Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Przez to, że się nie ruszał dłużej niż zwykle, zaczął tracić na kolorach i zanim sam się spostrzegł, przestawał być już widzialny. Czuł to. Zapulsowało coś w głowie, coś jak dziabnięcie komara w sam środek czoła. Nie było to bolesne, ale wkrótce mogło być. Nie ruszał się, to oczywiste i na jego szczęście, wiewiórka zaatakowała drugiego wymordowanego, a on został pozostawiony samemu sobie. Dobrze, że chociaż ten potrafił się jeszcze obronić. Tyle, że to była wiewiórka, mały gryzoń, nawet jak kąsał to nie było to aż tak dotkliwe. Chociaż patrząc na tamtego, może było stwierdzić coś zupełnie innego. Ale co by było, gdyby było to coś większego? Chociażby taki pies? Nawet z mało liczebną sforą Liam miałby problemy, a co dopiero wymordowany, który utrzymywał, że nie jest wymordowanym.
Kompletnie tego nie rozumiał. To on nie czuje, że coś się z nim zmieniło? Czy może tak mu sprali mózg, że nie widział we własnej sytuacji nic nadzwyczajnego? Liam słyszał o tych tak zwanych manipulacjach, w końcu dogs go nauczyło, że każdy spec to zło w czystej postaci, ale nie sądził, że to mogło nastąpić w takim stopniu. Niczym sam wirus.
Uch, to musiało boleć. Skrzywił się w duchu na samą myśl o tym, że jemu mógłby gryzoń wciąć się w otwartą ranę. Dreszcz mu przebiegł po kręgosłupie, ale Liam wciąż się nie ruszał, póki ostatni z napastników nie spierdzielił gdzie pieprz rośnie. Parsknął, prostując kręgosłup i w ten sposób na nowo zaczynając być widocznym. Co prawda, chwilę to zajmie, ale to było najmniejsze zmartwienie charta. Poprawił chustę na prawym ramieniu, która się trochę obluzowała.
A potem ruszył w kierunku poszkodowanego. Nie staną nad nim, nie zmniejszył odległości, ale był wystarczająco blisko, żeby niedźwiedź zdawał sobie sprawę z ciągłej obecności krokodyla w jego zasięgu. Był prawie na wyciągniecie łapy. Zdążył już sobie przyswoić wiedzę, jak daleko potrafi sięgnąć i jak szybko.
- Może jednak? Czy tak bardzo chcesz zginąć? To były tylko gryzonie. Dalej jest już tylko gorzej. Zmutowane sfory psów, zdziczeli, grupy trochę bardziej inteligentnych stworzeń. A ty wyglądasz jakby ktoś cię zmielił w gębie, wstępnie przetrawił i wyrzygał.
Liam stał z założonymi rękoma, patrząc na niego z góry. No cóż, przykry widok był przykry. No dalej niedźwiadku, pójdziesz w końcu po rozum do głowy, czy dalej będziesz uważał, że kłamię? Tylko ciekawe po co miałbym kłamać, w moim interesie nie leży oszukiwanie przypadkowych ofiar, raczej próbuję nie doprowadzić do bezsensownej śmierci.
- Chyba masz dla kogo żyć, co?
Na pewno miał. Liam to widział, bo dlaczego tak ochoczo miałby wracać do miasta? Kochanka? Dziewczyna? Może jakaś bliska rodzina? Cóż, dla niego było to mało zrozumiałe, żeby dla takich rzeczy podkładać się pod nóż, ale najwyraźniej niedźwiadek musiał się sam przekonać, że do miasta już wstępu nie ma. Chciał mu pomóc, ale też nie chciał się zmieniać w krokodyla, żeby odciąć mu drogę w tamtą stronę.
- Gdzie twoja przepustka, co?
Właśnie. Bo tak chodził sobie za tym wymordowanym, nawet dwa razy miał z nim bliski kontakt, i nie pomyślał o tym, czy mógłby mieć przepustkę. Skoro tak chce wrócić do miasta, to powinien ją mieć, a Liam... jej w ogóle nie widział. Nie wiedział, czy to przez to, że się nie skupił na tym (w końcu wymordowani nie mają przepustek) czy może faktycznie jej nie ma.
                                         
Liam ♥
Chart     Poziom E
Liam ♥
Chart     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Westchnął, przewracając się na bok i drapiąc w ziemię. To zabolało, musiał odwrócić swoją uwagę od przykrego incydentu i skupić się na czymś przyjemniejszym. Myśl Junichi, myśl. O kotkach, o pieskach, o zmutowanych sforach atakujących znienacka... Co? Sabbath spojrzał w kierunku wyraźnie nieporuszonego Liama z przestrachem. Niewielką klarowność jego powłoki wziął za omam wzrokowy, w końcu widział dziś tyle dziwnych rzeczy, że ta zdawała się być wcale nienajciekawsza. Przełknął pęczniejącą w gardle, niesmaczną gulę poddenerwowania i zadrżał na jego prognozy. Wcale nie chciał pakować się pod nic o czym Wymordowany prawił. Starczyła mu jego przerażająca obecność. Nie miał przy sobie nic co mogłoby go zainteresować, a mimo to ten sterczał i odnajdywał zabawę w straszeniu Naokiego, jakby nie miał nic lepszego do roboty. Doprawdy, życie tutaj było aż tak sielankowe? To że Liam jest istotą rozumną Junichi pojął już jakiś czas temu. W końcu rozmawiali jak równy z równym i chociaż argumenty nieznajomego niewiele dla niego znaczyły, zdawał się wiedzieć o czym mówi. Poza kilkoma wyjątkami... W końcu co mógł wiedzieć o mieście. O powrocie.
- Jaka znowu przepustka? To była pomyłka, muszą mnie wpuścić. Ktoś mnie pewnie porwał dla głupiego żartu, ale ten żart mi się już nie podoba. Ja muszę dostać leki inaczej... Inaczej to będzie postępować. Rozumiesz? Pewnie nie, w końcu to nie dotyczy Ciebie. Nie widzisz, że jestem chory?! – Głupie zwierzę. Deformacje Sabbatha naturalne były jak kożuch na rybie. Dodatkowe rany zapewne przydawały mu tylko uroku pod tytułem „urodziłem się pod ciemną gwiazdą, góruje nade mną psi los, a do tego potłukłem lusterko tylko na nie patrząc”, jednak nie było raczej ciężko stwierdzić że wyraźnie coś było nie tak. I jak na złość owe „nie tak” postępowało z każdą chwilą.
- Zbliżysz się jeszcze o krok to się zacznę bronić – pisnął zupełnie bez mocy, siłowo zaniżając głos tak by brzmiał jakby naprawdę miał chęć to zrobić. Tracił na rezonie z każdą chwilą przebytą w towarzystwie Liama. Im więcej świadomości odzyskiwał, im mniej polegał na instynkcie każącym wygryźć nieznajomemu tętnicę udową, a potem jak gdyby nigdy nic odejść w swoim kierunku, tym bardziej panikował wewnętrznie. Dość miał mówienia czego mu nie wolno, a co powinien zrobić. Jeżeli mężczyzna miał lepszy plan na życie, powinien go niezwłocznie uskutecznić. Najlepiej po drugiej stronie pustyni. Tak dla zdrowia każdego z nich.
Ostatecznie Naoki dźwignął się ociężale i postąpił kolejne kilka małych kroczków. Zmierzchało już dość konkretnie. Winien znaleźć sobie miejsce do przespania się i odpoczęcia. Pierw jednak musiał pozbyć się zalegającego mu na ogonie rzepa. O nie, nie zamierzał pokazywać nikomu gdzie misie zimują. Czuł się wystarczająco zagrożony teraz, w pełni świadomości, by nadstawiać własne gardło po tym, jak już straci przytomność na rzecz głębszego oddechu i regeneracji zagubionych po drodze sił. Co i rusz zerkał z poddenerwowaniem w kierunku sylwetki Liama, zastanawiając się jak długo ten zamierza grać mu na i tak już zszarganych nerwach. Relatywny spokój zachowywał jedynie dla pozorów. Inaczej odbywałoby się to gdyby był tak całkowicie sam. Nie licząc już faktu, że miałby całkowicie zdrowe łapy, pewnie gorzej by sobie radził ze świadomością, że potrzebował kąpieli. Najlepiej tu i teraz. Inaczej się porzyga, popłacze, znowu zwróci i na koniec padnie plackiem bez woli dalszego życia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

To jest jeszcze ciekawszy przypadek niż sądziłem, pomyślał, przygryzając trochę wyschniętą od gorąca wargę. Co prawda, robiło się trochę już chłodniej, ale wcześniej nie miał okazji się nawet po dupie podrapać. A i dopiero susz na wardze zaczęła mu przeszkadzać. Potem z przekąsem oblizał się, jakby właśnie kontemplował nad smakiem swojej ofiary. Ale Niedźwiedź mógł być spokojny, bo Liamowi nawet przez myśl nie przeszło, że on mógłby stać się jego posiłkiem.
- Przepustka. No wiesz, takie gówno na ręce z nadajnikiem i takie tam. Tutaj to cenna rzecz. Skoro nie pamiętasz byś ją miał, to pewnie już cię ktoś okradł. Bez tego jak cię złapią to albo rozstrzelają na miejscu, albo zakują w kajdany i wrzucą na stół jakiemuś psychopacie w ich laboratorium.
To ostatnie z tymi naukowcami to zmyślił, ale kto tam wie, czy czasem nie przeprowadzają jakiś brutalnych eksperymentów na złapanych wymordowanych. Dlatego najlepiej było spec unikać na terenach desperacji, bo w pojedynkę ciężko jest ich pokonać, a jak widać, może się to skończyć tragicznie.
- Nie mam pojęcia kto w jakim celu miałby cię wywieźć poza mury, ale najwyraźniej zadbał o to żebyś nigdy tam nie wrócił. I widzę że jesteś chory, bo chorujesz na to samo co ja. Wirus nie wybiera. Gdyby istniał na to lek, to pewnie desperacja nie byłaby tak niebezpieczna.
Tylko sam bóg mógł chyba wyleczyć to cholerstwo, bo ani człowiek, ani jego anioły nie znalazły, jak widać, skutecznego sposobu na to by pozbyć się wirusa raz na dobrze. Gdyby lekarstwo istniało, to nie byłoby murów chroniących mieszkańców, nie byłoby kłamstw, że są jedynie bezmyślnymi stworzeniami, nie byłoby zarazy, biedy, śmierci i ścielących się grubo trupów. Gdyby był na to lek, to największym zmartwieniem byłoby spóźnienie się do pracy. Może to i dobrze, że nie pamiętał niczego z poprzedniego życia. Przynajmniej nie wiedział, jak to jest stracić dosłownie wszystko.
- Nie jestem głupi, stoję poza zasięgiem twoich łap.
Wzruszył ramionami. W tym stanie to niedźwiadek nie był w stanie go przestraszyć. Nawet wtedy, na tamtej skale, to przecież była tylko chwilowa panika, której efektem było wbicie szklanego tulipana w dłoń wymordowanego. Przecież specjalnie by tego nie zrobił inaczej niż w obronie własnej. Przynajmniej takiego był zdania, ale cholera wie co się mogło w życiu przydarzyć. Tyle, że Liam nigdy konfliktowy nie był i używał siły kiedy było to konieczne, albo kiedy dostawał taki rozkaz. Bo inaczej po co miałby trwonić siły i narażać się na szwank?
Liam szedł oczywiście za niedźwiadkiem, ale kiedy on pokonywał trzy kroki, to chart stawiał tylko jeden krok. Nie chciał posuwać się za szybko, ale też nie spuszczał biedaka z oczu. Ciekawy był, kiedy też się zmęczy, bo przecież wieczność nie może tak krzyczeć, unosić się i rzucać na wszystko co tylko się zbliżyło. Nawet ciągły stres był wykańczający. Może w końcu dojdzie do takiego stanu, że z braku sił przyzwyczai się do obecności krokodyla. To byłby całkiem fajny plan, ale patrząc na niego Liam był przekonany, że do tego jeszcze bardzo, bardzo długa droga. I miał nadzieję, że aż nie za długa, bo też nie mógł na zbyt długo zniknąć z kryjówki. Ale posiedzi z nim tak jeszcze parę dni. Potem się okaże co dalej.
Ziewnął w międzyczasie. No, w końcu się zaczynał przebudzać. Dobrze mu się wydawało, że do tej pory to tak kręcił się na granicy między rozleniwieniem się, a pobudzeniem, ale w końcu przechylił się na tę właściwą stronę. Noc miała cudowne właściwości orzeźwiające.
                                         
Liam ♥
Chart     Poziom E
Liam ♥
Chart     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

-Co Ty możesz wiedzieć o mojej chorobie. Wyglądasz jakby ostatnim razem gdy ktoś o Ciebie zadbał nie było jeszcze murów – sarknął przykro, pociągając nosem i dla efektu odwracając od niego twarz, aczkolwiek nie ignorując jego obecności. To stawało się męczące. Powoli komunikacja z Wymordowanym przerastała jego możliwości, nie tylko werbalne, ale i wszystkie inne. Sam fakt brnięcia przed siebie był wyzwaniem, jakiego nie powinien się podejmować. Imponujące samozaparcie by dotrzeć do celu było zapewne z jednej strony groteskowe, z drugiej jednak być może warte choćby odrobiny szacunku. Co on mógł wiedzieć, przecież żył daleko od świata, w jakim urodził się Jun. - To pewnie któreś z was, bo wiesz co? Jesteście głupie szczury i porywacie nieostrożnych żeby ich potem zjeść, albo zbałamucić. Nie wiem co Ci po zapchlonej głowie łazi, ale ja się nie dam ani zjeść, ani zbałamucić. Nie myśl sobie. To że umiesz mówić wcale nie świadczy o Tobie lepiej niż o tamtym... No. Rudym. – Na myśli miał brzydką, przerośniętą wiewiórkę, która wraz z kompanem postanowiła zapewnić sobie kolację. Gdyby był wobec tego całego konfliktu neutralny, zapewne nie miałby jej tego za złe. W końcu walczyła o przetrwanie w świecie, w którym nawet prawa dżungli były niewystarczające. Sabbath bał się. Jak przerażone, niepewne kolejnego kroku dziecko trzymał się wcześniej obranego planu nie reagując na zdroworozsądkowość nowego towarzysza. Wszak przyjęcie jego racji równało się z przytaknięciem i zgodą na swój psi los, a to nie było zbyt pocieszające. Wolał mocno wierzyć w to, że wracając do punktu wyjścia zbliży się także i do rozwiązania swoich kłopotów. Bo czymże była przepustka wobec faktu, że był obywatelem miasta? Gdyby nie wylądował poza jego murami teraz pewnie czyniłby społeczną przydatność, pracując gdzieś prawie uczciwie i kiełznając swoją potrzebę wyróżniania się. Kiedyś musiał dorosnąć, ale to nie była najlepsza chwila.
Zachwiał się niczym gałązka trawy smagana wiatrem, a przed upadkiem uratowała go jedynie łapa, na której wsparł się słaniając ku pokłonowi. Strzepał łbem na boki wyzbywając się słodkich macek senności wpełzających przez oczy, uszy i rozwartą z wysiłku buzię. Spierzchnięte usta sucho otarły się o siebie, gdy ciężko przełknął ślinę, wzmagając wysiłek utrzymania się na 2, no może 3 kończynach. Liam i jego ośli upór były jak wrzód pęczniejący na zadzie. Sprawiał boleść, dyskomfort i nie wróżył niczego dobrego, a mimo to uparcie nie chciał tak po prostu, magicznie zniknąć. Orbitował dookoła Juna na tyle długo, by stało się to irytujące.
- Jeżeli uważasz, że mi nie pomogą, to po co za mną leziesz? Tobie tym bardziej zaszkodzą. Ja Tobie zaszkodzę, jeżeli mieszkańcy i policja nie zdążą. Odejdź, słyszysz? Poszedł stąd, istoto rozumna. Jesteś uciążliwy bardziej niż stado pcheł. – Odwrócił się do Liama przodem, wspierając o uschnięty pień drzewa, pod którym zasiadł by odsapnąć. Zmęczony był jeszcze zanim... Zanim go spotkał. Teraz był wręcz wycieńczony i przesuwał się jedynie dzięki myśli o tym, że coś mu siedzi na ogonie. Motywacja Juna była płytka i powodowana strachem o to, że na terenie, na którym Wymordowany czuł się pewnie szybciej mógł stracić wszystkie kończyny i życie. Krew na łapie zakrzepła, sklepiając się w nierówną, nieprzyjemną kopułkę.
Daleko na północ od nich w ciężkiej do określenia odległości dało się posłyszeć wycie. Wycie, na które odpowiedziały inne.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Wyglądam lepiej niż ty.
Wyszczerzył zęby. Mógłby jeszcze donośnie się zaśmiać mu prosto w twarz, ale nie chciał ściągać dodatkowych kłopotów. Rozrywek na desperacji i tak nie brakowało, na początek to i tak te wiewiórki wystarczyły by podkopać niedźwiadka. Wyciągł się na moment do tyłu, a kiedy przyjemnie pykło w kręgosłupie, to się wyprostował. No, tak znacznie lepiej. Jeszcze dobrze byłoby rozprostować inne gnaty, ale to zajęłoby zbyt dużo czasu i koniec końców, mógłby mu zwiać. Jakimś cudem. Znaczy, i tak wiedział, gdzie się kieruje, prawda? Nawet jeśli teraz by mu uciekł, to wystarczyło zajść pod mury wcześniej. Ha! Nie zdziwiłby się, gdyby niedźwiadek po drodze gdzieś zbłądził, a to z powodu orientacji w terenie składającym się głównie z piaszczystych wydm, a to z powodu przykrych wypadków, które jednak dotykają każdego. Liama również. Idąc za nim sporo ryzykował, bo nic tak nie nęciło drapieżników, jak ranna ofiara.
- Możesz myśleć co chcesz, ale parę dni i będziesz jak ta wiewiórka.
Wzruszył ramionami.
- A tyle to ci zajmie połowa drogi do miasta. Zakładając, że nic cię po drodze nie zje.
Patrzył jak ten się chwieje, zatacza, jakby po prostu wypił zbyt dużo alkoholu. Biedak. Jak mu musieli w głowie namieszać, że chce się po prostu tak podstawić? Gdyby Liam miał tak się we własnym domu pokazać, zdeformowany, chory to już wolałby siedzieć w ukryciu i się nie wychylać. Nawet jeśli on myśli, że istnieje na to lekarstwo to co, myśli, że po prostu mu odmachają i powitają z otwartymi ramionami? Bez przepustki?
Oni zabijają takie potwory jak my. Może właśnie dlatego nie chcę dać ci umrzeć. Bo dla nich to będzie zwycięstwo. Kolejny wymordowany do odhaczenia na liście. A tych takich rozumnych wymordowanych, którzy całkiem nie zwariowali jest bardzo mało. Nie mamy armii, broni, leków, nic, czym można było się obronić. Poddanie się w tym wypadku nie wchodziło w grę. Kiedyś mury runą i jak najwięcej z nas powinno to przeżyć, niedźwiadku.
- Odczuwam ogromną satysfakcję z patrzenia jak próbujesz się tam doczłapać. Twój upór jest naprawdę godny podziwu. Masz potencjał. Szkoda byłoby go zmarnować na podstawianie się pod nóż jak świniak na rzeźni.
Rzucił prosto z mostu. Czy to się podobało wymordowanemu, to Liam będzie za nim podążał. Albo sam się przekona, że z tej drogi nie ma powrotu, albo chociaż chart będzie miał darmowy posiłek, jak już go zastrzelą. Ewentualnie po prostu go zagryzie zanim pozwoli na popełnienie tak przykrego samobójstwa.
Na dźwięk wycia Liam aż się wzdrygnął. Tutaj naprawdę nie było bezpiecznie, nie na tak otwartej przestrzeni. I kawałek wyschniętego drzewa nie pomoże, nawet jakby miał się na nie wspiąć i przeczekać. Rozejrzał się po okolicy. W oddali majaczyły się zabudowania miasta, a po drugiej stronie, akurat tam po drodze gdzie szli, jakieś wzniesienia. Nie było to aż tak daleko, ale pewnie dla niedźwiadka będzie to niemały wysiłek.
- Proponuję by udać się tam.
Pokazał palcem na kierunek, gdzie była prosta droga do wspomnianych wcześniej wzniesień. Możliwe, że będzie tam jakaś norka, jaskinia, albo po prostu jakieś skalne zawalisko, gdzie będzie można się schować. Przynajmniej do rana.
- Ten marny pieniek raczej cię nie obroni przed zagrożeniami, a tam może być jakieś schronienie. Jak już zamierzasz dać się zabić, to na pewno nie chcesz zginąć z łap jakiegoś podrzędnego mięsożercy, prawda?
                                         
Liam ♥
Chart     Poziom E
Liam ♥
Chart     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Chyba nie sądzisz, że przyklasnę propozycji udania się z Tobą w ustronne miejsce i przeczekania do wschodu... – Cóż, ustronnym miejscem zdawała się być cała tutejsza okolica. Piaskowe rzeźby rozlazły się po terenie niczym powolne robaki, wraz z upływem każdej sekundy zmieniając się, przekształcając i przeobrażając w coś zupełnie innego. Gdyby miał czas na spokojną obserwację, pewnie zauważyłby jak w przeciągu kilku tygodni jedynie za pomocą ciepłego wiatru konieczne jest aktualizowanie mapy. Gdyby jakąś posiadał... I gdyby potrafił ją odczytać. Jednak był jedynie nieprzystosowanym do długich wędrówek dzieckiem, które wyszło z domu i dało się ponieść stopom nieco zbyt daleko. Prawdą było stwierdzenie, że winno się uważać na każdy krok. Junichi skulił się pod pieńkiem, nakrywając podkurczone pod brodę kolana łapą. Wiry i fale futra na spęczniałym przedramieniu zatańczyły, gdy chłodny, wczesnonocny wiatr przeczesał teren wciąż nieśmiałą, delikatną falą. Sam miał ochotę schronić się gdzieś, gdzie nie bałby się ataku z wielu stron jednocześnie. Pewnie gdyby był tu sam, już kuśtykałby w kierunku zabudowań, uciekając od nieznanych sobie dźwięków i perspektywy kolejnego spotkania. Problemem był tu właśnie Liam. Jak miał bowiem zaufać komuś, kogo spotkał ledwie kilka chwil temu, a kto jawnie wmawiał mu że jest potworem? Liam nie zachowywał się jak typowy rzezimieszek, jednak było w nim coś, co stawiało Naokiemu włoski na karku. Sama myśl o tym że mieliby spędzić noc na ograniczonym terenie nie napawała entuzjazmem.
Chyba jednak mimo to postanowił w jakimś stopniu mu zaufać.
Myśl o tym że ten odejdzie sobie, dając mu czas na ucieczkę umarła już dawno temu. Cały czas do tego dążył, ostatkiem nadziei trzymając się kółka zwanego głupotą. Dlatego postanowił zarzucić inną zanętę i chociaż nie dawał jej ani jednego procenta szansy, był tak zdesperowany że aż nie bał się kolejnej porażki. W końcu ostatecznie pozostawały zęby, prawda? Jeszcze tydzień temu nie odważyłby się zabić motylka, który przeleciał obok, a dziś jak dziecko do nowego telefonu leciał do trupa żeby go... Złapał się nieprzekształconą dłonią za twarz, wyczuwając pod nią nierówności brudu i wszelkich innych substancji, o jakich wolał nie myśleć. Wstrząsnęły nim nieplanowane, niechciane torsje, jednak w porę zdołał się opanować. Ta umiejętność powinna być po powrocie nagradzana, zdobędzie w niej kiedyś mistrzostwo. Na chwilę obecną musiał jednak zaprzestać myślenia o straszliwych rzeczach jakich się dopuścił. Nie daj panie zejdzie na zdradliwe tory dywagowania na temat tego co ma w żołądku... Powtórnie zdławił wymioty, blednąc i zieleniejąc jednocześnie. Brudne czoło zrosił pot wysiłku. Musiał znaleźć myślom inne ścieżki.
- Słuchaj, zauważyłem już że rozumujesz i nie zachowujesz się bezmyślnie. Super, to się chwali. Nie mógłbyś jednak iść i być świetnym zombie gdzieś dalej? Ja naprawdę nie jestem smaczny. Sama skóra i kości, nie ma w czym przebierać. Nie wiem co zyskasz na tropieniu mojej drogi, ale tam gdzie idę nie czeka Cię nic dobrego. Widzisz, jeszcze da się mnie uratować. – Czyżby? Wierzył w to, ale czy był pewien że tak przedstawiał się stan faktyczny? Nigdy nie był drama queen w przypadku rzeczy istotnych, teraz jednak chyba miał prawo nieco popanikować. - Ty wyglądasz jakbyś się zasymilował. Nie... – Nie powie mu przecież, że nie czuje się pewnie w jego obecności. - Jeżeli dojdę z Tobą do zabudowań, to rano zostawisz mnie w spokoju? Wróć do siebie i żyj sobie nieniepokojony. – Zagryzł wargę, wciskając przekrwione, zmęczone spojrzenie w przesypujący się pod stopami piasek. Poczeka aż Liam uśnie, a potem... Potem albo go zagryzie żeby mieć pewność, albo mu zaufa i najzwyczajniej w świecie wygramoli się by powoli uciec tam, gdzie było jego miejsce.
No, szybka męska decyzja.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Właśnie tak sądzę. Chyba lepiej jest zaufać mi i nie dać się zjeść?
Chrząknął. No niedźwiadku, miałeś dwie opcje. Albo się mnie posłuchać i w końcu ulec mniemoim słowom, albo zginąć, nie docierając nawet do połowy celu swojej wędrówki. A Liam zdawał się być bardziej uparty. Zresztą, raz podjęta decyzja nie mogła zostać zmieniona. To nie było w jego stylu. Widział swój cel jak na dłoni. Chciał go jednak przekonać w sposób nie inwazyjny, nie kalecząc go już więcej. Bo mógłby zrobić i tak, że po prostu poturbowałby go do tego stopnia, że nie miałby sił już się bronić. Potem zaciągnąłby go do jednej z klatek dogs i tam szturmował do momentu, aż w końcu by się złamał. Ale tak brutalne metody nie leżały w jego naturze. Znacznie lepszym pomysłem, i tutaj niedźwiadek by się zgodził, było namówienie go do zmiany decyzji. Wpłynąć tak, żeby ta myśl stała się jego własną.
Pokrzywione ciało wymordowanego z drugiej strony wypełniało Liama swego rodzaju współczuciem dla jego niedoli i sam z siebie nie chciał go bardziej uszkadzać. Zresztą, na co komu pokiereszowany niedźwiadek? Lepiej go zostawić takim jakim jest, przynajmniej na razie. O ile z powodu wirusa całkiem nie zdziczeje, to była nadzieja, że wyrośnie z niego całkiem porządny obywatel desperacji. Zawsze lepiej jest jednak żyć, nawet jeśli to życie do kolorowych nie należało.
- Kłamiesz samemu sobie. Mówiłem ci już, lekarstwa na tę przypadłość nie ma. Wirus tchnął życie w twoje martwe komórki, ale a jakiego powodu umarłeś, to nie mogę ci powiedzieć, bo nie wiem. Myślisz, że ktoś uratował te miliony ludzi, które zamieniło się w szalejące, dzikie potwory? Nie. A skoro oni nie mieli nawet cienia szans, to jakie ty masz?
Podrapał się po podbródku. Jeśli coś może nas uratować, to tylko cud, pomyślał, ciężko wzdychając. Stawał bliżej niedźwiadka. Może nawet za blisko, ale wciąż pozostawał poza zasięgiem jego łap. Wolał w razie czego nie mieć powtórki z rozrywki i znów przywalić plecami w piaskowe podłoże. Musiał przyznać, że kręgosłup to go bolał. Pośladki też, w końcu na nie upadł najpierw. Ze smutkiem stwierdził, że jak nic, będą po tym siniaki. Możliwe, że nawet tak duże, by zmusić go do spania przez następny tydzień w wymordowanej formie, gdzie takie odczucia były mu obce. Właściwie to czy krokodyle mają siniaki?
Wzrok padał od potencjalnego miejsca odgłosów wycia do wymordowanego pod tym nieszczęsnym pniaczkiem. No, decyzję trzeba było podjąć szybko. Czy mógł się zgodzić na podobną propozycję? Z jednej strony, mógł go bardziej przekonać, jakby przestał użalać się nad sobą, pląsać w tych swoich śmiesznych konwulsjach i uznawać Liama za zagrożenie. Cała noc, pomijając czas na spanie, to było całkiem sporo czasu. A co, jeśli mu się nie uda zrobić tego w jedną noc? Musiałby wtedy złamać swoją obietnicę i go śledzić. Przynajmniej, przez jakiś czas. Bo wiedział, że wirus w końcu dokończy dzieła.
- Nie mogę Cię tak po prostu zostawić. Ale mogę się nad tym zastanowić jak w końcu przestaniesz się mazać i patrzeć na mnie jakbym miał cię zjeść. Może jak się uspokoisz, to będziesz w stanie mnie wysłuchać. Życie na desperacji nie jest takie złe, ale jak dalej będziesz na ośli upór parł przed siebie bez zastanowienia, to zginiesz. Dociera? Próbuję ci pomóc, potem mi podziękujesz.
Liam się wyprostował. Był skłonny rozważyć propozycję zostawienia go w spokoju, ale nie zamierzał tego robić ot tak. Musiał to przemyśleć. Zastanowić się. Tak jak prawie doba zajęła niedźwiadkowi by się zastanowił nad tym czy w końcu się poddać, czy jeszcze walczyć.
                                         
Liam ♥
Chart     Poziom E
Liam ♥
Chart     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Postawię sprawę jasno: nie ufam Ci ani trochę. Jesteś bestia, może i rozumna, ale ciągle bestia. To mi wcale nie ułatwia próby zaufania Ci, nawet jeśli przebierasz się za człowieka – sarknął, chyba wcale nie zamierzając zabrzmieć tak ostro. Prawdą był fakt, że noc z Liamem nie była wygraną na loterii, zaś każde zmniejszanie odległości tylko stawiało włoski na jego ciele. Nie było jednak potrzeby by odbierać to personalnie. Strach Juna wiązał się jedynie z własnymi przemyśleniami i skąpą wiedzą, jaką wtłoczyli mu do głowy gdy jeszcze był bezpieczny. Panikował na swój sposób, nie chcąc oswoić się z myślą, że w jego spokojnym dotychczas życiu nadchodziły zmiany. Nie był na to gotowy. Chciał głośno krzyknąć STOP i wysiąść z tej przeklętej kolejki, rozpędzając się w ucieczce i nadrabiając czas stracony na rozpaczy. Przeniósł ciężki wzrok na Wymordowanego i nie było w tym spojrzeniu ani przychylności, ani tlącego się zrozumienia. Męczył go. W sposób nieświadomy i hiperaktywny sprawiał, że wizja zbliżenia się na przekór obawom i rozgryzienia mu tętnicy wydawała się kusząca. Jednak nie dźwigał się, nie wprawiał w ruch mięśni, nie przemieszczał się ani nawet już nie drżał. Spokój ciemniejącego stopniowo otoczenia udzielił się okrytemu ciepłą łapą organizmowi, przemieniając krwiożercze zapędy w ciche, niegroźne westchnięcie. Liam najwyraźniej sądził że pozjadał wszystkie rozumy, że odnajdywał się w jego sytuacji, że wiedział co powiedzieć. Argumenty odbiły się jednak od Naokiego ślepym rykoszetem, powracając do mężczyzny wraz z zachrypniętym, pobłażliwym chichotem. Jak nic tracił zmysły. Powinien się wreszcie przespać. - Ale jesteś głupi. Ja przecież żyję, nie widzisz? Nie zamierzam jeszcze umierać, chociaż mama mnie pewnie zabije za to jak się zapuściłem. Źle, źle wyszedłem, ale nie zgubiłem się na tyle by umrzeć. Co za brednie...
Nie dopuszczał do siebie myśli, że mógł nie mieć racji. Pamiętałby gdyby umierał. Pamiętałby, bo coś takiego nie przechodziło niezauważone. Śmierć była brzydka, deprawująca, odejmująca urok i zupełnie, bezsprzecznie nieciekawa. Nie pożądał jej, bo była definitywnym końcem. Życie po śmierci było dla niego abstrakcją. Zakołysał cielskiem niby autystyczne dziecię, dociskając zebrane usta do zębisk. Nie potrafił podjąć decyzji tak na już. Pomimo genetycznych predyspozycji, szybkie męskie decyzje nie były jego mocną stroną. Nie, kiedy nóż na gardle przywierał i coraz mocniej koncentrował całą jego uwagę. Przełknął gulę śliny i powracającego przez przełyk posiłku, dławiąc wzbierające wymioty i odwracając głowę. Wstał. Ociężale dźwignął się do pionu, strzelając stawami i krzywiąc się na wydane przez siebie dźwięki. Wiele wysiłku wkładał w to, żeby nie bujnąć się do przodu i nie paść twarzą na ziemię. Gryzienie piachu miało wydźwięk upadlający w każdym niekorzystnym tego słowa znaczeniu. Nie chciał tracić twarzy przed nieznajomym, o ile jakąkolwiek tak właściwie przybierał. Piasek zachrzęścił pod jego stopami, rozsypując się w mikroskopijne fałdki przy każdym zebranym ruchu. Niby zbliżył się na krok, ale zaraz potem zrezygnował, cofając się z powrotem pod drzewo i uderzając przygiętymi plecami o szorstką korę. Zadrapał się przez ubranie, poczuł to.
- Ale ja nie chcę tu żyć. Tu niczego nie ma. Piach, głód i śmierć. Szczury rzucające się na nogi i psy ujadające z wykrotów. Wracam do miasta i ani Ty, ani ten drugi mnie nie przekonacie do zmiany decyzji. Nie zgadzam się z wami! – warknął, gdy przed oczami przeleciała mu brzydka twarz Jalli. Zaraz otrząsnął się jakby z letargu i z głupim wyrazem popatrzył to na rumowisko ceglanych chałup, to na Liama dzielącego go od kryjówki. - To znaczy... Zmieniłem zdanie. Śpię tutaj, a rano idę dalej i obym Cię nie widział. – W jego głosie pobrzękiwał strach, zarodkiem kiełkujący w pełnym brzuchu. Skotłowany wraz z ciepłymi, nierozgryzionymi wnętrznościami na ułamek chwili dobrze skrył się, by wychynąć w momencie, w którym już prawie wyciągał się ku pomocnej dłoni Wymordowanego. Stracił do siebie szacunek, przecież mu nie ufał.
Noc zastała ich na upartym wpatrywaniu się w siebie, próbie konsekwentnego dotrzymywania własnych postanowień i bardzo nieukradkowym ziewaniu Juna, który możony potrzebą porządnego wyspania się tracił na wysokości, uginając nogi i milimetr po milimetrze rozgrzewając materiał koszulki o pień.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przemilczał to co powiedział. Nie chciał mu nic mówić, że jeszcze trochę, a zmieni zdanie bo sam będzie jak zwierzę, ale w porę ugryzł się w język. To co powiedział było na swój sposób krzywdzące. Ci, którzy jak Wilczur, chodzili trochę dłużej po tym pełnym łez padole, nie przejmowali się już czymś takim. Liam chyba gdzieś na serca dnie myślał, że jednak ludzie z miasta nie są tak zakłamani. Typowe. Bo większość zarażonych dziczeje całkiem, to najlepiej wszystkich wrzucić do jednego wora. Nawet nie próbować się porozumieć. W innej rzeczywistości, gdybym miał wybór, to pokazałbym tym wszystkim idiotom, że my też mamy prawo żyć lepiej niż zwierzęta. I być lepiej traktowani.
Ale wkrótce niedźwiadku zrozumiesz jak to jest. No, chyba, że zginiesz do tego czasu. Spojrzenie Liama spoczęło na wymordowanym, ale zdawało się, że było ono o mile stąd. Czy mógł wyobrazić siebie, wykonującego zwyczajne czynności, za bezpiecznym murem? Z dala od niebezpieczeństw? Gdyby mógł sięgnąć pamięcią do tamtych cudownych czasów, kiedy był zwyczajnym żołnierzem, kiedy miał dom, rodzinę... Ale nie mógł, prawda?
Włos mu się zjeżył, a Liam sam nie wiedział, kiedy w nagłym przypływie nieuzasadnionej złości, po prostu uniósł wargi ku górze, ukazując rząd zdrowych, ostrych zębów. Za kogo się uważasz niedźwiadku, za lepszego ode mnie? Zginąłbyś, jak nie z głodu, to ktoś by cię zagryzł, zatłukł jak kundla. Zostawiłbym Cię na moment, a ty byś zginął. Jakim prawem uważasz mnie za jakieś bezmyślne zwierzę?
I kiedy wydawało się, że Liam wybuchnie i rzuci się na niedźwiadka, to nagle jakby cała agresja, ze świtem z niego uleciała. Ale co, o czym on gadał, jaki znów drugi? Skojarzył to tylko z tym, że ten biedak musiał się jakoś znaleźć, jakoś się zarazić... może ktoś go zmusił. Ten drugi... no dawało to trochę do myślenia, ale wkurzony Liam nie za bardzo chciał się nad tym zastanawiać. Kimkolwiek był, pewnie jest kilometry stąd.
Powinienem Cię zostawić, niedźwiadku. Nic tak nie uczyło życia jak pozostawienie samemu sobie.
Westchnął. Przecież nie mógł. Chociaż to, co powiedział go wkurzyło, to jednak nie mógł dawać tak łatwo ponieść się emocjom. Niezależnie od wszystkiego, Liam miał stuprocentowa pewność, że Sabbath nie jest wynikiem jakiegoś paskudnego eksperymentu, a najzwyczajniej w świecie zaraził się wirusem. I głupota tylko wmawia biedakowi, że to wszystko jest tylko jakimś złym snem.
- Jesteś taki głupi, czy tak miasto wyprało Ci mózg, że nie widzisz niczego poza ich kłamstwami? Chociaż... podobno głupimi łatwiej kierować. Ile to cudownych, niebieskich tabletek połknąłeś, żeby nie mieć koszmarów? Żeby nic nie wiedzieć? Jasne, nic tutaj nie ma. Życie tutaj nie jest kolorowe, ale przynajmniej nikt ci nie będzie mydlił oczy bajkami o idyllicznym świecie, pozbawionym wad.
Wzruszył ramionami. Czy on w ogóle zastanawiał się nad tym jakie słowa tutaj padały? Przecież nie miał pięciu lat, ale cała ta sytuacja właśnie na to wskazywała. To tak, jakby gówniarzowi tłumaczył, że ma nie wsadzać łap do kontaktu, bo zrobi sobie krzywdę, a ten uparcie wciąż chce włożyć tam obślinione łapska.
Trudno. Jeśli wystarczyło zdzielić gówniania po łapskach tysiąc razy by się nauczył, to Liam powtórzy swoje słowa i dwa razy tyle, aż w końcu tragiczność sytuacji dojdzie do opóźnionego w rozwoju mózgu niedźwiadka i wywoła pożądany skutek. Na razie jednak co mógł zrobić, to sterczeć nad nim. Chyba nie zaśniesz niedźwiadku ze mną nad głową, co?
                                         
Liam ♥
Chart     Poziom E
Liam ♥
Chart     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Już prawie to miał. Prawie robił użytek z futra, kłaniając się niezgrabnie i z półprzymkniętymi powiekami imaginując sobie lepsze jutro. Pokładał się na piasku, kamieniu, starej korze, ścieląc leże własnym grzbietem, mrucząc powoli do własnych myśli i rozluźniając, już o krok będąc od niebytu, słodkiego odpoczynku, regeneracji sił i ucieczki od tępego bólu roznoszącego całe jego jestestwo. Prawie zasypiał, wtulony we własne ramiona, okryty tym marnym skrawkiem futra wyrosłego na słabej glebie jego ludzkiego ciała. Prawie mu się udało, gdyby nie górująca nad nim sylwetka Wymordowanego, o zimnym zacięciu i połyskujących oczach. Wzdrygnął się, powracając do chłodnej świadomości i względnego otrzeźwienia. Nie zrzucił z siebie słodkiego otumanienia, ciężar zmęczenia nadal przyciskał go ku ziemi, jednak świadomość tego jak nieznajomy wpatruje się w niego nie pozwalała mu odpłynąć. Poprawił pozycję, zbierając się do kupy, ściągając w mały zwitek i powracając do niego wzrokiem. Czy się bał? Jak szarżującego byka. Nawet jeżeli przez Liama przemawiał dziwny rodzaj troski, kołyszący w ramionach, nużący delikatną pieszczotą, kojący zaniepokojenie, był on Junowi nieznany, a przez to straszny. Bał się tego czego nie rozumiał, zaś w postępowaniu Wymordowanego nie odnajdywał ni krzty logiki. Jeżeli było to igraszką, zabawą kota z myszką nim ją upoluje i pochłonie, nie chciał by to kiedykolwiek się skończyło. Nie szanował życia innych, w poważaniu mając ich decyzje, przygody i podjęte kroki, nie chciał przy tym jednakże utracić swojego. Wygryzał się powoli i w bólach, dochodząc do miejsca w którym teraz był. Coś zepsuł. Spartaczył i wyszedł na złą stronę barykady, a mimo to nie odrzucał siebie samego. Jeszcze wyjdzie na prostą. Musi wierzyć, musi, bo inaczej zwariuje. Skryta głęboko w nim panika podszeptywała mu nieustannie najczarniejsze scenariusze. Płynna wyobraźnia pozwalała widzieć, jak Liam zakrada się i rozrywa go na setki niewielkich kawałeczków, rozwłóczywszy jelita, splamiwszy stopy w krwi i zawartości żołądka. Nie. Wzdrygnął się, powracając do niego wzrokiem i kuląc jeszcze bardziej, skrycie szczękając zębami i dławiąc wołanie o jakikolwiek ratunek. Przecież nikt nie przyjdzie mu z pomocą.
- Twój świat faktycznie jest super. Te wiewiórki też były super. Te wyjce, za którymi się tak rozglądasz na bank też będą super, ale ja odpadam. Chcę wysiąść z tej kolejki, nie bawi mnie ta przejażdżka. Zachowaj dla siebie wszystko. – Przyłożył dłoń do ust, wciskając opuszki przez wargi prosto w dziąsła. Targnęło nim lekko. Trawione jelita bardzo chciały powrócić do właściciela. Nie myśl o tym, nie myśl o tym, nie myśl o tym, skup się na nim. Patrz na niego. Nie spuszczaj wzroku. On się szczerzy. Na bank, serio, musi się uśmiechać. Nie myśl o tym co masz w brzuchu. Skup się na nim. Na jego twarz. Na zmrużonych oczach. Na powadze i odstręczeniu, jakie ma wymalowane na... Och. - Ty się gniewasz?
Miarowo, coraz silniej napierał pazurami na skórę własnych ud, szukając granicy bólu pozwalającej mu zachować trzeźwość. Bóg jeden wie kiedy ostatnio spał. Nie pamiętał tego. Wspomnieniami sięgał do cichej wędrówki, do podjęcia tropu, do ujrzenia postaci, butelki, kamienia, wijącego się pod nim w drgawkach trupa, rozciąganego łapami gdy zagłębiał w nim zębiska. Wzdrygnął się po raz kolejny. Nie będzie go przepraszał za prawdę. Jeżeli zaczynał go drażnić, mógł po prostu odejść i zatruwać powietrze gdzie indziej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Chwilowa słabość.
Burknął tylko w odpowiedzi na zadane pytanie. Wkurzał się. Miał prawo. Przecież był człowiekiem, chorym, ale psia mać, wciąż człowiekiem! I żaden gówno wiedzący o desperacji zarodek zaszczanego futra nie wmówi mu, że jest inaczej. Ale mimo wszystko, nie powinien był się unieść. Nie mógł przecież pokazać tej kupie gówna w częściowej transformacji, że jest słaby. Jak już wróci do kryjówki, zaszyje się tam, odpocznie, zdrzemnie na parę dni to mu raz dwa te fanaberie przejdą. Nie ma tak, że Liam jest słaby. Żyje i ma się dobrze, powoli budując swój dobytek na tym smutnym świecie. I dobrze wiedział, że odrobina samozaparcia i dorwie się do cudów jakich się ludziom nie śniło.
Liam postanowił sobie usiąść. Po turecku. Zakładając nogę na nogę myślał o tym wszystkim. Myślał o niedźwiadku, o sobie, podjętej decyzji, którą zresztą uważał za słuszną. Powinien w to wierzyć, że jest słuszna. Widział wciąż w wymordowanym to coś, co chodziło po głowie jak upierdliwa pchła i kąsało, nie dając nawet myśli na to, by przestać. Wydrapię w końcu tę dziurę w głowie i może wtedy wszystko stanie się jasne.
- Dwa lata temu powiedziałbym to samo co ty teraz.
Zawiesił wzrok na niedźwiadku. Było to raczej spokojne, może trochę znudzone spojrzenie, ale przynajmniej uprzednio wywołana w przypadkowy sposób agresja gdzieś znikła. Przynajmniej na razie. Bo kto wie, czy przypadkiem za dwie godziny nie dostanie napadu szału? Że nagle nie zmieni się w to bezmyślne, głupie zwierzę, za jakie miał go Sabbath? Nie mógł mu zapewnić bezpieczeństwa przed sobą. Tego się w zasadzie obawiał. Nie dość, że przez szał mógłby ich oboje zgubić, to jeszcze mógł stracić związane z nim, te krótkie wspomnienia. Zapomnieć całkiem po co to robił.
- Obudziłem się sam. W ruinach jakiegoś laboratorium z którego zostało parę ścian. Znaleźli mnie wojskowi. Znaczy, wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to oni. Straciłem pamięć, na całe szczęście nie rozum.
Westchnął ciężko.
- Kiedy ich wypytywałem, posiłkując się niejasnymi informacjami z mojego mózgu, wyjawili mi, że spałem prawie tysiąc lat. Dość delikatnie wyperswadowali mi próbę zajścia do miasta. Tyle czasu...
Zawiesił wzrok na własnych dłoniach. Suche, popękane, brudne. Podświadomość kazała mu tęsknić za minionymi latami. Nie pamiętał ich prawie wcale, czasem mu się przyśniły. Tamte czasy. Dla niedźwiadka wspomnienia Liama pewnie by się zdawały jakimś odległym rozdziałem z historii. Może nawet niczym z podręczników do historii. Liam tamtych czasów nie pamiętał, ale z opowieści innych wynikało, że to były cudowne czasy. Zieleń, ludzie, budynki, jadące samochody. Mniejsze i większe problemy. Życie. Oczywiście anioły widziały w tym życiu jedynie grzech, ale skoro wtedy było tak źle to co można powiedzieć teraz? Nienawiść przeplatała się między miastem, a desperacją.
- Mogli mnie po prostu zastrzelić, wiesz? (zduszony śmiech) Gdybym trafił na mniej wygadanych, pewnie by tak było. Bez pytania o imię, o to czy mam rozum, czy nie jestem przypadkiem naćpany. Czy mam przepustkę, czy nie, czy może jestem z miasta, ale się zagubiłem. Tylko i wyłącznie dlatego, że widać było we mnie oznaki bycia wymordowanym. A wyglądałem znacznie lepiej od ciebie.
Wydawało się, że Liam opowiedział całą tę historyjkę o sobie tylko i wyłącznie dlatego by zmusić niedźwiadka do zmiany zdania, ale po prawdzie, zrobił to, bo mu się bardziej nudziło, niż chciało jeszcze raz wyjaśniać niuanse zawiłości ludzkiego świata i po raz kolejny przytaczać niepodważalne fakty. Być może to krótkie wspomnienie da mu coś do myślenia, z czego by się bardzo ucieszył, ale tyle razy mówił, to nie wydawało mu się, że wymordowany tak łatwo się podda i uwierzy.
- Może nawet łatwiej byłoby, gdyby mnie tam zabili. Może nie musiałbym się męczyć. Szukam jedynie czegoś, od tych dwóch lat, odpowiedzi, może leku, ale jak na razie jedynie dostaję więcej pytań.
Ale ciebie to nie obchodzi, prawda niedźwiadku? Kurczowo trzymasz się swojego świata, jak dziecko maminej spódnicy, ale oboje wiemy, że w końcu będziesz musiał się oderwać, bo prawda jest zgoła inna. Czujesz to pod skórą, prawda?
                                         
Liam ♥
Chart     Poziom E
Liam ♥
Chart     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach