Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

......Cóż, najwyraźniej przyjaźń z tym stworzeniem miała zaowocować wieloma przygodami - mniej oraz bardziej zabawnymi. Niewątpliwie lis okazał się dość nietypowym towarzyszem, dodatkowo w teorii to dziwny towarzysz dla harpii, ale kto by się przejmował takimi szczegółami w tych czasach. Grunt, że Chris w końcu mógł sobie pozwolić na wygodniejsze posłanie w siedzibie. W dodatku Kesil był zabawny, przynajmniej jak na zmutowanego psowatego. A w dodatku jak na razie faktycznie nie próbował go zeżreć, co na Desperacji było bardzo dużym plusem, olbrzymim wręcz, a przynajmniej według Pudla. A z reguły miał nieco inne poglądy od większości mieszkańców tego padołu łez; oni jacyś tacy wybredni byli. Nic tylko jeść, wykorzystywać, dominować i w ogóle. Jak dobrze, że jego aktualny towarzysz wydawał się również mieć niewielkie wymagania wobec niego, to również ułatwiało całą sprawę.
Niestety, wszystko co dobre kiedyś się kończy. W tym wypadku skończyło się dość szybko, a przecież w końcu zaczęli łapać nić porozumienia. Jednak to, co ukazało się harpii, zdecydowanie było niepokojące... na tyle, że Chris z wrażenia wypuścił jaszczurkę ze szponów. Cóż, dla niego gadzie bydlę nie było specjalnym zagrożeniem, bądź co bądź on potrafił latać, podczas gdy zmutowany stwór raczej trzymał się ziemi. Innym problemem było to, że jego lisi przyjaciel ewidentnie mógł mieć problem z poradzeniem sobie z tych przerośniętym bydlęciem. A przynajmniej z ich perspektywy nadchodzące monstrum było wielkie. No, a na pewno z perspektywy Pudla.
Bystre oczy Chrisa namierzyły z powrotem sylwetkę Kesila. Przecież nie zostawi go tutaj tak po prostu na pożarcie bestii. Z drugiej strony wątpił, by świeżo upieczony towarzysz pozwolił mu na przeniesienie go... poza tym prawdopodobnie lis trochę ważył, więc wzbicie się z nim w powietrze mogłoby być nieźle problematyczne. Jednak jedno Skoczek wiedział na pewno; jeśli mają uciekać, to najlepiej zrobić to teraz. Dlatego zaskrzeczał przeraźliwie i zanurkował w dół. Musnął pazurami sierść Kesila, wyrównał lot i leciał teraz niebezpiecznie blisko ziemi, wyraźnie wskazując lisowi, że coś się ewakuować. Szkoda było jedzenia, ale w tym momencie znacznie ważniejsze było ocalenie życia dostawcy futra. Cóż, może trochę przykro to zabrzmiało, ale z drugiej strony Pudel powoli zaczął się przyzwyczajać do niesfornego psowatego. Szkoda byłoby, żeby zeżarł go jakiś gad, dlatego harpia starała się popędzać lisa, jednocześnie od czasu do czasu kontrolując, gdzie znajduje się przerośnięta jaszczurka i czy przypadkiem nie zaczyna podążać ich tropem. Może po prostu jest na drobnym spacerku?
No cóż, przecież marzyć nikt mu nie zabroni.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Kesil też chciał marzyć. To takie miłe i niegroźne zajęcie. Niestety, to był bardzo zły moment na marzenia. Zaczynał się stresować, podenerwowanie harpii bardzo szybko udzieliło się i jemu. Trudno się dziwić, zwierzęta maści wszelakiej mają znacznie bardziej wyczulony szósty zmysł. Ich zdolność wyczuwania emocji innych oraz adaptowania się do nich stoi na wyższym poziomie aniżeli ludzi.
Chociaż w tym momencie nawet nie trzeba było być lisem, aby zrozumieć, że ptak jest spłoszony i pragnie uciec. Po prostu bycie lisem sprawiło, że napuszył sierść, a serce wskoczyło na wyższy bieg, kiedy miał poważny dylemat - ratować choć trochę żarcia, czy uciekać przed zagrożeniem.
Odrobina stresu podobno sprzyja przemyśleniom. Łatwiej łączyć wątki, szybciej można podjąć decyzję, jest bardziej racjonalna i podszyta zdrowym rozsądkiem... Ale w danym momencie futrzak miał stanowczo za wiele stresu.
Jedzenie czy ucieczka? Ratować cokolwiek? Spierdzielać, póki ma znaczną przewagę? Ale żeby tak marnować pożywienie?
W końcu uznał, że mięsem nikt gardzić nie powinien. Zwłaszcza, że borsuk niezbyt wielki. Da radę go unieść? Dopadł do niego i zacisnął zęby na szyi stworzenia. Wkrótce łeb i resztę ciała oddzielała szpara, wygryziona przez zęby lisowatego. Acz martwemu już wszystko jedno. Żywy Kesil przejmował się jednak tym, że chociaż trochę truchło będzie lżejsze. Łapy poniżej kolan i łokci również poleciały. Mięsa na nich niewiele, a kości swoje ważą.
Odczuł tym większy stres, gdy spomiędzy skał wyszła bestia. Jego ruchy stały się znacznie gwałtowniejsze, kiedy rozgryzał brzuch borsukowatego i przełykał w panice ochłapy. Wnętrzności... Te też są niepotrzebne. Ciężkie i skoro wymordowani mają inne mięso, musieliby być naprawdę zdesperowani, aby zapychać się jelitami czy żołądkiem.
Ładny bałagan lis zrobił. I co gorsza, został spostrzeżony przez opancerzoną bestię. Chwycił borsuka za grzbiet i poderwał, odwracając się w stronę, w jaką uciekł Chris. Wystrzelił cwałem za harpią, modląc się tylko, by borsuk go nie spowalniał nadmiernie. Jest przecież dużym liskiem. Powinien dać sobie radę z uniesieniem tak okaleczonego i zgoła lekkiego truchła. Prawda? A pozostawionymi przez niego resztkami - cokolwiek to kolczaste coś było - powinno się zainteresować. O ile oczywiście było mięsożerne. Przecież to plan idealny. Nie ma żadnych wad. Ścierwojadowi bardziej opłaca się pogryźć kości niż marnować energię na ganianie spłoszonego lisa.
Oby tylko nie przecenił swoich możliwości.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Od dnia 1 października macie tydzień czasu na to, aby pojawił się post. Jeśli po tym czasie go nie będzie, wątek przeniosę z powrotem do archiwum.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

........Jedzenie. Jak widać czasem było problematyczne. Czy też raczej obsesja na jego punkcie, nawet jeśli na Desperacji nie było to czymś specjalnie zaskakującym. Pudel niespecjalnie był szczęśliwy z powodu opieszałości swojego lisiego przyjaciela. Naprawdę wolał, by stworzenie pozostało w jednym kawałku. W ostateczności faktycznie po prostu po niego zleci, ale chwilowo zaczął krążyć bliżej bestii, by monitorować jej dalsze ruchy. Ku jego ubolewaniu nie wyglądała na specjalnie pokojowo nastawioną do życia, ale cóż... może pozory mylą? Jak to się mówi, nadzieja umiera ostatnia.
Bystre ślepia harpii oceniły odległość pomiędzy jaszczurem, a lisem, następnie wymordowany zatoczył krąg i zawrócił, skrzeczeniem poganiając Kesila. Ruszył, czy też raczej poleciał do przodu, znowu trzymając się blisko ziemi. Gdy w końcu dostrzegł, że psowaty łaskawie ruszył swoje cztery litery wzbił się nieco wyżej, by móc obserwować reakcję gadziego mutanta.
Było blisko. Trzeba było nie dawać mu całego borsuka.
Na razie wszystko wskazywało na to, że monstrum zajęło się pozostawionymi resztkami. W końcu dźwiganie 300 kilogramów pewnie nie było łatwe podczas normalnego chodu, a co dopiero podczas pogoni za zwinnym lisem. Niemniej według Pudla Kesil i tak postąpił lekkomyślnie. Nawet jak na zwierzę. Wiadomo, instynkty instynktami, ale harpia i tak była oburzona. Dlatego Chris skrzeczał z góry na lisa, zupełnie jakby chciał przemówić mu do rozumu.
Jak stara, zrzędliwa kwoka.
Zrugał go w swoim języku z góry na dół, dodając do tego jeszcze wymachiwanie skrzydłami, przez co od czasu do czasu niebezpiecznie mocno zbliżał się do ziemi. Zaraz jednak wyrównywał kurs, kontynuując swój pełen pretensji monolog.
Kończąc już debatę, następnym razem zero borsuków.
W końcu Chris przysiadł na jakiejś gałęzi, dochodząc do wniosku, że są już dostatecznie daleko od bestii. Przestąpił z łapy na łapę, wbijając szpony w drewno i przekrzywił łeb, obserwując uważnie towarzysza. Teraz mieli chwilę spokoju. Raczej.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Nadzieja umiera ostatnia, niemniej wciąż jest matką głupich. Na szczęście tej dwójki, Kesil nie należał do zbyt roztropnych.
Oczywiście nie był głupi per se. Jedynie... Niedouczony. Zapomniał wiele rzeczy, które potrafił czy znał. Jego mózg jest niemalże jak czysta kartka lub świeżo wypłukana gąbka, tylko czekająca, aby wchłonąć wiedzę. Chętnie się uczy. Brakowało mu przez te ostatnie lata jakiekolwiek stymulacji i rozruszania rozumu, nic zatem dziwnego, że umysł chłopaka uległ stagnacji i zezwierzęceniu, poddając się instynktom.
Aczkolwiek skrzecząca i kręcąca się nad głową harpia w momencie, kiedy Kesil walczy o każdy metr przewagi nad opancerzonym przeciwnikiem, wcale nie pomagała. Są lepsze i gorsze momenty na nowe doznania. Ten był stanowczo nieodpowiedni na podobne ekscesy.
Lis zerkał co i rusz na ptaka, mocniej skupiony na postaci Chrisa niż obserwowaniu zagrożenia. Oddychał ciężko przez nos, czując, jak futro zlepia mu cieknąca z truchła posoka. Krew lała się po pysku i szyi wymordowanego, chlapiąc na łapy i palce. Szybko do wilgotnej sierści przylgnął piach oraz pył, wzbijany przez biegnącego mutanta. Na szczęście nie ubrudził pyska ani zdobyczy, ale brzuch czy kończyny lisa były w opłakanym stanie.
Kątem oka wychwycił harpię, kiedy zniżyła lot tuż nad podłoże i kolejny raz podjęła próby międzygatunkowej komunikacji.
Tak. Oczywiście. Dokładnie tak. Zgadzam się z tobą w całej rozciągłości.
Cokolwiek tam skrzeczysz.

Widząc, że jego ptasi towarzysz osiadł na drzewie, lis niewiele myśląc wskoczył śladem Chrisa na pień. Wspiął się sprawnie i zatrzymał kawałek poniżej Pudla, rzucając truchło na jeden z konarów. Twarde, wyschnięte gałęzie przytrzymały borsuka - albo jego resztki - nie dając mu spaść. Lis za to przewiesił się przez sąsiednią odnogę. Dosłownie. Zahaczył przednimi łapami o konar, leżąc na nim piersią i środkową parą łap, tyłkiem zaś "siedząc" okrakiem na gałęzi z borsukiem.
Co mu po nadludzkiej sile wymordowanych, kiedy więcej pary ma w łapach niż szyi? Kark go bolał od niesienia truchła. Nie nawykł do taszczenia czegokolwiek tak długo w ten sposób. Spojrzał na harpię i teraz on się rozgadał, chwilę zawodząc smętnie oraz szczebiocząc.
Nigdy więcej, wiesz? Chyba złapał mnie skurcz. To ścierwo nie jest tego warte.
Spojrzał potem po sobie. Po schlapanej juchą piersi, po zlepionych krwawym błotem łapach, z których wystawały pazury.
Lament tylko się wzmocnił. Na pustyni próżno szukać wody do umycia się. Ani myśli tego wylizywać. Niedobrze mu się robiło na samą myśl.
Jasne, zdarzało się Kesilowi chłeptać brudną wodę, błotnistą breję która ratowała życie w największe upały. Ale to wynikało z konieczności. Nie zamierzał łykać ziemi dla wyglądu. Trzeba przeżyć drażniące uczucie rozpychania między palcami.
Zakończył swój wywód ciężkim westchnięciem i położeniem łba na rozgałęzieniu mniejszych konarów.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wątek przenoszę do archiwum z braku aktywności prowadzenia lub zakończenia.
W razie czego pisać do mnie na PW, jeśli będziecie chcieli go wznowić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

.........Chris niespecjalnie wziął pod uwagę, że jego marudzenie może przeszkadzać lisowi w ucieczce… poza tym gdyby zaczął biec wcześniej i bez borsuka, to nie miałby teraz takiego problemu. Niech więc trochę się pomęczy w ramach kary za to, że prawie doprowadził go do zawału serca podczas pobytu w  ptasiej postaci. Bardzo nieuprzejme zachowanie, ewidentnie Kesilowi brakło manier. Należało to naprawić, ale ta drobna bariera komunikacyjna pod postacią odmienności gatunków (biokinetycznych, jeśli potrzebna jest ścisłość), jaką mieli między sobą, trochę utrudniała sprawę. Odrobinkę.
Chociaż gdy obaj znajdowali się już na drzewie, to z oczu harpii biła tak jawna dezaprobata, że aż ciężko było jej nie uchwycić. Wyglądało to tak, jakby próbował prześwidrować lisa wzrokiem i w ten sposób jasno mu zakomunikować, że taką sytuacją postrzega jako ujmę na ich wspólnym honorze. Dlatego podczas tego całego lamentu bardzo konkretnie odwrócił dziób w drugą stronę, jawnie ignorując skargi towarzysza. Przesłanie ponownie było jasne: „jak chciałeś, tak teraz masz”. Dopiero gdy lament się wzmocnił, łaskawie przerzucił wzrok  na towarzysza, ścinając go krytycznym spojrzeniem.
Masz rację, wyglądasz paskudnie. Nie wiem, jak mogłeś doprowadzić się do takiego stanu.
Wzleciał gałąź wyżej i zrzucił na Kesa kilka liści, skrzecząc coś dziwnie, zupełnie jakby próbował go przedrzeźniać, bo czym nagle zmienił ton.
Nawet nie licz, że będę ciebie wyskubywać.
Niemniej coś z tym fantem trzeba było zrobić, nie chciał tracić cennej lisiej sierści, a w tej formie najprawdopodobniej jego towarzysz będzie okropnie cuchnął. Pewnie wpasuje się w klimat Desperacji, ale jak te wszystkie resztki zaczną na nim gnić, to zacznie przyciągać uwagę. A to już był zły scenariusz, bo wtedy ponownie mutant mógłby mieć problem z jakimś goniącym go jaszczurem. Poza tym Pudel nie chciał mieć cuchnącej poduszki, co prawda sierść zawsze starał się oczyścić, ale jakieś standardy podczas jej kradzieży musiał zachować, prawda? Dlatego po chwili zawahania zleciał na dół, trącił ptasią łapą zmęczonego lisa i ruszył na poszukiwanie jakiegoś jeziorka, stawku lub czegokolwiek w tym typie. On sam dość sprawnie pokonywał długie dystanse, ale znajdowali się w pobliżu gór i to jeszcze na pograniczu z Edenem, więc coś czystego na pewno da radę znaleźć w miarę niedalekiej (według lisowego pojęcia) odległości. Założenie okazało się trafne, no dobra, ewidentnie mieli kawałek do przejścia, ale Chris i tak był zadowolony.
Wstawaj, leniu, idziemy się umyć.
Szturchnął Kesa ponownie rozpoczynając koncert skrzeków.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Od prawie 20 lat nikt nie zwrócił Kesilowi uwagi na maniery. Na Desperacji savoir vivre stanowi sztukę zapomnianą, słowo tak obce, że niektórzy wzięliby je za egzotyczne zwierzę albo impertynencję zza oceanu. Zakładając, że posiadają w ogóle umysł rozwinięty (czy raczej nie-zezwierzęcony) na tyle, aby pojąć w ogóle, że to słowa, a nie zlepek przypadkowych, wychrząkanych sylab.
Widząc teatralne obrażenie swego towarzysza, lis wyciągnął łapę i pacnął nią w gałąź, na której siedział Chris, zamierzając ową zatrząść. Ale nie przyniosło to pożądanego skutku, bowiem harpia zdążyła odlecieć na inną. Przy okazji sypiąc na lisa liśćmi i korą. Uniósł na niego wzrok.
O co się czepiasz? Wszyscy wkoło tak samo niewychowani. Ale przynajmniej mamy jedzenie.
Otrzepał się z listowia i gdy odpoczął, podniósł się lekko. Ta odrobina mięsa zjedzona w pospiechu to było stanowczo za mało dla lisa tych rozmiarów. Nie wspominając, iż umysł podpowiadał, aby korzystać jak najwięcej. Nigdy nie wiesz, kiedy trafi się następny posiłek. Oczywiście, wcześniej stres zaciskał żołądek, jednak teraz nadeszło błogie rozluźnienie, a wraz z nim głód. Wobec tego zajął się posiłkiem, nie zwracając uwagi na taksujące go spojrzenie Chrisa. Skoro harpia sama nie chce się poczęstować, wymordowany nie będzie jej wciskał pożywienia na siłę. Wręcz przeciwnie, jeszcze zje jej porcję. I tylko odsuwał się lekko, ilekroć został szturchnięty.
Oblizał w pewnym momencie pysk i podniósł go, aby spojrzeć na Pudla.
Tym dziobem prędzej byś ze mnie zdarł skórę, a nie wyiskał. Nie zamierzasz jeść? Zostało nadal całkiem sporo.
Między gałęziami leżały resztki borsuczego truchła, teraz pomniejszone jeszcze o to, co Kesil poodgryzał. Gdyby nie ból szyi, byłby teraz nawet szczęśliwy. Z pełnym brzuchem oraz nowym towarzyszem. Czego chcieć na Desperacji więcej?
Ah, tak... Wciąż drażniła lisa brudna, pozlepiana sierść, która zaczynała swędzieć. Zatem jednej rzeczy brakuje: jeziora, aby się umyć.
Kesil odszturchnął w pewnym momencie harpię, dość mając tego zaczepiania łapą.
No idę! To twoja była zdobycz, wybacz, że się zatroszczyłem, abyś się najadł.
Zeskoczył zaraz po tym z drzewa i popatrzył za Pudlem. Zakładając, że Chris poleciał w końcu - zamiast stać i skrzeczeć - pobiegł za nim, śledząc cień, jaki wielkie skrzydła rzucały na ziemię. Kierowali się w stronę Edenu, nie zdając sobie sprawy, że im bliżej byli, tym uważniej przyglądał im się anioł, patrolujący granicę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

.......Ostatecznie z oferty skorzystał i coś tam skubnął, jednak wyraźnie nie miał specjalnego apetytu. W gruncie rzeczy polował dla DOGS, teraz powinien to jeszcze nadrobić, ale miał czas. Przynajmniej lis w końcu przestał traktować go jak zagrożenie, a jakby nie było, to sporo ułatwiało, a także dawało nadzieję, że ich relacja rozwinie się w pozytywną, a nie negatywną stronę. Teraz mógł się nieco uspokoić, chociaż jako ptak również miał dość nerwową naturą, niestety już takim był przypadkiem, ale przecież każdy ma jakieś wady. Nieważne, że on teoretycznie miał ich całkiem sporo, w końcu czymś to na pewno rekompensował. Czymś.
Ruchy, ruchy, jeszcze się zastoisz i mięśnie będą ciebie później boleć.
Sfrunął i zaczął prowadzić lisa w kierunku drobnego strumyka. Lecąc droga wydawała mu się krótsza, niemniej domyślał się, że lisa taka przebieżka musiała kosztować trochę wysiłku, dlatego co jakiś czas zatrzymywał się, dając mu okazję do zaczerpnięcia oddechu. Co jakiś czas poprawiał sobie dziobem piórka lub strząsał pozostałości liści, czy też kurzu. Sam również musiał dbać o czystość, nieprawdaż? Niemniej najbardziej istotny był fakt, że ciągle prowadził z mutantem ich konwersację. Nieważne, że jeden mówił swoje, a drugi swoje, grunt, że mogli chociaż udawać, że się rozumieją. Zresztą obaj byli chyba dość pojętni, dzięki czemu ich komunikacja faktycznie miała trochę sensu. Może i nie wszystko było w pełni logiczne, ale według Pudla radzili sobie całkiem nieźle.
Gdybyś tak się nie upaćkał, nie musielibyśmy teraz męczyć się z szukaniem czystej wody.
Konkretny zarzut, do tego Chris nie zdawał sobie sprawy, że ich dotarcie do strumyka może zostać zakłócone. Dotychczasowo nie miał problemu ze zjawianiem się na terenie Edenu pod ptasią postacią, kto wie, może odegrała w tym rolę odrobina szczęścia. Teraz o fakcie, że są blisko przekroczenia granicy poinformował ich sam krajobraz, który zrobił się zdecydowanie bardziej przyjazdy.
Już niedaleko.
Tak można było odebrać jego skrzek, leciał teraz dość nisko, co choć nie było w pełni dla niego komfortowe, to umożliwiało mu trzymanie się bliżej lisa. Niemniej na takich wysokościach gorzej było z prądami powietrznymi, przez co szybował mniej, a co z tym idzie - nieco szybciej się męczył. Cóż, międzygatunkowa przyjaźń najwyraźniej wymagała poświęceń.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Ktokolwiek wyznaczył mu wartę obejmującą czas, w którym to płonąca gwiazda wchodzi w zenit po tej części globu, prawdopodobnie niezbyt trafnie potrafił ocenić zdolności oraz potencjał swoich podopiecznych. Strategia jak widać nie należała do jego mocnych stron. Także więc Hayaiel musiał wykazać się podwójną rozwagą, aby samemu przetrwać w niesprzyjających warunkach, jednocześnie patrolując okolice. W żadnym wypadku nie traktował tego jak wyzwanie. Prędzej jako szczyt ignorancji. Jego przełożony nie do końca pojmował jak dotkliwe dla albinosa potrafią być poparzenia słoneczne. Bez znaczenia dlań pora roku. Każdy zbyt intensywny promień światła mu szkodził. Jeśli nie wywoływał udaru w upale, to znów uderzał odbiciami w jego karminowe oczy skutecznie oślepiając. I jak tu wykonywać swoje obowiązki? Czyż zarządzający nimi anioł nie powinien ustalać grafiku tak, aby wydajność każdego z nich była zbliżona jak najbardziej do maximum? Pocieszał go jedynie fakt iż granicą Edenu nie była  pustynia, a górskie szczyty, które zapewniały mu jako takie schronienie pośród swych szczelin oraz chłodnych jaskiń. Mógł przeczekać najgorsze godziny, zanim ponownie zacznie oblatywać niebo - świecąc niczym tęczowy klejnocik pośród kurzu i pyłu. To wywoływało w nim zdecydowanie największą frustrację. Jednak mimo sugestii, nie wzięto pod uwagę jego własnych preferencji. Dlatego też spędzając kolejny kwadrans na zabawie w ciuciubabkę ze słońcem, pożytkował ten czas komponując w głowie obszerne sprawozdanie z patrolu, opatrzone tuzinem sugestii - jeśli nie uwag na temat niekompetencji przełożonego. Najprawdopodobniej wersja, która trafi do uszu odbiorcy będzie jedynie okrojonym strzępkiem suchych faktów, pośród wyrzutów jakie namnażały się w głowie Hayaiela. Idealnie ocenzurowane milczeniem oraz długimi pauzami między słowami, które jedynie czytający w głowach duch byłby w stanie poznać. Taki właśnie był Hayaiel. Bijący się z myślami anioł, ograniczający zbędne dodatki emocjonalne do minimum.
Aktualnie przytulony do szorstkiej skały, od dłuższego czasu przyglądał się pędzącym w stronę granicy zwierzakom. Cały jego wewnętrzny monolog został uciszony, wraz z dostrzeżeniem lisa o zdecydowanie zbyt dużej ilości kończyn. Zauważył ten mankament zbyt późno, by zmienić topografię terenu na obszar nie do sforsowania. Co więcej, ptak którego gonił drapieżnik, również zwrócił jego uwagę. Nie znał się na zwierzętach, tak więc z tej odległości ani gatunek ani też jego wielkość nie zrobiłyby nań większego wrażenia. Jednak w parze, musiał sam przyznać iż byli dość osobliwym zespołem. Na tyle podejrzanym by zdecydować się ich zatrzymać. Wymordowani w Edenie stanowili nie tylko problem jako zdziczałe, nie do końca świadome jednostki, ale również nosiciele wirusa, który nie był mile widziany w tej oazie spokoju.
Cel ich wędrówki wydawał się być dokładnie widoczny. Kierunek również się zgadzał. Anioł odepchnął się od skały i wylądował ciut niżej, za moment ponownie skrywając się w cieniu. Czekał z wyciągniętymi rękoma, aby pochwycić w pułapkę pędzącego w jego kierunku lisa. Kiedy ten tylko znalazł się w zasięgu mocy anioła, ziemia pod nim jęła się ruszać i mięknąć, tak że łapki traciły oparcie grzęznąc w piasku coraz głębiej. Uniemożliwiając mu dalszą drogę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jedzeniu się nie odmawia. Czy nikt tego Chrisa nie nauczył? Z drugiej strony, zapewne Skoczek był dużo lepszy w polowaniu. Atak z zaskoczenia i potężne pazury dawały sporą przewagę w starciu z lądową zdobyczą. Zatem harpia nie musiała tak mocno przejmować się jedzeniem jak lis, którego przeżycie oparte jest albo na kradzieży padliny, albo na polowaniu z inteligentnym wykorzystaniem otoczenia.
Inteligentnym.
Ha. Dobre sobie.
Żarty kończąc, teraz lis wspinał się dość sprawnie śladem Chrisa. Nie zostawał nadmiernie w tyle, bez wielkich problemów wdrapując się nawet na pionową ścianę. Mogło to wyglądać dość pokracznie czy wręcz przerażająco dla Hayaiela. Żadne stworzenie tych rozmiarów nie powinno poruszać się w górach z łatwością dorównującą spokojnemu spacerkowi po łące. Ostre granie wokół Edenu miały wszak chronić i odgradzać las od Desperacji oraz potworów na niej. Tymczasem oto albinos spotyka mutanta, który za nic ma nawet najbardziej strome zbocze.
Przynajmniej do momentu, aż nie stanął na kawałku płaskiego terenu. Miał coś właśnie odszczeknąć - dosłownie - Skoczkowi, gdy nagle twarda skała pod łapami lisa zmieniła się w miękki piasek. Musiał nie zauważyć, jak wszedł na ruchome piaski... Chociaż to trochę dziwne, podobne grzęzawisko na tej wysokości? Szybko porzucił podejrzenia. Na Desperacji niewiele rzeczy powinno dziwić sześcionogą liso-jaszczurkę z dwoma sercami. Sama jej egzystencja była dowodem na to, że matka natura zdrowo popiła w czasie Apokalipsy i od tamtego momentu nie wytrzeźwiała. Zatem Kesil nie podejrzewał ingerencji trzeciej osoby, starając się wygrzebać z piachu. W który zdążył zapaść się po brzuch.
Sześć łap, każda z długimi palcami, stanowiło spory atut w starciu z grzęzawiskiem. Podobnie jak fakt, iż Kesil przeżył już trochę na Desperacji i nie raz zakopał się w piachu po uszy. Zatem o ile Hayaiel nie zmuszał drobinek do zatrzymywania lisa, prędzej czy później wymordowany wypełzł z trzęsawiska. Teraz dodatkowo cały opiaszczony. Zatrzymał się i otrzepał, pozbywając drażniących drobinek spomiędzy sierści, zanim rozejrzał się za harpią. Zaczął szczebiotać do niej w tonie cokolwiek niezadowolonym.
Dzisiaj jest zły dzień na życie...
I na dodatek z jego winy, bo wpierw sam porwał szczurka, a potem przez Kesila musieli zacząć szukać wody. Niestety, lis ma talent do podejmowania bardzo złych decyzji życiowych, których konsekwencje potrafią go prześladować latami. Jemu nie daje się nigdy żadnych wyborów, bo jest więcej niż pewne, że zdecyduje się na gorszą opcję... O czym zapewne Chris przekonał się tego dnia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach