Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

- To ten wieloryb musi być strasznie brzydki - skonstatowała, w zamyśleniu przytykając zwinięte w pięści dłonie pod brodę. Pustynne robale same w sobie były paskudne, a co dopiero, gdyby je dodatkowo napompować i poprzyczepiać jakieś dziwne, niepasujące do nich elementy. Zay oczywiście nie miała świadomości, że powstające w tej chwili w jej głowie wyobrażenie wieloryba jest tak dalekie od oryginały, jak tylko to możliwe. Próbując przełożyć robactwo na rybę doszła do kombinacji tak absurdalnej, że aż sama nie sądziła, by coś takiego mogło występować w przyrodzie. Na pewno więc omyliła się, ale tak raczej będzie musiało pozostać. Nawet gdyby gdzieś nieopodal kręcił się jakiś okaz, i tak trudno byłoby go dostrzec przez bądź co bądź niezbyt czystą wodę. Już w czasach przed apokalipsą powierzchnię morza dało się przebić wzrokiem tylko bliżej brzegu, tam gdzie było jeszcze w miarę płytko, a im dalej, tym mniej było widać. Może same kształty i cienie, ale niewiele by to dało komuś, kto takiej czy innej ryby nie widział nigdy na oczy. Stąd w końcu brało się całe mrowie legend - ktoś coś kiedyś źle zobaczył, wyobraźnia zrobiła swoje, a opowieści przekazywane pocztą pantoflową dodatkowo rozdmuchiwały byle ośmiorniczkę do rozmiarów krakena.
- Nie, nie umiem - przytaknęła. To jednak nie była dla niej przeszkoda, by przyjrzeć się chociaż obrazkom, bo do tego na szczęście nie trzeba było znać liter. - Wyglądają... ojejku. A co to jest? - zapytała, wskazując pierwszy napotkany w książce obrazek. Skoro nie umiała czytać, trudno spodziewać się, że magicznym sposobem rozszyfruje podpisy pod ilustracjami. Tę po lewej szybko dopasowała do kraba, o którego charakterystycznych cechach zdążyła już usłyszeć i łatwo było je przypasować do tych oglądanych na rycinie, ale reszta morskich stworzeń nie była już taka prosta.
Po sposobie, w który dziewczynka trzymała książkę łatwo było się domyślić, że raczej niezbyt często miała z nimi do czynienia. Spory tom ciążył jej nieco, a ona otaczała go dłońmi nad wyraz ostrożnie, jakby bojąc się, że zepsuje cenny przedmiot. Kilka razy pokazywano jej książki i chętnie je oglądała, jednak większość z tych egzemplarzy była już podniszczona i nieostrożne przewracanie stron mogło spowodować przypadkowe wyrwanie którejś z kartek, a to byłaby niepowetowana strata. Zay nauczono szacunku do książek, który wzmagał się tym bardziej, że dla niepiśmiennej wymordowanej miały one w sobie pewną aurę tajemnicy. Nie wiedziała o czym są, musiała polegać zawsze na kimś, kto czytał jej na głos. Potrafiła odcyfrować niektóre wyrazy, które pojawiały się na okładce, lub pojawiały się częściej - jeśli akurat miała okazję spojrzeć na tekst, ale poza tym cała treść była jej niewiadoma.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Tak z ciekawości, co to za słowo "skonstatowała"?

- Z założenia nie miały wychodzić na powierzchnie, a pod wodą raczej się nie patrzy na nie z bliska, więc... - Rozłożył bezradnie ręce na boki, zostawiając ten temat bez zakończenia, przynajmniej wypowiedzianego. Z założenia wieloryby wydobywały się na powierzchnie tylko zaczerpnąć powietrza i wracały na dół (a przynajmniej tak to rozumiał), więc niekoniecznie znowu trzeba je było podziwiać. Orki to co innego, one nie są wielorybami per se. Może też porównanie zmutowanego, piaskowego robala z wielorybem to dość dużego rozmiaru przesada, ale nie miał lepszych przykładów bez opowiadania o morskich istotach jakich zapewne Zay nigdy nie miała okazji widzieć. Stąd też, choć dość mylnie, opisał wieloryba jako znacznie gorszą z wyglądu mutacje niż faktycznie był.
Choć jak widywał ich z daleka, faktycznie nie wyglądały tak... Ładnie jak na tych zdjęciach. Były opuchnięte, często z ziejącymi dziurami z których wyrywane było przez małe rybki mięso. Lecz jak niezniszczalne molochy, wciąż prą przez oceany, pożerając wszystko co wejdzie im pod paszczę. Moby Dick przy nich się nie umywa nawet.
Spodziewał się tej odpowiedzi, stąd też podał jej właśnie album, bez większych opisów. Ten album posiadał różnego rodzaju stworzenia, lecz pierwsze strony posiadały zdjęcia głównie stworzeń morskich. Stąd też, szybko spodziewał się pytań, i równie szybko je otrzymał. Zdjęcia nie były w kolejności alfabetycznej, gdyż najwidoczniej był to album sklejany przez kogoś ręcznie, lub w miarę świeże zdjęcia były naklejane na starsze, zatarte. Amep też starał się tym opiekować na ile mógł, choćby trzymając jak najdalej od wilgoci dolnego pokładu.
- To, Zay, jest płaszczka. nie licząc pary oczu która robi małą górkę w jej ciele, płaszczka - jak sama nazwa mówi - jest płaska. Jak dywanik. Takie płaszczki kładą się na dnie oceanu i dają się zasypać przez piach, czekając aż jakaś ofiara nad nimi będzie płynąć, by następnie wyskoczyć z zasadzki i dźgnąć kolcem jadowym na końcu ogona, a potem zająć się upolowaną ofiarą. Trochę jak węże na pustyni, tylko w tym płaszczki nieco lepiej się maskują. Czasem wymywa je na brzeg rankami, wiesz? - Z lekką gestykulacją przedstawił opis płaszczki poprzez wpierw położeniu dłoni "w powietrzu" poziomo, a potem "dźgnięcie" powietrza palcem wskazującym. Z myślą o rankach wyjrzał przez dziurę jaką weszli do środka, dostrzegając że zaczyna się robic tak zwana "szarówka". Światło powoli już zanikało, a "życie nocne" zaczynało się budzić do życia. Późno. Za późno by wychodzić na zewnątrz. Podrapał się po podbródku w zamyśleniu, spoglądając to na zewnątrz, to ku białowłosej towarzyszce. - Może być już zbyt niebezpiecznie wychodzić po zmroku. Jak zaczniesz marznąć, schowaj się pod jeden z kocy na których leżysz, są na tyle grube by było ci dość ciepło. Ja będę czuwał. - Z ostatnimi słowami dotkną kciukiem swojej piersi, wypinając ją (a raczej, brzuch) dumnie, jak na rybę-obrońcę przystało.
I nie, na pewno nie skończy się to tak, że w środku nocy obudzi Zay dudniące przez cały okręt chrapanie. Nie, skąd!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

skonstatować = stwierdzić

- A szkoda. Zawsze to milej być ładnym niż brzydkim - stwierdziła, wzruszając lekko ramionami. Oczywiście nie znaczyło to, że nagle przejmowały ją walory estetyczne waleni, ani też że w ogóle przywiązywała do tego jakąś wagę. Podstawowym jednak aspektem "ładności" był fakt, że na to, co ładne, przyjemnie się patrzy. A kiedy coś jest przyjemne, zawsze to jakiś pozytyw - szczególnie w świecie, gdzie plusów jest naprawdę niewiele i trzeba się o nie szarpać z losem na każdym kroku.
W gruncie rzeczy jednak nie było to nic szczególnie ważnego w codziennym przetrwaniu. Nie liczyło się to, jak coś wygląda - chyba że twoje jedzenie wyglądało na zepsute, woda wyglądała na skażoną, a mijane zarośla wyglądały tak, jakby czaił się w nich głodny drapieżnik. W takim wypadku miało to ogromne znaczenie, jednak oczywiście z zupełnie innych względów. W pozostałych przypadkach kwestie estetyczne nie były zbytnio ważne; bardziej liczyły się zdolności, skuteczność, zdolność do zapewnienia sobie bytu.
- Wygląda zabawnie. Bardzo jest duża? W sensie.... tak na oko - dopytała, żywo zainteresowana zwizualizowaniem sobie takiej płaszczki w wyobraźni. Ilustracja z książki była w tym bardzo pomocna, jednak przydałoby się także wiedzieć, czy owo zwierzątko osiągało rozmiary łyżeczki do herbaty, dorosłego człowieka, czy małego domu. Mimo wszystko to spora różnica! A skoro już nadarza się okazja, warto i tego się dowiedzieć. Możliwe nawet, że wymiary płaszczki podano gdzieś pod obrazkiem, jednak Zay nie tylko nie potrafiła tego przeczytać, ale także nieszczególnie się orientowała w czymś takim jak jednostki. Nigdy nie miała w ręku linijki, metr dla niej liczył się "na oko". Najwygodniej było po prostu pokazać w przybliżeniu, niż bawić się w opisy.
Zapytała o nazwy jeszcze kilku kolejnych zwierząt i co nieco na ich temat nim zrobiło się na tyle ciemno, że w książce niewiele było już widać. Wtedy dopiero zamknęła tomisko i oddała je w ręce prawowitego właściciela. Aż żal, że nie miała więcej czasu, by przewertować całość. Poza tym, nie mogła tego zrobić sama - każda ilustracja wymagała czyjegoś wytłumaczenia. Ech, ciężko być analfabetką!
- Jasne - przytaknęła zgodnie. Istotnie, znad wody pociągało chłodem; mimo wszystko nie byli w zamkniętym pomieszczeniu, a w przestrzeni półotwartej, trudno więc było utrzymać ciepło. Schowanie się pod jednym z koców brzmiało jak bardzo dobry plan, to więc uczyniła, owijając się szczelnie materiałem.
- Nie boisz się, że w nocy coś przylezie tutaj z wody? - zapytała. To była pierwsza rzecz, jaka przyszła jej do głowy, kiedy rozważała pójście spać. Co prawda teraz Amep deklarował, że pozostanie na posterunku, jednak normalnie nocował tu sam. Nie wspominał nic o tym, żeby miał kogoś, kto może go w ten sposób pilnować. Tymczasem przez dziurę w burcie statku do wnętrza wpaść mogło dosłownie cokolwiek.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pojmuje.

- Nie zawsze ma się wybór. A czasem... - Przysuną się nieco bliżej i lekko szturchnął ręką jej bok. Naprawdę leciutko (bo pewnie by zabolało gdyby spróbował mocniej), uśmiechając się wesoło. - Lepiej mieć ładniejsze wnętrze niż zewnątrz. - Oczywiście, to była przenośnia i być może Zay ją nie do końca zrozumiała, ale w jakimś stopniu odnosił się nią do siebie samego, a także paru innych istot, jakie miał okazje spotkać. Czasami to właśnie ci piękni i pozornie fajni są dużo gorsi, niż te brzydkie abominacje. Jak on.
A przynajmniej starał się taki być, nu.
Zamruczał w zamyśleniu, pocierając brodę w zamyśleniu na jej pytanie. Kiedyś płaszczki jakie widział w zoo nie były duże, ale teraz... Teraz czasami widywał monstrualnych rozmiarów płaszczki, wyplute przez ocean na brzeg. - Takie które nie zmutowały za nadto, myślę że byłyby rozmiaru przeciętnego psa. Widywałem jednak na brzegu oceanu na tyle duże, by móc na nich położyć małą łódkę i wciąż byłby luz. - Postanowił przedstawić to na tyle obrazowo na ile mógł, zamiast mówić ewentualne jednostki lub pokazywać przez rozpościeranie ramion. Żadne z tego by nie dało wymiernego efektu, biorąc pod uwage że porównanie mogłoby nie zostać dokładnie zrozumiane przez jego towarzyszkę. Stąd też, postanowił być mniej dokładnym, a bardziej opisowym.
Oczywiście, z każdym kolejnym pytaniem nie miał problemu odpowiadać, ale powoli zbliżała się nader późna pora, co zresztą sama Zay zauważyła, oddając książkę w ręce Amepa. Ten oczywiście ją przyjął i zajął się odłożeniem jej w odpowiednie miejsce. Robił to trochę "na wyczucie", ale miejsce do którego ją chował było na tyle suche i bezpieczne, że nie obawiał się zalania jej przez wodę lub zwietrzenia atramentu czy druku. W tym czasie, Zay przygotowała się do zajęcia wygodnego miejsca w jego legowisku. Powinna w sumie wkraść się jeszcze o strefę głębiej, ale cóż, to jej wybór. Może przez sen postanowi okryć się mocniej i głębiej.
Na jej pytanie zareagował natychmiastowym pokręceniem głową z lekko brzmiącym podeśmianiem się. Nie, nie śmiał się z niej, to był faktycznie warty uwagi fakt, ale zapominała o jednym szczególiku.
- Zay, potwory nie gryzą swoich. Może i jestem miłą rybką, ale jestem takim samym potworem, jak inne ryby z dna oceanu. I codziennie im to przypominam. Nie boję się, a jeśli przyjdzie co do czego, mam jak się obronić. - Ryba w miarę wygodnie rozłożyła się w przejściu za dziurą, splątując swoje dłonie na brzuchu. - Czasami nawet kręcą się wokół i chcą wejść do środka, ale sam mój widok i, cóż, zapach tego miejsca upomina je, by tu nie wchodzić. - Pachniało rybą. Nie zdechłą rybą czy coś, ale mieszanką różnych, typowo oceanicznych zapachów, w tym właśnie rybi odór. Różnego typu. Było tu wiele ryb, ryb jak Amep, jak inne.
Ale tylko Pan o wielkiej szczęce stąd wyszedł. Taka przestroga.
- Śpij, bez obaw. - Zapewnił białowłosą jeszcze raz, spoglądając swoją mordką w stronę wody.

A na zajutrz, Zay, jeśli nie obudziła się wcześniej z jakichkolwiek powodów, mogła nakryć rybkę na tym, że narobił nieco dymu. O ile sam dym nie pachniał najlepiej, między nim przebijała się całkiem smaczna nutka.
Najwidoczniej rybka szykowała coś dla jego towarzyszki na śniadanie, i może na drogę ewentualnie. Jak dobry gospodarz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- No tak, tak - zgodziła się. Akurat tę metaforę szczęśliwie rozumiała; mieliby lekki problem z dogadaniem się, gdyby potraktowała wnętrze dosłownie. Co nie znaczy, że i ono nie mogło być piękne - można w końcu mieć ładną wątrobę czy zadbane płuca, z tym że bardzo rzadko ma się okazję to podziwiać, a już tym bardziej docenić. Jeśli da się obejrzeć twoją śledzionę, to prawdopodobnie nie żyjesz, więc komplementy nie są ci szczególnie potrzebne. Tymczasem wnętrze określane w przenośni to już zupełnie co innego. Nawet jeśli się nie wiedziało dokładnie, dlaczego takie porównanie, każdy chyba gdzieś instynktownie czuł, że jest rozróżnienie pomiędzy wyglądem fizycznym a charakterem i cechy ich obu wartościuje się zazwyczaj w różnych skalach. Dla Zay nie było tajemnicą to, że czyny liczą się bardziej niż słowa, a jeszcze bardziej niż to, jak się wygląda. Śliczna buzia nikogo nie uratuje przed śmiercią - zrobią to zdolności, doświadczenie i determinacja. Mało ważne jest, jaki masz kolor włosów i oczu, chyba że akurat musisz się schować w śniegu - wtedy bielutka czupryna się przydaje, ale to są te nieliczne przypadki, które nie mają nic wspólnego z estetyką. Tam, gdzie każdy dzień jest walką o przetrwanie, kwestie piękna i brzydoty są absolutnie drugorzędne.
- Ale super - skwitowała na temat płaszczki, choć zwyczajowo dla siebie bez fajerwerków. Gdyby miała drugie imię albo nazwisko, powinno nim być słowo "spokój", bo chyba najlepiej oddawało charakter młodziutkiej wymordowanej. Bardzo się cieszyła, mogąc obejrzeć tyle ciekawych ilustracji i dowiedzieć się całego morza informacji o nieznanych jej dotąd zwierzętach, a jednak tylko potakiwała głową ze zrozumieniem i zadawała kolejne pytania, nie przejawiając żadnej gwałtownej emocji, a tylko uprzejme zainteresowanie. Z takim poziomem opanowania byłaby zapewne świetna w dziedzinie dyplomacji, z tym że los nigdy nie postawił jej przed taka szansą i nie należało się spodziewać, że kiedykolwiek tak się stanie. Nawet nie miała pojęcia, w ilu zawodach mogłaby się doskonale sprawdzić i nigdy się tego nie dowie. Los włożył jej w ręce kuszę i popchnął w plecy, posyłając w kierunku pola bitwy.
- Rozumiem. - Skoro tak mówił, zapewne tak było. Zachęcał ją do snu, jednak dla Zay to wcale nie była prosta sprawa. Z powodu licznych koszmarów miała z tym spore trudności, szczególnie w obcym miejscu i w ledwie znajomym towarzystwie. Zagrzebała się pod kocem prawie po sam czubek głowy i zamknęła oczy, jednak nie była w stanie odpłynąć, jakkolwiek by chciała. Przez dłuższy czas leżała w bezruchu, po prostu odpoczywając, jednak w pewnym momencie ów stan zaczął się wydawać irytujący. W końcu westchnęła nieznacznie, samej sobie przyznając się do porażki. Skoro tak nie dało rady, należało uciec się do sprawdzonego sposobu. Z zewnątrz niewiele można było zauważyć - dałoby się nawet pomyśleć, że dziewczynka po prostu obróciła się przez sen na drugi bok. W rzeczywistości miejsce kruszynki o białych włosach zajął czarny pies zwinięty w kłębek. Dopiero wtedy, mając pewność, że żadne sny nie przyjdą, udało jej się zasnąć.
Przez noc nic jej niepokoiło, dlatego gdy wreszcie otworzyła oczy, na zewnątrz było już jasno. Wystawiła łeb spod koca, wciągając w czułe nozdrza nienapotkany dotąd zapach. Obudzenie się w zwierzęcej formie było dla niej tak naturalnym zjawiskiem, że nawet nie wpadła na to, iż jej gospodarz może być zaskoczony takim obrotem spraw. Z drugiej jednak strony, nie było to na tyle niespotykane zjawisko, by się czemuś dziwić - co najwyżej temu, że zagrzebana w kocach psina była wizualnie kompletnie niepodobna do młodej dziewczynki, która kilka godzin temu jeszcze tam była.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ciekawym komplementem dla kogoś mogłoby stwierdzenie "ej, masz ładny żołądek!" O ile zapewne komplement sam w sobie brzmi dziwacznie i mógłby być powiedziany z dobrymi intencjami, prawdopodobnie nie dałby takiego samego efektu jak "ładne włosy" czy "piękne oczy". Cóż zrobić, komplementowanie wnętrza bezpośrednio to nie to samo, co komplementowanie charakteru.
Znów oszczędna reakcja, ale zdążył zauważyć że jego towarzyszka jest ogółem osobą oszczędną w gestach i zachowaniach. To nie jest złe, taka cecha charakteru. Tej cechy można by nawet zazdrościć - jest wielu ludzi, jakich nerwy biorą górę nad nimi i zacierają ich logiczne myślenie. W wypadku Zay jednak, można było się spodziewać jednak że taka sytuacja nie nastąpi.
Amep faktycznie czuwał przez noc, ale zdarzało mu się łapanie krótkich, kilkuminutowych drzemek gdy zwyczajnie "urywał mu się film". I tak, była sytuacja gdzie ktoś próbował się dostać do środka, ale wyszczerz zębów rybki był wystarczająco skuteczną metodą odstraszenia nieproszonego gościa. Tym sposobem, dotrwali jakoś do rana, a Amep stwierdził że nie pożegna Zay głodnej i bez sił by wrócić do gór.
Stąd też, korzystając z zapasowego czasu, odrobiny przypraw jakie miał tu i ówdzie poukrywane i paru, wcześniej obrobionych ryb jakie były w głębii okrętu, postanowił upichcić nie co innego, jak zupę rybną. Ciężko to będzie spakować ze sobą, ale zdecydowanie jest to dobry posiłek na początek dnia. Rozgrzewający, w jakimś stopniu sycący, ale także i nawadniający. I nie, nie użył do tego wody z oceanu, bez przesady. Do oceanu spływają też rzeki, a nawet jeśli nie o nich mowa, jest wiele innych opcji na zdobycie słodkiej wody. Deszczówka choćby.
To nie jest jednak ważne w tej chwili "jak" ją zdobył. Ważne jest to, co z nią aktualnie robi. Sprowadzenie tu odrobiny suchego materiału było trudnym zadaniem, ale załatwił to kiedyś wcześniej, i nie miał okazji skorzystać z drewna jakie dosłownie "wygryzł" z lasu i tu przyniósł. Teraz jednak, była to dobra okazja. I korzystał z garnka którego nie zjadł! Chociaż jednego.
Gdy potrawa powoli zbliżała się do stanu jadalności, mężczyzna postanowił ostatecznie obudzić jego towarzyszkę. Ku jego zaskoczeniu, napotkał małego, czarnego kudłacza zawiniętego w koce, w miejscu gdzie przed chwilą była białowłosa. W pierwszej chwili Amep podrapał się po łysej glacy i rozejrzał wokół, jakby spodziewał się gdzieś ujrzeć Zay. Dopiero po chwili rozmyślania doszedł do raczej logicznego wniosku.
- Nie spodziewałem tego szczerze mówiąc. - Przyznał bez wahania, wzruszając bezwiednie barkami z lekkim uśmiechem. - Powinnaś jednak wrócić do ludzkiej formy, ciężko będzie ci jeść w takiej to, co gotuje. Lubisz rybę? Mam nadzieję że tak, bo nie chciałbym tego sam zjadać. - Krótkie podśmianie się zakończył obrót w stronę garnka, do którego też skierowała się ryba. - Nie będę patrzył, więc możesz się spokojnie z powrotem ubrać. - Rzucił od razu przy okazji, tak gdyby poczucie wstydu ją ewentualnie blokowało.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dopiero zdziwienie rybiego wymordowanego uświadomiło ją, że nadal znajdowała się w innej niż dotychczasowa postaci. Bycie psem pod wieloma względami stanowiło lepszą opcję, jednak rzeczywiście nie należało do najlepszych pomysłów, kiedy w planie mieli posiłek. Psi sposób jedzenia był bardziej brudzący, a Zaynab na szczęście potrafiła prawidłowo posługiwać się łyżką - przynajmniej tego zdążyła się w swoim krótkim życiu nauczyć. Wszystko wskazywało na to, że nadszedł czas powrotu do bardziej ludzkiego ciała, choć niestety nie był to proces przyjemny. O ile w drugą stronę szło zazwyczaj gładko i bezboleśnie, o tyle w tę stanowiło pewien kłopot. Wiedziała jednak, że nie ma co zwlekać - im wcześniej się za to zabierze, tym prędzej miną nieprzyjemne objawy. W dodatku miała dzisiaj w perspektywie powrót w rodzinne strony, a wolałaby nie wyrusza, póki nie będzie się czuła w pełni sił.
Zagrzebała się z powrotem pod koc, nim zdecydowała się na przemianę. Wierzyła, że jej gospodarz nie planuje podglądać (w końcu do licha, u czternastoletniej kruszynki naprawdę nie było na co patrzeć), ale takie zagranie miało jeszcze jedną ważną zaletę - nie wystawiała nagiego ciała na poranny chłód. Dopiero po całkowitym ubraniu się wyszła spod okrycia i odnalazła swoje buty, które poprzedniego wieczora zostawiła niedaleko wejścia do legowiska.
- Często śpię jako pies. To mi pomaga zasnąć - wytłumaczyła, wciągając obuwie na stopy. Czuła się w pewien sposób zobowiązana, by wytłumaczyć swoje zachowanie. Nowy znajomy był dla niej bardzo wyrozumiały i cierpliwie odpowiadał na wszystkie pytanie, więc i ona powinna w miarę swoich możliwości wytłumaczyć, czemu stało się tak, a nie inaczej. Każdy by się chyba zdziwił, kiedy do spania kładł dziecko, a budził czworonoga.
- Ryba jest w porządku. Rzadko jadamy, bo jednak w najbliższych rzekach nie ma ich za wiele. Trzeba się po nie wyprawiać dalej, więc bardziej się opłaca polować na bardziej lokalną zwierzynę. - Sama zresztą zajmowała się tym od czasu do czasu, obierając sobie na cel głównie wiewiórki i zające, czasem ptaki czy większe zwierzęta. Konkurencja na rynku zdobywania pożywienia była ogromna, ale jasnowłosa dziewczynka była całkiem zdolna. W dodatku miała tę zaletę, że była malutka i zwinna - dzięki temu trudniej było ją wypatrzyć i sama miała mniejsze szanse na stanie się ofiarą drapieżnika.
Bycie dzieckiem miało swoje zalety, ot co.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Bez przesady. Może i miał język i wygląd typowego potwora z kreskówek erotycznych, ale miał swoją, ludzką godność. Poza tym - na co by miał patrzeć? Prędzej by ją zmiażdżył ponad toną swojego cielska, niż miał coś z nią zrobić. Bez przesady.
Wolał zająć się końcowymi elementami ich posiłku. O ile nie było to nic pokazowego - zupa na bazie kilku, różnych gatunków ryb, była jednak bardzo gęsta i mętna, dzięki tłuszczowi jaki wytopił się z ryb podczas gotowania. Wraz z dość drobno pociętymi kawałkami ryby, solidna porcja takiej zupy powinna naprawdę pożywnie zapchać jego towarzyszce jej żołądek. Nie miał niestety wielu przypraw, więc niestety, jej smak będzie dość mdły. Z odrobiną soli pieprzu, a może nawet paru warzyw jak marchew czy dodatków pokroju bazylii byłaby zdecydowanie ciekawsza.
Ciężki jest żywot kucharza na Desperacji. Nie da rady się tu spełnić smakowo, można tylko robić jedzenie na tyle dobre, by żołądek ewentualnych zjadaczy się od niego nie skręcił. Ich podniebienia już mogą, heh.
- Myślałem że z psim węchem i słuchem byłoby ciężej zasnąć. - To pierwsze co przyszło rybie do głowy, gdy jego towarzyszka odezwała się ludzkim tonem, wyjaśniając dlaczego zastał sierściucha zamiast dziewczynki. Oczywiście, kwestia komfortu, ale jednak zwierzęta mają wyczulone zmysły, zwłaszcza u psów jest to słuch i węch, prawda? Czy zapach morskiej wody zmieszany z "aromatem" ryb i w sumie samego wymordowanego, w połączeniu z falami obijającymi się o brzeg i... Dźwiękami fauny oceaniczniej nie był dla niej problemem? Musiała mieć zatem silny sen, heh.
- Gdyby nie to że to tak daleko i niezbyt bezpiecznie, zaproponowałbym odwiedzanie mnie. Ocean jest pełen ryb, które jednak potrafią się odgryźć ewentualnym łowcom. Nie zrobią tego jednak gdy ugryzie się je pierwsze! Ha! - Nie mógł się powstrzymać od triumfalnego parsknięcia śmiechem, gdy z lekka nadłamana chochlą mieszał zawartość kociołka. Więcej już nie będzie miał tutaj do zrobienia z tą zupą, więc równie dobrze może nałożyć, prawda?
Z tą myślą więc wydobył jeszcze nie zjedzony ani nie (za bardzo) połamany, metalowy garnuszek. Nie był zardzewiały, przynajmniej od środka, więc nie powinien być problemem. Szybkie przepłukanie go wodą oceaniczną, po czym ryba zaczęła nakładać posiłek jego towarzyszce.
- Obok legowiska powinna być mała półka, na której powinny jeszcze być jakieś sztućce. Przynajmniej jedna łyżka powinna tam leżeć, powinnaś sięgnąć. Dasz radę? - Spytał, mając nadzieje że Zay sięgnie to sobie jakoś sama. Kończąc nakładanie zupy niemal "na czubato" zarówno z jej płynną częścią jak i kawałkami ryby, obrócił się i trzymając garnuszek pomiędzy pazurami jego palców prawej dłoni podał go Zay. - Musisz wybaczyć, ale nie mam tu aktualnie żadnego chleba, więc jeśli będziesz mieć jeszcze ochotę, możesz nałożyć sobie dokładki. Ja zjem jak skończysz. Smacznego! - Mówiąc ostatnie słowa, powtarzał sobie w myślach "nie zjedz garnka, nie zjedz garnka". Jak coś je, to już niestety ciężko się powstrzymać przed tym, aż jego organizm stwierdzi że starczy.
A wtedy zazwyczaj już zje więcej niż chce. Jeśli Zay nie sięgnęła łyżeczki, to podał jej takową. Nie była może najlepszej czystości, ale ciężko oczekiwać wiele po sytuacji w jakiej jest, prawda? W między czasie jedzenia Zay, wyjrzał przez dziurę, chcąc się jako tako upewnić w sytuacji na zewnątrz. Trzeba wszak odprowadzić Zay i nie wyrzucić jej prosto w paszcze grupy jakichś paskud, nie?
- Znośne? Nie miałem przypraw niestety, przez co może smakować nieco mdłe. - Spytał, wracając z powrotem do wnętrza okrętu po krótkiej chwili.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Teoretycznie tak, ale mi to pomaga. Nie wiem, czemu tak się dzieje - przyznała, choć nie do końca szczerze. W istocie psia forma pozwalała jej uniknąć okropnych koszmarów, przez które budziła się co chwila i wręcz bała się zasypiać. Prawda jednak leżała w tym, że dziewczynka rzeczywiście nie znała przyczyn tego zjawiska. Tajemnicą pozostawało dla niej, jaki czynnik wywoływał przerażające sny i dlaczego to właśnie przemiana w zwierzę powodowała, iż one ustawały. Może miało to jakiś związek z jej przeszłością i wydarzeniami z dzieciństwa, których nie miała szans pamiętać; może zaś był to czysty przypadek, maleńka złośliwość losu, tak by przypadkiem nie było jej zbyt łatwo. Tak czy inaczej, nie narzekała. Zawsze mogło być gorzej, a przynajmniej znała środek zapobiegawczy na swoją bezsenność. Inni nie zawsze mieli ten przywilej, co noc męcząc się, próbując znaleźć jakiś sposób.
- Może jeszcze kiedyś przyjdę. Ocean jest taki piękny... żal by było już nigdy go nie zobaczyć. - Byłą wręcz pewna, że prędzej czy później skusi się na kolejną wyprawę na brzeg morza. Nie mogłaby sobie odpuścić, by jeszcze raz poczuć zapach słonej wody i napatrzeć na fale sięgające aż po sam horyzont. Może i dzieliła je od gór droga długa i niebezpieczna, jednak dla Zay nie była to przeszkoda na tyle uciążliwa, żeby się poddać. W końcu nie była byle bezbronnym dzieckiem, które nie potrafi o siebie zadbać. Wystarczającym dowodem na to był fakt, ze nie znając trasy ani warunków, samodzielnie pokonała cały dystans między pasmem gór Shi a oceanem, nie wpakowując się przy tym w żadną przykrą przygodę. I miała przeczucie, że droga powrotna też nie przysporzy jej kłopotów.
- Jasne - potwierdziła, zgodnie z instrukcjami sięgając na półkę. Bez problemu znalazła łyżkę i złapała ją w dłoń, po czym przyjęła od Amepa miskę. Musiała bardzo uważać, by przypadkiem nie wylać dania. Marnotrawstwo jedzenia było jedną z największych zbrodni, jakich dało się dokonać w warunkach Desperacji. Udało jej się jednak usiąść i bezpiecznie umieścić naczynie na podołku, co pozwoliło bez niepotrzebnych rewelacji zabrać się do spożycia.
- Nic nie szkodzi. Mi to pewnie wystarczy, zazwyczaj i tak nie jem wiele. - Zdarzają się wyjątki, jednak małe dziewczynki nie potrzebują aż tak wielkich ilości pożywienia jak dorośli mężczyźni. To czyniło jasnowłosą istotkę łatwiejszą w utrzymaniu, a to sobie bardzo ceniła. Nie lubiła być ciężarem dla nikogo, nawet jeśli chodziło o praktycznie nieznajomą osobę.
- Dziękuję, jest dobre - odpowiedziała bez emocji, jednak po oczach można było bez problemu zauważyć, że mówiła absolutnie szczerze. Życie w trudnych warunkach uczyło tego, by nie wybrzydzać. Wszystko, co nie było przestarzałe, zepsute czy jeszcze żywe uchodziło za świetne w smaku. Jeśli przy tym stanowiło jeszcze pożywny posiłek, naprawdę było się już z czego cieszyć!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Jeśli pomaga, to chyba nie warto rozgrzebywać czemu, prawda? - Spytał, rozkładając bezradnie ramiona na boki. Jeśli faktycznie dziewczynie pomaga zasypianie jako pies, aniżeli w formie ludzkiej, nie powinna to być nikogo działka dlaczego tak się dzieje. Skoro coś pomaga, nie warto wyjaśniać po co i dlaczego, tak długo jak nie jest to groźne. A spanie jako, potencjalnie sprawniejsze od człowieka zwierzę jest również dobrą opcją.
- Zapraszam więc, postaram się następnym razem mieć lepiej wyposażoną kuchnie. - Parsknął śmiechem, by następnie jednak jeszcze kontynuować poprzednią wypowiedź. - Ale tylko jeśli będziesz ostrożna w obie strony. - Dodał, mówiąc to już jednak poważniej niż przed chwilą. Nawet jeśli teraz udało jej się bez problemów przejść ten dystans, to nie znaczy że następnym razem będzie równie łatwo. Nie należy lekceważyć Desperacji, a zwłaszcza terenów poza nią, terenów nieznanych. Nie nazywają się tak dlatego że ktoś zapomniał im narysować mapę - nikt nie był w stanie zmapować tych terenów, gdyż były zbyt niebezpieczne i rozległe. Stąd też, tylko jeśli dziewczynka będzie ostrożna. W przeciwnym wypadku...
Cóż, jak i tak tu dotrze to jej nie wygoni, nie? Heh.
Przez chwilę myślał czy jego towarzyszka będzie w stanie dosięgnąć sztućca, a tym bardziej będzie zdolna go użyć w odpowiedni sposób, ale już po chwili mógł ją zostawić w spokoju z miską pełną rozgrzewającej i sycącej zupy. Może nie należała do najlepszych i najpyszniejszych jakie ktoś mógłby jeść - i tak była lepsza niż jedzenie prawie gnijącej padliny, prawda?
- Niemniej, i tak zaczekam, w razie gdybyś zmieniła zdanie. - Uparł się, bo jednak ma resztę honoru w tej kwestii. No i jak zacznie jeść to nie przestanie już, póki nie skończy, a także jego metody posiłku są... Ekhem, niestandardowe, powiedzmy.
- Cieszy mnie to. Rozumiem że chcesz wracać? Daj mi znać więc gdy zjesz i będziesz gotowa, odstawię cię mniej więcej w to samo miejsce co wcześniej. Wrócę do zupy później, bez obaw. - Zapewnił w ostatnich słowach, w razie gdyby miała się martwić o to że zimnej zupy nie zje. Raczej nie spodziewał się tego typu zmartwień po niej, ale kto wie? Kto wie. Gdy będzie już gotowa, wyjdzie pierwszy z okrętu i zanurzy się w miejscu gdzie kończy się mielizna, pozwalając jej znowu wsiąść mu na głowę, a potem ta sama trasa co wcześniej. O ile, oczywiście, nie będzie żadnych komplikacji.
Acz nie powinno.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Dokładnie tak - zgodziła się, kiwając nieznacznie głową. Jak mawiają: jeśli coś jest głupie, ale działa, to wcale nie jest głupie. Nawet jeśli w teorii przemiana w zwierzę nie powinna być pomocna w zasypianiu, póki była skuteczna, Zaynab nie zamierzała z tym faktem dyskutować. W końcu żyła w świecie praktyki, nie teorii, więc to właśnie ona liczyła się najbardziej przy wszelakich decyzjach.
- Zawsze jestem ostrożna - stwierdziła beznamiętnie, jak robot odtwarzający po raz tysięczny ten sam komunikat. To określenie nie byłoby wcale takie dalekie prawdy, bo jasnowłosa często musiała udowadniać lub przekonywać, że można ją puścić samopas poza jaskinie w Górach Shi i wróci w jednym kawałku, a żadnego szczególnego nadzoru naprawdę jej nie potrzeba. Może i była jeszcze bardzo młodziutka, ale równocześnie miała na koncie kilkunastoletnie szkolenie z przetrwania i zabijania. Kto normalny jeszcze śmiałby wątpić w to, że sobie poradzi?
- To bardzo miłe z twojej strony - skomentowała jeszcze, nim bez pośpiechu zabrała się do jedzenia. Istotnie, zgodnie ze swoją zapowiedzią, jedna miska zupy była dla niej w zupełności wystarczająca. Jadła sprawnie, ale nie łapczywie - choć wychowywana była w dzikich warunkach, nie brakowało jej najbardziej podstawowej kultury. Znajdowała się w bezpiecznym miejscu, nie było więc powodu do pośpiechu. Poza tym, zbyt gwałtowne pochłanianie posiłków było niezdrowe i należało tego unikać, jeśli tylko się dało.
- Tak, na mnie już pora - obwieściła, z cichym stuknięciem odkładając puste już naczynie. Powrót odbył się podobnie, co podróż w tamtą stronę: musiała tylko wdrapać się na głowę wymordowanego, chwycić długich wąsów i uważać na to, by nie ześlizgnąć się do wody. Na szczęście rejs przebiegł bez żadnych zbędnych kłopotów i już w niedługim czasie jasnowłosa znalazła się na stałym lądzie. Podziękowała jeszcze raz swojemu znajomemu, nim skierowała się w stronę gór, gdzie czekał na nią dom.

[zt x2, i guess]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach