Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 6 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Go down

Pisanie 23.11.15 21:10  •  (S) Opuszczone baraki - Page 6 Empty Re: (S) Opuszczone baraki
Nie było na miejscu spóźniać się i wiedział o tym aż za dobrze. Mimo tego złamał złotą zasadę, zachowując przy tym resztki swojej poharatanej dumy. Nie zrobił tego umyślnie. Bardzo się starał, aby zjawić się na określoną godzinę. Jednak im bardziej starasz się, tym gorzej Ci to idzie. Wkurwiony Rottweiler nie wróżył niczego dobrego, a tym bardziej przyjemnego. A szczekająca morda Wyżła? Cóż...
Wiedział, że w jego oczach zostanie niewłaściwie oceniony przez tą głupią sytuację. Czasu nie cofnie, przez co będzie musiał pogodzić się z pogardą, jaką zastanie w jego osobie. Chociaż mógł spodziewać się czegoś innego? No nie bardzo. W DOGS'ach był naprawdę krótko w porównaniu do całej reszty poza paroma wyjątkami. Co to dwa lata? Nie zdążył sobie wyrobić szacunku wśród członków gangu, nie był spostrzegany tak, jakby chciał, aby był. Przynajmniej nie przez tych, na których mu w jakimś stopniu zależało. W minimalnym, praktycznie niezauważalnym, ale jednak.
Sam osobiście nie przepadał za pracą w grupie. Kiedy coś spieprzysz, nikt tego Ci nie wygarnie, a nawet będziesz miał możliwość szybkiego naprawienia błędu. Ale nie tylko dlatego. Uważał, że lepiej pracuje się w pojedynkę, acz wiedział, że niektóre przypadki wymagały pracę w grupie. I potrafił się do tego dostosować. Nie miał z tym najmniejszego problemu, był do tego przyzwyczajony. W wojsku często musiał działać w grupie - to go przygotowało do współpracy z osobami z gangu, ale też nie tylko z nimi.
Nie zdziwiłby go fakt, gdyby nie zastałby tutaj nikogo. Słyszał to i owo o swoim przełożonym. W zasadzie dobrze było wiedzieć coś o swoim przełożonym, pomimo tego, że nie widział go na co dzień. I teoretycznie nie znał. Również zdziwił się, a zarazem poczuł pewną ulgę, kiedy zobaczył go na umówionym miejscu. Był przygotowany na wszystko, na każdą pogardę z jego ust. Umiał z pokorą przyjąć najbardziej okrutne słowa. Te jakoś nie były zaskakująco brutalne. Powiedziałby wręcz, że przewidywalne. Cóż innego może powiedzieć osoba z doświadczeniem?
- Ta jest - rzucił dosyć luźno i swobodnie jak na sytuację i atmosferę, choć przez chwile myślał, aby zignorować jego słowa. Jednak to nie byłoby na miejscu, więc wolał już "coś" powiedzieć niż się zamknąć.
Szedł parę kroków przed Grimshawem, wyciągając z kieszeni Black Devile o smaku wanilii. Tak, było go stać na takie burżuazje. Odpalił jednego, powoli degustując się cudownym smakiem tytoniu. Nozdrzami wypuścił siwy, smakowy dym. Mlasnął dwa razy i podrapał się po brodzie w chwilowym zastanowieniu.
- Jasne, że nie. Jestem na tyle upośledzony, że przychodzę tutaj z kompletnym brakie- - wróć, trochę inaczej - Mhm, wiem, po co tutaj jestem - strzepał kiepa, aby ponownie zaciągnąć się papierosem. Nie lubił tego typu "testy". Wiedział, że zjebał przychodząc z niejakim opóźnieniem, ale debilem nie był. Umiał używać swojego mózgu całkiem dobrze, a przynajmniej mu się tak wydawało. Bywał leniwy, jednakże to nie znaczyło, że nie używał swojego narządu, dzięki któremu funkcjonował.
Niewiele później przed ich drogą zaistniała pewna przeszkoda. Całkiem żywa, jednak nie aż tak groźna na jaką wyglądał mały, bezbronny wymordowany. Co z tego, że sceneria sugerowała zupełnie co innego. Martwe truchło, posoka na ziemi, spadające jelito i strach. Nie ze strony mężczyzn, ze strony lamparta. Niby agresywne, acz nie do końca. I cóż z nim zrobić?
- Wyeliminować? - wolał się dopytać zanim zrobi coś wbrew woli drogiego Rottweilera. Może miał jakieś inne plany odnośnie tego stworzenia, a nie zamierzał ich krzyżować. Wbrew pozorom życie jest mu jeszcze miłe.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.11.15 22:27  •  (S) Opuszczone baraki - Page 6 Empty Re: (S) Opuszczone baraki
Zerknął na blondyna z ukosa, a wyraz jego twarzy ani na chwilę nie uległ zmianie, choć nie trudno było odczuć zimnego mrowienia na karku, które pojawiło się w momencie, gdy tylko na niego spojrzał. Nie wiadomo, ile faktycznie było w tym z chłodu jego spojrzenia, a ile z samego faktu przebywania w jego obecności, gdy wydawało się, że równie dobrze wszystko dookoła mogłoby pokryć się grubą, nietopniejącą już warstwą lodu. Opryskliwość była cechą, którą należało kontrolować w przypadkach, w których nie tak trudno było o utratę języka, choć opanowanie Grimshawa nie było aż tak złudne. Z tym, ze ciemnowłosy nie straciłby nad sobą panowania nawet w momencie, w którym doszłoby do tego aktu przemocy. Mało tego, gdyby Rumcajs posunął się o krok za daleko, nie skończyłby wyłącznie skazany na bełkotanie przez resztę swojego życia. Nawet gówniarz musiał ponosić konsekwencje swoich czynów. Właściwie przede wszystkim gówniarz, który wielu rzeczy musiał się jeszcze nauczyć.
„Mhm, wiem, po co tutaj jestem.”
Odczekał chwilę w milczeniu, tylko po to, by podświadomie zawieść się zachowaniem swojego niechcianego towarzysza. Skoro pytał, to wymagał – nie przypuszczał, że będzie musiał prowadzić go za rękę. Spojrzenie szarych oczu zsunęło się ku ziemi, obserwując ruch nóg Spadzińskiego, jakby wymordowany starał się wyczuć właściwy moment, którego w gruncie rzeczy nie potrzebował. Bezkształtna, ciemna masa dosłownie wylała się spod podeszwy blondyna i zaprzeczyła wszelkim prawom grawitacji, wspinając się coraz wyżej ku górze, za plecami niczego nieświadomego wymordowanego, który już po chwili odczuł mocne uderzenie w tył głowy. Rzecz jasna, nie na tyle mocne, by odebrało mu przytomność. Jako kłoda na nic by mu się nie przydał, choć jeśli chodziło o Ryana, sam poradziłby sobie znacznie lepiej. Mężczyzna w międzyczasie zdążył unieść wzrok w ślad za cieniem, który zdążył już rozmyć się w powietrzu. Nie interesowało go to, jak zareaguje wyżeł. Interesowało go wyłącznie, czy zrozumie swój błąd.
Pełna odpowiedź. Skoro już mam z tobą pracować, mógłbyś pokazać, że potrafisz się trochę wysilić ― mruknął i pokręcił nieznacznie głową. Wsunął palce w ciemne kosmyki i zmierzwił je niedbałym ruchem, odgarniając nachodzącą na oczy grzywkę. Dopiero po chwili zwolnił krok, wreszcie całkowicie się zatrzymując, kiedy na ich drodze pojawiła się żywa przeszkoda. Bez wyrazu przyjrzał się umorusanemu krwią humanoidowi, który nie wywarł na nim wrażenia, będąc widokiem na porządku dziennym, jednak w odróżnieniu od reszty swoich zdziczałych przedstawicieli, białowłosy chłopak nie trącił jedynie agresją i poczuciem zyskania okazji na kolejne polowanie. Woń strachu wypełniła nozdrza szarookiego, przez co instynktownie rozchylił lekko usta, błyskając przydługimi kłami. Niezadowolony pomruk, który przetoczył się przez jego gardło mógł jednocześnie podjudzić zwierzę lub wymusić na nim ucieczkę.
Od początku dało się zauważyć, że mieli do czynienia z dzieciakiem, który być może poradził sobie z ofiarą albo wyjadał resztki jakiegoś postrzelonego wymordowanego, ale nie miał większych szans na przeżycie w bezpośrednim starciu. Wyświadczyliby mu przysługę, gdyby teraz pozbawili go życia.
Jay nie wyświadczał innym przysług.
Nie. I tak zginie, jeśli nadal będzie ujadał, gdy nie powinien ― rzucił, postępując o krok do przodu. Ostrzegawcze ujadanie nie miało w sobie na tyle dużo mocy, by go spłoszyć. Nie odrywał wzroku od szczeniaka, chcąc dać mu do zrozumienia, że tej walki nie wygra. Wysunął rękę z kieszeni i zacisnąwszy palce w pięść oraz ustawiwszy ją wierzchem do góry, wyprostował łokieć, przysuwając dłoń bliżej zezwierzęconego dzieciaka.
Ugryzie.
Spodziewał się tego.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.11.15 14:15  •  (S) Opuszczone baraki - Page 6 Empty Re: (S) Opuszczone baraki
Rozbiegane spojrzenie przeskakiwało to z jednego mężczyzny to na drugiego. Powarkiwania o przeróżnej tonacji nasilały się z każdym kolejnym uderzeniem serca, z każdym krokiem. Ale im bliżej znajdował się wyższy mężczyzna, tym chłopak wykazywał kolejne dawki strachu i niepewności. Cofnął się o dwa kroki, chociaż wciąż wbijał pazury w swoją padlinę, do końca nie będąc pewnym czy już uciekać, czy jednak bronić tego, co należało do niego. Ale w przyrodzie bywa tak, że silniejsze jednostki z łatwością mogą przepędzać słabszych i pożerać ich pożywienie. Tak, jak robią to chociażby lwy w przypadku hien. Prawo silniejszego.
Ujadanie szybko przeistoczyło się w skomlenie przyozdobione cichym powarkiwaniem. Cała postawa chłopca krzyczała głośno jedno: niebezpieczeństwo. Skulił się, kiedy wymordowany przystanął i wyciągnął w jego stronę rękę. Dzieciak poruszył się niespokojnie, kuląc jeszcze bardziej ogon i kładąc po sobie uszy, wbijając spojrzenie wystraszonych tęczówek to na jego twarz, to na pięść. W końcu, po niemal dłużących się sekundach, wyciągnął nieco szyję w jego stronę i zaczął intensywnie poruszać nosem, wietrząc zapach mężczyzny. Ciało chłopca wciąż najeżone, wyprostowało się nieznacznie, kiedy przysunął się bliżej Grimshawa, obwąchując jego rękę tak blisko, że na chłodnej skórze mógł wyczuć ciepło jego oddechu. Przechylił głowę lekko w bok, a następnie wysunął koniuszek różowego języka, by polizać niezbadany obiekt….
TRZASK
Pisk chłopca rozdarł panującą dookoła ciszę, kiedy Rumcajs poruszywszy się nadepnął na zaschniętą gałązkę, jednocześnie płosząc zdziczałego. Małe, acz ostre zęby zatopiły się w wyciągniętym nadgarstku Ryana, rozrywając delikatną skórę ciemnowłosego. Ciepła krew momentalnie wypełniła usta chłopca, który szarpnął głową, wyrywając kawałek skóry i odskoczył na kawałek, unosząc kitę do góry, całą nastroszoną i zaczął warczeć. Krew spływała z jego wargi powoli, jakby się nie śpieszyła, by w efekcie końcowym zostać wchłoniętą przez ziemię, w którą każda pojedyncza kropla wsiąkała w ekspresowym tempie. Zadane rany nie było wielkie, raczej nieco głębsze, ale chłopak wiedział, że zwykłym ugryzieniem nie udało mu się wyeliminować niebezpieczeństwa. Spojrzał jedynie z pewnym żalem na niedojedzone zwłoki, po czym odwrócił się i pospiesznie, poruszając się na wszystkich czterech kończynach, uciekł z niebezpiecznego miejsca znikając pomiędzy drzewami. I tyle było go widać.


