Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Pisanie 27.04.17 20:51  •  Polana nad strumieniem.  - Page 2 Empty Re: Polana nad strumieniem.
Hitoashi wyróżniał się nie tylko na tle Desperatów, ale i samych aniołów. Zbyt mocno chciał się upodobnić do człowieka, którym nie był, a do którego było bliżej jego bratu. Może to własnie on powinien siedzieć tu zamiast niego? Z drugiej strony, nie miał nawet pojęcia o tym, że tak bardzo odstawał od tłumu. Ani bielony i świetlisty, ani też obdarty i brudny desperat. Bliżej mu było do kolorowej laleczki z epoki, albo kogucika zagubionego w gronie wron oraz gołębi. Tylko czy ocenianie danej osoby względem zewnętrznej powłoki jest najwłaściwsze? Pozory często mylą, a i niekiedy trzeba naprawdę długo i głęboko kopać by odkryć to co się znajduje pod warstwą masek zdziczenia lub kolorowych fatałaszków iluzji. Do tej pory jedynie uważnie słuchał, przyglądając się swoim nieznanym jak dotąd kolegom ze świata zewnętrznego, którego już prawie wcale nie znał. Podziwiał ich na swój sposób. Zdawał sobie sprawę z tego jak trudne mają życie i jak ciężkie jest mówienie o swych podopiecznych. Tym bardziej gdy łączą nas z nimi jakieś bliższe relacje, bądź też takimi próbujemy owych obdarzyć. Wszak nikt nie chciałby naprowadzać słuchaczy, nie znających owych person z naszej perspektywy, na niewłaściwy tor sympatii lub antypatii. Toż to nic innego jak plotka. Nawet jeśli mówimy prawdę, oczekiwania przy pierwszym spotkaniu mogą okazać się bardzo odległe od przedstawionego opisu, co może prowadzić do fali rozczarowań, zaś w najgorszym wypadku do uznania opiniotwórcy za łgarza. Osobiście Hito był zdania iż warto brać opisy pod uwagę, jednak najlepiej samemu się o wszystkim przekonać. To najsprawiedliwsza i najbezpieczniejsza droga. Dlatego też nie miał im za złe tych skąpych opisów, chociaż ciekawość zżerała go od wewnątrz.
- Mam nadzieję, że nos już cię nie boli.
- Tak, tak. Już wszystko w porządku. Nie ma się czym przejmować. - Wyrwany z zamyślenia zwrócił swój wzrok w stronę wcześniej poznanego Uriela. -Oh, hej. - Posyłał mu ciepły uśmiech, powstrzymując się przed ponownym dotknięciem wspomnianej części ciała. Nie było potrzeby sprawdzać czy wciąż boli, miał wrażenie że anioł szukał jedynie pretekstu do wszczęcia rozmowy.
- Wydaję mi się, że akurat ty zamieszkujesz w Edenie, prawda? Co prawda widziałem cię może raz… lub dwa. Jednak czy nie mylę się, że w obecności drugiego, łudząco przypominającego cię człowieka?
Młodzieniec chwilę milczał odwracając swe spojrzenie w stronę winogron, zwisających krytycznie ze ścianek jednego z przepełnionych jadłem koszy. Podniósł całą kiść, odrywając grona z samego dołu, po czym ułożył ją spowrotem na reszcie jedzenia.
- Nie mylisz się. Wraz z moim bratem zamieszkujemy nieco odleglejszą część Pańskiego Ogrodu. - Wciąż uśmiechał się łagodnie. Wyglądało na to iż niebieskie ptaki wiedziały o tym, że Hitaoshi nie jest jednym z nich. Czy to słusznie, że uznali go za człowieka? Nie sprawiał ostatnio problemów, miał nadzieję. Jednakże logika podpowiadała iż łudząco podobne do siebie bliźniaki, nie mogą żyć eonami jako człowiek i anioł. Nawet jeśli Uriel nie zdawał sobie z tego teraz sprawy, to inni na pewno to przeczuwali. Prawda prędzej czy później wyszłaby na jaw.- Nie jest człowiekiem. - Odparł, po chwili częstując się zerwanymi owocami. - Nie dane mu było również podążyć za mną. - Na tym zakończył swoją wypowiedź. Nie chciał robić z siebie ofiary, ani też narzekać na krzywdzący los. Oboje żyją i mają się dobrze. Czy to nie najważniejsze? - Przepyszne... - Szepnął w uniesieniu, zmieniając nagle tor rozmowy ze swojej osoby, na coś o wiele mniej przytłaczającego. Tak, jak miewał w zwyczaju. Niełatwo rozwiązać mu język na tyle mocno, by zaczął uzewnętrzniać się przed obcymi na tematy, które rozważał jedynie w swojej głowie. Póki nikt nań nie naciskał oczywiście. Czuł się w tedy naprawdę odprężony i zadowolony z życia. - Urielu, próbowałeś już tych darów? Jestem pewien, że inni również docenią ich słodycz. Ktoś musiał się bardzo postarać. - Wyciągnął w stronę pytającego całą kiść. - Poczęstuj się i podaj dalej. - Może ktoś jest zbyt nieśmiały? Zbyt skromny aby samemu sięgnąć do kosza? Dzielenie się jedzeniem, to najłatwiejszy sposób na poznanie kogoś nowego. Włączenie go do pewnej wyimaginowanej w ich umysłach wspólnoty. Wystarczy się rozejrzeć by zauważyć te schematy. Nieświadomie tworzące się grupki. Desperaci, anioły, anioły z desperacji... Nikt nie lubi być na zewnątrz. Odstawać od innych. Sam pośród złudnie obcych osób. Bez względu na to czy jest to koło różańcowe, czy grupa osób lubiących marchewki. Każdy chciałby gdzieś należeć. Nie pozostawać zbyt długo sam. Z Hito nie było inaczej. Gdziekolwiek jesteś, gdy widzisz na swojej drodze twarz drugiej osoby czujesz się pewniej. Czy to wróg, czy inna rasa, czy dziecko... wystarczy, że oboje lubicie marchewki. Błahe i lekkie tematy rozmów były jego ulubionymi. - Wy również wiele dzisiaj uczyniliście. Powinieneś nieco odpocząć. Może mógłbym w czymś jeszcze pomóc?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.04.17 0:40  •  Polana nad strumieniem.  - Page 2 Empty Re: Polana nad strumieniem.
Przymknął na moment oczy, zdając się całkowicie odpłynąć gdzieś daleko, w niebyt.
W tym momencie postanowił, że już całkiem zignoruje Sorę i jego słowa podszyte słodką trucizną. Był kłamczuchem. Obrzydliwym, zdradzieckim kłamczuchem, egoistą i chorym dupkiem, który wykorzystał go dla swojej własnej satysfakcji, pieprzonego ego czy czego tam jeszcze. Jednakże skoro znaleźli się razem tutaj, w gronie innych skrzydlatych, Nathair na dziś postanowił odpuścić. Nie chciał niszczyć tej chwili innym zebranym tutaj, dlatego też już nie patrzył w stronę szatyna, ani też nie odzywał się, kierując w jego stronę. Jakby nigdy nie istniał.
Może uda mu się wymazać go z pamięci. Raz, a dobrze
Wysłuchiwał po kolei anioły, które opowiadały o swoich stróżach. Prawdę powiedziawszy, nawet ja padały pod ich adresem jakieś mało przyjemne słowa, to i tak wydawali się być wręcz o anielskim usposobieniu w porównaniu do tego, nad którym przyszło Nathairowi roztaczać opiekę.
Gdy wreszcie zapadła cisza, pozwolił sobie na uchylenie najpierw jednej powieki, potem drugiej, przesuwając spojrzeniem po większości twarzy, skutecznie omijając tę jedną, najmniej pożądaną. Czyli wychodziło, że teraz była jego kolej? Tsk, upierdliwe.
Poprawił się, siadając wygodniej na kocu i podciągnął mocniej nogi pod siebie, wzdychając niemo, ledwo zauważalnie.
Większość z pewnością już go poznała. – odezwał się wreszcie, przerywając i mącąc budującą się ciszę. – Był jednym z sądzonych przez Metatrona. – wbił spojrzenie w samotny kamień, który w tym momencie wydawał się wyjątkowo interesujący i kusił swoim pospolitym kształtem oraz szarą barwą.
Nazywa się Ryan, I jest jednym z pierwszych wymordowanych. Pamięta doskonale czasy jeszcze przed apokalipsą. – pochylił się i zgarną ten upierdliwy kamyk, który zaczął obracać w palcach.
Jest cholernie specyficzny. Nieokiełznany. Nie da się go opisać w paru krótkich słowach. A w tym wszystkim jest niebezpieczny. – nie zamierzał wdawać się w szczegóły. Nie chciał też mówić zbyt wiele na temat Ryana. Domyślał się, że zapewne oczekuje się od niego czegoś więcej, informacji, lepszego i głębszego określenia swojego podopiecznego, ale miał wrażenie, że jeżeli zacznie mówić o Ryanie, to poniekąd go zdradzi. Dlatego też na tym poprzestał.
To tyle. – mruknął na koniec, bardziej do siebie, aniżeli do reszty zgromadzonych, przesuwając opuszką kciuka po nieregularnych krawędziach kamienia. Nie musieli wiedzieć więcej.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.05.17 18:34  •  Polana nad strumieniem.  - Page 2 Empty Re: Polana nad strumieniem.
Siedział na końcu wysłuchując co zebrani mieli do powiedzenia. Starał się przy okazji zapamiętywać imiona oraz twarze ich właścicieli. Samemu w końcu też chciał się przedstawić jednak rozmowa posuwała się na tyle szybko, że nie mógł znaleźć dobrego momentu. "W sumie to nie znam nikogo." stwierdził w myślach. Żadne z imion, które tu padło nie przywodziło mu na myśl pacjenta czy ewentualnego zleceniodawcy. W sumie Desperacja jest duża, więc nie ma się co dziwić, że nie zna większości osób. Po za tym przeważnie nie ma czasu, żeby je poznać. Cały czas zajęty swoją pracą ledwo znajduje czas na sen, a co dopiero na kontakty międzyludzkie.
W pewnym momencie Viktor został dość mocno zaskoczony. Istaroth zawołał go i pomachał na niego ręką. Nie spodziewał się, że taka sytuacja może zaistnieć. Wstał lekko się uśmiechając i podszedł bliżej, po czym usiadł obok trójki smoków.
-Nazywam się Viktor Blue.-powiedział spokojnie lecz donośnie, tak aby każdy go usłyszał bez większego problemu-Miło mi was poznać.-dodał obdarzając zebranych ciepłym uśmiechem.
W sumie sam nie wiedział co ma opowiedzieć o Desperacji. Większość z tu zebranych była stróżami i opowiedziała co nieco o swoich podopiecznych. Jednak codzienność Viktora wypełniona była pracą. Opatrywanie ran, diagnozowanie pacjentów, roznoszenie leków lub ich produkowanie czy operacje to główne rzeczy, którymi zajmuje się Viktor. Nie wydawało mu się, że opowiadanie o tym co robi jest jakkolwiek ciekawe.
-Głównie zajmuje się leczeniem chorych, operowaniem czy opatrywaniem rannych i produkcją leków. Staram się pomagać każdemu kto jest w potrzebie jednak samemu nie jestem w stanie pomóc każdemu. Nie raz oglądam jak ktoś umiera w mękach, ponieważ za późno otrzymał pomoc. Nie ważne jak szybko bym pracował i jak bardzo nadwyrężał swój organizm zawsze znajdzie się ktoś komu nie będę w stanie pomóc.-opowiadał z przejęciem-Jest to najgorsze co może się przytrafić lekarzowi.-dodał po chwili zaciskając pięści-Bezradność kiedy umiera pacjent.-powiedział kończąc swoją wypowiedź po czym skierował swój wzrok na niebo.
Podzielił się częścią swojego codziennego życia z resztą. Swoimi doświadczeniami. Nie wnosiło to nic nowego. Powszechnie wiadomo, że na Desperacji jest deficyt leków oraz lekarzy. Jednak jest to coś na co Viktor nie jest już w stanie jakkolwiek zadziałać. Nawet samemu wytwarzając lekarstwa, nie jest w stanie zaspokoić tak wielkiego zapotrzebowania. W końcu jeden anioł nie jest w stanie zbawić całego świata. Pomimo tego przekracza niejednokrotnie swoje możliwości, aby pomóc jeszcze jednej osobie, zrobić jeszcze kilka lekarstw.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.05.17 16:36  •  Polana nad strumieniem.  - Page 2 Empty Re: Polana nad strumieniem.
Widział mnóstwo skrępowane twarze, które mniej lub bardziej wstydziły się tego, kim się stali. Wcale im się nie dziwił. Przez pierwsze lata, w których Evan postanowił zmienić drogę na inną, czuł się tak samo jak cała reszta tutaj. Z czasem jednak uczucie wstydu zniknęło i przestał się wielu rzeczy przejmować. Chociaż nie ukrywał, że za niektóre zbrodnie czy występki dalej było mu wstyd. I źle. Dlatego od czasu do czasu odwiedzał Eden, aby odprawić swoją pokutę. Przynajmniej tyle może zrobić.
Obserwował każdego tutaj zebranego i słuchał uważnie słów, które padały. Podopieczni. Nie miał żadnego. Dlatego też trudno było mu cokolwiek powiedzieć. Nie był zdrajcą i też nie chciał mówić zbyt dużo, dlatego ograniczył się tylko do słuchania. Nie czuł większej potrzeby, aby cokolwiek na ten temat powiedzieć, chyba że rzeczywiście Istaroth poczuje niezmierną potrzebę wysłuchania zdania Ravena. Tylko w takim wypadku cokolwiek powie, głównie z grzeczności. Niech jednak wie, że te słowa nie będą całą prawdą. Nie zdradzi swoich. W końcu sam był grzesznikiem, który robił paskudne rzeczy. Niechaj nie oczekują od niego zbyt wiele. Łatwo było można się domyśleć, że kiedy Evan tutaj się zjawi, nie będzie należał do tych zbyt rozmownych osób. Taki miał charakter. I nie przepadał za takimi integracjami, niemniej czuł się w obowiązku pojawić się wśród nich. Może jednak się do czegoś przyda? Kto wie. W zamyśleniu, odgarnął grzywkę z twarzy krótkim gestem dłoni, sięgając po kolejny smakołyk znajdujący się na kocu. Chyba był głodny.

// Proszę mi wybaczyć, że odpisuje po terminie, niemniej pisałem w nieobecnościach, że będę wstanie odpisać dopiero w okolicach 4 maja. Mam nadzieję, że weźmiecie pod uwagę mój nic znaczący post. Serio. On nic kreatywnego nie wnosi. |:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.05.17 20:25  •  Polana nad strumieniem.  - Page 2 Empty Re: Polana nad strumieniem.
„Sory już nie ma.”
Istaroth zrobił przejętą minę, którą najłatwiej było przypisać do tych z zakresu współczujących. Niewątpliwie nie wiedział z jakimi okropieństwami przyszło spotkać się mężczyźnie w przeszłości, skoro tak ostro wyraził się o swoim – jak blondyn przypuszczał – pierwotnym „ja”, jednak nie potrafił powstrzymać się od tej prostej emocji, by po prostu zareagować smutkiem na panujący stan rzeczy. Cóż za niemoc, że choć jednakowe noszą skrzydła, przypadło im toczyć tak różny żywot. Niemniej Istaroth nie roztrząsał dłużej tematu godności Tyrella, co dało się jasno zauważyć, gdy zdystansował się do całej sprawy, choćby za pomocą własnej mimiki. Zmienił temat. Chciał odciągnąć go jak najdalej od przykrości i gniewu, który czuł po przeciwnej stronie konfliktu. Niech to jedno potknięcie w ich baśniowym otoczeniu zasłonią następne szczere uśmiechy anioła i jego równie szczery jak i przyjazny ton głosu.
Z racji tego, że Tyrell pierwszy zabrał głos – co osobiście spodobało się Istarothowi, który zaczynał mieć nadzieję, że jego goście powoli zaczną się rozgadywać – cała uwaga blondwłosego anioła spadła właśnie na niego. Słuchał go z najwyższym zaangażowaniem, próbując wkodować sobie każde zasłyszane słowo, byleby wywęszyć w nich okazję do udzielenia pomocy.
- Rozumiem. Hm.. ciężki przypadek. A od jak dawna pełnisz funkcję jego stróża? – zagadnął możliwie jak najmniej nachalnym tonem, nie mając żadnych złych intencji. Pytanie samo mu się wyrwało. – Trudno sprecyzować, co tak naprawdę moglibyśmy uczynić, by polepszyć jego sytuację, skoro tak niewiele o nim wiadomo…
Szybko jednak zmienił obiekt swojego zainteresowania, słysząc głos Dudleya.
Podopieczny drugiego ze Smoków wyraźnie wpisywał się w kanon osób, które Istaroth potrafił z miejsca obdarzyć sympatią. Nawet nie ukrywał, że owładnęło nim uprzejme zdziwienie, gdy okazało się, że Desperacja ma swoich zawziętych ogrodników.
- Niesamowite! Koniecznie powinien zapoznać się z jednym z naszych roślinnych aniołów. Może razem podyskutowali sobie o tych no… ziemistych sprawach. – machnął ręką, łudząc się, że ów zamaszysty gest ułatwi mu nakreślenie sytuacji (szczęśliwym trafem Hitoashi siedział za daleko, by znowu oberwać w nos). Dobór słownictwa nieszczególnie ociekał formalnością, ale anioł szybko podjął godniejszy temat. Najpewniej pod wpływem wymownego spojrzenia Uriela. – Przedyskutowalibyśmy sprawę poszerzenie roślinności na tych nieprzyjaznych terenach lub chociaż ułatwili uprawę na jego ściśle wyznaczonych częściach. Być może warto byłoby w przyszłości pomówić o tym z Sidhe, skoro ma doświadczenie. - zaproponował blondyn, tym samym przenosząc wzrok na kolejną osobę, która zdecydowała się zabrać głos. Wyraźnie cieszyło go, że goście postanowili w znacznej większości wypluwać z siebie jakiekolwiek słowa. Obawiał się, że spotkanie okaże się dużo bardziej niezręczne.
„Był jednym z sądzonych przez Metatrona.”
Dobrze, pospieszył się z oceną sytuacji.
Teraz zrobiło się niezręcznie.
Choć Istaroth wyraźnie zesztywniał na wspomnienie o tych okropnych wydarzeniach, nie mógł pozwolić sobie na trwanie w dalszej niewygodzie. Wypuścił ciężko powietrze, ukradkiem spoglądając na Uriela, który jednak całą swoją uwagę skupiał na ciemnowłosym skrzydlaku, wypytując go o sobowtóra.
- Mam nadzieję, że nigdy nie zrobił ci żadnej krzywdy, Nathairze. Czyżby był zdziczałym i stąd jego nieprzewidywalne zachowanie? – zagadnął delikatnie, najwyraźniej będąc jednym z tych, którzy nie przysłuchiwali się bezpośrednio wydawanym przez Metatrona rozkazom.
Tymczasem Uriel skupiał się na Hitoashim, choć jego błękitne spojrzenie było zdecydowanie lżejsze, niż to nabuzowanego energią, gadatliwego blondyna. Z pewnością mniej natrętne, bo choć przez większość czasu wpatrywał się w twarz drugiego anioła, nie omieszkał zarzucić wzrokiem na okolicę czy innych rozmówców, gdy poruszony temat wydał mu się warty choćby najmniejszego okazania uwagi.
- Och, więc to jednak Twój brat. – pokiwał ze spokojem głową. – Hm… nie jest człowiekiem … - podjął wstępną próbę zinterpretowania słów rozmówcy, acz szybko zaniechał prowadzenia jej na głos, uznając, że nie ma co powoływać się na oczywistości, wynikające z konstrukcji wypowiedzi. – Szkoda, że nie przybyłeś tu wraz z nim. Tegoroczne obchody świąt i tak mają skupić wokół siebie różnych gości z zewnątrz. Może i jemu przypadłoby tu do gustu. – dodał po niedługiej chwili, ponownie wiodąc spojrzeniem na wzgórze, próbując raz jeszcze dopatrzeć się ciekawej zwierzyny. Niestety tym razem sarna umknęła przed nim w krzaki, a sam Uriel został zdekoncentrowany propozycją jedzenia. Cóż, uprzejmie się poczęstował i wedle słowa, podał dalej, wprost w objęcia Ravena, który jak dotąd siedział cicho jak mysz pod miotłą. – W zasadzie teraz możesz jedynie pomóc nam to wszystko zjeść.
Tymczasem Istaroth skupiał się na słowach Viktora.
- Rozumiem. To faktycznie musi być bardzo ciężkie. Viktorze, podejmujesz się pomocy w jakieś specjalnej placówce, czy wędrujesz samotnie po całej Desperacji? Może jesteś jednym z pracowników Szpitala? Jak on się nazywał… Szpit-…-
Pisk!
Kilkanaście anielskich głów podniosło się ku górze, wypatrując źródła zasłyszanego hałasu. Jazgot rozniósł się po całej okolicy, przywodząc na myśl chmarę poruszonych, zaniepokojonych ptaków. Nie minęła nawet minuta, gdy pierwsze płacze władców nieba, zawtórowały coraz głośniejszym szelestom liści, chrzęstem gałęzi.
Istaroth poniósł się z koca, wciąż nasłuchując.
- Urielu, czy w okolic… - z korony drzew wystrzeliły jak z procy drobne dzióbki najmniejszych ptaków, przecinając niebo nad polaną, by zaraz ponownie rozkrzykane zniknąć po drugiej stronie drzew.
Czyżby się czegoś przestraszyły?


Termin odpisu: 14.05.2017, godzina: 20:00
Kolejność dowolna.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.05.17 21:51  •  Polana nad strumieniem.  - Page 2 Empty Re: Polana nad strumieniem.
Kiedy usłyszał głos Isarotha, podniósł wzrok. Jego przejęta mina wzbudziła w nim pewien nieopisany niepokój, coś porównywanego do sytuacji w której ostatnie słowo wywołuje w odbiorcy przykrość. Anioł nie należał do grona mistrzów odczytania ludzkich emocji. Zawsze pragnął zrozumieć choć krztę, jednak zawsze kończyło się tak samo. Zawodem.
  — Rok. To niezbyt wiele, aby dowiedzieć się o kimś zamkniętym w swojej skorupie. — skwitował, jakby dla swojego wytłumaczenia, choć wcale nie miał tego na myśli. Doskonale wiedział, że gdyby Shane chciał się przed nim otworzyć zrobiłby to już dawno. Ten 'wyjątkowy' osobnik potrzebował po prostu więcej czasu.
  Wciąż opierając łokcie o spodnie rzucił dyskretne spojrzenie w stronę różowowłosego. Słuchał tego co mówił, choć wydawał się być niespecjalnie zainteresowany — podsunął do swoich ust soczyste winogrono. "Więc i on stróżuje". Przez sekundę zamyślił się powracając do tamtego felernego dnia. Wiatr podwiał mu czarną grzywkę, która musnęła go w nos. Jak wyglądało jego późniejsze życie? Kto wyciągnął do niego rękę? O ile ktokolwiek to zrobił...
  Poczuł nerwowy trzepot skrzydeł, który uderzył go w prawą dłoń. Oprzytomniał, szybko porzucając rozmysły o życiu prywatnym Nathaira. Spojrzał na Rakshe, który teraz kierował swój nastroszony łeb w kierunku nieba, jakby coś na nim szukał. Tyrell miał już zignorować tę próbę zwrócenia na siebie uwagi, bowiem ptaszysko uwielbiało, kiedy było dopieszczane z każdej strony, kiedy usłyszał szargający echem pisk. Był tak głośny, że anioł przez chwilę miał pewność, że ten przerażający dźwięk dochodzi z wnętrza jego głowy. Przyłożył dłoń do lewego ucha, brew obniżyła się. Z okolic dostojnie zielonego drzewa wyleciały ptaki. Raksha rozłożył długie skrzydła i zaczął nimi machać, zrzucając przy tym parę drobnych owoców z postawionego przed nimi kosza; poturlały się do reszty aniołów. Tyrell w napięciu spoglądał na bestię, kiedy odtworzyła dziób i skrzyknęła gwałtownie, była przerażona. Nigdy nie widział feniksa w takim stanie.
  — Hej — rzucił  i wyciągnął  prawą dłoń w kierunku jego drobnej sylwetki, jakby chciał go złapać, ale ten wciąż machał skrzydłami, przecinając powietrze ognistymi piórami. "Co jest z tobą". W turkusowym oku Tyrella zapalił się niespokojny błysk. Coś wyczuł?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.05.17 13:25  •  Polana nad strumieniem.  - Page 2 Empty Re: Polana nad strumieniem.
Viktor nie był zbyt obeznany w tym co działo się w Edenie. Traktował to miejsce bardziej jako samotnie, gdzie może zająć się wyrobem lekarstw bądź innym zajęciem związanym z pracą. Kiedy padły słowa o sądzeniu, Istaroth widocznie się zmieszał. Anioł już sam nie pamięta kiedy ostatni raz był na jakiejś rozprawie. Przeważnie nie odpowiada na wezwania zawalony pracą. Nie rozumiał co spowodowało taką, a nie inną reakcję, ale nie trudno było się domyślić, że nie były to przyjemne wspomnienia.
Kiedy Istaroth zwrócił się do niego uważnie słuchał co ma on do powiedzenia. Chciał zadać pytanie granatowowłosemu, ale nagłe poruszenie ptaków przerwało konwersacje zebranych tu aniołów. Viktor skierował swój wzrok w stronę, z której dobiegał jazgot ptactwa. "Coś się musiało stać, ale co?" zastanowił się wypatrując czegoś co może podprowadzić do odpowiedzi na to pytanie. Jednak nie tylko ptaki z tamtej strony polany były przerażone. Feniks Tyrella również się czegoś bał. Co mogło wywołać taki strach u tych zwierząt? Jeśli to coś się tu zbliża to pewnie za niedługo nie będą musieli się dłużej nad tym zastanawiać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.05.17 14:03  •  Polana nad strumieniem.  - Page 2 Empty Re: Polana nad strumieniem.
Szarowłosy wciąż trzymał w dłoni wcześniej napoczętą pomarańczę, której słodki sok zdążył spłynąć po jego palcach i nadgarstku. W pierwszej chwili miał ochotę zwyczajnie unieść rękę i pozbyć się lepkiej substancji językiem, jednak w porę przypomniał sobie, że jest w Edenie, wśród innych skrzydlatych, przy których chciał się zachowywać jak należy, nie zwracając zbytnio na siebie uwagi. Pospiesznie pochylił się do przodu, poszukując wzrokiem jakiejś chusteczki lub czegoś, co mogłoby za chusteczkę robić. Dość szybo spostrzegł serwetkę, na której ułożone było jakieś jedzenie. Wyjął ją ostrożnie, by nie wywrócić żywności, która na niej leżała. Niemalże natychmiastowo wytarł mokrą dłoń, by następnie użyć chusteczki do wytarcia wilgotnych ust. Potem już tylko chwycił kawałek owocu przez papier, by nie pobrudzić się drugi raz.
Na chwilę uciekł wzrokiem gdzieś w bok, jednak wciąż wsłuchiwał się w słowa innych skrzydlatych. Odetchnął głębiej, mrugając nieco zmęczonymi oczami. Przetarł twarz wolną dłonią, jednocześnie odgarniając na bok kilka szarych, brudnych kosmyków, które drażniły jego czoło. Czuł się dziwnie, choć najprawdopodobniej było to spowodowane przebywaniem w nowym miejscu z nowym towarzystwem, do którego nie zdążył jeszcze przywyknąć, i niestety jak na razie nic nie wskazywało na to, by szybko miało to się zmienić.
Ostrożnie dokończył jeść pomarańczę, tym razem unikając jakiegokolwiek poplamienia się sokiem owocu. Dopiero po skończeniu konsumpcji mógł zastanowić się co odpowiedzieć na wypowiedź Istarotha, która przepełniona była niespodziewanym dla Dudleya entuzjazmem. Z początku nie wiedział jak powinien zareagować, dlatego uśmiechnął się, unosząc kąciki bladych ust ku górze.
Jasne, myślę, że Sidhe na pewno byłby zadowolony z takiego spotkania. Kiedyś był do aniołów nastawiony dość sceptycznie, ale teraz postrzega je zupełnie inaczej. Myślę, że takie spotkanie można by kiedyś zorganizować. — Pokiwał głową, a uśmiech nieprzerwanie zdobił jego anielską twarz, której jedyną skazą były podkrążone oczy. — Gdy wrócę na Desperację na pewno z nim o tym pomówię — zapewnił, bo taka rozmowa mogłaby przecież jedynie pomóc, więc nie miał nic do stracenia. No i Banshee by się cieszył, bo przecież tak bardzo lubił zajmować się roślinami, a tak niewielka część pustynnych ziem nadawała się pod uprawę. Niewielka? Trafniej byłoby to określić mianem „znikomej”, bo rzeczywiście trudno było namierzyć kawał gruntu, który podołałby powierzonemu zadaniu bycia przychylnym dla rozwijania się roślin.
Po chwili zgromadzeni usłyszeli zwierzęcy skrzek, a następnie na niebie pojawiła się chmara ptaków. Dudely podobnie jak inni uniósł łeb, by spojrzeć na niebo.
Co się dzieje? — pytanie posłał w eter, mając nadzieję, że odpowie na nie ktokolwiek.
Czyżby w Edenie wcale nie było tak kolorowo jak mówili?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.05.17 23:02  •  Polana nad strumieniem.  - Page 2 Empty Re: Polana nad strumieniem.
Tymczasem Hitoashi pokiwał wolno głową uśmiechając się tak, jakby właśnie oznajmił Urielowi najwspanialszą z nowin. Szczęściem, żadne z nich nie było przy nadziei. Najpewniej Uriel trafił w punkt, a takich Hito nie zwykł przesuwać w żadną stronę, póki domysły nie stają się pomówieniami. Ciężko jednak rozgryźć co dokładnie chodziło mu po głowie, bowiem anioł wciąż przeżuwał kawałki owoców z zapałem i godnością dziesięciolatka. Oba policzki wypchane były winogronami i ani grama szansy na usłyszenie od niego, choćby jednego zrozumiałego słowa. Najwyraźniej do serca wziął sobie sugestię pomocy w zjedzeniu wszystkich tych dobroci i aktualnie sprawdzał czy da radę zmieścić w ustach całą kiść. Zielone i czerwone grona z wolna znikały z jego dłoni, póki nie ostały się tylko puste gałązki. Zachowanie to samo za siebie mówiło raczej o tym, iż nie ma zamiaru podejmować się pogłębienia tematu brata oraz jego nieobecności dzisiejszego dnia. Widocznie wspomniany Hitaoshi miał swoje plany i nie współdzielił ich wraz z Oashim. Mimo to, niebieski ptak wciąż starał się podtrzymać miłą atmosferę rozmowy, jednak dźwięki jakie dało się odeń wyłapać dało się ułożyć jedynie w trzy kompletne wyrazy - dobre, zabawa oraz przykro. Tak samo na temat jak gestykulacja objedzonym badylkiem po owocach. Później przestał mówić w ogóle, gdyż z ust pociekła mu cienka stróżka lepkiego soku. Na widok czego jeden z aniołów siedzących obok, obdarzył go pełnym dezaprobaty westchnieniem podając chusteczkę. Zawstydzony przerwał rozmowę, wycierając się i doprowadzając do porządku. Zresztą nie chciałby aby jego starsi koledzy pomyśleli sobie iż śmieszą go ich opowieści. Wszak odkąd wdał się w konwersację z Urielem, owe nadal trwały, zaś ich temat był ciężki i z lekka przygnębiający - w szczególności wspomnienie o Metatronie. Dlatego wiec resztę owoców postanowił przełknąć w milczeniu.
Po dłuższej chwili, udało mu się oswobodzić swoje usta. Nim jednak ponownie je otworzył, aby zadać swemu rozmówcy pytanie, całą sielską atmosferę przerwał przeraźliwy pisk. Rozejrzał się dookoła. Anioły zdawały się być równie zdezorientowane owym zajściem co on sam. Nawet Istaroth zdawał się być zaskoczony. Chmara ptaków przecięła niebo, niczym w migracji, na kilka chwil zasnuwając polanę nieregularnym cieniem... jednakże na to jeszcze za wcześnie. Nie powinny opuszczać swoich gniazd. Tym bardziej wiosną. Cóż zatem zmusiło te małe stworzenia do zebrania się w grupę i ucieczki na drugi koniec Edenu?
- Co się dzieje? - Pytanie to rozniosło się cichym szmerem po zebranych. Hitoashi również powstał z miejsca, swój wzrok kierując w stronę z której nadleciały ptaki, aby za moment przenieść go na Uriela. On coś wiedział? Oboje musieli. Nie ponowił jednak pytania. Wszyscy wydawali się i tak już nadto poruszeni.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.05.17 1:13  •  Polana nad strumieniem.  - Page 2 Empty Re: Polana nad strumieniem.
Uśmiechnął się delikatnie sam do siebie na słowa, czy Ryan kiedykolwiek go skrzywdził.
Zależy.
Zależy jak na to spojrzeć.
W pewnym stopniu – na pewno. Zwłaszcza mentalnie. Czasami Nathair czuł się przez niego zaszczuty, zamknięty, pozbawiony skrzydeł. Czasami obrywał za niego, nawet nie słysząc głupiego ‘przepraszam’. Ryan zdecydowanie nie nadawał się na kogoś, kto zasługuje na stróża, ale Heather nie mógł narzekać. Pewnie wielu innych zmagało się  gorszymi istotami.
Chociaż czy może być coś gorszego od mordercy, gwałciciela, lodowej cegły pozbawionej ludzkich odruchów i odczuć oraz kanibala w jednym? No więc właśnie.
Mimo to, mimo myśli jakie wypełniały jego umysł, nie odważył się odezwać na ten temat. Nie w towarzystwie tych wszystkich aniołów, które pewnie w większej mierze nie zrozumiałyby tego wszystkiego, zwłaszcza motywów, jakie targały drobnym ciałem jasnowłosego.
Tym bardziej, że wśród skrzydlatych znajdował się Sora.
Dlatego też Nathair już po chwili zamilkł, wsłuchując się w to, co działo się dookoła niego. W słowa, jakie padały po kolei z każdych anielskich ust. I choć niezbyt przywiązywał do nich uwagę, a te ulatniały się drugim uchem gdzieś w eter, to jednak sprawiał wrażenie kogoś, kto pomimo zabawy źdźbłami trawy wydaje się przysłuchiwać. Do momentu, aż spokój przerwał dźwięk kilkunastu, jak nie więcej, skrzydeł spłoszonych ptaków.
Coś takiego nigdy nie zwiastowało niczego dobrego.
Uniósł powoli głowę podążając wzrokiem za nimi, aż wreszcie spojrzenie spoczęło na drzewie, które jeszcze parę chwil temu było przez nie okupowane.  Nic jednak nie wskazywało na to, by miało coś się wydarzyć. Nie poruszył się, ale też nie odwracał wzroku. Czekał. I nasłuchiwał.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach