Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Go down

Wystarczyło jedno słowo. Krótkie, posiadające ledwie trzy sylaby, siedem głosek, a nawet i tyle samo liter. Zero zmiękczeń, zero ubezdźwięcznień i udźwięcznień, żadnych zmian. Słówko to nie potrzebowało ŻADNYCH modyfikacji, gdyż było idealne samo w sobie, a jakiekolwiek dodatki i ujęcia mogłyby tylko zaburzyć ideał. Wprowadziłyby niepotrzebną brzydotę w coś, co w swojej nienagannej, harmonijnej całości jednocześnie ocieka chaosem wariacji smakowych.
Herbata.
I wszystko jasne. Przecież normalnie nie zaciągnęłaby swojego śnieżkowego dupska w takie miejsce. Nie tak daleko, nie w taki dzień i nie bez okazji. A przede wszystkim nie samej. Możliwość spróbowania herbaty parzonej w lokalu specjalnie do tego przeznaczonym była jednak zbyt silną pokusą, aby rozglądać się za osobą towarzyszącą. No i, spójrzmy na to po ludzku i powiedzmy sobie szczerze - kto normalny zapieprzałby na piechotę nad jezioro tylko po to, żeby napić się herbaty z kimś... takim? Przyznajmy, że towarzystwo rozgadanej, szurniętej yaoistki byłoby co najmniej mało przyjemne dla potencjalnego młodzieńca, którego by zaprosiła. Na całe szczęście czarnowłosa sama z siebie dała radę uświadomić sobie to, jak negatywnie wpływa na swoje otoczenie poprzez właśnie taka gadkę. Z drugiej jednak strony - co ją obchodziły jakieś marne jednostki nierozumiejące takiej pasji, duh? Gejuchy lepsze.
Gejuchy zawsze były lepszymi jednostkami od zwykłych cyckolubów. Co z tego, że wraz z każdym powiększeniem się ich populacji jej szanse na znalezienie sobie fagasa malały? Póki jest do czego fangazmować, to-...
Kurna. Zajmijmy się wreszcie tą herbatą.
Zasuwane drzwi swoim szurnięciem zwiastowały przybycie nowej persony, która miała ożywić nieco lokal swoją obecnością. Przez chwilę mogło się wydawać, że miejsce to jest nawiedzone, gdyż w pierwszym momencie... nie dało się dostrzec w środku ani jednej żywej duszy. Jedynie dwójka, bądź trójka staruszków, popijających w ciszy herbatę. No, oczywiście za wyjątkiem bezzębnego dziadka, wydającego z siebie donośne siorbnięcia, bo i tego nie mogło nigdy brakować. Z drugiej strony - w pomieszczeniu pozostawało sporo wolnych kotatsu, przy których można było usiąść. Raj? No, niby tak. Choć brak rozmów wciąż pozostawał lekkim utrapieniem. Nie potrzebowała rozmówcy dla siebie, no. Po prostu chciała uniknąć tej irytującej pseudo ciszy. I zamiast zagadać chociażby do jednej z uprzejmie wyglądających staruszek, wolała zasiąść przy niziutkim stoliku oddalonym od reszty nieomal w całkowitej ciszy, wydając z siebie jedynie ciche chrząknięcie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Właściwie to często nie zapuszczał się w te tereny. Ba! On prawie w ogóle się tutaj nie zapuszczał. Aczkolwiek zamierzał zakupić zapas kawy. Kij, że herbaciarnia, a nie kawiarnia. To i to dla niego było praktycznie takie samo. Naprawdę nie widział większej różnicy, może też dlatego, że nie bywał w tego typu lokalach. No ale cóż, tak bywa.
Z rękoma w kieszeni wkroczył dziarskim krokiem do herbaciarni, od razu kierując się w stronę lady. Spojrzał na kobiecinę za nią i wreszcie wymówił swoje zamówienie. No cóż, jakże było jego wielkie zaskoczenie, gdy kobitka rozłożyła ręce w geście zrezygnowania, otwarcie komunikując, że nie znajdzie tutaj tego, czego chciał. Taki smutek. Tak bardzo. Nathair odsapnął cicho, nieco podirytowany bo to właściwie już drugi lokal, który odwiedził dzisiejszego dnia, a w którym nie znalazł tego, czego chciał.
Odwrócił się na pięcie, uprzednio ładnie podziękowawszy sprzedawczyni, bo przecież kultura tego wymagała i skierował się w stronę wyjścia. Lecz wtem dostrzegł charakterystyczne, ciemne włosy. Zatrzymał się raptownie, mrużąc przy tym oczy, chcąc się upewnić, że osoba, którą widział, to była na pewno ona. Tak, to ona. Nathair zgrzytnął zębami, odwracając się tyłem i pospiesznie kierując w stronę wyjścia. Może go nie zauważy!
To nie tak, że nie przepadał za nią, dlatego też chciał jej unikać. Po prostu… to była ona. I wiedział jak kończą się ich spotkania, których notabene nie było aż tak wiele. A mu się naprawdę spieszyło. Chciał kupić tę cholerną kawę i mieć to już z głowy, by móc zając się swoimi innymi, codziennymi obowiązkami. Na pogawędkę z nią mógł się przecież kiedy indziej umówić. Zresztą, zawsze w jej towarzystwie czuł się trochę tak nieswojo. I zmieszany, nie wiedział co robić i co mówić. Chyba, mimo wszystko, nienajlepiej dogadywał się w z przedstawicielkami płci przeciwnej. Ale bardzo chciał! To pomogłoby mu rozwiać wszelkie wątpliwości odnośnie jego orientacji. A nawet płci, wszakże przez swoje rysy twarzy i włosy był nie raz brany za dziewczynę.
A skoro mowa o włosach… Jak też bardzo teraz żałował, że nie ma ze sobą żadnego kaptura. Mógłby go zaciągnąć na swoją łepetynę i nie przyciągać tam bardzo uwagi innych. No cóż, nie oszukujmy się. Jego kłaki przyciągały wzrok innych. Ale teraz miał płonną nadzieję, że może będzie inaczej.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

To miejsce zdawało się jedynie zyskiwać i zyskiwać na popularności i liczebności klientów. W momencie, w którym Anioł przekroczył próg barku, obok Amasakawy znalazła się drobna kobieta o przesadnie jasnym podkładzie i równie przesadnie kontrastującym, czerwonym akcencie na ustach. Jej makijaż był zupełnie, jak jej naturalna twarz. Zupełnie nie przypominały w tym Azjatek. Bardziej umalowane na clowny albinoski z farbowanymi włosami.
LECZ CICHO!
"Tutaj..."
W milczeniu żłopała herbatę, nasłuchując rozmowy kogoś, kogo od razu powinna zauważyć, i słodkiej sprzedawczyni umalowanej na gejszę. Aż nazbyt niecodziennym było, że w ogóle się odezwała, ale - cóż - taki był jej obowiązek jako obsługi klienta. Musiała informować, co znajdowało się w lokalu, a o czym można było tylko pomarzyć. Z drugiej strony - jaki idiota wyobrażał sobie tutaj jakąkolwiek kawę? No okej, w polskich sklepach sieci "Czas na Herbatę" dało się znaleźć kilka rodzajów Arabici, Kenyi, czy bór wie, co jesze. Ale, jasny gwint, to nie był sklep, tylko pijalnia, w której ewentualnie można było zakupić herbatę na wagę. Wolała jednak sączyć swój napój, nie mając jeszcze świadomości, po co takiego przybył tutaj zdesperowany klient i jego aż nazbyt wyczuwalny pośpiech. Miała to wszystko zrównać z ziemią. Ale jeszcze nie teraz.
CO ZA BLASK STRZELIŁ TAM WIELKIEGO, RÓŻOWEGO BĄKA!
"...kawy..."
Nadstawiła uszu, powoli przekierowując wzrok ku ladzie. W całej tej ciszy każdy ruch i każde słowo były idealnie słyszalne dla nawet najsłabszych uszu. Nawet jedna z pomarszczonych staruszek uśmiechnęła się półgębkiem w swoim rozbawieniu. Słowo "kawa" działało tutaj, jak najlepszy dowcip opuszczający usta najwybitniejszego komika. A ten tutaj przypominał go aż nazbyt dobitnie, prowokując swoim wyglądem do zadania właśnie tego pokroju pytania. Czy może był boke, czy jednak tsukkomi? Swoim idiotycznym pytaniem wywołał jedynie niemy śmiech na sali. Powtórzę: idiotycznym. To zwalniało z obowiązku utwierdzenia się w przekonaniu, iż pierwsza opcja pasuje do niego o wiele lepiej. To kim był jego prywatny, agresywny persen? Kto wydzierał się na niego, bił po głowie i pomiatał? Och. No tak.
ON JEST ZAGAZOWANYM WSCHODEM! A NATHAIR-...!
"...nie sprzedajemy."
Nie udało mu się napotkać jej wzroku. Turkusowe oczy zbyt zajęły się kontemplowaniem postury rozbawionej staruszki, która nareszcie podjęła rozmowę z towarzystwem zdesperowanych emerytów. Uśmiech niemal automatem wkradł się na jej usta, paradoksalnie do tutejszego braku jakichkolwiek sprzętów, które działały na zasadzie właśnie takiego zautomatyzowania. Zresztą, była człowiekiem - nie maszyną. I dopiero gdy ciche kroki zaczęły się oddalać i czynić same siebie jeszcze cichszymi, powróciła do badania otoczenia. Przesuwała ciekawskim spojrzeniem wpierw po podłodze. Być może zastanawiało ją, czy mężczyzna, który tutaj trafił, nie był pijany. Bo mężczyzną był definitywnie.
Gdyby jeszcze tylko skojarzyła, że ten głos znała aż za dobrze, mogłaby rzucić się na niego dobrą minutę temu.
- Nathair-...? - Rzuciła nieco ciszej, niźli to sobie zaplanowała, darząc na razie jeszcze tył głowy chłopaka przesympatycznym uśmiechem. I choć taki miał być przekaz, niekoniecznie każdemu tak by się ten grymasik skojarzył. Mógł przerazić niemal wszystkich przedstawicieli płci męskiej. Ta nachalność była aż nazbyt odczuwalna. Oczywistym było, że zaraz się podniesie i uwiesi na jego szyi, jak gdyby nigdy nic. Dlatego też jej szanowne cztery litery poderwały się do góry, a kocie kroki teraz już bosych stópek, napierających nieco na posadzkę, która od czasu do czasu wydawała z siebie subtelne skrzypnięcia, pozwoliły jej na stopniowe zmniejszenie dystansu pomiędzy nią, a celem podróży.
Był już tuż przy wyjściu. Brakowało dosłownie ułamka sekundy, by rozsunął shōji i opuścił herbaciarnię w jak najbardziej dyskretny sposób. Powinien był się przefarbować, żeby nic takiego się więcej nie przydarzyło. Dosłownie przekraczał granicę, pokonywał próg, jedną nogą znalazł się już na zewnątrz-...
- Masz chwilkę?
...no masz. Przesympatyczny terkot dotarł do niego z półtorej głowy w dół, tych dwudziestu paru centymetrów, dzielących jego uszy i jej wargi. Palce pochwyciły rękaw koszuli, i choć uścisk był ledwo wyczuwalny - czynił jej osobę ciężarem nie do zniesienia, który nie zamierzał puścić, choćby nie wiadomo, co. - Chyba możesz ze mną posiedzieć parę minut, mm~? Byłoby mi miło~.
Och, błagam, Mio. Narzucasz się, jak dziwka przed burdelem, ściągająca klientów.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach