Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Ten wieczór mógł być przepełniony bardzo przyjemnymi przeżyciami, ale wyszło jak zawsze. Noc jeszcze młoda, a bar gdzieś w środku M-3 był wypełniony po brzegi. Sama świadomość, że będzie tutaj tyle osób zniechęciłaby Łowcę od przesiadywania tutaj, ale jak zawsze musiał się uprzeć na swoim. Miał ochotę na wyjście do ludzi i do obserwowania swojego wroga. Tak naprawdę sprowadził go tutaj tylko jeden cel. Świadomość, że może spotkać tutaj swojego informatora. Często umawiali się właśnie w tym miejscu, ale pech chciał, że dzisiaj raczej nie było dane im się spotkać. Jedno z nich prawdopodobnie domyśliło się, że to nie jest dobry dzień na spotkanie. Nieszczęśliwe zrządzenie losu chciało by nie był to Ciro. Nie był do końca przekonany swoich działań, ale teraz nie mógł się nawet ulotnić. Początkowo spędzał tutaj popołudnie oczekując na swojego kompana, ale teraz po prostu siedział i popijał bardzo kulturalnie whisky z lodem. Atmosfera w środku była gęsta jak jasna cholera. Jeszcze godzinę temu było tutaj naprawdę głośno i każdy z obecnych bawił się w najlepsze to teraz trwała tutaj grobowa cisza. Nikt się nie odzywał i każdy skupiał się tylko na swoim trunku. Od momentu kiedy wojskowi zaczęli na umór chlać wszystko się zmieniło. Każdy stracił chęci i tylko obserwowali by nic im nie odpierdoliło. Nigdy nie wiesz co pijanemu człowiekowi strzeli do głowy. Weźmy takich wojskowych. Oni napieprzeni w cholerę mogą spowodować jeszcze większe szkody niż taki pijany janusz z jakiejś meliny. Mieli przy sobie broń i co jakiś czas darli się w niebo głosy. Przejebana sytuacja, a Ciro był w samym środku samego wydarzenia. Wybrał zdecydowanie najgorsze miejsce z możliwych. Siedział przy samym barze patrząc się tylko przed siebie. Nie zamierzał nikogo prowokować. Tym razem nie jest na żadnej misji sabotażowej, wiec nie zamierza ingerować w cokolwiek. To miejsce było jego głównym miejscem spotkań z informatorami, a poza tym cholera lubił ten bar. Podawali tutaj jego ulubiony trunek w najlepszy możliwy sposób. Kolejni ludzie wychodzili z przybytku i niestety zdawał sobie sprawę, że niedługo przyciągnie ich uwagę. Samotny strzelec siedzący przy barze byłby dla nich idealnym celem śmiechów i drwin. A oni nawet nie wiedzieli jak bardzo chętnie by się nimi zajął. Czekał tylko na pretekst by mógł ruszyć na nich miotając swoim ostrzem na każdą stronę zostawiając ślady krwi na każdej ścianie i na każdym meblu. Piękna i kusząca wizja, ale jak na razie wolał powstrzymać swoje żądze. Wyglądał całkowicie normalnie gdyby nie fakt, że na jego twarzy było widać parę blizn. W dodatku żaden normalny obywatel nie nosił ze sobą dwóch mieczy przypiętych do spodni. Poza tym nic nie powinno przykuwać ich uwagi, ale czy pijani wojskowi będą w stanie połączyć takie fakty? Pewnie nie. Najprawdopodobniej zgwałciliby własną matkę przez przypadek bo akurat się napatoczyła. Tak właśnie bardzo nimi gardził. Przymknął na chwilę oczy i szukał innego wspomnienia, które pozwoli mu zachować zimną krew. Najgorsze było to, że właśnie kurwa nic nie wpadło mu do głowy. Żadna szczególna myśl, która powstrzymałaby jego żądzę mordu.
- Ścierwa. - Szepnął chociaż był prawie pewien, że o tym tylko pomyślał. Czy tych ludzi naprawdę nikt nie pilnuje? Chleją, a potem dają się zabić bez żadnego odwetu, ale potem będzie tylko słychać, że rebelia jest zła. No oczywiście, że jest. Mordują się nawzajem. A tfu. Gdyby nie był w lokalu pewnie plunąłby na ziemię, ale za bardzo szanował barmana. Nigdy nie miał nic do niego, a nie mógł wyjść z kolejnego względu... kto wie co by się tutaj stało po wyjściu ostatniego klienta. Musiał w razie czego zatrzymać niekontrolowany atak agresji w stronę swojego towarzysza schowanego za barem. W końcu będzie musiał im odmówić alkoholu, a kiedy ten moment nadejdzie będzie to kulminacja wkurwienia obu stron. To był właśnie powód dla którego tak bardzo delektował się swoim whisky. Nie spieszyło mu się nigdzie, a pewność, że nie zamkną mu baru pozwoli mu spać spokojnie. Miał szczerą nadzieję, że oni znikną w cholerę, ale nadzieja jest matką głupich. Nie powinien oczekiwać niczego specjalnego.
                                         
Ciro
Szpiegmistrz
Ciro
Szpiegmistrz
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ciro "Zirro" Eltyar


Powrót do góry Go down

Każdy wieczór wojskowego mógł być przepełniony przyjemnymi doświadczeniami – opustoszałe o tej porze parki wręcz prosiły się o odwiedziny w ramach joggingu, w biblioteczce w jego mieszkaniu stało wiele nieprzeczytanych pozycji na regałach, dla których wciąż nie mógł znaleźć czasu, poza tym lubił oddawać się ponadprogramowym ćwiczeniom fizycznym, by na sam koniec uwieńczyć to posmakiem ulubionej nikotyny w ustach. Więc dlaczego zamiast opuścić siedzibę o godzinie zakończenia swej służby, nie ruszał się sprzed biurka, wertując dokumentację spisaną przez współpracownika? Bo był pracoholikiem i drażniły go problemy wynikłe z niedbałości innych. Coś nie zgadzało się w protokole, a odpowiedzialna za to osoba zdążyła wyjść, nim ktokolwiek wyłapał tę nieprawidłowość. Warnera nigdy nie krępował pośpiech, nie czuł potrzeby powrotu do mieszkania, skoro jedyne, co by w nim zrobił, to szybką kolację przed pójściem spać. Tak rzadko i na tak krótko wracał do siebie, że właściwie tylko tam nocował, był swoim własnym gościem. Teraz zaś sam zaoferował się w przejęciu zadania i naniesieniu poprawki, ironicznie, skoro nie przepadał za papierkową robotą, ale wiedział, że jutro konsekwencje w postaci opóźnień odbiorą mu przyjemność ze sprawnej pracy w terenie.  
Po wszystkim posortował plik kartek i wsunął je do odpowiedniej szuflady z myślą, że znów nie uda mu się położyć o zdrowej godzinie, kiedy jednak przeniósł spojrzenie na elektroniczny zegar uświadomił sobie, jak szybko uporał się z tym małym problemem. Nie wybiła nawet północ, a on wciąż miał trochę czasu do wykorzystania. Nie czuł się znużony, nie po długim praktykowaniu krótkiego snu i po hektolitrach kawy, jakimi raczył się podczas całego dnia. Postanowił więc w cywilu udać się do centrum miasta, a tam wpaść do baru na jeden trunek. Nigdy nie ciągnęło go do miejsc zatłoczonych, wypełnionych bandą pijusów, ale od kiedy zaczął dodatkowo pracować dla Ishidy, równocześnie zostając przymuszanym do tego rodzaju spędzania wolnego czasu, oswoił się z tym środowiskiem. Zresztą nigdy szczególnie nie stronił od alkoholu, po prostu wolał delektować się nim na osobności, niż w towarzystwie idiotów zachęcających do totalnego spicia się i zrobienia z siebie najgorszej wersji człowieka.
O dziwo, po przekroczeniu wejścia, wcale nie uderzył w niego hałas głośnych rozmów, śmiechów czy dobrze bawiących się osób. W lokalu zalęgła się napięta cisza, a jej źródło znalazł, gdy tylko skierował wzrok znad lenonek na pewną grupkę przy licznych, opróżnionych już kuflach. Mimowolnie ogarnęła go dezaprobata, bo zaczerwienione i niewyraźne od alkoholu facjaty widział już przelotnie na korytarzach S.SPEC. Kolejni wojskowi. Stanowisko, jakie piastowali, powinno nieść ze sobą poczucie dumy i respekt, tym czasem oni plamili „dobre” imię władzy, wykazując się totalnym brakiem samokontroli.
Nic dziwnego, że natychmiastowo stracił nimi zainteresowanie i potraktował jak powietrze, podchodząc do baru.
Zajął miejsce na wysokim krześle i rozpiął poły ciężkiego, czarnego płaszcza, pod którym znajdowała się kamizelka i jasna koszula. Wyraz twarzy eliminatora nie wskazywał na odczuwanie żadnych konkretnych emocji, pozostawał neutralny, niemal obojętny na otoczenie i tylko wzrok skoncentrował się na widniejących za barmanem alkoholach w gablocie.
Szkocka. – Rzucił do mężczyzny, po czym wsunął dłoń do kieszeni ubrania i wydobył z niej paczkę papierosów. Miał ochotę zapalić, ale po przeliczeniu pozostałej ilości stwierdził, że jeśli powstrzyma się na następne pół godziny, to może uda się ostatniego zapalić tuż przed zaśnięciem. Chociaż nie, powinien jednego zostawić na dobre rozpoczęcie poranka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Od dłuższego czasu chodził podirytowany, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że dzisiejszy wieczór nie będzie dla niego łaskawy. Jeżeli chociaż na moment zatraci swój zdrowy rozsądek będzie tutaj krwawo. Już od dawna nie czuł dreszczyku emocji. Taka potrzeba może okazać się jego zgubą. Podczas gdy inni się bawią on walczył ze swoim umysłem i zachowywał spokój ducha. Jego oddech był ciężki i nie radził sobie z jego kontrolą. Od czasu do czasu jego dłonie drżały, a to powoli kierunkowało go w stronę wojskowych. Nie mógł zapomnieć po co tutaj jeszcze siedzi. Najrozsądniejszym wyjściem z tej sytuacji byłoby angielskie wyjście nie wszczynając żadnej bójki. Pytanie tylko czy zachowa właśnie takie rozumowanie do momentu w którym to właśnie paczka żołnierzy zdecyduje się opuścić ten lokal. Wyniki z krótkiego wyliczenia pozwalały mu poznać odpowiedź. To się nie stanie. Prędzej czy później zajmie się nimi, ale tylko w momencie kiedy będzie miał pewność, że będą sami. Nie liczył tutaj barmana, bo ten człowiek był po stronie rebelii. Właśnie dlatego wiele osób z Łowców wybierało właśnie ten lokal. Dyskrecja i nienawiść do władzy była tutaj wszechobecna. W dodatku był tutaj bardzo dobry alkohol, który najczęściej dostawali za darmo. Młody Łowca musiał co prawda na to sobie zapracować, ale w końcu to było owocem jego pracy. Nie mógł teraz tego wszystkiego zaprzepaścić. Mógł przeczekać do momentu w którym to oni wszystko zaczną. Właśnie wtedy będzie mógł się bronić tym, że użył tylko samoobrony. Zabicie przeciwnika może i brzmi brutalnie, ale przecież nie będzie miał innego wyboru prawda? Zawsze mogliby mu grozić bronią, a wtedy użycie własnej wchodziło w grę. Po raz kolejny głośne krzyki i marudzenie dawało się we znaki, a jego mięśnie naprężały się mimowolnie. Atmosfera była naprawdę cholernie nieprzyjemna. Barman ledwo ją znosił nerwowo zerkając po kolei na łowcę i żołnierzy. Chwilowo atmosferę rozluźniło przybycie kolejnej osoby. Szkarłatne oko skierowało się w stronę wejścia i przeanalizowało przybysza. Nie widział w nim nic ciekawego na ten moment, ale nie zamierzał wyprzedzać faktów. To jak zareagował na grupkę siedzącą za nimi go trochę pocieszyło. Nie był żadnym fanatykiem, a takich ludzi traktował jak śmieci. Na twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Napił się szkockiej z lodem i poczuł jak płyn pali jego przełyk. Kurewsko dobre. Prawie uzależniające. Problem był taki, że Warner usiadł po jego lewej stronie, więc Ciro nawet go nie widział. Strata oka jednak boli, ale dzięki temu potrafił skupić się na otoczeniu w inny sposób. Nasłuchiwał wszystkich zmian, a gdyby cokolwiek pojawiło się w jego zasięgu widzenia od razu potrafiły zareagować. Na ten moment czuł się bezpiecznie. Nie traktował tutaj nikogo jako potencjalne zagrożenie.
Po alkoholu zawsze w końcu przychodzi moment na pierwszego papierosa. Dzisiaj wstrzymywał się jak mógł, ale od razu było po nim widać, że jest nerwowy. Powstrzymywanie wewnętrznych potrzeb potrafi wyprowadzić z równowagi. Nałóg robi swoje. Słysząc kolejne zamówienie delikatnie odwrócił głowę by mieć po raz kolejny pełny obraz na eliminatora. Zamówili to samo? Głupi zbieg okoliczności. Doskonale widział, że Warner sprawdza ilość papierosów. Podrapał się po prawym policzku i zaczął analizować sytuację. Normalnie pewnie by się tym nie przejął, ale dzisiaj powinien się relaksować. Może mała uprzejmość trochę mu pomoże? Ale chwila, przecież nie był tego typu człowiekiem.
- Popielniczkę poproszę. - Spokojny ton rozległ się po barze. Co prawda prawie został zagłuszony przez małą zgraję pijaków, ale nie przejął się tym teraz. Wyluzuje się podczas palenia papierosa. Wyciągnął paczkę, a następnie papierosa. Wsadził go do ust i pospiesznie odpalił. Dym wypełnił jego płuca i od razu poczuł ulgę. Tego było mu właśnie trzeba. Paczkę położył na blacie i popchnął ją w stronę nowego kompana. Chyba miękł na starość.
- Częstuj się. - Krótka życzliwość, ale jak bardzo potrafiła wykształcić nowe znajomości. Szpiegmistrz skupiał się teraz tylko na paleniu papierosa. To był jego krótki moment w którym mógł odciąć się od rzeczywistości. Nawet na jego twarzy zawitał po raz kolejny uśmiech. Ostatnio zdecydowanie szczerzył ryj zbyt często. Zastanawiał się czy było w ogóle warto. Może powinien bardziej skupić się na byciu w dalszym ciągu sobą? Oszukiwanie ludzi doskonale mu szło, ale dopiero kiedy wiedział z kim ma do czynienia. Musiał uważać, aby nie wpaść. Gdyby do tego doszło musiałby się stąd ulotnić bardzo szybko.
Nawet taki krótki moment może zostać zakłócony przez parę idiotów, którzy nie znają umiaru w piciu. Zaczynali rozmawiać coraz głośniej, a alkohol wchłaniali szybciej niż gąbka wodę. Jak tak dalej pójdzie to jeszcze tutaj zasną. To byłby chyba najgorszy scenariusz. Zniszczeni wewnętrznie żołnierze zarzygują cały bar. Świetny tytuł na artykuł. Obrońcy miasta też mi coś. Cmoknął ustami z niezadowolenia i od razu zaciągnął się papierosem. Niech to wszystko się już kończy bo naprawdę nie wytrzyma. Niech ich matka boska broni jak wstanie to ktoś dostanie po ryju.
                                         
Ciro
Szpiegmistrz
Ciro
Szpiegmistrz
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ciro "Zirro" Eltyar


Powrót do góry Go down

Przywołując w głowie wszystkie sytuacje, które zazwyczaj pchały swoje ofiary na granicę cierpliwości, Warner był jak rozległe, spokojne morze – obojętny wobec prowokacji, ostatni z zachowaną zimną krwią w sytuacji zagrożenia. Nie od zawsze chwalił się tak wysoką samokontrolą, właściwie miał swoje wahania na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat. O ile w okresie szkolnym potrafił jakoś powstrzymywać się przed odpowiedziami na zaczepki, tak niedługo po dołączeniu do S.SPEC przypominał głodnego mięsa psa zdolnego rzucić się na każdą zwierzynę. Początek w organizacji przebiegł burzliwie, wystawiano go próbie na każdej możliwej płaszczyźnie, a on raz wychodził z nich zwycięsko, by innym razem dostać batem konsekwencji po plecach. Miotały nim wówczas sprzeczne uczucia, wciąż szukał swojego miejsca w świecie, który definitywnie próbował go zabić, ale coś poszło nie tak, ktoś postarał się o przedłużenie mu życia i skazał na odebranie części człowieczeństwa. Przez długi czas nie potrafił zaakceptować nowego stanu rzeczy. Odreagowywał na misjach, na androidach treningowych, na współtowarzyszach… Kido trzymał go na krótkiej smyczy, jednak kiedy i on kopnął w kalendarz, było to jak wbicie ostatniego gwoździa do trumny. Popadł w nałogi – jeden, z pozoru niewinny, w postaci wdychanej nikotyny częściej niż osiem razy na dzień, drugi zaś, bardziej ryzykowny, pakowanie się w sytuacje skrajnie niebezpieczne. Uzależnił się od aktywności, podwyższonego ciśnienia, musiał wyraźnie słyszeć bicie swojego serca.
Niemniej teraz potrafił do pewnego stopnia nad tym panować. Ograniczył się do papierosów, a wzbieraną złość i irytację przelewał dopiero poza murami M-3, nie żałując napotkanym wrogom.  
Wsunął połowicznie puste opakowanie z powrotem do głębokiej kieszeni wierzchniego odzienia – zabawne, że znalazł w życiu coś, czemu mógł oddać się tak machinalnie jak wymianie gazowej, która odbywała się przecież bez większej świadomości jako naturalny, niezbędny proces.
Nie spodziewał się słów skierowanych do siebie od strony innej niż za lady, gdzie barman przygotowywał jego alkohol. Powędrował spojrzeniem w bok i ulokował go znad ciemnych szkieł na profilu nieznajomego. Dotknęło go popularne „deja vu”, ale nijak nie mógł skojarzyć jego osoby z kimś konkretnym. Może minęli się kiedyś w innym barze, może podobizna trafiła do gazetek, a może miał po prostu w rysach twarzy coś, co łatwo odszukać u innego, przeciętnego mieszkańca?
Blizny by temu przeczyły. Blizny widywał głównie u wojowników pokroju reszty wojskowych, Łowców, Desperatów… mieszkańcy nie byli narażeni na tego rodzaju cierpienia. A przynajmniej z założenia nie powinni.
Dzięki. – Nie omieszkał się nie skorzystać z propozycji, dlatego papieros już zaraz znalazł się w jego ustach, odpalony od zapalniczki, uciszając frustrację wynikającą z działań wstawionej grupki przy stoliku za plecami. Zlustrował kątem oka posturę mężczyzny, a wzrok zatrzymał na dłużej widok przypiętych do pasa mieczy. – Atrapy czy prawdziwe? – zapytał od niechcenia, zdając sobie sprawę, że niektórzy cywile lubili bawić się w „cosplaye”, w tym przypadku odnosił jednak nieodparte wrażenie, że za materiałem pokrowca kryje się chłodna, twarda stal. Taka sytuacja powinna go zaniepokoić, bez pozwolenia na broń miałby spore problemy, ale… hej, przecież zakończył pracę na dziś. Ponadto aprobował styl walki białą bronią, sam nosił często przy sobie szablę – aktualnie cieszył się mniejszą, poręczniejszą wersją, czyli schowanymi pod ubraniami sztyletami.
Stukot naczynia zwrócił uwagę na postawioną przed nim szkocką. Wypuścił szarawy obłok z ust i wolną ręką chwycił za szklankę, by zamoczyć wargi w jednym, lecz konkretnym, łyku. Sielankowy spokój musiało niestety coś przerwać.
Jeden z zataczających się mężczyzn zjawił się tuż obok, po lewej stronie, traktując ladę jako podpórkę przed definitywną randką z podłogą.
Jessszcze jeden...!
Nieprzyjemny odór alkoholu wykrzywił twarz Warnera w drobnej dezaprobacie. Odstawił szkocką i uniósł otwartą rękę w kierunku drugiego wojskowego.
Temu panu już wystarczy.
S-słucham? Masssz coś do... do mojego picia...? – Brodaty odwrócił się ku niemu w pewnym oburzeniu; jego twarz przypominała kolorem buraka.
Eliminator stłumił westchnięcie w zarodku i zacisnął znów zęby na filtrze papierosa, nie spoglądając nawet w stronę potencjalnego problemu, niewzruszony na poświęconą mu, niechcianą, uwagę.
Wracaj grzecznie do stolika, zanim nie wylądujesz przed lokalem. – Chociaż groźba zabrzmiała spokojnie, coś w postawie sugerowało, że nie były to tylko słowa rzucone na wiatr.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jeden moment wystarczył by między nimi została zawarta bardzo cienka nić, które umożliwi im bardzo miłe spędzenie wieczoru. Każdy moment mógł deklarować się by więź umocnić lub zerwać. Wystarczyła tylko chwila by to wszystko walnęło na pysk. Jeżeli okazałby się wojskowym i w dodatku takim, który na siłę szuka zwady z Łowcami to byłby spory problem. Z reguły to właśnie szpiegmistrz szuka zaczepki, ale dzisiaj wolałby zostać neutralny. Wszystkie aktualne wydarzenia kierowały go w stronę jego normalnego działania, ale nie mógł być tego pewny. To nie był jeszcze koniec wieczoru ani chlania tamtej zgrai. To był tak naprawdę tylko początek. Problem zacznie się kiedy barman odmówi im alkoholu. Zacznie się agresja, a wtedy mała wymiana ciosów będzie praktycznie nieunikniona. To będzie problem dla wszystkich tutaj obecnych. Niestety w głowie Ciro nie pojawiała się żadna inna opcja. Sytuacja w której oni wychodzą bez wszczynania żadnych burd jest tak znikoma, że praktycznie nie brał jej pod uwagę. Co jakiś czas na nich zerkał i nawet po ich ryjach wiedział, że będą szukać zaczepki. Wyglądali jak typowe mięśniaki, którzy szukają słabych obywateli by się nad nimi znęcać. Oznaka słabości. Pewnie nie radzili sobie dobrze w wojsku więc chleją na umór by nie radzić sobie jeszcze bardziej i wyżywać się na niczego sobie winnych obywatelach. Zacisnął papierosa między palcami trochę mocniej. Stracił cierpliwość na moment, ale szybko wrócił do normalności biorąc potężny wdech papierosem. Musiał zachować to wszystko na inną porę. Dzisiaj niech sielanka trwa.
Spodziewał się krótkich podziękowań. Nie było o czym mówić. Zawsze ma przy sobie dużą ilość papierosów tak by mu nigdy nie zabrakło. Nigdy nie był pewien kiedy atak fantomowego oka znowu uderzy, a to zaspokajało jego potrzeby. Potrafił dzięki nikotynie się wyciszyć i zahamować ból, który przychodził znikąd. Palił już od dłuższego czasu, ale nigdy nie tak wiele jak po stracie oka. Bez tego nie poradziłby sobie, a tak przynajmniej ma jakieś zajęcie w nudne chwile. Nawet taka pierdoła potrafiła zbudować pozytywne relacje, więc jeden papieros to niewielka cena za poznawanie nowych ludzi, którzy mogą kiedyś okazać się przydatni. Nigdy nie wiesz na kogo trafisz. Czasami nawet zwykły obywatel może być użyteczny gdy nasłuchuje plotek. Mógł nazwać to małą inwestycją w przyszłość. Uśmiechnął się lekko i machnął lewą ręką delikatnie go zbywając. W ten sposób pokazał mu, że nie ma za co dziękować. Kolejne słowa zaś nieco go zaniepokoiły. Powinien skłamać, ale miał wrażenie, że to mu się nie opłaci. Instynkt przede wszystkim. Zaufa mu i tym razem.
- Prawdziwe. To rodzinna pamiątka. Ma mi przypominać o moich bliskich. - Powiedział to bardzo spokojnie będąc pewnym swoich słów. To była półprawda. Miecze zdobył dopiero w późniejszym etapie swojego życia. Nie skłamał, ale też nie powiedział prawdy. To będzie dobry motyw by zostawił ten temat w spokoju. Niewiele osób chciałoby go drążyć by nie naruszyć zbytnio osobistej strefy nowo poznanej osoby. To była prosta dedukcja, która powinna sprawdzić się również i w tym przypadku. Jego umiejętności analizy sytuacji rzadko go zawodziły i liczył, że i teraz to się nie zmieni. Zaciągnął się znowu papierosem i wypuścił pospiesznie dym. Zadowolił się następnym łykiem złotego alkoholu czując jak pali jego jamę ustną. "Cholernie dobre." - dodał w myślach i zerknął w stronę osoby, która bardzo chwiejnym krokiem zmierzała w stronę baru. To będzie moment kulminacyjny. Jeżeli teraz nic się nie wydarzy to będzie spokojnie. Chciał w to wierzyć, ale jego nowy kompan musiał zareagować. To będzie bardzo problematyczne. Ugryzł to wszystko od złej strony. Westchnął ciężko słysząc jak brodaty pijak zaczyna się rzucać. Strzepał popiół do popielniczki, którą przed momentem barman podstawił na blacie. Przez chwilę trwał w bezruchu, ale zgasił papierosa i się podniósł. Powolnym krokiem podszedł do brodacza, który był od niego prawie o głowę wyższy. Było po nim widać, że był pewny swoich umiejętności.
- Będę wdzięczny jeżeli sobie odpuścisz. - Uśmiech, który pojawił się na jego twarzy był taki niewinny, że wręcz nienaturalny dla osób, które go znały. Barman wiedział w którą stronę to zmierza. Nie był w ogóle zadowolony, ale nie miał żadnego innego wyboru.
- W-wal siem cioto... - Plątał mu się nawet język, ale dalej zgrywał koksa. Typowa osoba pod wpływem alkoholu. Normalnie pewnie też by zachował się podobnie, ale wyczułby nadchodzące niebezpieczeństwo. Teraz wystawiał mu się z każdej strony, aż biedny Ciro nie mógł się zdecydować. Mógłby go zabić w tym momencie i wszystko by się skończyło, ale ... zbyt duża widownia.
- Staram się być miły. Barman jest moim znajomym i nie chce byś sprawiał mu problemy. - Dodał jeszcze te słowa, ale widocznie nie dotarło. - Siadaj na dupę brudna świnio bo Ci pomogę. - Oho. W tym momencie stracił cierpliwość i zdał sobie sprawę trochę za późno. Widział nadchodzący cios prosto w jego twarz. Szkarłatne oko śledziło trasę tego niechlujnego ataku. To już chyba dziecko potrafiłoby zrobić to poprawniej. Zrobił krok w tył i pech chciał, że szkocka Warnera cała się rozlała przez cios upitego wojskowego. Ta zniewaga krwi wymaga, więc bardzo szybko zrobił krok do przodu i wymierzył prosty cios prosto w jego nos. Za cholerę nie umiał się lać wręcz, ale to wystarczyło by wylądował na podłodze. Pijani ludzie zawsze szybko dochodzą do siebie o ile są w stanie wstać. Największym problemem było to, że właśnie podnieśli się jego kompani.
- Czo Ty mu złobiłeś ty chu.. - Czkawka. - ..ju. - Przejebana sytuacja.
                                         
Ciro
Szpiegmistrz
Ciro
Szpiegmistrz
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ciro "Zirro" Eltyar


Powrót do góry Go down

Niewiedza w tych czasach okazywała się nader zbawienna – o czyjejś relacji mogła decydować tylko świadomość niewygodnego faktu. O ile pół roku wcześniej Warner nie zastanawiałby się dwa razy nad obezwładnieniem i aresztowaniem rebelianta, tak teraz potrzebowałby krótkiej chwili namysłu. W swoim prywatnym śledztwie dotarł do punktu, który rzucał nowe światło na organizację Łowców, co wcale nie znaczyło, że diametralnie zmienił nastawienie. Zaczął brać pod uwagę więcej czynników, a dystans wobec S.SPEC mimowolnie się zwiększył. Łatwo byłoby zwalić winę na jedną osobę, podpiąć to pod wysokiego lotu manipulację, ale podświadomie dobrze wiedział, że nakładało się na to więcej rzeczy niż kilka spotkań z samym „wrogiem”.
Okularnik nie przepadał za zawieraniem jakichkolwiek znajomości. Widział je co najwyżej w postaci przelotnych, niezobowiązujących pogawędek, przykładowo takich jak ta. Wymieni kilka zdań, może zainteresuje się czymś na krótko, niemniej ostatecznie i tak każde rozejdzie się w swoją stronę, prawdopodobnie nigdy więcej nie przecinając sobie nawzajem dróg. Poza tym kiepsko szło mu angażowanie się w sprawy na płaszczyźnie towarzyskiej – był bardzo formalny, obowiązkowy i zwięzły w słowach, nie nadawał się do plotek, komentowania pogody ani zmuszania się do udawania zadowolenia z tandetnych rozrywek takich jak karaoke czy zalewanie się w trzy dupy. Uroki przynależności do wojska polegały na tym, że rodziny ze sporym prawdopodobieństwem traciły ważnego członka poległego na polu bitwy. Świadomość kroczącej po piętach śmierci trzymała się go każdego dnia, wiedział, że dożycie starości w takich okolicznościach to zjawisko osobliwe.
Ograniczanie takiej broni do pamiątki to wręcz grzech. – Stwierdził po głębokim zaciągnięciu się papierosem. Kiedy widywał za szkłem gablot wystawione bronie białe odczuwał zawód. Zdawał sobie bowiem sprawę, że straciły one swój pierwotny cel, stały się tylko ładnym obrazkiem cieszącym oczy. Nikt nie korzystał z ich możliwości we właściwy sposób, nigdy więcej nie stały się czyjąś obroną ani siłą. Na swój sposób to było smutne. Chciał też odrobinę go podpuścić, by zaprzeczył bądź przyznał się do stosowania mieczy w walce. Oby wyłącznie w samoobronie.
Zastąpił nikotynę alkoholem i zamoczył ponownie usta w chłodnym trunku. Gdyby dodać do tego skok adrenaliny, uznałby to za mieszankę idealną. Póki co było spokojnie, ale już za chwilę miało się to zmienić.
Nie zaskoczyła go reakcja mężczyzny, choć w duchu liczył na to, że trafi mu się ten wyjątkowy przypadek osobnika pijanego, ale potulnego. Z dwojga złego wolał wywalić delikwenta za drzwi baru i spokojnie wrócić do rozmyślań, niż przez cały wieczór znosić to nieodpowiedzialne zachowanie. W planach przeszkodził mu jednak ruch od strony nieznajomego – widział kątem oka, jak wstaje i mierzy się z brodatym. Darował sobie komentarze odnośnie bezskuteczności moralnych gadek, ale postanowił jeszcze moment poczekać.
Kolejne westchnięcie cisnęło mu się na usta, kiedy do uszu doszła jakże elokwentna wypowiedź pijanego. Właściwie nie powinien za wiele od niego oczekiwać, a z całą pewnością nie jakiejś godności czy rozumu.
Przysłuchiwał się całej rozmowie ze spokojem, popijając szkocką, do momentu, gdy ktoś nie szturchnął go na tyle, że naczynie wyślizgnęło się z dłoni i ze stukotem wylądowało na ladzie. Widział, jak złota ciecz tworzy małą kałużę. Przynajmniej papieros nadal znajdował się w stabilnej pozycji między palcami.
Tylko spokojnie.
Wypuścił cicho powietrze nosem, wyprostował się i spojrzał znad ramienia na preludium do bójki. Cholera, chyba przyciągał kłopoty albo to „bóg” go sprawdzał za każdym razem.
Mężczyzna wylądował na podłodze z głuchym jękiem, przypominając nieporadnego żółwia położonego na skorupie. W dodatku wraz z takim obrotem wydarzeń jego znajomi również postanowili dołączyć do zabawy i już po kilku sekundach stali chwiejnie na nogach, ze złością w oczach, gotowi do rzucenia się w jego obronie. Cóż, fachowej pomocy udzielić mu nie mogli, ale podobno liczyły się chęci.
Twoja szkocka jest cała, bierz i wychodź, chociaż Ty w spokoju ją dokończysz – mruknął, wstając od baru i deklarując tym samym osobiste rozprawienie się z zaistniałym problemem. Nie przeszkadzała mu liczebność grupki ani kolejna warstwa zmęczenia na ramionach przez spełnianie obowiązku. Wyjątkowo nie widziała mu się bijatyka z własnymi kolegami po fachu, ale jeśli podepnie to pod samoobronę, przełożony nie powinien się czepiać. Już ostatnio wysunął niezłą reprymendę wobec zbyt drastycznych działań Warnera na przestrzeni publicznej.
Wsunął papieros z powrotem między wargi. Nie podchodził pierwszy, czekał na ich ruch, czy faktycznie będą zamierzali doszczętnie zaburzyć atmosferę tego lokalu. Tylko jaka inna odpowiedź mogłaby paść ze strony wstawionych i niesionych złudną energią mężczyzn?
Pieldolcie sie! – Łysy czubek stojący pięć metrów dalej postanowił rzucić w nich pustą butelką po piwie, sęk w tym, że przez alkohol jego celność wołała o pomstę do nieba i naczynie rozbiło się o wolne krzesło między ich dwójką.
Nie potrzebował nic więcej. W trzech długich krokach znalazł się tuż przy nim – gorszego sortu wojskowy uniósł instynktownie ręce, równocześnie odsłaniając miejsce, w które eliminator celował. Pięść bez litości uderzyła o brzuch, odbierając na moment oddech zgiętemu pijanemu. Reszta ferajny nie czekała, aż następny kolega wyląduje na ziemi, dlatego ruszyli od razu na Moriyamę. Jeden spróbował zamachnąć się łokciem w jego głowę, zaś inny zacisnął dłoń i wymierzył ją od dołu w szczękę. W obu przypadkach refleks zawiódł, a Warner uchylił się od ciosów, chwytając za wyprostowane przedramię, by dosłownie rzucić przeciwnika na tego drugiego. Wpadli na siebie, usilnie starając się złapać równowagę, lecz finalnie obili się o stolik i przewrócili krzesło.
Nie myślał nawet o tym, co robi, działał odruchowo, odpierając ataki i dbając o to, by nie wyjść za granicę konieczności.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Problem w ich spotkaniu polegał w głównej mierze na tym, że o ile Warner zastanowiłby się czy obezwładnić rebelianta to niestety, ale Ciro nie zawahałby się od razu skrócić go o głowę. Na początku byłby może zmieszany, ale szybko zamieniłoby się to w krwawą jatkę. Wojska nie znosił całym swoim sercem. Może kiedyś by miał wątpliwości jeżeli osoba potrafiłaby być w porządku. Teraz niestety, ale po stracie córki szybko by zaczął działać. Nie był do końca pewien co by musiało się stać by myślał inaczej. Jak na razie zemsta była prawie na pierwszym miejscu. Musiał najpierw zająć się organizacją, ale cały swój wolny czas poświęcał na zbieraniu informacji. Jeżeli Warner chociaż w drobnym stopniu okazałby się być winny to pewnie przeciągnąłby jego martwe ciało po całym barze zostawiając wszędzie krwawe smugi. To była właśnie różnica między nimi. Młody łowca był bezwzględny jeżeli miał do czynienia z wrogiem. Nigdy nie miej litości dla przeciwnika bo kiedyś będzie w stanie pozbawić Cię życia. Tym się właśnie kierował. Doskonale wiedział jak Rogan pomógł mu w jego rozwoju. Utrata oka to było nic, ale prędkość w jakiej się rozwijał przepełniony zemstą był po prostu zaskakująca.
Następna rzecz dzięki której byli do siebie podobni. Najpierw alkohol, a teraz zawieranie znajomości. Szpiegmistrz był aspołeczny, ale tylko dlatego, że nie widział często korzyści płynącej z zawierania nowych znajomości. Uwielbiał swoje towarzystwo i swoich zwierząt. Gdyby mógł spędziłby resztę swojego życia na ćwiartowaniu swoich wrogów i to by wystarczyło by był spełniony. Nie potrzebował wcale tak wiele. Wystarczył odpowiednio silny przeciwnik, a pogaduszki zostawi innym. Niech inne jednostki skupią się na zawieraniu znajomości. Co prawda teraz po prostu to było przelotne spotkanie i nawet nie spodziewał się, że kiedykolwiek się jeszcze spotkają. Ale w pewnym momencie Warner coraz bardziej wzbudzał ciekawość Ciro. Zadawał bardzo niekorzystne pytania, które wzmagały jego czujność. Co prawda każdy normalny człowiek by się o to w końcu zapytał, ale był bardzo bezpośredni i szybki. Nie do końca wiedział co ma z tym fantem zrobić. Musiał popłynąć razem z tematem i palić jana.
- Masz rację. Dlatego trenuję walkę nimi, ale nie używam. Może kiedyś mi się to przyda. - Odparł bardzo spokojnie. To była kolejna półprawda. Nie musiał mówić wszystkiego szczerze prawda? Jeżeli powiedziałby zbyt dużo na pewno w końcu jakimś cudem zjawiłoby się tutaj wojsko. Chciał tego uniknąć by móc w spokoju się wyluzować. Skoro i tak jego informator się nie pokazał to może przynajmniej wieczór będzie spokojny. Nie chodzi nawet, że bez mordobicia, ale po prostu bez uciekania przed władzą. Nawet on jeden z najbardziej upartych rebeliantów zasługuje na odpoczynek i spokój.
I się stało. Walka rozpoczęta i zakończona całkiem szybko, ale teraz mieli na głowie trzech najebanych wojskowych. Jeszcze w dodatku rozlała się szkocka jego nowego znajomego. Słowa które dotarły do jego uszu sprawiły, że na moment się uspokoił. Butelka rozbiła się między nimi co było dosyć zaskakujące. Daleko dorzucił mimo jego stanu. Przyglądał się jego poczynaniom i zabrał się za swoją szkocką. Wypił na raz pozostałość i odetchnął z ulgą. Dodał do tego jeszcze szybkiego bucha papierosa i zgasił go w popielniczce. Teraz mógł się zabrać za pomaganie swojemu kompanowi. Co jak co, ale on walki nie odmówi. Oczywiście tylko w sytuacjach kryzysowych jak ta. Widział jak bardzo sprawny jest Warner i to właśnie go zmartwiło. Czy normalny obywatel potrafiły się tak naprawdę bić kiedy żyjemy w czasach kiedy wojsko zajmuje się wszystkimi problemami? Uruchomił dogłębną analizę i zastanawiał się przez chwilę. Nie chciał od razu go skreślać, ale musiał być ostrożniejszy. Może powinien go bardziej sprowokować? Musiał to wszystko jeszcze jakoś zaplanować. Wyciągnął miecz i zostawił go na blacie. Nie mógł ich zaszlachtować, ale to nie znaczyło, że nie ma prawa ich uderzyć pochwą katany. Druga zaś został na miejscu w razie konieczności jej użycia. Żwawym krokiem kroczył w ich stronę nie patrząc nawet na to, że przeciwnicy byli już poskładani. Dwoje leżało na ziemi, a trzeci już wstawał. Nie miał zamiaru dać mu możliwości by zaskoczyć Warnera zza pleców. Kiedy się podnosił od razu uderzył go pochwą miecza w podbródek tak by od razu było K.O. Najebana osoba gdy dostaje w takie miejsce nie jest w stanie utrzymać przytomności. To wszystko było wręcz zbyt proste, aż żałował, że tak szybko się to kończy.
- Odpuście sobie. Jak wytrzeźwiejecie możecie spróbować jeszcze raz. - Powiedział to bardzo spokojnie, ale chyba nie docierało do ich nawalonych łbów. Życie jest trudne. I to cholernie trudne. Czemu ich wybory są tak bardzo chujowe. Pomimo tego, że nie mieli żadnych szans to chcieli spróbować. Teraz się wahali po małym wpierdolu jaki dostali. Zaczęli myśleć w miarę logicznie. Może strach przemówił im do rozsądku. Widząc swoich towarzyszy powalonych i niezdolnych do walki mieli tylko jeden wybór. Wycofać się i ewentualnie wrócić z posiłkami, ale kto pomoże podpitym wojskowym? Dostaną jeszcze po tyłku za wszczynanie burd. Mały uśmiech zawitał na twarzy łowcy. Stracili przewagę liczebną.
- Ostrzegam ostatni raz. Wyjazd albo będzie już tylko gorzej. - Długo nie musieli czekać. Starali się wstać i dojść do siebie co nie było takie proste. Ale suma sumarum zebrali swoich i wyszli. To było długie przedsięwzięcie, ale poradzili sobie. Zuch chłopaki. Obyło się bez rozlewu krwi. Kiedy tylko wyszli głównymi drzwiami od razu westchnął. Żałował, że się go posłuchali. To było tak bardzo smutne. Nie miał okazji się rozerwać. Kiedyś na pewno będzie ten moment. Wrócił spokojnym krokiem do baru i usiadł na swoim krześle. Szybko poszło, a teraz może wrócić do swoich ulubionych czynności.
- Dwa razy szkocka. Jedna z lodem. Na mój rachunek. - Powiedział to wszystko bardzo spokojnie i zabrał się za chowanie miecza do pochwy. Przywiązał go znowu do spodni tak jak było wcześniej. Musiał zrobić miejsce na ladzie. Zabrał się za następnego papierosa. Tamtego niestety nie dopalił w spokoju to teraz musi się zadowolić kolejnym.
- Cholernie dobrze walczysz. - Stwierdził to bardzo krótko i czekał na reakcję. Wbijało się w niego zielone oko, które wyrażało tylko pustkę. Widział go tylko częściowo szkarłatnym okiem, ale nie omieszkał go dokładnie obserwować.
                                         
Ciro
Szpiegmistrz
Ciro
Szpiegmistrz
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ciro "Zirro" Eltyar


Powrót do góry Go down

Nigdy nie zależało mu na byciu seryjnym mordercą pozbawionym kodeksu moralnego. W młodzieńczych latach z respektem przyglądał się maszerującemu ulicami wojsku, podziwiając ich odwagę i niezłomność psychiczną, wtedy jednak nie potrafił właściwie pojąć sytuacji, w jakiej się znajdowali. Niektórym wyobrażeniom było daleko do rzeczywistości, mógł przypuszczać, ile trudnych wyborów rzuca im pod nogi los, ale nigdy nie doświadczył tego samego. Patrzył przez dziurkę od klucza do momentu, aż S.SPEC nie otworzył przed nim drzwi.
Wybór nie był całkowicie przemyślany. To śmierć ojca – inżyniera S.SPEC – zaważyła o dołączeniu się do organizacji, chociaż po tamtych wydarzeniach jego poglądy uległy drastycznej zmianie. Ze zrównoważenia popadł w agresję, reagował na każdą zaczepkę, a złość kipiała na wszystkie strony i koniecznie musiał coś na to zaradzić. Jak się okazało, wyszedł z niego całkiem sprawny eliminator. Nauczył się negatywne emocje przelewać na swoich wrogów, by nudne korytarze siedziby przemierzać ze zobojętnieniem na twarzy. Niektórzy widzieli w nim biernego obserwatora niepodatnego na żadne bodźce zewnętrzne, zaś Ci nieliczni, którzy towarzyszyli mu podczas wypraw za mury doskonale zdawali sobie sprawę, że pełen wachlarz emocji wojskowego ujawnia się dopiero w sytuacji prawdziwego zagrożenia. I bynajmniej to nie strach gościł w błękitnych oczach – one błyszczały od podniecenia, a usta ledwo tłumiły usatysfakcjonowany uśmiech.  
Pamiętał moment, gdy pierwszy raz pociągnął za spust i odebrał życie drugiej istocie.
Pamiętał swoje bicie serca, spojrzenie mentora, ciężar broni w dłoniach.
Pamiętał, jak o mało co nie zwrócił śniadania, upiększając krajobraz Desperacji.
…Minęło zaledwie kilka miesięcy, a zawahanie już nigdy nie pojawiło się podczas wymierzania ostatecznego ciosu.
Dawny koszmar przerodził się w obsesję, jego celem wcale nie byli rebelianci, anioły czy DOGSy, to Wymordowanym poprzysiągł wybicie co do jednej głowy. I tylko wobec nich nie czuł absolutnie żadnych pohamowań.
Czy stał się bezduszną maszyną do zabijania?
Czy teraz miało to jakiekolwiek znaczenie, skoro stracił część siebie kilka długich lat temu?
Nieznajomy postanowił zignorować jego sugestię i dołączyć do walki, co nie przeszkadzało Warnerowi w przypadku dysponowania jakimiś umiejętnościami w rękoczynach. Wolał całkowicie skupić się na źródle problemu niż na jego skutkach i obitym mężczyzną, którego później musiałby bezpiecznie eskortować do najbliższego szpitala. Poza tym sobie ufał – nie przesadzi z radykalnością – natomiast obcy mógł skorzystać z okazji do darmowej napierdalanki i nie hamować się z gniewem.
Mieli do czynienia z szarą masą wojska o obniżonej percepcji i nieszczególnie zniewalającymi kwalifikacjami pod względem fizyczności. Ot, typowi wojskowi, którzy karierę traktowali jako przyjemne uwygodnienie egzystencji i powód do domu. Nic dziwnego, że konfrontacja z ich trójką przebiegła szybko i sprawnie, okularnik nie musiał choćby wyciągać papierosa z ust. Uchylał się od każdej pięści wymierzonej w jego stronę, by oddać atak z nawiązką i pokazać, jak to powinno wyglądać. Nie wierzył oczywiście w to, że ta banda idiotów cokolwiek wyciągnie z dzisiejszej „lekcji”.
Kątem oka zauważył ruch, ale zanim zdążył właściwie zareagować, uprzedził go obcy, powalając ostatniego stojącego na nogach. I po przedstawieniu.
Całe szczęście sami ruszyli tyłki z lokalu i już po chwili nie został po nich żaden ślad. Może poza drobnym bałaganem, jaki narobili, obijając się o krzesła i stoły.
Wysunął papierosa spomiędzy warg i, jakby na pożegnanie, dmuchnął w stronę znikających za drzwiami dymem, po czym wrócił na swoje miejsce przy ladzie. Kompan ratował ten cały wieczór, bo w innych okolicznościach pewnie nie skusiłby się na kolejną szkocką, łatwo stracić ochotę przez takie incydenty. Ale czy nie tego właśnie teraz potrzebował?
Ktoś musiał dać im do zrozumienia, że nie są tu mile widziani – stwierdził z nieskrywanym w głosie nieukontentowaniem i stuknął końcówką papierosa o popielniczkę. – Od jak dawna ćwiczysz? – Rzucił wymowne spojrzenie na schowany w pochwie miecz. – Zdajesz sobie sprawę, że stałeś naprzeciw wojskowych? Szkoda byłoby stracić taką sztukę. – Nie zdołał dokładnie przyjrzeć się ostrzu, ale podczas walki mignęła mu naga stal wyciągnięta z futerału.
Oczywiście Warner również mógł się uczepić tego szczegółu, ale póki broń nie została wprawiona w ruch, postanowił wyrażać nią zainteresowanie na płaszczyźnie całkiem zrozumiałej, skoro sam nie rozstawał się z tego rodzaju samoobroną.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Czy kiedykolwiek młody Łowca zastanawiał się nad swoją przeszłością na tyle by wątpić w słuszność swoich wyborów? To bardzo dobre pytanie. Dawniej uważał, że to jedyny słuszny wybór, a dzisiaj myślał, że wszystko mógł rozegrać całkowicie inaczej. Zabicie swoich rodziców w wieku lat sześciu, a potem dołączenie do rebeliantów uznał za swój wielki sukces. Bunt młodzieńczy. Prawie młodzieńczy. Jego miejsce było w Łowcach, ale czy właśnie na takim stanowisku? Kiedyś myślałby tylko nad swoim przetrwaniem, a od jakiegoś czasu zastanawiał się jak by to wyglądało jeżeli zostałby przywódcą. Nie był osobą odpowiednią na tak odpowiedzialne stanowisko, ale kto by mu zabronił? Nie ma wielu jednostek, które mogą mu się sprzeciwić. Te kilka mógłby wyliczyć na palcach jednej ręki. Wszystko sprowadzało się do siły i umiejętności walki. Nigdy nie będzie mógł zatrzymać swojego popędu do bycia najlepszym. To była jego natura by pchać się do przodu pomimo przeciwności losu. Parę razy chciał już odpuścić swoje życie, ale taka jedna uparta menda nie dawała mu spokoju. Przywódczyni wiele razy zatrzymywała go w razie potrzeby. Jego zaburzenia psychiczne były zbyt niebezpieczne dla otoczenia i to był jeden z wielu powodów dla których odpuścił sobie apelowanie o takie stanowisko. Odpowiadało mu pracowanie w cieniu Kami. Była strasznie wkurwiająca, ale to czyniło z niej tak dobrego przywódcę. Nie zawsze podejmowała najlepsze decyzje, ale uczyła się na błędach. Umiała rozpoznać co jest złe w jej zachowaniu i nawet jeżeli nie chciała to jego słowa przyjęła do serca i może nawet zrozumiała. To był jeden z jego sukcesów. Gdyby Warner wiedział ilu już wojskowych Ciro pozbawił życia pewnie od razu by się na niego rzucił. Ale jeżeli do tego nie dojdzie to przecież wszystko będzie w porządku prawda? Szpiegmistrz nie był pewny swoich spekulacji, ale wiedział, że jego nowy kompan nie jest zwykłym obywatelem. Refleks i umiejętności walki wręcz mówiły same za siebie. Ta wiedza mogła przeważyć momentum, które mogło nadejść. Szybszy wygra w razie czego i to cała filozofia.
Może i byli to wojskowi, którzy nie mieli teraz zielonego pojęcia co dzieje się z ich ryjami, ale to nie zmieniało faktu, że kiedyś będą stali na froncie. Prawdopodobnie zostaną użyci jako mięso armatnie na słabe jednostki wymordowanych lub łowców. To nie miało znaczenia prędzej czy później umrą. Teraz był idealny moment by pozbyć się płotek, ale nie kiedy ma widownie. Po raz kolejny korciło go by ulać krew, ale musiał się powstrzymać. Nawet jeżeli starał się zatrzymać swoje drugie ja to potrzeba potrafiła być cholernie silna. Można powiedzieć, że jest psychopatą. Kto normalny lubi rozlew krwi ? Adrenalina, które wtedy się pojawia stała się narkotykiem, którego ciężko zwalczyć. Ale w końcu wyrwał go z zadumy Warner. Ciro podrapał się po czuprynie i zaczął wydawać z siebie dźwięk jakby cholernie mocno myślał.
- Ciężko powiedzieć. Od małego, ale dopiero od kilku lat trenuję na poważnie. - Odparł bardzo spokojnie i to była kolejna półprawda. Ćwiczył od szóstego roku życia odkąd tylko dostał się do Łowców i przeszedł rytuał. To było cholernie ryzykowne z jego strony, ale nie chciał być inny niż wszyscy. Zwykli ludzie nie byli tam mile widziani. A w sumie może i byli, ale w formie potencjalnych kandydatów. Poświęcenie dla sprawy przede wszystkim. - To nie ma znaczenia kim oni byli. - Mruknął mniej przyjemnie, ale tylko na moment stracił swój ustalony wcześniej charakter. - Pijani wojskowi nie są zagrożeniem jeżeli potrafisz się bronić. Mają obniżony refleks i dłuższy czas reakcji, więc nie stanowią nawet potencjalnego zagrożenia. - To powiedział już spokojnie i nawet na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Problem był taki, że musiał co chwile odwracać głowę w stronę kompana. Czuł się niezbyt komfortowo kiedy do niego mówił, a nawet go nie widział. Co jakiś czas krwiste oko przyglądało mu się uważnie szukając jakby choćby najmniejszej oznaki, że próbuje zachować się podejrzanie. Głównie sztuczne oko powinno bardziej przyciągnąć uwagę jego rozmówcę. Było widać, że jest całkowicie martwe. Gałka oczna nawet się nie ruszała, a ich wyraz przypominało spojrzenie martwej ryby.
- Twoje ruchy też były niezłe. Od razu widać, że masz doświadczenie. - Dalej ciągnął temat nie ukrywając swojego zainteresowania. Delikatnie upił szkocką, którą właśnie postawił jego znajomy barman naprzeciw niego. Nie mógł również odpuścić sobie papierosa. Wieczór zapowiadał się dosyć przyjemnie, aż nie mógł sobie odmawiać przyjemności. Od czasu do czasu również mu się należy za to wszystko co robi. Czasem nie sypia i nadrabia raporty, a teraz co? Chleje szkocką i wykorzystuje wolne chwile. Bał się nawet pomyśleć co by się stało jeżeli by szybko nie wrócił. Jego biurko utonie pod papierem, który będzie musiał przeczytać. Ale póki noc jest młoda niech chwila trwa.
- Większość osób i tak myśli, że broń biała w tych czasach to zabytek. Nawet jeżeli moje katany byłyby sporo wartę to wątpię by ktoś się o nie pokusił. - To również powiedział bardzo spokojnie. Tutaj skłamał całkowicie. Jego bronie były dla niego warte tyle samo co jego życie. Stracenie chociaż jednej z nich wiązałoby się z odebraniem sobie ręki. Miecz dla niego jest przedłużeniem ciała, a każda z nich ma swoją historię. Cholernie długie historie.
                                         
Ciro
Szpiegmistrz
Ciro
Szpiegmistrz
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ciro "Zirro" Eltyar


Powrót do góry Go down

Od małego? Ktoś z rodziny miał na to wpływ? – Przypuszczał na podstawie własnego doświadczenia. Dzień, w którym ojciec postanowił nauczyć go obsługi broni białej był rozmyty i pozbawiony wyraźnych szczegółów, ale pamiętał, że to właśnie w rodzinnym garażu, wrześniowego popołudnia pierwszy raz trzymał w rękach narzędzie, które kilka lat później miało stać się prawdziwą bronią w walce. Nie rozumiał, dlaczego akurat takie zainteresowanie rodzic postanowił zaszczepić w siedmioletnim chłopcu, ale czas pokazał, jak korzystna stała się ta umiejętność, zwłaszcza od momentu wstąpienia w szeregi S.SPEC.
Zupełnie, jakby ktoś to przewidział. A przecież ojciec uczył go nie tylko manewrowania szablą, ale także gołymi rękoma.
Sami w sobie nie. – Przyznał, zastanawiając się, czy w ogóle zdali sobie sprawę (bądź zdadzą po wytrzeźwieniu), z kim mieli do czynienia. Jeśli tak, powinien mentalnie nastawiać się na kolejną moralizatorską gadkę, którą potraktuje jak natrętną muchę wokół ucha. Nie obawiał się natomiast jakichkolwiek problemów natury wyrównania rachunku z ich strony. W organizacji znajdowali się dużo niżej od niego i przekładało się to także na ich doświadczenie. Mogli spróbować odwdzięczyć się tym samym, ale skończyłoby się na kolejnych siniakach do kolekcji. – Ale wiesz, jak to bywa z grupami. Naprzykrzysz się jednemu, to wróci z bandą. Poza tym… – Błękitne oko znad okularów zatrzymało się na jego twarzy. – Jesteś dość charakterystyczny z wyglądu. – Ocenił, ponownie dotknięty przez wrażenie deja vu.
Jeśli znów trafił na Łowcę, poczuje niezłą irytację w związku z nie dającą mu spokoju pracą pod postacią powinności. Wyrabiał ponad normę, a kiedy chciał odpocząć i chociaż na godzinę oderwać się od służby, musiał trafiać w sam środek sytuacji krzyczącej, że S.SPEC jest potrzebny bez gadania. Z tego tytułu nie chciał od razu drążyć niepokojącego uczucia. Póki nie miał bezpośredniego dowodu na łamanie prawa, zamierzał cieszyć się alkoholem i względnym spokojem.
…Nie był zadowolony z faktu, że pewna Łowczyni wyskoczyła mu ze swoją prawdziwą naturą ot tak, choć sam przecież cisnął w nią jasną informacją, że pracuje dla władzy. Do ostatniej chwili trzymał się nadziei, że rozwieje wątpliwości, że znajoma okaże się przeciętnym człowiekiem o nieprzeciętnej sile, ale nie. Jedna z nielicznego grona osób, które nawet akceptował, a rebeliantka.
Samo myślenie o tym wzbudzało w eliminatorze złość. Niekoniecznie ukierunkowaną na delikwentkę, raczej na samą sytuację, a może na siebie, że do tego dopuścił? Że musiał dokonywać tak trudnych decyzji gryzących się z jego osobistymi poglądami? Czego bardziej nienawidził – Łowców, siebie czy organizacji?
Wzruszył nonszalancko ramionami. Był świadom swojej wartości, nie potrzebował tego rodzaju potwierdzeń, niemniej miło słyszeć, że to faktycznie dostrzegalne dla innych.
Przechylił szklankę ze świeżo nalaną szkocką, nie żałując sobie kilku porządniejszych łyków.
Ignorancja odziera z prawdziwej wartości, ta zaś dzieli się na tę rzeczywistą i sentymentalną. Osobiście nie pozwoliłbym nikomu tknąć swojej szabli bez dobrego powodu – wymamrotał, wpatrzony od niechcenia przed siebie. – To jak… kompan. Towarzysz, który ratuje Cię z kłopotów.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Tak jakby. O ile dobrze pamiętam ciotka to na mnie wymusiła. - Krótkie spojrzenie na swojego kompana. Ciekawe kiedy zacznie się domyślać, że ciągle miesza prawdę z kłamstewkami. To mogłoby być interesujące, ale na ten moment taki spokojny wieczór mu odpowiada. No może nie licząc tego poprzedniej akcji. - Zawsze mi powtarzała, że nawet najmłodsi muszą umieć się bronić w ciężkich sytuacjach. - Tutaj miała całkowitą rację. Nawet najmłodszy przedstawiciel grupy Łowców musiał umieć o siebie zadbać. W innym przypadku kończyli tak jak jego córka. Potrafiła o siebie zadbać, ale musiała wylądować w bardzo złej sytuacji. Nie chciał dzisiaj przywoływać tych wspomnień, ale to wszystko wracało samo. Informacja, że jej nie zobaczy była mocno zakorzeniona w jego sercu, a on sam coraz bardziej nienawidził władzę. Chciał się jej pozbyć i dorwać w łapy osobę, która była odpowiedzialna za zabranie małej Chisany z jego życia. To był jeden z jego priorytetów w życiu. Niestety nie mógł tego przerzucić ponad swoje obowiązki. Nie mógł narazić całej grupy dla swoich egoistycznych pobudek. Nie był już tym samym indywidualistą, który poświęciłby za sobą dosłownie wszystko. Może chociaż trochę ludzie zaczęli być dla niego ważni. Może i dalej jest aspołecznym dupkiem, ale już w zdecydowanie mniejszym stopniu.
- Miałem dołączyć do wojska, ale zrezygnowałem z pomysłu. Bycie niezależnym szermierzem ma zdecydowanie więcej plusów. - Zaczął na nowo swoje wywody. Trochę go kierował w stronę swojej "niezależności", ale nie w takim stopniu by od razu się domyślił o co chodzi. - Ciągłe rozkazy, brak wolnego czasu na całkowite poświęcenie się samodoskonaleniu swoich umiejętności. Jednak bycie wolnym strzelcem jest najlepsze. - Dodał jeszcze z uśmiechem na twarzy i zaciągnął się mocno papierosem. Cały czas w jego głowie jawiły się myśli na temat jego przynależności do Łowców. Gdyby nie był taki narwany pewnie mógłby zostać indywidualistą dalej i robić to na co ma żywnie ochotę. Ale nie, musiał wyrazić swoją opinię zbyt wiele razy i poczuć brzemię by nakierować nowego przywódcę na dobry tor. Co go podkusiło w tamtym czasie by w ogóle się odzywać? A, no tak. Zupełnie inny obraz przywódcy spowodowany zauroczeniem czy też zakochaniem w poprzedniej przywódczyni. Jakby nie mógł wybrać normalnej kobiety i mieć z tym wszystkim spokój. Westchnął ciężko kiedy takie myśli nie przestały opuszczać jego głowy. Alkohol właśnie tak działa, przywołuje to czego nie chcemy, a potem cała przyjemna atmosfera idzie w pizdu na spacer. Jego kompan zaczął mały wywód na temat złożoności grup, które mogą się pojawić po jego głowę. Gdyby wiedział z kim ma do czynienia pewnie nie bałby się tak bardzo. Jeden z najlepszych szermierzy Łowców i osoba wysoko postawiona w ich hierarchii. Sam rzuciłby się na niego i zakuł go w kajdany.
- Rezultat byłby taki sam. Przeżyłbym ponad wszystko, jeżeli nie przez walkę to przez ucieczkę. Nie zamierzam porzucać swojego życia tak łatwo by zabiło mnie parę chlejusów. - Wzruszył ramionami totalnie nie przejęty sytuacją. Jego papieros chylił się ku końcowi. Zaciągnął się ostatkami i zgasił go w popielniczce. Wiele osób oceniało go po wyglądzie, a on nie miał z tym żadnego problemu. - Może i mam brzydki ryj, ale bez przesady. Parę blizn nie zrobi ze mnie, aż tak rozpoznawalnego człowieka. Chyba, że mówisz o heterochromii tęczówek. - Mały żarcik, aż musiał parsknąć jak to mówił. Zachowywał się dosłownie tak jakby siedział z kimś kogo zna naprawdę długi czas. Może to były tylko pozory, ale chciał spędzić ten wieczór bez kolejnych spięć. Zachowywanie się naturalne przysporzyłoby mu sporo problemów, wiec trochę wyluzował i starał się by właśnie ten wyimaginowany charakter był jego naturalnym. Tak postępują osoby, które za cholerę nie mogą się pokazać na mieście.
Ich zdanie na temat broni białej było bardzo podobne. Pewnie gdyby spotkaliby się w innych okolicznościach gdzie nie można było tak prosto zaufać człowiekowi to zostaliby kompanami od szkockiej i treningów. Może nawet przyjaciółmi, ale teraz? Musieli uważać wzajemnie by nie powiedzieć niczego za dużo. Mogli zostać po prostu znajomymi i tyle. Kiedyś może to wszystko się opłaci kiedy władza zostanie obalona.
- Przedłużenie ręki. Część Twojego ciała. - Mruknął pod nosem i spojrzał na niego krwistą tęczówką. To co on powiedział mówi niewiele osób, ale zazwyczaj są to ludzie, którzy potrafią walczyć i mają sporo za sobą. - Idealne określenie. Nie można traktować broni jak rzeczy. Bez niej pewnie wielu z nas już by nie żyło. Każda stal opowiada własną historię często budowaną przez stulecia jeżeli jest naprawdę wysokiej jakości. To niesamowite jak wiele lat potrafią wytrzymać. Niektórzy kowale mieli naprawdę złote ręce. - Powiedział to bardzo spokojnie, ale znowu na twarzy pojawił mu się uśmiech, ale za to całkowicie szczery. Nie mógł tego powiedzieć lepiej niż Warner. Każda nieprzyjemna sytuacja sprowadzała się do użycia broni. Potrafiła uratować życie, ale powodować respekt u innych. Może to jest czas na znalezienie kolejnego ostrza do kolekcji? Już zapomniał o tym, że chciał powiększyć swoją gablotkę z katanami. Dobrze, że przypomniał.
- Czyli też ćwiczysz fechtunek? W skali od 1 do 10 jak się oceniasz? - Zapytał ostrożnie, ale było widać w jego oku, że jest bardzo ciekawy. Może to byłby kolejny murek do pokonania? Nie rusza zazwyczaj osób, które nie przekraczają 6 - ale w jego oczach. Nie widział jak rusza się z mieczem, więc nie mógł tego jednoznacznie określić. Napił się większego łyka szkockiej i odstawił szklankę na miejsce.
                                         
Ciro
Szpiegmistrz
Ciro
Szpiegmistrz
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ciro "Zirro" Eltyar


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach