Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Pisanie 18.11.13 17:11  •  Nora Yunosuke - Page 2 Empty Re: Nora Yunosuke
Warknięcie sprawiło, że Yuno drgnął i z zaskoczeniem spojrzał w oczy Wymordowanego. Widział w nich tą palącą się rządzę, wyczuwał zagrożenie. Zdławił jęk, czując jak jego szpony wbijają mu się w talię. Nie spodziewał się tego. Spoglądał na jego twarz i ten chory uśmiech z niedowierzaniem, a w czerwonych oczach pojawił się ślad strachu. Słowa chłopaka najwyraźniej nie dotarły do umysłu bruneta, a przynajmniej nie na tyle, aby je zrozumiał. Tak chciał myśleć, nie chciał dopuścić do siebie myśli, że to zachowanie mogłoby być celowe. Cóż za ironia. Tyle było mowy o tym, żeby nie iść z obcymi do łóżka. Tyle razy powtarzano, żeby nie spraszać nieznajomych do domu. Tak wiele razy ostrzegano przed potencjalnymi gwałcicielami. No i pedofilią. Yunosuke, ty głupi dzieciaku. Wpadłeś wprost w pułapkę. W sidła pożądania. Ale któż domyślałby się, że uprzejmy Sakid może wpaść w taki amok? Na początku wzbudzał zaufanie, ale teraz z każdą chwilą robił się coraz bardziej stanowczy. Budził w kocurze coraz większy lęk.
Sakid, nie...
Kocur nie zdążył go nawet mocniej odepchnąć. Uderzył plecami o kanapę i pisnął cicho. Nie miał swobody ruchu, nie mógł nic zrobić. Był unieruchomiony przez ciało czarnowłosego. Syknął, czując jego usta na swojej szyi. Nie, to idzie za daleko... Poczuł ból przez pazury wbijane w jego ramię. Zacisnął zęby, nie wiedział co robić. Dotyk na kroczu wydusił z niego zrozpaczony jęk. Spanikował, przez chwilę zrobiło mu się ciemno przed oczyma. Nie miał pojęcia co robić, jak się zachować. Nie było sensu mówić do niego, nie usłyszy, nie zrozumie, nie przestanie. Przejechał pazurami po jego chudych plecach na tyle mocno, aby po jego ciele spłynęło kilka stróżek krwi. Nawet to nic nie dało. Yuno załkał z bezradności, czując na sobie lubieżny dotyk dłoni truposza. Musiał coś wymyślić i to szybko, zanim to wszystko zajdzie za daleko i nie da się już tego odwrócić. Zamknął mocno oczy, próbując oczyścić trochę umysł, ale dotyk łap Sakida zbytnio mu na to nie pozwalał. Miał jednak asa w rękawie. Być może jego ciało jest przyszpilone, ale nie jego umysł. Zerknął w bok, chcąc rozejrzeć się po pomieszczeniu. Kiedy dostrzegł to czego chciał zwrócił wzrok ku brunetowi, aby ocenić jak bardzo jest skupiony na kocim ciele. Był aż za bardzo. Yuno syknął, a jego oczy się zaszkliły. Dobra, musiał to zrobić. Jeszcze raz zerknął w stronę przedmiotu, który wcześniej upatrzył i...
Wybacz, nie pozwolę ci na to.
Coś przemknęło przez pomieszczenie i uderzyło mężczyznę w głowę z taką siłą, aby stracił przytomność. Kiedy ciało nieumarłego opadło na kota, westchnął ciężko i zaczął łapać powietrze, próbując się uspokoić. Na ziemię spadł srebrny świecznik. To właśnie była rzecz, która znokautowała niedoszłego gwałciciela. Matko, psychokineza uratowała go z opresji. Jak to jednak dobrze być mutantem. Chłopak wyczołgał się spod bezwładnego ciała i wstał, próbując obejrzeć swoje ciało. Nie stało mu się nic poważniejszego, właściwie to jedynym wyraźnym śladem była ta malinka... Wiedział też, że będzie miał kilka siniaków, ale już takie jego ciało podatne na uszkodzenia jest. Spojrzał na Sakida ze zmartwieniem. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw...
Odsunął się i wygrzebał z kosza jakieś ciuchy. Wymordowany nie powinien się obudzić zbyt szybko, dość mocno mu przywalił. Trzeba go jednak stąd przetransportować... Rudy ubrał się w jakiś sweter, przebrał spodnie na normalniejsze, ubrał swoje glany i założył ukochany wisiorek. Dobra, no to do roboty. Dobrze, że jak na swoje ciało był dość silny. Zresztą, jego oprawca jest chudy, nie powinno być problemu z przeniesieniem go. Poszedł zgasić ognisko i wszystkie lampy, po czym podszedł do nieprzytomnego. Ustawił odpowiednio mężczyznę i wziął go na barana z lekkim trudem. Dobra, idziemy stąd. Trzeba się spieszyć i zdążyć zanim się obudzi. Chwycił w łapę broń trupa i opuścił swoją kryjówkę.

[zt x2]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.01.14 21:08  •  Nora Yunosuke - Page 2 Empty Re: Nora Yunosuke
Przez znaczącą część ich wędrówki patrzył tylko pod nogi. Nie opłacało się nigdzie indziej, bo zamieć rozmazywała widoczność, dając mylne wrażenie, że jest się w środku śniegowej kuli z wirującymi płatkami i niczym ponad to. Minuty poświęcone na wędrówkę zaczynały się dłużyć, co wprawiało go w niewytłumaczalny stan wiecznego zirytowania. Głównie dlatego, że nawet krajobraz się nie zmieniał, a widok pleców Yunosuke nie sprawiał takiej radości, jak pół godziny temu.
Psy dziarskim krokiem brnęły przed siebie, tonąc w puchu, to znów wyskakując z malutkich pagórków, aby prędzej pokonać trasę. Growlithe słabo czuł ich zapach, ale nie martwił się o ewentualne kłopoty, w jakie mogliby wpaść jego podopieczni w trakcie zamieci. Bardziej przejmował się Yunosuke, który choćby słówkiem go nie uraczył, zamieniając się w nasiąkniętego milczeniem przewodnika po iście ekstremalnych terenach.
Może to i lepiej. Nie było sensu dalej strzępić języka, gdy mieli sprzeczne racje. Koniec końców Growlithe i tak zrobi swoje. Z jego pozwoleniem lub bez niego. Priorytetem było teraz, aby zminimalizować prawdopodobieństwo powtórzenia się podobnej sytuacji. Skoro nawet on dotychczas nie był w stanie zlokalizować miejsca, gdzie zwykle przesiadywał Yunosuke — to niby jakim prawem miał to mieć natarczywy zboczeniec? Tym bardziej, że droga do domu rudzielca okazała się... pogmatwana. W pierwszej chwili Jace był ciągnięty w ciemność, która wkrótce zamieniła się w czerń, a po parunastu krokach błądzenia w gęstym mroku natrafiało się na płachtę. Zmrużył ślepia, gdy blask dosięgnął oczu. Światło wydawało się teraz niemalże zbyt ostre, piekło, zmuszało to uniesienia ręki. Dłoń rzuciła cień na twarz tylko po to, by ślepia sekundę później przyzwyczaiły się do panującego tu... skądinąd półmroku.
Wszedł do środka, wdychając zapach i rozglądając się ukradkiem po pomieszczeniu. Białe kosmyki zawirowały, gdy Growlithe potrząsnął głową, chcąc pozbyć się nadmiaru malutkich płatków, które lada moment miały do końca wsiąknąć we włosy. Zmierzwił palcami grzywkę, jakby to miało cokolwiek pomóc i dopiero wtedy w pełni skupił się na Yunosuke. Wciąż czuł na dłoni ciepły dotyk.
Mały, słodki Yuno.
Zastanowiłeś się?
Sam nie był pewien, czy to pytanie powinno w ogóle opuścić jego umysł. Z pewnej perspektywy miał przecież nie nawiązywać już do tego tematu. Uznał, że to byłoby bezpieczniejsze. Bardziej... w porządku. Jednocześnie świadomość, że być może właśnie tutaj, w tej jaskini, znajdował się jakiś obcy facet z nabrzmiałymi ambicjami... Białowłosy mimowolnie pokręcił przecząco głową, jakby chciał samemu sobie udowodnić, że to nic takiego. Bo istotnie — to przecież nic takiego, nie? Nie stało się nic poza pocałunkiem. Yunosuke sam tak stwierdził. Poza tym, gdyby faktycznie tego nie chciał, mógł się obronić — to również dobitnie przekazał Jace'owi. Jakim więc prawem miałby w ogóle zaprzątać sobie tym głowę? Żadnym. Obrzucił ulubieńca spojrzeniem, chwilę później unosząc dłoń i kładąc ją na jego policzku. Kciukiem pogładził zaczerwienione od uderzenia miejsce, jakby tylko przez to ślad miał zniknąć.
Nie przyzwyczajaj się do mnie, szczylu.
Daj mi choć jeden pierdolony powód, żebym się stąd nie wyniósł, a obiecuję, że usadowię zad gdzie tylko chcesz i tam zostanę, póki mnie nie wyrzucisz z wianuszkiem obelg jak stąd na Urugwaj. Uśmiechnął się mimowolnie, zahaczając kciukiem o dolną wargę kociaka, odchylając ją nieco i zerkając na białe kły bestii. Miał do czynienia z bestią. Potworem, na którego polowali naukowcy; przed którym chowały się dzieciaki. Czym w zasadzie różnił się od Growlithe'a? Pochodzeniem, wyglądem, marzeniami, ale tak w zasadzie to niczym. Oboje wyklęci, siłą wypchnięci na margines niedorzeczności. W złości mogli zmieść wznoszące się budynki utopii... miast tego byli... tutaj... siedząc w zatęchłej norze, wdychając swoje zapachy, patrząc w oczy. Growlithe raz jeszcze spojrzał na usta Yunosuke. Palec ostatni raz dotknął dolnej wargi, by zaraz ująć jego podbródek, unieść głowę i musnąć wargami miękkie usta podopiecznego.
Opowiedz mi o sobie jeszcze raz... — wychrypiał z ustami przy jego ustach. Przydługie włosy przysłoniły mu lśniące oczy, ale delikatnie uniesione kąciki ust sygnalizowały, że jest zadowolony. Powolnym, wręcz niechętnym ruchem zmusił się, aby wyprostować plecy i wreszcie odsunąć rękę od Yunosuke.
Powiedz mi coś czego nikt nie słyszał, Yuno. Uśmiechnij się do mnie, zdradzając sekrety.
Przecież jestem księciem.
Chcę, abyś wreszcie się obnażył, przeklęty futrzaku.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.01.14 22:29  •  Nora Yunosuke - Page 2 Empty Re: Nora Yunosuke
Nie było sensu nic mówić. Nawet nie wiedział co miałby mówić. Tłumaczyć się? Swoje nędzne naiwniactwo i głupotę? Im bardziej o tym myślał, tym lepiej zdawał sobie sprawę, że niepotrzebnie odmówił. To i tak niczego nie zmieni, a tylko pokomplikuje całą sprawę. A raczej relację pomiędzy nimi. Ale to się już stało. A przynajmniej tak to widział kot. Zjadał go stres. Obawy przed tym, że powiedział coś nie tak do swojego pana. Tak się przejmował własnym strachem, że wręcz zapomniał, aby cokolwiek powiedzieć. Zdarza się, prawda?
Droga do nory w istocie jest skomplikowana, ale przecież taka ma być. Tym razem pozwolił swojemu towarzyszowi na obserwację terenu wokół. Nie tak jak poprzednio. I choć śnieg ograniczał widoczność to i tak było widać znacznie więcej niż wtedy, gdy podobną drogą brnął Sakid. Wtedy było ciemno, na uboczu czaiły się wrogie stworzenia. Szli w pośpiechu i nie skupiali się na samej drodze. Kot jest pewien, że tamten prawie niewidomy truposz już tutaj więcej nie trafi. W końcu celowo nie pozwolił mu na dokładne oględziny otoczenia. Jednak wilczur to co innego, zupełnie co innego. Chciał, żeby Jace wiedział gdzie znajduje się to miejsce. Chciał, żeby potrafił tu trafić sam, kiedy tylko będzie chciał. Chciał mieć świadomość, że ktoś przyjazny wie o tym miejscu i będzie istniała nikła szansa, że jeśli następnym razem coś mu się stanie, to ktoś przybędzie na ratunek. Serce stanęło mu, kiedy obaj natrafili na totalną ciemność. On widział wszystko, niemal jak za dnia, lecz białowłosy zapewne nie. Małe przypomnienie: przez całą drogę nie puścił jego ręki. W tym momencie ścisnął ją lekko. Przez chwilę miał wrażenie, że w mroku mógłby zgubić swojego ukochanego wilka. Jaką ulgą było zauważenie znajomej płachty. Odgarnął ją i odsłonił wejście do swojego sanktuarium, wprowadzając tam chłopaka. Źrenice natychmiast zwęziły się, sprawiając, iż jego wzrok od razu przyzwyczaił się do nagłej jasności. Rozejrzał się, zupełnie jakby właśnie trafił do obcego miejsca. To, co się tu działo przez moment wydało mu się odległe, tak jakby było tylko złudzeniem. Niestety nie było i ta świadomość sprawiła, iż przełknął ślinę.
Dotknięcie na policzku wywołało wzdrygnięcie. Czerwone oczy od razu skierowały się na twarz osoby, która go dotknęła. Dopiero teraz dotarły do niego słowa, które zostały przed chwilą powiedziane. Nie odezwał się, ale odpowiedział, a odpowiedzią było lekkie skinienie głową. Wydawał się bać swojego pana, ale o tym już była mowa. To wszystko tylko złudne wrażenie. Nie jego wina, że przez większość czasu wygląda jak spłoszone zwierze, którym w zasadzie jest. Obserwował jak na jego twarzy maluje się uśmiech. Zmrużył oczy. W istocie, są tak podobni, a zarazem zupełnie inni. Jednak jedną cechę mają wspólną i nic tego nie zmieni. Obaj zostali odepchnięci przez to kim są. Rudzielec prychnął cicho.
Za późno. - rzucił nieco niepewnie. No tak, już dawno zdążył się przyzwyczaić. Wilk pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo. Dalszego biegu rzeczy się jednak nie spodziewał. Nawet nie zdążył przybrać zaskoczonego wyrazu twarzy. Na chwilę zamknął oczy. To było zupełnie inne. Nie takie jak poprzednio. Uczucie, które towarzyszyło mu w tej chwili było niemożliwe do opisania. Jedno było pewne - teraz wydało się to znacznie milsze, kojące. Zupełnie tak, jakby tym drobnym gestem odjęto wszystkie jego troski. Kąciki jego ust nieświadomie powędrowały ku górze. W końcu. Nareszcie. Uśmiechnął się i do tego szczerze.
A co chciałbyś wiedzieć? - spytał odchodząc od niego i zmierzając wgłąb ciemności. Rozejrzał się za czymkolwiek do ubrania, a w oczy rzucił mu się inny sweter. Niemal identyczny jak ten, który ma na sobie, a przynajmniej równie zniszczony, jednak barwy czerwonej. Świetnie, będzie się zlewał w jedną czerwoną plamę. - Chcesz się w coś przebrać? Zmarzniesz. - rzucił troskliwie, ściągając z siebie szarą szmatę. Przy nim się nie wstydził, poza tym nie było czego. Same kości. I ślady po szponach na ramieniu. Chwycił wcześniej upatrzony element ubioru i zarzucił go na siebie. Potargał swoje czerwone kłaki, a grzywka zaraz z powrotem opadła mu na oczy. Jego uszyska w końcu się podniosły, a przynajmniej chociaż trochę. Tak samo ogon nareszcie drgnął, wywołując dźwięczenie kolczyków na jego końcu.
Nie umiem opowiadać o sobie. Odpowiem ci na każde pytanie, nie ważne jak będzie ono brzmiało. Hm... - zagryzł dolną wargę, przysiadając na swojej kanapie. - Coś, czego nikt nie słyszał... - uniósł wzrok ku górze, jakby sprawdzał czy pod sufitem coś się nie czai. - Opowiadałem ci o mojej przyjaciółce z czasów w Mieście?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.01.14 17:45  •  Nora Yunosuke - Page 2 Empty Re: Nora Yunosuke
Nie wyobrażał sobie Bóg wie czego. Wnętrze pomieszczenia okazało się sprostać jego myślom. W zasadzie nie miałby nawet na co narzekać, gdyby rzeczywiście przyszło co do czego — Yunosuke miał tutaj wszystko, co było mu niezbędne do przeżycia. Zdaniem Growlithe'a, było tu co prawda trochę zbyt chłodnawo, aby w spokoju przetrwać mroźne kaprysy zimy, ale poza tym do niczego się nie przyczepił. Dopiero zaraz, gdy usłyszał te szczeniackie słowa, prychnął w odpowiedzi i łypnął na niego nieco zdenerwowanym spojrzeniem. „Za późno”. O wiele zabawniej byłoby, gdyby jednak wyśmiał słowa Jace'a, zaprzeczył im lub najzwyczajniej zignorował.
Zważywszy chociażby na sytuację sprzed parunastu minut, tym bardziej nic dziwnego, że spodziewał się innej reakcji. Sam niezbyt już wiedział, co takiego powinien zrobić, aby Yunosuke przejechał się jawnie na swoim zaufaniu. Zbyt często pokładał nadzieję w osobach, które okazywały się nieodpowiednie. Tym sposobem w każdej chwili mógł wpaść w tarapaty, z których wyjście okaże się graniczyć z cudem.
I na co mu to, do jasnej cholery?
Nie uczysz się na błędach, co? — Cichy głos wydobył się z duszonego zimnem gardła, gdy tylko oderwał wzrok od chłopaka i zaczął lustrować nim wnętrze. Jedno z psisk, ogromne, czarne bydle przechadzało się po „pomieszczeniu”, co chwila przystając i pociągając smolistym nosem, jakby pragnęło zapamiętać każdy, choćby najmniej potrzebny zapach, jaki się tu roznosił. — Następnym razem może cię ktoś wrzucić na te szmaty i przerżnąć, nim zdążysz się zorientować o co chodzi. Nie wszyscy są tak słabi jak ten ostatni padalec. Był zauroczony? Otumaniony? Starał się być delikatny i nie zrobić ci krzywdy?
Dlaczego co chwila do tego wracał? Usta białowłosego zacisnęły się w znajomą, cienką linię, jakby hamował kolejne słowa, cisnące się mu na nie. Im dłużej przebywał w tym domu, im dłużej kurewskie myśli zaprzątały mu głowę, tym bardziej miał ochotę raz jeszcze podnieść rękę i uderzyć kotowatego, aby opamiętał się i przestał udawać sympatyczne zwierzątko, gotowe połasił się do każdego, kto tylko wyciągnie rękę.
W takiej sytuacji powinno się odcinać ręce.
Martwisz się?
Ocknął się w pewnym momencie, gdy dopiero doleciało do niego kolejne pytanie. Doskonale wiedział, że nie miało to żadnego związku z troską. Czasami powątpiewał, czy Yunosuke w ogóle posiada jakiekolwiek uczucia, dzięki którym zranienie go, sprawiłoby większą przyjemność ewentualnej szumowinie. Niejednokrotnie rozpoznawał w jego oczach zaślepienie, ból, smutek — ale co z tego, gdy nie otrzymywał odpowiedzi, których wymagał, a wszystko stale było tylko bagatelizowane? Być może właśnie dlatego, Growlithe nie zamierzał pozostawić tej sprawy samej sobie. Jeszcze tego brakowało, żeby jakiś frajer, za jego plecami obmacywał kogoś, kto należy do niego. Być może nie z własnej zachcianki, z przymusu czy okoliczności. Ale w chwili, gdy posłuszeństwo zagórowało nad myślami Yunosuke, Growlithe nie miał zamiaru odpuścić.
Białowłosy machnął lekceważąco ręką, jakby kwestia choroby go nie dotyczyła. W istocie rzadko chorował. Gdy już jednak dopadła go gorączka, zwykle powodem były jakieś duperele — nie do końca zapięta kurtka albo niezawiązany pod samą szyję szal. Teraz czuł się w pełni sił. Choć niedawne wydarzenia, powinny wywołać spadek energii, w efekcie tylko ją zyskał. Przejechał jeszcze raz po poranionym policzku, przekierował rękę na kark, po czym podlazł do kosza, po drodze zsuwając z ramion mokrą kurtkę, sięgnął dłonią za siebie, zaczepił palcami o brzeg t-shirtu i zdjął go przez głowę. Gdy tylko materiał odsłonił ciało, chłopak sięgnął po sweter z samej góry sterty ubrań i nałożył na siebie za duże ubranie. Uwalił się zaraz na sofie tuż obok Yunosuke, rozkładając nogi i krzyżując je na wysokości łydek. Dopiero teraz zmęczenie wymalowało się na jego twarzy, a świadomość papierkowej roboty, która czekała na niego po powrocie — niczym wredna kochanka zarzucająca mu romans za każdym razem, gdy wracał piętnaście minut później — tylko dobijała gwoździ do trumny. Nic dziwnego, że każde inne zajęcie wydawało mu się tak szalenie intrygujące. Odchylił głowę do tyłu, aż poczuł za sobą oparcie kanapy. „Uspokój się. Zrelaksuj”.
Nie przypominam sobie żadnej przyjaciółki.
W tym momencie mógłby wysłuchać litanii na temat głodujących w Afganistanie, stojąc na baczność przez siedem godzin, byle nie musieć oglądać wrednych mord członków organizacji. Choć wiele z pewnością im zawdzięczał, zbyt częste wizyty nie były przecież wskazane. Mimo to z niektórymi widywał się nawet po godzinach, nierzadko przyprawiając sobie nowych zadań i strzępiąc i tak mocno poharatane nerwy.
Jasne, opowiedz o tym.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.01.14 16:38  •  Nora Yunosuke - Page 2 Empty Re: Nora Yunosuke
Zwyczajnie nie odpowiedział na jego słowa. W zamian jedyne utkwił przepraszające spojrzenie w martwym punkcie, gdzieś w głębi półmroku. Nie można powiedzieć, że w żaden sposób go nie tknęły, ponieważ odczuł ich wydźwięk bardzo wyraźnie. Szczerze nie wiedział co miałby odpowiedzieć, a natura małomównej osoby wcale mu w tym nie pomagała. Był też całkowicie świadom znaczenia słów wilka, ale w tej chwil nie był w stanie nic z tym zrobić. Wolał nie skupiać się na tego typu wizjach. Poza tym to nie do końca tak, że w ogóle nie uczy się na błędach, choć wszyscy łącznie z nim mogą myśleć inaczej. Na przykład już na pewno nie wpuści do Nory kogoś, kogo właściwie nie zna. Growa tutaj przyprowadził, bo jest pewien, że z nim nie stanie mu się krzywda i może to też jest przejaw naiwności, ale w tym przypadku jest nieco inaczej. Nawet gdyby wilkowaty chciał i zamierzał jakkolwiek skrzywdzić czerwonowłosego, to ma ku temu idealną okazję, a samemu Yunosuke nie przeszkadzałoby to. I co z tego, że poczułby się w pewnym sensie zdradzony? W końcu to jego Pan i dla niego byłby w stanie zrobić prawie wszystko, włączając poświęcenie cielesne i psychiczne.
Tak. - odpowiedź na rzucone mu pytanie była krótka i zwięzła. Nie da się ukryć, że zależało mu na samopoczuciu i w ogóle wszystkiemu co dotyczy jegomościa z dwubarwnymi ślepiami. Nie da się też ukryć tej cholernej ściany, która niby niewidoczna, a jednak niemal namacalna oddzielała kocura i jego uczucia od reszty świata. Prawdopodobnie jest ona wynikiem zdarzeń z przeszłości i ściśle wiąże się z jego obojętnością na własne krzywdy. To dość niezdrowe podejście, ale przecież nikt już tego w nim nie zmieni, bez względu na wszystko. Zresztą, o tym już była mowa.
Kotowaty pochylił głowę i utkwił spojrzenie czerwonych ślepi w kamiennym podłożu swojego skromnego lokum. Splótł ze sobą swoje palce i począł pocierać o siebie kciukami, zastanawiając się jak właściwie powinien rozpocząć swoją opowieść.
Nazywała się Yasuko. Była jedyną, która nie odwracała się na mój widok i nie uciekała od mojego towarzystwa. Na początku traktowali ją tak dobrze jak mnie, ale z czasem i to zaczęło się zmieniać. Im bardziej ja buntowałem się eksperymentom na moim ciele, tym gorzej obchodzili się z naszą dwójką. A przecież była tylko małym nietoperzem, bezbronnym zwierzątkiem... - na kilka chwil nastała cisza, w końcu westchnął i kontynuował. - Zabili ją. Jeden z pracowników laboratorium podczas pewnej awantury, którą wszcząłem złapał ją i wyrwał jej skrzydło, zaraz przy nasadzie. To małe zwierzę, nie wytrzymała stresu i zadanej jej krzywdy. W tamtej chwili coś we mnie pękło, moje podejście do innych zmieniło się na zawsze. Nie rozumiem tego. - pokręcił głową. - Ponoć to wymordowani są bestialscy i bezlitośni, ale ludzie... Ludzkiego zepsucia nie przebije okrucieństwo żadnej bestii na tym świecie. Po tamtym incydencie niewiele brakowało do mojej ucieczki, która nastąpiła niebawem. Nie chciałem żyć wśród potworów w kitlach. Zgaduję jednak, że nie uczę się na błędach, tak jak wspomniałeś wcześniej. Jestem świadom, że kiedyś się na tym ostro przejadę, ale nie obchodzi mnie to.
Nie odwrócił się w jego stronę, ale nie było ku temu potrzeby. Dotykiem wybadał jego dłoń, którą zaraz ujął w swoją i zacisnął na niej palce. Po prostu potrzebował tego drobnego gestu, choćby ze względu na to, że wspomnienia, o których właśnie mówił nie należały do obojętnych mu rzeczy. Tamto wydarzenie wywarło duży wpływ na kociej psychice i odcisnęło na niej spore piętno, z którym czasami chłopak nie potrafi sobie poradzić nawet po dziś dzień. Mimo wszystko starał się nie okazywać co tak naprawdę czuje w głębi serca. Drugą dłonią sięgnął ku swojej szyi, żeby dotknąć zawieszonego na niej wisiorka. Ten mały element był tak cholernie symboliczny dla Yuno, a niemal nikt nie był tego świadomy. Dlaczego niemal? Ponieważ w Growlithe zaraz będzie o tym wiedział.
Ten naszyjnik jest jedną z najcenniejszych rzeczy jakie posiadam. - w końcu odwrócił się w stronę wilczura, przede wszystkim, aby pokazać obracaną w palcach zawieszkę. - Jest dla mnie bardzo ważny. I wiesz o tym tylko ty.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.01.14 4:48  •  Nora Yunosuke - Page 2 Empty Re: Nora Yunosuke
Powolny proces relaksacji właśnie chylił się ku końcowi. Przestał uporczywie zaciskać zęby, napinać mięśnie, palce lewej dłoni już nie zwijały się w twardą pięść, która jeszcze chwilę temu gotowa była zareagować na nieoczekiwane niebezpieczeństwo, mogące się kryć wszędzie — chociażby w mroku pomieszczenia, w którym właśnie się znalazł. Nawet w spojrzeniu zatraciła się gdzieś ta wiecznie kryjąca się za gniewem iskierka czujności. Cisza wokół, zapach nieznanych, ale przyjaznych terenów i świadomość, że tak blisko cudze serce właśnie łamie się, zmuszone przywołać przykre wspomnienia. Opowieść. Growlithe zmrużył delikatnie ślepia, gdy do jego czarnych, wilczych uszu dobiegło imię. Yasuko. Yasuko, która akceptowała w pełni Yunosuke. Jak tu się nie rozczulić? Albo choćby nie zrobić smutnej, zmartwionej, a finalnie litościwej miny, wyrażającej tak wiele, bez użycia zbędnych słów?
Jak, do cholery jasnej, nie chcieć choć w minimalnym stopniu pocieszyć osoby, która przecież — z tego co był w stanie łaskawie wydukać z siebie Growlithe — była na tyle ważna, by dla niej w pojedynkę zamienić miasto w rzeźnię? I dlaczego? Bo jakiś wykolejeniec... Chłopak nagle się skrzywił, przerywając ostatecznie ciągłe wątki rodzące się w jego umyśle na temat ostatniej sprawy, zrelacjonowanej przez podopiecznego. Zamiast tego miał słuchać, do diabła. I naprawdę uważnie starał się to robić, wchłaniając jego słowa i sycąc się nimi coraz bardziej z chwili na chwilę.
Tylko... był pewien problem. W nagłym momencie mina mu centralnie zrzedła. Obraz ślicznej, czarnowłosej dziewczynki, bitej przez brutalnych wandali w kitlach, nie wiedzieć czemu przypominających prostokątne automaty do kawy z kępkami włosów, nagle skurczył się i rozprysnął, ustępując miejsca kruczej bestii o ostrych kiełkach i małych, nietoperzych skrzydełkach. Wizja przyjaciółki kota najwidoczniej nigdy nie miała pozostać w głowie Jonathana długo w tej samej postaci, nad czym wyraźnie ubolewał. W zasadzie już sam nie wiedział czy ona faktycznie była tym nietoperzem, czy to tylko taka metafora... albo jednak była humanoidalnym stworzeniem, mogącym zamienić się w ssaka z echolokacją w arsenale zaraz po wytańczeniu rytuału i pstryknięciu palcami. Nie przerwał mu jednak. Mimo kurewskich wątpliwości na pierdoloną chwilę nie przerwał mu historii. Nawet jeśli nie patrzył wprost na niego, nawet jeśli jego wzrok błądził gdzieś po podłodze, nawet jeśli prędzej można go było określić mianem „znużonego” czy „obojętnego”, to uszy zdradzały zainteresowanie, drgając na każdą zmianę barwy głosu, na każdy choćby minimalnie zmieniony wydźwięk sylaby.
„Jestem świadom, że kiedyś się na tym ostro przejadę, ale nie obchodzi mnie to”.
Jesteś? — zapytał ściągając brwi i wreszcie zerkając na niego uważnie. Cienka jest linia między niewinnym pytaniem, a zgorzkniałą ironią. Gdyby nie zmęczenie, pewnie starałby się, aby zabrzmiało jak pierwszy wariant, ale ze względu na coraz większą dawkę niepokojąco silnego otumanienia, głos zabrzmiał raczej, jakby za moment miał wyśmiać tę teorię (zapewnienie? próbę uświadomienia?), wyhodować sosnę, ściąć ją, zbudować stół, stanąć na tym meblu i zacząć wygłaszać litanię na temat tego, jak bardzo jednak NIE był świadomy. W rzeczywistości tylko spuścił wzrok na dłoń Yuno, marszcząc przy tym lekko nos, co wyglądałoby komicznie, gdyby nie trwało ułamka sekundy i nie miało szans zostania zauważonym przez kotowatego. Naturalnie, chciał go jakoś wesprzeć albo chociaż namówić do tego, by za moment nie postanowił się wpartolić kolejnemu nieznajomemu w jego „silne i męskie ramiona drwala i romantyka”, bo zwyczajnie Growlithe nie był tym typem uprzejmej osoby, która będzie za każdym razem podwijać rękawy i wpierdalać nieznajomym osobom. W dodatku bez przyczyny, za powód uznając słowa kota: „bo on bez pozwolenia pocałował mnie w...”
Z drugiej zaś strony słowo się rzekło. Czasami pewnie Jace będzie jeszcze przeklinać ten dzień, w którym Stwórca uznał, że wykreuję go akurat na osobę, która słów na wiatr nie rzuca, ale na dzień dzisiejszy życie wydawało mu się mało zabiegane. Czyli dokładnie takie, jakie nie było w rzeczywistości. Jakie po prostu nie mogło być, ze wzgląd na ciągle pojawiające się obowiązki, zapewnienia czy obietnice bez pokrycia.
I wtedy się ocknął. Zamrugał prędko, wyrwany z idiotycznych rozmyślań modelowania szczęki przypadkowego zoofila.
„Ten naszyjnik jest jedną z najcenniejszych rzeczy jakie posiadam”.
Oj dajże wreszcie spokój, bo się wzruszę i dopiero wtedy będzie można narzekać.
Ohm — mruknął tylko, przełykając niezbyt sympatyczne słowa wraz z porcją śliny. Spojrzał w krwiste tęczówki kota i wzruszył lekko kościstymi barkami. — No popatrz. A jednak masz jakieś uczucia. — Uniósł dłoń, przy okazji podnosząc również dłoń Yuno, praktycznie tylko po to, aby spleść ze sobą ich palce i poruszyć złączonymi rękoma, w niemym wytłumaczeniu. Już sam fakt, że szukał u niego jakiegokolwiek wsparcia, pocieszenia, w sumie czegokolwiek, czego i tak Growlithe nie pojmował, sprawiało, że nie mógł być bezuczuciową szmatą, wypraną z wszelakich emocji. Zwyczajnie ukrywał je głęboko. Bardzo głęboko.
Śmierć ukochanej osoby to strasznie dziwna sprawa. Wiemy przecież, że w końcu umrze, a jednak gdy to się zdarza, jesteśmy zaskoczeni. To jedyny świadomy fakt naszej egzystencji, z którym nie potrafimy sobie poradzić. Spójrz na to z innej strony. Śmierć jest piękna.
Ostatnie słowa wypowiedział niemalże z nabożną czcią. Obrócił się bardziej przodem do Yunosuke, opierając wolną rękę o oparcie kanapy, tylko po to, by na zgiętym nadgarstku umiejscowić poharatany przez robota policzek. Na sekundę nie oderwał od niego wzroku. Trudno nawet stwierdzić czy w ogóle mrugał. Ale czy nie miał racji? Śmierć bezkompromisowo była piękna. Najpiękniejsza ze wszystkich możliwych rzeczy, jakie mógłby wybrać młodociany poskramiacz hydrantów pokroju Growlithe'a. W końcu tylko sztuczne kwiaty nie umierały.
Brzmiałeś jakby bardzo ci na niej zależało, ale ja wiem, że to nie ma sensu. A możesz mi wierzyć — wiem coś o śmierci. Od setek lat liżę jej dupę, żeby mieć czym oddychać. Yasuko jest martwa, Yuno. Martwi nie poczują się gorzej, jeśli zapomnisz o winie i zaczniesz żyć tak, aby wreszcie pokazać mi swój uśmiech.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.01.14 10:48  •  Nora Yunosuke - Page 2 Empty Re: Nora Yunosuke
Nie wiedział czy jego cel się spełnił, ponieważ odpowiedź na tą myśl tkwiła gdzieś głęboko w umyśle Growlithe'a. Dotyczył on wyobrażenia postaci, którą przedstawił w swojej opowieści, historii, czymkolwiek to było. Nie wiedział co czai się w głowie towarzysza, kiedy opowiadał o małym, czarnym zwierzątku z gatunku noctilionidae w sposób zupełnie ludzki, specjalnie kreując jej obraz na wzór człowieka, aby brzmiało to tak konsternująco jak tylko się dało i wytwarzało fałszywe wyobrażenie. Nie robił tego jednak w złym zamiarze, nie chciał w ten sposób oszukać percepcji osobnika o dwubarwnych tęczówkach. Po prostu uważał, że ten sposób opowiadania będzie najodpowiedniejszy i nie obchodziło go jak może to brzmieć w uszach innych.
"Jestem". To właśnie chciał odpowiedzieć w chwilę po pytaniu, ale zacisnął kły i nie odezwał się. To, że był świadomy pewnych rzeczy nie znaczy, iż będzie się tej świadomości trzymał. Miał swoje postanowienia, swoje obawy i swoje informacje, których trzyma się i puszcza, zależnie od sytuacji. Po wydarzeniach ostatnich godzin wiedział, że nie wpuści do Nory byle kogo przez długi czas, ale nie było określone jak długi, ponieważ już taka jego natura, że z czasem chłopak się łamie i wraca do popełniania dawnych błędów. Prawda, byłby o wiele ostrożniejszy, ale co z tego, jeśli historia mogłaby się powtórzyć? A najgorszym jest to, że nic nie jest w stanie go przed uchronić, jedynie on sam, który właśnie świadomie powtarza swoje porażki. Jedynym rozwiązaniem byłoby odcięcie go od tej możliwości, a to oznaczałoby, że znalazła go osoba potrafiąca utrzymać go w jednym miejscu, najlepiej przy samym sercu. Czasem wątpił czy to w ogóle możliwe w jego przypadku. O czym mówimy? O miłości. I tutaj koniec, żeby nie zrobiło się zbyt romantyczno-dramatycznie, przecież nie o to chodzi.
"A jednak masz uczucia". No co ty, Sherlocku? Każdy je ma, gorsze lub lepsze, negatywne lub pozytywne, niektórzy są zepsuci, ponieważ posiadają w większości te pierwsze, niektóry nazywani są szczęśliwymi, bo mogą w większości rozkoszować się drugimi. Niektórzy uporczywie trzymają się jednego uczucia i nie dopuszczają do siebie innych, niektórzy nie wiedzą w stronę którego z nich się obrócić. Nie ważne, która z tych opcji dotyczy naszych bohaterów, ponieważ równie dobrze może nie być jej na liście. Nie zmienia to faktu, że uczucia posiada każdy, ale nie wszyscy chcą, aby tak o nich myślano. To nie tak, że kocur w jakikolwiek sposób ukrywał ścianę, którą tworzy lub to, co się za nią skrywa. Po prostu trzeba wiedzieć jak do niego podejść.
Mówisz? Jace, jeśli myślisz, że mam ten wisiorek, aby tulić go do piersi każdej nocy i płakać nad faktem dokonanym to się mylisz. Mam go, bo istota, którą symbolizuje zasługuje na pamięć. - w tym momencie także jego ton jakoś się zmienił. Na pewno nie był już tak delikatny jak przed chwilą, a raczej trujący. Nie bardzo, lecz wystarczająco, aby wyczuwalna była próba okazania, iż nie jest słaby.
Szczerze powiedziawszy nie do końca rozumiał ton lub sposób, w jaki mówił do niego Jace. Rozumiał jego słowa, ale wyczuwał w nich coś, czego nie potrafił dokładnie opisać. Swego rodzaju jad, słaby i niegroźny, a jednak wystarczająco wyraźny, aby zatruć atmosferę w całej Norze. Dobrze wiedział, że mogło być to jedynie wrażenie, a jednak w jakiś sposób dotykało go to. Zupełnie jakby patrzono na niego osądzającym wzrokiem, jak na kogoś, kto nie wie co mówi i nie potrafi się z niczym pogodzić lub kogoś słabego, zamkniętego w swojej małej rzeczywistości - niczym Maks Vanderburg w piwnicy Hubermannów z młodą Liesel czuwającą piętro wyżej, gdy naziści stąpają po kamiennych schodkach w dół - bez jakiejkolwiek możliwości wyjścia na świat zewnętrzny. Czyżby naprawdę widziano go jako słabego, zbitego i do tego bezdomnego kota, który z płytką ufnością chwyci się każdego, który okaże mu jakikolwiek rodzaj troski? Otóż tak nie jest, a jemu nie do końca podoba się robienie takiego wrażenia na innych. Grow najwyraźniej najbardziej w tej chwili pragnął ujrzeć uśmiech rudzielca i to taki, który nie byłby litościwy czy wymuszony. No i dobrze. Nawet mimo swojego specyficznego podejścia, wszystko co w nim było chłopak widział jako piękne. Tak piękne jak śmierć, o której przed chwilą wspomniano. Śmierć, która na pewno kiedyś spotka kota, a z wilczurem minęła się jakiś czas temu.
Twój policzek. - bez słowa wyjaśnienia podniósł się i zbliżył do wilka. Przyklęknął na kanapie, żeby pochylić się nad nim i związać ich dłonie w jeszcze mocniejszym uścisku. Wolną ręką sięgnął wilczej twarzy, odsunął od niej rękę, na której się opierał i opuszkami palców w najdelikatniejszy, a zarazem troskliwy sposób przesunął po jego ranie. Niby w takiej chwili jego twarz powinna wyrażać zmartwienie lub całkowitą troskę, ale ta dziwna istota postanowiła się uśmiechnąć. I to właśnie tym szczerym uśmiechem, którego wyczekiwał wymordowany. - Co się stało?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.01.14 21:45  •  Nora Yunosuke - Page 2 Empty Re: Nora Yunosuke
| Yesus, tak bardzo brak weny. Ale odpisałem. Następnym razem będziesz musiał mnie kopać, żebym szybciej to zrobił, bo inaczej się lenię. |

Mimo oczywistości Sherlock był jednak zaskoczony, czego nie ukrywał, po widocznym zdziwieniu na twarzy, które było równie nagłe, jak prawy sierpowy przyjaźni od przypadkowego przechodnia. Yunosuke zwykle zachowywał się przy nim na tyle beznamiętnie, że noga od stołu wydawała się chętniejsza do rozmowy. Nic więc dziwnego, że białowłosy powątpiewał w jego mentalność, o zainteresowaniu światem samym w sobie nie wspominając już wcale. Teraz jednak, gdy chłopak się zbulwersował, wszystkie pewności Growlithe'a szlag jasny trafił i pojawił się minimalnych rozmiarów świetlik, który formował się w pytanie: „a co jeśli jednak?”
Niemożliwe, prychnął w myślach.
Bo to było niemożliwe, tak? Skoro przez tak długi czas, nie dopatrzył się w nim choć krzty uczuć głębszych niż uśmiech na widok kotleta. Nowe wątpliwości wypłynęły na rwące wody, dokładnie w momencie, w którym jasna brew powolnym ruchem podniosła się ku górze, zaraz tonąc za falą rozczochranych włosów. Przywołał się jednak prędko do porządku, jakby nie chciał pokazywać tego całego „zdziwienia”. Czy czymkolwiek był teraz stan, który zawładnął jego umysłem. Powoli przestawał to już konkretnie identyfikować — w krótkim czasie przewaliło się przez niego tyle sprzecznych emocji, że cudem byłoby, gdyby wiedział w chwili obecnej, jak się nazywa.
Oczywiście — rzucił z przekąsem, po krótkiej chwili przerwy, która jemu samemu zdawała się jednak trwać w nieskończoność. — Nigdy nie twierdziłem inaczej.
Nie?
Aha, drobna uwaga. Wszyscy umrzemy.
Jak ci powiem, że mnie zaskoczyłeś, to się zdziwisz?
Choć bardziej zaskoczony był – jak się okazało – tę chwilę później, gdy dłoń kotołaka dotknęła jego poharatanego policzka. Posłusznie nawet odsunął głowę od ręki, na której się podpierał. Rana wciąż była świeża, na okrągło rozdrapywana przez, niemogące się powstrzymać przed przerywaniem swędzenia, pazury białowłosego nerwusa. Nic więc dziwnego, że delikatne ranki, które sprezentował mu „Stój Jak Siedzisz Bo Zgon” teraz wyglądały znacznie gorzej. Wściekłe odruchy nawet w tym momencie ciążyły na umyśle Growlithe'a. Nie, nie, nie, nie, nie. Oblizał spierzchnięte usta, by zaraz uśmiechnąć się ironicznie.
Trenowałem rozpieszczone psy. Będziesz chciał kiedyś popatrzeć? — Sam uniósł dłoń, by przesunąć nią po czerwonych kosmykach, okalających jego twarz. Miękkie włosy niemalże prześlizgiwały się między palcami. — Byłeś tam kiedyś? Zabrałem cię kiedykolwiek do zatęchłej nory pełnej wściekłych kundli? — Jak na komendę gdzieś w rogu pomieszczenia rozległo się narastające warczenie. Abstract urwał swój akt irytacji parsknięciem, po czym powrócił do węszenia, do poznawania zapachów, zapamiętywania. Do robienia tego wszystkiego, na co jego właściciel nie miał teraz czasu, zbyt zajęty wpatrywaniem się w uśmiechnięte usta podopiecznego.
Growlithe miał jednak świadomość, że gdyby Yunosuke wykazał choćby minimalną chęć do czegokolwiek, co on byłby w stanie zrealizować — byłoby to zrealizowane. I pewnie dlatego przez cały ten czas czekał na jego ruch. Na ruch nieco inny, niż ciągłe dotykanie się i mizianie po kątach. Owszem, nie mógł zaprzeczyć, że sprawiało mu to nieopisaną radość. Cieszył się jak dzieciak, gdy posłusznie chylono przed nim głowę, a on mógł zrobić wszystko to, na co tylko poczuł ochotę. Jednocześnie uczucie niestabilności wywoływało w nim skręt żołądka. Ile jeszcze będzie niepewny w towarzystwie Yunosuke?
Powinienem przejść na emeryturę — westchnął nagle, zamykając oczy i... odchylając drastycznie głowę do tyłu, aż wreszcie wylądowała na oparciu kanapy, a rozczochrane włosy przysłoniły oczy. W gardle zaczynał odczuwać doskonale znane sobie drapanie, zaś przełykanie śliny coraz bardziej porównywalne było do traktowania wewnętrznych ścianek gardła papierem ściernym. I to cholerne, charakterystyczne mrowienie w zębach... — Idź już. — Ciche burknięcie, tak szalenie przypominające rozkaz, wydobyło się zza białych, zaciśniętych zębów. Skrzyżował ręce na torsie. Wywalał go z jego własnego mieszkania? — Gwarantuję, że psy nie będą ci się wpieprzać do łóżka. Mam nadzieję — w tym momencie jego paszcza otworzyła się, prezentując pełen komplet zębów. Towarzyszyło temu życiowy odgłos ziewnięcia, akurat w momencie, gdy zaczął kolejne słowo: — żeeeeeech~ jutro nie będzie takiej zamieci — Ściągnął brwi. — Z samego rana muszę stawić się u Boba. Jak wstaniesz szybciej ode mnie albo będę chrapał, to mnie zamorduj — warknął, nie zdając sobie nawet sprawy, że jego głowa już delikatnie opadła na bok, oczy schroniły się za powiekami jakiś czas temu, a umysł balansował na cienkiej linii pomiędzy rzeczywistością a snem.
Zmęczony.
Chr...
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.01.14 23:15  •  Nora Yunosuke - Page 2 Empty Re: Nora Yunosuke
Pierwsze pytanie zignorował. Nie miał zamiaru wdawać się w dyskusje dotyczące jego własnych odczuć i innych tego typu rzeczy. Wolał o tym nie mówić. Ta drobna nutka tajemniczości, która otaczała jego podejście do pewnych spraw jak najbardziej mu odpowiedziała, choć dla innych w istocie mogła być irytująca. Mówi się trudno, nie jego sprawa. Przytaknął.
Jeśli patrzenie równa się z możliwością niedopuszczenia, aby stała ci się krzywa, to chętnie. - a w tych słowach nie było żadnego przejęcia, jakby były rzucone na wiatr i miały się nigdy nie spełnić. Nic bardziej mylnego, były kurewsko prawdziwe. - Nie, nigdy.
Przyglądał mu się uważnie przez kilka chwil, nie do końca rozumiejąc zachowanie, jakim właśnie obdarzył go pan. Szybko jednak dość oczywiste sygnały dotarły do kociego umysłu i zapaliły w nim lampkę, równie czerwoną co barwa jego oczu i włosów. Przechylił łeb, schodząc spojrzeniem od jego warg przez zarys szczęki, szyję i obojczyki, na piersi kończąc, aby przez chwilę obserwować ruch, który oznaczał, iż osobnik oddycha.
Zmęczony.
Przez chwilę na wiecznie zobojętniałej twarzy pojawił się grymas głębokiego zmartwienia. Szkoda tylko, że nikt już nie mógł tego zauważyć. Młody postanowił dać swojemu właścicielowi spokój, przynajmniej tutaj, w miejscu, w którym powinien - a raczej jest to cichym pragnieniem kocura - czuć się w pewnym stopniu bezpieczny i odizolowany od codziennych trosk. Przecież rudzielec niczego nie chciał, niczego nie oczekiwał, z całych sił starał się mu nie wadzić. I co z tego, że czasem mógłby tymże zachowaniem irytować białowłosą bestię? To właśnie należało do szerokiego grona spraw, które go nie interesują. Spokojnie odsunął się od usypiającej postaci i wyprostował. Przeciągnął się prostując stawy, co zaowocowało paroma cichymi pstryknięciami. Doszedł do wniosku, że nie powinien pozwolić mu tutaj spać, a jednak nie ruszy go, aby się chociaż położył. Najwyżej sam przebudzi się w nocy, która i tak zbliżała się sporymi krokami, a nawet już zaglądała w coraz mniejsze zakamarki. Podszedł do materaca, zerkając przelotnie na psisko, skryte gdzieś w półmroku.
Nie obchodzi mnie ten materac, róbta co chceta. - mruknął półszeptem i chwycił zmięty koc. Rozłożył go i strzepnął, sprawdzając przy okazji stan okrycia. No, tragedii nie było. Wrócił do chłopaka i okrył go delikatnie, starając się go już nie wybudzać. Przyjrzał się śpiącej twarzy wilczura, wyraźnie przejęty jego stanem. I nie tylko tym, który dało się dostrzec, a tym umysłowym i emocjonalnym. Jaka szkoda, że Yuno tak rzadko daje poznać po sobie te wszystkie uczucia, kiedy ktoś patrzy, a w swojej samotni wszystko z niego uchodzi. Zupełnie jakby wstydził się lub bał ukazać cokolwiek. Idiota i tyle.
Nagły impuls pchnął go do niekontrolowanego działania. Ostrożnie zbliżył się i odgarnął włosy z czoła wilka, aby zaraz złożyć na nim delikatny pocałunek, wręcz ledwo wyczuwalne muśnięcie. Szybko się odsunął i upewnił, że nie zostało to przez niego zauważone. Jakby mogło, skoro osoba pocałowana jest teraz w stanie spoczynku? Mówiłem, że idiota. Czarny ogon machnął niespokojnie, najwyraźniej miał dość tkwienia w bezruchu już od jakiegoś czasu. Chłopak przysłonił dłonią usta i utkwił spojrzenie gdzieś w podłodze. Czyżby nagle pojawił się u niego jakikolwiek cień zawstydzenia? Teraz, kiedy spotkało go tak wiele i wcześniej nie okazywał niemal żadnych emocji? I po co? Darowałby sobie, a nie zgrywał teraz rozczulonego koteczka. Nic nie zmieni faktu, że jest zwyczajną wszą na tym świecie i tego, że się nią czuł. No dobra, ale co teraz?
Wykonał kilka okrążeń po pomieszczeniu, nie bardzo wiedząc co powinien ze sobą zrobić. Sen odpadał na starcie, nawet nie wchodził w grę. Niby koty powinny całymi dniami spać albo jeść, ale nie ten tutaj. Skoro mutant, to mutant, a o zmęczeniu w tej chwili nie było mowy. Z drugiej strony co mógłby zrobić innego w tej sytuacji? Właśnie to, co zamierza. Znów wrócił do kanapy, tylko po to, żeby usiąść w jej kącie, w odpowiednim dystansie od śpiącego wilka. Przyciągnął kolana pod brodę, tym samym zwijając się w kulopodobną masę i oparł głowę o mebel. Kilka razy poprawiał ułożenie, bo nieznośne ucho układało się w niewygodny sposób, zaginało lub przyciskało kolczyki. W końcu udało mu się jakoś odpowiednio usadzić, a wtedy jedyne co mu pozostało to patrzeć i myśleć. Wbił spojrzenie w Growlithe'a i nie zapowiadało się, aby szybko je od niego odwrócił. Przynajmniej nie dopóki chłopak się nie obudzi.
Creepy? Może, trudno.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.02.14 15:34  •  Nora Yunosuke - Page 2 Empty Re: Nora Yunosuke
Abstract to pies, który był przeklęty. A przynajmniej taki wydawał się dla większości osób. Jego wiecznie poważna, wyprostowana postura, ruchliwe, czujne spojrzenie i pysk, który nie wyrażał dosłownie nic. Choć brzmi to idiotycznie z perspektywy trzeciej osoby, sam Growlithe był zdania, że to właśnie psy posiadają bardzo bogatą mimikę, a ich gestykulacja jest jasna i oczywista. Stwierdzenie to zakorzeniło się w jego umyśle zapewne ze względu na posiadanie biokinezy: w pewien sposób sam scalił się z bestią, tak łudząco podobną do zwykłego czworonoga, który za szczyt swoich ambicji uważa obsikanie hydrantu. Według wierzeń byle jakich osób, oczywiście. Osobiście twierdził, że zna najdrobniejszy ruch ciała każdego z psów i to po tym jest w stanie określić, co czują i co zamierzają. Dla niego Abstract był więc stworzeniem nad wyraz bliskim — to z nim spędzał najwięcej czasu. „To mądry pies” — zarzekał się, nie słuchając kpin innych. „Mądrzejszy od całej bandy szumowin z M3”. I właśnie ten sam mądry pies bez ustanku obserwował poczynania Yunosuke. Przysiadł w pewnym momencie w cieniu nory, prostując się jakby połknął kija. I obserwował. Mrużył złote ślepia, marszczył lekko nos, oblizywał bok pyska i na cholerną chwilę nie odwrócił spojrzenia od kotowatego. Przechylił zabawnie łeb, niemalże o całe 90 stopni, gdy usta chłopaka, o tak cichym usposobieniu, zetknęły się z czołem właściciela czworonoga. Niespokojny duch szarpnął cielskiem kundla, ale ostatecznie nie ruszył się z miejsca. Wyprostował nieco tylne łapy, jakby lada chwila, a miał zamiar wyskoczyć naprzód, ale zaraz usiadł z powrotem, zarzucając łbem i oblizując pysk w niezadowoleniu.
Faktycznie. Czekała ich długa noc.
A Growlithe?
Potrzebował tego snu. Potrzebował go równie silnie, jak silna była chęć przebudzenia. Pragnienie to dosięgnęło go zaraz, gdy zamknął oczy i ze zmarszczonymi brwiami usnął. Nie opuściło jednak przez długie godziny. Pozwolił sobie na sen, mimo ciągnących się w nieskończoność zaległości w pracy, w barze, w Desperacji, w relacjach. Gdziekolwiek by się nie obejrzał, jakieś wyczekujące twarze zwrócone były do niego przodem i wpatrywały się głębokimi jak morza, czarnymi oczyma, wymuszając presję. Stres, który Growlithe przełykał wraz ze śniadaniem każdego poranka. To był trochę inny dzień. Choć wielokrotnie zdarzało mu się spać w miejscach, których w normalnych warunkach palcem by nie tknął, teraz był spokojniejszy. Nie w pełni wyluzowany, ale bardziej, niż w tych wszystkich zakamarkach miast, na stepach Desperacji czy w grotach zamieszkanych przez wykolejeńców. Nabierał powoli powietrza do płuc, przetrzymywał je tam chwilę, po czym wypuszczał przez nos.
Cichutki odgłos oddechu...
Wdech... wydech... wdech... po chwili wydech...
Brwi ściągnęły się, jakiś grymas przemknął przez jego usta. To wina szeptów. Nie odchodziły od niego na krok, podlatując pod ucho i mrucząc mu do niego najrozmaitsze historie. Finalnie sny nigdy nie okazywały się przyjemne.
Gdyby jednak nie czuł się bezpieczny; czy pozwoliłby sobie na tak długi odpoczynek?
W końcu powieki rozwarły się do połowy, a w ciemności rozbłysły wygłodniałe ślepia, Growlithe opierał się głową o podłokietnik kanapy i leżał na plecach. Jedna ze stóp twardo wspierała się o podłogę, druga natomiast, zgięta w kolanie, ułożyła się tak, by oprzeć się łydką o owe kolano. Chwila na analizę sytuacji. Dosłownie sekunda.
- Przestań – warknął pod nosem, chwytając za brzeg koca i naciągając go na siebie, jednocześnie przerzucając się na bok. Obie nogi wylądowały na kanapie, a on sam mruknął coś pod nosem, zapewne przeklinając przeszywające spojrzenie swojego towarzysza. Chrypa skutecznie uniemożliwiała mu normalne komunikowanie się: ta umiejętność, śmiało mogła być porównywalna do poziomu reprezentowanego przez przydrożną krowę. Przed następnymi słowa odchrząknął więc cicho, co i tak nie pozbyło się resztek zachrypniętej nuty: - Będziesz musiał mnie przejrzeć. Na stówę wywierciłeś mi dziury tym spojrzeniem. – Ton głosu bezdyskusyjnie brzmiał jak wyrzut. Jakby Yunosuke wyrządził mu krzywdę, której ciche „przepraszam” nigdy nie będzie w stanie zmyć. Coś jak ostre słowa, ciężkie noże, brutalne igły.
Zapomnisz o Yasuko.
Zreflektował się jednak prędko. Czarne uszy przylgnęły do czaszki, kontrastem odznaczając się na śnieżnych włosach. Nie był nawet w stanie zakamuflować swojej opinii na temat świętej pamięci przyjaciółki kociaka, nawet jeśli na głos nie poruszył już tego tematu. Jej ideał, wzniosłość, dobroć. Każda z cech, która została zawarta w krótkim opowiadaniu rudzielca sprzed ledwie paru godzin, wciąż odbijała się echem w głowie Growlithe'a. Wściekłe spojrzenie wbił w zniszczone oparcie kanapy tuż przed sobą. „O zmarłych źle się nie mówi” - brzmiało jedno z porzekadeł, niestety, niezbyt praktykowane przez samego Jonathana. Gdyby ktokolwiek zapytałby go o kogokolwiek z jego przeszłości – owszem, niezaprzeczalnie dodałby parę uroczych, ckliwych zalet. „Francesca była urocza. Zero nieśmiała. Garet był odważny...” Ale zaraz za tym dumnym orszakiem pozytywów, wylałaby się bagnista masa wojska. Negatywy, które niejednego uraziłyby do cna. „To pierdolony sukinsyn. Wiedźma z niej była. Miał gębę jak wściekł buldog”. Cienka była linia między taktowną szczerością, a sarkastyczną arogancją.
- Domyślam się – zaczął, by za moment wreszcie wesprzeć się na łokciu. Już zapanował nad wyrazem twarzy – brwi przestały ściągać się ku sobie, oczy nie błyszczały pożądliwą chęcią wymordowania pierwszej lepszej osoby. Nawet Abstract jakby się uspokoił. Spuścił łeb, by zaraz samo spojrzenie również wylądowało gdzieś na ziemi. - Że nie masz nic do jedzenia? – dokończył lekko, odkrywając się i odrzucając koc na brzeg kanapy. Zsunął nogi, siadając i unosząc lekko ramiona. Tym właśnie sposobem dyskretnie przeciągnął się, dowiadując się o mięśniach, których istnienia nigdy nie był świadom.
- Zawsze możemy wybrać się do Boba. Mam zniżkę. Co ty na to?
Marley poruszył pyskiem, oblizał jego bok, poruszył czarnym nosem. Na jego boku ciężki pysk Lawrence wreszcie podniósł się i przechylił na bok, kierując wprost na wymordowanych ulokowanych na kanapie. Puszysty ogon owczarka zamiótł leniwie ziemię. Każdy z tych psów, co do jednego, wiedział, że niedługo tu jeszcze pobędą. Czas na obowiązki, na zmiany. Czas na rzeź.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.02.14 14:26  •  Nora Yunosuke - Page 2 Empty Re: Nora Yunosuke
I gdy tak siedział i na niego spoglądał, myślał sobie o różnych rzeczach. Głowa ani razu nie opadła mu na bok, oczy ani razu się nie zamknęły na dłużej niż sekundę. Tylko jego pozycja zmieniała się co jakiś czas, żeby ostatecznie i tak wrócić do swojej pierwotnej wersji. W jego myślach tańczyła Alicja - tak, właśnie ta Alicja, którą wszyscy znają - niczego nieświadoma, mała, głupiutka Alicja. A wtedy pojawił się Kot z Cheshire i pomógł temu zagubionemu dziewczęciu. Czy na pewno? Postać kota obijała się po głowie Yunosuke przez dobrą godzinę, kiedy to rozważał wszystkie jego dobre i złe strony, zachowania, osobowość i podejście. Zastanawiał się kiedy dziewczyna w końcu domyśli się, że mimo wszystko kot to kot, a kotom się nie ufa. To istoty niezależne, obłudne do szpiku kości, wiecznie bezstronne. Obserwatorzy z pazurami na wierzchu, gotowi rzucić się na ofiarę, gdy tylko chwila wyda im się odpowiednia. I nawet, jeśli istniały osobniki, które odchodziły do tej reguły to było ich za mało, aby zmienić opinię ogólną. On był tym osobnikiem. A dlaczego myślał właśnie o tym? A jakoś tak. Czy wszystko musi mieć jakąś podstawę i ukryte znaczenie? Nie musi. W końcu chciał się czymś zająć przez cały ten czas, kiedy czerwone ślepa wbite były w śpiącą sylwetkę jego najdroższego pana. A właściwie to dlaczego go obserwował zamiast iść na dwór, żeby poszukać szczątków drewna albo zająć się czymkolwiek innym, na pewno pożyteczniejszym niż siedzenie w miejscu? Odpowiedź jest prosta. Czuwał. Nie obchodziło go, że chłopak ma hordę psów, aby go chronić, nie obchodziło go też to, że mogłyby go ochronić nawet przed nim samym. Wolał polegać na sobie, na swoim przeczuciu i udawać, że jest tu z nim sam.
Nie lubię psów.
Naturalna kolej rzeczy - pies z kotem są przecież wrogami. A jednak tego tutaj, który właśnie spał obok był w stanie znieść. I nie tylko znieść, a nawet polubić. Więcej niż polubić. Po prostu przepadał za Growlith'em i wszystkim, co z nim związane. Nawet jego pchlarze nie przeszkadzały mu tak bardzo, choć nie miał zamiaru zwracać na nie większej uwagi, tak jak od samego początku zachowuje się jakby ich tu po prostu nie było. A jakże dziwnym przypadkiem okazał się ten białowłosy wilczur, którego od samego początku Yuno zaakceptował. W nocy kilkakrotnie trącił go nogą lub dotknął go w jakikolwiek inny sposób, za każdym razem całkowicie przypadkiem. I ten dotyk za każdym razem wydawał mu się nieodpowiedni, parzący. Skromny dotyk, zwykłe muśnięcie, które nie powinno mieć miejsca. I tu przyszły myśli na temat tego jakie podejście obaj mają wobec siebie. Czy wszystko co widać jest prawdziwe czy też nie. Czy są dla siebie szczerzy, czy nie ukrywają wszystkiego za maską fałszywości. Czy na pewno ukazują prawdziwych siebie. Mówi się, że w śpiącej osobie widać wszystkie kłamstwa, a przynajmniej tak zwykł powtarzać sobie kocur. W nim jednak nie widział niczego. Ani kłamstw, ani prawdy, ani niczego. Ten wilk był dla niego chodzącą zagadką, a jeszcze bardziej tajemniczym się okazywał, kiedy przychodziło do okazania swojej postawy wobec sługi. Nigdy nie potrafił przewidzieć jego zachowania. Nie powinien jednak myśleć o tym zbyt dużo, nawet nie chciał. Nie ważne jakie byłoby jego zachowanie, zaakceptuje je. W końcu jest tak bardzo oddany...
Jego warknięcie wywołało ciepły uśmiech na ustach czerwonowłosego. Przeciągnął się z pomrukiem, ale nie przestał go obserwować, nawet na chwileczkę. To było rozkoszne. Nie ważne jak negatywnie zachowałby się Jace, on zawsze zauważy w tym coś miłego. Tak jak i teraz. Przejechał dłonią po swojej twarzy i westchnął spokojnie. Spojrzał na swoje palce, na których zauważył rzęsę. Musiała mu wypaść przed chwilą, chociaż nie mógł być tego pewien. W końcu takich rzeczy się nie czuje. Wyrzucił ją i kompletnie olał to, że tak nie powinno być. Jest mutantem, stworzonym tak, aby jego ciało nie wyniszczało się. Jak dalece Yunosuke musiał się zaniedbać, żeby ze sztucznego ciała zrobić wychudzony wrak? Cóż, warunki w jakich żyje robią swoje. A jemu to w ogóle nie przeszkadza, najwyżej zdechnie.
- Nie obawiaj się, drogi Jonathanie. Me spojrzenie nie jest tak przeszywające. Ręczę, że jesteś cały. - choć nie omieszkałbym się sprawdzić. Nawet pomimo całonocnego milczenia jego głos był taki sam jak zawsze. Nie zachrypł, nie ucichł, nic. Jak maszyny, która nie rdzewieje. A jednak nią nie był, a w jego anatomii nie było nic ze sztucznego tworzywa. Oh, jakże tajemniczą istotą jest ten zmutowany typ.
"Domyślam się". Nie, nie domyślasz. Krótkie - Mam. - i nagły ruch. Chłopak wstał i przeciągnął się ponownie, a zaraz po tym podszedł do swojej szafki. Kucnął przy niej, a drzwiczki zaskrzypiały cicho, dając znać, że mebel jest stary, a warunki panując w kryjówce wcale nie polepszają jego stanu. Przejrzał swoje rzeczy i westchnął cicho. Niby coś ukradł, ale co z tego? Większość z tych rzeczy nadawała się do jedzenia tylko dla niego, ponieważ nie ośmieliłby się częstować kogoś zastarzałymi resztkami ciasta lub owocami, które powinny być zjedzone już jakiś czas temu. On mógł tak żyć, ale nie jego goście. - Myślę jednak, że czerstwy chleb nie jest w tym momencie szczytem twoich marzeń.
Podniósł się i zatrzasnął szafkę z zupełną niedbałością. Trudno, jak się rozpadnie to najwyżej nie będzie miał schowka na rzeczy. Zawsze da się coś skombinować, prawda? Wszystko się da. Impossible is nothing. Obadał spojrzeniem właściciela kundli, aby dowiedzieć się w jakim też jest stanie. Chciał wiedzieć czy spało mu się tu jak topielcowi na skałach pod urwiskiem czy może jednak trochę lepiej. W końcu dbał o niego, no.
- Mhhh... - skubnął kłem swoją wargę. - Chętnie.
W końcu jakaś odmiana. Już chciał odmawiać lub mówić, że nie jest tego pewny, ale wstrzymał się. Doszedł do wniosku, że nie zawsze powinien trzymać się tych swoich wyimaginowanych uprzedzeń. No i nie każda jego wypowiedź musi zaczynać się od "sam nie wiem", jak to zazwyczaj się dzieje. Raz się żyje. No może nie każdego to dotyczy, ale jego na pewno. Chciał jednak dodać swoje pięć groszy, choć były one w ogóle nie z tej bajki. Oparł się o zimną ścianę nory i przechylił głowę, uśmiechnął się ciepło do niego.
- Wiesz, że cię kocham, prawda? - słowa wypowiedziane z uśmiechem zdawały się być żartem, choć wcale tak nie było. Racja, nie mówił tego całkowicie poważnie, ale jednak było w tym trochę prawdy. A powód, dla którego to powiedział pozostanie zagadką. Może zwyczajnie chciał okazać mu swoją wierność i to, że bardzo go ceni. Dziwny sposób na okazywanie sympatii i przywiązania, ale taki już jest. Wiele czynników było w nim dziwnych i nietypowych. Nagłe wyskakiwanie z tekstami podobnymi do tego było jednym z nich. Do tego dystans pomiędzy nimi dorzucał do całej kwestii chłodu, który wykluczał z tych słów jakiekolwiek podteksty. To było zupełnie niewinne. Ale hej, przynajmniej się uśmiechnął i to szczerze, czyli tak jak powinien od samego początku. Humor najwyraźniej mu się nieco poprawił, nawet po całej nocy siedzenia w miejscu i obserwowani. Tak jakby zdarzenia sprzed dnia i okoliczności w jakich się spotkali nie miały już żadnego znaczenia.
Nie było jednak sensu czekać na odpowiedź albo siedzieć tu dłużej bezczynnie. Wystarczyło się ogarnąć i można ruszać, choć dotyczyło to raczej tylko wilczura. Yunosuke otworzył jedną z szuflad i wyjął z niej kilka czarnych kolczyków, które zaraz założył na koniec ogona i uszy zamieniając poprzednie, które były srebrne. No i on był gotowy. Zakładając, że w tym czasie chłopak zdążył się ogarnąć spojrzał w stronę swojego skromnego źródełka wody. Wykonał bliżej nieokreślony ruch dłonią, a trochę wody uniosło się, przelewitowało przez pomieszczenie i chlusnęło na ognisko gasząc je. Dość niecodzienny widok, choć Growlithe powinien być już przyzwyczajony, zważając na zdolności kota. I co z tego, że mokrego drewna nie da się rozpalić? Znajdzie nowe, ewentualnie spali tą starą szafkę. Uchwyciwszy dłoń towarzysza skierował się do wyjścia i zaraz obaj zniknęli za płachtą.

[zt x2]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach