Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

Spoiler:

AKT I
Dworska biblioteka.
Księżniczka Azazel wraz z rówieśniczkami oczekuje na przybycie matki. Oznajmia jej, że nazajutrz podczas balu winna wybrać przyszłego męża spośród zaproszonych książąt. Azazel zgadza się w pośpiechu, bowiem przyjaciółki wraz z okolicznymi wieśniakami przygotowują dla niej wesołą zabawę w dworskim parku. Wszyscy tańczą, panuje beztroska atmosfera.
Wraz z zapadającym zmierzchem pojawia się Czarnoksiężnik Erich. Odrzucony, zwabia on księżniczkę nad jezioro, gdzie przyjmuje postać nocnego ptaka – puchacza.
Tutaj dokona się los Azazel.



„Chodź do nas Azazel!”
„Potańczmy razem, brakuje nam cię!”
„Usiądź z nami, napij się!”
„Spójrz jakie piękne kwiaty! Weź je, weź!”

Rudowłose dziewczę okręciło się dookoła osi, nie mogąc się zdecydować w stronę której roześmianej grupki podbiec, której poświęcić całą swoją uwagę. Jej klatka piersiowa unosiła się przy każdym płytkim oddechu i akompaniamencie pudrowo różowej sukni.
Już, już! Nie wszystkie naraz!
Ktoś włożył jej wianek na głowę, ktoś inny wsunął w dłoń złoty kielich z winem, a jeszcze inny porwał na chwilę do tańca.
Ledwie zauważyła matkę. Skinęła tylko roześmiana na jej słowa, ale cóż kobieta powiedziała..? Nie potrafiłaby powtórzyć. Jakie to miało teraz znaczenie, gdy była tak szczęśliwa i zajęta tylko i wyłącznie swoim szczęściem?
Jakimś cudem zdołała pozbyć się na chwilę przyjaciółek. Chyba poszły do ogrodów. Tak! Będą świętować całą noc, tańczyć i bawić się, zapewne parę z nich skradnie też całusy parobkom, albo i wieśniakom z okolicznych domów.

Otworzyła drzwi balkonowe na oścież, zaciągając się głęboko świeżym wieczornym powietrzem. Cóż za cudowny dzień.
Dzisiaj stała się dorosła! Niedługo wybierze sobie pięknego księcia, który pokocha ją miłością, którą znała tylko z baśni i opowieści do snu.
A potem będzie żyła długo i szczęśliwie w otoczeniu swoich przyjaciół, dworu i całego królestwa.
Ułożyła dłonie na kamiennej balustradzie, przymykając powieki. Smakowała wizję przyszłości jak najpyszniejsze ciastko z kremem.
Przyszłości, która niedługo stanie się jej życiem. Nie było innej możliwości.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie było innej możliwości. Nic już nie mogło mu przeszkodzić. Każda kolejna minuta oczekiwania napełniała go bólem, każde zachłanne spojrzenie, które posyłał w stronę dziewczyny, koiło trwającą w nim burzę; była tym, czego potrzebował, była tym, czego chciał. Od pierwszej chwili, gdy za nieważną już trzpiotką (nie pamiętał jej imienia, ale kogo ono obchodziło, one wszystkie nie różniły się od siebie niczym poza kolorem włosów i natężeniem irytujących, wysokich głosów) podążył ku temu pałacowi, gdy po raz pierwszy zobaczył , przyjmującą tę nieważną pannicę ze wszystkimi honorami, od pierwszego, niezapomnianego błysku światła w głęboko rudych włosach, charakterystycznego ułożenia dłoni na wąskiej kibici, dźwięku głosu, przypominającego roziskrzone dzwoneczki, wiedział, że zawsze pragnął, pragnie i będzie pragnął tylko niej. Wypełniła mu myśli; śnił o niej, gdy tylko zamknął oczy, widział ją na jawie nawet w tych krótkich chwilach, gdy zmęczony światłem dnia musiał oddalić się do swoich komnat. Od tych kilku lat, pięciu długich lat, które zdawały się wiecznością (ha, co za śmieszne sformułowanie dla kogoś, kto już dawno odrzucił swoją śmiertelność!), czekał tak cierpliwie, jak tylko mógł, wynagradzając sobie rwący ból rozłąki marzeniami i planami na lepszą, wspólną przyszłość.
A teraz... pozostało tylko parę godzin. Dzisiaj, na balu, zakończy się całe jego cierpienie i odzyska spokój, którego nic innego nie potrafiło mu dać.

Siedzący nieopodal balkonu puszczyk zahuczał cicho, jakby z tęsknotą, po czym zerwał się do lotu. Musiał dokończyć przygotowania. Ta noc musiała być perfekcyjna i zamierzał ja taką uczynić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dziewczyna poczuła na sobie przenikliwe spojrzenie, aż dreszcz przebiegł jej wzdłuż kręgosłupa. Cóż to?
Rozejrzała się, nie natrafiając jednak na żadną żywą istotę poza puszczykiem, któremu posłała ciepły uśmiech. Posłaniec Nocy, dlaczego zapuszczał się w tak głośne okolice jak pałac dzisiejszego wieczora. Właśnie!
Bal. Przecież musiała się wyszykować! Nie mogła pokazać się w takim stanie, cóż by pomyśleli ci wszyscy piękni książęta?
Po schodach prowadzących z biblioteki na niższą kondygnację, zjechała po poręczy po drodze ze śmiechem mijając starą służącą, która natychmiast zaczęła krzyczeć różne przeraźliwie nudne frazesy typu „Panienko! Niech panienka uważa!”, „To niebezpieczne!”, „Księżniczce nie przystoi!”.
Kto by się tym przej… Och. Ona powinna. Była już dorosła, powinna wreszcie się zachowywać jak na przyszłą księżnę przystało.
Otrzepała różową spódnicę, poprawiła nieco rozczochrane włosy i nieco dostojniejszym (choć wciąż skocznym, zupełnie jak gdyby chciała się dostać do komnaty już teraz natychmiast) krokiem przeszła przez salę wejściową.
Zamknęła za sobą drzwi, opierając się o nie przez chwilę.
Już niedługo. Jeszcze tylko parę godzin, a jej wszystkie marzenia staną się prawdą.
Przymknęła oczy, wyobrażając sobie najbliższych parę tygodni. Dziś kogoś pozna, może matka kogoś znalazła? Ona na pewno wiedziała, kto uczyniłby ją szczęśliwi . Przecież była jej matką, wspaniałą i mądrą księżną. Nie mogłaby się mylić.
Potem piękny ślub, wesele z tysiącami kwiatów i piękną suknią. A potem… Zmarszczyła brwi. Tego nie wiedziała, bajki nigdy nie przewidywały tego co będzie dalej. Po prostu będą żyć długo i szczęśliwie. Tak, bo cóż innego mogłoby się dziać?
Zsunęła z ramion suknię, paradując bez większych skrupułów w jedwabnej, dość kusej halce i gorsecie.
Miała jeszcze chwilę zanim zlecą się przyjaciółki i pomoce, a ona sama zostanie oddana w ręce, które uczynią z nią boginię balu. Nie mogła się już doczekać. Przysiadła przy toaletce przesuwając palcem po czerwonej pomadce. Przeniosła kolor na swoje usta i aż się przestraszyła. Niczym jakaś kobieta nierządna…
Uśmiechnęła się. Cudownie!
Zaczesała palcami włosy do przodu kręcąc się przed lustrem. Gdyby tylko ją matka zobaczyła. Nie byłaby zadowolona.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Leciał ponad lasami i polami rolnymi, ciemne pióra błyszczały w ostatnich promieniach Słońca. Słońce... Pamiętał czas, kiedy jeszcze był człowiekiem, gdy tak jak wszyscy ludzie żył w pełnym świetle, ciesząc się ciepłym blaskiem, zajmując kompletnie nieważnymi sprawami. Dopiero odrzuciwszy człowieczeństwo poznał, czym była zgniła, omdlewająca słabość, która nachodziła wszystkie stworzenia nocy w blasku poranka, ale podejrzewał, że zawsze tak naprawdę wyczuwał jego działanie. To dlatego ludzie byli tak żałośni, tak nieudani, tak puści; światło rozlewało się w nich i przesłaniało im prawdziwą naturę świata i samych siebie. Tylko ci, którzy mieli śmiałość odwrócić się od bezpiecznego blasku potrafili prawdziwie przeniknąć naturę rzeczy, a przeniknąwszy ją - któż miałby czelność dziwić się, że przestają słuchać nadętych, bzdurnych prawd ludzkości? Ceną za Moc było poznanie rzeczywistości, a ceną za poznanie rzeczywistości był ból, wieczna, gryząca tęsknota, którą mogła uleczyć tylko...
...tylko ona, z której każdym uśmiechem świat zdawał się uśmiechać, której każde skinienie dłoni rozsyłało dookoła ciepło, którego już niemal nie pamiętał...
Poczuł, jak jego skrzydła napotykają niewidzialną barierę, po czym bezboleśnie przenikają przez nią. To była jego kraina, dawniej królestwo ojców jego ojców, teraz schowana w Mocy kraina nieustannej ciemności. Tu był bezpieczny od światła, zatruwającego jego ciało i umysł, systematycznie rozrywającego misterne sieci jego Mocy.
Musiał odzyskać siły, ale najpierw musiał sprawdzić, czy cały zamek był gotów na przyjęcie nowej lokatorki. Wylądował z gracją nieopodal roziskrzonego światłem na wpół tylko realnego księżyca, po czym z jednym uderzeniem serca zrzucił postać puszczyka, na powrót stając się mężczyzną, niemal takim, jak przed przyjęciem do serca ciemności.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Azazel rzeczywiście dość szybko trafiła w mordercze ręce służek, które natychmiast zaczęły doprowadzać ją "do porządku".
Wrzucona do wanny z gorącą wodą została wyszorowana od końcówki swoich rudych kudłów, aż po same palce u stóp, podtopiona parę razy przy zmywaniu pomad i wonnych mydeł, a następnie wysuszona i usadzona na łożu w samym tylko ręczniku.
- Ta księżniczko?- Rozchichotana dwórka wyciągnęła pierwszą suknię z szafy.
Azazel spojrzała na pomarańczowo-różowo-bordowe coś co z jednej strony przypominało bezę, a z drugiej... Wychyliła się nieznacznie, aby obejrzeć tył sukni... jeszcze większą bezę. Nie. Wróć. To już był tort bezowy. W dodatku przystrojony polewą z koronek, lukrowych cyrkonii i tiulowego kołnierzyka.
- Cóż za szykowna sukienka! Ale... może coś mniej... okazałego?- Przygryzła paznokieć próbując się nie roześmiać. Przecież nie chciała zjeść tych wszystkich chłopców.
Kolejna sukienka była w porządku. Wszystko było dobre. Tren, o który zapewne zabiłaby się w pierwszym tańcu, piękne złote falbany i sztywny gorset.
- Piękna lecz...
- Może więc ta?
Azazel pisnęła na widok pastelowej sukienki. Była idealna.
Łaskawie pozwoliła się w nią odziać, a następnie rozczesać swoje piękne, rude włosy. Wyglądała jak... jak przykład żona jakiegoś pięknego księcia.
Westchnęła rozczulona padając na łóżko. Co tam, że się sukienka pogniecie. Co tam, że misterna fryzura runie w niebyt. Przytuliła do siebie poduszkę zaciskając powieki.
Musiała jeszcze tylko troszkę poczekać...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ciemność. Ciemność była dobra. Opatulała wysokie drzewa, zakrywała polany przed wzrokiem niepowołanych, zmieniała krystalicznie czyste jeziora w najciemniejszy atrament i, przede wszystkim, koiła zmęczone wyniszczającym światłem słonecznym ciało. Delikatna poświata księżyca wybieliła już i tak blade dłonie, którymi przetarł oczy, idąc wolno w stronę górującego nad taflą wody pałacu. Czy był to prawdziwy księżyc? I tak, i nie. Nie potrafiłby ubrać wyjaśnień w słowa; Moc można było jedynie poczuć, nie dało się wysłowić ani jej, ani jej efektów.

Popełnił błąd. Nie powinien był spędzać drugiego dnia z rzędu obserwując , zwłaszcza tego dnia. Słońce pozostawiło na nim swoją obmierzłą skazę, czuł, jak siły uciekały z niego, jak trudno było ruszyć kończynami, jak rozkojarzone były jego myśli. Człowiek porównałby ten stan z oparzeniem, może nawet z czynnym paleniem się skóry, cóż za banalne i prostackie skojarzenie. Słońce nie potrafiło uszkodzić fizycznie większości z dzieci nocy, podobnie jak noc nie raniła dzieci dnia. Działało jedynie - i aż - na umysł, sięgając prosto do ukrytych głęboko pozostałości człowieczeństwa, wydobywając je na powierzchnię i jątrząc, jątrząc, jątrząc do granic wytrzymałości, do momentu, gdy ciągła walka z własnymi myślami rozrywała najpierw umysł, po czym, w konsekwencji, ciało. Jedynie najsilniejsze, najstarsze istoty potrafiły żelazną pewnością utrzymać kontrolę nad sobą w pełnym świetle dnia, a chociaż Czarnoksiężnik uważał się za jednego z najpotężniejszych, nawet w pełni swojej dumy musiał przyznać, że marne czterysta kilkadziesiąt lat, które przeżył w swojej aktualnej postaci, nie pozwoliły mu na osiągnięcie szczytu swoich możliwości.

Pałac wydawał się martwy i faktycznie taki był. Kraina odzwierciedlała sobą stan swojego władcy, a w tej chwili nie potrafiłby utrzymać przy iluzyjnym istnieniu licznego dworu i służby. Zresztą, po pierwszych stu latach doszedł do wniosku, że znudziła go zabawa w udawany dwór. Sztuczne ludzkie marionetki, które potrafił stworzyć, były tylko marionetkami, a zwierzęta przemienione w ludzi, chociaż zachowywały się z pełnym poszanowaniem etykiety, nadal w głębi swoich małych dusz pozostawały jeżami, nietoperzami i krukami. Nie posiadały tych fascynujących i nieskończenie irytujących ludzkich cech, jakimi były wolna wola i nieprzewidywalność.
Machnął ręką: wszystkie drzwi na jego drodze otworzyły się z rozmachem, rozsuwając przy okazji ciężkie, żakardowe zasłony. Z każdym krokiem rozjaśniały się wokół niego kolejne blade, niebieskawe światła, prowadząc go do prywatnych pomieszczeń.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

[tu wstaw dowolną disneyowską piosenkę. Bo co to za sesja disneyowska bez piosenek?]
O najlepiej tą:



Tu będzie post.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Brak aktywności w wątku.

DO ARCHIWUM
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach