Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Go down

Uśmiechnął się szeroko. Był na serio bardzo, bardzo zadowolony z tego, co usłyszał. Chciał nawet ją przytulić, ale szybko ta myśl od niego odeszła, przecież to zburzyłoby jej chęci, to, co budował przez ostatnie chwile. Teraz jego zadanie to ją przy sobie utrzymać i starać się zachowywać normalnie. Jak na siebie, oczywiście, nie można przecież udawać kogoś, kim się nie jest. On był tak sobą, że sam nie wiedział czy to jeszcze on. Dziwne. - Arigato, Risu-chan. - Mruknął. Te tytuły przy imionach zawsze sprawiały mu kłopot. Czy dobrze tego użył? To się okaże po jej reakcji. Żeby dłużej nie przeciągać tego wszystkiego, szybko dodał. - A co miałbym sobie myśleć? - Zapytał nieco zdziwiony. Serio, nie rozumiał tego zdania. Że co? Że już byli parą? Że mógł sobie na wszystko pozwolić? To oczywiste, wiedział, że jeśli chce zbudować z nią jakąś relację, to musi być ostrożny, jak nigdy. A nawet dwa razy bardziej, patrząc na jej interesujący charakter. Nawet trochę przypominała mu tę wiewiórkę, która gdy tylko się poruszysz, ucieka, ale będzie, mimo wszystko, krążyć wokół ciebie szukając dojścia do jedzonka, które trzymasz w dłoni. Takie skojarzenie, po prostu. - To wolisz dziś czy jutro? - Wyciągnął dłoń ze swoim telefonem w jej stronę. - Wpisz mi się, proszę. - Ciekawe czy utrzyma to zachowanie, takiego dość zwyczajnego chłopaka, dla niej. Jak widać potrafił być przystępny, jednak nie wiedział czy jego umysł nie spłata mu figla i nie zmieni go w okropnego, nieznośnego gnoja. Pożyjemy, zobaczymy.

//WRESZCIE POST. Sorka, że tak długo :c
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W tym momencie przytulanie Risu byłoby czynem bardzo, ale to bardzo ryzykownym. Zresztą w dowolnej chwili i dowolnej formie zbliżanie się do niej było czynem równie rozsądnym co włażenie prosto w porządne ognisko. Dziewczyna bardzo gwałtownie reagowała na jakikolwiek dotyk, stroniąc od niego i reagując agresją bądź strachem, gdy ktoś ją do niego w jakiś sposób zmuszał. Nawet podróż zatłoczonym autobusem była po prostu koszmarem, nie wspominając już o takich, co potrafili celowo testować jej wytrzymałość, sprawdzając po ilu dźgnięciach w ramię w końcu odtrąci rękę natręta i ucieknie. Nie było to doprawdy nic przyjemnego.
- Nic, nieważne - zbyła go, odwracając głowę na bok. Jednocześnie machnęła ręką w powietrzu, jakby odganiała coś od siebie. Może w ten sposób próbowała odpędzić od siebie pesymistyczne myśli? Dziwnie to wszystko brzmiało, fakt. Nie da się ukryć, że dla normalnej osoby zachowanie Risu było mocno nielogiczne, ale niestety właśnie tak sprawy wyglądają, gdy się próbuje uspołecznić istotę stroniącą od ludzi. To już i tak cud, że w ogóle się zgodziła.
- Właściwie to wszystko mi jedno. Mój czas pracy jest elastyczny, więc przerwę mogę sobie zrobić w dowolnej chwili - oznajmiła, wracając już do normalnego, pozbawionego agresji i wycofania tonu. Wspaniale było móc powiedzieć "przykro mi, panie oficerze, ale w tej chwili jestem zajęta" i nikt nie pytał o co chodzi. Wystarczyło przecież wezwać dowolną inną z całego zastępu służących, które równie dobrze radziły sobie z przynoszeniem kawy. Tak długo, jak wypełniała wszystkie swoje obowiązki z należytą starannością, nikt nie pilnował jej zajęć w międzyczasie.
Wzięła telefon z rąk chłopaka i sprawnie wpisała swój numer, podpisując go imieniem i nazwiskiem. Następnie w kilku kliknięciach wysłała wiadomość na swój numer, która zaraz pojawiła się w jej polu widzenia. Przymknęła na chwilę jedno oko, by dać elektronicznej protezie chwilę czasu na sprawne działanie. Po kilkunastu sekundach kontakt został wpisany do bazy i przesłany do telefonu dziewczyny zgodnie ze wszystkimi poznanymi danymi osobowymi, adresem zamieszkania i zdjęciem, o którego powstaniu rudzielec nie mógł nawet wiedzieć. W tym samym czasie oddała tez gospodarzowi jego własną komórkę, gdyż nie miała jej już po co dłużej trzymać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- O-okej.. - Burknął tylko, kiedy usłyszał jak go 'zbyła'. To nic takiego, w sumie też pewnie by tak zareagował. Niektórych zaczętych myśli lepiej nie kończyć dla dobra znajomości. Po 'wszystko mi jedno' zajrzał do szuflady komody. Zdjął z siebie koszulkę, wybrał jakąś inną, bordowa, z białym napisem. Średnio się przejmował tym co powie. Jego ciało mu się podobało, może jej też się spodoba. Przeczochrał włosy łapą, żeby jakoś wyglądały. - No to ja jestem gotowy, koleżanko. - Spojrzał tylko w lusterko, czy aby jego aparycja jest w miarę znośna. No, może być. Dalej jest rudy. Wziął głęboki oddech, który zaraz przeobraził się w przeciągłe ziewnięcie. - Gdzie musimy zanieść te ankiety, żebyś była już całkowicie wolna? - Psiknął się perfumem. Lekki, cynamonowy zapach rozniósł się po mieszkaniu. - I jaką kuchnię lubisz najbardziej? - Nie pytaj o jej oko, choć jako techniczny chłopak, coś tam podejrzewał, ale nie chciał pytać bezpośrednio, teraz. Nie wiedział jak zareaguje. Niektórym nawet po latach ciężko się pogodzić, że używają protez, mimo tego, że w dzisiejszych czasach są one prawie nierozróżnialne z organicznymi częściami ciała. Gdyby nie to, że zrobiła taką specyficzną minę, to pewnie niczego by nie zauważył.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ta wizyta zaczynała w sposób zdecydowanie niepokojący coraz bardziej przypominać odwiedziny w mieszkaniu Fausta. Podobny schemat. Przyszła z ankietą, a tu gospodarz postanowił trochę poświecić ciałem. Dla niektórych było to całkiem normalne, a dla biednej, niedostosowanej do życia Monday było nie tylko dziwne, ale też przerażające. Nie pytajcie dlaczego - sama tego nie wie, a jakikolwiek przytyk dotyczący jej reakcji wywołałby raczej niemiły skutek.
- Powinnam je zanieść do biura w dzielnicy rządowej. To trochę daleko, więc nie musimy koniecznie się tam wybierać, zawsze mogę je zabrać ze sobą jutro. - Opcje były dwie, obie miały swoje wady i zalety. Gdyby uporać się z tym od razu, będzie miała mniej do zrobienia na następny dzień. Było to jednak trochę drogi do pokonania i rudzielec mógł nie chcieć spędzać tak dużo czasu poza domem, a wyraźnie chciał dziewczynie w tym procederze asystować. Jej było w sumie obojętne, czy przespaceruje się do siedzib S.SPEC tego dnia, czy następnego, bo tak czy inaczej ją to czekało, tak jak i codziennie.
Wstała z kanapy i pozbierała swoje rzeczy. Nie musiała czekać na specjalne zaproszenie, żeby opuścić pomieszczenie, skoro kolejny cel był w przybliżeniu ustalony. No właśnie, w przybliżeniu.
- A coś polecasz? Zazwyczaj sama sobie gotuję cokolwiek mi przyjdzie do głowy, więc nawet nie wiem jak to się rozróżnia. - Cóż, musiała się przyznać, że dla niej kuchnia włoska, polska czy orientalna istniały jako puste pojęcia, których nie umiała dopasować do konkretnych grup potraw. Jadła to, co jej smakowało, ale nie potrafiła przyporządkować tego do żadnej kategorii. Liczyła więc, że może nauczy się czegoś od nowego znajomego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Nie róbmy ci kłopotu. Zanieśmy je dzisiaj. - Oparł się o ścianę. Ciągle wpatrywał się w nią z niemałym uśmiechem na gębie. Po prostu było mu bardzo miło, cieszył się, że potraktowała go fair. Założył buty, zabrał bluzę z wieszaka, złapał za telefon i klucze, poczekał chwilę na swoją towarzyszkę i wyszedł wraz z nią z bloku, wcześniej zamykając drzwi. Na dworze nie było jakoś szczególnie zimno, jednak to jego zdanie. Nie lubił zbyt wysokich temperatur. - Pomyślmy.. Możemy iść do Zone. Niby to pub, ale mają dobre jedzenie w sekcji restauracyjnej. Serwują dość uniwersalnie, mieszanka różnych stylów, na pewno coś znajdziesz dla siebie. - Zjadłby jakiegoś steka i wypił czerwone wino, jak to facet. Lubił brudne powietrze miasta. Może nie było przepełnione spalinami, ale taki industrialny element był łatwo wyczuwalny. Coś pomiędzy opiłkami metalu a benzyną i farbą olejną. To była dla niego kwintesencja życia w mieście, choć świat poza nim też go bardzo interesował. Nigdy tam nie był, a na dobrą sprawę chciał się tam wybrać, czysta ciekawość. Żyje się raz. Albo go tam zabiją, albo dojdzie do czegoś wielkiego. Przynajmniej tak uważał. Dobra, dość filozofowania, miał piękną koleżankę przy sobie i to na niej wypada się skupić. - To chodźmy do biura!

[~z/t oboje~]

//Napisz już w Zone, wiesz, że wszystko zrobiliśmy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach