Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Go down

Miejsce i czas akcji: Nie martwcie się, to Desperacja. Pod tym względem nic się nie zmieniło.
Występują: Rayissa i Nove.
Znaczące różnice wyjdą w praniu. W końcu wątek alternatywny.

Dzień niczym się nie różnił od innych. Psy i Koty żarły się na całego, najemnicy latali jak poparzeni żeby zdobyć nieco pieniędzy, fanatycy z Gór Shi znowu próbowali mi wmówić, że ich bóg mnie kocha i za jedno słowo dostanę się do dobrego miejsca pełnego miłości i radości. Patrzcie, już biegnę. Czekam na dzień, kiedy zamiast ulotek przyniosą dzidy, aby mnie przekabacić w zupełnie inny sposób.
Jednak może być ciężko. Winter is coming, a zapasów ostatnio mi nieco brakuje. Będzie chujowo, jak tak dalej pójdzie. W dodatku zaczęła mnie męczyć samotność. Ale nie martw się, złośliwy losie, ja sobie kogoś znajdę. Albo coś. Psa jakiegoś zmutowanego. Wilka. Lwa. Ewentualnie dinozaura. Jesteś złośliwą suką, więc może zwalisz mi jakiegoś plot twista na łeb, co?
...Cholera. Szkoda, że wcześniej nie wiedziałam, jak się to skończy. Wszystko zaczęło się na początku pewnego tygodnia.

Rozpoczyna się tydzień zajebistego medyka.
Populacja uroczych panienek zwiększa się
.

Nove od samego rana siedziała przy swoich zapasach i zastanawiała się, co tak naprawdę powinna zrobić, bo sytuacja naprawdę była nie za ciekawa. To ten moment, kiedy żałujesz, że jesteś dzikusem i nie chcesz się dołączyć do jakiejś wesołej bandy idiotów, coby wyłudzać od innych jedzenie czy inne bzdury. Carramusa jednak wolała żyć na własną rękę, choćby mieli ją pojutrze pogryźć aż do kości. Często przyglądała się tym biedakom, którzy przechodzili nieopodal jej chatki, bywało nawet, że przyjmowała ich na chwilę do siebie, ale to tyle. A czas leciał. Pogoda na Desperacji robiła na złość. Tutaj zawsze wszystkiego brakowało, choć zapasy medyka były naprawdę obiecujące. Zioła, nieco wody, materiały, wina przyniesione od znajomych z miasta, był nawet ciepły koc, którym mogła się owinąć.
Ale teraz szlag wszystko trafiał. Zajebiście.
Włoszka złapała się za głowę i opuściła małą ruinę, w której mieszkała, a następnie zaczęła się rozglądać po okolicy w nadziei, że znajdzie coś ciekawego. Musiała. Prędzej czy później. Choćby miała zapieprzać do Edenu na piechotę o samej wodzie. Zrobiłaby to. Na świecie jest od groma upartych ludzi, a Federica jak najbardziej się do nich zaliczała. Wolała jednak na początku sprawdzić, czy jednak czegoś nie ominęła w tych okolicach, coby się jeszcze nie przemęczać.

- - - -
*czatuje wiernie*
~ Grow.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spękane poduszeczki łap rytmicznie odbijały się od suchej, rozgrzanej językami słońca gleby, znacząc ją ścieżką karminu, umykającego spomiędzy płatów zmasakrowanej skóry. Mieszanina posoki, piachu oraz wszelkiej maści pyłów skrzętnie pokrywała całe opuszki, pulsujące tępym bólem przy każdym kolejnym kroku. Mimo to, psica uparcie posuwała się naprzód, choć chód już dawno stracił na charakterystycznej, niewymuszonej gracji i w tej chwili był sztywny, nienaturalny. Futro, mieniące się bogatą paletą brązów i rudości, naznaczona gdzieniegdzie białymi kosmykami, zmatowiało wyraźnie, przyprószone miedzianą ziemią. Puszyste uszyska skryły się w gęstej kryzie porastającej kark, ogon zaś ciągnął się za przemieszczającą, wychudłą sylwetką, zgarniając napotykane po drodze, nieliczne gałązki. W uchylonej paszczęce błyskały szeregi perłowych zębów, okalając wywieszony z boku smukłej mordy język. Po powierzchni wilgotnego mięśnia leniwie prześlizgiwały się strużki śliny, od nasady, aż po sam koniuszek, by ostatecznie pomknąć ku podłożu i wsiąknąć w poorany grubymi smugami grunt. Przytępione zmęczeniem zmysły nie odnotowały obcych woni, przyniesionych wraz z lekkim podmuchem wiatru; złociste ślepia, połowicznie skryte pod wachlarzem hebanowych rzęs, nie wychwyciły konturów budynku, ni istoty stojącej przed nim.  Skołtuniony, niewysoki kundelek, dzielnie parł naprzód, wbijając spojrzenie w niezidentyfikowany punkt na horyzoncie. Zdawać by się mogło, że zbłądziła i od kilku dni tułała się bez celu, nie mogąc złapać tropu prowadzącego do domu. Żeby jeszcze go miała.
Nieświadomie zbliżała się do zabudowań, oddychając charcząco przez otwarty pysk. Z wymuszonego truchtu przeszła do wolnego, ciężkiego kroku, z nieskrywanym trudem stawiając każdą kończynę. Mijając nieznajomą w odległości niespełna dwóch metrów, przystanęła na moment, unosząc ku niej wzrok. Trójkątna głowa przechyliła się minimalnie w prawo. W parze z szeroko rozwartymi, bursztynowymi oczętami, na powierzchni których odbijało się zdziwienie, zdradzała, iż psowata dopiero teraz zdała sobie sprawę czyjejś obecności. Gdyby nie brak sił, pewnie by się rozszczekała, miast tego jednak pacnęła na zadzie, czując, jak roztrzęsione łapy rozjeżdżają się niebezpiecznie na boki. Nie miała ochoty na bliższe spotkanie z glebą.
Siedząc niemalże nieruchomo, gapiła się w fioletowe tęczówki, jakby nie do końca ogarniała rzeczywistość. Ogon mimowolnie zaszurał po ziemi, wznosząc drobiny piasku, które opadły równie szybko, co powędrowały ku górze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie spodziewała się żadnych fajerwerków i rzeczywiście nie zdołała znaleźć niczego ciekawego w okolicach, po których się kręciła. Nawet jej to specjalnie nie zasmuciło, ponieważ mogła w ten sposób skutecznie kopnąć siebie w cztery litery i ruszyć jeszcze dalej. Chociażby dla jakiegoś zmutowanego kurczaka, którego będzie można upiec i zjeść. Albo wcisnąć tym dzikusom z Apogeum, coby wyłudzić od nich coś lepszego. Wbrew pozorom czasem się to udawało - szczególnie, jak miała okazję znaleźć jakieś bzdury po drodze. Włoszka dzielnie pokonywała kilometry pełne marzeń, nadziei i ogólnie optymizmu, ale już w połowie zaplanowanej drogi zdecydowała się wrócić.
Nie, nie zostawiła włączonego żelazka. Po prostu jej się to nie opłacało. W tym tygodniu pustynia była naprawdę pustynią i za swoje wyczyny powinna dostać własny medal.
A zrobię ci taki kiedyś i wywieszę na jakiejś fontannie, chujero jedna.
Niezadowolona Federica ruszyła więc do swoich ukochanych ruin domu. Jak będzie trzeba, to pójdzie nawet na Eden, żeby się ugadać z aniołami - ale nie dzisiaj. Myślała, że nic jej dzisiaj nie zaskoczy, ale tutaj los zdecydował, że warto by było ten raz coś zmienić. Zauważyła w pewnym momencie psinę, która spoglądała na nią.
Co ten pies tu robi.
Chociaż nigdy w życiu nie była weterynarzem, to zauważyła, że coś było z burkiem nie tak. Chore łapy? Brak sił? Zmęczenie? W końcu na tej pieprzonej pustyni nie było niczego. Nove chciała jakoś wyminąć zwierzę i wejść do domu, jednak widząc spojrzenie psiny, nie potrafiła. Coś się w niej z automatu topiło i za chęci odejścia opieprzało równo. W końcu Włoszka pokręciła tylko głową, a jej prawa dłoń powędrowała w stronę torby, szukając resztek pożywienia. Zawsze przecież coś miała, ten raz w życiu mogła się podzielić. W końcu natrafiła na kawałek mięsa, jaki sobie przygotowała - niewielki, jednak dało się go przedzielić na pół. Zaraz po tym wykonała dwa niewielkie kroki w stronę psiny, aby następnie podrzucić je prosto pod nos. Przecież nie podejdzie i nie pozwoli, że ta od razu zabrała jej całą rękę.
- Smacznego. - rzuciła i przysiadła na podłodze, żeby skonsumować swój kawałek. Co się będzie marnował, za długo by już nie wytrzymał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Półprzytomnie wpatrywała się w sylwetkę nieznajomej, przechylając trójkątną głowę to na prawo, to na lewo. Zmęczenie sprawiało, że bodźce ze świata zewnętrznego docierały jakby wolniej, z kilkusekundowym opóźnieniem, nic więc dziwnego, że gdy wysuszony kawałek mięsa poszybował w kierunku psicy, odbił się od kufy, obrócił dwukrotnie w powietrzu i wylądował u jej łap. Powoli opuściła łeb, przyglądając się spoczywającemu na glebie obiektowi. Ślepia zwęziły się w cienkie kreseczki, gdy próbowała zidentyfikować przedmiot, lecz niewiele to zmieniło – wizja wciąż była rozmazana. Rezygnując z użycia zmysłu wzroku, przybliżyła spierzchnięty nos i wzięła głębszy wdech, zaciągając się przyjemną wonią mięsiwa. Pomimo wycieńczenia organizmu, węch wciąż działał znakomicie. Zapach jedzenia podziałał jak kubeł zimnej wody, momentalnie rozbudzając wymordowaną. Szeroko rozwarte oczyska rozbłysnęły milionem złotych refleksów, przywodząc na myśl bliźniacze słońca; kły zalśniły w uchylonej mordzie. Jedno kłapnięcie zębów wystarczyło, by pożywienie zniknęło w odmętach psiej paszczy, pospiesznie przeżute i połknięte. Ray odetchnęła z wyraźną ulgą, czując, jak posiłek leniwie przesuwa się w kierunku skurczonego żołądka. Kiedy ostatnio cokolwiek jadła? Co prawda, nie liczyła ni dni, ni nocy, lecz była pewna, iż zbyt długo głodowała, błąkając się bez celu.
Wdzięczność zatańczyła na powierzchni migdałowego kształtu ocząt, gdy te skierowały się ku obliczu karmicielki. Rayissa wstała, choć kosztowało ją to wiele trudu. Dwa machnięcia ogona później, stała naprzeciw Jasnowłosej, wesoło kołysząc puszystą kitą. Niedługo potem przysiadła, uświadamiając sobie, że tylne łapy powoli odmawiają posłuszeństwa. Nie chciała wszakże uderzyć o twardy grunt, a świadomość mogła umknąć w każdej chwili, pozostawiając ją na łaskę obcej osoby. Niewiele myśląc, wysunęła miękki, różowy jęzor i przesunęła nim po twarzy dziewczyny, znacząc ją ścieżką lepkiej śliny. Zadowolona, zaległa, wspierając łeb o jedną z jej nóg. Obdarta z resztek energii, przesłoniła patrzałki ciężką kurtyną powiek, walcząc z sennością. Na nic zdał się opór. Wkrótce usnęła, przegrywając batalię o resztki przytomności.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zastanawiało ją to, skąd w ogóle wzięła się ta psina i jakim cudem zawędrowała aż tutaj. Może nie mieszkała na takim zadupiu, jednak było nieco oddalona od jakiegokolwiek życia w Apogeum. Czyżby uroczy przypadek? Ta, akurat, na pewno to był los.
Carramusa przyglądała się cały czas burkowi, przeżuwając powoli swój kawałek mięsa. Zachowywała się zadziwiająco spokojnie, przez co Włoszka nie była w stanie ocenić na oko, czy to jest rzeczywiście zwierzę. Jeżeli tak, to cholernie zmęczone. Ewentualnie był to po prostu wymordowany w swojej formie, no chyba, że już go szlag trafił i musi po prostu żyć jako zwierzę. Może niedługo się dowie. Widać było, że Nove było szkoda tejże istoty. Rzadko kiedy miała takie sytuacje, żeby spotkała kogoś lub coś i z automatu chciała pomóc, jednak wystarczyło, żeby psina spojrzała na nią swoimi oczami i nieco podeszła, aby sprawić, że jasnowłosa chciała jej jakoś pomóc, nawet gdyby miała użyczyć nieco miejsca do spania i kawałek jedzenia.
Kiedy ta podeszła, chciała odruchowo się podnieść i oddalić, jednak nagły "atak" udaremnił jej próby. Jej mina musiała być całkiem zabawna, kiedy psina liznęła ją po twarzy. Nove szybko przetarła ślinę ze swojego policzka i spojrzała zdumiona na zwierzę, które stwierdziło, że zrobi sobie z jej nogi podpórkę. Co ciekawe, nie zrzuciła jej nie oddaliła się za pomocą szybkiego, marketingowego kroku - w zamian za to uśmiechnęła się i pogładziła po szyi.
- Urocze. - mruknęła pod nosem. Szybko stwierdziła, że siedzenie na ziemi praktycznie przed jej domem nie jest zbyt dobrym pomysłem, więc złapała psinę i powoli się podniosła. Początkowo cudem się nie zgięła wpół, jednak dzielnie ruszyła, trzymając w swoich objęciach psa. Ten raz może być miła, nikomu raczej nic się nie stanie. Otworzyła drzwi swoim łokciem, chociaż przez chwilę nie myślała, czy nie wbić na strażaka, bo byłoby szybciej.
Ale szkoda drzwi.
Po wejściu do domku, ułożyła psinę niedaleko materacu, na którym spała upewniając się, że nie rzuci nim niczym workiem z ziemniakami. Odetchnęła głęboko i zamknęła drzwi od domku, a następnie złapała za książkę, która leżała na stoliku nieopodal. Przysiadła po chwili na swoim materacu i zagłębiła się w lekturze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Niedługo później odzyskała świadomość. Nim otworzyła bursztynowe ślepia, powitała ją feeria zupełnie nowych woni, na czele z tą należącą do nieznajomej. Niespiesznie podniosła powieki, lustrując z poziomu posadzki wnętrze izby, zanim zdecydowała się unieść trójkątny łeb. Dwoje puszystych uszu stanęło na sztorc, szybko jednak przylgnęły płasko do głowy, gdy patrzałki natrafiły na sylwetkę Jasnowłosej. Ogon zaszurał po podłodze, z gardzieli zaś dobył się niezidentyfikowany odgłos, jakby zduszone szczeknięcie. Zmęczenie, wciąż trawiące organizm, bynajmniej nie było wystarczającą przeszkodą, aby powstrzymać atak szczerej, psiej radości. Rayissa ruchem pełzającym dostała się na materac, sunąc ku dziewczynie. Wilgotnym nosem delikatnie, acz stanowczo odtrąciła książkę, sadowiąc się wygodnie na nogach Włoszki.
Chciała podziękować. Za jedzenie oraz schronienie, a nawet za to, że nie przerobiono jej na pieczeń, co byłoby całkiem sensownym posunięciem, zważając na trudności w zdobyciu pożywienia tu, na terenie Desperacji. Uchyliła pysk, lecz wtem zorientowała się, że czterołapa forma uniemożliwia normalną rozmowę. Szybka, niedokładna kalkulacja wystarczyła, by Złotooka podjęła decyzję – przemiana. Jak pomyślała, tak też prędko uczyniła. Burek, usadowiony na kolanach wymordowanej, w mgnieniu oka zmienił się w smukłą, może nawet nieco zbyt kościstą panienkę. Szczupłe uda oplotły biodra towarzyszki, gdy Ray nachyliła się nad jej twarzą, uparcie wpatrując w fioletowe tęczówki. Trwała tak, w milczeniu kontemplując oczy o nietypowej barwie, na moment jakby zapominając o powodzie, dla którego postanowiła zmienić formę.
- Dziękuję. – Odezwała się wreszcie, przerywając gęstą ciszę zalegającą w pomieszczeniu. Włochata kita zakołysała się łagodnie; perłowe ząbki błysnęły w szerokim, promiennym uśmiechu. Naturalnym odruchem zbliżyła usta do lica nieznajomej, chcąc okazać swą wdzięczność poprzez krótkie liźnięcie, wtem jednak zdała sobie sprawę, że ludzie robią to zupełnie inaczej, niż psowate. Przynajmniej tak jej się wydawało. W ostatniej chwili przechyliła nieznacznie głowę, składając na wargach dziewczyny szybki pocałunek, ledwie subtelne muśnięcie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Brak aktywności w wątku.

DO ARCHIWUM
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jak mogła się spodziewać, jej wzrok bardzo szybko zaczął się buntować. Mimo iż nie miała żadnych większych problemów to zauważyła, że ostatnio niemożliwym było dla niej spędzenie nawet godziny przy dobrej lekturze, bo jej oczy zwyczajnie zaczynały szaleć, szczypać, boleć, łzawić... Coś z tego. Okulistą nie była, więc próby znalezienia przyczyny szły beznadziejnie - może złapało ją jakieś dziwne zmęczenie, bo syfy Desperacji to to na pewno nie były.
Dlatego to potem olała. Jakby miał ją szlag trafić, to już by trafił. Ale żyje. Perfetto.
W dodatku psina sprytnie wywaliła jej książkę z rąk i usadowiła się jej na kolanach. Ktoś tutaj chyba był naprawdę spragniony miłości. Włoszka pokręciła głową i delikatnie pogłaskała po głowie swojego nowego towarzysza, po czym przymknęła na chwilę oczy.
A potem spojrzała ponownie na psinę.
Nie, czekaj. Coś jej tutaj nie pasowało. Pies wyglądał nadzwyczajnie ludzko.
...
Kurwa, Nov, to jest naga panienka. Psa od panienki odróżnić nie potrafisz?
Chyba coś ją ominęło. Nie minęło nawet dziesięć sekund, a świat całkowicie jej zawirował i... I zwyczajnie zafundował jej kolejnego twista. Już miała się odezwać, kiedy usłyszała głos nieznajomej. A potem zauważyła, że ta powoli się zbliża. Nie minęła chwila, kiedy ta ją zwyczajnie pocałowała.
Czaicie? Ją, podrapaną, niewyspaną i wiecznie wkurwioną pannę medyk z Włoch. Daleko jej było do cuda, którym można się było w jakikolwiek sposób zainteresować, nawet jeżeli miało się w ten sposób podziękować. Czego ona, rzecz jasna, nie wiedziała.
Nie zmieniało to faktu, że ta jedna rzecz wystarczyła, aby ją całkowicie wybić z rytmu. Przez chwilę nie reagowała w ogóle - nic. Cisza. Spokój. Przerażone spojrzenie skierowane w jej stronę. Dopiero po jakimś czasie zamrugała i pokręciła energicznie głową, a jej ręce opadły ciężko na ramiona dziewczyny.
- Hejhejhej, panienko, czekaj, spokój, wróć. Od kiedy ty tu jesteś, cholera. Co to miało w ogóle być? - widać było, że Federica cały czas nie była pewna, do czego właśnie tu doszło i że o dziwo wcale nie miała jej tego aż tak za złe. Po prostu...
No, dalej była w szoku.
Ale nie uderzyła jej. Nic z tych rzeczy. Zwyczajnie chciała jakiejś odpowiedzi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wątek przenoszę do archiwum z braku aktywności jego prowadzenia lub jego zakończenia.
W razie czego pisać do mnie na PW, jeśli będziecie chcieli go wznowić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach