Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 22.02.16 17:04  •  Mieszkanie Rosy - Page 2 Empty Re: Mieszkanie Rosy
Ergomionowi wyznawcy Ao byli obojętni tak długo, jak nie wywierali wpływu na niego samego. Chociaż biorąc pod uwagę to, że nawet anioły zaciągały się do tej organizacji, jedynie potwierdzało to domysły jakoby świat staczał się już kompletnie. Anioł nie anioł i tak nikt nic nie zmieni. Więc po co się starać? Nie miał więc najmniejszego zamiaru wcielać się do jakiegokolwiek ugrupowania. Najlepiej było mu samemu, a przynajmniej tak to sobie tłumaczył. Przecież nienawidził ludzi, a skoro tak, miał też mieszane uczucia wobec siebie. W swoich oczach bliżej mu było do człowieka niż anioła.
- Nawet przez myśl mi to nie przeszło. - Zapewnił, choć bez przekonania. Zwyczajnie nie myślał teraz o Ao i całym tym kościele.
Dostrzegając jej uważne spojrzenie, uśmiechnął się odważniej, bardziej przypominając pewnego, niefrasobliwego siebie. Znów chwycił w dłonie filiżankę i spoglądając Ros w twarz, uniósł brwi. Każdemu z uśmiechem było do twarzy, ale Ergo wiele uroku zyskiwał, kiedy uśmiechał się tak jak teraz.
Naprawdę chciał już zakończyć teologiczną dysputę. Rozmowa wbrew pozorom sporo mu powiedziała, najwięcej o nim samym. Wprawdzie nie miał zamiaru starać się przesadnie, ale zapał Rosy w niewielkim stopniu kazał mu działać, choćby po to, żeby jej nie zawieść i nie wpychać jej we własne doły. Tym sposobem, zupełnie niechcący stała się dla niego kimś, dla kogo chciał się starać. Najwyraźniej musiał kogoś stawiać nad sobą, jako ważniejszego, jako cel. Inaczej bowiem gubił się zupełnie.
Ergomion niestety wiedział jak silne było w nim miłosierdzie i z jaką łatwością przychodziło mu wybaczanie. Po prostu widząc o tym pragnął być bardziej stanowczy, pragnął by inne anioły były stanowcze, skoro i tak przejmują ludzkie odruchy. Czuł, że bycie skurwielem jest zdecydowanie łatwiejsze i zazdrościł tego ludziom. Świetnie, teraz był nie tylko egoistą, ale i zazdrośnikiem.
- Nie wiem. Kiedy tak o tym mówisz, nie widzę nic złego w wybaczaniu. Oczywiście bez przesady. No i trzeba brać pod uwagę to, że gdyby Pan tak wszystko potrafił wybaczyć, to czy teraz naprawdę byśmy tu byli, a świat wyglądał tak jak wygląda? I on ma granice cierpliwości. My też powinniśmy mieć. - wzruszył ramionami - Nadstawianie drugiego policzka jest bez sensu. - Westchnął - Mi na szczęście z łatwością przychodzi krytyka. - Wzniósł oczy do sufitu i pokój wypełnił się onieśmielonym wcześniejszymi zdarzeniami śmiechem, ale to dobrze wróżyło, przynajmniej z wierzchu. W środku Ergo nadal krył wiele goryczy, ale postanowił już jej nie wylewać. Zaszywanie w sobie emocji nie było łatwe, lecz procentowało. Wprawdzie nienawidził tego, miał wtedy wrażenie, że coś zaraz go rozsadzi i nawet nie będzie co zbierać, ale nieokazywanie emocji bliższe było prawdziwemu aniołowi. Kiedyś przecież nie musieli ich odczuwać, a o okazywaniu nie było mowy.
Nie poruszył tematu łez. Rosa to zbyła, choć jemu tamten moment wydał się kamieniem milowym całej rozmowy. Po tym coś w nim pękło. Może nawet lepiej, że potoczyło się to właśnie tak.
- Przy tobie nie można można czuć się źle. Na wszystko jest lekarstwo, prawda? - Pokręcił głową, ale w jego słowach była życzliwość. - Pewnie, herezją byłoby gdybym zaczął modlić się do Ao, nie? Ros, jestem ze sobą szczery. Za to co ci dzisiaj powiedziałem, pewnie dostałbym jakąś paskudną karę od archanioła. Może nawet wtrąciłby mnie do lochów wieży. - Mówiąc to nie brzmiał ani trochę poważnie.
Być może faktycznie Ergo nie był żadnym egoistą, ale w jego anielskim odczuciu już przekraczał wcześniej nieprzekraczalną granicę. Nigdy nie miał dużej wyrozumiałości dla ludzi. Skupiał się na podopiecznych, poświęcał im uwagę, i wiara w to, że potrafi im pomóc była światłem jego istnienia. Reszta nie liczyła się tak bardzo. Z chwilą kiedy przestał być stróżem, stracił sens. Nie mógł skupiać się na innych, bo nie było na kim, więc zaczął na sobie, a widząc, że daleko było mu do ideału, zamiast unieść wysoko głowę i iść na przód, zatrzymał się, skulił i pozwolił codzienności, by go przytłoczyła. Być może był pod tym względem wybrakowanym, a czując się winnym, pragnął to jakoś usprawiedliwić. Tym sposobem obrzucał winą wszystko, tylko nie samego siebie. Zdając sobie z tego sprawę, jak przykładny anioł w końcu zaniechał obwiniania świata. Nie miał wprawdzie pomysłu na swoją dalszą egzystencję, ale teraz, będąc przy Ros, bezsensownym wydawało się dalsze tłumaczenie.
Lekka irytacja zamiast go zasmucić wywołała na jego twarzy złośliwy uśmiech, który szybko ukrył podnosząc filiżankę i upijając trochę chłodnej już herbaty. To nie tak, że chciał ją rozzłościć, ale odczuł brzydką satysfakcję, że i ona ulegała tym "złym" emocjom.
- Przejmować? Ja nic nie musiałem przejmować, nie musiałem się starać. Ros, to samo przyszło, jest i będzie. Ty też odczuwasz negatywne emocje. - Wychylił się i tknął palcem drobną zmarszczkę między jej brwiami. Potem złapał ją za nos jak małego urwisa. Spojrzenie miał jednak przerażająco poważne i za nic nie pasowało do tak młodego człowieka - Nie chcę na siłę się wybielać. Po prostu staram się to zaakceptować, bo próbować zrozumieć przestałem dawno.
Oparł się i gdy teraz na niego patrzyła, mogła dostrzec dziwną tkliwość na jego obliczu.
- Pan nas zostawił, Ros. - Powiedział to. W końcu przeszło mu przez gardło i ucieszył się, że zachował przy tym zimną krew. Smak tych słów był jednak tak gorzki, że zmył uśmiech z jego twarzy pozostawiając jedynie powagę. - Zostawił samych sobie i jeśli wróci, to nie zastanie świata lepszego. Anioły nie mają już tej mocy, co kiedyś. Wystarczy się rozejrzeć. Jesteś jedną z nielicznych. A ja po prostu nie chcę robić niczego na siłę. Na siłę ratować ludzi, na siłę powstrzymywać uczuć, na siłę żyć. Nazywaj to słabością, bo chyba tym jest w istocie, ale już mi się zwyczajnie... nie chce. - Wzruszył ramionami. Uśmiechnął się słabo. Teraz powiedział już wszystko. Pomimo wagi słów, zdawało się, że nieco się rozluźnił. Podniósł filiżankę i wypił herbatę do końca. Chłodna mu smakowała, więc pokręcił głową. - Ludzie od dawna nie dali mi choć jednego powodu bym się starał i dopóki żadnego nie znajdę, nie mam zamiaru przesadzać. Godzę się z losem, bo chyba tak powinno być. I wiem, że nie zapominasz, więc zostawmy to już. Nie musisz już bardziej zaśmiecać swojej pamięci moimi wynurzeniami.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.02.16 22:53  •  Mieszkanie Rosy - Page 2 Empty Re: Mieszkanie Rosy
Anioły były przykładem typowych pracoholików, którzy tak głęboko byli pochłonięci swoją pracą, że praktycznie nią żyli i chyba nie potrafili znaleźć innego tematu do rozmowy niż właśnie ich praca. A przynajmniej Rosa była jednym z tych, którzy nie rezygnując z pracowania w systemie 24/7 właściwie rozmawiała tylko na teologiczne tematy. Chyba już po prostu nie umiała odnaleźć się w innej tematyce. No bo co... ładna pogoda? Na to też wpływ miał Pan. Co słychać? O tym też zdecydował Pan. Pan był dla niej wszystkim i o wszystkim decydował więc na dobrą sprawę największa błahostka w ustach Rosalii bardzo szybko przeradzała się w coś religijnego.
- Bo w przebaczaniu nie ma nic złego.- Uśmiechnęła się szeroko, ukazując na moment cały rządek swoich śnieżnobiałych zębów. Cieszyła się, gdy ktoś zauważał coś tak prostego a jednocześnie tak wspaniałego. Nie było nic lepszego od umiejętność wybaczania bliźniemu nawet najgorszego grzechu. To przynosiło tak ogromną i przyjemną ulgę nie tylko osobie, której właśnie się przebaczyło, ale wybaczającemu, który może przez chwilę poczuć jak czyjeś sumienie się oczyszcza. Przez te wszystkie lata właśnie to sprawiało anielicy ogromną przyjemność. Stukając w drewno konfesjonału, co sygnalizowało rozgrzeszenie miała wrażenie, że także i z niej schodził cały ten ciężar i sama odczuwała wyswobodzenie z tego paskudnego ucisku na sercu, jakie przynosiło poczucie winy. Wybaczanie było piękne.
- To, że rodzic stawia dziecko do kąta nie znaczy, że mu nie przebacza. To przecież nie pierwszy raz, gdy ludzkość stoi w ogromnym kącie... Tylko po raz pierwszy my stoimy tutaj razem z nimi.- Ludzie już nie raz potrafili sobie poradzić z karą jaką zsyłał na nich Pan i chyba największym problemem w tym wszystkim, co właśnie rodziło te wszelkie wątpliwości u Ergomiona i pozostałych aniołów, tym co powodowało gniew, bunt i poczucie niemożności było właśnie to, że po raz pierwszy znajdowali się w takiej sytuacji. Ludzie przyzwyczaili się do kataklizmów, plag, pokut a skrzydlaci zawsze tylko patrzyli na to z góry. Teraz, gdy musieli przeżywać to razem z ludzkimi duszami po prostu nie potrafili sobie z tym poradzić. Trochę jak baron, który zbankrutował i w jednej chwili ze szczytu spadł na samo dno. Zmuszony by zrezygnować z kawioru i jeść okruchy chleba po prostu sobie z tym nie radził. Oni byli w dokładnie tej samej sytuacji... nie mogli pogodzić się z tym, że ostały im się tylko okruchy. Trochę jak rozpieszczone dzieciaki.
- Pan powiedział: Jeśli Cię ktoś uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi. - Znów się uśmiechnęła, w pewien sposób zadowolona z siebie, gdyż wątpliwość Ergomiona już przed wieloma laty rozwiał sam Ojciec wypowiadając te słowa przez swego syna.- A jeśli zmusza Cię kto, by iść z nim tysiąc kroków idź i dwa tysiące.- Tak wiele rzeczy zostało im wyjaśnione już tak dawno. W pewien sposób zostali przygotowani na wszelkie możliwości i ewentualności. Czy powinni więc być zdziwieni i zszokowani tym co się działo? Nie. I co więcej, powinni walczyć, powinni pokazać, że czerpią lekcje z Słowa Świętego. Szkoda, że tak wielu z jej braci i sióstr w ogóle zapomnieli o istnieniu czegoś takiego... pewnie nie jeden ogrzał się w zimę spalonymi kartami Biblii, nie jeden nawet pewnie uderzył nim bliźniego w głupiej bójce. Tak niewielu z nich pamiętało jeszcze o tym, by potraktować to tak, jak miało być traktowane. Przecież właśnie tam były spisane słowa Pana, tam były wszelkie wskazówki, zakazy i nakazy. Ludzie mieli swoje prawo, którego musieli przestrzegać, dlaczego więc aniołowie zapominali o czymś tak ważnym.
Zwilżyła wargi i gardło jeszcze jednym maleńkim łyczkiem herbaty. Od tego wszystkiego aż zaschło jej w ustach.
- Bardzo bym nie chciała by ktokolwiek czuł się przy mnie źle.- Kiwnęła głową, jakby dla potwierdzenia i wzmocnienia swoich słów, a na to co następnie powiedział Ergomion, żartobliwie pogroziła mu palcem.- Oj uważaj, bo archanioł postawi Cię do kąta.- Chcąc nie chcąc musiała zaśmiać się z choć beznadziejnego to swojego własnego żartu. Wiedziała, że archanioł był bardzo surowy i nie był tak wyrozumiały jak ona, ale była też pewna, że byłby w stanie zrozumieć sytuację Ergomiona i jego wątpliwości i na pewno pomógłby mu odnaleźć się w tym wszystkim. Szkoda tylko, że aniołów takich jak ona, którzy ostatnimi czasy wierzyli w dobre intencje Metatrona można było policzyć chyba na palcach jednej ręki. Ale na dobrą sprawę chyba nie można było się temu dziwić.
- Już Ci powiedziałam po co nam te wszystkie emocje. Nie wolno ich nadużywać.- Machnęła ręką próbując odgonić jego dłoń niczym natrętną muchę. Rosa chyba nie bardzo potrafiła zaakceptować fakt, że i ona mogła odczuwać negatywne emocje, co nie znaczyło, że nie była świadoma ich obecności. Była jednak w sytuacji, tym bardziej teraz, gdy rozmawiała ze swoim przyjacielem, w której przyznanie się do ulegania wszelkim złym emocjom byłoby bardzo złym posunięciem. To tak jakby podważyć swoje własne argumenty, a chyba nie o to jej chodziło. - Co innego zaakceptować a co innego pozwalać im Tobą zawładnąć.- Pokręciła głową, bo przecież- prawda, każdemu z nich kiedyś zdarzało się zdenerwować albo ulec innemu negatywnemu odczuciu- ale nie mogli traktować tego jako coś normalnego. Nie skupiała się jednak na tej myśli zbyt długo, gdyż dostrzegła zmianę wyrazu twarzy mężczyzny. Bardzo ją to zaniepokoiło i biorąc pod uwagę następne słowa, które padły z jego ust... bardzo słusznie.
Po pierwszym zdaniu i jej wyraz twarzy zmienił się drastycznie. Spochmurniała, a jej oczy stały się puste, nie emanowały już tymi wszystkimi emocjami, co przed chwilą. Tam już nawet nie było złości, w mgnieniu oka zniknęło wszystko. Do uszu Ergomiona doleciał bardzo nieprzyjemny zgrzyt, gdy paznokcie anielicy z mocnym naciskiem przejechały przez powierzchnię filiżanki(dźwięk a'la widelec po talerzu).
- Kłamstwo... Kłamstwo...- Zaczęła szeptać i Ergo musiał zdać sobie sprawę z tego, co właśnie uczynił. Po tylu setkach lat znajomości po prostu musiał.
Sekundę później jej filiżanka, w której jeszcze wciąż była herbata, wylądowała na podłodze ciśnięta drobną dłonią anielicy, oczywiście rozbijając się na drobne kawałeczki. - Wierutne i paskudne kłamstwo! Jak możesz tak kłamać?! Przemówił przecież do archanioła!- Krzyknęła wreszcie, a z jej oczu polały się łzy. Pan nie odszedł. Był. Nigdy ich nie opuścił, nawet na sekundę. No i przecież nie tak dawno przemówił do Metatrona. Przecież archanioł by ich nie okłamał. To musiała być prawda. Nie mógł odejść.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.03.16 20:58  •  Mieszkanie Rosy - Page 2 Empty Re: Mieszkanie Rosy
Przytaknął niedbale, odruchowo odpowiadając uśmiechem na jej uśmiech. Ergomion wprawdzie wyglądał na przekonanego, ale w duchu i tak sądził inaczej. Wybaczając komuś oczyszczasz własne sumienie, czujesz się lepszym. Oczywiście była druga strona tego medalu, ale zdawała się być dla niego mniej wyraźna. Takie podejście na pewno doskonale świadczyło o tym jak wypaczył się jego pogląd na miłosierdzie. Czy raczej, jaki chciałby mieć pogląd. Mimo niepewności przecież nie mógł wyzbyć się swojej natury.
Ergo nie wierzył, że można się przyzwyczaić do nieszczęść. Miłosierny bóg wiecznie karał za coś ludzi, gdzie więc była jego wyrozumiałość? Z biegiem czasu jego uwielbienie do stworzyciela stanęło pod wielkim znakiem zapytania. Dostrzegał coraz więcej nieścisłości w jego działaniach. Im bardziej zastanawiał się nad celem ludzkiego i własnego istnienia, tym więcej pytań się pojawiało, a nie potrafił znaleźć na nie odpowiedzi. Pogubił się zupełnie i być może szedł po najmniejszej linii oporu przestając dociekać. Przestał o to dbać.
- Nie chcę stać z nimi w kącie. Już mówiłem, ten boski plan mi nie odpowiada. Anioły zrobiły głupotę pomagając ludziom. Może wcale nie powinny tego robić? Może nie tego oczekiwał bóg i dlatego mamy przesrane?
Słowa pisma skwitował bladym uśmiechem. Nie zapomniał o istnieniu świętej księgi, ale minęły wieki kiedy ostatni raz sięgnął po nią. Zresztą, ta którą posiadał przekazywała ledwie namiastkę prawdy. Wielokrotnie przekładana, zmieniana, dostosowywana po to, by ludzie mogli manipulować ludźmi. Była więc tylko strzępkiem tego, czym powinna być w istocie.
- Nie można powiedzieć, że anioły nadużywają emocji. Jasne, pewnie. Wszystko z umiarem. Ja nie mówię o tym, że mają nas kontrolować, ale chciałbym w końcu nie bać się ich odczuwać. To wszystko. - Był cierpliwy i życzliwy. Wciąż próbował podtrzymać luźniejszą atmosferę, byle tylko nie wracać do ważkich spraw. Ale nagle wszystko się posypało.
Zjeżył się gdy usłyszał nieprzyjemny dźwięk. Wyprostował się na krześle, zmarszczył brwi. Odruchowo odstawił własną filiżankę na stolik. Serce przyspieszyło mu z chwilą kiedy delikatne naczynko rozprysło się na posadzce. Do końca bowiem nie spodziewał się takiej reakcji. Zerwał się z miejsca, dłonie miał zaciśnięte tak mocno aż zbielały mu kłykcie. Emocje urządziły sobie w nim paskudną huśtawkę, ale jakby posłuchawszy się Rosy, nie pozwolił im sobą zawładnąć, nie stracił kontroli, nawet jeśli miał ogromną ochotę odpowiedzieć agresją. Rozluźnił dłonie z chwilą kiedy na jasne policzki dziewczyny popłynęły strugi łez. Znów doprowadził ją do płaczu. Nie chciał tego. Skąd mógł wiedzieć, że tak zareaguje? Słowa, które jeszcze niedawno wypowiadały jego usta, na nim nie zrobiły takiego wrażenia, może dlatego, że nie kochał Pana tak jak anielica. Mimo jej niewątpliwego oddania, reakcja nadal wydawał mu się przesadzona. Czyżby Rosa również zdawała sobie sprawę z prawdziwości stwierdzenia, że pan ich opuścił, tylko nie potrafiła się z tym pogodzić? Być może. Ergomion w jednej chwili poczuł się równie winny co zadowolony.
Patrzył w zalaną łzami twarz, bicie serca odmierzało sekundy. Chciał jej tyle wykrzyczeć, powiedzieć, że się myli i nie powinna tkwić w zawieszeniu, tak jak on. Że zbawienie nie nadejdzie, ale... zrezygnował. Słabo, ale pamiętał jeszcze czasy gdy jego wiara była równie silna. Nie mógł jej winić, a jedynie mieć nadzieję, że kiedyś sama zrozumie. Czasy zmieniły się zupełnie. Tylko szkoda mu było cierpienia jakie wiązało się z poznaniem prawdy.
Opuścił głowę, zakrył dłonią twarz. Kolejne sekundy mijały nieubłaganie, coraz wyraźniej rysując przed Ergomionem wagę wyborów jakich dokonywał. Podniósł pełne bólu spojrzenie. Poprzednia złość zgasła, zastąpiona pustką podobną do tej, jaka odbijała się w oczach Rosy.
- Przepraszam - szepnął, choć wiedział, że to słowo straciło już swoją moc. - Nie rozumiesz, albo to ja nie rozumiem. Nie ważne. - pokręcił głową. - Lepiej już pójdę. - Odwrócił się, choć w piersi czuł potworną pustkę. Wiedział, że niczym jej nie zapełni, nie jej słowami, nawet nie obecnością. A mimo będąc tak beznadziejnie przekonanym o utracie wszystkich wartości, pragnął się dla niej postarać, choć nie wiedział czy jeszcze starczy mu sił. Teraz błagał w duchu, by wpisana w jestestwo empatia pozwoliła mu odejść i nie wciągać Rosy głębiej w bagno w jakim sam się znalazł.
Na szczęście kroki przyszły mu z zadziwiającą łatwością, tak jak pozostawienie za sobą być może jedynego przyjaciela jakiego miał. Zdecydowanie nacisnął na klamkę i pchnął drzwi.

Nie piszę z/t, chyba, że go zatrzymujesz?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.03.16 0:12  •  Mieszkanie Rosy - Page 2 Empty Re: Mieszkanie Rosy
Gdyby istniały ośrodki leczenia psychiatrycznego dla aniołów, Rosa na pewno byłaby jego wiecznym pacjentem. Będąc jeszcze w Królestwie, naturalnie nie byłaby w stanie oddać się emocjom i odczuć czegokolwiek innego niż pustka pozostawiona przez odejście Pana, natomiast jej posługa na Ziemi i ciało, które zostało jej przydzielone spowodowało jedną, bardzo złą rzecz. Ta pustka, która normalnie wypełniłaby jej jestestwo, ale nie przeszkadzałaby jej w funkcjonowaniu jako wiecznemu bytu, tutaj, złamała jej serce, roztrzaskała na miliony kawałeczków, zniszczyła doszczętnie jej psychikę i nie umiała sobie z tym poradzić.
Słynna na cały świat wiadomość, że Bóg odszedł od razu zadziałała na nią niczym najgorsze zderzenie czołowe dwóch samochodów, z którego jeśli wychodzi się żywym, to już nigdy takim samym. I Rosa, choć miała pamięć doskonałą i choćby chciała, nie potrafiła zapomnieć, skutecznie blokowała wszelkie bodźce, które podpowiadałyby jej, że to wszystko jest prawdą. Traktowała to jak urojenie, bujdę, kłamstwo, była niczym w szoku pourazowym. Gdy przestała na nią spływać jasność, dostarczała ją sobie sama, sztucznie, tworząc w swojej głowie Jego obecność. Więc na dobrą sprawę... nie kłamała mówiąc, że On nie odszedł, bo przecież dla niej, dla jej psychiki wciąż był. Może to także było kluczem do jej nieprzemijającej i tak silnej wiary. A fakt, że jakiś czas wcześniej archanioł oficjalnie wszystkim powiedział, że Pan do niego przemówił, tylko na nowo rozpalił ogień w jej sercu.
Jej ciało całe drżało, targane emocjami, którymi jeszcze przed sekundą broniła się ponosić. Choć zapewne nikt nigdy nie odważy się tego powiedzieć głośno, na pewno potrzebowała pomocy. Jej największym grzechem było to, że wciąż w tym trwała... Z własnego Ojca, z daru mocy, jakim ją pobłogosławił, zrobiła sobie swoisty narkotyk, do czego zapewne nigdy się nie przyzna nawet samą sobą. Minęła tak chwila, a może dwie... cała sytuacja, choć dwa serca biły jak oszalałe prawie przyspieszając czas, zdawała się trwać wieczność. Siedziała tak, skulona, trzęsąc się i pod nosem powtarzając, że to wszystko kłamstwo.
Nawet nie spojrzała na swojego przyjaciela, gdy przeprosił. Nie podniosła głowy, lub chociaż wzroku, gdy mówił, że któreś z nich nie rozumie. Nie zareagowała nawet, gdy oznajmił, że lepiej będzie jeżeli już pójdzie. Nie potrafiła w tej chwili pomyśleć o czym innym niż o tym, że znów ktoś próbował jej wmówić, że On odszedł. Przecież ojcowie nie zostawiają swoich dzieci, a On był najlepszym ojcem. Drgnęła dopiero, gdy skierował swoje kroki w stronę drzwi. Jeszcze przez sekundę się wahała, ale gdy tylko jego dłoń nacisnęła klamkę, która wydała z siebie charakterystyczny odgłos dawno nie oliwionego mechanizmu, wreszcie się odezwała.
- Zostań...- Jej głos był stłumiony przez wciąż spuszczoną głowę, przebijający się przez przesłaniające twarz włosy i płytki, wywołany płaczem oddech.-...proszę nie idź
Powoli, nieco chwiejnie podniosła się z krzesła i wstała, by następnie odwrócić się w stronę anioła, wciąż jednak nie mając odwagi by na niego spojrzeć.
- To nie powinno tak być... Przyszedłeś w końcu na herbatę... Przepraszam- Jęknęła cicho, czując ciężar winy ściskający jej serce. Jaki był z niej przykład. Dopiero mówiła mu, że nie może przestać wierzyć, nie może dać się porwać emocjom bo są złe, że musi być dobry i trwać w tym, do czego byli stworzeni. A ona...? To już chyba podchodziło pod żałosność. Bojąc się, że Ergomion jednak postanowi przekroczyć próg i zamknąć za sobą drzwi pozostawiając ją samą ze sobą i swoimi wewnętrznymi demonami, podbiegła do drzwi i chwyciła jego przedramię, nie pozwalając mu otworzyć ich do końca. Naturalnie gdyby chciał to i tak bez problemu pokonał by tą beznadziejną przeszkodzę jaką stanowiła, miała jednak nadzieję, że choć odrobinę ją zrozumie i wybaczy.
- No to już chyba znasz odpowiedź na swoje wcześniejsze pytanie...- Wypuściła szybciej i mocniej powietrze nosem, tworząc to specyficzne pojedyncze zaśmianie się, nawiązując oczywiście do pytania a propos jej osobistych grzechów.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.03.16 14:30  •  Mieszkanie Rosy - Page 2 Empty Re: Mieszkanie Rosy
Oboje wymagali leczenia. A może wszystkie anioły powinno zamknąć się w pokoju bez klamek? Prawdopodobnie żaden z nich żyjący wśród ludzi nie mógł powiedzieć, że czuje się zupełnie szczęśliwy i spełniony. I w tym tkwił problem. O ile wszystko byłoby łatwiejsze gdyby pozwolili sobie żyć tak jak chcą. Ergomion głęboko wierzył, że wybranie sobie ścieżki i podążanie nią jest zdecydowanie lepszym wyjściem niż usilne próby naprawianie tego, czego już nie da się naprawić.
Zamarł słysząc zduszony głos. Nie widziała wyrazu jego twarzy, odbicia uczuć, żalu, bólu, rezygnacji. Zacisnął palce na klamce wciąż się wahając. Jeśli tu zostanie, to całkiem prawdopodobne, że znów się pokłócą, a do tego nie chciał dopuścić. Wystarczyło osobistych tragedii na jeden dzień. Nie chciał się do tego przyznać nawet przed sobą, ale był tchórzem. Był nim kiedy nie chciał pokazywać się swoim podopiecznym, kiedy rezygnował z konfrontacji z ludźmi, kiedy zamykał się na wszystko i oddawał gorzkiej samotności. Był nim także teraz, bo przecież najlepiej było palić za sobą mosty zamiast walczyć, stanąć twarzą w twarz z problemem. Nie pamiętał kiedy przyszedł moment, że taki się stał. Jego ludzki umysł zacierał granice, wypierał z pamięci fakty i zdarzenia. Kolejna rzecz, która mówiła mu, że staje się tak samo niedoskonały jak ludzie, którymi niegdyś gardził.
Czując jej dłoń na przedramieniu, odpuścił. Puścił klamkę i pokręcił głową. Nie potrafił się złościć, nie chciał się gniewać. Po prostu był już zmęczony i jedyne o czym marzył, to to by w końcu wszystko wróciło do normy, by było jak dawniej, kiedy przychodził tu, by pogadać o pierdołach i namawiać spowiedniczkę do drobnych grzeszków. W tej chwili wolał siebie takiego jak dawniej, ale wiedział też, że coś się skończyło i lepiej było się z tym pogodzić.
Odwrócił się i objął ją. Nie zwykł załatwiać spraw bliskością. Nigdy się jej nie nauczył, czy raczej nie pozwolił sobie na jej naukę, ale teraz czuł, że tak należy. Łatwiej było wyrazić uczucia gestami niż słowami. Przytulił policzek do czubka głowy Ros, nieśpiesznie przesuwał dłonią po szyfonowym materiale w uspakajającym geście i szeptał słowa pocieszenia. Jak wiele trzeba poświęcić i ile potrzeba cierpliwości, żeby w końcu być szczęśliwym? Ergomion powoli dorastał do poświęceń, ale nie tych związanych z posługą, a zwykłym, śmiertelnym życiem. Powoli dochodził do wniosku, że jeśli nadal będzie trwał zawieszony, nigdy nie osiągnie upragnionego spokoju duszy. Nadchodził czas w którym musiał dokonać wyboru. Teraz nie wiedział jeszcze jak szybko i gwałtownie zostanie do tego zmuszony, teraz myślał jedynie o tym, by przestać ranić jedyne bliskie mu istnienie.
- Nie gniewam się. I ty też się na mnie nie gniewaj - zniżył głos do szeptu, jakby głośniejszy dźwięk mógł przepłoszyć anielicę. Dystans jaki do tej pory ich dzielił został drastycznie zmniejszony, a to zadziwiająco dobrze współgrało ze skrajnymi emocjami. Ergomion doskonale czuł jej bliskość, której tak naprawdę nie znał, a która teraz stała mu się niesamowicie droga. Spojrzał na nią z góry. Łagodnie wsunął dłonie na jej ramiona. - Wszystko będzie dobrze. Nie ma niczego złego we łzach. - Teraz przekonywał nie tylko ją, ale i siebie, choć sam od wieków nie uronił ani jednej łzy uznając je za ostateczny przejaw słabości - Nigdy nie mówiłem, że dobrze jest zupełnie opuścić ludzi, ale prawda jest taka, że już nie jesteśmy doskonali i co ważniejsze, nie musimy być. Po prostu, bądź szczęśliwa, Ros. A ja ci obiecam, że również będę robił wszystko, by być szczęśliwym. - Uśmiechnął się blado i pochylił się. Ciepłe wargi musnęły jej policzek.
- No już, wszystko jest dobrze. - Zapewnił. Ścisnął jej ramiona, jakby tym gestem chciał dodać otuchy. Przez chwilę patrzył na zalane łzami oblicze zastanawiając się czy właściwym byłoby zostać tu teraz, ale czuł się zwyczajnie zażenowany. Padło za dużo słów i wylano za dużo łez by można było przejść nad tym do porządku dziennego. Ergo pragnął znów zamknąć się w swojej małej chatce i uciec przed światem, ale czy nie dałby wtedy kolejnego dowodu egoizmu? Mierzenie się z rzeczywistością nigdy nie przychodziło mu łatwo, podobnie jak mówienie o własnych odczuciach. Może każdy anioł miał z tym problemy i dlatego rozerwani pomiędzy powinnością i czuciem byli niewolnikami swoich własnych umysłów? W chwilach podobnych do tej, kiedy starali się zrozumieć swoje położenie poprzez wywlekanie na wierzch wszystkich wątpliwości, zwyczajnie się gubili, jak owce bez pasterza, jak dzieci we mgle. Tak to wyglądało. Nawet opanowana Rosa okazywała się być kłębkiem obaw i wątpliwości. Nikt nie jest doskonały. Jedno było pewne, odchodząc, bóg namieszał nie tylko w życiu śmiertelników, ale i w umysłach swoich najdoskonalszych tworów.
- Może lepiej będzie kiedy nie będziemy już poruszać takich tematów, hm? A przynajmniej nie teraz. Chyba oboje powinniśmy trochę ochłonąć - Odetchnął głęboko i odchylił głowę spoglądając w sufit. Zmartwienie wciąż czyniło jego twarz szarą, ale dzięki usilnym próbom odzyskania równowagi, udało mu się nawet uśmiechnąć i nie był to uśmiech wymuszony. Zsunął dłonie z ramion anielicy, by zaraz wetknąć je w kieszenie własnych spodni. Oparł się plecami o drzwi, którymi jeszcze chwilę temu miał zamiar zwyczajnie zwiać. Nie patrzył na nią, ani na roztrzaskaną filiżankę, która stanowiła doskonałe świadectwo słabości obojga. Było w tej całej sytuacji coś bardzo intymnego, ale na zupełnie innej płaszczyźnie. Właśnie dzielili ze sobą sekrety, poznawali się od stron, których zupełnie nie znali i jeśli tylko umysł Ergomiona nie był by pogrążony w chaosie, może powiedziałby nawet, że to piękne i na swój sposób cieszyłby się z takiego obrotu spraw, ale teraz nie potrafił doszukiwać się pozytywów, wszystko miało upiornie ciemne barwy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.04.16 12:24  •  Mieszkanie Rosy - Page 2 Empty Re: Mieszkanie Rosy
;_;:

Tyle lat miała okazję oglądać wybuchy skrajnych emocji wśród ludzi. Widziała jak płaczą, krzyczą, kłócą się a potem godzą i wszystko jest na nowo piękne. Ona, choć targana wszystkimi takimi samymi emocjami miała wrażenie, że nie potrafi sobie z nimi poradzić, bo o ile ludzie uczyli się ich od samego dnia poczęcia, tak Bóg zapomniał, że oni mieli tylko okazję obserwować, a poddani tym uczuciom nie potrafili sobie z nimi poradzić. Były te piękne, których odczucie przynosiło sercu ciepło ale i te, które istnieć w czystych i niewinnych istotach nie powinny i choć każdy z nich się od nich wzbraniał, uznawał je za obce i niepotrzebne to niektórym po prostu nie byli w stanie podołać. Tak było w tej sytuacji, chciała, oboje chcieli być opanowani, ale coś im nie pozwalało. Bolało ją, że wybuchła przed nim płaczem już po raz kolejny w trakcie ich rozmowy. Nie widzieli się tak dawno, powinni się razem śmiać i wspominać te momenty, których nie mieli okazji spędzić razem by pochwalić się lepszymi bądź gorszymi osiągnięciami czasu. Bolało ją to także z tego względu, że wiedziała, iż jeszcze jakiś czas temu stanowiła dla Ergomiona przykład wielkiej wiary, siły i mocy trwania w tym wszystkim, a teraz chyba ten obraz pękł i roztrzaskał się jak ta filiżanka, którą przed chwilą cisnęła o ziemię. Już nic nie miało być takie samo...
Nie wiedząc dlaczego, ale pogrążyła się w objęciu anioła. W tej chwili było to tak niezwykle przyjemne, pocieszające, podnoszące na duchu. Dzięki temu, pozornie normalnemu gestowi, poczuła się bezpiecznie. Jej oddech uspokoił się, a łzy ostatecznie zrezygnowały z wylewania się z oczu dziewczyny, serce nieznacznie zwolniło i pozwoliło jej się po prostu uspokoić. Aczkolwiek nie obyło się bez delikatnego drgnięcia, gdy dłoń Ergomiona pogładziła ją przez warstwę materiału jej szyfonowej bluzki. Lekki dreszcz przebiegł jej ciało zastanawiając się, czy na pewno mu to odpowiada. Będąc taką samotniczką jaką była, przyzwyczajona do tego, że nigdy nie liczyła się ona, jako Rosa i nikt nigdy jej nie słuchał, a nawet nie patrzył w jej prawdziwą twarz, bo przecież w świątyniach nie mogła być sobą, teraz czuła niesamowitą wdzięczność, że Bóg pozwolił na to, by w jej życiu pojawił się taki przyjaciel, jakim był Ergo.
Podniosła głowę, by móc na niego spojrzeć. Po raz ostatni pociągnęła nosem i delikatnie się uśmiechnęła.
- Wiesz przecież, że nie umiem się na Ciebie gniewać.- Odpowiedziała szeptem, uznając, że słowo choć o ton wyższe niż te, które wypowiedział anioł byłoby po prostu nie na miejscu i w jakiś sposób zabiłoby tą, tak ważną i podniosłą chwilę. Westchnęła, chyba wreszcie rozumiejąc, że on miał rację. Nie byli już tymi samymi istotami, które żyły w Królestwie i nie nadążały w wysłuchiwaniu modlitw bo było ich tak dużo. Tyle wiernych i wypełnionych miłością bożą serc, teraz zamieniło się w pustkę i teraz musieli szukać, wręcz błagać ludzi, by znów otworzyli swoje serce.  Rosa nie pamiętała, kiedy ostatni raz usłyszała płynącą z wnętrza ludzką modlitwę. Jej życie wypełniła cisza, paskudna cisza, z którą nie potrafiła się pogodzić, z którą próbowała walczyć. I chociaż sumienie by jej nie pozwoliło i nie zamierzała nigdy zrezygnować z tej walki, chyba wreszcie zrozumiała, że powinna choć trochę żyć dla samej siebie. Może właśnie po to Pan ich tu zesłał, by wreszcie zaczęli żyć...?
Rzuciła pełne bólu i wciąż pojawiających się wątpliwość spojrzenie w stronę Jezusa smutno patrzącego ze swojego krzyża. Jego przecież też Ojciec zesłał, by pozwolić mu żyć pośród ludzi i chociaż podjął ofiarę dla ludzkości, to zdążył zbudować na Ziemi swój własny dom...
- Postaram się.- Odpowiedziała mężczyźnie powracając na niego swym spojrzeniem. Jej blada twarz, choć i tak już czerwona z powodu łez i wszystkich emocji, choć mogłoby się wydawać, że bardziej się nie dało, to zaczerwieniła się, gdy delikatne usta spoczęły na jej policzku. Delikatnie przygryzła swoją dolną wargę i pokiwała głową, głęboko próbując uwierzyć w to, że będzie dobrze. Bo skoro tak mówił... dlaczego miałaby mu nie wierzyć.
Odsunęła się o krok, gdy Ergomion oparł się o drzwi. Uważnie mu się przyjrzała, całej jego sylwetce i postawie, chyba przez moment zaczęła się zastanawiać, czy w związku z całą zaistniałą sytuacją on na pewno chciał tu teraz zostać, czy nie był już po prostu zmęczony, a stał tu dlatego, że go o to poprosiła. Ostatecznie odwróciła się i spojrzała na kawałki porcelany leżące na podłodze. Zaproponować herbatę...? Może lepiej nie... Tak po prostu rozpocząć luźną rozmowę...? Chyba nawet nie wiedziała o czym. Przyklęknęła przy szczątkach filiżanki i zaczęła zbierać kawałeczek po kawałeczku, by żaden ostry fragment nie walał się po ziemi.
- Twoje owce na pewno będą niedługo szczęśliwe z młodych wiosennych pędów trawy.- Rzuciła, dość nieudolnie rozpoczynając rozmowę. W tej chwili miała wrażenie, że to tak trudne...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.04.16 15:47  •  Mieszkanie Rosy - Page 2 Empty Re: Mieszkanie Rosy
- Wiem - Odparł, choć na usta znów cisnęły mu się słowa, że powinna nauczyć się na niego złościć. Obecny przejaw negatywnych uczuć był całkiem dobrym początkiem. Oczywiście tego już nie powiedział. Rosa zapewne gwałtownie zaprzeczyłaby, że taki wybuch był dobry. Pozwolił więc dziewczynie skorzystać ze swoich ramion jako bezpiecznej przystani.
Gdy obiecała, że się postara, Ergo poczuł się jednocześnie lepiej i gorzej. Paskudna huśtawka. Miał nadzieję, że teraz nie pomylił się w osądzie. Chyba właśnie otrzymał zrozumienie, którego tak pragnął, ale również zmusił Rosę, by opuściła strefę komfortu w jakiej od wieków żyła. To nie mogło być proste ani przyjemne, doskonale to wiedział. Sam również przechodził przez coś podobnego. I jakoś nie mógł pocieszyć się myślą, że lepiej późno niż wcale.
Nie odróżnił rumieńca zawstydzenia od rumieńca spowodowanego płaczem. Sam w tej chwili był wyjątkowo ośmielony. Gdzieś w głębi duszy dobrze czuł się z taką pewnością, ale teraz nie miał czasu o tym myśleć.
W pewnym sensie Rosa miała rację. Wcale nie chciał tu być, ale uznał przeciwstawienie się pragnieniu powrotu za osiągnięcie. Nie będzie uciekał i krył się, zamierzał zostawić za sobą tamten rozdział. Teraz miało być tylko lepiej, a życie miało nabrać ostrzejszych barw i kształtów. Rosa nie wiedziała ile tak naprawdę dla niego zrobiła, a on teraz nie potrafił ubrać tego w odpowiednie słowa. No i nie chciał mówić o sobie, powiedział wystarczająco.
Odprowadził Rose spojrzeniem, przez chwilę przyglądając się jak zbiera z ziemi potłuczoną filiżankę. Niezręcznie, tak właśnie się poczuł, ale i to przełknął. Odepchnął się od drzwi, by w kilku krokach znaleźć się obok dziewczyny. Gdy kucał, by jej pomóc, usłyszał nieśmiałą próbę rozpoczęcia normalnej rozmowy. Uśmiechnął się z wdzięcznością i podniósł z podłogi kolejny ostry fragmencik.
- Taak... Na pewno. Zazielenione wzgórza są piękne. Już nie mogę się doczekać ciepłych dni... - Zamilkł i zerknął na dziewczynę. Przez chwilę wahał się czy zadać bardzo zwyczajne pytanie, jakby odpowiedź na nie miała jakąś ogromną wagę. W końcu jednak zebrał się i wypalił. - Dawno u mnie nie byłaś. Może jak zrobi się cieplej potowarzyszysz mi w pracy? Widok pasących się owiec, zieleni i błękitu dobrze wpływa na... - Zmarszczył nos, szukając odpowiedniego określenia - Na... wszystko. Tak, owce dobre na wszystko. - Zmarszczył brwi i parsknął śmiechem. - Moja elokwencja powala... - Pokręcił głową i wystawił ułożone w łódeczkę dłonie. - Daj, wyrzucę. - Zaoferował się, a gdy Rosa oddała mu swoje odłamki, wstał, by móc je wyrzucić.
Wysypał porcelanę do kosza na śmieci i zapomniał o niej. A przynajmniej starał się to zrobić. Dowody zostały sprzątnięte. Było, minęło. Odetchnął głęboko aż zabolało go w piersi. Powoli osiągał kruchą równowagę. Teraz nie mógł już tego spieprzyć. Będzie miło. Wypiją, pogadają o bzdurach, potem pożegnają się i z poczuciem dobrze spędzonego czasu położą się spać, a rano może nie będą mieli moralnego kaca. Wiedział, że nigdy nie jest tak kolorowo, ale pocieszał się, że zawsze może być.
- Zrobię herbatę... a może kawę? Mam ochotę na kawę! Chcesz też? - Zawołał buszując po szafkach. Niewiele się w nich zmieniło, zastawa i susze na napary wciąż stały w tym samym miejscu. Zajął swoje myśli przygotowywaniem, naiwnie sądząc, że dzięki temu wszystko się ułoży.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.04.16 14:12  •  Mieszkanie Rosy - Page 2 Empty Re: Mieszkanie Rosy
Zapewne zanegowałaby wszelkie pozytywne aspekty gniewu. Był to przecież jeden z siedmiu głównych grzechów i nie było nic gorszego niż popełnienie któregoś z nich. Może i czasami gniew był wyzwalający i pozwalał uwolnić się od ściskających serce uczuć, ale... nie chciała już o tym myśleć. Nie chciała się zastanawiać, czy te wszystkie emocje i ich następstwa wpłyną na nich dobrze czy wręcz odwrotnie. Za dużo wszystkiego, myśli, wątpliwości i konkluzji. Chyba już od wielu lat nie miała tak intensywnych i wypełnionych różnego rodzaju aurami chwil, jak kilka tych, które właśnie miały miejsce. Miała zamiar skupić swoją uwagę na czymś zupełnie innym, chociażby z tego względu, że coś zmieniło się właśnie bezpowrotnie i mogłaby sobie nie poradzić z wykonaniem jakiegokolwiek następnego kroku. Musiała poświęcić temu na spokojnie trochę czasu, sama, albo w towarzystwie Pana. Może jej coś podpowie, wytłumaczy, sprawi, rozwieje wszelki zasiane w tej chwili wątpliwości. Nie chciała już męczyć tym przyjaciela. Widziała to zmęczenie i zażenowanie na jego twarzy. Czy mogła czuć się winna? Mieć do siebie pretensje? Nie wiedziała, a przynajmniej jeszcze nie.
Rozglądała się, upewniając się, że wyzbierała każdy kawałeczek. Bardzo często chodziła po mieszkaniu boso i nie chciałaby natknąć się na jakąś pozostałość porcelany. Byłoby to nieprzyjemne, a gdyby, nie daj Boże, coś utknęło jej w skórze nie skończyłoby się to najlepiej. Postanowiła, że gdy Ergomion już wyjdzie, jeszcze z dwa razy pozmiata i umyje podłogę. Tak na wszelki wypadek.
Uśmiechnęła się wyobrażając sobie kwitnące trawy, zieleniejące pastwisko i te szczęśliwe istotki, które wreszcie będą mogły nasycić swoje żołądki czymś innym niż tylko zebranym na okres zimowy pożywieniem. Każdy wiedział, że grunt to świeże witaminy.
- Gdyby nie moja służba, zapewne chciałabym mieć z okna widok na wzgórza.- Kiwnęła głową, myśląc o tym, jak wspaniale byłoby każdego ranka móc obudzić się dzięki pierwszym promieniom słońca muskającym policzki i pierwsze co zobaczyć przez okno to łąkę albo inny krajobraz natury. Z jednej strony bardzo by tego chciała, ale z drugiej, bardzo chciała być jak najbliżej ludzi, a to oznaczało, że musiała zrezygnować z tych wyobrażeń i trzymać się jak najbliżej dzielnic mieszkalnych jak tylko się dało.
W jej oczach pojawiła się jakaś szczęśliwa i niesforna iskierka, gdy mężczyzna zaproponował, by go odwiedziła. Z wdzięcznością skinęła głową.
- Bardzo chętnie, dziękuję. Twoje owce i zielone pastwisko to najlepsza wizytówka potwierdzająca talent Pana.- Widocznie się rozpromieniła, jakby faktycznie zapomniała o całej tej paskudnej sytuacji sprzed chwili. Zaśmiała się, gdy zwrócił uwagę na własną elokwencję i tak jak prosił, przesypała odłamki na jego dłonie. Swoje następnie otrzepała, by nie został na nich nawet pyłek.- Tak to jest, gdy całymi dniami rozmawia się jedynie z owcami.- Białe zęby zabłyszczały, gdy usta anielicy rozchyliły się do szerokiego uśmiechu. Czy było już dobrze? Miała taką nadzieję i chciała, żeby tak było. Oboje zasłużyli na to, by nie przejmować się tym zbyt długo. Mieli miło i przyjemnie spędzić czas, porozmawiać, poplotkować. Podniosła się z podłogi, zebrała ze stołu tą jedną filiżankę, która przeżyła i podreptała do kuchni, by ją umyć.
- Kawa. Brzmi świetnie.- Skinęła głową. Odłożyła umytą filiżankę i już całkowicie skupiła całą swoją uwagę na rozmówcy. No... To o czym by tu...
- Bywasz w Edenie? Dzieje się tam coś godnego uwagi?- Nie miała czasu na wyprawę do Edenu. Nie miała kontaktu z innymi aniołami. Nie miała najmniejszego pojęcia, co się tam działo i czy w ogóle cokolwiek się działo, jedyne co ostatnio do niej dotarło to to, że do Metatrona przemówił sam Pan. A skoro to była tak wspaniała i ważna informacja to chyba musiało zacząć coś się tam dziać, prawda?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.04.16 16:21  •  Mieszkanie Rosy - Page 2 Empty Re: Mieszkanie Rosy
Przytyk odnośnie monotonnego towarzystwa wywołał u Ergo wielką chęć przekomarzania się, zrobienia czegokolwiek, by rozładować nagromadzone napięcie. Gdy więc włączył czajnik, oparł się lędźwiami o blat i przechylił głowę patrząc na Ros spod rudej grzywki. Uśmiechał się krzywo.
- Sugerujesz, że wpadłem w nieodpowiednie, zbyt wełniane towarzystwo? Że zadaję się z samymi baranami? Odruchowo sięgnął do kieszeni spodni po papierosy i zapalniczkę. I nawet wyciągnął je, ale przypomniał sobie, że Rosa podobnie do jego niedawnego, dziwnego gościa, nie przepadała za papierosowym dymem. Dobrze, chociaż raz wykaże się taktem, którego podobno tak mu brak.
- Mogę zapalić? I może chcesz jednego? - Uśmiechnął się lisio, niczym wcielenie samego lucyfera, który nakłania czyste serduszko do deprawacji.
Pytanie o Eden nieco go zaskoczyło, ale uznał, że nie jest to żadna kolejna próba zaczynania dyskusji, która mogłaby wszystko popsuć. Zresztą, on już do tego nie dopuści. Położył paczkę i zapalniczkę na blacie. Nadal z niej nie skorzystał czekając na ewentualne pozwolenie lub odmowę.
- Wiesz, że rzadko tam bywam. Ostatnio... chyba można liczyć to już w miesiącach. Nie wiem, nie skupiam się na czasie. Właściwie... dostałem list z Edenu. Mam wziąć udział w rozprawie jako sędzia. Normalnie nigdy bym się tego nie podjął, ale czuję, że muszę zacząć coś ze sobą robić, bo jak boga kocham, nuda wieczności mnie zabije. - To stwierdzenie było do bólu prawdziwe, ale w niepoważnej oprawie brzmiało lekko i przystępnie.
Guziczek czajnika odskoczył obwieszczając zagotowanie się wody. Ergo z niewymuszoną gracją obrócił się i podniósł go. W maleńkiej kuchni rozszedł się zapach świeżo parzonej kawy.
- Jak jesteś ciekawa, możesz wybrać się tam na wycieczkę. O tej porze roku ogrody Edenu wyglądają świetnie. - Odstawił czajnik i oparł dłonie na blacie. Wzrok zatrzymał na szafkach przed sobą. - Ja też chętnie bym to zobaczył. - dodał, tym razem bardziej do siebie niż do rozmówczyni. Po chwili rozpogodził się i podsunął naczynko z kawą do Rosy obdarzając ją jednym ze swoich oszałamiających uśmiechów.
- Wypijmy tu.
Nie podał powodu. Zwyczajnie nie chciał mówić dziewczynie, że patrzący umęczonym wzrokiem Jezus strasznie go mierził. Chciał posiedzieć w miejscu gdzie jego obecność nie była tak namacalna.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.04.16 23:14  •  Mieszkanie Rosy - Page 2 Empty Re: Mieszkanie Rosy
Zachichotała w reakcji na jego grę słów. Może sama nie była w tym najlepsza, ale nie mogła pozostać dłużna.
- Sami rogacze. Nic dobrego.- Stwierdziła z uśmiechem, mając nadzieję, że to co powiedziała choć odrobinę przybliżyło się do poziomu zabawności wcześniejszych słów mężczyzny.- Musisz znaleźć sobie nowych znajomych bo zbaraniejesz!
Po jego pytaniu spojrzała na paczkę papierosów, którą położył na blacie. Gwałtownie pokręciła przecząco głową, niczym mała dziewczynka, której obcy zaproponował cukierka, a pamiętała nauki rodziców, że nie wolno brać niczego od obcych. I choć Ergomionowi bardzo daleko było do obcego, to papierosy były czymś zakazanym i niedozwolonym. Anioł doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak bała się takich ludzkich używek ale za każdym razem próbował ją namówić i skusić, licząc, że ulegnie niczym Ewa w raju.
- Zobaczysz. Kiedyś pożałujesz.- Pogroziła mu palcem, mając na myśli jednocześnie to, że próbował ją namówić do zgrzeszenia i to, że zatruwał sobie organizm tym paskudztwem.- Nie rozumiem. Co widzisz w tym fajnego?- Gestem wskazała fajki po czym otworzyła swoje niewielkie kuchenne okienko, by zapewnić odpowiedni przewiew i wyciągnęła niewielki spodek, który nic wspólnego z popielniczką nie miał, ale na ten moment miał za taką posłużyć. Lepsze to niż strzepywanie popiołu do zlewu, albo co gorsza przez okno.- Nie popieram i nie powinnam Ci na to pozwalać, ale niech będzie.
- Sędzia? To w sprawie tych grzeszników? Boże zlituj się nad ich duszami...- Przeżegnała się i rzuciła szybkie spojrzenie w przestworza, jakby łapiąc kontakt wzrokowy z Panem. Dobrze, że Ergomion się tego podjął. Była pewna, że wyda sprawiedliwy i dobry osąd, na pewno zrobi wszystko, by dobro zagościło w duszach tych istot.- Na pewno będziesz praworządnym i dobrym sędzią.- Uśmiechnęła się, trochę pocieszająco, może obawiała się, że mężczyzna wątpił w to, czy da radę i chciała upewnić go, że na pewno tak.
Wycieczka do Edenu... Może dobrze by jej to zrobiło, tak oderwać się na chwilę od codzienności i po prostu odwiedzić swoje siostry i swoich braci.
- Nie bardzo mam czas. Strasznie dużo do zrobienia.- Kiwnęła głową, dobrze wiedząc, że Ergo w to nie uwierzy, bo przecież... nic do roboty tak naprawdę nie miała, ale każdy dzień spędzała na wyczekiwaniu. Co gdyby wybrała się na wakacje do Edenu a tutaj zostałaby jakaś samotna wierna dusza, której by nie pomogła? Nie mogła do tego dopuścić.- Zieleń Twoich pastwisk jest równie piękna- Stwierdziła, bo zdecydowanie wolała odwiedzić swojego przyjaciela i pomóc mu w pracy niż wybierać się w tak daleką podróż.
Skinęła głową w podzięce i przybliżyła filiżankę do twarzy, by móc rozkoszować się aromatem świeżo parzonej kawy. Tak... to był wspaniały zapach.
- W porządku. Ale tu nie ma gdzie usiąść.- Westchnęła, mając wrażenie, że to tak nie wypada, żeby gościć kogoś na stojąco, ale musiała przyznać, że odpowiadała jej propozycja Ergo. Wolałaby, żeby duży pokój nie wypełnił się dymem papierosowym.
- Jak się tak nudzisz to może jakieś hobby powinieneś sobie znaleźć. Zbieranie znaczków czy coś.- Zachichotała, chcąc się trochę podroczyć z przyjacielem. Przecież miał tyle pracy przy owcach! A on ciągle znudzony!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.04.16 2:52  •  Mieszkanie Rosy - Page 2 Empty Re: Mieszkanie Rosy
- Święte słowa. - Uśmiechnął się szeroko, ale słowa Rosy skłoniły go do refleksji. Może rzeczywiście za bardzo odcinał się od świata i dlatego wariował? Może powinien wyjść jeśli nie do ludzi, to chociaż do skrzydlatych braci i sióstr? Szybko zdławił w sobie chęć do wprowadzenia tego w życie. Było z tym za dużo kłopotu. Wszelkie uczucia dużego kalibru strasznie go męczyły i starał się ich unikać. Wystarczyły mu własne kłopoty z samym sobą.
Na wieść, że pożałuje jedynie pokiwał głową oczywiście nic nie robiąc sobie z tych gróźb. Papierosy nie mogły go zabić. Anioły nie chorowały często, a przynajmniej on nie znał żadnego ciężkiego przypadku. Palił więc dla odstresowania w zupełnie ludzkim odruchu. Nie był nawet uzależniony, robił to z czystej przyjemności.
Sięgnął po paczkę gdy dziewczyna z niej nie skorzystała.
- Nie dowiesz się, póki nie spróbujesz. - Mrugnął uśmiechając się szelmowsko. Wiedział, że Rosa była przeciwniczką używek, ale nie mógł się powstrzymać przed maleńką próbą namowy. To była ich tradycja. - Dzięki. - Wziął od niej spodeczek, przesuwając się w stronę okna. Postawił prowizoryczną popielniczkę na parapecie, ale nim odpalił, przysunął sobie także kawę. W międzyczasie mruknął potwierdzenie. Grzesznicy... Nie, nie chciał teraz o nich rozmyślać. Wsunął papierosa do ust i chwilę męczył się z zapalniczką, ale gdy myślał już, że będzie zmuszony podpalać papierosa palcem, pojawił się mały, niebieski płomyczek.
- Ta, na pewno. - Odparł nieco niewyraźnie. Odpalił i zaciągnął się mocno. Sam w to nie wierzył. Nigdy nie był sędzią, ale co szkodziło spróbować? Poczucie sprawiedliwości miał w normie więc powinien sobie poradzić nawet z obecnym poczuciem własnej wartości, które teraz leżało i kwiczało. Poza tym nie traktował tego jako wyjątkowego przywileju, raczej jak przykrą powinnością. Przecież zawsze był zdania, że anioły nie powinny sądzić ludzi.
Wypuścił kłąb dymu w stronę okna, a gdy odwrócił się do Rosy spojrzeniem mówił, że faktycznie jej nie wierzy. Profesja spowiedniczki nie wymagała ciągłego przebywania w jednym miejscu wbrew temu co anielica sama sądziła.
- Więcej zrobiłabyś gdybyś zaczęła podróżować i ofiarowywać swoją pomoc napotkanym ludziom. Nie jesteś do nikogo uwiązana, a na Desperacji jest na pewno dużo więcej ludzi, którzy powinni się wyspowiadać. - Uśmiechnął się z przekąsem. Życie w mieście i na pustkowiach różniło się pod każdym względem. Wydawało mu się więc, że dumni mieszkańcy M3 są mniej skorzy do wyznawania swoich grzechów niż prości ludzie Desperacji. - Ale tak, moje pastwiska też są świetne. Więc pewnie, wpadaj jak znajdziesz wolne w napiętym terminarzu zajęć. - Mrugnął do niej. Nie chciał jej urazić drobną złośliwością, po prostu się przekomarzał, przecież właśnie taki zwykle był. Takie zachowanie świadczyło jedynie o tym, że chyba czuje się znacznie lepiej. No, przynajmniej pozornie.  
- Wiem, że nie ma gdzie. Nie zaproponowałbym gdyby mi to przeszkadzało. - zapewnił, strzepując popiół na spodek. Znów z autentyczną przyjemnością wciągnął w płuca papierosowy dym.
- Mam hobby. - Obruszył się teatralnie. Wypuścił szare smużki przez nos. - Czytam i unikam ludzi. To dobre hobby. A znaczki? To miało prawo bytu jedynie wtedy kiedy ludzkość była w formie. Chociaż... - Spojrzał w sufit udając zamyślenie. - Teraz takie znaczki muszą drogo kosztować, takie wiesz, z innych części świata. Z dawnych Stanów na przykład. Hm... pomyślę o tym. - Pokiwał głową z poważną miną jakby naprawdę się nad tym zastanawiał. Tak naprawdę wcale nie interesowały go pieniądze i mając wybór zdecydowałby się raczej na handel wymienny niż wirtualną walutę.
Zachowywał powagę tylko przez chwilę. W końcu nie wytrzymawszy parsknął śmiechem. Tak, tego mu brakowało, jakiejś namiastki normalności. Może rzeczywiście haczyk tkwił w tym, że skazywał się na samotność?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach