Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 6 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6

Go down

Pisanie 04.02.18 1:28  •  Stacja Benzynowa - Page 6 Empty Re: Stacja Benzynowa
Przerażenie w oczach tej małej kurewki napawało Meduzę niezdrowym podnieceniem. Wystawił w jego kierunku swój chropowaty, brzydki język w geście drwiny, poruszając parzydełkami na głowie, które wiły się na niej, niczym węże. Ten przygłup nie mógł wiedzieć, że nie miały żadnych bojowych właściwości. Ich funkcjonalność w zasadzie zaczynała się i kończyły na seksownym tańcu erotycznym. Były zamiennikami włosów. Ogrzewały pusty, pozbawiony trosk łeb swojego właściciela i napawały lękiem.
Spierdalaj. Po to go mam, by go używać, he — powiadomił go, a z gardła wyrwał się szaleńczy, krzykliwy śmiech, w ramach potwierdzenia tych słów. Jeśli ten przykurcz chciał go uciszyć, sposób był tylko jeden - wyciąć mu język albo zmiażdżyć gardło, ale wtedy – oprócz ręki – straci też drugą, dwie nogi i życie. Niezbyt korzystne warunki jak na takiego tchórza.
Karton wylądował na głowie Meduzy. Śmiech przygasł. Został stłamszony przez ten prowizoryczny kapelusz. Jellyfish próbował go strącić z głowy, ale bezskutecznie. Galaretowe palce nie współpracowały. Nie mógł złapać nimi krawędzi kartonu. Wżynały się w jego strukturę. Nagrodził za ten czyn He wiązanką przekleństw, ale to nie rozwiązało jego problemu z kartonowym pojemnikiem, który po chwili zaczął utrudniać mu oddychanie. Warknął pod nosem, wymachując ramionami na wszystkie strony. Uderzył łokciem o coś kanciastego i syknął, bo chociaż skóra, ugięła się, to kości nie były już tak elastyczne – uderzył nią w metalową konstrukcje regału. Szafka zachwiała się i rozległ się huk. Kolejna partia półek skonfrontowała się na ziemie i ten sam los spotkał Wymordowanego. Upadł, przywalony ciężarem jednej z nich. Karton sunął się z jego głowy i w nagrodę dostał w głowę plastikowym, prostokątnym przedmiotem, który rzucił ten skurwiel w desperackiej próbie ratowania sobie skóry.
Shuuya zawył z bólu. Plecy skonfrontowały się boleśnie z podłogą, kiedy stracił równowagę i runął na ziemie. Półka natomiast przywaliła jego klatkę piersiową, naciskając na przeponę i utrudniając oddychanie, do tego stopnia, że, dotąd niemal przezroczysta cera kolekcjonera rąk, poszarzała. Zerknął kątem oka na poczynania głupka, który jednak nie był takim debilem za jakiego go miał, ale żadne pochwała nie padła. Był zirytowany, z poważnym problem w postaci zamierającego w piersi oddechu, ale mimo to w jego oczach tańczyło rozbawienie. Może próbował się pocieszyć, może bezmyślnie bagatelizował zagrożenie, a może jedno i drugie. Nie zmieniało to jednak faktu, że z niewyjaśnionego powodu sytuacja ta wywołała u niego rozbawienie. W końcu znalazł się w niej na własne życzenie.
Hehehehe. Głupkowaty śmiech Facepalma potoczył się po ścianach stacji benzynowej, w ramach komentarza na bezproduktywną walkę tego przychlasta z drzwiami. Co z tego, że nie mógł drgnąć, przywalony przez jeden z regałów, który się na nie zawalił, kiedy trącił go ramieniem, szamocząc się heroicznie z morderczym, zabierającym mu powietrze kartonem?
Jego błędniki wyłapały przeraźliwie skrzypienie zawiasów. Jęknął, otępiony przez ten dźwięk. Rolę się odwróciły. Kolega mógł spierdalać, z dwoma rączkami, a Meduza, z własnej głupoty, stał się ofiarą własnych, niepohamowanych pragnień. Z coraz większym trudem oddychał. Uszkodzona, krwawiąca klatka piersiowa unosiła się i upadała, ale po woli ulatywały z niej siły. Był zbyt chuderlawy, by dźwignąć regał  resztkami sił. Musiał czekać, aż klony się zregenerują i uratują mu tyłek. Ręka przyklejona do twarzy, wpadła w histerię. Spoliczkowała go, pozostawiając na jego policzkach czerwone ślady palców.
I ty przeciwko mnie, suko, he? — mruknął niewyraźnie, ale nie był zły. Była z nim zawsze. W zdrowiu i chorobie. Jak biła, to znaczy, że zasłużył. I mimo deformacji umysłowej, był tego świadom. Żałował tylko, że nie zdobył tej rączki. Była piękna. Prawdziwe arcydzieło!  
Przyłożył dłoń do metalowego pręta, w próbie przypalenia. Rozgrzał go do czerwoności, ale nie drgnął. Uparty skurwiel.

POLIPTYCZNE KLONY1|5, odnowa
PARZYDEŁKA2|3
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.02.18 13:09  •  Stacja Benzynowa - Page 6 Empty Re: Stacja Benzynowa
Otwarta dłoń czarnowłosego kolejny raz skonfrontowała się z zimną powierzchnią drzwi, na których leżał — znowu podjął próbę powstania. Chuda ręka zadrżała niebezpiecznie, jakby zaraz miała się złamać. Z trudem udało mu się unieść ciało na te kilka sekund. W tym samym czasie rozwalony bark dał o sobie znać — fala bólu rozeszła się po całej kończynie. Ponownie padł, jakby wszystkie siły go opuściły w momencie, w którym najbardziej ich potrzebował.
Przymknął oczy — możliwe, że próbował zebrać myśli lub po prostu wpaść na jakiś pomysł, który pozwoliłby mu wyrwać się z tego koszmaru. Przyjemnie chłodna dłoń przywarła do obitego czoła, częściowo kojąc ból. Musiał jak najszybciej wstać, zdawał sobie z tego sprawę. Nie wiedział ile czasu zyskał dzięki sprytnemu zagraniu z kartonem, ale mimo wszystko wolał się spieszyć. Najgorsze w tym wszystkim było to, że obolałe ciało i zawroty głowy wcale nie ułatwiały zorganizowania sprawnej ucieczki.
Kątem oka spojrzał na walczącego z pudłem Wymordowanego — miał widoczne problemy z pozbyciem się badziewia, które ograniczało jego widoczność. Wciąż miał szansę i czas, by jakoś wstać i ruszyć dalej. Nawet udawało mu się ignorować te okropne dźwięki i przekleństwa, które padały z ust fioletowowłosego. Nie skupiał się na nich, w tamtej chwili zależało mu tylko na jednym — ucieczce.
Hervé uznał, że najłatwiej będzie mu wstać przy ścianie. Bez głębszych przemyśleń zaczął czołgać się w stronę dopiero co wyważonych drzwi. Palcami chwytał za kępy suchej trawy, nogami próbował odbijać się od powietrza. Brzuchem ślizgał się pod drzwiach — zaczepił materiałem bluzy o klamkę lub jakiś wystający gwóźdź. Chaotycznym szarpnięciem rozerwał ciuch w okolicy żeber, a później kontynuował swoją podróż. Gdy tylko dotarł do celu, to jedną z rąk chwycił za pordzewiałą framugę. Potem przewrócił się na bok, lądując na niej plecami. Z pomocą nóg uniósł ciężar swojego ciała. Oddychał bardzo powoli, z trudem. Chwiał się — opierał się o metalową oprawę barkiem i przyglądał się Facepalmowi. Prawie się zaśmiał, gdy jedna z szafek przygniotła Wymordowanego swoim ciężarem. Napawanie się widokiem jego porażki wcale nie poprawiało mu humoru — sam był w opłakanym stanie.
Przełknął głośno ślinę, czując nieprzyjemne drapanie w gardle.
Zgubiła Cię Twoja zasrana pewność siebie — wycharczał nienaturalnie, przykładając skroń do zimnego metalu. Przez krótką chwilę patrzył na swojego wcześniejszego oprawcę — próbował spojrzeć mu w oczy, zadrwić mu prosto w twarz. Zamiast tego odetchnął głęboko, nie chcąc się zniżać do poziomu tego potwora. Po prostu powolnie odwrócił się, robiąc kilka kroków wprzód, a potem od razu opadł plecami na zewnętrzną ścianę budynku stacji.
Pięściami uderzył się w uda. Ruszył wzdłuż ściany. Stawiał krok za krokiem — nogi miał na tyle sprawne, że mógł normalnie iść, a nawet biec. To jego ręce i boląca głowa utrudniały mu zachowanie równowagi. Wkrótce puścił się ściany, oderwał się od niej i był szczęśliwy, że mu się udało. Wbiegł gdzieś między ogołocone krzewy i drzewa (a raczej pozostałości po nich). Próbował sobie przypomnieć teren, na którym się znajdował. Ciężko mu było zorientować się gdzie są jedne z najbliższych ruin, w których mógłby się schować i zregenerować siły.
Uciekał jak tchórz, ale ta ucieczka była jego małym zwycięstwem.
Przeżył, więc był zwycięzcą.

    ✘___ zt.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 6 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach