Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

  Być może płytka forma emocji, którą potrafił odczuwać Yun była jeszcze gorsza od całkowitego ich odrzucenia. Chińczyk cenił w sobie jednak zdolność traktowania uczuć, jako wrażeń, nad którymi posiadał zdecydowaną kontrolę. Sam mógł zadecydować, kiedy je uzewnętrzni, a kiedy zachowa w całości dla siebie. Nauczył się bowiem, że inteligentne z nich korzystanie przyniesie mu więcej przywilejów, niż beznamiętność. Był książką, której tytuł zmieniał się na życzenie.
  Przeczekał go. Cierpliwości nie dało się ciemnowłosemu odmówić. Pomimo niewygodny i żałosnego położenia nie zamierzał odpowiadać na agresję właściciela tym samym. Nie podnosił głosu, bo nie czuł, że jego duma została w jakikolwiek sposób urażona. Łowca wyłącznie się bawił, a jak to bywa z każdym dzieckiem, odbieranie mu siłą zabawek przyniesie więcej problemów, niż przedłużenie frajdy o kilka dodatkowych minut. Aż wreszcie, gdy rozrywka przeminie, zajęcie stanie się monotonne, dziecko z dumą uniesie tyłek ponad piaskownicę sądząc, że samo podjęło decyzję o zakończeniu zabawy.
  Nie upadł. Podparł się ręką, która pozostała wolna. Konfrontacja twarzy ze szkłem przyniosłaby tylko odrobinę bólu, lecz nawet tego postanowił sobie dzisiaj oszczędzić. Nie miał humoru, by zmotywować swoje ciało do regeneracyjnych działań. Najpewniej spędziłby resztę nocy leżąc pod gwiazdami, z twarzą pokrytą w drobnych skaleczeniach i zapominając o tym jak koszmarnie wygląda. Jego uroda nigdy nie była szczególnie atrakcyjna, w chinach zlewał się z tłumem i gdyby nie charakterystyczna blizna ciągnąca się niemalże przez całą buzię, nawet teraz z łatwością zniknąłby w chmarze szarych desperatów. Nie przejmował się tym, jak wygląda i żadna szrama nie byłaby w stanie tego zmienić.
  Zamrugał powoli trawiąc słowa łowcy.
Nie rozumiesz uczuć, Venc. Więc nie sądzę byś miał prawo wypowiadać się na ich temat.
  Podniósł się z kolan i rozprostował ostrożnie każdą z kończyn. Ból pozostał, szczególnie w łokciu wykręconej ręki, która leżała w niezbyt wygodnej pozycji przez cały wybuch gniewu właściciela. Zabawne, że właśnie on, pozbawiony pozornie wszelkich emocji, tak łatwo im ulegał. To tylko upewniało Wuxiana w przekonaniu, że osoby całkowicie obojętne na świat nie istnieją. Były wyłącznie te, które uparcie trwały w przekonaniu, że nic ich nie rusza, niewykształcone dostatecznie, aby zrozumieć działanie własnego umysłu.
  Przechylił głowę w stronę każdego z ramion w towarzystwie satysfakcjonującego stuknięcia przeskakujących kości. W zasadzie sam zamierzał posprzątać bałagan, którym przypadkiem przyozdobił brudną już wystarczająco podłogę. Szukał miotły, zanim Venceslaus nie postanowił skorygować jego postawy. Teraz, rzucając narzędziem obok Yuna zapewnię poczuł powiew kontroli. Bez wątpienia zabezpieczył swoją pozycję każąc wymordowanemu pobujać się ze szczotką.
  Yun lubił sprzątać. Może nie byłaby z niego skuteczna gospodyni, ale szkło znikające za sprawą regularnych machnięć napełniało go satysfakcją. Kawałek po kawałku odkrywał prawdziwy wygląd podłogi. Zmiatając przy okazji wszystko, co nawinęło się pod miotłę odgruzowywał spory kawałek wokół kuchennego aneksu. Kto wie, może gdyby jakiś szaleniec posprzątał całe mieszkanie, okazałoby się ono całkiem przytulnym schronieniem? Pogwizdywał w trakcie swojego zajęcia. Zaczął od jakiejś pospolitej melodyjki, ale szybko zamieniła się ona w tradycyjną, chińską piosenkę, za sprawą której uczono dzieci w przedszkolu wypowiadać trudniejsze sylaby.
  Wystarczyło kilka minut, by uporał się ze szczątkami zastawy.
  — Tracisz klientów takim podejściem. Biznes to biznes, Venc, a ty mieszasz do niego swoje prywatne uprzedzenia. — Oparł się na kiju nachylając nieznacznie do przodu. Poza zamieceniem szkła i porcelany w jedną kupkę nie miał co zrobić z piramidką odłamków. Wszędzie walało się tyle rzeczy, że łowca prawdopodobnie nie posiadał nawet kosza. Nie to jednak zaprzątało myśl opętanego, a dziwna niechęć siwowłosego, do kundli. — Nie wierzę, że akurat to ci na sercu leżało. — Zaśmiałby się w tym momencie, gdyby rozkojarzył się jeszcze trochę. Na szczęście pozostał beznamiętny jak skała, bez cienia przesadnych emocji. — Jeżeli nie chcesz się wtrącać w moje życie, to tego nie rób. Nie przepadam za nadmierną uwagą, więc jeśli nie będę się kręcił w okolicach twojego hotelu, to liczę że ty też nie nadwyrężysz mojej cierpliwości interesując się tym, czym nie powinieneś.
  Odstawił miotłę w miejsce, gdzie jego zdaniem najlepiej pasowała. Nawet na ścianach brakowało już fragmentami miejsc, więc znalezienie dla niej oparcia samo w sobie okazało się wyzwaniem. W końcu jednak przetarł ręce jedna o drugą dając odpoczynek zaciśniętym wcześniej na kiju palcom.
  — Świetnie. W takim razie zleć to komuś innemu — odparł z satysfakcją. Wszystko wydawało się teraz lepsze od latania w interesach siwowłosego socjopaty. W ten sposób udało im się chyba omówić wszystkie kwestie, które wcześniej tak dramatycznie trzymał dla siebie Venc. Wystarczyła odrobina cierpliwości, by pękł.
                                         
Yume
Opętany
Yume
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Yun Wuxian Mei


Powrót do góry Go down

Nie mógł tego stwierdzić, co było lepsze. Od setek lat borykał się ze swoim problemem. Starał się przynajmniej częściowo zrozumieć emocje, którzy inni ukazywali na co dzień. Uczył się ich, przyswajał, by następnie umieć je jakoś kontrolować i wyrażać. Najłatwiej było interpretować te negatywne, bardziej niechciane i złośliwe. Dlatego to właśnie je najczęściej ukazywał. Gorzej sobie radził z tymi, w których musiał pokazać coś pozytywnego. Zaśmiać się, uśmiechnąć. W tym był sztywny i widać było, że eks-Łowca nie do końca sobie z nimi radził i to nie dlatego, że nie chciał. Po prostu nie potrafił. Przynajmniej nie zawsze. Miewał lepsze dni, jak i te gorsze, a Yume miał masochistycznego farta, trafiając na ten gorszy dzień. Pewnie właśnie dlatego w większości mógł nie rozumieć podejścia Venceslausa. W jednej chwili chciał być w miarę miły i pomocny, a w drugiej przyciskał go do ziemi, tylko dlatego, ponieważ to była jedna z rzeczy, która w pierwszej chwili przyszła mu do głowy po tym jak zobaczył rozbijające się naczynia. Z drugiej strony nie powinien go winić. Dezerter starał się jak tylko mógł, aby zrozumieć to, co dokładniej czuł mężczyzna. Widocznie bez skutecznie.
Nie interesowało go to, co sobie w tej chwili myślał mężczyzna. Zapewne niewiele zrobiłby, gdyby Yun ponownie powiedziałby mu, że zdecydowanie brakuje jemu cierpliwości, a taka minimalistyczna rzecz jak zbicie naczyń potrafiła wyprowadzić go z równowagi. Nawet jeśli, to co z tego? Bywali gorsi, on bywał czasem gorszy. Gdyby naprawdę chciał znaleźć pretekst do tego, aby wyładować na nim swoją złość, zrobiłby to dawno temu. A nawet i bez pretekstu radził sobie całkiem dobrze i Yun zdążył się o tym przekonać na własnej skórze. Pewnie domyślał się, że to i tak nie było nic. To tylko sugerowało, jak bardzo zepsuty był właściciel hotelu, a inni potrafili wytrzymać z nim tylko dlatego, bo dobrze płacił. I miał silne układy.
Kątem oka obserwował to, w jaki sposób mężczyzna zabierał się za sprzątanie. Dziwiło go to, że był wstanie robić to z małą pasją, podgwizdując sobie coś pod nosem. Wiadomym było, że on nie pokwapiłby się do takiego czynu. Ven i sprzątanie? Równie dobrze mógł wynająć kogoś, kto zająłby się jego mieszkaniem, aby jednocześnie dobrze zagospodarować przestrzeń, którą dostał w ramach bardzo dawnej i zapomnianej współpracy. Niemniej nie lubił, kiedy ktoś obcy krzątał się w tym miejscu. Miał tu parę rzeczy, które wolał, aby nie ujrzały światła dziennego. W końcu każdy miał swoje tajemnice, a Venceslaus w żaden sposób nie odstawał od tej społeczności.
Gdy mężczyzna skończył, wskazał mu śmietnik, do którego mógł wyrzucić potłuczone rzeczy. Pomimo tego, że Łowca był bałaganiarzem, nie brakuje tu podstawowych rzeczy do życia. Mieszkanie generalnie było funkcjonalne, tylko zaniedbane. Powód mógł pozostać nieznany. Prawdą było, że tylko jedna osoba niegdyś tu sprzątała. Chińczyk, którego nie widział od dobrych kilkudziesięciu lat. To mniej więcej od tego właśnie momentu mieszkanie straciło swoją dawną świetność. A w zamian gromadziło się tu jeszcze więcej rzeczy, które owszem, używał, ale były porozwalane po całym pomieszczeniu.
Być może, ale nie powinno Cię to interesować, Yume. Gdybym tego nie wiedział, dawno zerwałbym współpracę, którą wiążę z właścicielem burdelu — zauważył, jednak tym razem nie dał się tak łatwo sprowokować. Prawdą było, że w ogóle nie czuł prowokacji ze strony Yume, co najwyżej jej sam zalążek — Chcesz mi coś zarzucić? — spytał, z jawną ciekawością co do opinii, którą przez ten krótki moment uchował sobie w głowie.
Tylko Cię informuję — dodał odrobinę surowiej, pozostawiając swoją sówkę w spokoju, kiedy miał już pewność, że stworzenie czuło się całkowicie dobrze i dalej mogła sobie smacznie spać. W między czasie jego Pożeracz zainteresował się całą sytuacją, ale nie na tyle, by móc jakoś interweniować. Nie czuł takiej potrzeby, bo wiedział, że właściciel tylko się bawił.
Tymi słowami wiedział, że ich konwersacja była skończona. Z nosa wypuścił strumień ciężkiego powietrza, zupełnie jakby zmęczył się całą zaistniałą sytuacją. Czy była to prawda? Ciężko powiedzieć. Na pewno miał ogromną chęć, aby wypalić jeszcze jednego papierosa, dlatego ruszył w kierunku stolika, sięgając po wymemłaną paczkę.
Jak jesteś głodny, to mogę nam coś zrobić. Jeśli jednak nie masz zamiaru czerpać z mojej gościnności, to wiesz gdzie są drzwi — odparł treściwie, a chłodne spojrzenie wbił w sylwetkę wymordowanego. Ostatnia szansa na to, że mógł jeszcze skorzystać z marnej gościnności łowcy. Darmowy posiłek zawsze był dobrą alternatywną, jednak ciężko było powiedzieć, czy aby w tym przypadku jest on właściwy.
                                         
Venceslaus
Dezerter
Venceslaus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Venceslaus Patterson.


Powrót do góry Go down

W odróżnieniu od plagi desperatów z problemami bezsenności, Yume zażywał odpoczynku w nadmiarze. Potrafił pracować dzień, niemal dwa bez przerwy na zmrużenie oka, ale wszystko odbijał potem kilkudniowych lenistwem. Był pracoholikiem, ale gdy ciało odmawiało posłuszeństwa, nie mógł zrobić nic.
  Teraz bez wątpienia przyszedł jego czas, by zaszyć się w jakiejś norze i zregenerować utracone siły. Liczył gdzieś w głębi umysłu, że mimo niechęci Venca uda mu się jakimś sposobem dostać własny kąt na chociażby jedną noc, ale sprawy wyraźnie się skomplikowały. W towarzystwie właściciela nie potrafił odpoczywać, a siwowłosy nie planował go najwyraźniej wypuścić. Upierdliwa sytuacja, biorąc pod uwagę, że momentami nie mogli na siebie patrzeć.
  Im dłużej tu przebywał, tym bardziej kwestionował swoją zdolność do logicznego myślenia. Oczywiście, cały czas gnębiły go ponure myśli, ale zazwyczaj nie dawał im tak wyraźnie mieszać w swoim postępowaniu. Powinien ulotnić się z tego mieszkania przy pierwszej, lepszej okazji. Pamiętał jednak, że klucze spoczywały gdzieś w ubraniu Vencla, więc bez jego wiedzy nigdy by się nie wyślizgnął. W ostateczności mógł zrobić coś, co żadnego z nich by nie zadowoliło. Wielkie cielsko Cerbera najpewniej rozwaliłoby sufit i fragment kolejnej kondygnacji, ale jeżeli sytuacja zrobi się nieprzyjemna...
  Spojrzał na dłonie. Zrosił je delikatnie wodą, którą niemal natychmiast wytarł w materiał spodni. Pręgi po ogniu bolały jeszcze mocniej, niż wcześniej. Zapewne dlatego, że wymordowany do czynności wycierania podchodził przesadnie szczegółowo. Potem pobiegał nieco z miotłą i wszystko na nowo zaczęło płonąć. Szkarłatne plamy bledły powoli, ale w takim tempie nie doczeka się żadnej poprawy aż do kolejnego tygodnia.
  Uniósł wzrok ponad dłonie.
  — A ja cię nie informuję, tylko ostrzegam. Nie rób nic przesadnie głupiego. — odparł jeszcze z tonem, który nie zdradzał zdenerwowania. To była zwykła, przyjacielska rada, którą mógł podarować łowcy, zanim ten przekroczy pewne granice. Każdy je miał, zasady, jakich nie powinno się nigdy łamać.
  Nie kładź swoich łap na czymś, na czym nie powinieneś, dodał w myślach. To drugie stwierdzenie było nieco zbyt bezpośrednie. Nawet on zdałby sobie sprawę z intencji Yume, a na to chińczyk nie mógł sobie pozwolić. Ceni w sobie to, że potrafi trzymać język za zębami, powoli dobierać słowa i nie paplać bez sensu. Wersja, która ostatecznie wypuściła jego usta brzmiała łagodniej, bezpieczniej.
  A Vence, sprzeciwiając się tak jawnie psiej bandzie przenosił ryzyko na swoich klientów. Zbyt przerażeni ewentualnym zadarciem z DOGS zapewne woleli też unikać hotelu, którego właściciel nie potrafił dogadać się ze sforą. Mei podejrzewał jednak, że tym razem chodziło o coś więcej, tyle że sam do końca nie potrafił jeszcze stwierdzić co było na rzeczy. Okropna, bezuczuciowa komunikatywność czerwonookiego w niczym nie pomagała.
  Kiedy jednak Venceslaus zmienił nagle temat i zaproponował, że zajmie się jedzeniem, Wuxian zapomniał na ułamek sekundy jak się oddycha. Następnie prawie pozwolił delikatnemu uśmiechowi wykwitnąć na twarzy. Spodziewał się wielu rzeczy, ale nie tego, że łowca lubi gotować i tak bezwiednie rzuci propozycję, że sam, bez przymusu, przygotuje coś dla nich obojga.
  — Myślałem, że masz dość mnie i mojego czerpania z twojej gościnności — zaśmiał się w duchu, ale jego słowa pozbawione były tak pozytywnego zabarwienia. Obojętny sposób mowy Yuna sugerował kpinę, niedowierzanie, ale nie szczere zaskoczenie. — Jestem ciekawy co potrafisz, więc zostanę.
  Nie podejrzewał, że znajdzie się jeszcze coś, co powstrzyma chińczyka przed natychmiastowym opuszczeniem tego miejsca, a łowca tak okropnie go zaskoczył. Atrakcja, którą postanowił mu zapewnić brzmiała wyśmienicie. Może zobaczy nawet jak paskudny siwowłosy zakłada fartuch i krząta się jak rasowa pani domu przy garach?
  Garnki... zapomniał, że wszystkie z nich są chyba brudne, a przynajmniej okurzone. Cokolwiek ugotuje Venc, zapewne będzie smakowało ziemią. Nie robił sobie dużych nadziei i pozwolił dać się zaskoczyć. Kto wie, może w socjopacie skrywa się prawdziwy talent kulinarny, który ukrywa za paskudną gębą?
  Postanowił usiąść tam, gdzie na samym początku. Niewielki stołek dawał mu możliwość obserwacji całego pomieszczenia. Wystarczyło lekko się przechylić, aby widzieć wszystko, co dzieje się w kuchni, a siedząc prosto widział dokładnie pożeracza koszmarów. Całkiem paskudną bestię, nie da się ukryć. Siedząc przy stoliku naszła go ochota, by znowu zapalić. Właściwie nie robił tego zbyt często. Sam nie wydawał pieniędzy na papierosy, a nawet jeśli miał w zapasie akurat jakąś paczkę, nie miał czasu, by delektować się chwilą przerwy. Poza tym sądził, że od nadmiernego palenia zaczynało się śmierdzieć. A on nie mógł śmierdzieć, nie teraz.
  Odsunął od siebie tą myśl i usiadł prosto czekając na to, co upichci łowca.
                                         
Yume
Opętany
Yume
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Yun Wuxian Mei


Powrót do góry Go down

Venceslaus też miewał problemy z bezsennością. Często przepracowywał swój organizm, nie potrafiąc normalnie zasnąć. Ostatnio udało mu się trochę pospać, ale czuł, że od dzisiaj znowu zacznie się maraton, który doprowadzi do jawnych halucynacji. To była jego oznaka przemęczenia i kiedy widział rzeczy, których pierwotnie widzieć nie powinien, wiedział, że to był ten moment, w którym musiał się zdrzemnąć chociaż na małą chwilkę. Często jednak jego organizm nie potrafił po prostu zasnąć — nigdy nie potrafił tego zrozumieć.
Nie miał pojęcia, że Yume aż tak okrutnie spostrzega kąt właściciela, w którym to on zazwyczaj stara zregenerować siły po ciężkich i męczących dniach. Nie potrafił spojrzeć na pomieszczenie oczami wymordowanego, więc nawet gdyby powiedział mu o wadach, które przeszkadzały podczas pobytu, Ven zdziwiłby się jego słowami, chcąc je zrozumieć. W końcu dla niego nie było żadnych przeciwwskazań co do miejsca. Gorzej, że nie rozumiał pojęcia, w którym Yun mógł być wymęczony psychicznie do tego stopnia, że eks-Łowcy chwilowa złość bądź fanaberia — kto co woli — nieszczególnie mu pomagała. Zdawał sobie sprawę z tego, że był zmęczony, ale i tak nie potrafił tego zrozumieć w taki sposób, w jaki rozumieją to inni. Ciężki (nie)człowiek.
A ja cię nie informuję, tylko ostrzegam. Nie rób nic przesadnie głupiego.
Na te słowa uśmiechnął się znacząco do mężczyzny, niemniej nie wydobył z siebie żadnych słów. Nie było takiej potrzeby. Venceslaus miał swoje własne obowiązki, więc przesadnie nie będzie gnębić Yume i jego kolegów. Nie był też głupi i wiedział, że nie przyniesie to żadnego zysku, więc dwa razy nie musiał mu o tym mówić. Z drugiej strony jakiekolwiek groźby kierowane w stronę właściciela nie były zbyt rozsądne. Można go ostrzegać, można mu mówić przeróżne rzeczy, ale ostatecznie i tak zrobi to, co będzie chciał zrobić, jeśli będzie miał ku temu bardzo konkretny powód. Ven też tylko informuje i ostrzega. Yume również powinien mieć to na swojej uwadze, że co jak co, ale mężczyzna nie da sobie w kaszkę dmuchać. Nieważne czy miałby do czynienia z najpotężniejszą osobą na świecie czy nie.
Zmiana tematu o 180 stopni było czymś, co potrzebowali. Prawdą było, że po Venceslausie takie rzeczy spływały dość szybko. Nie widział problemu przywalenia komuś w ryj, a następnie śmiało pić z tą osobą. Dlatego nie czuł się źle sugerując wymordowanemu posiłek, który on sam przygotuje. Skoro rzeczy pierwotnie mieli już za sobą, a łowca z początku planował nie wypuszczać stąd opętanego, to równie dobrze może zasugerować mu odrobinę pieszczot w postać jedzenia. Wykwintnym kucharzem to może nie był, ale na pewno nie spali połowę posiadłości, kiedy dotknie się patelni.
Idę za dobrą radą i nie mieszam spraw prywatnych z zawodowymi — oznajmił równie beznamiętnie co mężczyzna, ale dało się zauważyć cień złośliwego uśmiechu na wargach łowcy. Zwykle jego docinki miały w sobie minimalny przejaw sympatii, dlatego Yume nie powinien obrazić się gdy chciał mu odrobinę dokuczyć — I świetnie. Powiedz tylko czy masz uczulenie na coś szczególnego, to postaram się tego nie dodać — odparł, ponownie nie szczędząc sobie w lekkiej złośliwości, którą osobiście bardzo lubił. Yun mógł się zorientować, że to był właśnie sposób na komunikację z mężczyzną.
Po tych słowach i po wypaleniu papierosa, udał się w stronę kuchni, którą najpierw trochę ogarnął. Prawdą było, że wieki temu gotował cokolwiek, ale od czasu do czasu lubił sprawić sobie tą przyjemność, jeśli czas mu na to pozwalał. Mimo wszystko rzeczy jadalne miał całkiem świeże. Wyciągał więc warzywa, przyprawy i nawet nie zepsute mięso, najprawdopodobniej drobiowe z małej przenośnej chłodni. Zanim jednak zaczął robić cokolwiek, upewnił się kilka razy, czy aby na pewno jego kuchenka gazowa działała dobrze. Wiedział, że różnie z nią było, ale to dzięki niej mógł sobie pozwolić na nieco większą wygodę w przyprawach od innych. Z dolnych, trochę poniszczonych szafek zaczął wyciągać garnki, które wbrew pozorom nie były aż tak brudne jak mogło się zdawać. Widocznie mężczyzna miał jeszcze parę naczyń, które kompletnie nie były używane. Jedyne lekki kurz na nich osiadł, który wytarł jakąś ścierką. Ona też nie wyglądała najgorzej.
Zaczął kroić. Pierw warzywa, potem mięso, które najpierw musiał oskórować ze skóry. W między czasie pozwolił sobie nakarmić bestie, które również zainteresowały się nagłym wysiłkiem mężczyzny. Pożeraczowi rzucił kawałek porządnego mięsa, które lekko podchodziło rozkładowi, natomiast sówce dał jakiegoś większego gryzonia, gdzie jego jakoś była już w nieco lepszym stanie.
Masz jakieś zwierzęta pod opieką? — spytał, zagłuszając w ten sposób krótką ciszę między nimi. Mimo wszystko robił swoją czynność w skupieniu. Wstawił gar z wodą, wrzucając tam jakieś kości z mięsa, najprawdopodobniej króliczego, a może zajęczego i zaczął gotować to na dużym ogniu. Kiedy mu się zagotowały, odcedził jedno z drugim, a kości dał do oddzielnego garnka. Obrał jakaś cebulę, znalazł resztki czosnku, które wrzucił do drugiego naczynia. W taki sposób udało mu się zrobić mniej lub bardziej zjadliwy bulion. Chwilę to trwało aż zrobił do tego wszystkiego makaron, ugotował jakieś inne składniki, dał coś zielnego czy trochę mięsa. Ostatecznie wyszło mu coś w rodzaju ramen, które nałożył im do całkiem CZYSTYCH misek. Coby nie smakowało ziemią, chociaż nie miał wpływu na jakość wody, którą pobierali z desperacji. Przypraw także nie miał zbyt dużo, tak samo jak warzyw, dlatego musiał bazować na tym, co akurat posiadał. Mimo wszystko widać było, że szło mu to całkiem sprawnie, zapewne dlatego, że to była jeden z niewielu dań, które sam sobie przygotowywał.
Kiedy porcje były już gotowe, podał miskę Yume wraz z sztućcem w postaci łyżki, samemu siadając na lubianym przez niego fotelu, spoglądając się na Yuna. Teraz to jego wzrok kierował się na wprost sylwetkę wymordowanego.
Krytyki i pochwał nie przyjmuję — oznajmił tylko zanim mężczyzna zdążył spróbować jego dania. Nie chciało mu się słuchać tego, jak to danie mu wyszło bądź też nie. Cenił sobie ciszę podczas posiłku i miał nadzieję, że wymordowany będzie chciał to uszanować.
                                         
Venceslaus
Dezerter
Venceslaus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Venceslaus Patterson.


Powrót do góry Go down

  To była niesamowita mieszanka charakterów. Venc, którego stabilność emocjonalna nie istniała i Yume, który był opanowany aż do przesady. Prawdopodobnie tylko w takim duecie sytuacja, gdzie jeden bije drugiego mogła się zakończyć perspektywą wspólnego posiłku. Nie oznacza to jednak, że chińczyk nie był podejrzliwy. Desperacja nauczyła go ostrożności, która kazała wszystko podważać, nie wierzyć w bezgraniczną dobroć. Paradoksalnie to było coś, do czego on sam dążył - bezinteresowne oddanie dla dobra ogółu.
  Najwyraźniej nie przeszkadzała mu odrobina hipokryzji. I to, że właściciel postanowił go z własnej woli nakarmić.
  — Nie mam uczuleń... — odpowiedział raczej podejrzliwie. Był święcie przekonany, że niewinne z pozoru pytanie miało służyć w przyszłości niecnym celom łowcy, o ile nie planował dorzucić mu do dania czegoś ohydnego już teraz. Ciemnowłosy miał jednak to szczęście, że jego organizm tolerował chyba wszystko, co dało się bezpiecznie wrzucić do żołądka.
  Im dłużej siedział w oczekiwaniu, tym głośniejsze stawały się myśli. Żałował wręcz, że to nie on może stać teraz przy blacie ćwiartując składniki. Oczywiście nie planował w żadnym momencie dołączać do siwowłosego, ale starał się zająć czym umysł, aby nie przeskakiwał co raz z wizji gotującego mężczyzny do obrazu zaopatrzeniowce umierającego w płomieniach. Odgłos zapalającego się palnika na pół sekundy go sparaliżował.
To tylko kuchenka, upomniał się zapatrując ślepo na element wyposażenia niewielkiego aneksu. Nie korzystał z takiej od lat, wszystko związane z gotowaniem i podgrzewaniem posiłku ograniczało się do ogniska, albo w najlepszym przypadku grzałki elektrycznej wsadzonej do pokrytego rdzą garnka. Najczęściej jednak pożerał wszystko na surowo.
  Musiał przyznać sam przed sobą, że zajęcie jakim było przygotowywanie posiłku musiało być w pewnym sensie przyjemne. Problemem dla zwykłych desperatów był dostęp do tak wielu narzędzi i samego pożywienia. Nikt nie kusił się na robienie wykwintnych dań. Ziemniaki wyjadano z gorącej wody, zanim zdołała w ogóle zawrzeć, a mięso schwytanego królika znikało w czyjejś paszczy, zanim ktoś inny dokładnie pozbył się futra. Przyprawy to luksus, na który nie było stać byle kogo.
  Nagłe pytanie Venceslausa ponownie go zaskoczyło.
  — Zwierzęta? — zawahał się, wlepiając spojrzenie w sufit. Nie uważał się za zdolnego uchować przy boku jakieś stworzenie, skoro przez większość życia sam paradował w ich formie. Niewiele bestii zechciałoby trzymać się wielkiego kundla, nawet jeżeli pod względem charakteru przypominał golden retrivera. Albo kapibarę, gdyby zrezygnować z porównania do psiej rasy. Dogadywał się z przeróżnymi gatunkami, czasami udając, że jest zwierzęciem na stałe, więc nigdy nie zajmował się czymś dłużej, niż przez pół dnia. — Nie.
  I tyle. Nie czuł potrzeby, by drążyć temat. Nigdy nie był szczególnie rozmowny, a biorąc pod uwagę jego wcześniejsze, rozbudowane odpowiedzi wyczerpał już prawie limit słów na ten dzień. Wolał siedzieć i mętnym wzrokiem obserwować pająki na suficie, niżeli brać udział w konwersacji, która nie przynosiła mu szczególnie wiele radości. Może Vence chciał się pochwalić swoimi pupilami i dlatego poruszył taki wątek?
  Kątem oka wychwycił, jak podrzuca swoim zwierzętom jakieś resztki. Widok gryzonia, który wylądował w dziobie sowy trochę go zniesmaczył. Miał nadzieję, że łowca nie pokroił nieco wcześniej myszy, która teraz bulgotała w garnku wraz z nadmiarem cebuli.
  Kiedy więc naczynie z posiłkiem pojawiło się przed nim, na stoliku, powróciła niepewność. Z mrokiem w jasnym spojrzeniu wypatrywał jakiegoś oka czy ogona. Szybciej od oczu zareagował jednak nos. Kilka oddechów przez nos wystarczyło, by ciepła, aromatyczna mgiełka uruchomiła jego ślinianki.
  — Smacznego — powiedział więc, gdy wydany został zakaz wszelkiego innego komentarza. Gdyby jedzenie okazało się okropne pewnie by tego nie przyznał, ale dziwił się, że siwowłosy nie zamierza wysłuchiwać także pochwał, gdyby okazał się zadziwiająco zdolnym kucharzem.
  Yume, który w dalszym ciągu był w głębokim szoku uniósł naczynie przed twarz i nabrał pełną łyżkę. Wpakował ją sobie do buzi, a ciągnący się przez całą misję makaron zaczął wciągać do ust. W mieszkaniu panowała cisza i głośne, niezręczne odgłosy siorbania.
                                         
Yume
Opętany
Yume
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Yun Wuxian Mei


Powrót do góry Go down

Nie często Venceslaus sugeruje coś takiego jak posiłek, więc słusznym wyborem Yume było zgodzenie się na zostanie u niego jeszcze przez chwilę. Całe szczęście mężczyzną nie rządziły prymitywne uczucia, pomimo tego, że wymordowany mógł myśleć inaczej, dlatego nawet nie myślał o tym, aby cokolwiek zrobić z premedytacją. Chociaż miał idealną okazję do tego, aby móc go przynajmniej troszeczkę otruć.
Upewniając się do kwestii jakichkolwiek uczuleń, wziął się za robotę. Mógł zgodzić się z nim, że takową informację zachowałby sobie na późniejszy czas — prawdą było, że wolał wiedzieć jak najwięcej rzeczy o swoich ewentualnych wrogach, a także pracownikach i przeróżnych wspólnikach. U nich wszystkich chciał znać chociaż te minimalne słabości, coby później móc wykorzystać je przeciwko nim. W tej kwestii mężczyzna niewiele pomylił się, ale jednak na głos o tym nikt nie powie.
Oczywiście nie mógł zapomnieć o nakarmieniu swoich zwierzaków, co nie było nic dziwnego. Wiedział, że gdyby wypuścił stworzenia na zewnątrz, to doskonale poradziliby sobie sami. Jednak Vencl należał do dziwaków i miał swoje upodobania, które dla innych były kompletnie niezrozumiałe. Chyba podświadomie lubił mieć kogoś, o kogo mógłby się troszczyć. Nie do końca to rozumiał i nieszczególnie chciał to rozumieć, dlatego odsuwał to na dalszy plan, nie zawracając sobie tym niepotrzebnie głowę.  
Prawdą było, że Venceslaus przez te wszystkie lata porządnie się ustatkował. Kiedy dostał ten pokój, kuchenka i inne rzeczy, które tu nadal ma były już od samego początku. Z czasem ulepszył kilka rzeczy, wymieniając meble, coby polepszyć sobie komfort. Gdyby Yume był tutaj jakieś 20 lat temu, najprawdopodobniej zdziwiłby się porządnym wyglądem tego pokoju. Z czasem jednak łowcy przestało się chcieć. Gdy zaczął mieszkać sam, nie posiadał tyle motywacji, aby móc cokolwiek w tym miejscu zrobić. Dlatego czasem, owszem, zajmował się pomieszczeniem, ale nie na tyle często żeby było to widać. Dodatkowo pobyt Pożeracza Koszmarów wcale nie polepszał ogólny komfort. Jedynie Tatria Mała była najmilszym widokiem w tym miejscu i pojedyncze chwasty w doniczce, gdzie najprawdopodobniej robiły za różne składniki, które mężczyzna skądś zdobywał.
Podejrzewał, że Yume nie posiadał żadnych zwierząt. Jego forma przemiany skutecznie utwierdzała teorię, w której nie byłby najlepszym chowańcem, choć z pewnych źródeł wiedział, że miał rękę do dzieci. A przynajmniej tak wnioskował, skoro mężczyzna robił za nauczyciela. Temat szybko urwał się, a mężczyzna o nic więcej już nie pytał. Chwilę później podał im jedzenie, które miało na celu rozgrzać ich żołądki, jak i cały organizm. A także najeść się.
Przez krótką chwilę uważnie patrzył się na wymordowanego. Nie był zdziwiony jego nieufnością, dlatego bezproblemowo zaczął jeść jako pierwszy. Czuł gorąc posiłku, ale nie odczuwał parzącego bólu, który mógł temu towarzyszyć. Nieznacznie uśmiechnął się do siebie, gdy koniec końców Yun przekonał się do jego kuchni i spróbował jej. Szanował także, że usłuchał jego prośby. Nie lubił słuchać takich rzeczy, nawet jeśli wydawałoby się, gdzie Venceslaus jest całkiem łasy na komplementy.
Tobie też — odpowiedział mu, zajmując się swoim posiłkiem w całkowitej ciszy. Przez ten moment nie dało się słyszeć nic innego jak pojedyncze mlaśnięcia i siorbanie, a także stukot łyżki o ich miski, które dla niego nie były aż tak bardzo niezręczne.
Kiedy skończyli jeść, mężczyzna wstał. Sięgnął ręką w kierunku pustego naczynia Yume, spoglądając na niego kątem oka.
Chcesz jeszcze dokładkę czy wolisz już sobie iść? — spytał czysto neutralnie, wyczekująco czekając na jego decydującą odpowiedź. Był ciekaw, czy udobruchał go na tyle, że mężczyzna jednak będzie chciał skorzystać z komfortu jego łóżka, a może jednak wolał zupełnie inny pokój, w którym mógłby minimalnie odpocząć.

|| Aaa, znowu wybacz za długi czas oczekiwania. ~
                                         
Venceslaus
Dezerter
Venceslaus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Venceslaus Patterson.


Powrót do góry Go down

W cerberze walczyła przemożna chęć, aby skusić się na dokładkę. Wbrew pierwszemu niepokojowi potrawa przygotowana przez łowce nie była najgorszym, co jadł w sowim życiu. Gdyby dano mu szansę, najpewniej przekazałby tą uwagę mężczyźnie, ale postanowił nie nadwyrężać jego cierpliwości, skoro sam poprosił o uszanowanie milczenia.
  Skupił się więc na tym, aby zawartość miski trafiła w całości do jego żołądka. Nie mógł przewidzieć, kiedy znowu nadarzy się okazja, aby zjeść coś równie wymyślnego. Jego dieta w dużej mierze składała się z wymizerniałych zwierząt, a dokładniej tych nielicznych partii ich ciała, które dało się bez mdłości zjeść. Nie przeszkadzały mu kości, nawet w ludzkiej formie potrafił miażdżyć je w zębach bez specjalnego wysiłku, ale to była kwestia wyboru. Nie zamierzał pochłaniać czegoś, czego nie zjadłby przez odrodzeniem jako wymordowany.
  Z tego też powodu nie zamierzał pytać, co dokładnie Venceslaus umieścił w swoim tworze.
  Mimo wszystko nie uśmiechało mu się pozostawiać tu dłużej, niż wypadało. Jakby na to nie spojrzeć, łowca był zdolny cisnąć nim o podłogę w każdej chwili, ignorując swoje dobroduszne postanowienie aby zostać dobrym gospodarzem. W jednej chwili zarzekał się na własną gościnność, a w drugiej mylił wymordowanego z dywanikiem.
  — Jestem przekonany, że znajdziesz chętnych na swoje potrawy. Niech też dostaną okazję, by spróbować — odparł, podając siwowłosemu opróżnione do czysta naczynie. Przetarł usta krawędzią dłoni.
  Cała ta sytuacja była dla niego dość zabawna. Nie uśmiechał się jednak, ani tym bardziej nie śmiał. Chodziło bardziej o taką absurdalną odmianę humoru, na którą nie było lepszej odpowiedzi. Yume nie miał jednak w zwyczaju pokazywać po sobie, o czym myślał, dlatego pozostał niewzruszony całym zajściem. Dzięki temu, że oboje byli na swój sposób emocjonalnie upośledzeni, osoba oglądająca ich z boku łapałaby się za głowę w niedowierzaniu.
  Jego decyzja nie zmieniła się. Być może pojawienie się posiłku w zasięgu wzroku nieco ją przeciągnęło, ale nawet najlepsze danie szefa kuchni nie dałoby rady przekonać wymordowanego, aby zgodził się na wcześniejsze propozycję łowcy. Najzwyczajniej w świecie miał już swoje plany na resztę tej nocy, które nie uwzględniały w żadnym wypadku obecności właściciela.
  O ile wcześniej sądził, że może uda mu się znaleźć kąt w innym pokoju niż zwykle, tak ochota przeszła mu nawet na to. W tym momencie myślał już wyłącznie o tym, aby wydostać się na zewnątrz tego dusznego hotelu i zwinąć się w kłębek gdzieś na pustynnym piasku. Niska wygoda i chłód nocy nie będą aż tak dużą ceną, za spokój i czas spędzony w samotności. Tego właśnie potrzebował cerber, nie luksusu, który w desperackich warunkach mógł mu zapewnić pobyt w Melancholii.
  Wstał więc powoli, bo z pełnym żołądkiem, by skierować się w okolice drzwi. Jeszcze raz mógł przyjrzeć się zagraconemu pomieszczeniu, gdy czekał, aż łowca pofatyguje się, żeby otworzyć drzwi. W ostateczności mógł je wyważyć, ale cóż to by było za marnotrawstwo. Za taki bezczelny gest zapewne jeszcze raz wylądowałby niebezpieczne blisko brudnej podłogi.
  — Wiesz jak się ze mną skontaktować w razie jakiejś potrzeby, ale teraz muszę odpocząć na jakiś czas — odezwał się jeszcze do mężczyzny, zanim na dobre ulotnił się zarówno z mieszkania Venceslausa, jak i jego przybytku.

z/t x2, chyba że jednak go przez te drzwi nie wypuścił I':
                                         
Yume
Opętany
Yume
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Yun Wuxian Mei


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach