Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 10 z 15 Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11 ... 15  Next

Go down

Pisanie 12.11.16 0:05  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 11 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Poważna tematyka miała to do siebie, że zwyczajnie nie pasowała do radosnego wizerunku Beletha. Być może, na przestrzeni wieków ten niejednokrotnie się zmieniał, jednak chłopak wolał aktualnie unikać poważnych rozmów. Co jednak pokusiło go do tego? Co ponownie obudziło jakże szlachetną i anielską troskę oraz wiarę w ludzkość? Wątpił, że chodziło o jeden, dany okaz ludzkiego bytu. Już prędzej tłumaczył to fakt, iż większości aniołów chyba poprzewracało się w głowie i zaczęli zachowywać się, jak ich kompletne przeciwieństwo, a nie od dziś wiadomo, że świat rządził się dualizmem, czy coś. Wymówek można by szukać godzinami, jednak nie to liczyło się w obecnej chwili.
- Wer-terem? - zwyczajne słówko, czy też nazwisko jednej postaci z dawno zapomnianej literatury zdawało się zaintrygować Bella. Ten niejednokrotnie mógł być przyrównywany do różnych osób, a nawet przywykł, że momentami wypominano mu działania niektórych person z kart dziejów ludzkości. Przyrównanie jednak do nieudolnego samobójcy zdawało się dawać do myślenia i nie chodziło tylko o to, skąd złośliwy i markotny pan Burczysław von Reksio znał takie produkcje, które to miały przynajmniej tysiąc lat za sobą. - ...skoro tak uważasz - rzucił jedynie niemrawe zdanie. Nie miał zamiaru oponować mężczyźnie. Nie miał też zamiaru jakoś wpływać na jego słowa. Po części godziły w jego osobę, a po części wiedział, że są prawdziwe. Przez krótką chwilę, wydawać się mogło, że sam anioł słuchał ich niczym jakieś niesforne dziecko, które za swoją głupotę było karcone przez substytut rodzica pod postacią wilczura. Dziwna zależność, biorąc pod uwagę fakt, iż to rzekome dziecko posiadało znacznie dłuższy żywot. Być może to przez swoje wyobrażenie, a może po części za sprawą słów mężczyzny, na twarzy chłopaka ponownie zagościł nikły uśmiech, jednak tym razem nie wydawał się ani wymuszony, ani sztuczny. Ot delikatny i ledwo widoczny. Przez krótką chwilę przez myśli anioła przeszło, że nie wypada mu teraz dać się zabić jakiejkolwiek innej osobie prędzej, aniżeli to właśnie nieznajomy jegomość będzie miał szansę skorzystać z ów propozycji i być może kiedyś zmienić zdanie. Cóż... może właśnie przez to zaczął nieco myśleć o sobie? Może. Prawdopodobnie stałby tak dłużej, gdyby nie pojedyncze słowo. Pojedyncza prośba, czy też rozkaz.
- Pomogę ci... - wypowiedział te dwa proste słowa i nawet nie spodziewał się innej reakcji, aniżeli odmowa. Mimo wszystko, nie miał zamiaru pytać o zgodę. Co prawda sam nie czuł się teraz najlepiej, jednak obowiązki nakazywało stawiać przed wszelkiego rodzaju przyjemności, czy odpoczynek. Taka tam już anielsko-męczeńska powinność. Dlatego też spróbował jakoś robić za podporę dla psowatego podczas jego ewakuacyjnej wędrówki, chociaż sam wilczur mógł śmiało stwierdzić, że każdy kolejny krok stawiany przez Beletha zdawał się mniej pewny i jakby taki... zmęczony. Zupełnie tak, jakby anioł szedł bardziej siłą woli, aniżeli własnymi, realnymi możliwościami, ale... może mu się tylko wydawało.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.11.16 1:31  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 11 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
"Werter". Nazwisko, które padło samoistnie, choć Grow miał przeświadczenie, że jeszcze przed chwilą doskonale wiedział, o kim mówił. Problem w tym, że kiedy padło to zacinające się pytanie, cała wiedza uleciała wraz z powietrzem, jakie sam  wypuścił przez zaciśnięte zęby. Nie pamiętał czego dotyczyła książka, jak nazywała się ukochana głównego bohatera i jak skonstruowano całość – w formie listów? Zwykłej prozy? Poezji? - ale wiedział, że facet brał na barki za dużo, a potem strzelił sobie w łeb.
─ Pomogę ci.
Uśmiechnął się krzywo. O tym właśnie mówił.
Nie trzeba, młody. – Na twarzy pojawił się zarost, jakby w ciągu kilkunastu ostatnich sekund postarzał się o dziesiątki lat. Mniej więcej tak się też czuł, z chwili na chwilę tracąc siły, ostrość myśli i chęci na dalsze stawianie kroków. Nie powinien się poddawać – tylko to przeświadczenie trzymało go na nogach, choć inni dawno ugięliby kolana przed losem; może błagając o drugą szansę, a może poddając się od razu, byle zniknęło cierpienie i tak nieznośny pot spływający po skroniach i policzkach, aż do brody, z której odlepiał się w formie kropel i spadał na ziemię.
Wilczur przesunął wierzchem dłoni po ustach. Dreszcze wstrząsały jego ciałem; miał wrażenie, że się trzęsie, choć było mu gorąco i duszno; więc skąd te cholerne reakcje na zimno? Zacisnął zęby, wciągając gwałtownie powietrze do płuc. Zaraz potem obrócił rękę i przycisnął ją do twarzy, hamując tym samym odgłos charczącego kaszlu, który zatrzymał go w pół kroku i zmusił do oparcia się ramieniem o pień drzewa, by nie stracić równowagi między tym gdzie góra, a gdzie grunt. Każde kolejne "warknięcie", jakie wydobywało się z jego piersi, zdrapywało gardło niemal do krwi. Takie miał wrażenie, choć w obecnej sytuacji, nie musiało się mijać z prawdą. Nie nadążał nawet zaczerpywać tlenu, w spazmach wykaszlując wszystkie znane sobie przekleństwa, które tylko ciskały mu się na usta. Kuło w kącikach oczu za każdym razem, gdy próbował wziąć haust powietrza, ale zamiast wdechu, organizm zmuszał go do wydechu, nawet jeżeli w płucach nie zachowało się już nic, co powinno je opuścić.
Co się dzieje, Jace?
"Jace. Jace. Jace." Imię roztrzaskiwało mu się w czaszce z każdym następnym "ekhm!". Towarzystwo mar było ostatnim, czego potrzebował, a ich fałszywa chęć pokazania swego rodzaju troski tylko pogarszała stan, wprowadzając do zmęczenia istną furię wściekłości. W myślach kazał im, rzeczowo ujmując, spierdalać w podskokach na jednej nodze, ale nie był na tyle głupi, by łudzić się, że faktycznie to zrobią.
Banda cholerstw. Zawsze uczepią się go wtedy, gdy na sam ich widok czuł się jeszcze gorzej.
Czek... czekaj. ─ Głos ugrzązł mu w gardle, gdy wypowiadał to jedno słowo, ruchem ręki wykonując gest odganiania namolnej muchy. W rzeczywistości chciał odsunąć od siebie jedną ze zmor, która za cel obrała sobie władowanie pyska prosto w jego twarz. Grow ostatni raz nabrał wdechu ─ tym razem orzeźwiające powietrze wpłynęło do przełyku, chłodząc zdarte ścianki gardła. ─ Dobra. ─ Przełknął ślinę. ─ Jest lepiej.
Było lepiej na tyle, na ile może to powiedzieć facet, którego skóra wygląda jak odchodząca od ściany farba i tu i ówdzie jej płaty zostały oderwane od mięsa o te kilka czy kilkanaście centymetrów za bardzo odstając teraz od reszty "powierzchni", zwisając z niej jak porwany przez pazury materiał.
Nie miał jednak czasu i doskonale zdawał sobie z tego sprawę, dlatego mimo gwałtownego spadku sił, postanowił wziąć się w garść i zmusić do opuszczenia Edenu. Paradoksalnie, to na jego terenach czuł się bardziej niepewnie, niż na własnych, choć bez wątpienia Desperacja prezentowała się paskudnie przy niemal perfekcyjnych krajobrazach i atmosferze rekonstrukcji Raju.
Ta idealna, spokojna otoczka go drażniła.
Zmarszczył brwi, hamując naturalne odruchy, jakie towarzyszyły przemianie.
Biel włosów szarzała, ale nie stopniowo. Ciemniejsze łaty zdobiły wyrastające futro, w niektórych miejscach dochodząc już do barwy ebonitu, przy reszcie fragmentów pozostając wciąż w śnieżnej bieli. Twarz wydłużyła się, nos sczerniał, zęby rozrosły się i zaostrzyły do trójkątnych kłów. Ręce nabrały wyglądu łap i opadły ciężko na podłoże, przyjmując wagę rosnącej sylwetki.
Nic w tym przyjemnego ─ pamiętał za każdym razem, gdy decydował się na podjęcie kroku i zmianę. W obecnej sytuacji traktował zwierzęcą wersję niemal jak ratunek ─ choć ból z ran nie ustąpił, Growlithe czuł się pewniej mając ostre zęby i pazury drążące ziemię przy każdym szurnięciu łap o glebę. Futro umożliwiało też zachowanie większej ilości ciepła niż w przypadku, w którym pozostałby człowiekiem.
Ogromny łeb przylgnął na chwilę do Bella. Morda otarła się o jego tors w przeciągłym geście, nim nie podniósł pyska i nie postąpił naprzód, zerkając kątem oka na anioła, jakby samym spojrzeniem mówił: po prostu prowadź.

zt + Bell

Użycie mocy:
- Wampiryzm | Dzięki krwi Beletha wyczerpanie Growlithe'a zmniejszyło się, umożliwiając mu w miarę normalne funkcjonowanie. Rany się nie zasklepiły: odrobinę zmniejszyły, ale ogólną ideą mocy było ustabilizowanie stanu zdrowia, nie jego wyleczenie. Stan wzmożonej witalności utrzyma się u Growa przez 5 postów. 3/5

Dodatkowe:
- Choroba | Postać czuje się słabo, ciało przeszywają dreszcze, a gorączka zaczęła przejmować umysł. Na dodatek zaczęły występować bóle w klatce piersiowej oraz duszności. Zapalenie płuc. Choroba będzie trwała przez 4 sesje. Jeżeli do tej pory nie znajdzie antybiotyku ─ możliwość zgonu. Po zażyciu antybiotyku postać będzie osłabiona przez jedną sesję (potem nastąpi wyzdrowienie).
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.01.17 15:07  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 11 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Biała pierzynka śniegu przykryła cały Eden, otulając go do snu zimowego. Dwie postacie szły między wyciągniętymi szponami nagich gałęzi, niosąc wiadra. Prawie jakby czas zatrzymał się na wieki przed apokalipsą - oto dwóch chłopców, którzy zimową porą pomagają swej matce w obowiązkach domowych. Udali się nabrać wody z pobliskiego strumienia, nie przejmując się chłodem nieśmiało przeganianym przez blade Słońce.
Oślepiającą biel śniegu smagały czarne pasy nagich gałęzi; perłowe niebo tonęło w jasności świeżego puchu. W tym monochromatycznym świecie bracia wyglądali niczym samotne, kolorowe ptaszki, które pochwycono w klatkę z czarnego metalu. Rajskie piękności uwięzione w świecie ciszy.
Prawda jednak jest znacznie bardziej okrutna. Oto tysiącletnie dzieci skryte przed niebezpieczeństwami zniszczonej wyspy w anielskiej enklawie. Oto potwór i anioł, oba mające tę samą twarz. W milczeniu szli nad strumień, nabrać wody.
Barwne, zdobne stroje nie wyglądały na ciepłe. Czyż nie marzną, brnąc w głębokim śniegu? Nie. Drobne postacie okutane w kolorowe pasma płótna zdawały się być odporne na chłód. Obserwator z zewnątrz może być tym faktem zaskoczony lub zdezorientowany, bracia jednak znają sztuczki sprzed lat, dzięki którym zimno nie jest im straszne.
Cała tajemnica tkwi w umiejętnym wykorzystaniu warstw. Z zewnątrz wygląda jakby mieli na sobie jedynie cienki płaszczyk i spodnie. W rzeczywistości jednak ilość ubrań waha się od 10 do ponad 20 w największe mrozy. Jaki wiatr dałby radę przedrzeć się przez coś takiego?
Hitaoshi niósł większe dwa wiadra. Dzielnie brnął przez głęboki śnieg, wydeptując ścieżkę dla brata. Wydawać by się mogło, cóż to za problem, przejść przez parę zasp? Nieco siły włożyć, wyżej nogi unieść... A kto z was próbował z uporem maniaka przedrzeć się przez zwały białego puchu w sandałach oraz skarpetkach? Nikt? Nie zrozumiecie zatem, przez co przechodził teraz Hitaoshi. Pomijając zaspy, oczywiście.
Zatrzymał się na wolnej przestrzeni nad strumieniem i postawił cebrzyki. Odruchem rozejrzał się, sprawdzając, czy na pewno są sami. Uspokoiwszy własną paranoję, sięgnął do włosów. Zdjął wstążkę, przeczesując kosmyki palcami. Chyba powinien je podciąć... Chwilę przyglądał się końcówkom, zanim związał włosy wyżej tak, jak zwykle nosi Oashi. Nie chciał, by plątały mu się przed oczami, gdy będzie stał na oblodzonych skałkach. Podniósł zaraz po tym wiadra, udając się nad brzeg strumienia. Ostrożnie, powoli. Wolał nie wpaść w wodę. Niestety przez śnieg oraz lód wszystko było zdradliwie śliskie.
Nie czuł zbyt wielkiego strachu przed strumieniem. Może wartki acz przyjemnie płytki. Chłopak nabierał stąd wodę tak często, że nie obawiał się nawet wejścia w prąd. Wciąż jednak był środek zimy, bardzo nieodpowiednia pora na kąpiele w lodowatej wodzie. Wobec tego zostawił jedno wiadro wyżej, by mieć wolną prawą rękę. Przytrzymał się jakiegoś kamienia, pochylając i zanurzając drugi z cebrzyków w strumieniu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.01.17 3:51  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 11 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Widok Edenu otulonego przez miękki, biały puch napawał niebieskiego ptaka radością. Kto jak kto, ale młody anioł najlepiej umiał docenić takie widoki. Piękno nagich drzew pośród których widać przesiadujące ptaki, biała kołderka mieniąca się barwnie w bladym słońcu, zwisające z gałęzi sopelki, delikatne płatki śniegu o milionach oblicz oraz ślady zwierząt które zawitały w te rejony z samego rana. Chętnie poszedłby za nimi aby poznać ich ścieżki, jednak jedną z nich już podążał. Uniósł wzrok, spoglądając na plecy swojego brata. To takie uczucie jakbyś sam sobie wydeptywał drogę którą masz kroczyć. Usuwał zeń wszelkie niedogodności, a potem tylko szedł. Szedł do przodu po swoich własnych śladach. Nic Cię w tedy nie może zatrzymać. To bardzo przyjemne uczucie, za tym tropem udałby się dosłownie wszędzie. Ta wycieczka jednak kończyła się tuż nad rzeką. Tam, gdzie wartki nurt nie został zatrzymany przez mróz, a płycizna pozwalała uniknąć ewentualnej tragedii. Postawił swoje wiadra tuż obok tych brata i zasłonił sobie usta szalikiem. Mimo tak pięknej pory, zimne powietrze dość ostro wdzierało się do płuc. Ciekaw był, czy dałby radę kiedyś coś zamrozić przy jego pomocy. Westchnął wydmuchując biały obłoczek pary - pewnie niezbyt prędko.
Jako iż musiał czekać aż Hita skończy łapać wodę, przykucnął na moment i zaczął klepać coś ze śniegu. Kulkę. Nie miał jednak zamiaru jej wyrzucać. Wręcz przeciwnie. Śnieg się niestety słabo kleił, wiec  stworzył z niej niej jedynie owal wielkości bochenka chleba. Zerknął czy Aoshi nie widzi, po czym dorobił bochenkowi uszy z liści oraz oczka z patyczków. Pięknie - stwierdził w duchu - umieścił na drodze Hitaoshiego białego króliczka. Powstał, zaraz po tym dmuchając na swoje dłonie aby je ogrzać. Gdyby nie to zimno, pewnie zrobiłby więcej podobnych stworków.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.03.17 22:44  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 11 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Nie powinien wychodzić jak cholera w stanie, w którym się obecnie znajdował. Jak na złość dorwało go jakieś choróbsko, które złapało go za łeb i za nic w świecie nie chciało puścić. Picie ziółek nie pomagało, a to oznaczać mogło tylko jedno - to nie było zwykłe przeziębienie, które przejdzie bez leków. A gdzie miał niby szukać lekarza, który zna się na swoim zawodzie? Wolał nie ryzykować badań w Mieście, gdzie ludzie mogli odkryć jego anielskie pochodzenie, a z drugiej strony Desperacji nie można było ufać. Tam lekarz mógł pomóc lub sprzedać twoje organy za garstkę żarcia. W Edenie z kolei czasem ciężko było znaleźć kogoś pomocnego, zupełnie jakby na zimę wszystkie skrzydlaste istoty ruszyły na dobre w sen zimowy.
Przymulony, przepełniony bólami wszelkiej maści i pociągający nosem od czasu do czasu, snuł się po ogrodach bez bliższego celu. Lubił zimę, ale czuł się źle podczas niej, nie tylko ze względu na chwilową chorobę. Bywał senny, zupełnie jak rośliny uśpione pod puchową kołdrą zalegającą teraz dookoła. Nie pragnął niczego innego niż powitania wiosny i rozkwitnięcia na nowo wraz z przyrodą, która czekała na rozpoczęcie kolejnego cyklu życia oraz śmierci. Choć dla Azraela śnieg kojarzył się z radosnym śmiechem dzieci, nie było dla niego niczego wspanialszego od kwitnących kwiatów, drzew wypuszczających soczystych pąków i świeżego, ciepłego deszczu trwającego zaledwie parę chwil.
Nogi zaniosły go do strumyka, wzdłuż którego zaczął się poruszać. Jasny puch chrupał cicho pod stopami. Zwykle podróżował boso - teraz pogoda i stan zdrowia zmusiły go do zmiany przyzwyczajeń. Błękitne szaty zdawały się lekko zlewać z otoczeniem, wielkich, białych skrzydeł prawie nie było widać na tle śniegowych pól. Odcinały się tylko czarne jak smoła włosy i takież same znaki na dłoniach oraz szyi. Wzrok złocistych ślepi wbity był w podłoże, jak gdyby anioł poddawał się losowi i pozwalał prowadzić przez zaspy. Zatrzymał się jednak paręnaście metrów od braci, nawet ich nie zauważając i przykucnął nad strumieniem, przyglądając czemuś z wyraźnym zaciekawieniem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.03.17 23:39  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 11 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Nabrawszy wody w cebrzyk, wspiął się znów na płaski teren i prawie zdeptał śniegowego króliczka. Poderwał jednak stopę na tyle szybko, by stworzonku nie stało się nic. Kliknął językiem o podniebienie w wyrazie niezadowolenia, odstawiając wiaderko.
- Jest zima... Wydawało mi się, że wszystkie zwierzaczki siedzą w norkach, gdzie im ciepło. Inaczej jakiś drapieżnik mógłby je łatwo złapać. - Uniósł nogę i powoli naparł na nos króliczka. Nie zdeptał go jednak całkiem, a jedynie uszkodził śniegowemu stworzonku głowę.
Szybko jego uwagę przyciągnęło pojawienie się trzeciej osoby. Spostrzegł Ismaela niezwykle wcześnie. W prawdzie nie sądził, aby anioł stanowił zagrożenie, ale nie potrafił wyciszyć własnej czujności, szczególnie zwiększonej dzięki mutacjom. Nie umknie mu spadający liść, a co dopiero człapiący anioł. Który w najsłabszy nawet sposób nie próbował ukryć własnej obecności.
Po prawdzie w pierwszej chwili myślał, że ma jakieś przywidzenia. Jasne ubranie oraz skrzydła wtopiły się w biel śniegu, sprawiając, iż Ismael wyglądał jak sunąca w powietrzu głowa. Kiedyś wierzono w takie demony...
Zbliżył się do brata, niepewny, czy go wzrok nie myli.
- Widzisz to? Wygląda jak... Yokai. - To nie tak, że się bał. Cóż... Może trochę. Przygryzł wargę, starając się sobie przypomnieć imiona i legendy związane z owymi przerażającymi demonami. Wysysały krew. Albo zjadały dusze. Chyba zależnie od demona. Były takie płonące? I niektóre, które można było zabić tylko, gdy spały.
Wolałby nie przekonywać się, jakim typem potwora jest ten spotkany właśnie w Edenie. Na szczęście nie musiał. Szybko zdrowy rozsądek mu powrócił, a ulepszony przez wirusa wzrok pozwolił dostrzec znajomą twarz.
- Oh. To tylko twój przyjaciel. - Poruszył łopatkami, wcześniej nieco spinając mięśnie. Rozluźnił się na powrót, ale osobliwe pojawienie się Ismaela sprawiło, że poświęcił chwilę rozmyślaniom o yokai.
Przymknął oczy. Chyba pamięta, jak się pisało ich imiona? Kucnął nagle i zaczął palcem rysować kanji, starając się ułożyć je w zapomniane nazwy. W połowie któregoś z kolei znaku uderzył otwartą dłonią w napis, niszcząc go.
Nie pamięta. Będzie musiał spytać Hito, on powinien wciąż kojarzyć tamte legendy.
Póki co mieli gościa. Którym chyba wypada się zająć? A przynajmniej przywitać. Wymordowany uniósł głowę i popatrzył po Ismaelu. Nie spodziewał się zobaczyć nikogo znajomego. Nie o tej porze ani nie w takim miejscu. W większości bowiem anioły korzystają z mocy, gdy braknie im wody. Jeśli nie swoich własnych, to proszą sąsiada o machnięcie ręki i ściągnięcie nieco płynu do wiaderka. Bliźniaki zaś... Muszą uciekać się do bardziej tradycyjnych metod.
Z tego względu widok bruneta wywołał lekką konsternację u wymordowanego. Nie przyszedł tu chyba czerpać wody? A wokół cisza i spokój, żadnej pracy dla anioła zastępu.
Chłopak wyprostował się wolno. Zerknął porozumiewawczo po bracie, zanim schował ręce w poły ubrania i ruszył w stronę anioła. Przystanął parę kroków od niego - odległość ta wymuszona została rozłożonymi skrzydłami. Nie chciał zdeptać lotek.
- Nie powinieneś powłóczyć tak skrzydłami. - Oho... Stara się być miłym. Zamilkł na parę chwil, czekając na ewentualną odpowiedź.
- Naprawdę. Powyrywasz sobie pióra. - Kontynuował jednak, zanim Ismael zareagował.
- I zabrudzisz je. Albo coś ci wyrwie. Lub połamie. Chciałbyś połamane skrzydła? Ja bym nie chciał. To by bolało. - Mówił dalej, stojąc nad aniołem niczym kat nad grzeszną duszą.
Westchnął ciężko zanim pochylił się i złapał za skrzydło Ismaela. Spróbował sam mu je złożyć i umieścić na plecach chłopaka. O ile brunet nie zaczął współpracować, skrzydło wciąż opadało., prostując się. Zapewne Hita próbował jeszcze kilkukrotnie, a gdyby efektów nie było znać, odpuściłby za którymś razem.
Niezależnie od wyniku jego starcia ze skrzydłem Ismaela, kucnął obok. Chciał spojrzeć, cóż tez jest tak interesującego w strumieniu.
Woda. Kamienie. Więcej wody i kamieni. Śnieg. Trochę lodu. Nie potrafił dostrzec tam nic, co by mogło aż tak kogokolwiek pochłonąć. Ale Ismael jest aniołem, a te mają zawsze... Odmienny tok myślenia niż wymordowani.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.03.17 2:01  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 11 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Hito spoglądał niby, zaskoczony na swoje arcydzieło. Jego mina wyrażała szeroko pojęte zaskoczenie pojawieniem się zimowego stworka, za moment przeobrażając się w zakłopotanie i nieodpartą potrzebę naprawienia odpadniętego noska. Nim się jednak schylił i na dobre zajął lepieniem kolejnych śniegoludków, Hitaoshi zapytał o pewną starą legendę.
- Youkai? Gdzie? - Sam chciał to zobaczyć. Zdawał sobie sprawę, że to dość nieprawdopodobne spotkać podobne stworzenie w Edenie. Ktoś by powiedział, że one nie istnieją. Hito jednak wolał wierzyć, że dobry Ojciec pozbierał je wszystkie ze świata i zabrał do lepszego miejsca. Tam, gdzie mogą sobie żyć w spokoju i nie musieć nękać się wzajemnie w świecie ludzi. Zresztą, jeśli nawet któreś z tych prastarych duchów znajdowało się tutaj, niedaleko, na pewno nie mogłoby być złe. Odwrócił głowę i wyprostował się, szukając wzrokiem demona. - Oh, rzeczywiście. To jest... Ismael. - Przywołał sobie w pamięci imię owego anioła. Stał o wiele wyżej w hierarchii i był dość dobrze rozpoznawalny, chociaż jak do tej pory Hito nie miał zbyt wielu okazji ku temu by jakoś szczególniej się z nim zaprzyjaźnić, czy nawet zamienić kilka słów więcej. Ot, spotykał go czasem na niektórych, ważnych zebraniach. Takie miejsca zawsze wywołują w nim uczucie smutku. Chciałby móc kiedyś zabrać ze sobą brata, aby pokazać mu te wszystkie, piękne istoty, jednak z drugiej strony zdawał sobie sprawę z tego jak mocnym byłoby to nietaktem w stosunku do wagi tych zgromadzeń. Westchnął krótko, wypuszczając z ust biały obłoczek pary. Czyżby rozczarowanie? Youkai to to nie jest, lecz na pewno był równie piękny co w wyobrażeniach braci.
Nim zwrócił uwagę na słowo, które próbował odtworzyć na śniegu Aoshi, owo zostało zamazane. Oczywiście, że by wiedział jak to napisać. Nawet w kilku różnych odmianach, chociaż najpewniej jego pismo nie byłoby tak piękne i dokładne jak to, którym został obdarzony Hitaoshi. Manuskrypt napisany jego ręką, byłby najpewniej najwspanialszą i najpiękniejszą księgą w całej krainie. Oashi poczułby się zaszczycony, gdyby brat zechciał napisać dlań coś niedługiego i pozwolił dołączyć to do reszty zebranych z Desperacji ksiąg i pergaminów.
Wracając jednak do anioła zastępów, wyglądał na przygnębionego. Czyżby pochłonęła go zimowa melancholia prowadząc bez celu aż na sam skraj Edenu? Cóż takiego przejmowało umysł Ismaela, że dotarł aż tutaj? Nie było mu zimno? Oashi wymienił spojrzenia ze swoim bratem, pozwalając mu iść przodem. Ufał mu, pierwszy się zainteresował, niechaj wiec zrobi dobry uczynek i sobie zapulsuje. Niestety szybko pożałował swej decyzji. Pewien był, że brat zaprosi niebieskiego ptaka do ich domu. Pozwoli ogrzać się przy ogniu paleniska oraz zaproponuje skosztowanie ziołowego naparu, jakim ostatnimi czasy Hitoashi zwykł częstować wszystkich gości jacy tylko przewinęli się w pobliżu ich domu. Łącznie ze zwierzętami - chociaż te tuż po sprawdzeniu zawartości naczynia szybko znikały gdzieś w swoich kryjówkach.
Serce dosłownie zamarło na kilka chwil w piersi anioła, w których to Hitaoshi dotknął skrzydeł Ismaela i zaczął bawić się nimi jak jakimś parasolem. Nigdy mu o tym nie wspomniał? O tym, jak czułe, ważne i delikatne są anielskie skrzydła? Może to był właśnie błąd? Skutki nadmiernych ograniczeń oraz wstrzemięźliwości. Nigdy nie pokazywał swoich, duchowych atrybutów w jego obecności, więc skąd wymordowany miał wiedzieć, że nie wolno ich dotykać bez pozwolenia? Wszak dla niektórych takie zachowanie jest odbierane bardzo intymnie, zaś dla jeszcze innych może się okazać brutalne i nieprzyjemne. Hito podbiegł do nich natychmiast, mając głęboką nadzieję, że ten gest nie obraził Ismaela dogłębnie.
- Aoshi. - Nieczęsto zdarzało mu się unosić głos, jednak stanowczy ton sam cisnął się na usta zakłopotanego Hito. Gdyby mógł, tak pewnie teraz szybko zapadłby się pod ten śnieg. Albo jeszcze lepiej – zrobił z Aoshiego bałwana, aby gdzieś zniknął na moment i nie rzucał się w oczy.
- Proszę mu wybaczyć. On nie wiedział. - Padł na jedno kolano, jedną dłoń kładąc na karku brata – o ile ten siedział w ciąż na swoim miejscu oraz w jednym kawałku - i dociskając, by nawet nie śmiał jej unosić w tym momencie. Jeśli było inaczej, tak po prostu modlił się o to by anioł zastępu potraktował ich w miarę łagodnie.
- Racz przymknąć oko na ten zuchwały czyn. Mój brat nie zdawał sobie sprawy z tego, że wypada najpierw zapytać o pozwolenie nim dotknie się czyiś skrzydeł. - Wyjaśnił dokładnie, aby Hita również dowiedział się czym właśnie obraził wszystkie niebiańskie ptaki oraz tego jednego konkretnego anioła. Gdyby sam był skrzydlatym, zapewne już rzucałby się w spazmach na myśl o tym, że ktoś obcy miałby dotykać go w tak erogennym miejscu. Tymczasem, mógł się jedynie domyślać cóż to za uczucie. Z jednej strony jego czym był jak najbardziej zrozumiały. Wszak nie jest to coś, czym obdarzone są wszystkie istoty. Ciekawość mogła pchnąć go do pewnych czynów, ale niech nie uważa, że tak bezpośrednie traktowanie każdego napotkanego skrzydlatego ujdzie mu na sucho.
- Jeśli nie macie innych planów, chciałbym móc was zaprosić do nas. Rozgrzejecie się, odpoczniecie. Zawsze to przyjemniej w większym gronie spędzać czas, aniżeli marznąć samotnie nad brzegiem rzeki, gdzie wraz z nurtem chłodny wiatr się niesie. - Uniósł głowę i uśmiechnął się nieśmiało. Zabrzmiało jak cytat z jakiejś starej książki. Najpewniej też tak właśnie było. Czytając krotny już raz te same fragmenty stron, zmieniał je jedynie nieznacznie w zależności od sytuacji, traktując z czasem jak swoje własne słowa. Zupełnie nieświadomie, jednak wciąż z myślą o tym aby kiedyś, móc odtworzyć księgę do której należały.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.04.17 2:38  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 11 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Zainteresowanie czymś w strumieniu minęło szybko, gdy usłyszał głosy gdzieś całkiem niedaleko. Głosy przerodziły się w kroki, zbliżające się, więcej niż jednej osoby. Anioł zastępu odwrócił głowę w ich stronę, na jego twarzy nie było ani cienia emocji, zupełnie jakby nie do końca wiedział co ma czuć. Dopiero gdy skojarzył wygląd, na jasną twarz wpełzł lekki uśmiech, a sam skrzydlaty powrócił wzrokiem do przepływającej wody. Przynajmniej dopóki nie usłyszał głosu obok siebie.
- Ale mamoooooo - jęknął, patrząc ze zbolałym wyrazem na nadopiekuńcze stworzenie. W jego ustach mogło brzmieć to dziwnie. W końcu nigdy nie miał mamy, hasał sobie kiedyś jako iskierka energii stworzona przez samego Najwyższego, gdy zażyczył sobie pomocy w tworzeniu świata. Można powiedzieć, że w ogóle nie miał rodziców. Ot, smutny los jednego ze starych jak sam świat aniołów, który widział chyba wszystko co tylko się dało. Ismael nie chciał jednak współpracować, a jego skrzydło jak na złość rozłożyło się jeszcze bardziej i pacnęło Aoshiego w nogę. Zaraz po tym złożyło się dość ciasno i przylgnęło do pleców czarnowłosego, jakby wreszcie postanowiło zgodzić się na współpracę.
- Nie mam żalu, bracie aniele. Niewiedza nie jest grzechem - odpowiedział ciepło, a miodowe oczy skierowały się na Oashiego. Promienny uśmiech rozświetlał niezdrowo bladą twarz, ślepia wydawały się być nieco zbyt szkliste żeby były zdrowe. - A ty masz moje pozwolenie. Choć niektórzy naprawdę mogą się za coś takiego obrazić - skierował się do tego, który wcześniej "śmiał" go dotknąć. Drugie zdanie wypowiedział półszeptem, jakby powierzał jakąś tajemnicę, której wyjawienie groziło śmiercią.
Zanurzył dłoń w zimnym strumieniu, pod wodą przesuwając palcem niemalże z czułością po czymś, co wyglądało jak kamień. Przynajmniej póki nie poruszyło się to, okazując nieco dziwnym kwiatem. To właśnie jemu tak namiętnie przyglądał się skrzydlaty, choć wcześniej płatki nie były rozchylone. Teraz kiwał się delikatnie dzięki nurtowi. Zasłonił usta dłonią i zakaszlał dość okropnie.
- Nie chciałbym was pozarażać, choć muszę przyznać, że to bardzo miła propozycja. Większość aniołów czuje się jakoś nieswojo w mojej obecności od chwili, w której wróciłem z Miasta.
Większość nawet nie używała jego prawdziwego imienia, nawet te starsze przerzuciły się na to, z którego zaczął korzystać dopiero po apokalipsie. Rozwinęło się to do tego stopnia, że już nawet przedstawiał się tylko nim. Do tego tatuaże jakoś odrzucały innych przedstawicieli jego rasy, jakby nagle stał się kimś innym niż był. Fakt, czarne gałki oczne mogły nieco przerażać, ale mimo wszystko aż tak się nie różnił. Nadal miał te miodowe ślepia, tylko otoczone czernią zamiast bielą.


Może jeszcze się rozwinę z długością i jakością... T_T
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.04.17 18:24  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 11 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
- Ale mamoooooo.
Brakowało, by chłopak założył ręce na piersi i spojrzał z miną pod tytułem "nie przekupisz mnie tymi jękami" na Ismaela. Zamiast tego ucieszył się, że w końcu skrzydła współpracowały i ładnie się złożyły. Kto to widział tak poniewierać piękne pióra? Chciał już wyciągnąć dłoń i pogłaskać skrzydła. Nie dane mu to jednak było, bowiem szybko Hito podszedł i przytrzymał wymordowanego za kark.
Co on zrobił? Gdzie popełnił błąd? Przecież chciał pomóc. Chciał być miły. Przejawił troskę względem skrzydeł Ismaela. A że w dość bezpośredni, tak charakterystyczny dla wymordowanych sposób - no cóż. Z samym skrzydłem obszedł się bowiem delikatnie, jedynie bestialsko śmiał dotknąć je bez pytania. Cóż za brak kultury. Jakże on śmiał?
Nie rozumiał poruty brata. Wszak skrzydła są elementem ciała. Wymordowany również ma pióra, a jednak nie broni nikomu ich dotykać. Niestety jedna z naprawdę nielicznych osób, które znają go pod jego wężową formą, nawet nie chce głaskać kogucich skrzydeł Hity. Zaś temat aniołów naprawdę prawie między braćmi nie istnieje. Nie potrafi pojąć dlaczego. Oashi tak bardzo udaje człowieka. Czasem wymordowany ma wrażenie, iż sam zapomina o swojej anielskości. Nie pokazuje skrzydeł, rzadko korzysta z mocy... Jedynie na ichnie sabaty czy tam inne msze regularnie biega. W przeciwieństwie do Hitaoshiego, jaki w interakcję z którymkolwiek aniołem wchodzi od święta. Jakby był i nie był w tym Edenie jednocześnie.
Z drugiej strony, wymordowany nie daje się dotknąć w czasie wylinki. Ale to zupełnie inna sytuacja. On, gdy gubi skórę, jest narażony na atak przez lekkie pogorszenie wzroku. Nie mówiąc o ogólnej drażliwości. Zatem wszelkie macanki mogłyby skończyć się utratą przez macającego ręki... Oby tylko ręki.
Skrzydła aniołów jawiły mu się jako coś normalnego. Niczym stopa czy dłoń. Że potrafili je chować? Tak samo jak Hita umie porzucić wężową formę i stać się człowiekiem. Niezaprzeczalnie mierzył anioły własną miarką, do której nijak nie pasowały wszelkie podniosłe aspekty anielskości. Chłopak był tak mocno przyziemny, jak tylko może być pełznący po podłożu wąż.
Przez moment się zestresował. Nigdy nikomu nie zdradzał się z własną rasą, woląc, aby wyciągali wnioski na podstawie obserwacji. Oczywiście tylko te sprzyjające Hicie wnioski. Skoro jego brat jest boskim posłańcem, widać Aoshi także należy do niebiańskiej rodziny. To bardzo prosta logika, która pozwala mu nie kłamać otwarcie. Wystarczyło, że nie wyprowadzał ich z błędu. Ale czy brak obycia w anielskim savoir-vivre lub brak posiadania podstawowej wiedzy na temat skrzydeł, nie sprawi, że zostanie zdemaskowany? Jego pozbawione naturalności zachowanie w kontaktach z innymi zawsze można zrzucić na fakt, iż nieczęsto się pokazuje. Może takie wyjaśnienie przejdzie?
- Dziękuję za wybaczenie. Za rzadko... przebywam z innymi aniołami. - Wytłumaczył się cicho, znów stosując niedopowiedzenia. Wszak samotność obdziera człowieka z dobrych manier, anioła zapewne też. Szczególnie takiego, który nie został stworzony ręką Boga. Hito chyba nie ukrywał, że jest odrodzonym? Posłał mu nieco podenerwowane spojrzenie, jasno dające do zrozumienia, że to jego wina. Zamiast tuszować swoją rasę, mógłby zwyczajnie nauczyć wymordowanego, jak się postępuje z aniołami. To by wiele stresu im obu darowało.
Z drugiej strony dostał pozwolenie. Ismael mu zaufał czy każdemu pozwala dotykać skrzydeł? Zastanowił się nad tym chwilę. Skrzydlaty chodzi z anielskimi atrybutami jasno zauważalnymi, wręcz nie dba o nie. Najpewniej więc nie są mu obce dłonie przeczesujące pióra. A relacja z wymordowanym... Niemalże cała oparta jest na kłamstwie. Nawet jeśli anioł zastępu sądzi, iż Hita jest godny zaufania, myśli tak o jego wykreowanym wizerunku, nie o prawdziwym chłopaku. Dość... Przykre. Jednak konieczne, zważywszy na to jak okropny oraz bestialski Aoshi w rzeczywistości bywa.
- Będę miał to na uwadze. Dziękuję raz jeszcze.
Spojrzał na kwiat rozkwitający pod wodą. Nie pamiętał - poza pewnymi wyjątkami - który anioł posługuje się jakimi mocami, zatem dość często nagłe ich przejawy stanowiły dla kapłana niespodziankę. Mniej lub bardziej przyjemną, zależnie od przypadku. Tym razem była naprawdę miła. Przyglądał się płatkom, poruszanym prądem strumienia w niekłamanym zachwycie. To, co jeszcze przed momentem wyglądało jak kamień, teraz pokazywało światu swe wdzięki.
- Niebywale piękna roślina. Cóż to za gatunek? - Spytał, chcąc samemu dotknąć kwiatu. Szybko jednak zrezygnował, mając prawdopodobnie dość problemów związanych ze wścibskimi rękoma jak na jeden dzień.
Dalej zrobiło się niezręcznie, przynajmniej dla niego. Ismael ewidentnie był chory, ale Hita nie lubił obcych w domu. Mimo to, szykował się przymknąć oko na własne niedogodności, aby odpłacić aniołowi za poprzednie potknięcie. Przynajmniej do momentu, aż ten nie zaczął się żalić. Co wymordowany miał zrobić? Powiedzieć, że nie rozumie ich zachowania? Że jemu nie przeszkadza wygląd Ismaela? Że może był w Mieście za długo i inni od niego odwykli?
Nie potrafił pocieszać, a już na pewno aniołów. Wobec tego taktycznie przemilczał temat, pozwalając bratu przejąć inicjatywę w rozmowie. Liczył, że Hito jakoś podniesie Ismaela na duchu.

Wszystko jest w porządku~ Tak długo, jak odpisy będą w miarę szybko, nie przeszkadza nam ich długość.

Prawdopodobnie 3x zt - rozgrywka umarła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.08.18 19:22  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 11 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Od kilku dni pogoda była nie do zniesienia, a duchota zaowocowała potwornymi wręcz burzami. W okolicach grzmiało, jakby niebo chciało zarwać się na głowy wszystkim chodzącym po świecie istnieniom, a ciemne chmury przypominały zwiastun nadchodzącej apokalipsy. Pioruny bezlitośnie uderzały o ziemię, łamiąc drzewa, którymi na ogół nikt nie zawracał sobie głowy traktując to, jak coś zupełnie naturalnego, jednak tym razem jedno z nich przewaliło się na strumień, który służył jako źródło nawadniania ogrodów. Z początku nikt nie zwrócił na to większej uwagi, ponieważ ulewy zrobiły swoje, jednak wystarczyło kilka dni, by zdać sobie sprawę, że poziom wody w niektórych miejscach zaczął drastycznie opadać.
Drzewo okazało się na tyle duże i kłopotliwe, że pracujące w okolicy anielice służebne, nie były w stanie dać sobie z nim rady samodzielnie.

UWAGA: zadanie przeznaczone jest dla dwóch osób, tym razem nie ma opcji z ingerencją MG, a ta pojawi się dopiero, gdy skończycie opisywać wydarzenie.
                                         
Laviah
Archanioł
Laviah
Archanioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Laviah. Po prostu.


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.09.18 1:41  •  Strumień przecinający ogrody. - Page 11 Empty Re: Strumień przecinający ogrody.
Na jego ustach pojawił się lekki uśmiech, kiedy wbił spojrzenie w niebo i nie wypatrzył na nim chociażby pojedynczej chmury. Gdyby nie był świadkiem ostatniego załamania pogody, nawet przez myśl by mu nie przeszło, że działo się to zaledwie kilka dni temu, choć piętno takowych nie przeszło bez echa. Rozejrzał się dookoła, jak co dzień rozrzucając ziarno na podwórze swojego domostwa, chociaż nie istniała w nim pewności, że paw, który ulokował się w nim, nadal tutaj przebywał. Co prawda szukał go parę dni temu, ale nie mógł go nigdzie znaleźć, zatem uczepił się myśli, że udało mu się schronić się gdzieś przed niebezpiecznym żywiołem i odczekał, aż się wszystko unormuje. W tym przekonaniu utwierdzało go brak pokarmu, który zaobserwował, gdy wracał do domu, ale równie dobrze za jego ubytek mogło być odpowiedzialne ptactwo. Mieszkał nieco na uboczu, przy rzeczce, a widok z niewielkiego tarasu w formie przybudówki rozciągał się na miasto, skąd często w chwili wolnych grał na harfie, obserwując jak aniołowie budzą się do życia, ale napotykał w tej okolicy głównie zwierzęta. Często otaczająca dom mgła była kolejną przyczyną, dlaczego nikt się w te miejsce nie zapuszczał. Ciężko było tutaj trafić, jeśli nie znało się jego dokładnego położenia, więc nic dziwnego, że przez okres paru dni z nikim nie zamienił chociażby pojedynczego słowa.
  Gwałtowne ulewy, które skutecznie zagoniło mieszkańców Edenu do swoich domów, pojawiły się nagle i bez żadnej zapowiedzi uprzykrzyły życie aniołom, a ich następstwo pod postacią nagłych wyładował atmosferycznych było anomalią na taką skalę, że nie sposób było ją ujarzmić, gdyż bardzo szybko okazało się, że burza była nie do poskromienia, nawet przy użyciu wszelkich środków, którym dysponował Eden. Przeczekanie niekorzystnych warunków okazało się być w końcu jedynym wyjściem z tej podbramkowej sytuacji; tak też się stało, ale potem ilość strat mnożyła się bez liku. Na ich liście znajdowały się przede wszystkim uszkodzone domy, zatem oprócz tradycyjnego patrolowania granic rajskiego miasta, nałożyły się na niego nowe obowiązki i miał ręce pełne roboty. O ile przewróconymi drzewami nikt nie zaprzątał sobie głowy, to ten pierwszy problem wywołał poruszenia wśród skrzydlatych, ubolewających nad stratami swoich bliźnich. Nic więcej dziwnego, że informacje o powalonym drzewie na stawie przeszło bez echa, ale ten stan rzeczy utrzymał się przez jedynie kilka dni. Gdy roślinność w ogrodach zaczęła przymierać, zainteresowanie tym zjawiskiem się nasiliło. Nascela postanowił udać się w tamte okolice, w obawie, że stworzona przez matkę naturę tama nadal mogła znajdować się pod napięciem. Dysponując władzą nad elektrycznością, był do pewnego stopnia odporny na jej działanie, dzięki czemu zbytnio przez to nie ucierpi.
  Rozejrzał się ostatni raz dookoła w celu upewnienia się, że wszystko pozostawia bez zmian, po czym zmaterializował swoje skrzydła (gubiąc przy tej sposobności kilka piór) i wzbił się w powietrze, chcąc jak najszybciej znaleźć się ku powalonemu drzewu. Już wcześniej podpytał o drogę, więc trafił w to miejsce bez żadnych przeszkód. Nie spodziewał się jednak, że kogoś tam ujrzy — z pewnością nie o tej porze, kiedy słońce nie zdążyło w pełni zaszczycić mieszkańców Edenu swoją obecnością — toteż, lądując, zadbał o to, by nie spłoszyć znajdującego się tam anioła, a gdy rozpoznał w nim Liriella odetchnął mimowolnie.
  — Dzień dobry — przywitał się, zerkając na niego w przelocie, ale szybko przemieścił wzrok na wschód słońca, który z tego miejsca prezentował się wręcz nienagannie. Kontemplując go, przez chwilę zapomniał o prawdziwym celu swojej wizyty w tym miejscu, ale po chwili oprzytomniał. Spojrzał w kierunku strumienia i oto jego oczom ukazał się problem. Drzewo zakryło jedno z jego ujść, sprawiając, że woda ledwo co przeciskała się przez gałęzie. Podszedł, by z bliska przyjrzeć się temu problemowi.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 10 z 15 Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11 ... 15  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach