ Stul.swój.jebany.pysk. ‒ wycharczał (...).

Kitsune szarpnął za jego rękę, a on mimowolnie zacisnął powieki, wiedząc, że mimo wszystko nie ma szans na to, by za moment nie znalazł się obok swojego pana. Był gotowy na kolejne uderzenie, ale jednocześnie wcale go nie chciał.
‒ Nie b-b-b... b... ‒ zamarł, gdy nie poczuł nic, prócz niewielkiego ciężaru na swoim ramieniu i czegoś miękkiego, muskającego jego szyję. Niepewnie uchylił powieki i zerknął w bok, rejestrując wzrokiem jedynie ciemne kosmyki. W jednej chwili dotarło do niego w jakiej sytuacji się znalazł, a serce znów zaczęło tłuc mu się w klatce piersiowej jak oszalałe. Przecież w tym wszystkim nie było nawet cienia logiki... Nawet on nie mógł uwierzyć w to, że Nishimura znajdował się tak blisko i na dodatek nie było w tym nic złego. Na pewno za mocno oberwał i teraz miał omamy. ‒ Huh...? ‒ wyrwało się z jego ust, gdy przynajmniej częściowo wrócił na ziemię. Zamrugał jeszcze oczami, ale to nie zmieniło jego położenia. ‒ Co ty...
‒ Powiedziałem, że masz się nie odzywać ‒ rzucił już spokojniej, ale nadal można było wyczuć rozkazującą nutę w jego głosie. Płytki, ciepły oddech muskał skórę czarnowłosego.
‒ Um...
‒ Wkurwiasz mnie...
‒ To nie jest najlepszy sposób na okazy...
‒ Wkurwia mnie to, że wiecznie pchasz się w najgorsze bagna ‒ kontynuował, ignorując próbę wtrącenia mu się w słowo.
Gilbert obruszył się.
‒ Ja wcale nie...!
‒ I to, że wiecznie się usprawiedliwiasz. Brak ci instynktu samozachowawczego i pewnie nigdy o sobie nie myślisz...
Wilk warknął i szarpnął się gwałtownie do tyłu.
‒ Możesz już skończyć? ‒ prychnął i zaraz znów znalazł się niebezpiecznie blisko ciemnowłosego, tym razem skutecznie pozbawiony możliwości ucieczki. Serce go rozbolało. Jak, do cholery, mógł robić coś, co było całkowicie sprzeczne z tym, co mówił?
(...)
‒ Siedź na dupie. Jeszcze nie skończyłem ‒ rzucił bardziej stanowczym tonem i na szczęście czarnowłosy nie mógł określić wyrazu jego twarzy. ‒ Wkurwia mnie to, że wiecznie spierdalasz, stale dopowiadasz. Czasem jesteś tak kurewsko upierdliwy, że mam ochotę poderżnąć ci gardło. Jest w tobie tyle wkurwiających rzeczy, że nie mogę uwierzyć, że najbardziej wkurwia mnie to...
‒ Już wystarczy. Puść mnie! ‒ zacisnął palce na jego ramionach, chcąc spróbować odepchnąć go od siebie. Bolało. Tak bardzo...
‒ ... że ktoś kładzie na tobie swoje brudne łapska.
W momencie przestał się szarpać, wpatrując się w ścianę naprzeciwko, wyraźnie zagubionym wzrokiem. Miał wrażenie, że się przesłyszał. Na pewno musiał się przesłyszeć, przecież Takanori w życiu nie powiedziałby czegoś podobnego. Na pewno była to kolejna obraźliwa rzecz zniekształcona przez mamrot w jego ramię. Tylko dlaczego to cholerne serce nie przestawało bić gwałtownie i szybko...?

;A;

‒ Wiem ‒ rzucił cicho.
Ciemnowłosy zerknął na niego z ukosa, unosząc brwi.
‒ To po cholerę to sprawdzasz?
‒ Bo tak ‒ siła argumentu powalała. ‒ Powinieneś przestać palić.
‒ Mhm.
‒ I skończyć z „mhm”.
‒ . . . aha.
‒ Z tym też.
‒ Coś jeszcze?
‒ Nooo...
‒ Nie jesteśmy małżeństwem ‒ prychnął.
‒ ... ‒ otworzył usta i odsunął się. ‒ I tak byś nie słuchał.

Nishimura westchnął zrezygnowany.
‒ Jedno pytanie.
‒ ... co?
‒ Odpowiem ci na jedno pytanie ‒ wyjaśnił.
‒ Jedno pytanie to za mało ‒ zmarszczył nos. ‒ I co? Mam niby spytać, jaki jest twój ulubiony kolor? ‒ prychnął.
‒ Czerwony i niebieski.
‒ TO NIE BYŁO PYTA... ... ... ... co? ‒ burknął, a jego policzki automatycznie poczerwieniały. ‒ No nie wierzę! Ty... ZNOWU KŁAMIESZ! ‒ warknął, odsuwając się i przyciskając uszy do czaszki.
‒ ...
‒ No jasne. Pewnie zaraz ktoś wyskoczy z kamerą i krzyknie...
‒ Gilbert.
‒ ... „Mamy cię!”. Zresztą to byłoby bardzo w twoim...
‒ Gilbert.
‒ ... stylu. I nie gilbertuj mi tutaj!
Dla sprostowania - Gilbert miał dwubarwne tęczówki - czerwone i niebieskie.

‒ Widzisz. To nie takie trudne ‒ zmierzwił palcami czarne włosy monstrum, które właśnie zacisnęło palce na jego koszulce, oddychając ciężej.
‒ Dupek ‒ burknął Gilbert.
‒ Tak, ja ciebie też.

Ogh, zmęczyłem się. Kiedy indziej jeszcze poszperam.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.02.14 2:06  •  Cytaty  - Page 2 Empty Re: Cytaty
‒ Pierdol się ‒ warknął, mimowolnie ukazując wilcze kły.
‒ Właśnie do tego zmierzam.
‒ HA?! ‒ obruszył się. Chyba nie sądził, że... ‒ ZOSTAW MNIE, TY NIEWYŻYTA MENDO! ‒ prychnął. ‒ Nienawidzę tego... Nienawidzę, gdy udajesz, że nic się nie stało ‒ wysyczał wściekle i jakimś cudem wreszcie udało mu się odwrócić twarzą do ciemnowłosego i wysunąć jego rękę spod koszulki. Niemniej jednak nadal zaciskał palce na nadgarstku chłopaka, jakby mimo wszystko nie chciał, żeby się odsunął. Przeklęte odruchy. ‒ Wychodzisz bez słowa. Mógłbyś nawet powiedzieć, że to zrobisz. Wychodzę z siebie, a ty... pieprzysz się z innymi po kątach... i ten talerz... Nie chciałem, żeby się potłukł. Tylko ten twój dotyk... ‒ zamilkł, spoglądając z ukosa gdzieś w bok i przygryzł dolną wargę. Głos już mu się łamał, dlatego o wiele lepiej było się zamknąć.
Kitsune z kolei przyglądał mu się spojrzeniem, które wyrażało więcej, niż tysiąc słów. Chyba w życiu nie słyszał czegoś równie idiotycznego, ale w jednej chwili uświadomił sobie, że zostawianie Gilberta samego, nie działa dobrze na stan jego psychiki. Poniekąd jednak wydawał się być zdziwiony tym, co usłyszał.
‒ Że niby co robię po kątach...? ‒ uniósł jeden z łuków brwiowych ku górze, a srebrzyste tęczówki rozbłysły czymś w rodzaju pobłażliwości.
‒ Nooo... ‒ przeciągnął, ale nie dał rady skończyć, krzywiąc się żałośnie na samą myśl o tym, że te ręce mogły dotykać kogoś innego. Palce Salvatore'a zacisnęły się mocniej na trzymanym nadgarstku.
‒ Gilbert...
‒ Nic nie poradzę, że ty...
‒ ... jesteś idiotą ‒ westchnął z rezygnacją i wolną ręką ujął jego podbródek unosząc go do góry. Różnokolorowe oczy chcąc nie chcąc w końcu musiały zwrócić wzrok na jego twarz, przez co ich właściciel poczuł się jeszcze bardziej skrępowany tym, co powiedział. Ale zaraz... To znaczy, że on nie...?
‒ Ugh. To twoja... NIE JESTEM IDIO...
[cenzura na obmacywanie] (...)
‒ P-przestań!
Nie zabrzmiało to przekonująco, zaś w uszach Nishimury najwyraźniej było doskonałą zachętą do dalszego działania. Dlatego też, nie bacząc na mało dosadny protest, zaczepił palcami o jego spodnie, jednocześnie mogąc poczuć, jak ręka Gilberta coraz mocniej napiera na jego klatkę piersiową.
‒ T-TAKE! JA NIE JESTEM GOTOWY PSYCHICZNIE.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.03.14 1:58  •  Cytaty  - Page 2 Empty Re: Cytaty
Yuno vel Kruś napisał:Może ta relacja wciąż powstaje i na razie bardziej przypomina zielony pąk niźli kwiat znajomości, ale wszystko w swoim czasie.

Bo to było tak głębokie i piękne, że nawet nie nadaje się do "Tekstów" *ociera łezkę wzruszenia*
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.04.14 11:18  •  Cytaty  - Page 2 Empty Re: Cytaty
Wszystko poniżej – James Frey „Milion małych kawałków”:

– Co ty o tym myślisz?
– Nie chce mi się w tej chwili myśleć.
– Kiedyś będziesz musiał.
– No to poczekam na kiedyś.

– Jak możesz nie wiedzieć?
– Nie pamiętam.
– A co pamiętasz?
– To i tamto.
– Czyli co?
– Nie pamiętam.

– Nie wiem, czy jesteś najgłupszym kutasem jakiego w życiu spotkałem czy najodważniejszym, ale jeżeli odpowiesz mi na jedno pytanie, to rozważę puszczenie tej ostatniej uwagi w niepamięć.
– Co to za pytanie, Leonard?
– James, czy ciebie pojebało?
– Tak, Leonard, pojebało mnie. Pojebało mnie i to jak.
– To dobrze, bo mnie też pojebało.
Hue. ~
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.04.14 11:42  •  Cytaty  - Page 2 Empty Re: Cytaty
Hubert Selby "Requiem dla snu"

- "Cały dzień i noc śpiewała pieśni gospel więc człowiek myślał że niebo jest gdzieś za rogiem. No wiesz, śpiewała a człowiekowi robiło się dobrze w całym środku, zupełnie jak po prochach."

- "Uważam, że jedną z bolączek współczesnego świata jest to że nikt nie wie kim tak na prawdę jest. Wszyscy biegają i szukają własnej tożsamości albo próbują się pod coś podpiąć, ale sami nie zdają sobie z tego sprawy. Żyją w przekonaniu że doskonale wiedzą, kim są."

- "Wiesz, osobiście uważam, że ludzie, którzy chodzą do psychiatry, powinni się leczyć na głowę."

- "Zaraz! Boże wszechmogący wygląda na to że całe dotychczasowe życie upłynęło jej na czekaniu. Czekaniu na co???? Czekaniu na to by zacząć żyć. Tak, zgadza się, czekała na to by zacząć żyć. (...) Wszystko co robiła było jedynie próbą generalną przed życiem."
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.05.14 14:55  •  Cytaty  - Page 2 Empty Re: Cytaty
Zlepek cytatów z przeróżnych źródeł.

"Miłość jest jak narkotyk. Na początku odczuwasz euforię, poddajesz się całkowicie nowemu uczuciu. A następnego dnia chcesz więcej. I choć jeszcze nie wpadłeś w nałóg, to jednak poczułeś już jej smak i wierzysz, że będziesz mógł nad nią panować. Myślisz o ukochanej osobie przez dwie minuty, a zapominasz o niej na trzy godziny. Ale z wolna przyzwyczajasz się do niej i stajesz się całkowicie zależny. Wtedy myślisz o niej trzy godziny, a zapominasz na dwie minuty. Gdy nie ma jej w pobliżu - czujesz to samo co narkomani, kiedy nie mogą zdobyć narkotyku. Oni kradną i poniżają się, by za wszelką cenę dostać to, czego tak bardzo im brak. A Ty jesteś gotów na wszystko, by zdobyć miłość."

"Wszędzie są kobiety. I głód erotyczny nurtuje pod wierzchem życia, nasyca je barwą i żarem, jest mięsem czerwonym dla jego skóry. Można go tłumić, wekslować na inne tory, nadawać mu różne nazwy i kwalifikacje. Przecież, przywalony kodeksem i obyczajem, bije w głębi pulsem złej rewolty, huczy ciągłą upartą gotowością wybuchu."

"Odszedłeś, a razem z twoim odejściem przyszło do mnie dwóch Panów. Pierwszy powiedział: 'muszę obdarzyć Cię wielkim smutkiem', a drugi samotnością... Spojrzałam na nich ze łzami w oczach i wyszeptałam -'wchodźcie chłopaki, uwielbiam trójkąciki'."

"Bo on powiedział, że jestem najlepszą rzeczą, jaką spotkał w życiu. I byłam tak rozczulona, że nawet nie zwróciłam uwagi na fakt, że nazwał mnie RZECZĄ. Po prostu stałam z uśmiechem rodem z marnego serialu komediowego i spoglądałam w najpiękniejsze oczy na świecie..."

"Czy zastanawiał się Pan kiedyś, jak silnie związani jesteśmy z przeszłością? Niekoniecznie naszą. Zresztą cóż to jest nasza przeszłość? Gdzie są jej granice? To jest coś w rodzaju bliżej nieokreślonej tęsknoty, tylko za czym? Czy nie za tym, czego nigdy nie było, a co jednak minęło? Przeszłość to tylko nasza wyobraźnia, a wyobraźnia potrzebuje tęsknoty, wręcz karmi się tęsknotą. Przeszłość drogi Panie nie ma nic wspólnego z czasem, jak się sądzi."


                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.05.14 15:19  •  Cytaty  - Page 2 Empty Re: Cytaty
Terry Pratchett "Kot w stanie czystym"

Co kampania na rzecz Prawdziwego kota ma przeciwko psom?
Nic.
Nie, poważnie...
Naprawdę. Istnieją doskonale grzeczne, wytresowane, posłuszne psy, które nie szczekają jak zacięta płyta, nie brudzą na środku chodnika, nie obwąchują kroczy ani nie zachowują się jak ulubieńcy wszystkich w okolicy, bo im się wydaje, że są takie rozkoszne. I nie skomlą, nie kradną i nie płaszczą się w stylu, który zawstydziłby XIV-wiecznego zawodowego żebraka. Uznajemy ten fakt.
To dobrze.
Istnieją także wielkoduszni strażnicy miejscy, dziwki o złotych sercach oraz prawnicy, którzy nie wyjeżdżają na wakacje w samym środku waszej skomplikowanej sprawy z kupnem domu. Tyle, że nie spotyka się ich zbyt często."

"Interesującym zjawiskiem przy pozyskiwaniu kotów jest to, że są zwykle albo praktycznie darmowe, albo bardzo kosztowne. To tak jakby przemysł motorowy nie produkował niczego pomiędzy motorowerem a porsche."

"Całkiem zwyczajny kot prawdopodobnie otrzyma całkiem różne imiona kiedy:
1. na niego nadepniecie;
2. jest jedynym zwierzęciem zdolnym dopomóc w śledztwie co do tajemniczej mokrej plamy na dywanie i niepokojącego odoru w pokoju;
3. wasza pociecha właśnie traktuje g pieszczotami trzeciego stopnia"

"Nigdy nie nadajcie kotu imienia, którego wolelibyście nie wykrzykiwać około północy pełnym napięcia i niepokoju głosem, stukając przy tym łyżką w blaszaną miskę."

"Przy wyborze imienia warto również wziąć pod uwagę jego maksymalną siłę hamującą w zatłoczonej kuchni, kiedy na przykład torba ze stekami zaczyna się dyskretnie przemieszczać w stronę krawędzi stołu. Potrzebne jest słowo o ostrym brzmieniu. "Zut!" wydaje się bardzo odpowiednie. Egipcjanie mieli kociogłową boginię o imieniu Bastet - teraz już wiecie dlaczego."

"(...) Potem nadchodzi faza realistyczna ("W końcu, z czysto geometrycznego punktu widzenia, kot to that naprawdę tylko rura z zaworem u góry")
Bierzemy pigułkę do ręki, kota do drugiej...
Ehm...
Bierzemy pigułkę, drugą ręką trzymamy dużą ścierkę z wystającą po jednej stronie wściekłą głową kota. Trzecią ręką rozwieramy małe szczęki, wciskamy pigułkę, zaciskami pyszczek, a czwartą ręką łaskoczemy w gardło, aż cichy odgłos przełykania zaświadczy, że piguła poszła w dół.
Chcielibyście.
(...)
Ważne jest, by uniknąć trzeciej fazy która zasadniczo składa się z Człowieka, Bestii i Leku zawartym w dynamicznym starciu i która powinna być raczej rzeźbiona niż opisana.
Czwarta faza zależy już tylko od was. Zwykle na tym etapie kot prezentuje nowo odzyskaną chęć życia, czyli można uznać kurację za udaną. (...) Znajomy właściciel Prawdziwego kota sugeruje, żeby zgnieść przeklęty obiekt na proszek(pigułkę, nie kota, choć w fazie czwartej ten pomysł wydaje wam się atrakcyjny)(...) Dokładniejsze przesłuchanie ujawniło, że znajomy właściciel sam tego nie próbował, wydedukował tylko na podstawie studiów teoretycznych(jest inżynierem, co wyjaśnia sprawę)."
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Cytaty  - Page 2 Empty Re: Cytaty
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Książki

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics
» Cytaty

 
Nie możesz odpowiadać w tematach