Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 5 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Go down

Pisanie 04.06.18 0:35  •  Ulica przy barze - Page 5 Empty Re: Ulica przy barze
- A panna tak się nie boi sama stać w takim miejscu? - pierwsze słowa, o dziwo nawet sensowne, padły z ust człowieka z przekrwionymi oczami. Człowieka? Nie do końca, bo miał dziwny pancerz na dłoniach, trochę kojarzył się Miau z pancernikiem. Może zamieniał się w pancernika? Miau dmuchnęła w pasmo włosów, które opadało jej na czoło i  poprawiła swój strój, który był zszyty z różnych materiałów. Dostała od szefa, nawet dziurawe rajstopy się trafiły. Dziurka była na wysokości uda to nie było jej teraz widać. Miau miała przecież swoje sposoby by prezentować się w miarę dobrze w pracy. Szef był w porządku gościem, płacił nieźle i zgodził się by od czasu do czasu mu pomagała. Dla Miau ten układ był idealny, byleby Jinx nie wiedział. A jeśli nawet wiedział by nie był zły.  Nie oddaliła się za bardzo od "Przyszłości", wyszła by zaczerpnąć świeżego powietrza i trochę poobserwować okolicę. Był dzień, więc nie spodziewała się by mogły spotkać ją jakieś nieprzyjemności. Za wcześnie przecież. Dlatego też ten pan, co czekał niecierpliwie na jej odpowiedź - wystukiwał dłonią jakąś szybką melodyjkę - nie wzbudzał w niej strachu. Nie był przecież taki straszny, nawet jeśli odrobinę zmutował.
- Nie ma czego się obawiać, umiem o siebie zadbać - odpowiedziała drapiąc się po nosie i może uśmiechając się nikle, nawet przyjaźnie. W tej pracy liczył się uśmiech.  Nie miała innych pomysłów na to, co mogłaby na Desperacji robić, a każda waluta była potrzebna, zwłaszcza jeśli ponownie miała zamiar urwać się ze smyczy.
- No nie wiem, nie wiem - cmoknął i posłał jej krzywy uśmieszek, a powątpiewające spojrzenie zahaczyło  o jej nogi.
Miau zmarszczyła czoło, ale nie odpowiedziała mu, może jedynie prychnęła pod nosem, stwierdzając, że chwilę jeszcze poczeka i wróci do środka. Jej przerwa nie mogła trwać wiecznie.  Założyła kosmyk włosów za ucho i wyciągnęła z kieszeni pomięty listek gumy. To była cenna zdobycz, dlatego też niezwłocznie wepchnęła ją sobie do ust, a papierek z powrotem schowała. Wszystko mogło się przydać.
- A jak coś pannę zaatakuje?
- To szef wyjdzie i zrobi z tym porządek - dodała cierpko i jak zaświeciło mocniej słońce,  dłonią zrobiła sobie daszek.
- A panna...
- O, ktoś tutaj zmierza! - przerwała mu nagle i posłała mu przepraszający uśmiech, wykonując kilka kroków do przodu, próbując wyjść naprzeciw klientowi. A może klientce?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.06.18 13:19  •  Ulica przy barze - Page 5 Empty Re: Ulica przy barze
Kochajmy Desperację, jest tutaj tylu pomocnych panów...
Taki chuj, jeden z nich uciekł z baru jak jebana mała dziewczynka.
Nie do końca miała pewność co się stało, ale pewnego jegomościa szlag trafił szybciej jak się pojawił, co prawie doprowadziło Włoszkę do niekontrolowanego ataku złości. Nie po to łowiła go miesiącami, aby ten nagle, najemnik z kociego teatru - bez obrazy dla porządnych kocich panów i pań - za przeproszeniem spierdolił w takim stylu, zostawiając Bernardyna na lodzie. I w barze pełnym irytujących jej ludzi.
Stąd właśnie z pełną gracją i szacunkiem do siebie wyprosiła się z tamtych terenów, kierując się w stronę bardziej interesującego jej baru. Tego bardzo przyszłościowego rzekomo.
Włoszka nie spieszyła się specjalnie, podziwiając widoki tej zapchlonej dziury, które niby już znała na pamięć. Zawsze miało się nadzieję, że może zawisnął ktoś nowy na drzewie albo jakiś dziwny wymordowany, o krzyżówce genów jakich nie powstydziłby się nawet naukowiec S.SPEC, zdecydował się odwiedzić te krainy. No cóż, ryb bądź węży nie spotkała, ale w zamian za to zauważyła dwójkę stojąca przed barem już z dużej odległości... I miała wrażenie, że co najmniej jedną twarz kojarzy, choć nie mogła tego potwierdzić. Jej pamięć była gorsza od niejednej staruszki w autobusie w upalne lato, stąd musiała improwizować, bo w najgorszym wypadku dostanie w twarz...
"O, klient idzie!"
...i tyle z chamskich podejść, co? Bo kocia dama wręcz poleciała w jej kierunku, prawdopodobnie wierząc, że znajdzie w Nove jakiś ratunek, nawet na siłę i pięć minut.
- Klient, któremu sporo widzisz, signorina - na twarzy zamaskowanej Włoszki pojawił się złośliwy uśmieszek - Lepiej nie przeszkadzać damom jak mają sprawy do załatwienia, więc my sobie pójdziemy.
I jak gdyby nigdy nic złapała dziewczynę za rękę i odciągnęła kawałek dalej, upewniając się, że miły pan za nimi nie szedł. Jak już tylko miała tę pewność, to stanęła i puściła ją.
- Nie m jak tutaj narzekać na nudę, co?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.06.18 21:04  •  Ulica przy barze - Page 5 Empty Re: Ulica przy barze
Panów było szczególnie dużo na Desperacji i zapewne jakby Miau była tutaj pierwszy raz to by nie wiedziała, gdzie oczy podziać i szukałaby ukrytych w tłumie kobiet. Sposób wychowania, środowisko w jakim dorastała, uświadomiło ją w tym, że to nic nadzwyczajnego. Panów było po prostu więcej na świecie, pewnie dlatego, że łatwiej było im przeżyć w tych trudnych warunkach. Takich pomocnych panów Miau nie lubiła. Lubiła innych panów, takich co nie śmierdzieli zepsutym jedzeniem i wczorajszym tanim trunkiem. Pachnących panów, co lubili zwierzęta. Co było w barze? Jak do tego doszło? Dlaczego uciekł? Takie pytania eksplodowałyby pod czaszką Miau, gdyby wiedziała więcej o Nove, gdyby była z nią w tamtym miejscu.
Koci teatr byłby czymś pięknym. Mogłaby spróbować nauczyć się szyć, zrobić z resztek materiałów szmaciane lalki kotów, z kawałka drewna scenę, a kurtynę... no z tym byłby problem, ale w końcu coś by wymyśliła. Kocia sztuka... może nawet okoliczne dzieci, co przemykały między uliczkami, przyszłyby obejrzeć ten spektakl.
Na razie Miau musiała jednak radzić sobie z innymi problemami, choć i tak w ostatecznym rozrachunku mogło być gorzej - i nie, nie mówiła tego sobie, bo tak, dla jakieś tam zasady, ale dlatego, że takie sławne, będące w dobrym stanie miejsce, zawsze przyciągało sporo uwagi. Niekoniecznie tej dobrej, zwłaszcza dla osób, które tutaj pracowały, nawet jeśli na chwilę. Jeden natrętny pan to było nic, dlatego nie chciało jej się irytować czy iść do szefa i poprosić by coś z tym nieznajomym pancernikiem zrobił. Przeżuła szybko gumę w swoich ustach, dała ręce do tyłu, nieco się rozciągając i pewnie wyglądając dosyć nietypowo na tle tego zjawiskowego miejsca. Nove była teraz niczym woda na pustyni dla spragnionego wędrowca, a chociaż w rzeczywistości nie było aż tak dramatycznie to Miau miała w sobie za dużo energii by móc tak po prostu stać i czekać na coś interesującego, co odklei pancerz od jej palców. Nie było sensu się czaić, różne prace przyzwyczaiły ją do wszechobecnego kontaktu z drugim człowiekiem, czy też półczłowiekiem. Przyjrzała się jej zaciekawiona, kiedy Nove znalazła się wystarczająco blisko. Przekrzywiła nawet głowę i niemal od razu złapała, o co nieznajomej chodzi. Spokojnie, Miau nie do końca miała pamięć do imion, bardziej kojarzyła twarze, ale twarzy Nove przecież nie była w stanie ujrzeć, dobrze ją zakryła.
- Ale że panna coś wisi...?
- Tak się złożyło - odpowiedziała od razu Miau, posyłając mu zakłopotany uśmiech i robiąc balon z gumy. Podrapała się po głowie. - Och i co teraz? No nic, będę musiała iść z tą panią. Miłego dnia!
Widziała jak mężczyzna patrzy na Nove podejrzliwie, jak na jego twarzy pojawia się grymas, najwyraźniej nie był zadowolony z takiego obrotu spraw, zupełnie jakby miał coś w planach. Niemądry. Miau ledwo powstrzymała zrezygnowane westchnięcie i dała się pociągnąć, poprawiając szybko dół stroju, który reagował tak jakby miał się zaraz odczepić od góry. Dramat. Pan nie szedł za nimi, najwyraźniej wolał jeszcze postać przy ścianie i wypalić kolejnego, nędznie wyglądającego papierosa własnej roboty. Zerkał jednak co jakiś czas tam, gdzie zniknęły.
Miau wyszczerzyła się nieco, zapominając o manierach i kiwnęła głową. Pewnie guma jej się przykleiła wtedy do zębów.
- Standardowy dzień, nawet miły. Jeszcze nikt nie zwymiotował, nie poklepał po ramieniu i nie wylał na mnie trunku. Bójki też żadnej nie było, o dziwo! Miło jest odetchnąć, nawet jeśli nie ma świeżego powietrza - wyrzuciła z siebie jakby rozmawiała z kimś znajomym. W sumie to było całkiem miłe, nawet jeśli zdawała sobie sprawę, że mówi stanowczo za dużo i nie wszystkim mogło się to podobać. - Dziękuję za pomoc, męczą mnie takie bezsensowne rozmowy, rozumiesz... znaczy pani rozumie? Nie wiem w sumie jak się zwracać, co klient to inne wymaganie.
Pewnie bardzo zaintrygowała ją jej maska, więc Miau patrzyła. Dużo patrzyła na Nove. Bardzo dużo, jakby chciała odkryć co za nią chowa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.06.18 14:35  •  Ulica przy barze - Page 5 Empty Re: Ulica przy barze
Widok twarzy pana pancernika, który mógł co najwyżej obserwować, jak jakaś blondwłosa panienka kradnie mu kocią damę i ucieka gdzieś na bok sprawiła, że humor Włoszki od razu się poprawił. Niezależnie od tego jakie plany zdołał sobie ułożyć w głowie, te zdążyły już uciec najbliższym pociągiem w jej towarzystwie - i nie, w żadnym wypadku nie było jej źle. Może chciał się z nią napić z nadzieją, że zaimponuje jej swoim oryginalnym wyglądem, może chciał ją zaciągnąć gdzieś na bok i przelecieć, a potem sprzedać kultystom z Kościoła Nowej Wiary za parę drobniaków - nic z tego. Sama może to zrobić za niego, jeżeli będzie mieć taki humor, aczkolwiek w przeciwieństwie do niektórych wesołków z Desperacji, ona sama nie była na tyle... cóż, zdesperowana, aby to robić. Oko za oko, ząb za ząb, udawaj czasem miłego i może znajdzie się jakiś frajer lub niewinne dziecko, które zdecyduje się kiedyś odpłacić. Wiecie, karma i te sprawy.
W każdym razie, nie wiedziała w sumie co robić dalej. Przez chwilę czuła, że facet będzie bardziej uparty, zamiast być taką ciotą, ale jednak tylko się gapił, co ją nawet troszkę zasmuciło. Nie miała wyboru jak postawić na starą i bardzo użyteczną improwizację, może zdoła zasłyszeć kilka ciekawostek - bo z tego co zdążyła już zauważyć, kocia dama nieszczególnie zaliczała się do tych cichych typów i już dalej ją bombardowała słowami, sprawiając, że brew Włoszki powędrowała do góry, kiedy tylko próbowała za nią nadążyć. Prawie się zgubiła, gdyby nie fakt, że pod koniec dziewczyna odezwała się do niej per pani, co ją widocznie rozbawiło.
- Zero szacunku do klienta i atak słów, księżniczko, doliczę do Twojego jakże istniejącego długu - Nove uśmiechnęła się złośliwie, obserwując ją cały czas - A przynajmniej kusi. Nie sądziłam, że wyglądam tak staro, więc może jednak odetnij mi te dodatkowe lata i postaw na zwykłe "ty", co? Byłabym wdzięczna.
Nie żeby rzeczywiście była babcią, która powinna od stuleci wywracać się w grobie zamiast hasać po resztkach dawnej Japonii, ale wcale na tyle nie wyglądała. Była piękna i młoda aż do końca. Tak się o siebie dba!
- Ten typ to prawdopodobnie ciota, która uważała, że może cokolwiek zdziałać, bo wygląda jako tako... Słaby przypadek, jeżeli mnie spytasz, ale nie ma co poświęcać mu uwagi, mamy ciekawsze przypadki, prawda? - puściła jej oko i oparła plecy o te nieszczęsne resztki ściany, cały czas spoglądając na dziewczynę - Bardziej mnie interesuje, co mi możesz zaoferować, czymkolwiek się zajmujesz. Mało kto dla śmiechu nazywa innych klientami.

[z/t]


Ostatnio zmieniony przez Nove dnia 28.08.18 14:50, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.06.18 2:29  •  Ulica przy barze - Page 5 Empty Re: Ulica przy barze
Małe rzeczy cieszą ponoć najbardziej, chociaż pana pancernika ucieszyłaby większa rzecz, jak na przykład widok zamaskowanej znajomej lądującej w radioaktywnych śmieciach. Miau jednak nie narzekała, zwłaszcza że namolni klienci upatrywali ją sobie namiętnie, widząc w niej łatwą zdobycz, która nie powie złego słowa. A ona była miła tylko w ten zawodowy sposób. Sposób w jaki są miłe wszystkie kelnerki świata, kiedy zależy im by miejsce ich pracy dobrze prosperowało. Więcej klientów - więcej zysków dla nich. Pan pancernik dla miłej odmiany szybko odpuścił, woląc szukać niedopałków przy "Przyszłości" by mieć coś na później. Kocia dama, jak ją zdążyła zatytułować jej obrończyni, z pewnością poradziłaby sobie z wyjątkowo natrętnymi męskimi łapskami, brudnymi i spoconymi, próbującymi odebrać jej więcej niż stare zdrapki z kieszeni.  Ale w końcu zawsze lepiej improwizować niż kłopotać się ucieczkami, wspinaczkami i skokami po dachach, nie? Dobra pani miała doskonałe wyczucie czasu, a Miau z chęcią rozpoczęła odgrywanie tego spontanicznego scenariusza. Desperacja nie musiała być zdesperowana! Powinno powstać takie hasło na murze w jakimś zaułku, może w tym?
Miau za często zaciągała jakichś długów. Za często. I to chyba najczęściej u DOGSów, których było jak mrówków. W sumie to dawno nie widziała mrówek, a DOGSów tak czy inaczej nie rozpoznawała. Chyba Jinx coś w nich działał, a długów u Jinxa... miała w sumie najwięcej. Aż dostała ciarek na samą myśl.  Oby nie miał dzisiaj złego humoru, zaczynało brakować bandaży od tych jego szaleństw.
Pytanie czy informacje które otrzyma będą przydatne? Przydatne rzeczy trzymała blisko, to było jej przetrwanie a uliczne koty umieją o to przetrwanie walczyć jak żadne inne - w końcu nie grzeją za długo tyłka w jednym miejscu. Miau zamrugała szybciej oczami, czekając na odpowiedź. Nie wiedząc co zrobić z rękoma, dała je do tyłu i złączyła ze sobą dłonie.  Jęknęła, dłubiąc butem w ziemi. No nie! Dług! DŁUG!
- Tylko nie dług i nie księżniczko! Jestem Miau! - rzuciła nagle buntowniczo, dmuchając w niewidzialną grzywkę - w końcu ją spięła, po czym się speszyła. Była w pracy, nie powinna... jakby się szef dowiedział... tak lekkomyślnie! - Kim jesteś? Jak się do ciebie zwracać, skoro jesteśmy teraz na "ty"? Nie wyglądasz staro... w ogóle nie wiem jak wyglądasz, więc ciężko określić wiek.
Nie jedna kobieta nieznajomej by pozazdrościła tego "sposobu" na wieczną młodość. Miau była jednak młoda, miała młodą buźkę i kompletnie nie myślała o tego typu rzeczach.
- Często przychodzi, dużo opowiada po trzech piwach - rzuciła w odpowiedzi, nieco wzruszając ramionami. - Ale kto tego nie robi? Absolutnie nie interesuje mnie w ten sposób! Ogólnie nie mam czasu na takie rzeczy. Muszę szybko zarobić.
Dała włosy za ucho, wcale nie czując się niezręcznie z nieznajomą osobą. W sumie chyba ją kiedyś widziała, a skoro widziała to nie taki diabeł straszny, nie? Oparłaby się o ścianę obok niej, zachowując pewną odległość, tak w razie czego.
- Pracuję w Przyszłości. Zapewne do niej zmierzałaś, nie? Dlatego już jesteś klientem. Jedynie co mogę ci zaoferować to...- i zaczęła gorączkowo myśleć o tym, co mają w ofercie. - Zimne piwo? To prawdziwy rarytas! Mamy trochę popsuty sprzęt i przez to ma swoje dziwne fazy chłodzenia, ale ogólnie nie jest najgorzej. Do tego mogę dorzucić paluszki. Lubisz paluszki?
Po rozmowie wróciła do baru, a Nove poszła w swoją stronę.

tymczasowe z/t, bo nie mam wolnych wątków, a Nove i tak na razie nie ma
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.09.18 20:32  •  Ulica przy barze - Page 5 Empty Re: Ulica przy barze
Po walce z tym wielkim gadem jedyne o czym marzył to się napić. Miał nadzieję, że w barze jeszcze im jakiś alkohol został i dla niego starczy. Kiedy się z wężem rozstali w miarę pokojowych stosunkach, Luc na nowo przybrał swoją ludzką postać, po czym oddalił się na tyle ile pozwalało mu jego zmęczenie. Nie zaszedł jednak za daleko i ostatkami sił wdrapał się do jakiegoś zdemolowanego budynku, który wydawał się w miarę stabilny po czym skitrał się gdzieś w kącie i zasnął. Spał jak zabity trzy godziny dopóki nie nabrał sił. A kiedy się obudził poczuł, że go suszy.
Dlatego jak tylko się obudził skierował swoje kroki do Baru Przyszłości mają nadzieję, że znajdzie tam coś co ugasi jego pragnienie. Jakimś cudem udało mu się pozbyć krwi z czoła i w miarę doprowadzić się do stanu używalności. Nadal odczuwał lekki ból jednak był on do zniesienia.
Szedł na spokojnie z rękami w kieszeni przed siebie zmierzając do celu. Naprawdę jedyne o czym marzył w tym momencie to coś do picia i święty spokój. Był ciekaw czy będzie mu to dane, bo jednak w tym rozwalonym na kawałki świecie nie można było być niczego pewnym.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.01.19 1:11  •  Ulica przy barze - Page 5 Empty Re: Ulica przy barze
|| Postać jest nieaktywny, więc rekwiruję temat.

Nie miał co ze sobą zrobić. Przemieszczał się z kąta w kąt, próbując nawiązać z kimś rozmowę, ale bezskutecznie. Myśli wszystkich członków Kościoła krążyły wokół misji Proroka i jego oddanych ludzi, którzy udali się wprost do wylęgarni wszelkiego plugastwa - Edenu, więc czas dla wiernych umykał pod znakiem modlitwy do Wielkiego Ao.
  Przez wzgląd na panujące tam nastroje i określania wywołujące u niego histeryczny śmiech, ostatecznie w jego głowie ukształtowała się spontaniczna myśl opuszczenia Góry Shi na okres kilku dni w poczuciu obowiązku zrzeszania nowych wiernych rzecz jasna. I tak oto nogi przywiodły go na najbardziej turystyczną części Desperacji.
  Obracając w palcach swoją nową zdobycz, ukradzioną nieznanemu mu jegomościowi tuż na dzień dobry, pod postacią 240 ml. piersiówki, wmieszał się w niewielki tłum Desperatów. Apogeum z nieznanego mu powodu pękało dzisiaj w szwach. Co prawda do jego uszu co rusz dolatywały nowe wieści traktujące o rzekomym wzmożeniu ruchu, ale nie dawał im wiary. Kto zdrowy na umyśle uwierzyłby, że w barze Przyszłości rozległ się najprawdziwszy dramat z niezidentyfikowana zarazą w roli głównej? Na pewno nie on!
  Otworzył swój nowy nabytek. Chcąc zbadać zawartość pojemnika na alkohol, zbliżył go do nosa i zaciągnął się wonią znajdującego się w nim trunku. Zapach był obiecujący, ale nadal nie mógł orzec, czy aby na pewno znajdująca się w środku substancja nie zawierała w sobie domieszki trucizny. Jego dylemat utrwał dziesięć kroków. Po pokonaniu tego dystansu, pomyślał a co mi tam i napił się kilka łyczków, chcąc nawilżyć gardło. Bezpośrednio po wypiciu, oprócz charakterystycznego pieczenia pod językiem i w gardle, nie odczuł żadnych efektów ubocznych, więc potraktował to jako dobry znak. Najwidoczniej Ao nad nim czuwa, tsa.
  Zatrzymał się i rozejrzał po najbliższej okolicy w poszukiwaniu kolejnego frajera, którego mógłby okraść. Niby w pierwotnym zamierzeniu chciał wstąpić do baru i podpytać znajdujący się tam motłoch czy kojarzą imię i nazwisko wybite na blaszce, ale po nacierających zewsząd plotkach szybko zmienił zdanie. Ponadto taki tłum to raj dla złodziejaszków jego pokroju i nie mógł odmówić sobie tej przyjemności.
  Nie musiał długo czekać na odpowiedniego kandydata. Po kilku chwilach w jego oczy rzuciła się najprawdziwsza okazja. Jedna na milion. Idąca nieopodal kobieta nie dość, że sprawiała wrażenie zamyślonej, to znacząco odbiegała od standardów.
  Szturchnął ramieniem znajdującego nieopodal mężczyznę.
  —  Co to za jedna? — zapytał, po czym znowu skonsultował swój przełyk z alkoholem.
  Zdziwienie uwidocznione spojrzeniu zaczepionego Desperata sprawiło, że Liu Jie nabrał przekonania, że tym razem trafiła mu się  gruba ryba.
  — Naprawdę nie wiesz? Przecież to właścicielka kasyna. — Przewrócił oczyma w akcie dezaprobaty i odwrócił się do swoich zajęć. Z ust diakona wydobył się gwizd, czego handlarz najprawdopodobniej nie wyłapał, przez rozgardiasz panujący na ulicy. Och, naprawdę miał przyjemność zaleźć za skórę komuś bardziej znaczącemu! Mimo iż w jej kocich ruchach było coś takiego, co namówiło Liu Jie do powstrzymania swoich kleptomańskich zapędów, nie miał zamiaru ulec przeczuciom.
  Nigdy w życiu! Szczęście mu sprzyjało, więc nie mógł zmarnować tej okazji.
  Zbliżył się ku niej. Plan był prosty. Zderzyć się z nią. Przeprosić. W międzyczasie przeszukać jej kieszenie. I czmychnąć przed sprawiedliwością. Nic prostszego!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.01.19 14:44  •  Ulica przy barze - Page 5 Empty Re: Ulica przy barze
Choć tego dnia słońce nie spieszyło się do nieśmiałego wyjścia zza gęstych chmur, pogodynki na najbliższe kilkanaście godzin zgodnie informowały o braku ewentualnych opadów. Temperatura była znośna, a wiatr, choć zrywał się co jakiś czas, nie był silny czy lodowaty. To był doskonały dzień na opuszczenie kasynowej twierdzy i rozpoczęcie odznaczania punktów z checklisty na najbliższe kilka dni.
Mimo sprzyjających warunków pogodowych Djikstra klął pod nosem. Jego do tej pory sprawny jeep postanowił zademonstrować niezadowolenie i jak na złość nie odpalać w dniu, gdy mieli wyruszyć w głąb desperacji. Biomech z robiącym wrażenie irokezem na głowie nie był windykatorem kasyna, tym razem jednak zgodził się przejąć obowiązki nieobecnego od jakiegoś czasu Sakira i złapać jednego z bardziej zadłużonych gości kasyna.
Dzięki ciepłej bluzie w fioletowe kratę wyróżniała się nieznacznie na tle innych osobników krążących po dość popularnej w apogeum uliczce znajdującej się w sąsiedztwie baru. Tego dnia nie wzięła ani plecaka, ani portfela, o czym zorientowała się będąc już w uliczce. Westchnęła z rezygnacją, spoglądając na towarzyszącemu jej Djikstrze. - Szlag. Zapomniałam portfela. - Nie była to rzecz istotna, w końcu nie przybyła tutaj na zakupy. Niestety, prowiant zdążyła już dawno zjeść, będąc pewną, że na miejscu kupi jedzenie oraz wodę na powrót. - Mam tylko jakieś drobne. - W takim razie musimy się streszczać - Djikstra spojrzał na swój wiszący zegarek, choć był biomechem i zegary w najróżniejszych formach były wbudowane w jego ciało. - Spotkajmy się za trzy godziny pod barem. Myślę, że uda mi się złapać rudzielca dość szybko, ponoć tutaj przebywa najczęściej.
Rudzielec, czyli Mikael zaciągnął w kasynie dość spory dług, którego do dzisiaj nie spłacił. Djikstra, kasynowy zaopatrzeniowiec za główny cel teraźniejszych łowów obrał sobie właśnie jego, z czego jednak na pewno nie będzie zadowolony Sakir. Między dwójką mężczyzn nigdy nie było zgody, a po dzisiejszym dniu przepaść między nimi tylko się powiększy. - Dobrze, ja przez ten czas postaram się dowiedzieć jak najwięcej zarówno o gangu kocurów, losie naszego informatora i o rzekomej zarazie... - mrugnęła z sympatią do Djikstry, który odwzajemnił gest  półuśmieszkiem, po czym z gracją przypisaną do każdego kotowatego zniknęła w gęstym tłumie. Czas ją naglił, nie mogła pozwolić sobie na dłuższe rozmowy, choć te prowadzone z inteligentnym i oczytanym Djikstrą niewątpliwie sprawiały jej przyjemność. Plan działania i szczegóły dzisiejszego dnia zdążyli omówić w dość długiej drodze do tego miejsca.
Do jej czułych, teraz nastawionych na wyłapywanie ważnych informacji uszu docierały słowa różnej wagi. Podchodziła do różnych kręgów i małych grupek oraz szukała znajomych twarzy, próbując dowiedzieć się czegokolwiek o kasynowym informatorze, zarazie, a także o ataku na Szpital Ostatniej Nadziei.
Po godzinie jej zmęczone nogi i lekko ochrypnięty głos zmusił Marcelinę do chwilowego wypoczynku. Chcąc złapać oddech, skierowała swoje kroki do baru, planując wyłożenie swojego cielska na schowanym gdzieś w cieniu krześle bądź fotelu. Chciała też w spokoju poukładać usłyszane informacje w głowie. Przyspieszyła nieznacznie kroku, chcąc dostać się do celu, gdy nagle wpadł na nią mężczyzna, z pozoru nieznajomy, któremu od razu chciała rzucić krótkie przepraszam. Gdy jednak jej oczy spoczęły na linii twarzy nieznajomego, osłupiała, nie wiedząc, dlaczego.
Na pewno znała tego człowieka.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.01.19 17:43  •  Ulica przy barze - Page 5 Empty Re: Ulica przy barze
Siła uderzenia, z jaką skonfrontowały się ich ramiona, musiała być wiarygodna, więc Liu Jie, nie przebierając w środki, użył niemal całej drzemiącej w sobie siły, aby tak się stało. Z tego powodu najprawdopodobniej oboje odczuli konsekwencje zderzenia, choć w jego przypadku takowe przyszły z wyraźnym opóźnieniem.
  Zanim nadeszły, palce diakona zacisnęły się na znajdującym się w kieszeni kobiety przedmiocie. Nie wiedział, co to takiego i nie miał czasu na wstępne oględziny swojego łupu i ocenie jego wartości. Musiał działać szybko, by jego postępek nie został zauważony, a jednocześnie nie koncentrować się przesadnie na wykonywanym przez siebie manewrze. Mimo doświadczenia, nigdy nie wiedział, czy jego misja się powiedzie. Wpływało na to wiele czynników, ale tym razem – przy jego uldze - poszło jak z płatka i co najważniejsze twarz kobiety nadal została w zasięgu jego spojrzenia. Dzięki temu kątem oka dojrzał, że właścicielka kasyna otwiera usta, więc w odpowiedniej, niemal wyuczonej chwili wpadł jej w słowo z wyraźną, aczkolwiek udawaną skruchą słyszalną w głosie::
  — To ja przepraszam. Straszna gapa ze mnie. Powinienem patrzeć, gdzie idę.
  Wygiął usta w niewinnym uśmiechu. Przeciwieństwie do niej, Liu Jie miał pewność, że jej nie znał. Nie kojarzył jej nawet z widzenia. Rysy twarzy nic mu nie mówiły, a były na tyle charakterystyczne, że gdyby spotkał ją wcześniej na swojej drodze, to na pewno pozostałyby po sobie ślad w jego całkiem dobrej pamięci.
  Włożywszy ukradziony przedmiot do kieszeni w formie zapalniczka żarowej (choć nadal nie wiedział, co było podmiotem jego kradzieży), pożyczył jej miłego dnia z zamiarem zniknięcia jej z oczu, aczkolwiek los bywał przewrotny. W momencie, gdy ją wyminął, nieśmiertelnik wypadł mu z kieszeni i skonfrontował się z żwirem, który było obsypane podłożem. Kobieta zapewne zarejestrowała ten moment, on niekoniecznie. Przede wszystkim chciał jak najprędzej czmychnąć z zasięgu jej spojrzenia, nie wzbudzając przy tym żadnych podejrzeń.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.01.19 21:25  •  Ulica przy barze - Page 5 Empty Re: Ulica przy barze
Marcelina, choć zawsze wyczulona na podobne numery i bezlitośnie je tępiąca, tym razem nie dostrzegła chytrego podkradnięcia jej ulubionej zapalniczki. Patrzyła z zapartym tchem na mężczyznę, przypominając sobie ten ostatni raz, kiedy odprowadzała wzrokiem jego wysoką sylwetkę. Wtedy, w jej wiosne. W Starej Desperacji, która teraz tonie w zgliszczach i ruinach...

- Braciszku, dokąd idziesz?
- Daleko, Marcelino.
- A kiedy... kiedy wrócisz?
...cisza także jest odpowiedzą, Marcelino.


Mrugnęła ciężko, wodząc wzrokiem za szybko odchodzącego mężczyznę. Chciała go zawołać, pobiec za nim, dogonić. Uprzedził ją jednak Djikstra, który nagle wyłonił się z tłumu i zagrodził drogę złodziejaszkowi. Był od niego wyższy i postawniejszy, a ogromny irokez tylko potęgował to niespecjalnie przyjemne pod względem okoliczności wrażenie; respekt jednak wzbudzały przede wszystkim zmechanizowane części ciała biomecha, w niektórych miejscach iskrzące się i zachowujące niczym niebieskie diody. - Pojebało Cię? - syknął, chwytając stalowym uściskiem za fraki Liu Jie - Chyba Ci życie niemiłe, skoro próbujesz oskubać właścicielkę kasyna...
Marcelina uniosła brew i dość szybko otrząsnęła się z dziwnego letargu. Zrobiła krok do przodu, chcąc wyjaśnić sytuację i nie dopuścić do mordobicia; wtedy jednak dostrzegła przedmiot leżący na glebie. Podniosła go i patrzyła chwilę na niego, niemalże rozpoznając go od razu.
Miała taki sam.
Sięgnęła do tylnej kieszeni swoich ulubionych, startych już spodni, wygrzebując w końcu z nich identyczną, czarną blaszkę, którą dostała od swojego ojca. Przyłożyła dwa przedmioty do siebie, czując przypływ gorąca i mocne kołatanie serca. Adrenalina skoczyła do niemożliwych wręcz granic, a czoło zalał pot. - Skąd to masz?! - zapytała, w sekundzie doskakując do mężczyzny. Zdezorientowany Djikstra spojrzał na blaszkę, którą również u Marceliny niegdyś widział i puścił w końcu mężczyznę, łypiąc na niego nieufnie spode łba. Marcelina najpierw podsunęła Liu otwartą dłoń z jego blaszką, a następnie przysunęła swój egzemplarz.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.01.19 23:23  •  Ulica przy barze - Page 5 Empty Re: Ulica przy barze
Nie przewidział, że właścicielka kasyna poruszyła się po Desperacji w towarzystwie obstawy. W gruncie rzeczy, mimo docierających do niego pogłosek o tym miejscu, nigdy tam nie zawędrował, stąd też nie miał bladego pojęcia, że osoba o takiej pozycji społecznej otaczała się tego typu przywilejami, ale może nie powinno go to dziwić? Z tego, co udało mu się wywnioskować po wypowiedzi handlarza, ofiara jego grabieży była dość znaną osobistością w tym zakątku Desperacji, więc zapewne miała dużo wrogów. Gdyby tak nie było, jej przybytek nie ugiąłby się pod ciężarem pożaru. Toteż, gdy dobrze zbudowany mężczyzna zastąpił mu drogą, zatrzymał się, nie kryjąc zaskoczenia, które objęło jego twarz. Aczkolwiek, czując jak ten ciągnie go za ubranie do swojej pracodawczyni, pożałował, że nie zademonstrował mu swojej zwinności.
  — Nic podobnego — zapewnił z ciężkim westchnieniem ulatującym spomiędzy warg. Wygląd mężczyzny nie wywarł na nim żadnego wrażenia. Miał do czynienia z wieloma oprychami jego pokroju, więc przywykł, że zwykle kończył jako ich worek treningowy. — Ten jeden rabunek nie puści jej z torbami, panie władzo. Poza tym skoro przymknęliście oko na poczynania gangu, który puścił z dymem kasyno, to niby dlaczego mielibyście karać śmiercią kogoś kto przymiera z głodu i chce tylko przeżyć? Litości!
  Ochroniarzowi nie udało się skonstruować odpowiedzi na czas, bo oto do akcji wkroczyła jego pracodawczyni. Dopiero po chwili Liu Jie zrozumiał, że kobieta trzyma w ręku jego nieśmiertelnik. Musiał mu wypaść z kieszeni.
Skąd to masz?
  Wzruszył ramionami.
  — Nie wiem. —  Prześlizgnął spojrzeniem po niemal identycznym przedmiocie, który zapewne należał do kobiety. —  Wisiał na mojej na szyi, gdy obudziłem się w edeńskim ogrodzie tuż po przemianie — uściślił na wypadek, gdyby jej towarzysz stracił do niego ostatnie pokłady cierpliwości. Musiał działać szybko. Wydobył z kieszeni wcześniej skradzioną zapalniczkę i zacisnął na niej mocno palce, jednocześnie wyciągając rękę ku właścicielce kasyna.   — Nie ukrywam, że bardzo zależy mi na odzyskaniu tego przedmiotu, więc proponuję uczciwą wymianę. Ja oddam ci — zerknął na trzymaną w dłoni rzecz należącą do kobiety — zapalniczkę, a ty mi blaszkę. — Zerknął jej prosto w oczy. — Umowa stoi?
  Ha, wiedział, że wraz z pojawieniem się groźnie wyglądającego jegomościa, nie był na pozycji, która pozwalał mu dyktować warunki, ale nie miał wyjścia. Wybite na nieśmiertelniku imię i nazwisko było najprawdopodobniej jedną rzeczą łączącą go z zapomnianą przeszłość. Najprawdopodobniej, gdyż mógł go ukraść zanim dopadł go wirus.
  — Ewentualnie mogę ci go oddać, jeżeli powiesz mi do kogo wcześniej należał. — rzekł, choć po prawdzie nie łudził się, że kobieta posiada jakąkolwiek wiedzę o pierwotnej właścicielce nieśmiertelnika. Mimo iż podobieństwo wizualne dwóch blaszek sugerowało, że stworzył ją jeden człowiek, równie dobrze mógł to być czysty zbieg okoliczności, niemniej miał wrażenie, że tylko rozmowa na ten temat może uratować mu skórę. Tonący brzytwy się chwyta.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 5 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
- Similar topics
» Ulica
» Ulica
» Ulica
» Ulica
» Ulica

 
Nie możesz odpowiadać w tematach