Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Go down

Pokój, w którym większość czasu swojego życia spędza wieczyście zmęczony Xarent. Co można o nim powiedzieć? Ma wszystko, co jest w danej chwili potrzebne do prowadzenia badań, a jeśli czegoś brakuje, zawsze można przywlec skądś. W tej chwili jest to pomieszczenie pokroju nieco większego pokoju. Ściany są zwyczajne jak na to miejsce, jedynie nie biją zabójczą bielą po oczach, dla odmiany będąc koloru szaro-stalowego. Podobno ten kolor mniej męczy Xarentowskie oczy. Podłoga, wyłożona do bólu białymi kafelkami, podobnie zresztą z sufitem, rozświetlonym silnymi, bladymi światłami żarówek LED. Sam pokój jest podzielony na coś w stylu kilku sektorów. Mniej więcej w połowie odległości od wejścia do końca pokoju po lewej jest spore biurko, na którym trzymane są typowo biurowe rzeczy, pomieszane z ręcznymi, skrobanymi na szybko notkami na temat różnych obserwacji. W kącie biurka jest również silny mikroskop, który bez problemu pokaże ludzkim oczom wszystkie strachy i bóle danej tkanki.
Na przeciw tego biurka znajduje się stół, który najwidoczniej jest głównym punktym rzeźni... Znaczy, dokładniejszego przyglądania się zwłokom różnych istot. To to miejsce nosi znamiona nigdy nie domytej krwi, gdy odcięte członki lub wycięte organy wewnętrzne są dokładnie badane pod różnymi kątami, krojone i cięte. W kątach pomieszczenia przy ścianie wejściowej znajdują się szafy na różnego rodzaju notki, arkusze, formularze i tym podobną makulaturę, o której rzadko jest tu myślane.
Oczywiście jednak, jest coś, co pierwsze rzuca się w oczy. Obstawione po bokach dwoma, małymi stołami na kółkach które zawierają w sobie wszystko, co jest potrzebne do sekcji, łóżko na takowych kółkach również się znajduje, na którym rzadko nie gości jakiś trup, często w kawałkach, choć nie zawsze.
Gdzie najczęściej można tu zastać Xarenta? Z nosem w notatkach, śpiącego, ewentualnie z czołem w klawiaturze laptopa gdzieś zakopanego w tych notatkach.


Co więc można powiedzieć o ciężko pracującym Xarencie? Że pracuje? Ba, a czemu by nie miał? Już od kilku godzin siedzi w laboratorium, ucieszony jak rozradowane dziecko które dostało wymarzony prezent na gwiazdkę. Dostał ciało wymordowanego, który prawdopodobnie niedawno się "przemienił", tak wynikało ze wstępnych analiz. Ucieszony i napalony na tą robotę niczym labrador naukowiec już całkiem długo siedział przy tych zwłokach, a na klamce do jego drzwi była drobna wywieszka z nader ciekawym obrazkiem: Na prędce narysowany kontur człowieka krojący innego humanoida piłą. Nie ma to jak czarne poczucie humoru, hm? Nie no, chyba nie jest tak źle, prawda?
Co nie zmienia faktu że piła już była w ruchu, fakt. Jakoś musiał przebić się przez te kości klatki piersiowej, prawda?
Ktoś kto wszedłby tu, zastałby Xarenta stojącego nad stołem ze zwłokami, powoli wycinającego prawdopodobnie lewe płuco z ciała wymordowanego...
Ale nie zastanie go w takowej sytuacji. W kolejnej chwili zapewne kroiłby je na stole...
Ale w tym też nie zostanie zastany. Co więc robi?
Jego fioletowo-owłosiony łeb wystaje znad kartek, gdy ten łbem leży na swoim biurku, śpiąc między kartkami, które przed chwilą pieczołowicie kreślił. Widać że co dopiero odszedł od pracy. Na wpół rozkrojone płuco leży na stole za jego plecami, a zwłoki na stole pod ścianą miały otwarte całą klatkę piersiową, zaś sam mostek był odkrojony i leżał na nogach nagiego ciała, dokładnie odcięty z każdym żebrem, lecz niestety, nie mógł wyciąć ich tak dobrze, by oddzielić je od kręgosłupa bez łamania. Uszkodziłby narządy wewnętrzne i byłoby niefajnie... To też złamał żebra w połowie, by móc otworzyć klatkę piersiową. Niestety, coś za coś, prawda?
Kto by pomyślał że ten, teraz słodko śpiący naukowiec przed chwilą z takim rozradowaniem kroił te zwłoki. Teraz jedynie przez sen delikatnie rusza prawą dłonią, w której dalej ściska ołówek przyciśnięty do kartki. Linie, jakie tym czymś stworzył dziwnie przypominają fale elektro-kardiografu podłączonego do jego serca, o ile by takowy miał, no ale cóż... Jakoś można to przeżyć, nie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Równomierny stukot wysokich butów roznosił się korytarzem, kiedy to białowłosy mężczyzna spokojnie przemierzał pomieszczenie, mijając kolejne drzwi. Niezmącona emocjami twarz wpatrywała się bezwiednie w ścianę na kursie kolizyjnym, jednakże Kreuz nie był pod działaniem hipnozy ani narkotyków. Kiedy obrał jakiś cel, szedł jak po nitce, niczym maszyna, bezbłędnie niemalże obliczając ilość kroków, które wykonywał do następnego zakrętu. Pracownicy, których mijał, schodzili mu z drogi, niemalże wtapiając się w białe, sterylne ściany, spuszczając wzrok na kafelki. Nikt nie miał ochoty wejść pod nogi samego dyktatora, którego despotyczne podejście do władzy, jak i pustka emocjonalna, wprawiały w panikę wielu szaraków. Nigdy się nie uśmiechał, a za jego plecami nie raz słyszał szepty o nieludzkiej postawie. I to właśnie chciał słyszeć - tak miał kreować sie ten świat. Zamknąć swoją osobę w bezpiecznej klatce, do której nikt nie podejdzie, a potem dopiero społeczeństwo zorientuje się, że żelazne kraty to prawdziwa wolność, a ich prowizoryczna to lochy z których nie wyjdą.
Kreuz zatrzymał się przed drzwiami do gabinetu Xarenta. Widząc śmieszny rysunek na klamce uniósł brew, po czym biorąc go w palce, przyjrzał się dokładniej. Prychnął pod nosem, gniotąc go w pięści i rzucając za siebie, a kulka odbiła się od ściany i spadła cicho na podłogę, turlając się w kąt. Dyktator nacisnął klamkę, wchodząc do 'gabinetu' Avalara oczekując go radosnego jak szczeniaka - jak zwykle, gdy przyjeżdżało ciało wymordowanego. Pusto. Cicho. I smętny ochłap płuca na stole. Czerwone oczy zmrużyły się nieprzychylnie, a spojrzenie zawędrowało aż na kwiecisty łepek naukowca, który spał nosem zatopiony w papierach. Trzeba śpiocha obudzić, a jak wiadomo, nie należy wyrywać zmęczonych ze snu zbyt gwałtownie, bo...
ŁUP!
Sergius trzasnął drzwiami, że aż skalpelami zatrzęsło w kuwecie. Nie obchodziło go, czemu śpi i jak długo, miał się po prostu obudzić. Szczególnie, że wymordowany nie będzie wiecznie tu leżał. Póki był świeży, miał działać.
- Rusz tyłek, Avalara. - rzucił donośnie Kreuz, o dziwo opanowanym głosem - Pacjent Ci usycha z tęsknoty, a ja czekam na jakiś raport. Jak jesteś zmęczony to idź do domu, a zajmie się nim ktoś inny. - Białowłosy podszedł do biurka Xarenta, opierając się o nie biodrem i spoglądając z góry na mężczyznę.
- Chyba nie odmówisz sobie przyjemności, prawda...? - dwuznaczny ton aż bił w uszy, a albinos nie miał nawet odrobiny ogłady, by ukrywać kilka faktów, których nie powinien wiedzieć. Wybitnie czekał na jakąś reakcję.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

A tak przyjemnie spał, nie niepokojony przez nikogo. W swoim śnie nie zasnął, dosłownie jakby tworząc sobie "alternatywną rzeczywistość" pracował dokładnie nad zwłokami jakie dostał, sprawdzając odcinki tkanek zarówno pokrywających narządy wewnętrzne, jak i te wprost z wnętrza, sprawdzając na jakim poziomie zostały zmutowane... Oraz próbując znaleźć coś, co zadziała na te mutacje niczym trutka na szczury. Tylko w prawdzie po to wciąż wypruwa sobie żyły i bada każde ciało dalej. No... Prawie "tylko", o jego drobnym, brudnym sekrecie nikt wiedzieć nie musi, prawda? Zmarli raczej nie wstaną z grobów, bo jeśli miał być sąd ostateczny, to jego czas już minął.
Lecz rzeczywistość była smutna, bo spał na swoim biurku, w otoczeniu notatek, gdzieś tam zakopanym laptopem na którym wyświetlany był pasek analizy, wlekący się jak ślimak. Czyżby za dużo nawpychał wymogów do analizy? Kij wie go, ale Xarent to Xarent. Potrafi rozwalić nawet najlepszy sprzęt ledwie się dotykając.
W chwili gdy w śnie sięgał po serce swojej "ofiary"...
Coś rąbnęło, i to ostro.
Podskoczył niemal na tym fotelu, ostro wybudzony i tylko zaparcie się ramionami nie sprawiło, że wylądował pod biurkiem. Próbując wygrać walkę z grawitacją i odjeżdżającym krzesłem, nieprzytomne spojrzenie objęło to, co miało przed sobą. Moment... Te papiery...
Całkiem szybko skojarzył fakt, że uciął sobie, wcale nie chętną sobie, drzemkę. Dodatkowo z "drobnej" nieprzytomności wybudził go sztywny, opanowany głos, który aż zadudnił w jego bębenkach usznych. Kreuz - jeden z trójcy. Świetnie, dyktator nakrył go na przysypianiu w pracy, poprostu super. Szybko podskoczył do pionu, prostując swoją postawę , a dłonie splatając za sobą. No, na moment, bo po chwili druga objęła biurko, które wydawało się dziwnie stabilnym obiektem przy wirującej podłodze jaka gdzieś wiała spod butów. Pokręcił głową przecząco na słowa o zmęczeniu.
- Nigdy nie czułem się lepiej niż w chwili, gdy mogę być o jeden krok bliżej do wypalenia tej zarazy.
Rzucił na szybko w odpowiedzi, a jego, mimo pozycji dyktatora i jego możliwości, ostry i stanowczy głos miał przekonać mężczyznę o tym, by nie przekazywał badań dalej, a już na pewno nie Tamirowi...
Ani nikomu innemu.
Pół-przytomny wzrok wodził za ruchem dyktatora, wykonując ostentacyjny krok w tył, gdy ten się zbliżył. Nie chodziło o strach - mowa była o respektowaniu autorytetu. A takowym respektem jednak może się przybyły pochwalić, i to całkiem dużym.
Chyba nie odmówisz sobie przyjemności, prawda...?
Początkowo niedobudzony umysł Xarenta nie podjął nader dobrze tematu, to też raczej przez parę sekund wpatrywał się w sylwetkę dyktatora niczym wół na malowane wrota. Dopiero tych kilka sekund później coś zaczęło trybić, a sam naukowiec, świadomie lub nie, przygryzł nieznacznie dolną wargę, lekko nerwowo skubiąc palcami mankiet koszuli.
- Uhm... Zależy o jakiej przyjemności mowa... - Wydusił z siebie z drobną dozą niepewności i... Zakłopotania? Po prawdzie, ciężko mu było podjąć w takim stanie nazbyt inteligentnej dysputy z, pewnie przyzwyczajonym do bardziej elokwentnych i intelektualnych osób, mężczyzną.
Chcąc nie chcąc, utkwił na chwilę w formie "paraliżu", wpatrując się z drobną dozą fascynacji w dyktatora. Ciężko powiedzieć skąd się to wzięło, ale jego umysł potrafi mu często płatać figle w stanie nagłego wybudzenia.
Otrząśnięcie się jednak w końcu dotarło do niego, gdy zaczął rozgrzebywać notatki na biurku, próbując odgrodzić dzisiejsze informacje od tych, jakie zbierały się na tym biurku od paru(nastu?) dni. Oparł dłonie o biurko, przenosząc większość ciężaru na nie, wpatrując w notatki.
- Na ten moment mogę potwierdzić iż "pacjent" był świeżo po "powstaniu z martwych", jakkolwiek to nie określić. Zmutowane organy nie były jeszcze dobrze wykształcone, mogę jednak nakreślić iż Wirus X zasymilował pewne cechy istot żyjących połowicznie w wodzie, tudzież w takowej całkowicie. Płuco które tam leży nosi znamiona dostosowania do przyjmowania filtrowanego przez skrzela tlenu. Szczerze powiedziawszy - tego typu przypadek widzę pierwszy raz i trochę mi szkoda, że nie pozwolono mu żyć dłużej. Ciekawi mnie, czy mutacja wykształciłaby u niego organy ułatwiające pływanie.
Mówił to dosyć sztywnym, raportującym tonem, mniej więcej do momentu gdy przyznał się do ciekawości na temat dalszych stadiów mutacji. Przez cały ten czas odczuwał dziwną formę... Niechęci do spoglądania na Kreuza, jakby obawiając się jego stalowego wzroku. Miast tego, skupiał wzrok na notatkach, z których w sumie to wyczytał. Hallelujah jego zdolności piśmiennicze.
Koniec końców jednak, podniósł wzrok z powrotem na dyktatora, przy okazji wsuwając dłoń w swoje włosy i targając je nieznacznie.
- Skąd nagłe zainteresowanie wynikami prac u persony twojego pokroju, Sir?
Spytał, splatając dłonie za plecami raz kolejny, tym razem jednak już stabilniej prostując swoją postawę...
No i chyba Kreuz nie oczekiwał, że będzie tak stał i gapił się, jak Xarent kroi zwłoki, hm? Jeszcze by mu ochlapał ten mundur, tch.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Na przyjemności jeszcze będzie dużo czasu, o ile Kreuz nie każe zabrać tego barachło i przemielić to na kompost czy inne dziadostwo, byleby nie musieć po tym sprzątać i tego nie widzieć. Drzemki w pracy nie były wykroczeniem za które tłukłby delikwenta na środku rynku, jednakże warto było mieć jakąś wymówkę, czemu w ogóle miały one prawo się odbyć. Jakiekolwiek tłumaczenie, nic więcej. Białowłosy nie był służbistą w tej dziedzinie, a jakby chciał się dowiedzieć - i tak by to zrobił, ale inną drogą. Przecież właśnie dlatego inni respektowali dyktatorów: wiedzieli za dużo nie wiadomo jakim sposobem. Zmarli wstający z grobu stali się taką codziennością, która bywała już szara i nudna. Zwierzęce geny w pomieszaniu z nadnaturalnymi zdolnościami były jak wyrwane z filmów z XXI wieku, gdzie wszyscy podniecali się Hulk'iem bądź Spider Man'em. Dzieciaki wariowały, udawały bohaterów z komiksów, ale gdy przyszło co do czego, wszyscy sie wystraszyli i pozamykali bramy, obawiając się, że sami umrą i zmartwychwstaną. Ależ Jezus się musiał wkurwiać, zabrali mu cud. Przestał być wyjątkowy. Amba fatima, była i ni ma; kościoły też pomarły, odkąd skrzydlate cholerstwa zeszły z niebios. Należałoby je oskubać i robić z tego bierz poduszki, na coś by się przydały chociaż...
Czerwone oczy utkwione były w zdezorientowanym naukowcu-patologu, który wyglądał, jakby miał zemdleć. No, przynajmniej pospałby dłużej. Dyktator nie wyglądał na rozeźlonego, gdy w spokoju wysłuchał jego lekko bełkotliwych słów, samemu przysiadając na blacie mebla. Ręce miał skrzyżowane na piersi, a głowę nieco odchyloną, więc samym wyglądem wręcz odpychał potencjalnego rozmówcę.
- No to stawiam, że możesz zacząć ćwiczyć do maratonu, bo sporo kroków Ci zostało. - mruknął cicho, mrużąc nieco oczy, po czym westchnął i machnął ręką. Chyba nie miało sensu gryźć niczym żmija, biorąc pod uwagę, że zachował się w jako taki sposób odpowiednio. Przynajmniej nie rżnął głupa. Kreuz miał uczulenie na debili, co objawiało się marszczeniem nosa i strzałem w twarz. Dla dobra Xarenta - niech tego nie robi.
Wysłuchał w spokoju monologu o ciele wymordowanego, które leżało samotnie na stole. Albinos nie spoglądał nawet na truchło, jakby go nie interesowało wcale a wcale. Naoglądał się już kości, organów, skór i całej reszty cholery na całe życie, ale niemalże każdego dnia spływało coś nowego. Czy to wymordowani, czy to zwierzęta, a nawet łowcy...
- Nie zakładam akwarium, interesują mnie tylko suche fakty, co masz. Nie krępuj się, możesz dalej grzebać w gulaszu, zaoszczędzisz trochę czasu. - odpowiedział spokojnie Kreuz, zerkając na zegarek na lewej dłoni. - Po co go marnować na stanie i modlenie się, by nie upaść? Sztachnij się sokiem żołądkowym i do pracy. - Mówiąc to, białowłosy usiadł wygodniej, zabierając dokumenty i przeglądając je leniwie. Krwiste oczy przesuwały się powoli po tekście, nie zawadzając naukowcowi przez kilka minut.
- Interesuje mnie brak raportów. Czy jak to sie mówi - lenistwo pracowników. Rozumiem, że zbliżają się ferie, ale nie dotyczą one wszystkich. - zaczął z wolna białowłosy, przerzucając kolejna kartkę - To nic osobistego, Xarent. Wszystkich sprawdzam. Wolę wiedzieć, jaki macie stosunek do pracy. Jak na razie idzie Ci nieźle. Pogratuluj sam sobie. - Czerwone tęczówki spoczęły na moment na osobie naukowca, po czym powróciły do kartek. Dyktator milczał już do końca swojej lektury, po czym odłożył raport w zupełnej ciszy. Zsunął się z mebla, teraz tylko opierając się o niego i zerknął na trupa:
- Zakładając, że mógł oddychać w wodzie to jak to możliwe, że nie udusił się na powierzchni? Nie mógł zostać flądrą w stu procentach. Co? Przemieniał sie w dziobaka i zaczynał składac jaja? - Kreuz uniósł brew, zaciskając palce na drewnianym blacie biurka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Cóż... Wtedy sprawiłby trochę smutku biednego doktorkowi, który nie miałby wtedy nic do działania i musiałby polegać na tym, co ma, by pchnąć chociaż odrobinę swoje badania do przodu. Mimo wszystko - chciałby chociaż odrobinę posuwać swoje badania do przodu. Nie, bez podtekstów, w tym wypadku nie były one zamierzone. Mimo wszystko jednak, nie chciał mówić o tym, dlaczego zasnął. Nie chciał zostać odsunięty od badań nawet na moment, poprostu nie. A z pewnością to by się stało, gdyby powiedział że to przez fakt iż większość czasu (łącznie z tym na sen) poświęca pracy. Niestety, minusy tego są właśnie następujące, iż często w pracy łapią go takie drzemki. Czasem parę minut, czasem godzina... Czasem więcej niż godzina. Problemem jedynym w takim sytuacji jest to, iż ciała nie pozostają długo "świeże", więc jeśli jakieś prace ma wykonywać, to nie może pozwolić sobie na tego typu drzemanie w czasie działań. Każda zmarnowana chwila powoduje, że martwy zwyczajnie gnije, a zgnite ciało równie dobrze nadaje się do wywalenia z powrotem do Desperacji, niż wleczenia z niej.
Może i postawa dyktatora nie zachęcała do prowadzenia dyskusji z nim, miał świadomość że w tej chwili całą swoją dumę i niechęci - jeśli jakieś miał, chowały się w podeszwy butów, przykryte respektem, jakim należy darzyć tego typu osoby. I nie inaczej było w tym wypadku, no, przynajmniej starał się, by nie było.
- Już w nim uczestniczę od momentu, gdy tylko zacząłem działać w laboratoriach, Sir. - Kiwnął głową, gdyż w tym wypadku nie było się nawet o co spierać. To była prawda... Miesiące, a może nawet lata jeszcze miną, nim w końcu wykrystalizują tą esensję kodu DNA, połączonego z odpowiednimi specyfikami chemicznymi, jaki zadziała w końcu to, czego się oczekuje... Wybije każdego z tych śmieci, na jakich tylko trafi.
Nie spodziewał się nader ogromnego zainteresowania na temat tego, co powiedział ze strony dyktatora. Jego z pewnością interesują suche fakty, najpewniej co zrobić, by to najszybciej zabić, jednocześnie przy jak najmniejszych stratach w kosztach i ludziach. Niestety, tego mu nie mógł chwilowo dostarczyć, co i jego samego nie radowało w tym wypadku.
Przyzwolenie ze strony Kreuza na kontynuowanie działań wprawiło go w nader radosny nastrój, sprawiając że uśmiechnął się na moment dosyć szeroko i kiwnął ochoczo głową, ucieszony. Tiaaaa, cieszyć się z pozwolenia na dalsze grzebanie w ciele zmarłego... To jednak trzeba mieć nierówno pod sufitem, prawda?
- Dziękuję, cieszy mnie iż nie jest Pan jedną z tych osób, które ciągle uważają że osoby mojego pokroju się przepracowywują. - Specyficzna forma podziękowań słownych na coś, co w sumie powinno bardziej zeźlić, odrzucić... No, nie w tym wypadku. W każdym razie, zaraz po tych słowach zgarnął nowe, gumowe rękawiczki jakie włożył na dłonie, podchodząc do rozłupanego już trupa. Podsunął sobie bliżej szafeczkę, na której górze już leżały, widać iż nie dawno używane przedmioty. Na skalpelu pozostały ślady, już nieco zaschniętej krwi, podobnie jak i czerwona plama na białym ręczniku, który służył do ocierania czynników z nadmiaru krwi.
No, skoro płuco sprawdził, może się zabrać więc za to, co, jak uważa, było skrzelami. Interesowały go te nadmierne fałdy skóry nad, prawdopodobnymi skrzelami zlokalizowanymi na szyi. Czyżby służyły do osłaniania ich na lądzie? Dla testu, objął je cążkami i naciągnął na jedną ze szczelin, sprawdzając czy skóry wystarczy. W teorii - powinno. W praktyce, by móc to sprawdzić, chyba musiał odrąbać cały łeb, a zanim to zrobi, wpierw wolałby również zaznajomić się z resztą faktów anatomicznych. Pocieszające że z pomocą przychodziły małe cudeńka dzisiejszej techniki. Nakładając specjalne szkiełko na oko i wpuszczając niewielką, ledwie objętą cążkami kamerkę do rozcięcia nad skrzelami jakiego dokonał z, jak na niewyspanie, chirurgiczną precyzją, miał wgląd na mikroskopijne połączenia nerwowe, gdy zamkną drugie oko. To było dosyć przydatne do obserwacji, a także do bardziej wymagających działań.
Hm... Tak, miał rację, fałdy nad skrzelami są połączone nerwowo z mózgiem. Interesujące... Wyjął kamerkę i zdjął szkiełko, odkładając to na moment, po czym skierował się do biurka po kartkę, na jakiej na prędce nakreślił parę danych, które zauważył.
W sam raz by złapać się na słowa dyktatora. Podniósł wzrok na mężczyznę, gdy ten począł do niego mówić, słuchając uważnie. Ferie? Hm?
- Rozumiem, acz nie spodziewałem się iż kontrolę będzie wykonywał ktoś tak wysokiej rangi jak Pan. - Wtrącił na zakończenie słów czarnowłosego, po czym, po skończeniu notatek, skierował się na powrót do truchła. W tej chwili wymagane było sprawdzić, czy faktycznie fałdy nad skrzelami można było wzbudzić do życia impulsem nerwowym, musiałby tylko mieć coś, co by go zaimitowało... W zamyśleniu przyglądał się dostępnym w tej chwili w zasięgu ręki przyrządom, myśląc co może wprawić je w ruch, i ile będzie to wymagać. Jeśli użyje zbyt wielkiego natężenia - spali nerw i się nie dowie.
W trakcie tego zamyślenia złapany znów został przez swojego gościa, który nagle wykazał zainteresowanie osobnikiem na blacie. Obrócił się przodem do dyktatora i pokręcił przecząco głową, jednocześnie dłońmi machając tak, jakby chciał wstrzymać jego myśli w tym kierunku.
- Nie, nie, nie, chociaż byłoby to całkiem ciekawe. - Mruknął krótkie "heh", opuszczając dłonie, po czym kontynuował. - Wiele razy raportowano iż ludzie, którzy z początku wyglądali normalnie, posiadali zdolności do ukazywania swoich "mutacji" na zawołanie, niźli obnosząc się z nią cały czas. Gdy chcieli - ich szpony wydłużały się do długości wojskowych bagnetów. Gdy chcieli - potrafili nawet przebudować cały swój szkielet kostny i zmienić się w zwierzęta. Nowo-przemienieni jeszcze nie posiadają tak rozwiniętych zdolności, acz jestem skłonny stwierdzić iż fałdy skóry nad jego skrzelami są większe niż wyglądają i, poruszone odpowiednim impulsem nerwowym, odcinały zupełnie takowe skrzela od jakiegokolwiek działania, sprawiając iż wymordowany oddychał z powrotem tlenem atmosferycznym bez problemu. Znalazłem siatkę łączeń nerwowych, które potwierdzają moją ideę, musiałbym tylko wysłać odpowiedni impuls by upewnić się, że faktycznie coś takiego mogło się wydarzyć.
W trakcie mówienia tego, ujął skalpel w dłoń i wskazywał na fałdy skórne znajdujące się nad skrzelami, choć w sumie nie spodziewał się by przywiązano do jego gestów uwagę. Cóż... Póki nie odkroi łba i nie przyjrzy się wiązaniom nerwowym przy mózgu - jeszcze nie dowie się za wiele.
Ale i na to będzie czas...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Obserwował naukowca spod przymkniętych powiek, nie przerywając mu w fascynującej pracy. Czerwone oczy śledziły każdy ruch mężczyzny, jak gdyby próbując zapamiętywać jego ruchy, co było tylko i wyłącznie złudzeniem. Kreuz był chyba ostatnio do tego, by grzebać w trupach. Nie dlatego, że się brzydził, a dlatego, że nie widział w tym sensu. Nie był wyuczony anatomii oraz patoanatomii, nie znał się na histologii, nie potrafił rozróżnić zmian rakowych od zapalenia... Wiedział, że wątroba jest po prawej stronie, śledziona po lewej, a nerki z dwóch stron, a jedna wyżej od drugiej. Podstawy, które powinien znać każdy wykształcony człowiek, szczególnie, gdy dzierżył ważne stanowisko. Oczytanie było jedną z tych rzeczy, którą Sergius aprobował. Debilizm był dla niego zarazą, którą należało tępić tak samo, jak wymordowanych. Z głupoty jednej jednostki można było ściągnąć całą apokalipsę na świat. Nikt chyba tego nie chciał... Westchnął cicho, jak gdyby ze zrezygnowaniem, po czym wyprostował się, odpychając od biurka i podchodząc do stołu operacyjnego. Beznamiętnie ocenił spojrzeniem bebechy truposza, po czym zerknął na Xarent'a:
- Nie ma czegoś takiego jak przepracowanie. To tylko wymysł leni, którym się nie chce i wolą pospać. - rzucił cicho i beznamiętnie, chociaż można było wyczuć, że nie jest zadowolony z niektórych obrotów sprawy. Wszelkie zwolnienia, chorobowe, macierzyńskie... Jasne, czemu nie, ale bez przesady. On sam czasami był zmęczony, ale nigdy nie marudził ani też nie próbował robić z siebie ofiary. Miał dość - odcinał się na kilka godzin i ładował baterie. Co więcej potrzebował? Tropików, drinków z palemką i cycatej dziewczyny obok siebie? Nie w tym wcieleniu ani w żadnym innym. Nie interesowały go przyziemne rzeczy, nie potrzebował zachęty do niczego ani nagrody. Cele były celami, a gdy je zdobywał, szedł dalej. I tak w kółko, aż do końca grajdołu...
- Inni są albo niekompetentni albo zbyt zajęci. - prychnął białowłosy, kręcąc głową, po czym schował kosmyk śnieżnych włosów za ucho. Utkwił szkarłatne spojrzenie w naukowcu. - Wiem coś na ten temat, jednak zazwyczaj Ci młodzi nie potrafili w pełni kontrolować swoich zdolności. Dlatego ten mógł mieć problemy z oddychaniem, biorąc pod uwagę, że skrzela były cały czas uformowane. Chyba, że należał do tego sortu, który musiał już zamieszkiwać wodne środowisko, bo nie potrafił tego odkręcić i zdziczał. Takich też pełno.
Doskonale pamiętał potwory, który atakowały ich za granicami miasta. Przerośnięte bestie, pokryte futrem, łuskami lub piórami, piszczące lub skomlące i chcące dorwać kawałek mięsa dla siebie. Wygłodniałe potwory, nieprzystosowane do życia wśród ludzi. Nienawidziły społeczeństwa, bo mieli to, co im już nie było dane... I z jednej strony to dobrze, bo to znaczyło, że wybijali siebie wzajemnie, a oni mogli tylko ściągać resztki. Sergius dawno nie wychodził poza mury, ale napatrzył się na swoje i miał dość krajobrazów Desperacji na długi czas.
- Rób z nim co chcesz, ja nie oceniam. Byleby raport był trafny i coś wniósł, a nie to, co niektóre bełkoty, które zdarzyło mi się czytać. Niektórych powinno się wysłać na dodatkowe lekcje języka, bo tego nie można zrozumieć. - Mówiąc to, potarł kąciki oczu, zdegustowany. Miał nadzieję, że Xarent jest bardziej ogarnięty. - Wiadomo w ogóle, ile mniej więcej żył, zanim ponownie padł i tym razem już na amen? - dopytał dyktator, wreszcie spuszczając spojrzenie z naukowca i kierując na trupa, który smętnie leżał rozbebeszony na metalowym stole.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dla kogo fascynującej to już swoją drogą, prawda? Można mieć swoistą pewność tego, że persona pokroju Dyktatora nie interesuje się tym "jak" do czegoś dotarto, tylko tym, do czego właśnie się dogryziono. Czyli całe zaplecze działań pozostaje dla innych (może nieco kontrolowane), a ważne są efekty. Bez względu czy po trupach, mordach czy zabójstwach, lecz właśnie efekty są najważniejsze. Jak największe - jak najlepsze. Z pewnymi ograniczeniami jednak, co by nie doprowadzić do sytuacji, gdzie ku celowi się kierując - zniszczy się zarazem wszystko inne. Zdrowy balans, dotrzeć jak najdalej, kosztem choćby jak największym, lecz nie zagrażającym całości. Idealne wykorzystanie zasobów ludzkich.
- Jak widzę, Sir należy do tego grona osób, które widzi iż cel jest ważniejszy niż środki. - W tych słowach nie skryto żadnej dozy ataku na Kreuza, prędzej swoistą aprobatę i "przybicie piątki", czy coś, w wymiarze przenośnym z tym osobnikiem. Nie wiedząc czemu - Xarent nawet pomimo iż mógł myśleć o nim co miał w swoim umyśle, nie odmówi mu faktu, iż ma racje. Całkowitą. Zdominowany do bólu przez aparat władzy? Bynajmniej, poprostu widzi iż są ważniejsze priorytety, niż choćby jego zdrowie czy chęci lub ich brak. A takowym priorytetem jest znalezienie czegoś, co w końcu pośle te bestie w cztery diabły skąd wylazły. Potem znajdzie się czas na odpoczynek, gratulacje, dyplomy czy kij wie co... Lub na poszukiwanie kolejnego celu, bo tacy maniacy zawsze się przydadzą, prawda?
- Ma Sir wysoko ustawioną belkę oceny ludzi, czyż nie? - Nie odrywając się od pracy zadał to pytanie, w sumie z czystej ciekawości, jak i zauważając tym fakt, iż w istocie, osobnik ten ma wysoko zawieszoną poprzeczkę oceny swoich współdziałaczy... Bo raczej jest dużo osób które nie są w tej chwili zajęte, acz przez niego uznane zostały za "niekompetentne". Aż ciekawiło go, co w takim razie jest kompetentnością w jego rozumowaniu.
Przez usta albinosa przemawiało doświadczenie wojskowe, wyniesione z patrolowania miasta i wielu walk z tymi bestiami. O czymś takim raczej nie wyczyta się w podręczniku "1000 zasad jakich należy przestrzegać przy spotkaniu z wymordowanym", pomijając że takowy nawet nie istnieje. Gdy ten mówił - naukowiec skierował na niego swoje spojrzenie, wysłuchując dokładnie. Przytaknął kiwnięciem głowy, jednak wymagało to odrobiny rozwinięcia tematu o jedną kwestię. - Istnieją jeszcze osobnicy, którzy, nawet pomimo sporego wieku w swoim "nowym" życiu przejawiają momenty utraty kontroli nad swoją "zwierzęcą" połową. Zazwyczaj wtedy w brutalnym szale rzucają się na wszystko co żywe z zamiarem rozszarpania takowego, choć to tylko spekulacje. - Wzruszył barkami, nie mogąc powiedzieć nic konkretnego o tej odmianie wymordowanych. Wiedział że istnieje - z raportów wojskowych którzy się na takowych natknęli, a nawet z niektórych badań na zwłokach mógł to, na swój sposób wywnioskować. Pozostaje jednak kwestia jak rozróżnić te "podtypy", no i przede wszystkim - jak odróżnić ich od zwykłych ludzi? Zazwyczaj jakieś pojedyńcze cechy były niemożliwe do ukrycia, brak identyfikatora... Ale musi też istnieć inny sposób na wykrywanie skażenia wirusem X.
Kolejne słowa znów przykuły uwagę naukowca. A więc raport ma zawierać garść konkretów, żadnego owijania w bawełnę. Kiwnął głową na znak zrozumienia, rzucając spojrzeniem z powrotem na trupa. - Najprawdopodobniej tego typu wymordowanych nie napotka się nigdzie indziej, niż w okolicach zbiorników wodnych. Nawet gdyby udało mu się zamknąć przepływ oskrzeli - jego ciało szybko zostałoby pozbawione wody, mówiąc wprost - wyschnąłby na wiór i nadawał się na opał. Śmierć wydała się jednak spowolnić ten proces. - Jak swojego rodzaju dziecko, szturchnął palcem nieco złuszczoną, suchą skórę ramienia istoty, dźgając go w to miejsce takowym. - Nie dałbym mu więcej niż kilka dni. Coś musiało go przepłoszyć z okolic wody, by uciec od jedynego miejsca, gdzie może żyć. Może jakaś zmutowana wersja świątecznego karpia. - Prychnął, po czym jednak wrócił do konkretów. - Możliwe że pierwszego dnia gdy wstał z martwych, znów do nich wrócił, nie żył jednak więcej niż maksimum tydzień. Aż idzie mu współczuć. - Ton z jakim to wypowiedział nie brzmiał, jakoby faktycznie współczuł temu biesowi. Wprost przeciwnie, ale to swoją drogą. Przeniósł spojrzenie na ekwipunek jaki miał, szukając drogi dotarcia do czaszki oraz kręgosłupa, bez kilkugodzinnego odkrajania mięśni, ani też odcinania łba piłą, rozcinając też najciekawsze bodajby wiązania nerwowe. Wciąż ciekawiło go, czy faktycznie kierował nimi mózg, czy działały jak swego rodzaju pasożyt na tchawicy, działając tylko wtedy, gdy są potrzebne, a potem się względnie zamykając. Przez chwilę miał nawet chęć spytać Dyktatora o radę, ale równie szybko jak ta myśl się zjawiła - odpłynęła w świat daleki.
- Proszę wybaczyć śmiałość, jak i ciekawość, Sir, lecz dlaczego wciąż jest tu Pan ze mną? Nie jestem chyba jedynym pracującym do sprawdzenia, prawda? A obecność persony Pańskiej rangi jest... Pesząca, na swój sposób. - ... Jego słowa wyprzedziły myśli o tym, że nie warto tego wypowiadać. Opuścił wzrok z persony Dyktatora, chcąc uniknąć jego wzroku w miare możliwości jak się da, doskakując niemal do narzędzi jak narkoman na głodzie do strzykawy, przeszukując je wzrokiem w tym, które się przyda najbardziej.
Wkopał się... Znowu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach