Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Go down

Wokół czarnej sylwetki formowały się kłęby mgły. Zdradzieckie, mleczne pasma wiły się wokół jej stóp, momentami sięgając kolan. Smyczek niespiesznie lizał struny, Żmij wygrywał mu pieśń zguby. Grobowa melodia nabierała echa, szerzyła się i oplatała zmysły. Jeden po drugim. Aż w końcu nie zostało nic. Opętała Shane’a niczym virus. Zawładnęła jego ciałem i wstrząsnęła do głębi, bo jego oczom rzeczywiście ukazała się osoba, którą najbardziej niegdyś kochał. Mgliste obłoki przerzedziły się ruszając gromadą w stronę Drug-ona. Sylwetka nastolatka stała niewzruszenie. Bezdźwięczne słowa padły z jego ust. Po chwili pochwycony w uścisk brata - co prawda kąciki ledwie drgnęły, ale - uśmiechnął się delikatnie, a oczy śledziły jego ruchy. Zamglone, bez wyrazu. Martwe. Bo nie należały do tego świata. Nicolas był tylko iluzją, ułudą, marą przeszłości. Został przywołany wbrew woli praw natury. Moc Żmija pogrywała z rzeczywistością, wybudzając wspomnienie Shane’a. Mgła zawirowała wokół ich stóp, pnąc się w górę, otulając ich parnym kokonem po sam czubek głowy. Trzaski wyładowań elektrycznych huczały, spychając skrzypce na drugi plan, a włosy nastolatka falowały na tym elektrycznym wietrze w każdą stronę. Klatka piersiowa wykonywała nieznaczne ruchy, imitując oddech, a ułudne bicie serca wybijało powolny, stały rytm.
"Przepraszam, przepraszam … "Oddech Shane’a pieścił jego chłodną skórę i podsycał taniec rudej czupryny. Słowa echem docierały do złudnej świadomości. Nie bolały, bo przecież jest tylko ułudą. To dlaczego po policzku spłynęła zimna łza? Ręka mimowolnie poruszyła się nieznacznie i ścisnęła kraniec ciemnego bezrękawnika, uczepiając się go niczym kotwica. Ponownie na twarzy zagościł cień uśmiechu, a powieki powoli opadały coraz niżej i niżej. By nie pokazać jak wielka jest różnica między nimi, jak bardzo są od siebie oddaleni, jak bardzo za nim tęsknił choć nie powinien być w stanie odczuwać jakichkolwiek emocji. Podobno iluzja zrodzona z tęsknoty posiada skrawek duszy widzącego. Może przez to dwie kolejne łzy goniły tą pierwszą, sunąc po piegach i załamując się na krańcu szczęki, by następnie wsiąknąć w bluzę obejmującego go Shane’a. Wtem skrzypce wyszły na prowadzenie i przyspieszyły rytm. Pasma mgły skumulowały się. Zbiły w obłoki coraz bardziej ograniczając pole widzenia. Wyładowania przybrały na sile, a wiązki małych piorunów wyrywały się spod kontroli by w końcu skupić się u źródła. Tatuaże oraz dłonie Shane zabłysły. Szybki ruch i było po wszystkim. Kropla po kropli. Zbierały się chwilę aż wydostały z ust Nicolasa i spłynęły ciemnym szkarłatem po podbródku. Sylwetka stawała się mglista, coraz mniej namacalna. Mgła pochłaniała jego ciało, dematerializowała go. Wtulił mocno załzawione oczy i nakrapianą krwią twarz w ciepłe objęcie Shane’a po czym zniknął, mgła razem z nim, a prawym ramieniem Wiwerna  wstrząsnął nieoczekiwany ból.
- Ta moc jest trochę problematyczna, wybacz. Inaczej bym Cię już nie dobudził. – zimny, szyderczy głos Żmija rozbrzmiał naprzeciwko Shane’a. Stał tak, jak go ostatnio najemnik widział, z tą różnicą, że w prawej ręce podrzucał nonszalancko gładki sztylecik, a jego bliźniaczka tkwiła w ramieniu Shane’a, zanurzona w nim do połowy ostrza. – Jak wrażenia? – brew drgnęła z rozbawienia.

#Obrażenia:
Shane: Lekkie zadrapania na twarzy.
Nadgarstki nie krwawią, tatuaż jest co prawda mocno napuchnięty, ale wszystkie rany się gładko zasklepiły.
Prawe ramię: tkwi w nim sztylet na 4-5 cm. głębokości, spora możliwość nadszarpnięcia tętnicy przy wyjmowaniu, ograniczone ruchy do połowy, niemożliwość podnoszenia ciężkich przedmiotów.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Napuchnięte tatuaże, z których soczyście sączyła się krew były niczym w porównaniu z bólem jaki odczuwał emocjonalnie. Wewnętrzna rana buchnęła żarem kiedy wzrok uchwycił delikatny uśmiech Nicolasa. Serce mu pękło, sadząc, że poskładało się kilkunastu latach, jednak wrażenie było fikcją. Stojąc przed bratem Shane znowu miał piętnaście lat, podarte spodnie, dziurawe od podeszwy buty i błyszczące oczy. Wspomnieniami wrócił do domu dziecka, w którym się wychowywali. Oddalony od zgiełku miasta przytułek, znajdujący się prawie przy lasie, pachniał szyszkami i tanimi wypiekami kucharek. Ciasto zrobiono z darowizn sklepów, które pozbywając się prawie przeterminowych towarów, oddawało je do okolicznych domów dziecka. Biedzili tamtego dnia z Nicolasem w kuchni, jedząc jeszcze ciepły placek. Potem młody marudził mu, że brzuch go bolał i musiał siedzieć przy nim całą noc, wysłuchując żałosnych stęków.
To nie było łatwe. Nawet zabicie zjawy wyglądającej jak jego brat nie należało do łatwych. A zadanie stało się a wykonalne w momencie kiedy chłodna dłoń Nicolasa złapała za kraniec bezrękawnika. Zawył wewnętrznie z bólu, który powinien odczuwać. Podobno zjawa nic nie czuła. Na szczęście. Nicolas nie powinien cierpieć za każdym razem z winy swojego starszego, nieodpowiedzialnego brata.
Shane dopchał do końca elektryczne ostrze, zamykając oczy. Schował twarz w rudej czuprynie, chcąc, aby zjawa znikła jak najszybciej.
Chciał poczuć ból, który przyszedł niczym ukojenie. Oczyszczał go z żalu i rozpaczy, spływał czarną krwią z ramienia i kapał na zabrudzoną posadzkę. I tylko odrętwienie powstrzymywało rudzielca od wyprucia wnętrzności Żmijowi.
- Świetne - wychrypiał. - Tylko tyle miałeś w zanadrzu? - zapytał, ruszając w jego stronę. Adrenalina napędzała krew w jego martwych żyłach, przyspieszając obroty serca. Złość kiełkowała, aż w końcu chciała znaleźć ujście i ulokować ją w osobie Żmija.
Shane kątem oka spojrzał na Huysei'ego, a następnie na wbity w swoje ramię nóż. Chciał go wyrywać jednak podświadomość podpowiadała mu, że może się to źle skończyć. Niesprawne do połowy ramię szarpało niemiłosiernie wszystkie mięśnie. Spojrzał na sączącą się krew. Przesunął po niej placami, rozcierając ją między nimi. Zrobił krok w stronę Żmija. Nie bacząc na konsekwencje swoich decyzji, szedł. I nawet gdyby mężczyzna chciał rzucić w niego kolejnym, krótkim nożem, Shane nie zatrzymałby się. Wściekłe spojrzenie mówiło jedno - zabić. Kroki były coraz szybsze, na tyle, aby nie zorientować się kiedy ten pokonał dzielący ich dystans. Zdrowa rękę wystrzeliła w stronę gardła mężczyzny, wbijając boleśnie połamane paznokcie w skórę.
- Nawet jak miałbym tu umrzeć, to ty również nie wyjdziesz stąd żywy - zapewnił go, puszczając jego szyję i na chama wpychając mu w usta zakrwawione palce. Bez mrugnięcia okiem wcisnął je aż do gardła, czego efektem mógł nawet być odruch wymiotny. Shane nawet porzygany nie przejąłby się. Desperacja dostatecznie go zeszmaciła, aby pobrudzone ubranie zrobiłoby na nim wrażenie. Patrzał na twarz Żmija, który jeśli go nie powstrzymał został otumaniony zarażoną krwią wymordowanego.


Użycie mocy: 1/3

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Znowu kończę cudzą misję... czuję się jak MG-złomiarz
ZMIANA MG
Czasami bycie szybkim ma tę zaletę, że nie obrywasz nożem po raz kolejny tego samego dnia. Szczęśliwym trafem nie zdołał zadać kolejnego ciosu nim dosięgnął go odwet niedoszłego O-13. Zdążył tylko zacharczeć wściekle, gdy tylko rudzielec bezpardonowo wraził mu palce do gardła. Oczywiście pierwszym odruchem było sięgnięcie do ręki najemnika i próba jej odciągnięcia, ale działanie skażonej krwi działało na niekorzyść mężczyzny, który z każdą sekundą słabł coraz bardziej. Nie starczyło mu sił na to, żeby odepchnąć przeciwnika, stąd wkrótce bezwolnie opuścił ręce wzdłuż ciała, a kolana zaczęły się pod nim niebezpiecznie uginać. Zapewne nie było już trzeba zbyt wiele, by przestał się trzymać na nogach; w tej chwili pion zachowywał chyba tylko cudem. Gdzieś nieopodal nadal leżał pozbawiony świadomości Hyusei w postaci polarnego misia. O ironio, mimo rozlicznych obrażeń Shane pozostawał najbardziej przytomną osobą w pomieszczeniu.

Obrażenia:
Shane: Lekkie zadrapania na twarzy.
Nadgarstki nie krwawią, tatuaż jest co prawda mocno napuchnięty, ale wszystkie rany się gładko zasklepiły.
Prawe ramię: tkwi w nim sztylet na 4-5 cm. głębokości, spora możliwość nadszarpnięcia tętnicy przy wyjmowaniu, ograniczone ruchy do połowy, niemożliwość podnoszenia ciężkich przedmiotów.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

To miał być koniec tego koszmaru. Wszystko miało się zakończyć w tym momencie. Shane czuł to, im mocniej pchał palce w gardło Żmija, tracąc resztki panowania nad sobą. Odepchnął od siebie mężczyznę, niczym szmacianą lalkę, a następnie intuicyjnie i bardzo niepewnie wykorzystał to, co naukowcy dali mu jako – w ich mniemaniu – największy dar. Elektryczne wyładowania skumulowały się w jego zdrowej dłoni, przechodząc falami wzdłuż całego jego ramienia. Wyładowania szarpały wszystkie nieprzyzwyczajone mięśnie do nowej mocy, jaką zyskały dzięki chorym eksperymentom. Uformował z iskier broń przypominająca nóż i jednym ruchem wbił sztylet wyładowań prosto w gardło Żmija. Momentalnie poczuł na swojej twarzy krew, którą opluł go mężczyzna. Bez mrugnięcia okiem, dopchał do końca ostrze, a następnie puścił go wprost na ziemię. Spojrzał z góry na wykrwawiającego się Żmija z pogardą i jednocześnie spokojem. Zabijanie przychodziło mu łatwiej, niż się sam spodziewał. Dawniej posiadał sumienie, lecz zmarło wraz z jakąkolwiek nadzieją. Odsunął się od ciała i znalazł się przy boku Hyuseiego. Siadł zmęczony i oparłszy się o ścianę, zaśmiał się. Kątem oka zauważył jak Huysei powrócił do pierwotnej postaci i bez żadnego jego nagością skrępowania, przerzucił sobie towarzysza przez ramię, a następnie wstał z nim.
Czas zakończyć przygodę. Wyszedł o własnych siłach z cholernego laboratorium wraz z Hyusei, nie oglądając się za siebie. Zostawił chłopaka w bezpiecznym miejscu, zakrywając go stertą gałęzi i liści, po czym sam ruszył przed siebie, zerkając na nabyte, nowe tatuaże. Musiał znaleźć miejsce na odpoczynek i regenerację.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Można powiedzieć, że po pozbyciu się Żmija reszta już musiała pójść z górki. Zostawiony we względnie bezpiecznym miejscu niebieskooki chłopaczek zapewne po jakimś czasie ocknie się i zajmie sobą, a nieszczęsne laboratorium było już daleko w tyle za najemnikiem. Cokolwiek jeszcze mogło się tam wydarzyć, już nie dotyczyło go w zadnym stopniu. Nic, tylko się cieszyć.

KONIEC MISJI

Brawo~! Shane otrzymuje artefakt w postaci tatuaży na rękach, który pozwala na władanie elektrycznością.
Ograniczenia: Na 3 posty użycia mocy przypadają 4 posty przerwy. Postać może użyć mocy przez czwarty post, jednak spowoduje to silne krwawienie z tatuaży i potężne osłabienie organizmu, mogące prowadzić do szybkiego omdlenia postaci, wtedy też przerwa w użyciu artefaktu zostaje przedłużona do 5 postów.
Dodatkowo przez pierwsze dwa wątki przeprowadzone po zakończeniu misji możliwy czas użycia mocy jest skrócony do 2 postów (lub 3, ze wspomnianym wyżej skutkiem ubocznym) przy zachowaniu tego samego koniecznego czasu odpoczynku. W tym czasie może też się zdarzyć przypadkowe i niekontrolowane użycie artefaktu, szczególnie w wypadku silnych emocji lub zaskoczenia.
Do tego również przez kolejne dwie fabuły Shane będzie odczuwał skutki ugodzenia nożem: ból przy poruszaniu ramieniem i niemożność podnoszenia ciężkich przedmiotów, szczególnie tą konkretną ręką.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach