Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 5 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5

Go down

Pisanie 06.05.18 2:22  •  Złomiarnia Kinzoku - Page 5 Empty Re: Złomiarnia Kinzoku
Skyu starał się dbać o swoje zdrowie jak mógł. Nie wszystko wychodziło mu jak należy, szczególnie jeśli chodziło o jedzenie. Ale kilka cech miał na pewno dziedzicznych i nie musiał tak bardzo się owymi przejmować. Gładka skóra, piękna cera... śnieżnobiały uśmiech. Prawdopodobnie sam nie jest świadom, że jest krzyżówką krwi Amerykanina i Azjatki. Białe i silne perełki po ojcu oraz nieskalany wygląd po matce. Pewnie znalazłoby się dużo więcej charakterystycznych odniesień, choćby głośny sposób bycia, jednak z nich wszystkich najbardziej cenił sobie swoje życie. To największa z rzeczy, za którą był wdzięczny swoim rodzicielom. Nie chciał go też zbyt szybko stracić. Nie po takim piekle. Zauważając w ustach biomecha, pomiętego fajka natychmiast się spiął. Śmierdziało gorzej niż zlewka benzyny i przepalonego oleju.
- HEI! Chyba o wiele ba-dziej nisz ty. Nie pal tu p-osze. Inaczej mosze nam się stasss kszywta... To zyomia-nia. Cięszko dostrzec kaszdy wyciek lub fe-ment gasu w powietszu. - Była to jedynie połowa prawdy. Rudzielec bardziej obawiał się rozstawionych w budynku materiałów wybuchowych, które w razie kryzysu, miały pogrzebać niewygodnych klientów wraz ze złomo-dobytkiem. Nie miał ochoty pilnować każdego obcego, czy akurat nie rzuca mu niedopałków po kątach. To strefa podwyższonego ryzyka. Iskry mogą paść nawet z lamp, za sprawą spięcia, otarcia metalu, albo spawarki... ale do tej ostatniej na szczęście miał już wydzieloną strefę, z dala od zagrożenia. - Jesli chcesz, moszesz wyjsss na zewnotsz. Tylko nie smies tutaj. To nie wysypisko, tylko zyomia-nia. - Musiał zrobić prze Nie zauważyłeś jaką śliczną, zieloną kończynę wyhodowałem na zewnątrz? Zaciągnąłby się raz, czy dwa porządnym, powietrzem, to może nawet zechciałby rzucić palenie. O ile wciąż ma czym oddychać... Chwila! Nie ma płuc? I serca? Jedynie widok odsłoniętej kabury powstrzymał go przed przytknięciem łepetyny do piersi bruneta. Gdyby nie odruchy bezwarunkowe, odpalające proces szybkiej ucieczki na widok podobnych zabaweczek, najpewniej już słuchałby pracujących w ciele najemnika trybików i zębatek. Musiał przestać gadać na dłuższą chwilę. Przez to nieudolne kłepanie, język go rozbolał.
- Hah?! - Pochwycony za podbródek, mimowolnie popatrzył klientowi w oczy. Nie widział tam za wiele. Ciemne szkła okularów, odbijały światła lamp, niczym lustro obrazując rudzielcowi jego własny głupawy grymas zaskoczenia na twarzy. Wcale nie starał się przeniknąć poza tę cienką barierę, obawiając się utraty rezonu.
- Pszysnam... se pszydaoby mi się pa-ę szeczy. - Niestety nie wyglądasz na takiego, co by miał nosić przy sobie fortunę… albo łazić w parze z metalowym tragarzem worków wypełnionych nowiuśkim, jak na aktualne standardy sprzętem. Koniec końców i tak rozmarzył się chwilę na myśl o przystojnym androidzie towarzyszącym koleżance Cednie w zakupach. Puszczony, odwrócił się i podszedł bliżej. Po czym jego wzrok skonfrontował się ponownie z paskudną twarzą biomecha, sprowadzając złomiarza na ziemię. Może ten ziomek też kiedyś załatwi sobie piękniejszą twarz? Czego to teraz nie da się zastąpić… lepiej nie skreślać go tak na starcie. Jeszcze sporo przed nim. Patrząc po ilości przeszczepów, jest na dobrej drodze – stwierdził odrobinę zawiedziony, że tak szybko zagęstniono atmosferę. Nadal wszystkiego sobie nie pooglądał.
Zamyślił się. - Pies lat temu powiadasz miaesss mo-towane bebechy. - I to nieprzytomny. Ponownie zlustrował jego osobę od stóp do głów. Żołnierz po przejściach? Nie wyglądał na kogoś ważnego. Musieli go bardzo lubić. Przynajmniej w jego odczuciu. Bardzo możliwe, że wepchnęli mu w to ciało cokolwiek byleby chodził i dyszał. Będzie niecałe siedem lub dziesięć lat, kiedy technologia zaczęła się zmieniać, a odkąd Skyu opuścił w pośpiechu laboratoria techniczne w mieście. Formalnie zatem, byłby jedynie kilka lat w plecy. Dużo. Na szczęście o żadnych przełomach nie słyszał, a zanim cokolwiek poważnego wypuszczą do obiegu potrzeba ze trzech lat testów... Zatem przy odrobinie szczęścia naprawa nie może być skomplikowana. - Masss telefon wujasszku? - Wyszczerzył się. Nie zabrzmiało drogo. Wierzył jednak, że za taką dłubankę w połączeniu z możliwością pomacania mechanicznych kończyn nie wyjdzie na tym stratnie. Ostatnio dość ciężko o działające schematy, a książek tematycznych w tym świecie jest wyjątkowo niewiele, aby jego samoedukacja rozwijała się we właściwym tempie i kierunku. Ważne by podczas napraw nie poniosła go fantazja i nie próbował zmodyfikować ręki biomecha, na podobiznę swojego droida. Dopiero by miał chłop bajerów… brakowałoby tylko brokatem posypać dla zwiększenia efektu ‘wow’.
Podrapał się śrubokrętem w skroń, podchodząc w końcu do biurka i przysuwając sobie jakieś puste pojemniczki.
- Bede musiau Cie od-obine po-ozkęcadź. - Posłał brunetowi szeroki uśmiech, obracając śrubokręt w palcach. Nie ma na co czekać. Jeśli chce działać nadprogramowo, musi zachowywać pozory, Ważne by żadnej śrubki nie zgubić. Rozłożył na stole również ogromny, biały karton. Co by lepiej wszystko widzieć na brudnym i zawalonym stole. Tudzież mieć gdzie zapisywać notatki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.05.18 14:38  •  Złomiarnia Kinzoku - Page 5 Empty Re: Złomiarnia Kinzoku
Yury przestał w końcu śledzić każdy przechadzający się po twarzy mechanika grymas. Omiótł spojrzeniem swoją aktualną lokacje, chociaż nadal umykało jego uwadze wiele szczegółów, głównie przez ograniczone pole widzenia do jednego oka i okulary z przyciemnianymi szkłami. Zacisnął zdrowe palce na ich oprawkach i pociągnął całą konstrukcje ku górze, by zaczepić je o kosmyki niesfornej grzywki opadającej leniwie na czoło. Pusty oczodół z przecinającymi go bliznami, które powstały na skutek dwóch niezgrabnych cięć, został wbity w sylwetkę młodzieńca, ale nań ostrzeżenie nie wyrwało na pół maszynie pół człowieku żadnego konkretnego wrażenie. Na poznaczonej starością twarzy powstało rozbawienie zaakcentowany przez karykaturalny uśmiech rozciągnięty na popękanych wargach. Proszę w zestawie z niewyraźnym składaniem zdań nie brzmiało przekonująco, ani stanowczo.
  — Masz wadę wymowy? — W tonie głosu Wiecznego można było wyczuć lekką nutę ironii. Brawo, ma, skoro sepleni, pogratulował w myślach swoją spostrzegawczość; chociaż zwrócił na to uwagę już parę chwil temu, dopiero teraz z jego gardła wydobył się komentarz na ułomność złomiarza, gdyż nadeszła się niemalże idealna na to okazja.  — Nie mamrocz pod nosem. Mów trochę wolniej, wyraźniej — rzekł w końcu, dochodząc do konkluzji, którą wyprzedziło pytanie retoryczne. By zademonstrować swój lekceważący stosunek do postawionego zakazu, wydobył z kieszeni paczką papierosów. Przeliczył jej zawartość. Dziesięć papierosów; nadal posiadał jakieś zapasy, które w niewielkich ilościach przechowywał w swojej prywatnej kieszeni, ale na tylu sztukach za daleko nie zajdzie. Musiał uzupełnić zapasy w trakcie powrotu na Smoczą Górę. Złapał jednego w palce i przyjrzał się mu jak muzealnym eksponatowi. Konfrontacja z ostrymi promieniami słońca nie wpływa korzystanie na jego samopoczucia, a na dodatek konsumpcja papierosa na zewnątrz w aktualnej sytuacji mijała się z celem jego tymczasowej imigracji – pojawił się tutaj z określonego odgórnie powodu. Chłód złomiarni miał na niego zbawienny wpływ, nawet jeśli wystawiona na działanie słońca skóra nadal piekła, to przynajmniej zminimalizowane zostało zmęczenie, które mu towarzyszyło razem z spływającymi po jego ciele stróżkami potu. Przewrócił w palcach podmiot ich rozmowy.  — Pójdziemy na kompromis — przemówił w końcu po tej małej, pozornie nic nieznaczącej celebracji swojego nałogu, lecz jego uwaga nadal była skupiona na skręconym w pośpiechu szlugu, więc trudno było wywnioskować czy mówi do Skyu, czy do dawki nikotyny, ale zbadał o to, by jego słowa, choć udekorowane w chrypę, pobrzmiewały wyraźnie w wielkiej przestrzeni. — Skonstruuj palarnie — zasugerował zaczepnie, jakby oczekiwał, że palarnia zostanie zbudowana w trakcie paru minut. Przerzucił spojrzenie na swojego rozmówcę; w tym samym czasie papieros znalazł się w ustach, a pudełko zanurkowało w odmętach głębokiej kieszeni. Nie sięgnął jednak po zapalniczkę, zamiast tego zacisnął zęby na filtrze, jakby to miało go powstrzymać od pełnoprawnego skorzystania z usług tego na co aktualnie miał nieodpartą ochotę.
  Kiedy wreszcie zajął zaszczytne miejsce na w miarę stabilnym stołku, kończyny dolne także odczuły ulgę, ale zanim do tego doszło, zasmakował wyraźny przenikliwy ból w prawej, niedostosowanej do długiej podróży serwowanej przez ostatnią bierność swojego właściciela nodze. Poruszył nią, siadając w rozkroku. Zgarbił dotąd wyprostowane plecy, zawierzając spojrzenie na wysokości przedramienia mechanika. Dłoń ponownie powędrowała do kieszeni. Zacisnął palce na wysłużonym telefonie, który prezentował się bardziej jak relikt przeszłości niżeli urządzenie umożliwiające komunikacje. Nie działał głośnik, większość klawiszy nie reagowało na opór palców, a bateria zdechła kilka miesięcy temu, kiedy została wystawiona na działanie zbyt rzęsistego opadu deszczu.
  — Pewnie, ale jest bardzo stary i do niczego się nie nadaje — odpowiedział, wydobywając przedmiotów z kurtki. Odbiło się na nim bezlitosne świadectwo niedbałości o przedmioty martwe i stosunek Wiecznego do rzeczy, które nie nadawały się do użytku. Miał popękany wyświetlacz, odrapaną obudową z wieloma większymi i pomniejszymi rysami, a swoją wielkością dorównywał nieśmiertelnym modelowi produkowanymi przed apokalipsą – Nokiom, ale zapewne ani jeden, ani drugi nie mógł posiadać świadomości o istnieniu takowych. Byli na to zdecydowani za młodzi.
  Rzucił przedmiot na blat mebla, któremu było blisko do spełnienia definicji biurka, by dać Skyu do zrozumienia, że telefon od teraz stał się jego własnością, chociaż sam traktował go bardziej jako zaliczkę, niż całościową zapłatę za naprawę.
  Jakie to było upierdliwe! Żałował, że nie miał pod ręką swojego małego, uroczego mechanika, który nie praktykował żadnej formy zapłaty, a przynajmniej nie w sferze czysto materialnej.
  — Nie krępuj się. Po to tutaj jestem. — Odwdzięczył uśmiech parodyjnym grymasem. — Jest do twojej dyspozycji — zapewnił, ale w tonie głosu błąkała się nuta groźby – Nie spierdol, bo pożałujesz dnia, w którym postawiłeś tutaj swoją składającą się ze złomu fortece.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.05.18 2:36  •  Złomiarnia Kinzoku - Page 5 Empty Re: Złomiarnia Kinzoku
- Nie jezdem uposledzony jesli o to Ci chodzi. - Odparł swojemu gościowi na moment przerywając krzątanie się i całą pracę. To ujma, że ktoś tak o nim pomyślał. Tym bardziej, że Skyu jak na człowieka cieszył się do tej pory naprawdę solidnym zdrowiem. Przynajmniej do czasu gdy udawało mu się trzymać wszystkich wymordowanych na dystans. Po spotkaniu czterorękiego lisa nic dziwnego, że sprawy nieco się skomplikowały. Podał mu niefiltrowanej wody. Skąd zwierzak mógł mieć pojecie o czymś takim? Był tylko zwierzakiem. Z drugiej strony, czy ktoś kto jest na wpół ślepy, stary i skrzypi przy każdym geście ma prawo wytykać mechanikowi ułomność?
Odwrócił się na to pytanie, idealnie w punkt aby dostrzec brak jednego oka. Przeoczył to? W okularach jednak wyglądał dużo lepiej. Nie myślał nigdy o zamontowaniu sobie czegoś fajnego? Może laser? Albo noktowizor. Nieświadomie zaczął się zbliżać, przyglądając z bliska temu pustemu oczodołowi. W połowie z obrzydzeniem, a w połowie z fascynacją. Gotów wepchnąć weń swoje paluchy, by tylko sprawdzić jak wiele elektroniki dałoby się upchnąć do środka. Opanował się dopiero w momencie gdy biomech sięgnął po papierosa.
- Zapalenie jęsyka. Mam od niedawna. To szadna stała ułomnosss. - Wywalił wspomniany pokazowo, aby brunet mógł się temu dokładnie przyjrzeć. Dość niechętnie zresztą, bo nadal go bolał. Z radością też postanawiając się dostosować do prośby i skracać swoje wypowiedzi, aby przynajmniej sprawiały wrażenie wyraźniejszych. Nie żeby nie starał się mówić wyraźnie od początku. Po prostu euforia robiła swoje. Przyjdzie i chwila, że przez dłuższy czas będzie milczał całkowicie. W końcu ból języka nie sprzyja poprawnemu układaniu go za zębami. - Dobrze, sze wpadłess wczesniej. Jeszcze trochę zwłoki i byss mnie nie zastał.  - Albo zastał zdrowym.
Wyprostował się i postawił obok niego metalową puszkę. - To jes twoja palarnia. Skoro nie potrafisss wytrzymać paru godzin bez fajki... - To przynajmniej nie rzucaj mi niedopałków gdzie popadnie. Przez chwilę uśmiechał się szeroko, nim na stole nie wylądował jakiś przedpotopowy telefon. Niesprawny? Z Ekranem i przyciskami nie będzie problemów. Gdyby chciał to nawet wmontowałby mu kolorową tapetę. To co najbardziej go obchodziło to obwody, które bardzo łatwo zniszczyć… właśnie przez podtopienie, oraz bateria. Póki nie wybuchła, może po wysuszeniu i oczyszczeniu rudzielec będzie miał jakieś szanse złożyć z tego telefon. Skoro działał wcześniej to bardzo prawdopodobne, że ruszy i teraz. Modele które znajdywał sporadycznie na śmietnikach, mimo jako takiej wizualnej sprawności, nie były w stanie połączyć się z czymkolwiek bez modyfikacji, które w efekcie przypominały kolejny wybebeszony komputer. Strasznie to niepraktyczne jeśli ma się zamiar ruszyć z domu na dłuższy czas razem z całym tym sprzętem.
- Dzięki. - Nawet się ucieszył. Zajmie się nim później. Żołnierzyk nie wyglądał na kogoś bardzo przywiązanego do przedmiotu, zatem nie było sensu się spieszyć. No chyba, że rudzielec chciałby nagle wezwać pomoc. Tylko kogo? Cedne? To prawdopodobnie jedyny numer jaki posiadał. Wydziergany scyzorykiem na stojącej i majestatycznie rdzewiejącej pod ścianą masce samochodu marki Ford. Wyeksponowanej niczym jakieś fantastyczne trofeum. Chociaż dla niej samej, jest to zapewne wizytówka jedna z wielu.
Sięgnął do kieszeni po niewielki kłębek sznurka oraz parę metalowo-drewnianych przyrządów. Postanowił wpierw zebrać wymiary z ręki i przenieść je na karton, zanim wykręci jakąkolwiek część. Następnie, kolejno umieszczając owe idealnie w miejscach obrysu wraz z odpowiednimi przypisami i numerkami, rozkładać do ponownego złożenia. Niemal jak gra w "połącz kropki" związana ze składaniem modelu drewnianego samolotu. Zakończył pierwsze szkice i wrócił do pacjenta.
Normalny człowiek pewnie od razu odczepiłby całą protezę, wyłączając przy tym połączenia nerwowe, by nie sprawiać posiadaczowi zbyt wielkiego bólu. Pracując jedynie na martwym stelażu. On jednak wolał pobawić się nieco inaczej. Dokładnie przetestować próg bólu oraz wewnętrzną wytrzymałość mechanizmów. Kiedy coś przestanie działać. Kiedy zadziała inaczej. W którym momencie zaboli… po co tak od razu rozpoczynać pełną amputacje, kiedy można powoli?
Nie bez problemu wykręcił zakrzywioną od wgniecenia, zbrojną klapkę chroniącą cały korpus przedramienia, by zobaczyć jak z wnętrza wysypuje się złoty piasek. Nie było go wiele, jednak wystarczająco by blokować funkcje niektórych zębatek i dysz. Wszystko do czyszczenia. Aż cisnęło się złomiarzowi na usta jakieś brzydkie słowo. Jak można się tak zapuścić?
- Trochę zakuszony jestess. - Wysilił się na ponowny uśmiech, wrzucając kilka śrubek do wydzielonego pojemniczka i oglądając klapkę, po czym odrzucając na bok niedbale. Czym to się wygięło? Ciężkie i twarde… Trudno uwierzyć, że połączone z jakimkolwiek stopem aluminium. Żywa stal. Trzeba będzie ją naprostować.
Przygryzł delikatnie miękki ołówek, pozwalając sobie zostawić nań ślady zębów. Długo gapił się na wnętrze ręki, zanim postanowił wydobyć z jej wnętrza wszelkie śmieci, nitki, kłaczki, paproszki, czy kamyczki, które mogłyby przeszkodzić mu w naprawie. A już na pewno w prawidłowym funkcjonowaniu kończyny. Pod koniec sprzatania wręcz uniósł ją w górę, trzepiąc jak starą wycieraczkę. Kilka luźniejszych fragmentów nie wytrzymało takiego traktowania. Ponadto dało się usłyszeć ostry dźwięk luzowanej sprężyny oraz dwa trudniejsze do zidentyfikowania kawałki metalu, które potoczyły się po betonie.
- Ops? Znaczy się… to nie było potszebne. - Spojrzał naiwnie w stronę bruneta. Wracając do dalszych oględzin oraz wydłubywania uszkodzonych części. Potrzebne będą zamienniki. Część materiałów nie wytrzymała takiego zmęczenia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.06.18 0:09  •  Złomiarnia Kinzoku - Page 5 Empty Re: Złomiarnia Kinzoku
Już dobrze, dobrze — odparł głosem podszytym rozbawieniem, lecz było w nim coś jeszcze. Jakaś złośliwa nuta zatytułowana ironicznym: czyżby?, jakby buntownicze wyparcie rzekomej ułomności nic a nic nie dało. Każdy przecież wie, że zdrowy człowiek tak nie mówi, a ten tutaj miał wyraźny problem ze skonstruowaniem nie tylko zdań, ale również pojedynczych słów.
  Na popękanych wargach figurował uśmiech, który swoim charakterem przypominał bardziej ironiczny grymas. Ot, lekkie uniesienie kącików ust nie chodziło w parze z pełnoprawnym uśmiechem. Biochem zdecydowanie nie był z takowym zaprzyjaźniony. Częściej kpił, wyzywał, warczał. Uśmiech to sprawa drugorzędna, zresztą czym miał się chwalić? Krzywem zgryzem? Żółtymi zębami? Brakiem dwóch siódemek i jednej piątki?
  Cień zadowolenia szybko opadł, jakby jego właściciel nagle sobie przypomniał cel wizyty mechanika i to, że to nie Marchewka jest osobą, która zgłosiła się o pomoc, a on, chociaż nawet nie on. Ten pieprzony, nie współpracujący z nim złom. Najchętniej oddałby go do recyklingu, ale potrzebował prawej, górnej kończyny. Było pożyteczna, zwłaszcza wtedy, kiedy miał dać komuś w ryj. Lubił moment, gdy metalowe knykcie wbijały się w obcą szczękę w akompaniamencie zgrzytu łamiących się kości.
  Widząc, a właściwie czując spojrzenie młodzieńca na oczodole, przejechał po nim palcem. Nie, po prostu wepchnął go w dziurę i zarył o naskórek płytką paznokcie. Tak boleśnie, że pojawiła się pod nią płytka rana, zbyt płytka, by krwawić i zbyt płytka, by nocyceptory wyłapały ból od razu. Zrobiły to z opóźnieniem, ale ból ten nie był nawet w połowie tak intensywny jak powinien. Szczypało. Na ułamek sekundy. Szach-mat, Yury, kto tutaj jest bardziej upośledzony?
  — Powiedzmy, że ci wierzę, ale i tak wolałbym, żebyś jednak był upośledzony, bo wiesz... — urwał nagle, więc Skyu nie dowiedział się tego, co powinien wiedzieć, a przynajmniej nie od razu. Yury nie był lekarzem, a jego wiedza w zakresie ratowania czyjegoś życia obracało się wokół odbytego wiele, wiele lat temu kursu pierwszej pomocy, oblanego ku chwale ojczyzny. Nie miał więcej bladego, ani tym bardziej zielonego pojęcia, z czym się wiązało zapalenie języka. Skąd mógł wiedzieć, że to ustrojstwo nie przenosiło się drogą kropelkową jak przeziębienie? Jeszcze brakowało tego, by się zaraził od tego młokosa. Śmiech na sali. — ... Nie chciałbym się obudzić i gadać tak jak ty. To nie jest zaraźliwie, prawda? — dopytał, urzeczywistniając myśli. Chciał mieć pewność, chciał wiedzieć, że nie obudzi się z tymczasowym kalectwem. Niby młody nie podnosiłby za to winny. Winną mógłby obarczać co najwyżej swój chujowy układ odpornościowy, ale i tak musiał zademonstrować to, że nie uśmiechało mu się jąkać.
  Przyciągnął do siebie metalową puszkę, szurając nią po blacie. Pozostawiła na nim kolejną rysę, ale nie przejął się tragedią zdezelowanego mebla. Zamiast tego wyciągnął z kieszeni zapalniczkę.
  — Jedno nas łączy — stwierdził, zanim odpalił kolejnego papierosa. — Ja nie potrafię przeżyć godziny bez fajki, ty nie umiesz odgonić od siebie zboczenia zawodowego — ocenił. Przejechał palcem po kółku trącym.  — Bo nie umiesz, nie? Gapiłeś się w pusty oczodół jak sroka w gnat. Pewnie pomyślałeś, że fajnie byłoby coś tam zamontować, co? — Odpalił końcówkę papierosa. W oku zapaliła się okropna wręcz pewność, że właśnie w takim kierunku obracały się myśli mechanika. Cedna też się nad tym zastanawiała, ale przeciwieństwie do niego, wcale się z tym nie kryła. Robiła to na głos, a on wtedy jej powiedział, że jeśli się na coś zdecyduje, będzie pierwszą osobą, którą się o tym dowie.
  Zaciągnął się, przytrzymując dym papierosowy dłużej w nieczułych płucach.
  Kłamał.
  — Myślałem o noktowizorze. Co ty na to? Umiałbyś skonstruować takie cacko? — zaciekawił się, kiedy dym opuścił jego usta. Obrócił w palcach zapalniczkę, przypatrując się z nietypową jak dla siebie koncentracją w rudzielca. Rzucał mu wyzwania, a jakże! Ale ciekawy, czy chłopczyk miał jaja, by podnieść rękawice. Odpowie twierdząco czy przecząco? Ciekawe, bardzo ciekawe.
  Schował przedmiot z powrotem do kieszeni, a potem tylko patrzył, jak mechanik bierze się do roboty. Miał te charakterystyczny kurwiki w oczach, które miewała Smolista Hydra, gdy ujmowała w dłonie śrubokręty i te wszystkie inne duperele. Yury kompletnie się na tym nie znał, więc nie miał w tym zakresie nic do gadania. Dał mu wolną rękę. Pozwolił działać.
Bez żadnych numerów chciał powiedzieć, ale przecież Skyu nie był jego zakładnikiem, a biomech nie przystawił mu gnata do głowy i nie trzymał go na muszce, jak to zwykle w tych cholernie trudnych czasach bywało. Naprawiał go z własnej, nieprzymuszonej woli, chociaż po drodze do złomiarni, Yury produkował w pustym łbie argumenty nakłaniające Kinzoku do współpracy, gdyby ten pokazał mu środkowe palec słodkim słowem "nie". Wówczas nauczyłby go mówić "tak", ale na szczęście nikt tutaj potrzebował dodatkowej motywacji do współpracy. Zatem Wieczny rozsiadł się wygodnie i nie odrywał wzroku od zwinnych palców mechanika. Dźwięk wyrzucanych do słoika śrubek był pod pewnym względem kojący. W niczym nie przypominał odgłosów wystrzałów, które był najczęściej rejestrowane przez błędniki. I wtedy, właśnie wtedy pomyślał, że chwila relaksu wyjdzie mu na dobre. Przymknął oko, dopalając powoli papierosa. Mógłby nawet zasnąć, mógł, ale po chwili poczuł ostry ból - trochę fantomowy, trochę nie - jakby nerwy przypomniały sobie o braku prawej ręki. Syknął przez zaciśnięte zęby, ale syk został zgłuszony przez nieprzyjemny, przełamujący ciszę huk. Tak paskudny, że kurwa uleciała z ust biomecha, a potem do pakietu doszło też głośne ja pierdolę, gdy otworzył oko i obijał spojrzeniem dyndającą w ręce mechanika protezę, a raczej to co z niej pozostało.
  Na jego czole pojawiło się kilka dodatkowych zmarszczek, a żyłka na skroni zapulsowała niebezpiecznie. Kopnął jedną ze sprężyn, która wleciało mu niemal idealnie pod buta.
  — Lubisz swoje zęby, prawda?  — zapytał, odkładając papierosa od ust. Przez chwilę chciał pochwycić go za gardło i wbić palce w miękką skórę, ale nie zrobił tego. Uśmiechnął się, a było w tym śmiechu coś okrutnego. Obnażył zaniedbane zęby w szerokim, paskudnym uśmiechu godnym największych zwyrodnialców, jacy chodzili po ziemie, chociaż niewykluczone, że już do nich dołączył. — Jasne, że lubisz. Każdy by lubił, ale to nie znaczy, że są ci na coś potrzebne. — Szeptał, tym razem szeptał, chociaż chrypa deformowała nieco wypowiadane przez niego słowa. Uformował z dłoni pięść, gdy papieros wylądował w przeznaczonej do tego puszcze i uderzył nią o blat stołu. Pojemnik ze śrubkami zachwiał się razem z całą swoją zawartością, ale grawitacja nie odmówiła mu współpracy; komplet nadal widniał w prowizorycznym opakowaniu. — Musisz się przyłożyć, by je zachować, bo jeśli się nie przyłożysz, zrobię się nerwy. Rozumiesz, prawda? — zapytał niemal ojcowskim tonem, jakby tłumaczył coś dziecku. Zasłużył, by zostać w zęby, ale Yury nie uderzył go.  Wyprostował palce. Nic dziwnego, że te elementy odpadły. Dawno nie konsultował tego złomu z mechanikiem. Miał za swoje. Barwo, debilu – pochwalił go szyderczy głos w głowie.
  — Umiesz to złożyć z powrotem do kupy, mały?— zapytał, gdy emocje opadły i znów zaczął przemawiać przez niego umowny racjonalizm.
  Umiał. Musiał umieć, inaczej ktoś będzie zbierał zęby z podłogi.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.06.18 0:24  •  Złomiarnia Kinzoku - Page 5 Empty Re: Złomiarnia Kinzoku
Nie jest zaraźliwe? Lis nadal się nie zaraził. Ale to może wina tego, że był wymordowanym oraz nie próbował przywracać rudzielca do życia za pomocą tak wszystkim dobrze znanej techniki usta-usta, która popularna jest głównie z tego powodu, iż robi bardzo efektowne wrażenie na plaży pośród młodych niewiast mdlejących na widok kawałka nagiego, opalonego ciała... Kiedy on ostatnio morze widział? Tak czy inaczej Złomiarz opalone mógł mieć co najwyżej rękawice po zabawie spawarką transformatorową. Bardzo ciężko kontrolować w niej przepływ mocy i niekiedy wymyka się spod kontroli. Na szczęście wojskowe źródło zasilania jak dotąd daje sobie z nią radę. Chociaż żre tego prądu gorzej jak próba  ogrzania drewnianej chaty pożarem.
Niemniej, chociaż Androidy kręciły go wystarczająco mocno, co sam gość zdążył zauważyć, Skyu bardzo cenił sobie pełne uzębienie. Także… zaraz przestał suszyć swoje perełki do tejże nieurodziwej niewiasty ze stali i przybrał poważny ton. Każdy miewa większe lub mniejsze fetysze. Wieczny akurat trafił na ten największy. Nie powinien się zatem dziwić tym szczeniackim zauroczeniem. Przejdzie mu jak tylko spotka nowego adroida czy innego biomecha.
- Tylko w pszypadku gdy planujesz jakies wieksze zbliszenie czesci niemetalowych oraz wymianę plynów. - Skomentował, starając się nadto nie śmieszkować z jego obaw i wyglądać na bardziej upośledzonego niż w rzeczywistości był, skoro to ma w jakiś sposób uspokoić jego obawy i zastopować napływ stresów które mogłyby zwiększyć chęć sięgnięcia po kolejnego papierosa lub też w ostateczności nieco spowolnić to całe kopcenie.
- A widziaues ostatnio jakies roswalone roboty na desperacji? Moglibyście się jakoś skuteczniej rozwalać. Miałbym nieco większe możliwości. - Odpowiedział mu pytaniem na pytanie. Z części samochodowych ciężko będzie o coś podobnego. Noktowizor dobra rzecz, byleby tylko działał. Na ten moment rudzielec miał głównie laserów ponad normę i to je chciał wykorzystać w pierwszej kolejności do upgrejdowania czegokolwiek lub kogokolwiek… tylko dziwnym trafem nikt się na nie nie zgadzał. Może chodziło o miejsce montażu? Nosz kto nie chciałby w gaciach laseru? Jak się wymieni nasadkę to i całą tarcze można sobie wyświetlić podczas oddawaniu się przyziemnym przyjemnościom. Z jego punktu widzenia było to całkiem praktyczne. Celność można ćwiczyć sobie codziennie i w każdych okolicznościach, a i kastraci znajdą coś dla siebie.
- Jesli miaubym Cie calego do dyspozycji, to bym się postarau. Ale nie sodze, abys chciał miec w oku kawaek rdzewiejącego reflektora. Przyszed-bys najwczesniej za tydzien z reklamacjooo. - A ja musiałbym się za ten czas ewakuować na drugą stronę desperacji w nadziei, że tam mnie nie znajdziesz nim nie wykończy Cię tężec lub inne paskudztwo. Chociaż patrząc na te ubytki i poszanowanie metalowych komponentów musiałbym się mocno postarać aby ktoś zarządził amputację twojej głowy. Wydajesz się nadzwyczaj odpornym obiektem westchnień wielu adoratorów.

Łup, łup... ale zawrzało! Cofnął się o krok, wciąż trzymając w rękach „oderwaną” kończynę z miną wskazującą kompletną dezorientację. Skąd takie spiny? Co to za nerwy? Przecież mu tej ręki nie ukradnie. Przynajmniej nie od razu. Popsuta była już wcześniej, zatem jej stan wcale aż tak mocno się nie zmienił. Skoro jegomość teraz tak reagował, to co to będzie jak skończą mu się fajki? Przełknął ślinę, czując jak robi mu się ciut duszno pod tym spojrzeniem. Gdyby nie przyznał się wcześniej, że nie pali to teraz najpewniej skorzystałby z kłamstwa aby samemu zrobić sobie przerwę na papierosa. Nie powie mu nagle, że pilna potrzeba wzywa go do ustępu, czy też właśnie stygnie mu obiad ze szczura, bo tylko prawdziwy frajer nie uznałby tego za próbę ucieczki - zdemontował co niebezpieczne i zwiał. Naprawdę kiepski scenariusz by go czekał po czymś takim. Może by się trochę bardziej postawić? W końcu jest na swoim, co mu tu będą mówić klienci co i jak ma robić? Fochy pokazywać?!
- O, kolego! Bes presji. Ma byc dobsze czy s ubytkami? - Uniósł lekko dłonie w górę, w geście poddania. Wyszło beznadziejnie z jego "upośledzeniem" mowy. Oboje nie chcieliby ubytków. Skyu w zębach, a wieczny w protezie. Dopiero by mu świszczało miedzy dwójkami. Jedyna pociecha była taka, że cios z nagiej pięści mniej boli. Prawdopodobnie. Ale nie chciałby tego teraz sprawdzać, także ułożył mechaniczną rękę na papierze i klęknął by pozbierać rozsypane części. Miał nadzieję, że kopnięta w siną dal zębatka nie będzie specjalnie trudna do zastąpienia. Inaczej, Kinzoku spędzi wieki na szukaniu tego komponentu. Lub też niecały kwadrans na szukaniu obejścia mechanizmu, w którym obecność owej była niezbędna. Wysypał garść luźnych śmieci tuż obok słoika, który dodatkowo odsunął od zaciśniętej wcześniej pięści biomecha – sezon na tulipany jeszcze się nie zaczął – po czym jął dalej rozkręcać rękę, szkicować schematy i czyścić każdą jedną zafajdaną smarem i brudem nakrętkę.
Jedynie zydelka mu brakowało. Wręcz rozważał usadzenie swojego tyłka na kolanach bruneta, czując pewne rozdrażnienie brakiem wygody. Problem w tym, że te nóżki nie wydawały się zbyt stabilne i najpewniej zaraziłby rozdrażnieniem również właściciela. Z braku laku, wybrał więc samotnie opartą o ścianę oponę, przytoczywszy sobie ową pod miejsce pracy.
Usterek nie było wiele, ale renowacja oraz wymiana zmęczonych materiałów była niezbędna dla poprawnego działania ręki. Także Yury, o ile nie spał. Mógł zobaczyć jak rudzielec od czasu do czasu przykłada, niektóre części do swojej własnej ręki. Wręcz traktując ją jak dodatkową kanwę do projektowania. Podwijając rękawy nieco wyżej i rozpisując się bezpośrednio na skórze. Cóż, najwyraźniej kartka już mu nie wystarcza. Tylko ta upierdliwa opona odjeżdżała za każdym razem gdy wstawał szukać czegoś w sąsiednich pudłach. Wnętrze było najbardziej wymagające i to na nim skupił najwięcej uwagi... polerując owe śmiesznym pędzelkiem do pudru.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.07.18 1:00  •  Złomiarnia Kinzoku - Page 5 Empty Re: Złomiarnia Kinzoku
  Tik-tak. Tik-tak. Czas uporczywie płynął, lecz wskazówki nie poruszały się po tarczy zmordowanego przez życie zegarka, który Kido Arata został w prezencie na trzydzieste urodziny. Zastygły bezruchu przez brak baterii, a jego posiadacz bębnił zniecierpliwionymi przydługimi, popękanymi paznokciami o metalowy, zniszczony blat, ale ta czynność ani nie przyniosła ulgi, ani nie przyśpieszyła procesu naprawy zdezelowanej kończyny. Presja. Wiedział, że ona nie była zbyt dobrym doradcą, więc gryzł się w język za każdym razem, gdy miał przemożoną ochotę otworzyć szorstkie jak papier ścierny wargi. Wolna ręką znów zabłądziła do kieszeni, w której biomech przechowywał swój nałóg, ale ostatecznie palce nie zakleszczyły się na pomiętym pudełku. Złapały pustkę, a pieśń skonfrontowała się z otwartą dłonią biomecha. Potem warknął pod nosem przekleństwo po rosyjsku i stanął z impetem. Krzesło przeszyło spotkanego trzeciego stopnia z podłogą w akompaniamencie huku i rozleciał się na kawałeczki. Zaraz spotka ci ten sam los – warknął w myślach i począł się kręcić w najbliższej okolicy mechanika, nadal mając go na oku. Wykonywane przez niego ruchy był chaotyczne, demonstrował nimi swoje zniecierpliwienie i napięte nerwy. Poruszył parę razy głowę, by rozruszać zastane mięśni karku. Usłyszał zgrzyt i poczuł ostry, przeszywający ból. Trwał zaledwie chwilę, a Wieczny musiał stłumić syk, zaciskając mocno szczękę. Żółte, brzydkie zęby zazgrzytały, gdy  na dolne i górne odpowiedniczki się ze sobą zatknęły. Mechaniczne kręgi przemieściły się po tym nieudolnym ruchu karku, ale po chwili zaskoczyły i wróciły na swoje miejsce, bo ból temu towarzyszący minął. Zebrał do ust tlen i wypuścił go ze świstem. W powietrzu wyczuł zapach smaru i zachciało mu się wymiotować.
  — Strasznie się z tym guzdrasz — ocenił, choć - po ruchu rąk - odgadał, że mechanik robił wszystko, co w jego mocy, by jak najszybciej rozprawić się z usterką mechanicznego ramienia i pozbyć się dyszącego mu w kark natręta, więc skażone zaćmą oko biomecha wreszcie przestało śledzić każdy ruch śrubokręta. Dla odmiany zaczął kontemplować najbliższe otoczenie. Objął go spojrzeniem, chcąc wyłapać wśród tony rupieci, przedmioty, które mogły być w jakimś stopniu przydatne, ale jego wzrok nie zatrzymał się na niczym na dłużej. Przejechał brzegiem dłoni, jednej dłoni, która mu pozostała po przetłuszczonych kosmykach, zaczesując niesforną grzywkę do tyłu.
  — Zgaduję, że nie masz tutaj kibla, więc idą się odlać pod chmurką — oświadczył wreszcie. W tonie jego głosu można było wyczuć irytacje, ale - do cholery! - musiał zaufać Skyu, skoro już pofatygował tutaj swoje cztery litery i powierzył w jego dłonie zepsutą kończynę. Było stanowczo za późno na zmianę decyzje, choć takowa go karciła. Wiedział, że sam nie da rady jej naprawić. Mógł w tej sprawie co prawda napisać do Matta –„Młody, rusz ten swój zgrabny tyłek, widzimy się dziś wieczorem tam gdzie zwykle. Jeśli piśniesz o tym komuś chociażby słówko, twoje życie przerodzi się w najprawdziwsze piekło” — ale telefon zdechł i nie miał jak skontaktować z tym uroczym chłopczykiem, a w tym stanie wolał nie ryzykować wycieczki do M-3 w obawie, że natknie się na patrol. Podobno ostatnio zrobiło się tam nieciekawie, a przynajmniej takie właśnie pogłoski trafiły do uszu Wiecznego i nie czuł potrzeby, by przekonać się o tym na własnej skórze. Jego życie i tak bezustannie wisiało na włosku. Kłopoty znajdowały go o każdej porze dnia i nocy, a on wpadał w nie za każdym razem, gdy zapukały. „Rozgościcie się” – zachęcał, bo gorzej być już nie mogło. Adrenalina była jego paliwem napędowym. Nakręcało go do życia. Póki nie usychał z nudów, oddychał pełną piersią.
  —  Zaraz wracam — powiadomił mechanika, gdy wreszcie uwolnił się od wolno spowijających jego umysł myśli. Zwarcie - ot, takie zapewne fachowe określenie pojawiło się w głowie mechanika, gdy zajrzał ze ramię i uświadomił sobie, że Wieczny po prostu zamarł w pół kroku i przez kilka sekund nie ruszył się nawet o milimetr, a przecież nie był androidem z kabli i przewodów. Nadal zachował w sobie ludzkie odruchy, mimo iż te były upośledzone przez skrzywiony kręgosłup moralny.
  Jak powiedział, to zrobił. Znalazł z lekkim trudem drogę do wyjścia, ale już po paru minutach, dwóch lub trzech, poczuł duchotę, który była zwyczajowym towarzyszem pustynnego żaru. Rozejrzał się dookoła, ale na horyzoncie nie ukształtował się żaden kształt; jego uszy nie zarejestrowały też żadnego dźwięku, mogącego świadczyć o tym, że w okolicy kręci się ktoś, komu musi koniecznie dać w zęby, by poprawić sobie humor. Oddalił się metr od złomiarni, rozpiął rozporek i opróżnił pęcherz. Nie, nie bał się, że ktoś nakryje go na oddawaniu moczu, a raczej obawiał się, że ktoś wykorzysta okazje i zaatakuje w odsłonięte plecy, w martwą strefę. Być może zdążyłby zareagować, chociaż brał pod uwagę swoją dysfunkcje w postaci braku jednej ręki, ale przyciśnięty zamkiem penis bolał, niemiłosiernie bolał i nawet jego ograniczone receptory wyłapałyby ten ból. Za bardzo się do niego przywiązał, by traktować bez żadnego poszanowania.
  Obawy się nie ziściły. Nikt go nie zaatakował. Załatwił swoje sprawy i wrócił do chłodnego wnętrza złomiarni.
  — Jak idzie?! — krzyknął  gardło w samym progu, gramoląc się do środka. Wtedy zawładnęła nim senność. Ziewnął, nie fatygując się, by zatkać usta dłonią, a potem otarł skrawkiem koszulki nagromadzony na twarzy pot. Ufał Smolistej Hydrze w ramach swoich zubożałych możliwości, a na w pewnym stopniu wierzyła w umiejętności Kinzoku, skoro wysłała do niego Yury'ego, więc musiał być cierpliwy.
  Cierpliwy, ale czym była cierpliwość?
  Już dawno zapomniał.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.09.18 3:06  •  Złomiarnia Kinzoku - Page 5 Empty Re: Złomiarnia Kinzoku
//Z powodu konkursu wbijam się wam do wątku. Nie gryźcie!

Miałaś szczęście i uniknęłaś widoku sikającego faceta. Nie żeby powinno to robić na tobie jakiekolwiek wrażenie, ale jednak powieka mogła ci zadrżeć. Nie byłaś przyzwyczajona i zresztą nie chciałaś być, odpychając od siebie niechciane myśli o swoich początkach na Desperacji, o traktowaniu cię jak klacz. Byleby się dorwać, rozerwać na strzępy twoją osobę, znieważyć w każdy możliwy sposób, odebrać jakąkolwiek świętość. Jak zwierzęta. Wzrok większości mężczyzn z Desperacji taki właśnie był, jakby bez problemu mogli cię zdominować, odebrać wolność, pokazać gdzie twoje miejsce. Dlatego unikałaś miejsc, gdzie było dużo ludzi, dlatego Apogeum Desperacji nie było dla ciebie. Owszem bywałaś tu od czasu do czasu, ale tak, na co dzień, trzymałaś się z daleka, szukając spokoju i odosobnienia. Nie chciałaś stać się niczyją zabawką, maskotką, którą można byłoby stawiać w różnych miejscach. Trzymając się na uboczu czułaś się bezpieczna, choć przez te pięćset lat zdążyłaś dość dobrze poznać okolicę, twoja zwierzęca forma sporo ułatwiała. Bywały jednak sprawy, które pchały cię w objęcia rozbudowanego centrum, chociażby handel, zawieranie znajomości, nowe przedmioty, których nie miałaś jak zdobyć na terenach nieznanych. Przez ten czas mogłabyś zacząć kreślić mapę, ale zawsze zapominałaś o tym by brać ze sobą choćby mały kawałek kartki i coś do pisania. Ostatnio i tak takie rarytasy nie wpadały w twoje ręce.
Zabezpieczyłaś swoją tymczasową kryjówkę, zostawiając zapas jedzenia dla Ookami'ego, w razie gdyby zgłodniał i nie potrafił znaleźć czegoś na własną łapę. Zostawiłaś także wodę - przyzwyczajenie, które pielęgnowałaś w sobie przez te wszystkie lata i z którego nie potrafiłaś się wyleczyć. Twoja torba była lekka, postrzępiona i porysowana, ale bez problemu, gdybyś znalazła coś ciekawego na złomowisku, pomieściłaby to. Złomowisko też kojarzyłaś, często nad nim przelatywałaś i za każdym razem korciło cię coraz bardziej. Musiałaś tutaj zajrzeć, musiałaś znaleźć sobie zajęcie, znaleźć kolejne, niedoceniane przez nikogo perły zatopione w morzu śrubek i starych, zardzewiałych blach. Nie chcąc jednak zdradzać się z tym kim lub raczej czym jesteś i pragnąc postąpić tak jak cię tego uczono, czyli z szacunkiem, swoją ludzką formę przybrałaś całkiem spory kawałek od drogi, którą pokonałaś pieszo. Musiałaś przecież dbać o formę. Waga była istotna, a ostatnio miałaś prawdziwą ucztę, więc pewnie przytyłaś. Nie mogłaś sobie pozwolić by wrócić do poprzedniej figury. Absurd, prawda? Ale taka byłaś. Absurdalna z tym swoim odliczaniem, pilnowaniem by nie wpaść w tę pułapkę.
Mijałaś znaki, czytałaś drogowskazy i podążałaś tak jak wskazywały wskazówki i choć korciło by nieraz dotknąć, sprawdzić, zbadać, powstrzymałaś się, nie mogąc pozwolić sobie na taką lekkomyślność. Poprawiłaś ledwo trzymające się na nosie, brudne od pustynnego kurzu okulary i wzięłaś głęboki wdech. Byłaś coraz bliżej, wyczuwałaś specyficzny zapach nagrzanego metalu i brudu. Potem, znienacka, zaatakowała cię woń dwóch mężczyzn, choć z jednym było coś nie tak, był ledwo wyczuwalny, zupełnie jakby to jakaś konstrukcja naśladowała człowieka. Android? Zmrużyłaś oczy, ale nadal szłaś przed siebie. Nie mogłaś zrezygnować, nie po przebyciu takiej odległości. Nawet jeśli kupisz jedynie zabawkę dla Ookami'ego to przynajmniej będzie to coś a nie nic. Gospodarz przecież nie wygoni cię od tak, czyż nie? Też byłaś potencjalnym klientem. Poprawiłaś włosy związane w luźnego kucyka i sprawdziłaś torbę by wiedzieć czy będziesz mieć cokolwiek na wymianę. Pytanie czy będzie go interesować jedzenie, zwłaszcza takie pomięte, zawinięte w ledwo trzymające się liście. W razie czego w kieszeniach czaiły się również stare, niedawno wykopane przez ciebie monety. W akcie desperacji zostaje jeszcze zaproponowanie mu pomocy, przecież sama też znałaś się na sprzętach, co prawda nie wiedziałaś jak bardzo technologia poszła do przodu, ale przecież to nie powinno stać na przeszkodzie, nie?
Kiedy dotarłaś na miejsce, rozejrzałaś się badawczo, odkrywając, że ktoś naprawdę dobrze się urządził. To była niemalże kraina. Co prawda, niewielu pewnie by ją doceniło, ale ty widziałaś w tym potencjał i potrafiłaś zrozumieć czerwonowłosego - raz czy dwa mignęły ci jego włosy, gdy latałaś nad jego posesją. Zaczęłaś nasłuchiwać, próbując odkryć, gdzie są, bo złapałaś trop. Stanęłaś, miałaś nadzieję, przy dobrych drzwiach i zapukałaś.
- Halo? Czy jest tam ktoś? - powinien ktoś być, ale udawałaś, że jesteś normalna i w miarę wychowana. Miałaś tylko nadzieję, że powiedziałaś to wystarczająco głośno by cię usłyszano.
                                         
Noa
Desperat
Noa
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Po prostu Noa.


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.10.18 2:06  •  Złomiarnia Kinzoku - Page 5 Empty Re: Złomiarnia Kinzoku
Póki co zamrażam fabułę z powodu niedyspozycji Skyu.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 5 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5

 
Nie możesz odpowiadać w tematach