| zt |
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.12.15 9:12  •  (S) Opuszczone baraki - Page 6 Empty Re: (S) Opuszczone baraki
W przeciwieństwie do białowłosego chłopaka – szczura – nie odczuwał niepewności. Instynktownie powinien cofnąć rękę, widząc jak zdziczały wysuwa łeb wyżej, ale swoim skomleniem dał mu do zrozumienia, że zrezygnowanie z tego pomysłu byłoby plamą na jego honorze. Spodziewał się jednak natychmiastowego ataku, biorąc pod uwagę, że nie wszystkie zwierzęta zachowywały się w ten sam sposób, gdy obchodziło się z nimi z wyraźnym spokojem. Szare tęczówki nieustannie rejestrowały każdy ruch chłopaka, wyłapując nawet delikatne drgania drobnego nosa, który właśnie zapamiętywał jego zapach. Zsunął wzrok na język zdziczałego, jakby gest, do którego się przymierzał miał być oznaką częściowej uległości.
Trzask za plecami nie wytrącił go z równowagi, ale – jak widać – tylko jego.
Nie odczuł bólu. Wiedział, że drobne zęby zatopiły się w jego ciele i że udało im się przedrzeć przez cienką warstwę skóry. Krew stosunkowo szybko wydostała się na zewnątrz, znajdując ujście w przerwanych powłokach. Co najdziwniejsze, oblicze ciemnowłosego nawet nie drgnęło, choć niejeden skrzywiłby się z uczucia drobnych igiełek wbijających się w jego rękę. Gdy białowłosy się odsunął, mężczyzna pomknął chłodnym spojrzeniem ku wciąż wyciągniętej ręce i obejrzał skaleczony nadgarstek, jakby badał szkodliwość rany. Nieszkodliwa. Drugą ręką potarł skaleczone miejsce, rozcierając krew na skórze. Kiedy jednak wreszcie odsunął dłoń, po wcześniejszej ranie nie było już ani śladu.
Na co czekasz? ― zwrócił się do Rumcajsa, wycierając pozostałą na jego skórze krew w nogawkę spodni. Najwidoczniej niespieszno było mu, by wziąć odwet na uciekiniera z miejsca zbrodni. ― Pójdziesz za nim. Zabrał coś ważnego ― dodał zaraz i ruszył przed siebie, zbaczając nieco z trasy, którą wyznaczył Wyżłowi. Już samym tym dał mu do zrozumienia, że nie ma w planach wdawania się w szczegóły, a resztę najwidoczniej zamierzał załatwić sam.
Po prostu chcesz się go pozbyć. Wiesz, że tylko kretyn będzie uganiał się za jakimś zezwierzęconym dzieciakiem.
Po czymś trzeba było poznać kretyna.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.12.15 0:27  •  (S) Opuszczone baraki - Page 6 Empty Re: (S) Opuszczone baraki
Obserwował poczynania swojego przełożonego. Nie skupiał się na nich tak całkowicie. Kiedy postanowił przenieść ciężar ciała na drugą nogę, stanął na gałązce, która spłoszyła wymordowanego. Ugryzł Fuckera, zaraz po tym uciekając i zniknął w nieprzyjemnej mgle.
Na co czekasz?
Pójdziesz za nim. Zabrał coś ważnego.

Nic lepszego wymyślić już nie mógł? Nie zamierzał się sprzeciwiać. W zasadzie w tej kwestii wolał być wyjątkowo pokorny. Nic nie powiedział, nie skomentował, tylko po prostu polazł za zwierzakiem, pozostawiając Fuckera samego.

z/t
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.12.15 3:04  •  (S) Opuszczone baraki - Page 6 Empty Re: (S) Opuszczone baraki
Wiatr zerwał się niespodziewanie, targając ubraniami wymordowanego, jakby tylko czekał, aż ten zostanie sam. I w sumie było w tym nieco prawdy, gdy już po paru sekundach wiatr zagłuszył trzepot skrzydeł. Bez jakiegokolwiek owijania w bawełnę – wymordowany został otoczony, a prawdopodobni agresorzy w ogóle się z tym nie kryli. Jeden z nich w końcu wylądował, zatrzymując się frontem przed szatynem, i chociaż jego twarz wydawała się wyjątkowo spokojna i łagodna, to dzierżony miecz w lewej dłoni skutecznie mącił ten obraz. Złote włosy opadały niemal kaskadami do jego pasa, a kontrastujące brązowe oczy były zarówno ciepłe, jak i bystre. A to najgorsze z możliwych połączeń. Skrzydła zatrzepotały ostatni raz, kiedy anioł wreszcie ułożył je wzdłuż ciała i obdarzył wymordowanego cieniem uśmiechu.
- Jak mniemam pan Grimshaw? – zaczął łagodnie, wręcz melodyjnie, jakby niebiański chór postanowił przemawiać jego głosem.
Uniósł dłoń i przycisnął do swojej klatki piersiowej, pochylając jednocześnie głowę do przodu zaledwie parę milimetrów.
- Zwą mnie Callum. Jestem dowódcą X Zastępu. – przedstawił się cicho, nie zapominając o jakichkolwiek pokładach dobrego wychowania.
- Przybywam z rozkazów najwyższego. Naszym obowiązkiem jest doprowadzenie cię przed jego oblicze. Czy zechciałbyś udać się tam z nami dobrowolnie? – gdzieś z tyłu dało się słyszeć parsknięcie rozbawienia oraz czegoś na wzór niedowierzenia. Najwidoczniej w aktualnym towarzystwie wymordowanego był przynajmniej jeden realista.
BRZDĘK.
Tuż obok Calluma miękko wylądowała anielica o mocnej postawie, z łukiem na plecach i kołczanem pełnym strzał. Powiodła błękitnym spojrzeniem po wymordowanym, ale szybko straciła nim zainteresowanie, skupiając się na trzymanych mocno kajdanach, które to uderzając o siebie wydawały tak bardzo charakterystyczny dźwięk mącący niepokojącą ciszę dookoła. Callum odchrząknął pod nosem, chcąc zwrócić całą uwagę na siebie.
- Muszę cię również ostrzec, że wszelaki opór będzie skutecznie tłamszony. – przesunął dłonią w bok wskazując na kajdany, jako niema groźba. Znał takich jak on. Nigdy nie szli po dobroci, zawsze stawiali opór i zawsze kończyli w kajdanach. Czy będzie inaczej? Cóż, to się okaże. Póki co czekał, tak samo jak pozostałe anioły na jakąkolwiek reakcje wymordowanego, gotowe w każdej chwili zaatakować albo się bronić. A czas uciekał.  

Callum
brak obrażeń
moc1 2/2
moc2 3/3

Anielica
brak obrażeń
moc 3/3

Anioł #1
brak obrażeń
moc1 2/2
moc2 3/3

Anioł #2
brak obrażeń
moc1 2/2
moc2 3/3
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.12.15 11:25  •  (S) Opuszczone baraki - Page 6 Empty Re: (S) Opuszczone baraki
Nie pożegnał swojego towarzysza nawet pojedynczym spojrzeniem, kiedy oddalające się kroki wreszcie ucichły bezpowrotnie, Grimshaw poczuł się, jakby zrzucono mu z barków zbędny balast, który do tej pory tylko go spowalniał. Powiódł spojrzeniem po otoczeniu, upewniając się, że kierunek, który obrał był właściwy. Zrobił to jednak na tyle zdawkowo, traktując oględziny terenu jako coś „do odhaczenia”, gdyby coś miało go zaskoczyć. Wzrok jednak nie był jedynym zmysłem, którym wymordowany badał teren. Nieustannie nasłuchiwał dźwięków płynących zza otaczających go zarośli, choć większość z nich była powodowana przez niegroźne zwierzęta, które przywykły do zadowalania się padliną na tyle, by zapomnieć o pościgach za ofiarą lub nigdy nie wykształcić u siebie tej zdolności. Niemniej mało kto przechadzał się tędy, jakby czuł się jak u siebie. Nie każdy był u siebie.
Zmarszczył nieznacznie nos, gdy wiatr wprawił w ruch ciemne włosy, które częściowo przysłoniły jedno z jego oczu. Trzepot skrzydeł dotarł do niego wraz z nieznanym mu zapachem. Zapachem kogoś, kto nie przesiąknął życiem w Desperacji i kogo nie powinno tu być. Jay zadarł głowę wyżej obserwując, jak skrzydlaty mężczyzna przymierza się do wylądowania przed nim, choć dźwięki dobiegające zza jego pleców były aż nazbyt ostentacyjne. Dopiero po chwili zerknął za siebie przez ramię, oceniając, w jakiej odległości od niego znajdowały się – jak sądził – anioły. Rozumiał, że wszystkie owieczki Pana bywały nachalne, jeżeli chodziło o kwestie wiary, ale nie sądził, by wyglądał na kogoś, kto miał ochotę porozmawiać o Bogu i Jezusie.
„Jak mniemam pan Grimshaw?”
Nie odpowiedział ani nie kiwnął głową w ramach potwierdzenia. Wyglądało na to, że anioł i tak był już święcie przekonany, że nie zaszła pomyłka. Sam ciemnowłosy nie miał w zwyczaju bronić się wymówkami, że zaszła pomyłka. Zawiesił nieruchome spojrzenie na dowódcy, nie tracąc przy tym rezonu, choć z perspektywy osoby trzeciej mógł wyglądać na kogoś, kto oficjalnie został udupiony.
„Przybywam z rozkazów najwyższego.”
To był ten moment, w którym zaczynał rozważać, czy aby na pewno z jego oprawcami było wszystko w porządku. Nie wierzył w Boga, a wszystko co działo się dookoła było wystarczającym dowodem na jego brak istnienia albo jego miłosierdzie, o którym stale mówiono i które wychwalano. Skrzydlaci naprzeciwko niego mogli być równie dobrze efektem nieudanego eksperymentu z poważnymi przerzutami na mózg.
„Czy zechciałbyś udać się tam z nami dobrowolnie?”
Cudze parsknięcie idealnie odzwierciedliło to, o czym właśnie myślał, nawet jeśli jego twarz pozostała nieruchoma, a spojrzenie chłodne i kontrastujące się z ciepłym spojrzeniem skrzydlatego, które mimo wszystko biło dla niego fałszywością. Może to kwestia tego, że spotykali się w warunkach, w jakich się spotykali. Nie było mowy o żadnej dobrowolności, skoro nie zdecydował się pójść tam sam i nie zamierzał się na to decydować.
Ciemnowłosy wysunął ręce z kieszeni na tyle ostrożnym ruchem, by nie wzbudzić żadnych podejrzeń. Wystarczyło, że rozłożył je bezradnie, co dość łatwo można było odebrać jako akt poddania się. Być może nie widział przeszkód w pozwoleniu na skucie swoich rąk. Niemniej jednak po chwili opuścił je wzdłuż ciała, a z zza pleców anielicy dobiegł głośny chrupot. W przeciągu minionych kilku sekund nie stał na tyle bezczynnie, na ile mogło się wydawać. Dziewczyna stojąca obok swojego przywódcy, w tym czasie stopniowo zaczęła przymarzać stopami do ziemi. Warstwa lodu miała okuć podeszwy na tyle, by nie poczuła przez nie ciągnącego zimna, a przynajmniej nie na tyle, by to zjawisko ją zaalarmowało. Chwilę później lodowy kolec wysunął się gwałtownie z oblodzonej powierzchni, celując w ciało skrzydlatej, które planował przebić na wylot, niezależnie od tego czy zaczęła się szarpać czy do końca pozostała nieświadoma czyhającego na nią niebezpieczeństwa.
Zabiją cię.
Myślałem, że idziemy do Boga.

{Kontrola lodu: 1/3.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.12.15 3:25  •  (S) Opuszczone baraki - Page 6 Empty Re: (S) Opuszczone baraki
Anioł, zwany Callumem, westchnął ciężko, spoglądając na wymordowanego nieco znudzonym wzrokiem, jakby w ten sposób chciał mu przekazać, że wszyscy tak reagowali a przecież I tak kończyli tak samo. Jego dłoń mimowolnie musnęła rękojeść miecza, ale nie wyciągał go jeszcze, nie w chwili, w której nie upewnił się o zamiarach ciemnowłosego.
-Posłuchaj…. – zaczął powoli, chcąc spróbować jeszcze raz dotrzeć do wymordowanego, ale ciszę rozerwał krzyk anielicy. Tak, jak Ryan mógł się spodziewać, niczego nie poznała i nieświadoma niemalże do samego końca była cholernie łatwym celem. Lodowy kolec wsunął się w jej ciało praktycznie bez większego oporu, jakby nie posiadała w sobie jakiejkolwiek kości. W ostatniej chwili dostrzegła wysuwający się kolec i chyba tylko to ocaliło jej życie. Ale nie ocaliło jej ciała.
Opadła na kolana, trzymając się za mocno krwawiący bok, aż w końcu przechyliła się i upadła na ziemię, kuląc się z bólu i barwiąc podłoże dookoła szkarłatem. Callum syknął pod nosem i jednym ruchem prawej dłoni wysunął ostrze z pochwy, a drugą dłonią machnął w stronę wymordowanego. Opętany mógł poczuć nagły zryw wiatru, łopot jego ubrań, aż wreszcie jak jego stopy odrywają się od ziemi a on sam leci do tyłu poddając się sile wiatru. Jednakże lot nie trwał zbyt długo, kiedy mężczyzna uderzył plecami o twardą powierzchnię.
- Zajmijcie się nim. – krzyknął Callum, a sam tymczasem przykucnął przy anielicy oceniając prędko jej stan.
- Poradzisz sobie? – zapytał wsuwając palce pod jej kosmyki opadające na twarz. Kobieta, chociaż już blada, skinęła jednak głową.
W tym samym czasie pozostała dwójka aniołów nie próżnowała. No, przynajmniej ten, który najwięcej i najgłośniej szczekał. Zatrzepotał skrzydłami i spojrzał z góry na wymordowanego, wykrzywiając usta w szerokim, trochę żabim uśmiechu.
- Nie wywiniesz się nam. – warknął i przekręcił głowę lekko w bok. Ziemia wydała z siebie niebezpieczny warkot, by po chwili wypuścić ze swojego łona kilka ostrych pnączy, najeżonych niczym jeż kolcami i bez jakiejkolwiek delikatności zaczęły owijać ciało wymordowanego, haratające i rozcinając jego skórę. Nogi, tułów, ręce, a nawet szyja. Wszystkie te miejsca przez tę krótką chwilę nosiły znamiona mocy anioła, który podleciał do Calluma i zabrał kajdanki a następnie wylądował tuż przy wymordowanym.
- Czujesz? To twoje grzechy. – wycedził przez zęby z pewnością chcąc powiedzieć coś poetycko błyskotliwego. Przykucnął z zamiarem zapięcia kajdanek na jednym z nadgarstków Ryana.
- Dziecinnie proste. A mówili, że wymordowani mogą być niebezpieczni. A tu proszę jakie kociaczki z was.


Callum
brak obrażeń
moc1 0/2
moc2 1/3 (kontrola powietrza)

Anielica
Przebity bok; niezdolna do ruchu; wykrwawia się
moc 1/3 (leczenie)

Anioł #1
brak obrażeń
moc1 0/2
moc2 1/3 (kontrola ziemi)

Anioł #2
brak obrażeń
moc1 0/2
moc2 0/3
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.12.15 19:38  •  (S) Opuszczone baraki - Page 6 Empty Re: (S) Opuszczone baraki
Po Desperacji krążyło mnóstwo plotek o niecodziennych mocach aniołów, które wieki temu zstąpiły na ziemię, by ocalić świat przed żywiołowymi kataklizmami. Nie twierdził, że te historie były prawdziwe. Myślące istoty wykazywały się nadmiernym zapotrzebowaniem na tworzenie sobie wierzeń, legend i innych opowieści do ogniska. W każdej bajce było jednak ziarno prawdy i być może dlatego Grimshaw wiedział, na co się pisze. Przynajmniej mniej więcej. Przekonanie się o możliwościach przeciwników było dość istotnym elementem walki, ale często lepiej było pozbyć się ich, zanim wzięliby odwet. W zestawieniu czterech na jednego nie było to prostym zadaniem, dlatego odwet był co najmniej przewidywalny.
Nim się spostrzegł wiatr posłał go do tyłu, a kolczaste pnącza oplotły jego ciało. Uwięzione zwierzęta zwykle w takich momentach podejmowały się próby wyszarpnięcia z uwięzi. Całe szczęście ciemnowłosy zachował całkiem sporą część swojego człowieczeństwa. Na tyle, by zaledwie zadrzeć głowę wyżej, jakby usiłował odsunąć głowę od owijających się dookoła szyi kolców. Ból sprawiany przez wbijające się w ciało, drobne igiełki był znośny, dlatego anioł – choć niewątpliwie tego oczekiwał – nie dopatrzył się na jego twarzy nawet najmniejszego skrzywienia. Bez wyrazu i cierpliwie spoglądał na zbliżającego się do niego anioła, jak pająk, który czekał aż ofiara wpadnie w jego sieć.
„Czujesz? To twoje grzechy.”
Kto by pomyślał, że mimo wszystkich rzeczy, które zrobił, ciężar jego grzechów będzie zadziwiająco lekki.
„A mówili, że wymordowani mogą być niebezpieczni. A tu proszę jakie kociaczki z was.”
Nie zamierzał wyprowadzać go słownie z błędu. Nie było łatwo przekonać do swoich racji kogoś, kto był wręcz przekonany o odniesionym przez siebie sukcesie, przez co nie przeanalizował możliwości swojego wroga.
Gdy anioł przykucnął obok, rozległ się dźwięk najpierw cichego, potem coraz głośniejszego pękania. Po tym, jak solidna warstwa lodu skuła pnącza, a potem, zgodnie z życzeniem swojego pana, obróciła je w kawałki, zamknięte w przezroczystych powłokach, które opadły na ziemię, obijając się o siebie z cichymi stuknięciami. Jeden z wysłanych na anioła cieni, oplótł się mocno dookoła kajdanek i szarpnął za nie, usiłując wyrwać mu je z ręki i posłać jak najdalej od miejsca zbiegowiska. W międzyczasie Ryan, spróbował wsunąć palce we włosy anioła, specjalnie podstawiając własne kolano, które miało robić za cel, w który już później zamierzał trzasnąć z całej siły twarzą skrzydlatego.
Czujesz? ― wreszcie odezwał się, racząc uszy przeciwnika suchym tonem. ― To twój łamany nos.

{Kontrola lodu: 2/3.
{Kontrola cieni: 1/3.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.12.15 0:51  •  (S) Opuszczone baraki - Page 6 Empty Re: (S) Opuszczone baraki
Od razu było widać, że szczekliwy anioł musi być nowy w zastępie i nie jest zbyt doświadczony w walkach. Bo kiedy lód okuł kolczaste pnącza, powinien zorientować się, że pochwycony wymordowany szykuje się na rewanż i zareagować z wyprzedzeniem. Zamiast tego dał się podejść niczym dziecko, i nim mrugnął, jego nos zaliczył bliskie spotkanie z kolanem wymordowanego. Trzask łamanej kości rozdarł panującą dookoła ciszę, a chwilę później dołączył krzyk bólu anioła, który gwałtownie podniósł się, zostawiając w palcach Ryana nieco swoich włosów i odskoczył do tyłu zwiększając odległość między nimi, trzymając się za mocno krwawiący nos, spoglądając wściekle na wymordowanego.
- Ty… – zaczął zduszonym głosem.
- Callum! Kajdanki! – krzyknął milczący do tej pory skrzydlaty, któremu niemalże z łatwością zostały mu wyrwane i poszybowały gdzieś w dal.
- To idź po nie. Przydadzą nam się. – mruknął Callum, nieco leniwie, jakby to, że jego towarzyszka była przebita na pół a towarzysz miał rozkwaszony nos nie stanowiło jakiegokolwiek problemu.
- Ja się nim zajmę. – dodał cicho i zamknął oczy, wyciągając otwartą dłoń przed siebie, celując nią w ciemnowłosego. Z każdym kolejnym uderzeniem serca zdawała się emanować jasną poświatą fioletu, ale skutki mocy Ryan mógł odczuć od razu. Jego ciało zdawało się ważyć z dwieście kilogramów, jak nie więcej. Callum zrobił krok do przodu, przyglądając się uważnie wymordowanemu, a jego twarz nie wyrażała jakiejkolwiek emocji.
- Gnoju ty! – pyskaty anioł podbiegł do wymordowanego i już robił zamach, żeby go kopnąć, ale wystarczyło jedno słowo Calluma, a ten zamarł.
- Melchiorze. Nie zachowuj się jak niewyklute pisklę. Lepiej idź pomóż Ingvarowi odnaleźć kajdany. Jak widać, są nam bardzo potrzebne.
- Ale Callum..
- Już. – Melchior warknął coś niezrozumiałego pod nosem, ale koniec końców odbiegł od nich kierując się do drugiego anioła, wciąż trzymając się za krwawiący nos.
- Muszę przyznać, że podziwiam was. Wymordowanych. Za wasz upór. Bez znaczenia czy macie jakiekolwiek szanse czy też nie, walczycie do końca. – Callum zwrócił się do Ryana spoglądając na niego uważnie, gotowy do ucieczki przed ewentualnym atakiem.
- Dlaczego nie chcecie odpuścić?

Callum
brak obrażeń
moc1 1/2 (kontrola grawitacji)
moc2 1/3 (kontrola powietrza)

Anielica
Przebity bok; niezdolna do ruchu; wykrwawia się
moc 2/3 (leczenie)

Melchior
Złamany nos
moc1 0/2
moc2 1/3 (kontrola ziemi)

Ingvar
brak obrażeń
moc1 0/2
moc2 0/3
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.12.15 10:49  •  (S) Opuszczone baraki - Page 6 Empty Re: (S) Opuszczone baraki
„Gnoju ty!”
Wypuścił włosy spomiędzy palców, jakby dotknął czegoś niebywale obrzydliwego. Czy ktoś z jego statusem nie powinien uważać na język? Nie powinien uważać kontrolę swoich gwałtownych emocji? Czy ktoś taki w ogóle powinien się unosić? Słudzy miłosiernego Boga nie powinni mieć w sobie więcej cierpliwości? Jeśli chodziło o wiarygodność ich misji i przybycia w słusznej sprawie, odpadali już na starcie. Raczej wątpił, by ktokolwiek z wymordowanych udał się z nimi bez jakichkolwiek przeszkód i nie dostrzegł w tym niczego podejrzanego. Dlaczego mieli odpowiadać przed Bogiem w samym środku Piekła?
Odruchowo odchylił się nieco do tyłu, by uniknąć zbliżającego się ciosu, który nie zdążył go dosięgnąć. Tresowany, mruknął w myślach, nawet nie odprowadzając Melchiora wzrokiem. Od razu skupił się na przywódcy, z winy którego już od jakichś trzydziestu sekund tkwił w przykucniętej pozycji, nie mogąc oderwać nóg ani rąk od ziemi i czując jak cała reszta jego ciała za wszelką cenę chce opaść na podłoże, by zrzucić z siebie odczuwany ciężar. Nawet w tak beznadziejnej sytuacji bez wyjścia, nie chciał okazać swojego niezadowolenia. Dopóki jeszcze się trzymał i był świadomy wszystkiego, co działo się dookoła, gra nadal trwała.
„Dlaczego nie chcecie odpuścić?”
Uparta cisza trwała jeszcze przez chwilę. Nie dlatego, że nie miał aniołowi absolutnie nic do powiedzenia, ale dlatego, że liczył na to, że w przeciągu tej chwili, Callum zorientuje się, że to pytanie nie miało sensu. Grimshaw zdążył jednak zauważyć, że skrzydlaci nie widzieli niczego złego w tym, co robili. A dopóki tak było, nie potrafili postawić się na miejscu tych, których chcieli zaciągać przed oblicze Pana.
Domyśliłem się, że nie jestem pierwszym, na którym testujecie tę beznadziejną taktykę ― przyznał wreszcie. ― Dookoła roi się od zezwierzęconych istnień, dla których kajdany, brzdęk łańcuchów i widok ostrzy, nie budzi przyjemnych skojarzeń. Pomijając fakt, że przed nimi pojawia się banda posłańców, mówiąc o tym, że ich Bóg chce widzieć się z nimi osobiście. Bóg, o którym nawet nie słyszeli osobiście, bo to banda niewyedukowanych zwierząt, dla których liczy się przetrwanie, o którym wy oczywiście nie macie pojęcia ― wymruczał i zwilżył językiem dolną wargę. Ostrożnie spróbował podnieść rękę, ale ta nadal tkwiła przymocowana do ziemi, jakby ktoś przykleił ją wyjątkowo mocnym klejem. Upierdliwe. ― Jak mówią: to nic osobistego. Wiara nie rodzi się z musu.
Mógłby rozwodzić się nad tym godzinami, ale szczerze wątpił, by jakiekolwiek argumenty przemówiły do zastępu zaślepionego własnymi racjami. Wątpił jednak, by mężczyzna od tak puścił go wolno. Ciemnowłosy powiódł zdawkowo wzrokiem po okolicy, jakby sprawdzał, jak daleko znajdowały się pozostałe anioły. Kiedy ponownie zawiesił spojrzenie na dowódcy jego własny cień już oplatał się dookoła jego szyi, by w momencie szarpnąć go do tyłu, zaciskając się na jego gardle coraz mocniej. Liczył na to, że odwróci jego uwagę na tyle, by móc wreszcie stanąć na równych nogach.

{Kontrola lodu: 2/3.
{Kontrola cieni: 2/3.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 6 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach