Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Go down

Pisanie 26.01.14 17:22  •  Las - Page 3 Empty Re: Las
- Skąd ta wściekłość się wzięła? - Pociągnął temat, w jakiś sposób nim zainteresowany. Czyżby to on wzbudzał swoją obecnością w niej wściekłość? Jeśli tak to odejdzie, nie zamierza jej psuć nastroju dnia, nocy czy poprostu tej godziny. Jeśli chciałaby odejścia Lena, poszedłby bez żadnego sprzeciwu. Może jednak nie jest tym powodem... Oby.
Przekrzywił nieznacznie głowę na bok gdy zaprzeczyła temu że coś mogło jej się stać. Chciał dopytywać, ale system miał wrażenie, że sam gest przechylenia głowy i dopytujące spojrzenie powinno wystarczyć w kwestii chęci wyjaśnień. Na jej słowa przesunął dłonią po jej głowie, prawie jakby coś skanował. - Dziwne, nie wyczuwam żadnych fal radiowych. - Przyznał, swoim sposobem myślenia pokazując, że nie rozumie o jaki radar chodzi. No i przy okazji ukazując że rozumuje dosyć dosłownie, a przenośnie przy rozmowie z nim to niewskazany czynnik.
Uhm... No to go nieznacznie zagięła tymi słowami, faktycznie mówił jej to. Hm, jakby tu wyjść z tego... Mimo wszystko, jednostka centralna Lena zawsze chciała mieć racje, taki "typ" z niej. - Lecz ja nie mam wątpliwości co do siebie. Ty masz. - Ha! ... Nie, kolejne słowa jednak sprawiły że nie miał jak odpowiedzieć na to, więc jedynie wzruszył barkami z tym delikatnym, choć nieco martwym uśmiechem, przymykając oczy, głowę lekko skłaniając.
- Dziękuję, jeśli to coś dla ciebie znaczy. - Szepnął cicho, łagodnym, nie tak sztywnym jak zazwyczaj tonem. Wymagało to kilku dodatkowych linijek dla syntetyzatora głosu, ale postarał się w miarę możliwości zabrzmieć jak najmilej i łagodnie, jak tylko umie.
I gdy podniósł wzrok z powrotem na dziewczynę... Ta zaskoczyła go nader mocno swoim zachowaniem. Wprost znieruchomiał, gdy Panienka Kasai go... Przytuliła. System padł w tej chwili na krótką chwilę, nie wiedząc co zrobić... Lecz już po kilku sekundach wrócił do normy, postanawiając uczynić to, co powinien, czyli odwzajemnić ten gest. Ramiona androida delikatnie zacisnęły się wokół ciała dziewczyny, przytulając ją do ciała androida. Nie wiedział czemu to zrobiła... Ale nie zamierzał być jej dłużny pod tym względem, nawet nie rozumiejąc po co to całe działanie.
- Nie chcę być drażniący, ale... Dlaczego to zrobiłaś? - Spytał, a jego przesyntezowany głos wyrażał mieszankę zainteresowania, zakłopotania i niezrozumienia sytuacji. W końcu... Mimo wszystko, jego system nie był przygotowany na tego typu działania i interakcje z ludźmi, nie miał więc zielonego pojęcia, dlaczego to się dzieje... Ani co ma zrobić, by nie urazić. Nie wiedział nic, uznając jedynie odwzajemnienie gestu za pasującą w danej chwili reakcje. No i to pytanie, by pojąć znaczenie tego gestu. Może zacznie go używać? Huh, to by było ciekawe, tulący ludzi android. Yey.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.01.14 19:19  •  Las - Page 3 Empty Re: Las
- To… długa historia… – Nie miała ochoty gadać o całej wyprawie na ten bal. Ale na pewno nie zapomni tamtego wydarzenia i jej przygód. CS-9701 odkrywa świat! Nie no, aż tak nie odkrywa. Tym bardziej, że poza Miasto nie może wyjść. Aczkolwiek zawsze ją intrygowało co jest za murami.
- Um… Len, możesz mi opowiedzieć co jest za murami? Wiesz, prawda? – Nie była pewna do końca, ale czuła, że zna odpowiedź na jej pytanie. Więc je zadała. Zdziwiła się, jak przesuwał swoją dłoń nad jej głową. Jeżeli zbliżył rękę do tylniej części głowy, uciekła. To znaczy, uciekła tak, aby nie dotknął skóry. Nie chciała, aby wyczuł zgrubienie. Taki odruch. Nabyty w laboratorium.
- Nie czujesz, bo wyłączyłam… Jak kol wiek to nie brzmi… – Wiedziała, że brzmi tak jak by była androidem, ale nim nie jest. Nie ma ani grama żelastwa w sobie. Chyba… Skąd ona ma w sumie wiedzieć? Mogła nawet o tym nie wiedzieć, że poszła pod nóż. No cóż. Tego chyba nigdy się nie dowie… A wracać tam nie ma zamiaru!
- Może ja mam, ale to nie znaczy, że ty masz się uważać za maszynę! – Odpowiedziała. Naprawdę, nie chciała, żeby Lentaros uznawał się za androida i był z tego powodu smutny. – Gdzieś tam wewnątrz jesteś człowiekiem… Nawet, jeśli to jest tylko kilka cyfr i kodów… – Próbowała go pocieszyć. Naprawdę, starała się tam mocno, jak tylko potrafi. – I ja cię za takiego uważam! – Jeszcze się pokłóci z androidem o to czy ma te parę liczb czy nie. Hue. Ledwo usłyszała to co szepnął. Usłyszała dokładnie „dziękuję” i „znaczy”. No cóż, może jest zmęczona? Albo go nie słuchała do końca, albo android mówił za cicho. Postanowiła nie odpowiadać na to co powiedział. Jeszcze wyjdzie coś głupiego. Gdy Lentaros odwzajemnił gest, poczuła się dziwnie trochę. Ciężko to określić jak się czuła, gdy to zrobił. Tak czy siak, właśnie można powiedzieć, że Dim znalazła się w „żelaznym uścisku”. O boże, jaki suchar… Dlaczego to zrobiła? A skąd ona może to wiedzieć? Skoro coś jej powiedziało, żeby to zrobiła to chyba nie jest to zbyt dobry powód… Prawda? A może jest…? A czemu nie, skoro się pyta…
- Bo… bo… – No dalej, Dim, wyduś to z sobie! – …tak chciałam… – Oj. Piękna odpowiedź. No, ale co miała powiedzieć? Że coś jej tak powiedziało? Już lepiej, żeby powiedziała coś takiego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.02.14 1:17  •  Las - Page 3 Empty Re: Las
- ...Którą nie chcesz się dzielić, prawda? Rozumiem. - Skończył na swój sposób jej zdanie, wiedząc że jako istota ludzka, posiada swego typu wstyd, tudzież poprostu chęć ukrycia niektórych faktów przed światem. Jego własne oprogramowanie też tak wszak miało, prawda? Dopiero odpowiednie pytania-klucze potrafiły dobić się do tych informacji, ale to trzeba umieć... Lub shakować go, prościej.
Pytanie naiwnie proste, a zarazem trudne w odpowiedzi. Co więc rzec? - Nie oczekuj owijania w bawełnę od androida, więc powiem to tak. Świat poza miastem, za murami to złe miejsce, zniszczone i skażone virusem X, powodującym mutacje zwierząt do stopnia dzikich bestii. Ziemia jest spustoszona i na wpół żywa, potwory są na każdym kroku, a większość to jałowa pustynia. Mimo wszystko jednak, to tam jest prawdziwa "wolność", jeśli tak to można określić. No i jest też gdzieś tam Eden, mityczny ogród... A tak naprawdę, swoista ojczyzna aniołów założona na ziemi, gdzie takowe mieszkają, istny raj, podobno. Tyle pokrótce, wymagasz bardziej precyzyjnych informacji? Spróbować cię zaprowadzić za mury? - Owszem, mógł spróbować ją zaprowadzić za mury, ale nie byłoby to łatwe zadanie, a i dziewczyna mogłaby pożałować... Lub poprostu gorzko się zawieść, z większym prawdopodobieństwem na to drugie.
Nie, nie przesunął po zgrubieniu, tylko po górnej części głowy, więc nie musiała uciekać. Wyjaśnienia jakie mu podała uznał za wystarczające, zaniechając kolejnych procedur skanujących, mówiąc tylko krótkie "rozumiem". Przy okazji, zabrał już okulary, by dziewczynie wzrok nie padł przypadkiem od ciemnego w ciemnościach, ni?
- Właśnie to oznacza. - Zripostował szybko, nim podała kolejne argumenty, jak choćby to że gdzieś w nim jest człowieczeństwo. Pod postacią kilku linijek kodów, ale jest. Odetchnął głęboko - co jednak było tylko gestem komunikacji niżli faktem. Nie powiedział jednak nic więcej, poza późniejszymi podziękowaniami.
Próba analizy odpowiedzi "bo tak chciałam". Analiza w toku... Analiza niemożliwa, argument nielogiczny, niemożliwy do określenia. Len nie miał zielonego pojęcia, jak można poprostu "chcieć" ot tak coś takiego zrobić, szczególnie z androidem jego pokroju. Znaczy, nie-androidem, bo za takowego ona go nie uważa.
- Ale dlaczego tak chciałaś? - Drążył temat, chcąc wiedzieć o co chodzi. Nie że źle, nie że niefajne uczucie, tylko... Rzadko kiedy ma okazję zetrzeć się z takim zjawiskiem, więc nie miał świadomości, do czego służy ani dlaczego się pojawiło. I stąd ta chęć dopytywania, ta ciekawość. - Nie zrozum mnie źle, to nie jest niemiłe... Lecz nie rozumiem tego. - Poprawił się, nie chcąc by Naomi poczuła się w jakiś sposób nieswojo. Nie o to chodziło, tylko o ciekawość i niezrozumienie sytuacji. Tylko i wyłącznie tyle.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.02.14 22:03  •  Las - Page 3 Empty Re: Las
Nie chciała. Nie miała ochoty na opowiadanie historii z jej przygód. Może kiedyś… Jeśli, dane będzie im się jeszcze spotkać. Nie wiadomo, czy ona dożyje czy on dożyje, czy ona będzie wolna lub czy on będzie wolny. Los może zawsze spłatać jej i jemu figla. Brzydkiego figla… BARDZO brzydkiego figla…. Słuchała uważnie co Lentaros miał do powiedzenia na temat Desperacji. Tak się wsłuchała w to co mówił, że aż się „wyłączyła na chwilę”. Czasami zdarza się jej tak odpłynąć podczas, gdy ktoś mówi do niej.

Czy ona się tego nauczyła od Aki’ego?

Walić to. Lecimy z postem. „Włączyła” się, gdy android skierował bezpośrednio do niej pytanie. Czy ma ją wyprowadzić za mury? Zastanawiała się co jest za tymi murami. Miała ochotę nawet wyjść, ale Akihiko szybko uświadomił jej, jak bardzo zły pomysł to jest. Toteż teraz nie pragnie wychodzić poza Miasto-3.
- Nie dzięki. Mój przyjaciel dostałby zawału. – Ugryzła się w język. Za karę. Za dużo mówi. Lentaros wcale nie musiał wiedzieć o tym, że kolega się o nią martwi. Skoro nie zbliżył się do zgrubienia, toteż dziewczyna nie uciekła. Pokiwała głową, że rozumie, gdy odparł, że rozumie, na temat tego jej radarka. I… Len już dawno jej zabrał okulary.
Gdy zripostował ją, zamilkła. Nie wiedziała co powiedzieć. Zgasił ją i to kompletnie. Nic nie mówiła, rozmyślała. Argumentów już raczej nie znajdzie. Ziewnęła. Nie sugerowała, że nudzi ją osoba androida. Była po prostu dość zmęczona. Miała na dziś dosyć przygód. Chciałaby odpocząć w spokoju w domu. Jutro zapewne, będzie ją energia roznosiła (jak zwykle, ale mniejsza o to) i będzie gotowa na następne przygody. Nie zdziwiło ją to, że android nie rozumiał. Nie miała wyboru, musiała mu powiedzieć.
- Bo coś mi tak powiedziało…. – Ciężka do określenia chęć. Szczególnie, gdy ktoś nie pojmuje, że ona może coś po prostu chcieć zrobić, bez najmniejszego celu. Trzeba by było wiedzieć, że w laboratorium nie miała okazi zrobić czegoś, bo „tak jej coś powiedziało w środku” czy „bo tak chciała”. – Nie, chyba rozumiem… Chyba… – Zaakcentowała mocniej „chyba”. No bo chyba….
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.02.14 1:11  •  Las - Page 3 Empty Re: Las
Czy będzie wtedy jeszcze istnieć. Słowo "dożyje" powinno być zakreślone dla osób, które faktycznie "żyją", a nie "istnieją", jak w wypadku Lena. On nie żyje, on istnieje. Istnieje tak długo, jak jest w jednym kawałku, ale nie ma w nim krzty życia. Jest zimną, pozbawioną uczuć(przynajmniej w teorii) maszyną, która istnieje sobie po to, by gdzieś się przydać, a potem zostać wyrzuconą na złom. Zaiste, genialny los, prawda?
No ale lepszy niż żaden, bo mógłby być dużo gorszy. Mógł zacząć swoją "egzystencję" jako widelce czy puszki, prawda? To byłby ciekawy żywot, robić za konserwę, a potem pójść na śmietnik. Szczyt kreatywności żywota, yep.
- Uhm... Rozumiem. - Kiwnął głową, nie bardzo mając już co więcej do powiedzenia. Nie chciała wyjść, i miała jeszcze kogoś, kto się o nią zamartwiał, huh. To dziwne w sumie że siedzi tutaj, z jakąś obcą maszyną, zamiast iść do tego "przyjaciela" który się o nią martwi. Tym bardziej że już ciemno i w ogóle... Tym bardziej się martwić będzie, czyż nie? Może więc warto kończyć tą dysputę filozoficzno-maszynową i kończyć to?
Umilknięcie dziewczyny pojął jako swego rodzaju sukces, sprawiając że człowiekowi zabrakło argumentów ku temu, by udowodnić człowieczeństwo innej istocie... Która w gruncie rzeczy do człowieka ma daleko. Pomimo pewnej satysfakcji, system zdawał sobie sprawę z tego, że jest to "pyrrusowe zwycięstwo" - udowodnił właśnie że nie jest człowiekiem, co by na swój sposób mogło być miłe. Zauważył jej ziewnięcie, lecz w tej chwili puścił jej bez uwagi, napomni później.
"Coś"... To lepsza odpowiedź niż nic, naprawdę. Mimo wszystko jednak - późno już, a i Panienka wydaje się być zmęczona, przyjaciel pewnie zmartwiony, to też... Trzymając ją wciąż, podniósł się na równe nogi, Naomi jednak nie unosząc do góry bardziej, niż na równe nogi. Powoli rozluźnił uchwyt, aż ramiona wróciły do neutralnej postawy, trzymane wzdłuż ciała, a sam android postanowił się odezwać, znów.
- Późno już, a Panienka wydaje się być zmęczona... Przyjaciel o którym wspomniałaś pewnie też jest już zmartwiony twoją nieobecnością. Powinnaś iść... Odprowadzić cię? Z miejsca powiem że nie, nie musisz się martwić o to, jak sobie poradzę w drodze powrotnej z patrolami. Dam radę... Niektórzy ludzie są bardziej przewidywalni niż maszyny. - Uśmiechnął się szerzej, w pewien sposób triumfalnie, mając świadomość że maszyna potrafi być doskonalsza od ułomnych, ludzkich umysłów dostosowanych do pojedyńczych rozkazów, bez czujności, bez rozpatrywania sytuacji pod różnym kątem... Leniwe i przeżarte przez dzisiejszy świat.
Maszyny to przyszłość tego świata... Tylko one go jeszcze mogą ocalić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.02.14 14:37  •  Las - Page 3 Empty Re: Las
Dożyje, czy „doistnieje” (Dim i jej słowotwórstwo, hue) to nie jest ważne. Ważniejsze jest to czy ich drogi się jeszcze zetną. Bo los potrafi być Cruel. (Dim, stop z sucharami) Dla CS, nawet maszyna żyję, więc… Nie widzi potrzeby specjalnie używać określenia „istnieje”. Można ją uznać za dziwną, albo co najmniej głupią, ale taka prawda. Dla niej nie ma zbytniej różnicy pomiędzy żyję a istnieje. Walić różnicę, ważne, że jest, prawda? A czy żyje, oddycha, chodzi czy wypróżnia się to inna kwestia. A, że android też istotą jest. Rozumną, do tego, więc Naomi przyrównuje go do człowieka i uważa go za takiego. Ale zachowuje w pamięci to, że jest androidem i jeśli chodzi o analizowanie to jest mistrzem.
Zostanie taką puszką lub widelcem nie jest jeszcze takie złe. A co jeśli byś został taką klamką? Przez całe życie ktoś cię maca. Albo takim prętem zatopionym w betonie. Też nie jest fajne życie. Albo takim gwoździem. Nie dość, że ktoś cię wali młotkiem po głowie to do tego jesteś wbijany w drewno. Puszka i widelec to jeszcze nie tak źle.
Siedzi tutaj z Lentarosem, tylko dlatego, że odpoczywa po wielkiej przygodzie na balu. O której Aki, nie ma zielonego pojęcia. Hihi… Ciche wyprawy odkrywcze, są fajne. No, ale nie wtedy jak się wróci do domu… Czyli najgorsze jeszcze przed nią. Oj. Jeśli chodzi o martwienie się, to CS-9701 jakoś nie wierzy w to, że Aki się o nią martwi. Fakt, faktem, nie chce, żeby wyszła poza Miasto-3, ale dziewczyna odbiera to jako informacje, że po co ma wychodzić na zewnątrz, skoro tutaj jest jej dom i ma dużo wolności? Co prawda, gdybym udała za mury, to poczuła by najprawdziwszą wolność w najczystszej postaci. Jednak dla Naomi aktualna swoboda wystarcza jak najbardziej. Nie czuje potrzeby rozszerzenia jej o nowe horyzonty.
Nie zabrakło… No dobra, trochę zabrakło jej argumentów. Ale gdyby chciała mogłaby się uprzeć przy swojej racji i trzymać się jej mocniej niż rzep psiego ogona. Dlatego, pewnie jeszcze kiedyś wróci do tej dyskusji. O ile nie zapomni. Tak czy siak, ta kwestia nie jest jeszcze rozstrzygnięta, Dim na chwilę obecną, nie ma ochoty dalej dyskutować. Puściła go, zanim on ją puścił, Nie musiał wcale najpierw wstawać a potem puszczać, wystarczyło najpierw puścić. Tak czy siak, android miał rację. Było późno, trzeba by było pójść do domu i stanąć oko w oko z Aki’m. Miała dziwne wrażenie, że skończy się to gorzej niż sądzi…
- On chyba się nie martwi. – Odpowiedziała, a na pytanie czy ma ją odprowadzić zastanowiła się chwilę. Gdyby tak zrobił, dowiedział by się gdzie mieszka. Jednak z drugiej strony, miała ochotę przejść się jeszcze z Lenatorosem i pogadać o… niczym? Nie no, na pewno jakiś temat wynajdzie podczas tego spacerku. – Możesz mnie odprowadzić, ale do pewnej ulicy. Potem się rozdzielimy. – Przekręciła głowę na lewą stronę i lekko się uśmiechnęła. Skoro umysły ludzi są przeżarte, to co z umysłami nie-ludzi? Czyżby nowy gatunek wspinający się na szczyt łańcucha pokarmowego? Kto wie.

[z/t x2]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.03.14 22:29  •  Las - Page 3 Empty Re: Las
Dziurawe te mury mieli, nie ma co. I tyle o ile ludziom i władzy tego utopijnego, nieskażonego złem miasta niezbyt się to może podobało, to Szczurze jak najbardziej było to na łapę. Im więcej dziur, tym lepiej! Sam fakt ich bycia był niczym wielki szyld z oczojebnym napisem "ZAPRASZAMY". I więcej jej nie było potrzeba. Wpełzła sobie jak gdyby nigdy nic i ruszyła sobie wgłąb tychże zakazanych jej terenów. Pora było znaleźć jakieś jedzenie, wodę czy inne pierdoły, niezbędne do życia, a potem je opchnąć jakimś zagłodzonym żebrakom w desperacji, co to boją się iść tutaj sami.
W sumie odpowiadało jej to. Zawsze trochę ciekawej jest.
I tak dotarła do niewinnego lasku, po drodze zwinąwszy parę jabłek z jakiejś rozwalającej się stodoły, obory, czy czymkolwiek ta chałupa była. I tak też szła leśną dróżką, przegryzając jeden z owoców, resztę wlokąc w plecaku. Gówniany łup. Musi skombinować sobie coś jeszcze. Najlepiej jakieś świecidełka, ale inne gówna też w sumie by uszyły. Lecz póki co musiała przede wszystkim złapać oddech. Dlatego też wdrapała się na pierwszy lepszy dąb, siadając na jednej z jego gałęzi, oplatając ogon wokoło niej.
I tak posiedziała sobie trochę, aż w końcu stwierdziła, że pora wracać do zapchlonej desperacji. [z/t]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.08.14 15:34  •  Las - Page 3 Empty Re: Las
To wszystko stanowiło jeden wielki problem.
Każda rzecz po kolei. Kamienie, o które mogła się potknąć. Drzewa, na które mogła wpaść w każdej chwili. Mur, który dało się przeoczyć pomimo jego rozmiarów i faktu, że... no, był murem. Tak. Mio była zdolna nawet do popełnienia takich banalnych błędów na drodze. To nie tak, że jej orientacja w terenie była jakaś kiepska, czy coś. Po prostu jak się jest takim małym derpem, to da się stracić całą świadomość w ciągu ułamka sekundy, a odnaleźć się we własnym umyśle już kilka kilometrów dalej. No niestety. Grunt, że teraz powinna przypiąć wszystkim czynnikom do klat znaczego: "big fuckin' trouble". Szkoda, że takie drzewa na przykład nie mają klat. Smutek.
Jedno było pewne - jakikolwiek by ten cały kłopot nie był, musiała go ignorować w każdym calu. Wystarczył jeden sygnał wiadomości, krótkich parę sekund na wydobycie telefonu z kieszeni i odczytanie jej, a potem... sjhfkjshkhgjs, to Szef!
Dwie godziny. Dokładnie tak niewiele czasu dostało jej się na przygotowanie wszystkiego, czego tym razem zażyczył sobie Ryan od młodej Hayden pod choinkę. I choć spodziewała się długiej, wyczerpującej listy pełnej dziwactw - które w gruncie rzeczy wcale takimi dziwactwami nie były (aczkolwiek w dalszym ciągu, dla Amasakawy wizja niemożności posiadania w zasięgu ręki dostatku jedzenia, picia i w ogóle przedmiotów codziennego użytku wydawała się wręcz śmiesznie niesamowita) - otrzymała tylko krótkie polecenie o niemożliwej treści. Jeśli ktokolwiek wierzyłby w cuda w tym popapranym świecie, to Mio na pewno do nich należała. A skoro wiara w cuda właśnie owe ma uczynić - to na jej życzenie jeden właśnie się wydarzył.
"Nie przynoś niczego."
To już Boże Narodzenie? A może Święto Opet? Nigdy się tego nie dowie. Jej mała naiwna duszyczka jednak nie posiadała się z radości i wręcz chciała opuścić ciało, uprzednio rozrywając je na drobne kawałeczki, gdyż z euforii aż wirowała pośród wnętrzności brunetki. Oczywiście, że uwierzyła, że chciał się z nią spotkać wyłącznie w celach towarzyskich, tak o, dla funu. Pewnie nawet żywiła nadzieję, że na powitanie uśmiechnie się, elegancko skłoni i pocałuje wierzch dłoni swojej małej służki, niczym gentleman witający młodą damę prosto z doborowego towarzystwa. Nie, nie miał kto uderzyć ją w głowę za te beznadziejne marzenia. Może i nie mogła zmrużyć oka w nocy, ale sny na jawie były czymś, co mogłaby zaliczyć do swoich mocnych stron, gdyby tylko takie specjalności wnosiły coś przydatnego poza tym, że od czasu do czasu zamykała podczas takowych jadaczkę.
Poza tym, była kompletną idiotką.
No bo, serio - Ryan wzywający ją w jakieś miejsce na konkretną chwilę, bez żadnych specjalnych życzeń? To było tak możliwe, jak to, że podniosłaby na niego rękę albo chociaż gło-... nie no, to drugie jednak miało pewną szansę pojawienia się. W każdym bądź razie, bo mam już doprawdy dość takiego rozwodzenia się bez ładu i składu nad sensem życia szarookiego (tak, przez cały czas mówiłam o nim; no bo - shit - jak można się nie uśmiechać?), przez pierwsze chwile żółciutkie buciki szurały po chodnikach, drogach i wszystkim, co w miarę czyściutkie w świecie podobno zewnętrznym. Rzecz jasna miejsce spotkania mogło być tylko jedno, a ono już do najczystszych nie należało, co skutkowało kompletnym upieprzeniem mokrym piachem białych czubków tenisówek. I to nie stanowiło żadnego problemu. Niemal nie zdarła sobie kolan, potknąwszy się o konar drzewa. I chuj - zero kłopotu. Można było podstawiać jej pod nogi bogowie wiedzą, jakie przeszkody, a ona i tak miałaby to wszystko gdzieś. "Bo Szef" to, "bo Szef" tamto. A co mnie to obchodzi. Weź się w końcu porządnie wywal, bejbe.
Nie, bo nie zdążę, a Szef nie lubi czekać!
Och, skąd ja to wiedziałam. Dobra. Kłótnie z podświadomością też nie wchodziły teraz w grę. Wszystko, co znajdowało się w jej środeczku zachowywało się tak samo, myślało tak samo i w ogóle uważało tak samo - kurwamuszębiecdoszefajejkujakjagokochamłiii.
Więc wreszcie, po niemal całym pozostałym jej czasie zatrzymała się pod samym Wielkim Murem, który wbrew pozorom chiński nie był. Ale jeśli nazywacie anime chińskimi bajkami - nie zrobi wam różnicy, czy jest on dziełem starożytnej cywilizacji pełnej bezskrzydłych smoków, czy też nacji, której zawdzięczamy animowane pornole i automaty z brudną bielizną. Oczywiście niektórzy z was będą uparcie szukać dziury w całym - Misao już swoją znalazła. Bardzo znajomą, przy której zawsze witała się z obojętnym wzrokiem pięknych, srebrzystych oczu, lustrujących ją z góry. Tak miało być i dzisiaj, więc pozostawało jej już tylko poczekać i z cierpliwością wysłuchać wszystkiego, co Czcigodny Pan i Władca miał jej do powiedzenia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.08.14 3:01  •  Las - Page 3 Empty Re: Las
Czas dłużył się niemiłosiernie i przez większość podróży odnosiło się wrażenie, że koniec drogi złośliwie oddalał się od nich, pomimo tego, że stale stawiali kroki naprzód. To nieprzyjemne uczucie ciągłego oddalania się zdawało się świadczyć o tym, że zbłądzili po drodze, ale Ryan dobrze wiedział, że nie było takiej opcji. Nie znał Desperacji od wczoraj, a od wieków i od tych minionych wieków nic się nie zmieniało, prócz tego, że co jakiś czas w okolicach pojawiały się nowe twarze, z kolei te stare czasem znikały. Któregoś dnia pewnie i on miał stać się jedną z tych twarzy, których obraz na dobre zatrze się na osi czasu. Nikt nie wspominał chodzących zwłok. Mimo wszystko nie czuł żalu z powodu tego, że tak prezentował się bieg zdarzeń. Pewnie dlatego, że nigdy nie rozmyślał o przeszłości, wiedząc, że liczyło się tylko tu i teraz. A teraz musiał jak najszybciej znaleźć się pod murami, dlatego starał się wybrać najkrótszą drogę, choć nawet „najkrótsza” droga wymagała kilku godzin marszu. Męczył się o wiele mniej, gdy – dzięki większej posturze – udawało mu się pokonywać większy dystans w tym samym czasie. Choć nie miał w sobie nic z instynktu opiekuńczego, co jakiś czas obracał łeb w bok, by chociaż kątem oka obrzucić Gavrana ciężkim spojrzeniem, które jednocześnie ostrzegało go przed niewiadomą. W tej sytuacji nietrudno można było się domyślić, że chodziło wyłącznie o to, by czarnowłosy przypadkiem nie zmienił zdania, bądź co bądź nie miał zielonego pojęcia o chłopaku. Znał jego imię, wiedział, że należy do gangu, a reszta zebranych informacji oscylowała wokół powierzchownych cech, jak tego, że miał długie, krucze włosy i czerwone oczy. Nie wiedział, na ile był przydatny i wytrzymały. Niestety z butelką w paszczy, a i przy pomocy zwierzęcych pomruków ciężko byłoby uciąć sobie jakąkolwiek pogawędkę. Grimshaw z kolei nie wyglądał na takiego, który zainteresowałby się życiorysem chłopaka. Musieli zadowolić się tym wygodnym – przynajmniej dla szarookiego – milczeniem.
Warunki o tej porze były znośne. Im późniejsza godzina, tym temperatura powietrza stawała się niższa. Dopiero, gdy udało się im dotrzeć na tereny pustynne, co świadczyło o tym, że byli już niedaleko, suche powietrze dało się we znaki. Lekki wiatr, który mile przeczesywał miękką sierść Opętanego, niósł też za sobą drobinki kurzu, które siłą rzeczy wdychał razem z powietrzem i zdawały się zalegać mu w gardle. Korciło go, by przegryźć plastik, racząc się nieco nagrzaną już wodą, ale postanowił zachować ją na koniec wędrówki. Co jakiś czas z jego rozchylonego pyska wyrywały się ciche chrząknięcia, którymi usiłował poradzić sobie z uczuciem połykania żyletek.
Już niedługo.
Może i tak, choć przy okazji doskonale pamiętał, że wracanie tą samą drogą będzie równie uciążliwe.
O ile wrócą w ogóle.
Ogromny mur powoli zaczął pojawiać się na horyzoncie. Barykada dzieląca dwa różne światy. To zabawne, że ludziom wydawało się, że zbudowali coś trwałego, coś, co zapewniłoby im pełne bezpieczeństwo. Szkoda tylko, że nie pomyśleli o tym, by sprawdzić sumiennie każdą lukę i wciąż łudzili się, że całe robactwo, które dostaje się do środka dosłownie spada im z nieba. No tak, to takie oczywiste! Prognoza na dziś – deszcz wykolejeńców.
Byli coraz bliżej. Dwieście metrów wystarczyło, by dostać się do niewielkiej wyrwy w murze. Wtedy też zniknęły sierść, łapy i wszystko, co jeszcze świadczyło o tym, że przed momentem w tym miejscu stał trzymetrowy potwór. Butelka wpadła w ręce ciemnowłosego mężczyzny, który odkręcił ją, by w niedługim czasie pochłonąć sporą część jej zawartości. Plastik aż wygiął się z cichym trzaskiem, ale drapanie w gardle częściowo ustało. Pociągnął jeszcze jeden łyk, przepłukał nim usta, splunął w bok. Zakręciwszy butelkę wyrzucił ją za siebie, jakby liczył na to, że brunet złapie ją, jeżeli tylko zechce ugasić swoje pragnienie. Jeżeli nie... cóż, nikt nie będzie tęsknił za jedną trzecią wody w butelce.
Po przejściu za mur spotkamy się z człowiekiem ― poinformował, jak gdyby nigdy nic. Jakby czymś zupełnie naturalnym było to, że umarlaki zadają się z ludźmi. ― Resztę wyjaśnię przy niej. Schowaj chustę ― polecił, zdając sobie sprawę z tego, że część wojska, chcąc nie chcąc, nie była aż takimi idiotami.
Po niedługim czasie znaleźli się przy wyrwie w murze. Na pierwszy rzut oka wydawała się być za ciasna dla Rottweilera, ale Gavran bez problemu mógł poradzić sobie z przejściem z racji mniej postawnej sylwetki. Mężczyzna nie wyglądał jednak na przejętego tym faktem i ustawiwszy się bokiem do przejścia, zaczął przedzierać się wolno na drugą stronę, starając się nie poszarpać ubrań o nierówną powierzchnię betonu, choć materiał haczył o nią niebezpiecznie i zapewne niewiele brakowało. Ostatecznie zdarty naskórek na ręce stał się jedyną szkodą, jednak szczypanie zaraz ustało, a skóra wróciła do dawnego stanu, jakby nigdy nie dorobiła się żadnego uszczerbku.
Odsunął się od dziury, nie chcąc przeszkadzać Gavranowi i poprawił koszulę ciągnąc za jej poły od spodu. Srebrzyste tęczówki przemknęły spojrzeniem po otoczeniu, nawet teraz nie szczędząc swojego chłodu, który gdyby tylko mógł, zapewne już oszroniłby kory drzew, a czarnowłosą dziewczynę, na której wreszcie się zatrzymał, zamieniłby w lodowy posążek.
Mio ― wyrzucił, jakby samo wypowiedzenie jej imienia miało określić, dlaczego ją tutaj wezwał. Oczywiście! Jak mogłaby się tego nie domyślić? A tak – była tylko głupią, małą dziewczynką. Przed niechybną śmiercią ratowała ją wyłącznie ta chora naiwność, dzięki której myślała, że jeśli będzie służyć jakiemuś skurwielowi to... No właśnie: co? Do tej pory nie był w stanie rozgryźć tego, co siedziało w jej głowie. Albo była żywym przykładem na to, że wynalezienie lekarstwa na głupotę zakrawało o niemożliwość. Przynajmniej była użyteczna. Na razie.
To teraz czas pogratulować jej awansu? Nie. Nadal była parobkiem na posyłki, ale teraz miała zyskać też nową odznakę, choć wciąż budziło w nim wątpliwości to, czy będzie trzymała dziób na kłódkę... Nie. Wróć. Na pewno będzie trzymała. Jego słowo było święte, a mając tę świadomość, wiedział też, że ma nad nią sporą przewagę. Chyba jeszcze nigdy nie przyszło mu z nią polemizować.
Zerknął jeszcze za siebie, by upewnić się, że Kundel też usłyszy jego słowa.
To, co teraz usłyszysz ma zostać między nami. Umiesz trzymać język za zębami, prawda? ― Uniósł brew, powracając spojrzeniem do Amasakawy. Sam wyraz jego twarzy zdawał się namawiać do udzielenia twierdzącej odpowiedzi, a w dodatku potraktować tę odpowiedź, jako złożenie obietnicy, której niedotrzymanie mogłoby skończyć się dla niej tragicznie. Nawet nie zdawała sobie sprawy z jaką łatwością przychodziło mu podrzynanie gardeł. ― Musimy dostać się do siedziby. Powiedzmy, że żołnierze mają coś, co należy do nas. Pewnie zdajesz sobie sprawę z tego, że kradzież jest zła ― mruknął, nie mogąc powstrzymać się przed tłumaczeniem jej wszystkiego, jakby była niesfornym dzieckiem. Na ogół jednak tak się zachowywała, więc nic dziwnego, że wypływała z niego dziwaczna pobłażliwość, która skrycie podszyta była niesmakiem.
Nie cierpiał takich ludzi.
Na początku chcę, żebyś skierowała się z Gavranem ― tu kiwnął głową za siebie, jakby jeszcze nie dotarło do niej o kogo chodzi ― do północnej części miasta. Z tobą nie powinien zbytnio rzucać się w oczy. Możecie pobawić się w parę migdalących się do siebie nastolatków. Wszystko jedno. ― W końcu i tak nie będzie musiał na to patrzeć. ― Wyruszę jakiś czas za wami, przez ten cały czas chcę dostawać raporty, w których miejscach znajduje się wojsko i ilu mniej więcej żołnierzy mam się tam spodziewać. Masz mój numer. ― A darmowych SMS-ów coraz mniej. ― Starajcie się unikać niepotrzebnego zamieszania. W razie czego próbuj odwracać ich uwagę od niego. Gdy dotrzecie na miejsce, ukryjcie się w jakimś zaułku. Znajdę was. Resztę ustalimy na miejscu. ― Oderwał wzrok od służącej i przemknął nim gdzieś pomiędzy drzewami, przez chwilę pozwalając na to, by cisza otuliła ich swoimi kojącymi ramionami. ― Jakieś pytania? Obiekcje?
Oby żadnych.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.08.14 19:59  •  Las - Page 3 Empty Re: Las
Gavran wyszedł z salonu ciesząc się, że  upokarzające uderzenie w policzek to jedyne, co go spotkało. Przeżył, a do tego nadal jest w gangu! Sukces. Podążył za nowo mianowanym Rottweilerem i nic nie mówiąc przyjął broń. Bo to wcale nie jest tak, że Gav boi się tego używać. Potrafi zabić z obojętnością na twarzy. Nie ważne, czy to dzieciak czy starsza babcia mająca na utrzymaniu wnuczka. Skoro się napatoczyli, to trzeba było i już. Gavran po prostu nie umiał się z takimi rzeczami obchodzić.
- Gav, strzelaj. Tam do tarczy.
- Okej! O, t... O KURNA NIE CHCIAŁEM! POWIEDZ COŚ, ŻYJESZ? TO BYŁO NIECHCĄCY!

To naprawdę nie jest takie łatwe, na jakie wygląda. Tu coś trzeba kliknąć, tu dotknąć... A do tego jeszcze trzeba wycelować! To już wyższy poziom. No po prostu Kruk nie umiał tego wszystkiego ogarnąć. Taki przygłup jeśli chodzi  o walkę. Za to w ucieczce to on jest najlepszy., tak samo w kamuflowaniu.  Właściwie to nawet jego moc jest przystosowana pod jak najszybsze spieprzanie. Opętany woli siedzieć i być niezauważanym przez nikogo, mieć święty spokój. Wtedy to dopiero jest szczęśliwy.
Leciał za Fuckerem w formie kruka. Tak właściwie było wygodniej i szybciej, a do tego wtedy nadążał za biegnącą, czarną pumą. W locie zastanawiał się nad tym, kto i po cholerę porwał Evie. W końcu anielica nie wygląda na kogoś, kto należałby do jakiejkolwiek organizacji wymordowanych. Małe to to i takie urocze. Miejmy tylko nadzieję, że blondynka jeszcze żyje. Słuchał już opowieści o żądnych wrażeń naukowcach, lubujących się w różnych rodzajach tortur. Naprawdę nie chciał, by Evendell coś się stało. To była dobra dziewczyna, Gavran ją polubił. Czasem latali sobie razem nad Desperacją, spędzając godziny na oglądaniu chmur czy mieszkańców.
Wylądował na ziemi przed murem i zamienił się znowu w czarnowłosego chłopaka. Nieufnie zerkał na mur, ale był też także tym trochę podekscytowany. Prawdę mówiąc pierwszy raz miał okazję zobaczyć te utopijne miasto. Tak, jak dotąd ominął go zaszczyt odwiedzenia terenu za murem, ale kiedyś musi być przecież pierwszy raz.  Kruk złapał butelkę, uśmiechając się przy tym. Patrzcie, jak zajebiście to złapałem. Mistrz! Wypił resztkę, a plastik rzucił niedbale na ziemię. Bo po cholerę się przejmować? W końcu byli jeszcze na terenie Desperacji, a tu dbanie o środowisko nie jest potrzebne.
Kiwnął głową, jednocześnie ściągając chustę i wciskając ją do kieszeni. Spotka człowieka. Prawdziwego! Patrzył jak Fucker jakimś cudem przełazi przez dziurę, po czym ruszył w ślad za nim. Nie było tak źle  jak się spodziewał. Dał radę przejść bez żadnych uszczerbków w ubraniu. Zerknął na czarnowłosą, spodziewając się jakichś niesamowitych różnic w wyglądzie. Prawdę mówiąc to nic nie zauważył, nie licząc ogólnego lepszego wrażenia. W końcu tu mają czyste ubrania, bieżącą wodę i inne takie dobrodziejstwa. W milczeniu słuchał słów Rottweilera, kiwając co jakiś czas głową. Ręce włożył w kieszenie spodni, a warkocz odrzucił do tyłu. Wygląda na to, że czeka go przechadzka z panienką Mio. No, to może być ciekawe. Tylu ludzi, a do tego zobaczy te wszystkie ulice i budynki. Spojrzał na dziewczynę i podszedł bliżej.
- Musisz mnie zaprowadzić, bo ja nie znam miasta. - powiedział, stając obok niej i patrząc jej w oczy. Tak bardzo romantycznie. Zaakceptował plan. Właściwie to akceptował wszystko, w końcu Evie czeka gdzieś tam na nich i być może właśnie umiera. Trzeba jej pomóc jak najszybciej, więc obejdzie się bez zbędnych pytań.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.08.14 19:12  •  Las - Page 3 Empty Re: Las
Cichy szelest, ledwo dosłyszalny dla ludzkiego ucha.
Uczucie arktycznego chłodu na swojej skórze za sprawą zaledwie poczucia, iż nie była już sama.
"Mio."
Głos, który ukształtował pojedyncze litery w jej imię, zdawał się być teraz najświętszą świętością, z jaką przyszło się jej mierzyć. W kręgosłupie niemal coś jej strzeliło, gdy rozprostowały się plecy czarnowłosej, jak gdyby jej ciało samoczynnie chciało wykonać komendę "baczność" zaledwie w ułamku sekundy, jaki Ryanowi zajęło powołanie jej do wysłuchania tego, co miał do powiedzenia niewinnej duszyczce. Uniosła jeszcze turkusowe oczy, paradoksalnie do swojej intensywnej, lodowatej barwy, połyskujące niesamowitego rodzaju naiwnym ciepłem względem czcigodnego pana młodej Hayden, nim jej usta wykrzywiły się w subtelnym uśmiechu powitalnym.
A teraz jeszcze uświadczał ją w przekonaniu, że musiała dotrzymać jakiejś tajemnicy, jak gdyby to nie było oczywiste już od samego początku. Sam fakt, że w ogóle utrzymywała z nim jakiś kontakt, trzymała w najściślejszym sekrecie przed wszystkimi. Czasem nawet samą sobą, wmawiając sobie, że wszystkie te fantystyczne momenty z jej życia, zakrawające na cuda, były jedynie senną ułudą. Mimo wszystko teraz doskonale wiedziała, że nic z tego, co widzi, nie jest beznadziejną marą na jawie, a brutalną rzeczywistością, która w każdej sekundzie mogła wymierzyć jej lepszy czy gorszy wyrok wykonany z rąk Grimshawa. Ciekawe jednak, co by się stało, gdyby odmówiła utrzymania wszystkiego między ich dwójką, a właściwie trójką. W najlepszym wypadku Wymordowany po prostu skazałby ją na śmierć. W najgorszym zaś... wolała sobie nawet nie wyobrażać, do czego mężczyzna byłby zdolny. Teraz jednak nie kierowała się strachem, lojalnością, ani całkowitym uniżeniem. Z przyjacielskim uśmiechem pełnym sympatii względem drogiego "szefa", odparła jedynie krótkie:
- To chyba oczywiste. - Wyszczerz rozrósł się jeszcze bardziej na jej bladej mordce, podczas gdy prawa dłoń Misao zawędrowała na jej pierś, uderzając w nią dwukrotnie, jak gdyby na symbol przyrzeczenia. A słuchając kolejnych wyjaśnień, dopiero zrozumiała, iż wcale nie było tu tylko ich dwoje. Znalazł się pasażer na gapę, choć chyba jednak udało mu się, jakimś cudem, skombinować bilet w jedną lub dwie strony do Miasta i chyba z powrotem. Uniosła rękę, a zamachawszy kilkukrotnie w kierunku bruneta, kątem oka zlustrowała osobę Rottweilera.
"Pewnie zdajesz sobie sprawę z tego, że kradzież jest zła."
Kiwnęła głową z pełną powagą. Doprawdy, nawet nie uznała, iż fakt, że raczył jej to wytłumaczyć, miał być obelgą. Dla niej było to jedynie zapewnienie, że za wszelką cenę muszą dostać się na Północ, zabrać, co do nich należy i spieprzyć. "Pewnie nic złego nie zrobią", zdawało się mówić jej przekonanie o całkowitej niewinności dwójki młodzieńców, "Szef nie zrobiłby niczego złego, jeśli nie wymagałaby tego sytuacja".
Całego planu wysłuchiwała z jeszcze większą uwagą, niż dotychczas, o ile to w ogóle było możliwe do osiągnięcia. Zrealizowanie polecenia zamknij jadaczkę i zamień się w słuch dla nikogo nie było tak proste, jak dla niej, gdy w grę wchodziły słowa Ryana. Jak już zostało wcześniej wspomniane - dla Amasakawy jego głos był święty. Każde słowo ociekało złotem, jeśli nie platyną, a osoba mieniła się tak, że świeciła jaśniej, niż samo Słońce, którego właściwie nigdy nie dała rady ujrzeć w jedynym i prawdziwym egzemplarzu. Ale gdyby dostała taką szansę - kociooki i tak lśniłby sto razy bardziej. Choć z pewnością nie dawał takiego ciepła. Wręcz przeciwnie. Żarzyły się z kolei oczy drugiego z ciemnowłosych, który właśnie zbliżył się do niej i powiedział coś, na co nawet ona musiała pomyśleć sobie: To chyba oczywiste.
Dygnęła na prędce, po czym uważnie przyjrzała się twarzy Kruczego Chłopca.
- Za pozwoleniem... - podjęła cicho, przenosząc wzrok z powrotem na lepiej znanego jej mężczyznę. I proszę! Nie zarumieniła się, kiedy Gavran tak nagle się przysunął! Poważne sytuacje jednak robią swoje. - Czy Gavran-... dobrze pamiętam imię? Czy Gavran na pewno powinien przechadzać się po Mieście bez kontaktów? W końcu jego oczy-...
Sugestywne skinienie głową w kierunku twarzy długowłosego wystarczyło, by wszystko wyjaśnić. Czerwone ślepia na pewno nie były mile widziane w Trzecim Świecie. - Choć z drugiej strony, pewnie nie zwrócą na to uwagi. - Nie przy mnie. - Ale jest jeszcze jedno.
Zdawałoby się, że ze słowa na słowo coraz bardziej poważniała. Wręcz nie przypominała siebie, gdy z pełną determinacją spoglądała na twarz swojego "przełożonego", to zaciskając palce w pięści, to znów je rozluźniając, jak gdyby właśnie zbierała się do zadania kluczowego pytania w trakcie całej tej jej wielkiej misji.
- Szefie... - zacisnęła na moment wargi, nie pozwalając jednak zgasnąć iskrom tańczącym w turkusowych tęczówkach, co jakiś czas podkopując się pod źrenice - ...jeśli wszystko pójdzie dobrze, to-... da Szef dotknąć włosów? I zdejmie Szef koszulę, żeby pokazać klatę?
. . .i całą powagę diabli wzięli.
Idę umrzeć. Right now.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Las - Page 3 Empty Re: Las
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach