Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 5 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Go down

Cisza jaka zapanowała między tą dwójką miała raczej charakter rytuału w obliczu misterium, które — oprócz nich — nikogo nie interesowało. Twarze wiernych powykrzywiane były w chwale, ku czci obłudy jaką matka karmiła swe dzieci. Teraz poszczerbione, położone na czarnych włosach uszy wydawały się być przyklejone do czaszki Karasawy — splugawione matactwem, aż do kości. Jak daleko zabrnął?
  Kobieta jak zjawa zlekceważyła jego starania. Pomimo iż ślepia zmieniły się w szkarłat to nie zdołały one unieść się na wysokość jej twarzy; kolor szybko zbladł, ale wycieńczenie pozostało. Tylko ono i pustka, w której niósł się słaby nęcący, żałosny głosik.
  'Przyzwyczaj się. Potem będzie już tylko łatwiej'.
  Wraz z ukłuciem w kark — ze zdziwieniem — zdał sobie sprawę, że jest tu całkowicie sam; jakby wcześniej nie wziął tej opcji w ogóle pod uwagę. Sprzymierzeńcy? Wrota piekieł zamknęły się za nim jak za niegodziwcem pragnącym przechytrzyć strażnika ognia. W jego czaszce pobrzmiewał tylko silny głuchy wiatr. Sam opuszczał ludzi w potrzebnie, aby ratować swój nic nie warty tyłek, nie oczekiwał poświeceń ze strony nikogo i właśnie na tę chwilę to wydawało się najbardziej mroczne.
  — Jesteśmy tacy sami — wychrypiał ze zmęczonym uśmiechem na twarzy, który co rusz pulsował mu odczuwanym dyskomfortem. W końcu to pojął. Pojął tę żałosną prawdę. Przymknął jedno oko, aby walczyć z tym paraliżującym uczuciem. — Nie oszukasz kłamcy. Dyrygujesz nimi. Lubisz mieć pod sobą parobków. Świetnie. Ale nie ujarzmisz fachowca w tej dziedzinie. Dobrze wiesz, że ten system nie wypali.
  Skrzywił się raz z wielką dawką serwowanego bólu, wyrzucając z siebie szybki i nierówny oddech.
  Niektórzy ludzie sądzą, że religia powstała, by prymitywne kultury mogły tłumaczyć sobie naturalne zjawiska. Shay był właśnie takiego zdania. Religia była dla niego przestarzała. Dla niego. Widocznie nie dla wszystkich. Spalona skóra na plecach piekła jak diabli, ale z trudem zaakceptował to odczucie. Bowiem było to jedyne, które od tak długiego czasu doświadczyło jego ciało.
  Spal tkanki, odrodź się jako nowy człowiek.
  Gdyby tylko mógł uwierzyć, że to aż tak proste.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Biorąc w palce srebrną obrączkę, Nobu mógł dostrzec wygrawerowane po jej wewnętrznej stronie słowo w obcej dla niego łacinie sensus, ale poza tym ówże przedmiot nie wyróżniał się na tyle sobie podobnych. Nie był ciężki; ważyło tyle samo, co każdy inny pierścionek bez żadnych dodatków w postaci diamentowych czy też brylantowych oczek. Po jego założeniu nic się nie zmieniło. Nadal płonęła w nim determinacja, by odnaleźć Lisa i ulotnić się z tego miejsca, jak najprędzej.
Słowik poczuł ulgę po pozbyciu błyskotki; fala negatywnych towarzyszących mu od paru miesięcy emocji wyparowała. Poczuł nowy zastrzyk energii. Wbił paciorkowate ślepia w oblicze swojego wybawiciela.
— Wszyscy skierują się do podziemnego korytarza, który ciągnie się na wzór sieci prowizorycznych kanałów pod ich domami. Nie muszą z nich nawet wychodzić. Każdy z nich jest wyposażony w piwnicę — wyjaśnił. — Ale... — zawahał się na chwilę, kręcąc łbem. Wbił ślepia w ziemię. — Skoro dzwony biją, to znaczy, że zaszczepiono twojemu towarzyszowi wcielenie — dodał pół tonu ciszej, tak, jakby właśnie przełamał jeden z obowiązujących na terenie wyznawców boga słońca tematów tabu.
Zatrzepotał skrzydłami, wzbijając się do loty, jednakże przez zastany system mięśni i ścięgien, nie były w stanie na długo udźwignąć jego ciała. Przeszył je nieprzyjemny ból, więc skorzystał z propozycji demona. Przemieścił się na jego ramię, nieświadomie przebijając pazury przez materiał ubrania.
— Przejdź do izby, do której zaciągnięto tamto dziecko — zasugerował po chwili. —Ostrożnie, wszak brak nam pewności, czy jej mieszkańcy udali się na ceremonię od razu po usłyszeniu wezwania kapłanki — dodał, po czym z jego gardła potoczył się świergot: — Ćwir. Ćwir. Ćwir.
Pierścień na palcu Nobu zajaśniał niebieską poświatą, wtedy to też Neelym targnęły wątpliwości. Co jeśli ptak kłamie i, udając ofiarę, chce go wykorzystać do swoich prywatnych celów? Co jeśli tak naprawdę współpracuje ze wspomnianą kapłanką?
span style="margin-left: 15px;">Ziarno zostało zasiane, a ptasia pieśń nadal dzwoniła mu w uszach.



Ciężkie drzwi uchyliły się ze zgrzytem. Kapłanka stała z klęczek, wówczas zebrani w kaplicy wierni zaczęli opuszczać pomieszczenie, by przemieścić się do pomieszczenia, w której miała odbyć się ceremonia zgładzenia demona z rąk nowego wcielenia ich łaskawego w swoich wyrokach boga.
Mężczyzna, który podtrzymywał ciało Shaya, do momentu aż urządzenie zatopiło się w jego kark, opuścił rytualną salę jako jeden z ostatnich i zasunął za sobą drzwi, pozostawiając kapłankę w towarzystwie nadal skrępowanego linami Lisa. Kobieta skierowała swoją piękną twarz w jego kierunku. Jej usta zostały rozświetlone przez ładny, zniewalający z nóg uśmiech.
— Jesteś pierwszym, który odkrył moje prawdziwe oblicze. — Zminimalizowała dzielący ich od siebie dystans i złapała w palce jego podbródek, dociskając paznokcie do skóry. — Ale ty także lubisz, gdy ludzie są ci ulegają — stwierdziła się z nabożną czcią wymawiając ostatnie słowo. — Jeden z kapłonów doniósł mi o niesamowitych właściwościach twych oczu.— Musnęła opuszkiem palców powiekę Shaya. Drugą ręką sięgnęła do kieszeni. Wyjęła z niego mały sztylet. — Są piękne, ale mam wrażenie, że tylko wydłubanie ich zmyje z twojej parszywej gęby pewność siebie. — Podrażniła jego klingą fragment skóry nad łukiem brwiowym Takahiro. Anielski uśmiech zmienił swój charakter, przemienił się w diaboliczny. Gładka niczym tafla zwierciadła skóra pomarszczyła się.
— Jesteś sam — mruknęła mu w ucho, sięgając do niego ustami.
Imię Nobu rozmyło się w jego pamięci, jakby do jego ciała została wprowadzona kolejna porcja trucizny. Sztylet przeciął jedną z linii krępujących sparaliżowane ciało Lisa, wówczas szata sunęła się z jej ramion.


Neely: Czuje tępy ból w skroni przez słońce. Ma na sobie komplet swoich przepoconych ubrań, ale został pozbawiony ekwipunku. Na skórze ma czerwone plamy od słońca - nie są szkodliwie, nie bolą.
Odczuwa 30°C.

Shay: Doskwiera mu paraliż mięśni przez truciznę. Ma rozcięta skórę na szyi i przypaloną skórę. Jest nagi, pozbawiony swoich rzeczy. Nacięta skóra nad łukiem brwiowym.
Odczuwa 24 °C.

Czekam na odpisy do 8 kwietnia.
Macie wolną rękę. Kolejność też jest dowolna.

                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Słowo wygrawerowane na obrączce było dla Yukimury zupełnie obce — nie znał jego znaczenia, ale błyskotka sama w sobie prezentowała się całkiem nieźle i niemalże pewne było, że Kocur zatrzymał ją dla siebie właśnie tylko z tego powodu. Poza tym zawsze miał słabość do drobnych, błyszczących przedmiotów, które po prostu ładnie wyglądały — takie najchętniej sobie (ładnie mówiąc) przywłaszczał, choć na co dzień zwykle się nimi nie obwieszał, to lubił mieć drogo wyglądające rzeczy chociaż poupychane po kieszeniach.
To jakaś niezła sekta, skoro nawet wydrążyli sobie podziemne przejścia. Utrzymują to wszystko w tajemnicy. I każdy dom ma piwnicę? A to ciekawe — Nobuyuki wsłuchiwał się uważnie w słowa swojego przewodnika, choć już po pierwszych zdaniach chwyciły go pierwsze wątpliwości. Najpierw miał ochotę od razu rzucić w Słowika pytaniem, by upewnić się jednej rzeczy, ale uznał, że powstrzyma się i to przemilczy, a dopiero gdy pojawią się kolejne zastrzeżenia, to od razu się nimi podzieli. Ale analizował sobie wszystkie informacje, które udało mu się pozyskać. Wyobrażał sobie jak to wszystko może wyglądać. — Wcielenie? Czym jest to ustrojstwo? Też musiałeś je mieć, mówiłeś, że przechodziłeś przez ten sam rytuał — zapytał, robiąc kilka drobnych kroków do przodu. Usłyszał też trzepot skrzydeł pierzastego przyjaciela, ale gdy tylko dostrzegł, że ten nie jest w stanie latać, to tylko poklepał się po ramieniu, na znak, że jego wcześniejsza propozycja wciąż jest aktualna. Uśmiechnął się krótko, gdy ptaszysko osiadło mu na ręce. Neely miał plan, który powoli wprowadzał w życie, który miał być jego ubezpieczeniem, w razie gdyby okazało się, że Słowik chciałby go wychujać.
„Przejdź do izby, do której zaciągnięto tamto dziecko.”
Czerwone ślepia zabłyszczały — pojawiły się kolejne wątpliwości. Yukimura odruchowo przegryzł wargę, wydawało mu się, że ptak jest w to wszystko wplątany, a miał ku temu poważne powody, o których zaraz miał powiedzieć.
To był szybki ruch dłoni — palce wyposażone w twarde paznokcie chwyciły Słowika za ciałko, zaciskając się na nim z wyczuciem, by mimo wyczuwalnej agresywności nic mu się nie stało.
Posłuchaj mnie uważnie, bo nie mam zamiaru powtarzać. Od samego początku chciałem uczciwej współpracy, ale Ty zaczynasz coś kręcić. Cała sytuacja z palem wyglądała jak ustawiona scenka — miałem się wydostać i Cię uwolnić żebyś mógł mnie do nich zaprowadzić? Podobno jesteś więźniem... skąd możesz wiedzieć, że w każdym domu jest piwnica, prowadząca do podziemnych przejść? Dlaczego mam wrócić akurat do tego konkretnego domu, skoro w każdym mam piwnicę? Chcesz mnie wpierdolić na minę? — Przez cały swój wywód miał dość spokojny ton głosu, aczkolwiek było widać, że w kilku momentach wyraźnie powstrzymywał się przed zrobieniem czegoś głupiego. Zaciskał zęby, kłami napierał na jasne wargi i złowrogo mrugał. — Dobrze, pójdę tam — powiedział, pazurami wodząc po brzuchu pierzastego. — Ale pamiętaj, że mam Cię w garści. Nie masz czego się obawiać jeśli mówisz prawdę, jestem słowny. Ale jeśli kłamiesz... lepiej powiedz prawdę, bo w przeciwnym wypadku będziesz pierwszym trupem, który wykwitnie dzisiejszego dnia. Wyskubię każde Twoje pióro, bo już na samym początku mówiłem, że uważam, że to wszystko jest dobrym dealem, więc proszę, nie rób mnie w konia, bo gorzko tego pożałujesz. Pomyśl czy warto pomagać tym popierdoleńcom, gdy w każdej chwili mogę sprawić, że na własne oczy ujrzysz wszystkie swoje flaki.
Po tym obrócił się i powoli ruszył w stronę domu, w którym trochę wcześniej zniknęła dziewczynka. W dłoni wciąż stanowczo trzymał Słowika — poluzował uścisk, ale wciąż ograniczał jego wolność. Nie wiedział czy może mu ufać.
Gdy tylko dotarł do domostwa, to od razu zaczął zaglądać przez okna i dziurkę od drzwi, chcąc upewnić się czy w środku nikogo nie ma. W razie nieposłuszeństwa ptaka mógł go uciszyć siłą. Po wszystkich zapewne wszedł do środka (jeśli po drodze nie wydarzyło się nic niepokojącego), w celu sprawdzenia autentyczności słów przewodnika.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kroki odbijające się od ścian przypominały mu dźwięki towarzyszące lekarzom i studentom medycyny, którzy z pełnym profesjonalizmem przemierzają ogołocone korytarze z notesem w dłoni i długopisem w zębach. Nagły obrót wydarzeń zainteresował jego zdewastowaną duszę. Z rozwagą przeszył zimnym wzrokiem panujący tu półmrok, aby spostrzec drzwi i wychodzącą z pomieszczenia grupę wiernych. Był zaskoczony, że dopiero teraz zauważył wyjście z nory, w której został złapany w sidła.
  Zapiekła go skóra w miejscu, w którym zniknął wczep.
  — Jesteś pierwszym, który odkrył moje prawdziwe oblicze.
  — A więc nie jestem jedynym, którego krępujesz na tym stole jak świąteczną świnię — wyrzucił z siebie spokojnie, jednak każda sylaba podkreślona była ironiczną nutą cynizmu. — Przykre. Wcale. Poczuł rosnącą dominację, kiedy gładka i piękna twarz kobiety zrównała się z  jego szpetną odrapaną mordą.  Załapał z nią kontakt wzrokowy. Złoto tęczówek uwalniające się spod lekko przymrużonych powiek wysypywało się w szarościach krypty jak zimne ognie. Miał okazję. Mógł wprowadzić swój plan w życie. Mógł nią zawładnąć tu i teraz. Wystarczyło słowo. Słowo aby wyswobodzić się z łańcuchów; aby uciec z piekła, przed samym brudnym diabłem.
  Nie spuszczał ją z oczu, nie spuszczał do momentu, aż nie wypowiedziała kolejnych słów, a w jej dłoni nie zabłyszczał srebrny nóż. Ślepia lisa automatycznie podążyły w kierunku przedmiotu, a wcześniejsze rozmysły szybko odeszły w zapomnienie. I mimo iż na krótką chwile w jego ciele zapanował niepokój, nadal wykrzywiał swoje szorstkie usta w nieprzyjemnym uśmiechu, kącik lewej wargi tworzył cień podkreślającą kość policzkową.
  — Nie powinniśmy zanosić się do tak drastycznych środków — zalecił spokojnym głosem, w którym nie pobrzmiewała nawet nuta zdenerwowania. Jego głos był głosem proboszcza, który z otwartą Biblią w dłoniach mógłby czytać ewangelię. — Powinnaś ze mną współpracować jeśli chcesz kiedykolwiek skorzystać z ich mocy.
  Miała rację. Bez mocy zatraciłby swój charakter. Zatraciłby siebie. Nie mógł do tego dopuścić. Dlatego teraz kiedy klinga gładziła jego skórę w okolicy brwi, toczył z nią bitwę na spojrzenia. Spojrzenia zdecydowane i stanowcze, próbujące wcisnąć jej wcześniej wypowiedziane słowa prosto w mózg. I choć tęczówki zamigotały groźnie, otoczone grubymi ciemnymi obwódkami, nie pozwolił swojej umiejętności zawładnąć nad pragnieniami zobaczenia jej w smudze gęstej, śmierdzącej krwi spływającej z gardła. Był sparaliżowany. Niezdolny do ruchu.
  Nie teraz. To jeszcze nie czas.
  Zwinny ruch uwolnił jego nadgarstek, choć właściwie nie poczuł różnicy, kiedy trzymające go więzy opadły na ziemię. Z przyciśniętym policzkiem do szklanego stołu wpatrywał się w nią z zawziętością, ale i z uwagą dzikiego zwierzęcia. Brakowało tylko aby lisi ogon przesuwał się niepokojąco po nagich udach.
  — Czego ty właściwie chcesz? Powiedz mi. Jesteśmy tu przecież sami. Ty i ja. Przecież masz mnie w garści, czyż nie?
  Nęcił. Kolejny porywisty wiatr zawył mu w głowie. Zimne macki pochłonęły myśli i zostawiły po siebie tylko nieprzyjemny niecielesny ślad. Brakujący puzzel, który przez moment wydał mu się istotnie ważny szybko został zastąpiony innym, pomimo iż jego brzegi nie pasowały i nie zgrywały się z resztą układanki. Szata opadła z jej ciała, a brzydota znów ujawniła się niczym koszmar wypełzający spod łózka.
  Ponownie spróbował się poruszyć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wcielenie to urządzenie, które automatycznie montuje się w karku ofiary.  — Jeśli Nobu potrzebował potwierdzenia, mógł zaobserwować łysinę na karku Słowika oraz blizny; najprawdopodobniej wspomniane przez Wymordowanego urządzenie zostało brutalnie wyjęte spod jego skóry. — Tubylcy uważają, że to duch ich boga. Twój towarzyszy został uznany za nosiciela losu, gdyż na jego dłoniach nie pojawiły się krosta, mimo iż przebywał w twoim towarzystwie — dopowiedział, by nakreślić kocurowi sytuacje, chociaż jego słowa brzmiały absurdalnie; czuł się jak szaleniec, który uciekł z zakładu bez klamek.
— Moc pierścienia — wydusił z siebie.
Słowik znieruchomiał. Głos ugrzązł mu w przełyku w momencie zakleszczenia się obcych palców na jego ciele. Wbił pazury w skórę mężczyzny, w celu uratowania własnej, ale uścisk był tak samo silny.
Przestał się szamotać, mięśnie się rozluźniły, wówczas, gdy zdał sobie sprawę, że demon nie miał zamiaru go zjeść, tylko obedrzeć z piór na wypadek nieczystych intencji. Otworzył dziób, po czym go zamknął, nabierając do małych płuc łapczywie powietrza. — Ćwir. Nie kłamie, naprawdę. — Zapewnił. Zwierzęce ślepia stały się wilgotne. — Naprawdę — powtórzył. Czy nigdy nie zazna utraconej wolności? Kiedy opadły łańcuchy, serce zabiło z radości w piersi; zatliła się w nim iskra utraconej nadziei, a teraz zdał sobie sprawę, że Nobuyuki nie puści go wolno, dopóki nie zaprowadzi do go Takahiro. Jakiekolwiek błąd przepłaci własną krwią, życiem.
Po zerknięciu przez okno i szparę między framugą a drzwiami, Yukimura został utwierdzony w przekonaniu, że ptak mówił prawdę. Izba była pustka, chociaż jeszcze nie dawno zniknęła w jej chłodzie dziewczynka i kobieta. Przekroczył próg pomieszczenia. Żaden atak nie nadeszła. Był sam.
Tocząc spojrzeniem po wnętrzu dużego pomieszczenia, zahaczył nimi o krwiste plamy na podłodze i stole. Dostrzegł również zapełniony czerwoną substancją półmisek, ale nie tylko ona znajdowała się w naczyniu. Palce, pięć małych palców zostało zanurzonych w juchcie. Nobu mógł wyobrazić sobie, kto był ich właścicielem.
— Ćwir. Ćwir. Pod tym słomianym dywanem powinna znajdować się klapa w podłodze, to wejście do piwnicy. — Kolejna instrukcja padła z ust Słowika. Jego głos zadrżał w umyśle członka CATS. Dywan pokrywał centralną część podłogi.

Z ust kobiety wyrwał się perlisty śmiech. Usiadła na brzegu ołtarza, przyglądając się mężczyźnie z wyraźnym rozbawieniem, jakby ten właśnie powiedział kawał stulecia.
— Uwierz, wolałabym cię zabić. — Wyznała, a w ramach potwierdzenia słów musnęła ostrzem sztyletu szyję mężczyzny. — Twoja obecność nie jest mi na rękę, ale widzisz, oni potrzebują siły, potrzebują wiary i nadziei. Potrzebują boga, którzy wskaże im drogę — wyszeptała cicho. Sama traktowała ich wiarę jak narzędzie do życia w luksusie na wyniszczonym przez apokalipsie terenie; nie wierzyła w te brednie. Nigdy nie był ani przesądna, ani religijna. Kpiła z wiernych, spoglądając na nich z góry. Ledwo hamowała śmiech, układający się na zakłamanych ustach, kiedy wypowiadała słowa modlitwy. Nie rozumiała sensu słów, które codziennie padały z jej gardła, ale nie musiała ich znać. Ważne, że ci głupcy wierzyli, że była wysłanniczką boga słońca, który zesłał na Ziemię suszę w ramach kary za sponiewieranie ją grzechem.
Prześliznęła wzrok po profilu mężczyzny. Może naprawdę powinna go zabić. Wbić sztylet w tętnice szyjną, a potem z udawanymi łzami w oczach udać się na ceremonię, by obwieść wiernym smutną nowinę, że Lis udawał boską istotę, by posiąść moc, ale został przez nią odrzucony i zabity.
Zwolniła uścisk z jego włosów.
— Niedługo staniesz się dla nich bóstwem. Zabijesz demona, który zostanie prowadzony na ceremonię, a ci głupcy uwierzą, że wybrał cię Pan. — Pochyliła się nad karkiem mężczyzny. Zgarnęła kosmyki na bok, zlizując językiem krople posoki. — Rozumiesz swoją rolę? — spytała, łaskoczącą go oddechem w skórę. Jedna z dłoni zabłądziła do jego ciała. Poczęła pięści jego skórę.


Neely: Czuje tępy ból w skroni przez słońce. Ma na sobie komplet swoich przepoconych ubrań, ale został pozbawiony ekwipunku. Na skórze ma czerwone plamy od słońca - nie są szkodliwie, nie bolą.
Odczuwa 30°C.

Shay: Doskwiera mu paraliż mięśni przez truciznę. Ma rozcięta skórę na szyi i przypaloną skórę. Jest nagi, pozbawiony swoich rzeczy. Nacięta skóra nad łukiem brwiowym.
Odczuwa 24 °C.

Czekam na odpisy do 8 kwietnia.
Macie wolną rękę. Kolejność też jest dowolna.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Odpowiedzi Słowika były satysfakcjonujące i można je było uznać, że bardzo przydatne — tym razem nie brakowało im nawet autentyczności, bo Wymordowany uwięziony w ptasim korpusie, pokazał miał dowód na karku, któremu Neely przyjrzał się dużo dokładniej w chwili, w której schwytał przewodnika.
„Moc pierścienia.”
Jednak wiedział?
Myślałem, że nic nie wiesz o pierścieniu. Jaka moc? Powiedz mi o nim więcej. Wiesz jak go używać? — pytania były bardzo stanowcze, jego ton również. Można było odnieść wrażenie, że tym zapytaniom niewiele brakowało do przeobrażenia się w zdania twierdzące. Neely nie domagał się odpowiedzi, on ich wymagał, a Słowik doskonale wiedział co się stanie, jeśli będzie próbował jakkolwiek się sprzeciwić lub okłamać Kocura. Białowłosy bardzo umiejętnie trzymał na wodzy swoje kocie zapędy, ale przeładowany emocjami i wściekłością mógł równie szybko pozwolić swojemu wewnętrznemu kuweciarzowi by obdrapał byłego więźnia ze wszystkich piór, które zdobiły jego ciałko. Wybór był prosty.
No dobra, załóżmy, że nie kłamiesz. Mówiłem, nic Ci się nie stanie jeśli mi pomożesz. Ale pamiętaj, że przedstawiłem Ci również tę bardziej traumatyczną opcję, którą wdrożę w życie, jeśli okaże się, że okłamałeś mnie w jakiejkolwiek, nawet najmniejszej kwestii. Chciałbyś mi może powiedzieć o czymś jeszcze? Naprostować jakąś sprawę?To ostatnia szansa, chciał dodać, choć uznał, że nie ma potrzeby wywierać na ptaszysku dodatkowej presji. Zrobi co uzna za słuszne, dwa możliwe zakończenia poznał, teraz musiał tylko dążyć do tego korzystniejszego dla siebie. No chyba, że był totalnym idiotą.
Szybko okazało się, że w domu nikogo nie było — zupełnie tak, jak mówił przewodnik.
Punkt dla Ciebie — mruknął entuzjastyczniej, ale mina nieco mu zrzedła, gdy zobaczył krwawe ślady na stole i podłodze. — To ta pizda tak skatowała tą małą? — zapytał jakby siebie, bo raczej nie oczekiwał, że jego tymczasowy towarzysz udzieli mu odpowiedzi na to pytanie. Dopiero po chwili dostrzegł misę pełną szkarłatnej mazi, w której pływało pięć podłużnych... palców. — Nie było pytania — powiedział, zerkając od razu na dywan, pod którym miała kryć się klapa. Postanowił, że nie będzie otwierał jej od razu, tylko najpierw na szybko rozejrzy się jeszcze po izbie. W dłoni oczywiście wciąż trzymał Słowika, tak na wszelki wypadek, żeby nie spieprzył.
Yukimura w pierwszej kolejności rozglądał się za czymś, co mogłoby posłużyć jako broń. Szukał jakiegoś noża lub innego ostrza, które musiało w chacie być, skoro odrąbano nimi palce dziewczynki. Nie chciał iść w nieznane z pustymi rękoma. Przeszukiwał prędko wszystkie półki, zaczynając od tych wyglądających na najbardziej kuchenne. Był niemalże pewny, że coś wynajdzie. Potem zaczął szukać w innym miejscu, chcąc znaleźć jakieś ubrania typowe dla tych tubylców, bo w swoich aktualnych za bardzo rzucał się w oczy, także miał zamiar zmienić ciuchy, gdyby jakiekolwiek udało mu się znaleźć. Po tych czynnościach mógł złapać za dywan, który przyciągnął do siebie i odrzucił na bok, odsłaniając klapę.
Nie nie ryzykuje, ten nie pije szampana — bąknął, a potem złapał dłonią za właz, próbując go otworzyć, by móc zniknąć w tunelach.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Uwierz, wolałabym cię zabić.
  — Wybacz, ale nie jesteś pierwszą osobą, która mi to mówi.
  Takahiro łatwiej było nienawidzić, aniżeli lubić. Ten facet posiadał w sobie roczne stwierdzenia na miano ‘dupka’, ‘krętacza’, ‘chuja’ i ‘skurwiela’. Rzadko kiedy spotykał się z uwielbieniem. Nawet jeśli ktokolwiek odważyłby się obdarzyć to niewłaściwe dupsko tym zaszczytnym uczuciem, szybko zostałby sprowadzony do parteru, zniszczony i zgnieciony ciężkim obuwiem właściciela lisich genów. Nie był ani czuły, ani obiektywny. To nie mogłoby się udać.
  Zaczął rozważać jej słowa; ćwiartował je sobie w myślach. Miała pod sobie całą naiwną grupę. Było ich sporo. Osoby, które byłyby w stanie zrobić dla wiary wszystko. Ruszyć ognistą drogą, skoczyć z klifu, a nawet zabić nie znając pokrycia swoich czynów. O tym zawsze marzył; od kiedy moc kontroli osłabła ograniczając się do jednej osoby i na wyznaczony czas trwania. Teraz mógłby mieć to bez wysiłku. Tak banalnie prosto. Co miał do stracenia? CATS dla których gotów był zdradzić? Nawet własną matkę  poczęstowałby koktajlem z lizolem. Nie posiadł niczego co mogłoby trzymać go sztywnymi więzami. Absolutnie nic.
  Z przyciśnięta szczęką do szkła uśmiechnął się lekko. Oczy nadal błyskały złotem.
  — Doskonale sobie to obmyśliłaś  — stwierdził z uznaniem dla jej podstępnych myśli. — Chcesz abym ci pomógł zyskać ich uwielbienie. Chcesz rządzić nimi ze mną?
  Uchylił usta, a biały kieł nasunął się na jego dolną wargę, kiedy patrzał tak w jej obliczę. Szata odsłaniająca teraz jej nagie obojczyki, spowodowała, że zawiesił wzrok na tej części ciała na dłużej. A potem podniósł wzrok.
  — Pomogę ci.
  Powiedział nagle, kiedy palce puściły jego sztywne włosy i sięgnęły dalej jego nagiego karku; na pleców wciąż czuł przyjemne mrowienie.
  — Pomogę znaleźć ich boga. Jeśli będziesz mi towarzyszyć… razem możemy wiele zdziałać.
  Przekrzywił nieco łeb, choć mięśnie nadal miał nieco sparaliżowane. Nie był w stanie unieść nawet policzka. Zarost wbijał mu się w skórę.
  — Ale współpracuj i oddaj mi władze w kończynach. Kim jest ten demon?
  Wiedział, że go dotyka, ale nie był w stanie tego poczuć. Dotyk był niewidoczny jak atrament na czarnym papierze. Ginął gdzieś w podświadomości, tak samo jak złudne wspomnienia niczym palone kartki papieru.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

— Nie wiem, jednakże wyzwolił we mnie negatywne emocje. Wydaję mi się, że w tobie również, stąd ten nagły brak zaufania — wyjaśnił szybko. Niemal zrozpaczony głos rozlazł się w głowie Nobu. Naprawdę nie wiedział, a jego drżące pod palcami kota ciało było tego doskonałym świadectwem. Nastroszył pióra i schował dziób w skrzydle. — Naprawdę nie wiem, ale wiem co głosi napis po jej wewnętrznej stronie. Uczucia.
Zaćwierkał, gdy Nobu przekroczył próg mieszkanie, ale natychmiast zamknął dziób na widok smug krwi. Zacisnął powieki, jakby ten widok nadszarpnął jego cierpliwości. Małe serce w piersi zakołatało gwałtownie, boleśnie, a z oczu popłynęło kilka łez.
— Była dla mnie tak dobra. — Cichy szept zaszumiał w głowie Nobu. Słownik naprawdę żałował tę dziewczynkę. Była mu najbliższą osobą po tym, jak został wtrącony do klatki. Karmiła go, przynosiła otuchę, słuchała, a nawet biła brawo. Była niesamowite. Nie pasowała do tego otoczenia, a jednak się w nim znalazła. Raz wyznała, że została przygarnięta przez tą sukę, po tym jak jej ojciec został przez nich uznany za demona i skatowany. Taki sam los czekałby kocura, gdyby nie wykorzystał  swojego sprytu i nie uwolnił się.
Po dokładnym przeszukaniu mebli, palce Yukimury wreszcie zacisnęły się na zakrwawionym, ostrym nożu. Czyżby znalazł narzędzie zbrodni? Nie było jednak czasu na rozstrzyganie takich kwestii. Czas działał na ich niekorzyść. Musieli się śpieszyć.
Kiedy Nobu zerwał dywan za podłogi, jego oczom ukazała się wspomniana przez ptaka klapa. Otworzył ją. Kamienne schody prowadziły w dół; nie pasowały do drewnianej, niemal wiejskiej otoczki. Skonsultował nogi z ich powierzchnią. Mógł odetchnąć były stabilne. Pokonując kolejne stopnie, do jego nosa dolatywał zapach stęchlizny i wilgoci. Miał wrażenie, że schody nigdy się nie skończą, aż w końcu mrok został przełamany przez przymocowane do ścian pochodnie. Tunel nie był ciasny. Mieściła się w nim jego wyprostowana sylwetka.
— W lewo. — Głos Słowika rozległ się natychmiast w jego głowie.  — Staraj się nie narobić hałasu i uważaj pod nogi.
Idąc w głąb korytarza, Nobu mógł dostrzec szkice na ścianach, ale nie przypominały niczego. Stanowiły bezkształtne rysy, takie jakie tworzą dzieci w zeszytach w ramach ozdobnika między jednym a drugim tematem lekcji.
Chłód powoli ochładzał ciepłą skórę kocura. Wkradał się pod ubrania, niczym zimny prysznic, napawał ulgą jego zmęczone ciało.
— W prawo — poinformował cierpliwie ptak, gdy natrafili na rozdroże.




Na jej twarzy odcisnęło się piętno ulgi. Wykrzywiła usta w łagodnym uśmiechu. Zmarszczki zniknęły z jej twarzy. Jej skóra znów stała gładka, miła w dotyku. Wycofała dłoń i pochyliła głową nad twarzą Lisa. Musnęła go ustami w czoło, po czym zjechała nimi niżej, aż wreszcie złączyła ich wargi w krótkim, zmysłowym pocałunku.
— Wiedziałam, że mogę ci zaufać — wyszeptała z przejęciem, z wypiekami na policzkach. — Ale — ułożyła palce na szorstkich wargach mężczyzny — na razie nie mogę spełnić twoją prośbę. Sztuka się nie skończyła. Musimy odegrać swoje role, a paraliż twego ciała jest częścią tego przedstawienia. — Wykrzywiła usta w smutnym uśmiechu.
Nie wierzyła w ani jedno jego słowo.
Jesteśmy tacy sami.
Te jedne zdanie nadal brzęczało jej w uszach.
Byli tacy sami.
Kiedyś nakarmiła podobnym kłamstwem mężczyznę, które uległ jej bezwzględnie, dzięki czemu zyskała tytuł bóstwa.
— Zranił jedno z naszych dzieci. Pozbawił ją palców, a więc został okrzyknięty mianem demona — wyjaśniła. Zaklaskała w dłoni, wtem drzwi się otworzyły i do środka weszła dziewczyna z obandażowaną ręką. — O to ona. — Odsunęła się od Lisa i zarzuciła szatę na ramiona. Podeszła do dziecka i objęła je ramieniem. — Pokaż mu, co zrobiła ci ta pizda — wyszeptała jej cichutko w ucho. — Pokaż Panu krzywdę, która została ci wyrządzona. — Dziewczynka w przestrachem wymalowanym na twarzy odwinęła bandaż, który chronił jej pozbawioną palców dłoń. Nie dawno płakała. Miała zaczerwieniona oczy.
— Nie możemy pozwolić, by ktokolwiek krzywdził nasze potomstwo i nie poniósł konsekwencji za ich okaleczenie. Rozumiesz, prawda? — zapytała kobieta, ujmując w dłoń pokaleczoną dłoń. Ucałowała ją. — Patrzyłbyś biernie, gdyby cierpiały twoje dzieci? — Został położony nacisk na przedostanie słowo.



Neely: Czuje tępy ból w skroni przez słońce. Ma na sobie komplet swoich przepoconych ubrań, ale został pozbawiony ekwipunku. Na skórze ma czerwone plamy od słońca - nie są szkodliwie, nie bolą.
Odczuwa 30°C.

Shay: Doskwiera mu paraliż mięśni przez truciznę. Ma rozcięta skórę na szyi i przypaloną skórę. Jest nagi, pozbawiony swoich rzeczy. Nacięta skóra nad łukiem brwiowym.
Odczuwa 24 °C.

Czekam na odpisy do 8 kwietnia.
Macie wolną rękę. Kolejność też jest dowolna.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Czuł jak ciało Słowika drży, naprawdę musiał się bać. W jego głosie również dało się dosłyszeć strach, ale Neely i tak wolał być ostrożny — niektórzy Wymordowani byli jak kameleony, potrafili dostosowywać się do różnych sytuacji, nawet najprawdziwszy diabeł mógł na chwilę przyodziać białe szaty i szczycić się udawaną aureolą. Nie miał za bardzo dużego wyboru — tak czy siak musiał podążać drogą, którą zaproponował ptasi przewodnik, aczkolwiek w jego głowie wciąż czaiły się jakieś wątpliwości.
Nie, ten nagły brak zaufania zaufania wziął się stąd, że zacząłeś mącić. Nie wiem jakim cudem więzień taki jak Ty może posiadać tyle informacji, przecież siedziałeś w klatce i gdyby nie moja pomoc, to nadal byś w niej siedział. Ale już Ci mówię, niech będzie, zaufam Twoim słowom. Tylko pamiętaj co się stanie, gdy umyślnie wpieprzysz mnie na minę. Tak, będę to powtarzał w kółko — powiedział, na chwilę zerkając na niego. Palcem pogłaskał go delikatnie po łebku — jak drapieżnik bawiący się swoją ofiarą przed obiadem. Nie chciał go celowo straszyć, wymagał od niego jedynie prawdziwych i pewnych informacji, których mógłby użyć, by jak najszybciej odnaleźć Karasawę.
„(...) ale wiem co głosi napis po jej wewnętrznej stronie. Uczucia.”
Serio?
Widziałeś napis już wcześniej i dopiero teraz mówisz mi o znaczeniu tych słów? Bez sensu. Ale nieważne, teraz prawdopodobnie wiemy o co chodzi z pierścieniem. Możliwe, że jakoś oddziałuje na osobę, która go nosi. Gra na uczuciach. Może potrafi też zmieniać uczucia innych — zamyślił się na chwilę, próbując ustalić w jaki sposób mógłby aktywować moc tej błyskotki, jeśli obrączka faktycznie jakiś dar posiadała. Nigdy wcześniej nie miał w swoich łapskach czegoś podobnego.
Dla mnie też była dobra — odpowiedział na słowa pierzastego przyjaciela, choć nie rozpaczał nad tym, co przytrafiło się małej, aczkolwiek doskonale pamiętał, że dziewczynka próbowała mu pomóc. Był wdzięczny i pewnie trochę mu było przykro, ale umiejętnie to kamuflował, udając kompletnie niewzruszonego. Musiał trzymać nerwy na wodzy, jeśli chciał zachować pełną trzeźwość umysłu.
Szybko udało mu się odnaleźć lekko zakrwawiony nóż, który oczywiście złapał w dłoń. Trzymał go przy udzie. Udało mu się również otworzyć klapę. Wzrokiem wodził po kamiennych schodach, a potem wziął głęboki wdech i zaczął schodzić po nich w dół. Mrok rozświetlały wątłe płomienie prowizorycznych pochodni.
„W lewo.”
Skręcił zgodnie z wolą przewodnika.
Nie narobię hałasu — wyszeptał i w tym samym czasie zaczął uważniej poruszać się przed siebie. Stopy ledwo co odrywał od podłoża, czujnie stawiał następne kroki. Nie szurał podeszwami butów o podłogę, ugiął nogi.
Nie zastanawiał się nad sensem malunków zdobiących ściany — nie rozumiał ich i pewnie nie chciał ich zrozumieć. Zerkał co jakiś czas w dół, chcąc się upewnić czy nie zahaczy o nic stopami. Robiło się też chłodniej, przyjemnie zimne powietrze muskało jasną skórę Kocura.
Rozdroże.
„W prawo.”
Jesteś pewny? — zapytał cicho, gładząc palcem pierzaste ciałko ptaszka.
I skręcił w prawo, uważnie rozglądając się za... czymkolwiek.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Musnął jej wargi ulegając zdecydowanemu pocałunkowi, choć nie przymknął oczu. Spoglądał na nią uważnie, przez minimalne szpary w powiekach. Wolał mieć ją na oku. Kropla krwi z rozciętego łuku brwiowego przetoczyła się po jego powiece i upadła na zarośnięty policzek.
  Nie spodobała mu się jej odpowiedź. Jak nie znosił bólu, tak brak czucia powodowało, że głupiał. Obnażył zęby i oblizał wargi po jej mokrej, krótkiej pamiątce.
  Miał się już odezwać, ale dźwięk kroków jaki rozległ się w sali umiejętnie wywiał z głowy wszelkie nierozgarnięte myśli. Kobieta ruszyła w kierunku dziewczynki, której ciało z tej odległości było tak kruche i drobne, iż wydawała się zlewać z szarościami ścian krypty. Widział jak ją łapie i szepce coś do ucha, ale nie potrafił wyczytać tych słów. Jego oczy stały się czujniejsze. Znów próbował się szarpnąć, ale ciało wolało wegetować.
  Dopiero kiedy zbliżyły się do niego na tyle, że zmęczona twarz Shaya mogła dojrzeć jej obandażowaną rękę, która w jednej chwili została obnażona w ciemnościach sali, coś zgniotło się w jego żołądku. Twarz jednak pozostała nieruchoma i obojętna. Nawet nie drgnął mu mięsień.
  Niezliczoną ilość razy wpatrywał się w podobne obrazki. W szkarłat lejący się z ukróconych kończyn, do których sam się przyczynił. Obserwował akty obdzierania ze skóry, gdzie przyklejone do tkanek mięśnie ciągnęły się jak ser cheddar. Widział wylatujące z człowieka wnętrzności, widział powódź pękniętej tętnicy. Ale to co zobaczył teraz, na krótką chwile odebrało mu głos, a słowa jakie wytoczyły się w szarym pomieszczeniu  tylko obudziły śpiącego potwora, żerującego na jego wnętrznościach; jego ohydny ogon pogłaskał Takahiro po żołądku.
  Shay zasznurował ciasno usta — zaledwie na chwilę, ale kobieta mogła to zauważyć. Trafiła w jego czuły punkt.
  Odwrócił wzrok i prychnął. Miał wrażenie, że dłuższe przypatrywanie się małej znów obudzi w nim to przed czym od kilku lat stara się uciec; przed przeszłością, która za każdym razem ociera się o jego pięty. Czarna przestrzeń powiększała się za nim jak cień. Mało brakowało, a wpadłby w nią. Nikt nie poda mu wtedy ręki.
  Mogło się wydawać, że Takahiro jest obojętny na jej krzywdę, wszak nie zdecydował się spojrzeć już ani na kapłankę, ani na małą, ale ciało wydawało się go zdradzać. Gdyby mięsnie pełniły swoją poprawną rolę, zesztywniałyby w twardy kamień.
   — Gdzie on jest?
  Słowa, które wypadły w ciemność mogły zaskoczyć kobietę. Shay wpatrywał się w ścianę. Beznamiętnie przerażająco.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

— Nie zawsze. — Głos Słowika był stłumiony, a jego paciorkowate oczy toczyły się po ścianach, jakby czegoś szukał. — Niegdyś stałem w epicentrum wszystkiego, jednakże kapłanka za sprawą swoich moc odsunęła mnie od wszystkiego — wyznał, niemniej jednak jego spojrzenie ani razu nie zahaczyło o twarz kuweciarza. Zależało mu na jego zaufaniu, ale nie potrafił takiego odwzajemnić. Za długo pełnił rolę więźnia. Zdarł sobie gardło na ćwierkaniu, które wywoływało zaledwie pogardę w mieszkańcach wioski, a mimo to nie mógł sprzeciwić się rozkazom, jeśli chciał przeżyć, ale czymże było życie ptaka uwiezionego w kaletce?
Poruszył się niepewnie, ale nie walczył z silnym uściskiem Nobu. Kocurowi zależało na tym, aby odnaleźć towarzysza i uciec stąd jak najdalej, Słowik natomiast chciał utrzeć nos kapłance. Ich cele się ze sobą pokrywały, nawet jeśli istniało duże prawdopodobieństwo, że przez ograniczone siły nie uda im się osiągnąć wyznaczonego celu.
Kiedy zeszli do tunelu, trwał w milczeniu. W takich korytarzach panowała dobra akustyka; głos rozchodził się w charakterze echa, jakby w celu jego natężenia został użyty mikrofon.
— Jestem — zapewnił, drżąc, kiedy obce palce przejechały po jego ciele. Mogły go zmiażdżyć w każdej chwili.
Pustka. Jak na cmentarzu.
W lewo, w prawo i znów w prawo. Ich rozmowa ograniczała się do krótkich instrukcji, aż w końcu ukazało się rozwidlenie. Korytarz rozszerzył się, a na ich drodze - zamiast wcześniejszych rozdroży – pojawiły się drewniane, starannie wykonane drzwi.
— Najprawdopodobniej ktoś znajduje się po ich drugiej stronie. To przedsionek świątyni. — Cichy szept rozległ się w głowie Nobu, wtem usłyszał odgłos kroków za swoim plecami. Na ścianie zaczął rysować się cień sylwetki.



Pozornie smutne spojrzenie kobiety skupiło się na twarzy Lisa. Zaśmiała się szyderczo w myślach.
— Niedługo do nas dołączy — zapewniła. Wplotła palce we włosy dziewczynki. Pogładziła ją po głowie. Podniosła bandaż z podłogi, po czym zaczęła na powrót owijać nim okaleczoną kończynę, która, chociaż nie krwawiła, była brudna od posoki. — Ufam, że wymierzysz mu stosowaną do czynu karę — podsunęła po chwili. Ucałowała małą w policzek, gdy ukończyła wcześniej wykonywaną przez siebie czynność. — Możesz wracać do wiernych. — Uśmiechnęła się do niej, niczym matka do swojego dziecka i niby to z poczuciem obowiązku odprowadziła ją do drzwi. W oczach małej ukazały się łzy, jednakże mężczyzna nie mógł ich dostrzec.
Kiedy wrota otworzyły się i zamknęły ponownie, kapłanka podeszła do Shaya. Rozwiązała wszystkie krępującego go więzy, niemniej jednak jego ciało nadal pozostało bezruchu.
Kobieta chwyciła w dłoń naczynie z substancją, które zostało ulokowane nieopdal pochodni na małej, drewnianej półce.
— Wypij. — Przybliżała szklany puchar do jego ust. — To napar z ziół — dodała. — Dzięki niemu odzyskasz kontrolę nad zastygłymi mięśniami. — Częściową. Nadal będziesz moją marionetką.


Neely: Czuje tępy ból w skroni przez słońce. Ma na sobie komplet swoich przepoconych ubrań, ale został pozbawiony ekwipunku. Na skórze ma czerwone plamy od słońca - nie są szkodliwie, nie bolą.
Odczuwa 26°C.

Shay: Doskwiera mu paraliż mięśni przez truciznę. Ma rozcięta skórę na szyi i przypaloną skórę. Jest nagi, pozbawiony swoich rzeczy. Nacięta skóra nad łukiem brwiowym.
Odczuwa 24 °C.

Czekam na odpisy do 11 kwietnia.
Macie wolną rękę. Kolejność też jest dowolna.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 5 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach