Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 5 z 20 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 12 ... 20  Next

Go down

Pisanie 03.01.15 23:32  •  Wiśniowy skwer - Page 5 Empty Re: Wiśniowy skwer
W milczeniu przyjął od swojego niezawodnego pomocnika ostatnią, odnalezioną zgubę. Nie odzywał się, bo czuł, że coś się święci… i miał rację. Przełknął nerwowo ślinę, gdy android (bo normalnym ludziom oczy raczej ot tak nie wypadają) przesunął dłonią po twarzy i natrafił na pusty oczodół. Może jednak nie powinien się tak wahać i wspomnieć mu o tym defekcie wcześniej…?
„Czemu nie powiedziałeś mi wcześniej?!”
No właśnie. Drgnął niespokojnie pod wpływem przeszywającego spojrzenia
- Ch-chciałem, ale tak wyszło… – zaczął bełkotać zbity z tropu i nie do końca pewny, co właściwie chce powiedzieć. Jakoś nie potrafił zebrać myśli, kiedy ktoś podnosił na niego głos. - P-przepraszam. Nie chciałem… znaczy chciałem powiedzieć i w sumie to zrobiłem, ale nie chciałem, żeby tak wyszło i żebyś się zdenerwował, i… no.
Spuścił wzrok, ściskając w ręku czerwono-białego lizaka. Było mu głupio, że zwlekał z przekazaniem tak istotnych informacji. Ale dobra, teraz już nic na to nie poradzi. Musi po prostu dać z siebie wszystko, by zaginione oko zostało odnalezione. Zaczął gorączkowo wodzić wzrokiem po okolicy, gdy wtem stracił grunt pod nogami. Stęknął zaskoczony, starając się zorientować w sytuacji. Ach, to tylko jego nowy znajomy stwierdził, że pobawi się w wielbłąda i weźmie go na swoje plecy. No spoko, dzień jak co dzień. A wracając do wcześniejszego zdania i zwrotu w nim użytego… tak właściwie to nie byli znajomymi, bo nawet się sobie nie przedstawili. Cóż za karygodne niedopatrzenie.
- Woah, wysoko – mruknął, rozglądając się dookoła.
Przekręcił się w lewo, przyglądając się z góry hasającej nieopodal wiewiórce – musiał w końcu jakoś wykorzystać fakt, że znajduje się wyżej niż zazwyczaj. Zaraz też zwrócił się gwałtownie w drugim kierunku, bo jego uwagę przykuł przelatujący gołąb. Najwyraźniej to nie Lentaros, a miotający się we wszystkie strony Rin, powinien martwić się o wygodę swojego kompana. No, ale cóż…
Rin przyłożył dłoń do czoła, tworząc daszek nad oczami – on przynajmniej miał obydwa, hohoho – by nie przeszkadzało mu słońce. Zerk lewo, zerk w prawo, zerk w lewo, zerk pod drzewo…
- Jest! – wykrzyknął z przejęciem, wyciągając przed siebie łapę i wskazując odpowiedni kierunek. Przy okazji uderzył bruneta łokciem w głowę, ale to nieistotne… był zbyt zaaferowany, by zwrócić na to większą uwagę. – Tam, koło tego dużego korzenia – sprecyzował niezwłocznie, dopóki nie stracił oka z oka {tak bardzo XD}.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.01.15 14:10  •  Wiśniowy skwer - Page 5 Empty Re: Wiśniowy skwer
Jak nie, normalni ludzie z protezami oczęt też potrafią je stracić... No ale faktycznie, żaden normalny człek nie ma w miejscu oka świecące coś, no i raczej jego wnętrze nie wygląda tak... Tak... No tak jak u Lena. Czarno. Byłoby to raczej mięśnie od wewnątrz czy coś, a tam było ciemno, i jedynie połyskiwał nieco nagi metal. Ysh... Faktycznie nie powinien się z tym wahać tak długo, ale też i android nie powinien zareagować tak... Żywiołowo. Chyba jest jednak bardziej ludzki niż się wydaje...
Widząc że chłopaka to przejęło, po krótkiej chwili oblicze androida złagodniało, a ten "popatał" go dłonią po głowie, uśmiechając się delikatnie, z lekką nutą przeprosin w tym uśmiechu. Tak... Nie powinien tak krzyczeć na dziecko, prawda?
- Oj, już, przepraszam, też trochę mnie poniosło, ale nie chcę by każdy widział tak bezproblemowo moje "wnętrze" jak ty teraz ujrzałeś, prawda? - Zdecydowanie chłopaczek przed nim mógł teraz bezproblemowo ujrzeć jego "wnętrze". Robotyczne wnętrze. Mimo to jednak - nie wydawał się taki poruszony tym faktem, co było dość dziwne. Czyżby przywykł do takiego widoku? A może nigdy nie miał okazji tego widzieć, i zarazem nie wie jak się zachować, więc zachowuje się normalnie? Ysh, ciężko powiedzieć, lecz nie będzie drążył.
... Faktycznie może robienie za wielbłąda to niecodzienne zachowanie, ale Len lubi niecodzienne rozwiązania problemów - a to było rozwiązanie kwestii tego by blondyn nie wdepnął w nic, co by mogło pęknąć pod jego stopą, a zarazem by pomagał z "wysokości" w poszukiwaniu oczka.
- Gdyby nie to że pewnie już się czujesz za dużo na to, mógłbym cię ponosić nieco na barana. - Przyznał z cichym, tak ludzkim i tak... Faktycznym, wesołym chichotem, o jaki można by było posądzić zwykłego człowieka, nie maszynę jak on. Cóż... Chyba nauka uczuć i przebywanie między istotami ludzkimi nie poszło na marne, prawda?
Co prawda wciąż nie są to uczucia realne, ale... To zawsze lepiej niż nic, prawda?
Miotanie się na jego plecach chłopaka dość uciążliwe, ale na szczęście - nie na tyle by przeszkadzało w kopaniu i przeszukiwaniu śniegu. No, przynajmniej do momentu gdy chłopak przyłożył mu łokciem w łeb. Spokojnie Lenny, to było przypadkiem...
Ale przy okazji był to dobry sposób na zalarmowanie go o tym, iż malec znalazł poszukiwany przedmiot. Hallelujah! Natychmiast spojrzał ku górze, i skierował wzrok za ręką w odpowiednim kierunku. Gd... - Urwał, bo chłopak dosłownie w chwili gdy chciał dopytać, odpowiedział od razu. Lokalizacja obiektu... Obiekt namierzony! CHAAAAAAAAAAAAARGE!
Ruszył dość prędkim krokiem w kierunku korzenia, i swoim jednym oczkiem udało mu się odnaleźć drugie. Yey! Zapomniał jednak o fakcie że ktoś na nim siedzi, a nachylenie się skończyło na tym, że ciężar Rina przeważył nieco, niezbyt w tej chwili uważne w tym momencie ciało. Fakt że stanął na kolejnej ślizgawce nie pomógł, co skończyło się faktem, że obaj wylądowali twarzami w śniegu...
Ale udało mu się złapać oko dłonią! SUKCES! TAK!
... Teraz musi wygrzebać sobie śnieg z oczodołu, jak się podniesie. Tag... Udało mu się wygrzebać twarz ze śniegu i podnieść się na kolana (mniejsza o to że spodnie mokre) i potrząsnął łydką leżącego chłopaka wolną dłonią. - Heeej, żyjesz? - Spytał niezzwłocznie, zaniepokojony stanem malca.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.01.15 21:42  •  Wiśniowy skwer - Page 5 Empty Re: Wiśniowy skwer
Nie chciałam spamić w temacie.

Hex napisał:Posty: Jedyne do czego mogę się do nich przyczepić to fakt, że jest ich za mało i pisane są za wolno Poza tym faktem - są naprawdę dobre. Niezbyt to długie, a zarazem treściwe do tego stopnia, by bez trudu znaleźć miliardy punktów zaczepienia by pisać własny. No i Rinek... Rinek jest poprostu fajny i tyle ._.

Byłoby więcej, częściej i dłuższe, ale jestem leniem, ot XD Tak czy siak, arigatou :3

Rin uśmiechnął się delikatnie w chwili, w której został poklepany po głowie, pokazując tym samym, że przyjmuje przeprosiny. Trzeba przyznać, że ta jasnowłosa istotka bynajmniej nie była skora do obrażania się. Ale faktycznie brunet nie powinien krzyczeć na nie-… zaraz, zaraz, jakie „dziecko”? Dobrze, że Rin tego nie słyszał, bo za to jednak byłby gotów się obrazić. W końcu zawsze uważał się za bardzo dojrzałego.
- Rozumiem – zgodził się krótko, bo i co miał więcej mówić?
W istocie blondas mógł bez większych przeszkód podziwiać metal w oczodole towarzysza poszukiwań i w istocie niezbyt go to ruszało. Ten osobnik nie był przecież pierwszym androidem, którego Rin spotykał na swojej drodze, a aż tak głupi nie był, żeby nie umieć połączyć prostych faktów. Android to android – kupa metalu i kabli. Czasami coś mu odpadnie, no zdarza się. Poza tym dzieciak był zgoła tolerancyjny. No i tak czy inaczej okazywanie niezdrowego zainteresowania brakiem czyjegoś oka byłoby bardzo niemiłe, a przede wszystkim niegrzeczne, ale to już chyba przerabialiśmy…
- Za duży? – zadając to pytanie przekrzywił głowę i zamrugał parokrotnie, jakby jego „wielbłąd” urwał się z jakiejś odległej planety i nie miał pojęcia, czym jest życie. - Tak w ogóle jestem Rin – rzucił ni z tego, ni z owego, bo przypomniało mu się, że nieprzedstawienie się nowopoznanej osobie to dopiero niegrzeczna rzecz. - I nikt nie jest za duży na bycie wożonym na barana – stwierdził z całkowitą powagą.
I właśnie w tym momencie zaliczył bliskie spotkanie z glebą. Dziwne. Jeszcze przed chwilą znajdował się całkiem wysoko… Przez jakiś czas próbował przeanalizować wszystkie zgromadzone informacje i wyciągnąć z nich wnioski. A więc… był na górze, a teraz jest na dole. Och. Zerk w lewo. Śnieg. Zerk w lewo. Jeszcze więcej śniegu.
Musiał tak leżeć, rozpracowując swoje położenie, nieco dłużej niż mu się wydawało, bo jego towarzysz aż się zaniepokoił. No to nieźle. Przejechał dłonią po twarzy – lepszej wycieraczki w tej sytuacji nie miał – i podniósł spojrzenie na zaniepokojonego bruneta.
- No... tak.
Bardzo inteligentna odpowiedź, Rin. Taka bardzo w twoim stylu, młotku. 1000000 punktów na 10 z elokwencji i argumentacji wypowiedzi.
Przekręcił się na bok, a jego wzrok padł na… mury otaczające M-3.
- Hmm… myślisz, że naprawdę mieszkają tam potwory? – mruknął, siadając i wyciągając łapę, by wskazać wielką ścianę.
Jego oczy były przepełnione nieskrywaną ciekawością, a postawa sugerowała, że nie zadowoli się byle jaką odpowiedzią w stylu „nie wiem, nie znam się, ja tu tylko szukam oczu”. Ne-e, nie ma tak dobrze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.01.15 21:52  •  Wiśniowy skwer - Page 5 Empty Re: Wiśniowy skwer
Chociaż tyle. Weź tu coś zrób z takim obrażonym nastolatkiem, huh... A Lenny raczej nie miał czegoś takiego jeszcze w sobie jak odczucia, powiedzmy, rodzicielskie, więc raczej... No, miałby problem z czymś takim. Pewnie skończyłoby się na fakcie olania sprawy i pójścia hen hen gdzieś w dal i kawałek dalej, plus minus kilometr na skos, a to nie było dobrym końcem. Smutnie by się zrobiło wtedy, gdy tak by zostawił tego - bądź co bądź - sympatycznego blondynka, prawda?
No dobrze, dobrze, grunt że nie czyta w myślach, tag? No, to okey.
- Yay! - Zakrzyknął niemal z zadowolenia, uśmiechając się znacznie weselej. Jeny... Nigdy tak nie miał przy jakimkolwiek człowieku... Zwłaszcza po stracie Mashiro. Dziwne uczucie, jakby ten chłopaczek był na tyle podobny do niego, by bez problemu mógł go uznać za swojego "młodszego braciszka". Nie miałby zupełnie żadnego problemu z tym, by faktycznie wozić go na barana, przez co mogliby wyglądać jak starszy braciak i młodszy ze sobą. No ale cóż... Pomyśli się jeszcze. Przeanalizuje, tudzież.
Oj nu, niektórzy mogliby conajmniej się zdziwić, drążyć temat, a nawet by stać się trochę "wyobcowani" wobec, bądź co bądź miłego androida, bo nagle z ludzia w ich oczach zmienił się w maszynę, bezuczuciową, "bezmyślną" i w ogóle tak nieludzką, że bycie w pobliżu niej boli od samego oddychania powietrzem z nutką jego zapachu. No... Przynajmniej zdarzały się takie osoby. Ewentualnie z wyższością patrzące na "obiekt mechaniczny" a nie już coś człekopodobnego. Cóż... Mniejsza z tym. Grunt że malec (heh) taki nie był.
- A nie? - Odpowiedział pytaniem na jego, próbując samemu też zrozumieć dlaczego nagle chłopak o to pyta. Przecież to logiczne - za dorosły jest i w ogóle, o!
... Fakt, właśnie też zauważył swój nietakt w kwestii nie podania swoich danych identyfikacyjnych. Szlag by to i o. Że też - jak na maszynę - bywa tak zapominalski. To aż dziwne, serio, ale nie wińmy blisko 20 letniej maszyny za luki w pamięci. To i tak cud że tyle dotrwał, prawda? - A ja Lentaros, wybacz że nie przedstawiłem się od razu. Mów mi jednak Len albo Lenny, jak będziesz wolał. - Przedstawił się również, przy okazji prosząc o wybaczenie malucha za ten karygodny błąd nie przedstawienia się z początku. To było KARYgodne. Albo i bardziej. Zero szacunku, uch.
- Mówisz? No o... - I tyle w kwestii mówienia, bo akurat było jebututututututut na glebie. Plus - śnieg trochę zamortyzował wylądowanie na glebie. Minus - obaj leżą w śniegu. Jeszcze jakby chłopak wylądował na nim - pół biedy, ale że Rinek sam teraz ma ubranie całe mokre... Uch. Smutnie! Nawet bardzo!
... Zaiste bardzo rozwijająca odpowiedź, ale nie oczekiwał nawet więcej w tej chwili. To było w zupełności dostateczne do zadowolenia - jeśli tak można powiedzieć - systemowej reakcji. Jako że uznawszy więc że jest okey, postanowił sobie postawić swoje siedzenie na piętach i zacząć wygrzebywać dłonią z oczodołu śnieg. Nie szło tak źle - po nachyleniu w dół większość się wysypała, a resztę nie było tak ciężko wyszukać. Najwyżej będzie łzawił, o. Takie ludzkie, nie?
Pytanie ze strony Rina zaciekawiło go. Tam? Uniósł głowę by zrozumieć, co ma na myśli. Wskazująca kierunek rączka mówiła wystarczająco wiele, gdy podążył za nią o...kiem. Tak, okiem. Mur. Mur M-3.
- Potwory, pytasz? - Rzucił, oczyszczając oczko o płaszcz ze śniegu i montując, starannie i dokładnie jak się da je w oczodole, uśmiechając się na powrót subtelnie. - Lepiej w sumie określić je mianem "mutantów". Ludzie mający wygląd jak zwierzęta, zwierzęta które wyglądają zaś na tyle dziwnie, że logiczne opisanie ich jest skomplikowane... Poza faktem że zazwyczaj każde z nich chce cię zabić przy pierwszym spotkaniu. Skąd to zaciekawienie? Planujesz wycieczkę krajoznawczą? - Przeniósł w końcu spojrzenie pary, czarnych tęczówek na Rina, przyglądając mu się z nieukrywanym zaciekawieniem. Malec ma w planie samemu się przejść na pustynie? Mówienie że to niebezpieczne i nie powinien raczej nie pomoże, prawda?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.01.15 23:36  •  Wiśniowy skwer - Page 5 Empty Re: Wiśniowy skwer
To nie tak, że powinnam iść spać czy coś, bo znowu nie wstanę do szkoły… na co komu sen, jak mam posta do napisania oraz herbatę w pogotowiu? Mniejsza już ze mną – to w tym momencie najmniej istotne. Najistotniejsze jest to, że nasi chłopcy w końcu się sobie przedstawili i teraz, najwyraźniej w ramach jakiejś dziwnej integracji, babrali się w śniegu, zamiast zachowywać się jak normalni ludzie. Tak, właśnie, „babrali”. A przynajmniej Rin, który stwierdził, że skoro i tak siedzi z tyłkiem na śniegu, nie może zmarnować tak doskonałej okazji na odrobinę derpowania. Gwałtownie zaatakował biały puch swoimi plecami i dobił go zamaszystymi ruchami ramion. W górę, w dół, w górę, w dół… powtórzyć zabieg jeszcze z trzy razy i TADAM! Chłopak zerwał się na równe nogi i stanął nad śnieżnym dziełem sztuki. Chwilę tak postał, kiwając głową z uznaniem dla samego siebie, po czym stwierdził, że temu mocno prowizorycznemu jakże uroczemu aniołkowi brakuje twarzy. Dorysował więc skwapliwie krzywy uśmiech i dwie kropki różnej wielkości zamiast oczu. Dopiero teraz – jeszcze bardziej dumny z siebie niż jeszcze przed sekundą, tak swoją drogą – odwrócił się w stronę Lentarosa.
- Fajne imię. Całkiem oryginalne… podoba mi się – rzucił ze szczerym uśmiechem.
Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu swoich zakupów. No gdyby teraz zgubił całą reklamówkę, to już byłby szczyt… o, tam leży. Dokładnie w tym miejscu, w którym ją zostawił. Grzeczna reklamówka. Dobra reklamówka. Nie ucieka, kiedy pan na chwilę przestaje zwracać na nią uwagę. Powinna dostać za to jakąś nagrodę… blondyn wrzucił do niej wszystkie odzyskane lizaki, po czym z delikatnością porównywalną do tej, z jaką podnosi się niemowlę, uniósł ją powoli do góry. Sprawdził jeszcze dla bezpieczeństwa, czy jego chwyt jest wystarczająco mocny – był – i czy w reklamówce nie ma przypadkiem żadnych dziur – nie było – i był gotowy na wyruszenie ku nieznanemu. Pora na przygodę i tak dalej.
Na słowa mężczyzny na temat tych strasznych mutantów młodemu aż zaświeciły się oczy. Nie dało się ukryć, że był zaintrygowany światem zewnętrznym, a brunet tylko podsycał jego ciekawość.
- Byłeś tam? Pewnie tak, skoro tyle wiesz o tych stworach… jak dawno temu? Myślisz, że coś od tej pory się zmieniło? Coś cię tam zaatakowało? Myślisz, że mógłbym zaprzyjaźnić się z jakimś mutantem?
Po takiej lawinie pytań niejeden miałby problemy z pozbieraniem się…
W każdym razie doszło do ciekawej sytuacji, w której blondasowi pomyliło się słowo „mutanty” z „mamutami” i teraz już był tak podjadany wizją spotkania ogromnych, włochatych słoni, że wyruszyłby poza M-3 bez zastanowienia, tylko po to, by zobaczyć jakiegoś osobnika tego gatunku. Może dałby mu się na sobie przejechać? Niektóre starożytne plemiona przemieszczały się przecież na słoniach…
- A chcesz ze mną iść? Bo tak właściwie do tej pory się nad tym nie zastanawiałem, ale jak mówisz, że będą mutanty, to chyba planuję – wyrzucił z siebie w tempie karabina maszynowego. Dodajmy do tego jeszcze zaciętą minę i wyraźne podekscytowanie. No kto by mu mógł w tej sytuacji odmówić? Musiałby być jakąś kompletną kanalią, żeby odważyć się na tak bezduszny czyn. No serio mówię.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.01.15 22:50  •  Wiśniowy skwer - Page 5 Empty Re: Wiśniowy skwer
Jak najmniej istotne, to bardzo istotne... Tylko w takim razie po co Panienka pisze tutaj posty, skoro ma tyle problemów z wyrobieniem się w kwestii czasu? Przecie to można pisać kiedy indziej, wystarczy tylko że się przesunie to na inny termin... Popisze jak będzie czas czy coś.
To nie tak że się babrali w śniegu. Wychodzi na to że Lenowi nie przeszkadzał fakt bycia w śniegu, a Rin czerpał z tego widoczną przyjemność, bo jego działania nawet zainteresowały androida, który obserwował jego działania z ciekawością. - Co robisz? - Bez większej analizy czynności chłopaka spytał go o to, co w tej chwili czyni. Nie widział logiki w tym, bo blondyn wydawał się jedynie robić jakiś prowizoryczny piktogram w śniegu własnym ciałem. Podniósł się nawet, by z góry spojrzeć na to. Skrzydlata statuetka? Po chwili analizy uznał że nie warto dalej o tym myśleć i wrócił z powrotem na miejsce w którym siedział (tak, znów siadając. Logika), dalej zerkając na działania chłopaka. Wciąż nie pojmuje... Można by tu wstawić tego mema z tymi machającymi ramionami czy coś, idealnie pasuje do czarnowłosego który nie mógł zrozumieć jego działań. No, przynajmniej niezbyt konkretnie.
- Oryginalne? Hm... Może. - Szczerze powiedziawszy nie był pewien czy to dobrze że jego imię było tak oryginalne, a historii jego też nie zdołał poznać od swojego stwórcy. Równie dobrze mógł ją wymyśleć w kiblu, podczas "posiedzenia"... Taaa, ale lepiej w taki sposób sobie tego nie wyobrażać. I tak ma już problem z, powiedzmy, samooceną. Świadomość że jego imię zostało wymyślone w kiblu nie pomogłaby mu w niczym...
Ach, co mu tam. Padł sobie na plecy, ciężarem ciała zrównując powierzchnię śniegu pod sobą jak solidny walec. Co tam mokre ciuchy. Co tam śnieg wszędzie. Co to dla niego, maszyny, androida. Nic, zupełnie nic...
A dodatkowe chłodzenie jest całkiem przydatne, patrząc na fakt że ma skłonności do "przegrzewania" się, powiedzmy. Leżąc tak, mógł dalej obserwować działania Rina, który najwidoczniej wrócił do swoich lizaków i ich gromadzenia. No, a przynajmniej tak się wydawało. Nie mógł przecież nie założyć że zaraz zmieni się w lizako-zombi i zeżre je wszystkie na jeden kęs, wypluwając pogryzioną torebkę. W tym dziwnym czymś co określa się jako "świat" już chyba wszystko jest możliwe, a maszynę i tak nie zaskoczy. Może jedynie wprowadzić w niezrozumienie, ale zaskoczenie? Zdziwienie? Nie da rady. Już chyba nie da rady. Acz próbujcie, z pewnością coś się wymyśli, hue.
... Zazwyczaj osoby którym mówi się o "mutantach" prędzej uznają takowego mówcę za szalonego/głupiego/do oddania władzy/posłuchamy cię w odległości około pół kilometra/i tak dalej. A ten się zaciekawił tym, co może być po drugiej stronie muru. Dlaczego? Aż tak życie mu nie miłe? Aż tak się nudzi? Nie wyglądał raczej na kogoś kto próbuje kłamać o tym że nigdy go tam nie było. Prędzej to wyglądało jak "o jaaaa, zabierz mnie tam, przecież tam nic mnie nie zje z tobą, prawda?" ... A założymy się że nic cię nie zje?
- Wczoraj. Raczej dużo się nie zmieniło od tego momentu. 9 na 10 przypadków wyjścia tam kończy się atakiem na ciebie. 7 na 10 przypadków próby kontaktu z jedną z tam mieszkających istot kończy się walką. 2 na 10 kończą się tym że chcą cię zjeść lub wykorzystać. 1 na 10 że faktycznie z kimś pogadasz. - Tak, raczej odpowiedział na wszystkie pokolei w porządku chronologicznym. On nie miał problemu - znalezienie odpowiedzi w zwojach obliczeniowych i ułożenie ich w logiczny przekaz nie było dla niego problemem, odpowiedzi zostały wydane blisko tuż po pytaniach.
... Mamuty? ... Cóż, można się uprzeć że faktycznie i mamuta by się tam znalazło, jako efekt mutacji jakiegoś słonia ze zwierzęciem futerkowym. I może wtedy by znaleźli mamuta jakiegoś. Może nie byłby to książkowy przykład, no ale! Coś by zawsze było, prawda? No, to nie ma co marudzić.
Chłopak wydawał się być nader potwornie zainteresowany tym miejscem, i zdecydowany tam pójść... To aż zaskakujące, serio. Mało kto byłby tak głupi by obcego faceta prosić o wyprowadzenie na środek wygwizdowia pełnego dzikich bestii. Rineł, odważna z ciebie istota.
- ... Ale te mutanty to nic przyjemnego. To stwory które wyglądają jak z koszmaru. Zwierzęta które cię zamordują i zjedzą. Mutacje tygrysów, lwów, niedźwiedzi i innych istot, zdziczali ludzie, którzy połączyli swój genotyp ze zwierzęcym... Możesz tam nie tylko zostać uszkodzony, ale też i zginąć. Jesteś pewien? - Spytał, podnosząc się do pionu i otrzepując ze śniegu swoje ubranie. Zaraz po tym geście rozejrzał się wokół... Wciąż pusto... Hm. Obrócił się więc przodem do Rina, po czym sięgnął za swoje plecy i jednym, szybkim ruchem wydobył ostrze katany, jakim wymierzył w kierunku chłopaka. - Możliwe że będzie trzeba walczyć, by przeżyć. Umiesz walczyć? Lub chociaż szybko uciekać? - Tak... Jeśli nie umie walczyć, to może niech szybko ucieka chociaż, hm?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.01.15 1:22  •  Wiśniowy skwer - Page 5 Empty Re: Wiśniowy skwer
„Ale te mutanty to nic przyjemnego”
Hnnn – zasępił się na tę wieść. Jego lico rozpogodziło się jednak nieco w momencie, w którym wspomniane zostało, że owe stwory są krzyżówkami zwierząt. No, to teraz nie trafi do niego już żaden argument. – Tak, jestem pewien… chcę tam iść! – jego oczy aż zaświeciły się z podekscytowania, a głos był pełen zaciętości.
Umiem biegać. Jestem bardzo dobry w bieganiu. Tak w ogóle to kto nie potrafiłby biegać? – no i proszę, Lentarosowi udało się uruchomić typowy dla młodego potok słów. W międzyczasie do głowy Rina wpadł „genialny” plan, który zamierzał zrealizować ze skutkiem natychmiastowym. – Jak ze mną pójdziesz, to… dam ci lizaka.~ Ale tylko jednego, bo musi zostać też coś dla Cruela i dla mnie – pokiwał z powagą głową. – Ale jeden lizak jest zawsze lepszy od kompletnego braku lizaków, a nie wyglądasz mi na kogoś, kto w tej chwili byłby posiadaczem jakiegoś lizaka. Ja na twoim miejscu poważnie przemyślałbym tę ofertę.
I pomyśleć, że blondas mówił to wszystko całkowicie na serio.
Ale – kontynuował. – Dam ci go dopiero, jak wyjdziemy za mur, bo jednak nie znamy się na tyle długo. Muszę mieć zabezpieczenie! – uściślił z poważną miną. On naprawdę uważał, że robi teraz interes życia.
W jego wyobrażeniach wycieczka poza granicę M-3 wyglądała tak:
    1) On i jego nowy kolega ot tak sobie wychodzą z M-3.
    2) W pobliżu muru spotykają jakiegoś mutanta (a najlepiej kilku).
    3) Zaprzyjaźniają się z nim (a najlepiej z nimi).
    4) Wracają do domu na podwieczorek, a Cruel cieszy się, że Rin przyprowadził do domu gościa.

No dobra, to z tą radością na wieść o przybyciu niezapowiedzianego gościa jest może nieco przesadzone, bo starszy Dactylis ogólnie nie lubił ludzi, ale reszta planu jest przecież bez skaz! Chłopak okręcił się zniecierpliwiony na pięcie i kopnął w śnieg. Chciał już spotkać jakiegoś mamuciego mutanta, nooo.
To jak, wchodzisz w to? – szepnął konfidencjonalnie. W tym momencie oraz w jego wykonaniu było to zagranie co najmniej komiczne. No, ale co poradzić, że tego dzieciaka zazwyczaj nie dało się brać całkowicie na poważnie? W końcu był niski, a niskich nigdy nie bierze się na poważnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.01.15 13:03  •  Wiśniowy skwer - Page 5 Empty Re: Wiśniowy skwer
... Mógł jednak nieco inaczej to opisać, bardziej odpychająco. Może gdyby opisał jedną z tych krzyżówek, jak choćby Mantykorę, chłopakowi odechciałoby się tam iść. Ale nie, musiał nazwać te krzyżówki nazwami zwierząt znanych ludziom. Cóż... Chciał, to ma. I ma. Problem? Tak. To chyba dobre określenie tego co ma. Problem.
Bo chłopak teraz się do niego pewnie przylepi i nie da pójść nigdzie, póki nie pójdą "tam". Świetnie. Lenny, byłeś genialny. Ale z drugiej strony...
Zależy ci na tym chłopaku? W końcu jeśli "zniknie" to będzie to tylko i wyłącznie...
Nie. Skoro już ma kogoś prowadzić z miasta tam, na pustkowia, to czemu by nie być jego przewodnikiem i ochroniarzem przy okazji. Zawsze jakieś zajęcie, które pozwoli mu odsunąć swoje myśli od bycia bezużytecznym złomem.
Westchnął cicho na jego zapewnienie, że chce iść. No cóż. - Mam nadzieje że wytrzymujesz więc marsz, bo będzie trzeba się trochę przejść, by na cokolwiek wpaść... Choć raczej każdy, normalnie żyjący mieszkaniec tamtego miejsca lub M-3 wolałby raczej iść w przeciwnym kierunku. - Rozłożył bezradnie ręce, odsuwając ostrze katany od chłopaka, który wydawał się w ogóle nie zauważyć (da się tak?) klingi przed sobą. Co za nieustraszone... Lub głupie stworzenie. Program Lena zgaduje to drugie, mimo wszystko. Albo naiwne, to też opcja. Sięgną więc ramieniem z bronią w dłoni w tył, chowając ją z powrotem na miejsce. Jeszcze się przyda, ale nie warto jej bez powodu odkrywać. No i ten sztylecik... Wciąż nie wiedział do czego służy, ale to z pewnością nie zwykła błyskotka, świecąca się.
... Sposób w jaki chłopak chciał go "opłacić" był bliski do zmuszenia androida by przebił swoją czaszkę dłonią w trakcie robienia "facepalmu". Ledwie się powstrzymał od zrobienia go. Serio. I ledwie zachował powagę. Lizaki... Serio... Lizaki... I jeszcze jak ostrożnie, dopiero jak wyjdą za mury. Co za człowiek... Serio...
Przez kilka chwil był tak skonfundowany myśleniem Rina, że dopiero gdy ten szepnął do niego że się zgadza, zdołał jakoś zareagować. Nie był jednak pewien nawet co odpowiedzieć, więc walnął pierwszą-lepszą odpowiedź z "brzegu" jaką zwoje obliczeniowe mu podpowiedziały. - Tak. Ale nie odpowiadam za twoje rany, dekapitacje ani śmierć. Nie boisz się zarazić wirusem X? - Spytał, przeciągając się lekko. Co prawda nie miał kości które mogłyby mu strzelać, bo gdyby tak robiły to dla niego byłby to zdecydowanie zły znak... I wymus naoliwienia się, co oznaczało fakt że jego wewnętrzny system oliwienia siadł. A to byłoby złe. Bardzo złe...
I ruszył. Ku jednemu z wyjść z wiśniowego skweru.
- Chodź. Nie wyprzedzaj mnie jednak... I zachowaj w tajemnicy to, gdzie idziemy. Złamiesz prawo, wiesz? -
Spytał, tak dla upewnienia się że chłopak jest świadom tego, co robi.

Jeśli masz ochotę to skrobnij jeszcze posta i z/t. Jak nie - z/t x2 i przeniesiemy się do innego tematu, a konkretnie tu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.02.15 23:04  •  Wiśniowy skwer - Page 5 Empty Re: Wiśniowy skwer
Kyofu przemierzał M-3 przyglądając się jego nocnym urokom zresztą jak co wieczór skakał raz to po dachach raz to spacerował po jakiś uliczkach czasem też zaglądał do jakiś barów lub domu publicznego, lecz dzisiejszej nocy udał się do "Wiśniowego Skweru" jakby się zastanowić nie bywał często w tych regionach miasta, a zwłaszcza na skwerku i jeszcze tej porze roku. Mimo, iż zapach nadchodzącej wiosny wisiał już w powietrzu a na drzewach Wiśni widać było już małe pączki liści. Nadal nie było tu tak pięknie i ciepło jak w czasie kwitnięcia kwiatów, ale te małe pączki na gałązkach drzew rozświetlanych latarniami też miały swój urok.
Setsu maszerował jak zwykle swoim prze dziwacznym krokiem skacząc to z jednej nogi na drugą obracając się i nie wiadomo co jeszcze robiąc próbując utrzymać równowagę wyciągniętymi na boki rękoma ubranymi w wełniane rękawiczki bez palców i szarym szalikiem w pandy po za tym był ubrany jak zazwyczaj w bluzę, jeansy i trampki. Większości osób mogło, by być zimno, ale ten chłopak jakoś tego nie odczuwał po prostu prześmiesznie stąpał do przodu mijając kolejne alejki zasadzonych drzew wiśni. Skakał to z kostki na kostkę którą były wyłożone ścieżki w alejkach nagle Kyofu zatrzymał się i spojrzał się w niebo... było czyste nieskażone żadną chmurką. Małe kropeczki, którymi były migoczące na niebir gwiazdki. Chłopak wpatrywał się tak dobre dziesięć minut aż w końcu się uśmiechnął tym tajemniczym i niezrozumiałym uśmiechem...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.02.15 23:35  •  Wiśniowy skwer - Page 5 Empty Re: Wiśniowy skwer
Sitael stała w cieniu jednego z drzew. Niedawno dostała się do miasta, obserwowała ludzi i ich zachowania. Mimo jej długiego życia wciąż ją zadziwiali. Więc czasami wpadała do miasta by zobaczyć co nowego się u nich dzieje, co wymyślili, co robią. Czasem trafiała na dziwne osoby. Takie jak chłopak którego obserwowała. Jego chód był dziwny, ubrany był jak na wiosnę, pomijając rękawiczki i szalik, a do tego patrzył w niebo jakby zobaczył tam coś ciekawego. Owszem, gwiazdy tej nocy były piękne, ale mimo to nie były na tyle piękne by stać na mrozie i patrzeć na nie. Schowała się bardziej w cieniu drzewa i dalej na niego patrzyła. Zaciekawił ją. I to nawet bardzo. Po dłuższej chwili zobaczyła jego uśmiech. Dziwny, zupełnie nic jej nie mówiący. Jej ciekawość omal nie doprowadziła do wyjścia z bezpiecznego schronienia. W porę się zreflektowała. To jeszcze nie pora, by się ujawnić. Stała więc tak i obserwowała, a z nieba powoli zaczął spadać śnieg.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.02.15 15:47  •  Wiśniowy skwer - Page 5 Empty Re: Wiśniowy skwer
Gdy chłopak wpatrywał się w niebo zawiał lekki wiaterek i z nieba zaczęły spadać leniwie małe płateczki śniegu. Kyofu przestał się uśmiechać jak przedtem a wzrok jego powędrował z nieba wgłąb alejki. Czuł coś... słodki zapach... słodki a zarazem pikantny. Ktoś był w parku, lecz blondas nie zwracał chwilowo na to uwagi, poza tym, iż ruszył w stronę mniemanego zapachu nucąc sobie pod nosem - Tyś księżniczką jest mą, a ja tylko służę Ci. Bliźnięta tragiczne, których nie oszczędził los. Obiecuję, że przed wszystkim, będę bronić Cię, nawet, jeśli bym musiał stać się najczystszym złem - maszerował cały czas swoim dziwacznym krokiem a jego słodki niczym miód głos roznosił się cichym echem po skwerku - Cudem było, że połączył nas narodzin czas. Dzwon kościelny jednako pobłogosławił nas, lecz dorośli mieli już swój samolubny plan. Tobie dali złoty tron, a ja miałem żyć tu sam... - znajdował się już przy drzewie skąd dochodził słodki zapach. Zatrzymał się i spojrzał w stronę drzewa - Czemu chowasz się? Przecież nic nie zrobię Ci. Chodź, wyjdź i pobaw się dziś... - jak zwykle używał swojego głosu, by wypowiadać potulne słówka. Jaki był tego cel? Sam Setsu nie wiedział... najzwyczajniej się mu nudziło...


Ostatnio zmieniony przez Kyofu dnia 17.02.15 19:24, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 5 z 20 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 12 ... 20  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach