Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

Miejsce: Desperacja i okolice.
Czas: Ok. 22-25 lat wstecz.
Występują: Nove i Sunēku. Będzie impreza na całego.

Dni na Desperacji nie różniły się specjalnie od siebie - można było co najwyżej mówić, że jednego dnia bijesz się z psami, w drugim rywalizujesz z najemnikami o dobre zioła, a trzeciego wpadasz z wizytą do tych świrów od Ao, aby po cichu dorwać jakieś ciekawe ploty. Nic nowego, nie możesz nawet okładać interesujących i pełnych akcji historyjek o swoim życiu.
Przynajmniej nie Nove.
Wbrew pozorom Włoszka lubiła czasem mieć pięć minut spokoju, więc kiedy widziała, że drażnienie innych wywoła tylko lawinę problemów, wycofywała się powoli do swojego małego raju, czyli domku na terenach Desperacji, gdzie mogła spokojnie poczytać, stworzyć jakąś maskę, zapasową protezę, gdyby coś się wydarzyło... Mogła też szykować leki oraz składniki, których zawsze potrzebowała. Już kilka razy wyszło, że jakieś szumowiny wbiły jej do domu i skradły nieco potrzebnych rzeczy, więc sprytna Carramusa zaczęła je jakoś dobrze ukrywać. Najważniejsze trzymała obok siebie, te mniej warte były niby ukryte, ale jednak bardzo łatwe do znalezienia, a te najgorsze cholery chowały się w dobrze zamkniętych skrzynkach, a nawet w kolorowych butelkach po napitkach. Wbrew pozorom to działało - jeżeli nie była w stanie sama tego wyciągnąć, rozbijała butelki niczym świnkę-skarbonkę. Przynajmniej miała jakieś róże przy sobie, gdyby nagle były potrzebne.
Nie zawsze jednak uniknie się problemów, a Federica niedługo będzie miała okazję sobie o tym przypomnieć.
Wyszła ona z domu na poszukiwania już z samego rana, nie chcąc marnować czasu. Zawsze wychodziła z założenia, że o tej porze niektórym nie chce się dupy ruszyć, a i lubiła sobie czasem spać w ciągu dnia, jeżeli nie musiała siedzieć do nocy, więc mogła sobie latać jak ostatni wariat. O dziwnej porze.
Co prawda miała okazję już bić się z dzikusami, kłócić się z pobliskimi "dresami" w wersji Desperacji o resztki ubrań czy uciekać przed głodnymi bestiami, ale i tak zauważyła, że było zadziwiająco spokojnie, jak na cholerną pustynię. Czuła w kościach, że będzie tylko gorzej, że zwalą jej na głowę jeszcze gorsze akcje... Może nawet będzie miała okazję znowu żreć się z psami, tamci już w ogóle uwielbiali przypominać, że jeżeli jest ci źle, to oni chętnie pokażą, że może być jeszcze bardziej chujowo.
W końcu po kilku godzinach udało jej się znaleźć kilka roślin, więc mogła spełniona wrócić do siebie, aby się nieco przespać. I napić się nieco wina, ostatnio przyjaciel z miasta był na tyle miły, aby zafundować jej jedną butelkę.
- W końcu jesteś zajebista, Fede. - pochwaliła samą siebie na głos - Jak zwykle zasługujesz na jedno i drugie. Trzeba trzymać formę.
Dziewczyna nawet pokiwała głową.

Szczegóły później, lel. Czekajcie na kolejny odcinek.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

„Cholera jasna! Jak bardzo uparty może być ten Kocur?” Lynn kluczyła między ruinami już od dobrej godziny, a jeden z jej prześladowców wciąż nie dawał za wygraną. Całe szczęście, że rozdzieliła tamtych trzech i zmusiła do przeszukiwania większego skrawka terenu. Dotknęła dłonią zranionego boku i podniosła do oczu zakrwawione palce. Nie było dobrze. Adrenalina nie mogła długo napędzać jej zmęczonego ciała. Przylgnęła wcześniej plecami do ściany, by złapać oparcie i by krążący nad nią jastrząb miał problem z wyparzeniem jej, ale musiała już ruszać naprzód. Odepchnęła się rękami i pobiegła dalej, zataczając się. Omijała okazjonalnych Desperatów, którzy schodzili jej szybko z drogi – chusta DOGS na szyi robiła swoje, nawet jeśli Pies był okaleczony tak, jak ona w tej chwili. Odgarnęła grzywkę poplamioną krwią i przetarła szkarłat z rozbitego czoła. Krople wpadające jej do oczu utrudniały wypatrywanie zagrożenia, które mogło nadejść z każdej chwili. Serce biło jak oszalałe, kiedy próbowała przeładować broń jedynymi palcami lewej ręki, które nie zostały połamane. Szło jej to naprawdę powoli i niezdarnie, traciła cenny czas, ale wolała być uzbrojona, kiedy wreszcie ją zauważy.
Niestety pas zwartych ruin niemalże się skończył, pozostały głównie kikuty i zniszczone pozostałości autostrady. Na tej przestrzeni ukryć się przed drapieżnym ptakiem będzie ciężko, na szczęście póki co, został w tyle. Zarzuciła na siebie brunatny płaszcz maskujący i wyszła powoli na bardziej otwartą przestrzeń.
Zdołała pokonać kilkaset metrów i zostawić w tyle pogoń, kiedy adrenalina opadła i Ivy straciła oparcie w nogach. Upadła na ziemię, w ostatniej chwili podpierając się zdrową ręką i ratując twarz przed dalszymi obrażeniami. Odczołgała się pod jakiś kamień, oparła się plecami i zaczęła sprawdzać swój stan. Nie była do końca bezpieczna, pomimo pustostanów, jakimi była Desperacja, wszędzie można było natknąć się na człowieka lub wymordowanego, który niekoniecznie był nastawiony przyjaźnie.
Oddychała płytko, każdy oddech przynosił ból. Na pewno miała połamane żebra. Lewa ręka nie działała najlepiej, miała przetrącone palce. Nogi posiniaczone, poranione, w prawej wciąż tkwił pocisk. Cudem tylko zaszła tak daleko. Miała zawroty głowy, mdłości. I strasznie chciało jej się spać. Choć wiedziała, że jeśli to zrobi, już więcej się nie obudzi. A musiała jeszcze dotrzeć do kryjówki DOGS. Musiała zanieść wiadomość. Odkryła jedną z pomniejszych kryjówek CATS. Zbierało się w niej pięciu członków, jak nie więcej. Może służyła jako magazyn? Ważne, że Psy mogły zastawić pułapkę.
Ale nie zrobią tego, jeśli ona zginie.
- Kurwa… - wysyczała cicho. Musiała odpocząć. Nie mogła zasnąć. Szykował się długi poranek.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Tak jak mogła się spodziewać, jej oczy chętnie jej przypominały, że wstała za wcześnie, aby te chciały współpracować do południa bez żadnych przerw. Szła powoli i przymykała je raz na jakiś czas, co też zmuszało ją do niewielkich przerw. Ale to nie był problem, w końcu nikomu się dzisiaj nie spieszyło. Przynajmniej nie Federice.
Zdziwiło ją jednak niewielkie poruszenie, kiedy zauważyła kilku Desperatów przyglądających się komuś. Albo czemuś. Włoszka poprawiła nieco maskę i upewniła się, że jej torba jest dobrze zamknięta, a następnie podeszła do jednego z wymordowanych.
- Eja, kolego. - zagadała z uśmiechem - Jest jakaś akcja, że ludzie tacy ożywieni?
- Jakiś pies uciekał przed ptakiem. - wymordowany spojrzał na Nove i podrapał się po głowie - W dodatku widać było, że cudem chodzi. Ciekawe, co się dzieje.
Brwi wymordowanej wystrzeliły do góry, czego oczywiście nie było widać. Ktoś z DOGS uciekał przed... Ptakiem? Ranny? Ohoho, jak cudownie. obrywał po mordzie i może nawet zdechnie, jeżeli nie znajdzie swoich mordek z gangu. Czyli jednak ten dzień już z samego rana zapowiadał się dobrze.
- Uśmiechasz się. To jest podejrzane.
- Nie pierdol. Jestem po prostu w dobrym humorze. - Nove machnęła ręką i zdecydowała się w końcu ruszyć dalej. Początkowo myślała nawet o tym, aby pójść nieco za tropem rannego psa, ale odrzuciła ten pomysł. Nie, lepiej nie. Już bez tego szczerzyła się jak głupi do sera, jeszcze pomyślą, że to ona chciała, żeby ten psiak kopnął w kalendarz, czy coś. W końcu tak się dało, jeżeli znajdzie się kompletnych debili, zapłaci się dobrze najemnikom czy może dorwiesz kogoś, kto już bez tego nie lubi gangu i po kilku zachętach rzuci się na nich jak ostatni wariat. Ale nie Nove. Może kręcić nosem z boku, ale wolała unikać wielkich sprzeczek z tym cholernym gangiem. Sam fakt, że jeszcze nie biła się z większymi grupami to był cud.
Albo ze śmietanką. Prawdziwy cud.
Tak czy siak, była cała w skowronkach, kiedy zauważyła kogoś.
Pod kamieniem. Ktoś tam był. Już z odległości widać było, że jest w beznadziejnym stanie. Włoszka przyjrzała się nieznajomej i zauważyła żółtą chustę. To o niej musiał mówić wymordowany, którego spotkała wcześniej. Rzeczywiście, wyglądała beznadziejnie, cud, że jeszcze żyła.
Ale to nie moja sprawa.
Z tą myślą, powoli ruszyła dalej, jednak w pewnym momencie się zatrzymała. Jakby coś jej nie pasowało. Jakby ktoś się jej przyglądał. Inni obserwatorzy? Ranna? Atakujący? Dzika bestia? Zaraz znowu zacznie się czaić, bo coś jej naprawdę nie pasowało.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Siedziała, opierając się o skałę i czuła jak powoli opuszczają ją siły. Było wcześnie, ziemia nie zdążyła się nagrzać i teraz wysysała niezbędne jej ciepło z ciała Lynn. Et tu, Brute? Oddech przynosił jej ból, inaczej już ulżyłaby sobie, przeklinając wszystkich Kocurów, a w szczególności tego ptakowatego.
Gdy czekała, aż zregeneruje choć trochę energii, jednocześnie marznąc powoli mimo okrycia, zobaczyła, jak ktoś przechodzi. Nie był zbyt daleko, blisko niestety też nie. Nie wiedziała czy ją dosłyszy, ale wiedziała, że ją zobaczy. Gdy tylko jego głowa obróciła się w jej stronę, Ivy machnęła zdrową ręką wysoko w powietrzu i wydobyła z siebie najgłośniejszy dźwięk, jaki była w stanie, płacąc zań kaszlem, podczas którego znowu wypluwała własną krew.
- Hej! – pomimo wysiłków, krzyk nie był zbyt głośny, dlatego musiała zwrócić uwagę tamtej osoby gestem. Stąd wymachy ręką.
Wiedziała, że to ryzykowne zagranie. Mogła zostać zgwałcona przed śmiercią, okaleczona jeszcze bardziej, zglanowana na śmierć. Ale wiedziała, że czasami wymordowani próbują zachować resztki człowieczeństwa i pomagają przygodnym podróżnym. Zwłaszcza, jeśli poszkodowanym był członek DOGS, gangu znanego ze swojego „dobrego” serca.
Była gotowa podjąć to ryzyko. Miała do dyspozycji albo nieznajoma osobę albo pewną śmierć, bo na odzyskanie sił wystarczających na dotarcie do kryjówki nie liczyła. Nie liczyła także na przypadkowe spotkanie osoby z gangu, wszak wymknęła się cichaczem, mając nadzieję na zrobienie wrażenia na Wilczurze. Po tylu latach wciąż chciała mu zaimponować czasami, choć wiedziała, że on też wie, że może na niej polegać. A teraz jednak go zawiodła, bo dała się zaskoczyć i skatować.
Zacisnęła lekko prawą dłoń i skrzywiła usta.
Co za parszywy sposób na śmierć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

To się mogło skończyć inaczej. Przecież Nove była tylko zwykłym szarakiem z Desperacji. Tylko tyle, że jak ktoś ładnie poprosi i będzie jej coś wisieć, to wyleczy. Nie mogła po prostu nacieszyć się widokiem zdychającego psa i wrócić do domu jak gdyby nigdy nic?
Nie, za chuja. Pies musiał ją zobaczyć. Nie, lepiej - zawołać. Jakby się znali od dawna i ratowali się od rana do wieczora.
W głowie Fede pojawiło się od groma myśli, co by mogła w tym momencie naprawdę zrobić. Olać ją i iść dalej? Zostać i pomóc? Wyśmiać i dopiero pójść? Nie, to za wała odlatuje. Może nie lubiła DOGS i uśmiechała się pod nosem, kiedy te małe szuje zdychały pięć minut po tym, jak kogoś mordowały nie przejmując się za wiele innymi, ale jednak wiedziała, że to była jedna wielka jebana mafia dzikusów. Rzucisz się na jednego, a reszta strzeli ci prosto w twarz, choćby mieli zapierdzielać do miasta. Tego jeszcze nie było, ale plotki na ich temat to zupełnie inna baja. Królowały dwie - to, że myślą, że są fajni i Desperacja należy do ich grupy, oraz to, że rzucają się jak walone mięso, jak coś jest nie tak.
Wbrew pozorom Carramusa naprawdę uwielbiała swoje życie. Zjebane do potęgi, ale jednak dobre. Nie po to się sama ze sobą mordowała, aby teraz tak po prostu wpaść w bagno i zwalić na całego.
To zły pomysł. Wróć.
Dobra, zamknij się, bo nie pomagasz, zdrowy rozsądku.
Nove ponownie rozejrzała się po terenie i ruszyła szybkim krokiem w stronę psa, sięgając od razu do torby. Miała przy sobie jakieś bandaże, więc w razie czego mogła wspomóc dziewczynę nawet na miejscu. Wierzyła, że to wystarczy, ale wystarczyło na porządnie przyjrzeć się jej ranom, aby uznać, że nie przejdzie. Włoszka przykucnęła przy nieznajomej i pokręciła głową.
- Czy chcesz czy nie, będziesz musiała jeszcze przejść kawałek. Albo się wysilisz, albo zdychasz na miejscu, Twój wybór, panienko. - mimo w miarę neutralnego tonu, dziewczyna mogła wyczuć swego rodzaju niechęć. Nove raczej nie będzie specjalnie udawać miłą. Wykona swoją robotę i być może nawet uda się jej zmusić psa do jakiegoś długu w przyszłości, co mogło być po części całkiem przydatne.
Najpierw jednak ta musiała jej pokazać, że nie zdechła całkowicie.

Spoiler:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wątek zawieszony - brak odpisu przez około 4 miesiące.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach